• Nie Znaleziono Wyników

Wyjazd do Łodzi i śmierć ojca - Zipora Nahir - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wyjazd do Łodzi i śmierć ojca - Zipora Nahir - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

ZIPORA NAHIR

ur. 1930; Hrubieszów

Miejsce i czas wydarzeń Łódź, okres powojenny

Słowa kluczowe Łódź, okres powojenny, szkolnictwo, życie codzienne, śmierć ojca

Wyjazd do Łodzi i śmierć ojca

Po Kielcach moi rodzice postanowili, że nie wiadomo co będzie, zresztą to już był więcej niż rok po zakończeniu wojny, i mój ojciec miał jakąś nadzieję, może w Łodzi coś dostać, że my się przeniesiemy do Łodzi. I rodzice przenieśli się do Łodzi, a mnie wysłali do siostry tam do Wałbrzycha, pod koniec wakacji, i ja byłam u nich gdzieś od sierpnia do lutego czterdziestego siódmego roku. Uczyłam się tam sama. Jak rodzice jakoś się ulokowali w jakimś pokoju w Łodzi, to ja wtedy przyjechałam do nich. I wtedy poznałam młodzież. Bo Łódź już była bardziej, to znaczy było już dosyć dużo uchodźców, którzy przyjechali z Rosji. I mój wujek z Rosji też przyjechał. I to było bardzo ważne, bo on był buchalterem, więc on mógł zacząć pracować i mieliśmy z czego żyć. Ja zaczęłam się uczyć, poznałam młodzież syjonistyczną i poszłam do ruchu młodzieżowego. I to mi bardzo dużo dało. Jako szesnastoletnia dziewczyna spotykałam innych i tam… Uczyłam się sama, prywatnie, przy pomocy jakiegoś studenta, który mnie uczył matematyki i fizyki. Ale wszystkie humanistyczne przedmioty robiłam sama, siedziałam całymi nocami i uczyłam się. I uczyłam się tak, bo ja wiem, że ja zasypiałam. Bo czasem rano, jak czytałam to co pisałam w nocy, streszczałam z książek, no to było coś co ja śniłam i pisałam. Może inni studenci też mieli coś takiego. W każdym razie zaczęłam jakby normalne życie, z rodzicami. W wielkiej nędzy, bez dwukolorowych pończoch, bardzo, bardzo skromnie, ale uczyłam się, przygotowywałam się do małej matury. Jak byłam jeszcze w Wałbrzychu u mojej siostry i szwagra, ponieważ szwagier był adwokatem, to on mnie uczył łaciny. On znał łacinę, pamiętał dobrze, bardzo dobrze. I ja w maju czy w czerwcu czterdziestego siódmego roku podeszłam do egzaminów i zdałam małą maturę. I wtedy zapisano mnie do liceum. Dwie ostatnie klasy licealne skończyłam w normalnej szkole, w gimnazjum dla dziewcząt, żeńskie gimnazjum matematyczno-fizyczne. I to było moje osobiste osiągnięcie, nadzwyczajne. Po pierwsze, bo chciałam się uczyć i zrobiłam maturę jak miałam dziewiętnaście lat, to wszystkiego jeden rok więcej niż normalnie. I byłam bardzo dumna z siebie. I to mi dało dużo pewności, mimo, że ja…

(2)

A, i również byłam razem z młodzieżą. I byłam w Polsce, w której wierzyłam razem z innymi, że będzie lepszy świat. Nie wiem co czuli ludzie, znaczy ja wiem, ale wtedy nie wiedziałam co czuli inni ludzie, którzy przyjechali sami, którzy nie odnaleźli rodzin.

Myśmy stracili całą rodzinę, z obu stron, ze strony ojca, ze strony matki, wszyscy…

Po każdej stronie kilkadziesiąt osób, ciotki, wujkowie, kuzyni. Nikt nie został, poza tym jednym wujkiem, który w swoim czasie uciekł na Sybir. I myśmy zostali właściwie sami, ale ja potrafiłam znowu jakoś czuć nadzieję na życie. I tak właściwie myśmy żyli. W czterdziestym dziewiątym roku mój ojciec, który pracował fizycznie, tam przenosił bale manufaktury z miejsca na miejsce, ponieważ wyszedł z wojny widocznie bardzo osłabiony, chory, dostał ataku serca i zmarł. Po dwóch godzinach.

To ja miałam dziewiętnaście lat wtedy i to był bardzo wielki cios. Oczywiście to zawsze jest wielki cios. Ale dla mnie ojciec był ostoją. Bo jak myśmy byli w Łodzi, jeszcze zanim zrobiłam tę maturę i uczyłam się sama, myśmy nie mieli co jeść, ale ojciec miał pieniądze dla tego studenta, który też był bardzo biedny, żebym ja się mogła uczyć. I on wiedział jak ja łaknę tej nauki. I zrobił wszystko, ojciec i matka, ale ja to czułam u ojca szczególnie, że on to zrobił, żeby mnie uszczęśliwić. I ja mu byłam za to tak wdzięczna.

Mój ojciec, jak ja poszłam do organizacji syjonistycznej świeckiej zupełnie, to mój ojciec prosił tylko o jedno, żebym ja wracała ze zbiórki tej naszej grupy przed jedenastą. Bo o jedenastej w nocy nasz dozorca zamyka bramę na noc, jak ktoś się spóźnia i dzwoni dzwonek, to on przychodzi i patrzy kto się spóźnił, następnego dnia on mówi: „Dzień dobry, panie Sztecher, pan wie, że córka pana wróciła wczoraj późno w nocy?”. Co jest bardzo niemoralne. I cała grupa nasza zawsze biegała ze mną, żeby godzinę przed jedenastą odprowadzić Felę ze zbiórki do domu.

Data i miejsce nagrania 2017-07-05, Lublin

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Transkrypcja Marta Tylus

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ale przedtem chciała, żeby on się trochę tak ustatkował, a ta praca jako mechanik była jak gdyby mniej poważaną.. Chcieli, żeby był kupcem, tak jak

Słowa kluczowe Hrubieszów, dwudziestolecie międzywojenne, dzieciństwo, szkolnictwo, życie codzienne, szkoła powszechna, droga do szkoły.. Droga

I była bardzo duża… Nie powiem, absolutnie nie nienawiść, ale było dużo bólu, że rodzice tak religijni i tak, jak to powiedzieć, którzy byli częścią tej Polski, tej

O ile ja pamiętam, były plany moich rodziców wyjechać, opuścić Hrubieszów i pojechać i urządzić się w Łodzi.. Ale ponieważ rodzice starsi byli w Hrubieszowie, i

Ja byłam w domu sierot, w sierocińcu i tam było kilkoro dzieci, to znaczy tam była dwunastoletnia dziewczynka, ośmioletni chłopiec i zdaje się tam dziesięcioletnia jeszcze

przyłożył mu serdecznie w twarz, Niemiec się przewrócił, a drugi, i to było dla nas szczęśliwe - kopnął w ten kij, na którym trzymała się gwiazda, kopnął tak ładnie,

Nie tylko, że to było zapisane, ale na każde pytanie potencjalne, odpowiadałam i odpowiadam, że ja jestem Żydówką. To znaczy jak tak kategorycznie powiedziałam, bo

Bo ja wiem, że moja mama była kuzynką tej ciotki później, która wyjechała i za nią wyjechał mój wujek, to znaczy brat mojego ojca.. I oni się poznali na