• Nie Znaleziono Wyników

Słowo i Myśl. Dwumiesięcznik Społeczno - Kulturalny, 2007, nr 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Słowo i Myśl. Dwumiesięcznik Społeczno - Kulturalny, 2007, nr 1"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

ISSN 08608482 CENA 4,0 0 ZŁ

SŁOWO,

L MYSI

NR

94 DWUMIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY PRZEGLĄD EWANGELICKI

UKAZUJE SIĘ OD 1989 ROKU

(2)

KWIATY SĄ UŚMIECHEM STWORZENIA

Czym byłoby życie bez kwiatów,

bez tych w ielu tysięcy różnobarwnych zw itek w naszym świecie?

One nadają szarzyźnie dnia powszedniego nową farbę.

One temu co zwyczajne darują uroczy zapach.

Kwiaty są uśmiechem stworzenia.

One są dowodem na to, że otoczony jestem pięknością.

Ja muszę temu tylko raz się przyjrzeć.

Sonja W ill ms

Tłum .: ks. Jan K rzyw o ń

(3)

SŁOWO, / MYŚL

SŁOWO , / MYSI

NR 94

D rodzy C zytelnicy

W tym pierw szym num erze 2007 roku, pragniem y całą redakcją życzyć Błogosław ieństw a Bożego w Waszym życiu, oby Pan to w arzyszył wszystkim podejm ow anym aktywnością, czu w a ł nad zd ro w ie m i realizacją n ow orocznych planów . D zięku je m y w szystkim

zaangażowanym C zytelnikom , za spostrzeżenia odnośnie naszego czasopisma. Cieszą nas dobre słow a docierające bezpośrednio do redakcji lub za pośrednictw em życzliw ych nam osób. Jednocześnie z w ie lk ą uwagą w ysłuch iw a liśm y zawsze uwag krytycznych starając się zawsze w miarę m ożliw ości zadość u czyn ić popełnianym błędom ponadto dążąc do ich e lim in a c ji w przyszłości.

Dw a miesiące temu m in ął rok 2006, rok o w o cn y dla redakcji Słowa i M yśli. Regularnie udaw ało się nam docierać do Państwa dom ów , p od ejm ując starania, aby przed w iększym i świętam i nasz d w u m ie sięczn ik b ył zawsze z W am i. O czyw iście i w tym roku regularność ukazyw ania się Słowa i M yśli będzie jed nym z najw ażniejszych priorytetów . Ponadto dążym y ja k z każdym numerem do zamieszczania jak najciekaw szych artykułów , za które bardzo dziękujem y, nie ty lk o naszym stałym autorom , ale także osobom piszącym w w yją tk o w y c h sytuacjach, pragnących p o d z ie lić się w łasnym i przem yśleniam i czy dośw iadczeniam i. Jednocześnie zo bo w ią zan i jesteśmy złożyć gorące p od zię kow a nia naszemu długoletniem u cz y te ln ik o w i, ale przede w szystkim autorow i i tłu m a czow i poezji - ks. Janowi K rz y w o n io w i. Jeśli m ielibyśm y

m ożliw o ść w ydać wszystkie dzieła nadsyłane nam z H anow eru, przez drogiego nam polskiego duszpasterza na obczyźnie, to nie starczyłby w ielosetstronicow y tom.

W iersze trafiające na łam y naszego czasopisma są jedynie ułam kiem procenta nadesłanej poezji. D ziękujem y

serdecznie i oczekujem y dalszych tłum aczeń oraz dzieł autorskich. Tutaj chcem y rów nie ż zachęcić innych, zastanawiających się nad podjęciem trudu przelania na papier sw oich w rażeń, rozm yślań lub przeżyć, aby n ie zw ło cznie to u c z y n ili śląc je pod naszym adresem.

5

Jesteśmy 2

ks. d r H e n ryk Czembor W yją tk o w e dni

Reformacja 3

H e n ryk D o m in ik

Spadkobiercy Reformacji

Rozmyślania 5

K a ro l Toeplitz

O (decydującej) roli kobiety w historii H anna Warecka

Pytanie o sens życia Roman G rabow ski

W y z w a n ia stawiane światu w dobie g lo b a liz a c ji. Św iat w obec eskalacji terroryzm u radykalnych fundam entalistów Islam skich

M a ik D ie tric h -G ib h a rd t Hasło Roku Pańskiego 2007

Zamiast katechizmu 14

H e m y k D o m in ik N a c jo n a liz m

Z księgarskiej półki 15

d r A d ria n U ljasz Prawosławie

in Memoria 17

A dam M a tra s

Sługa Słowa Bożego i Jedności Chrześcijan - ks. Z ygm u nt M ich elis

Ewangielicy na ziemiach polskich 19

A n d rze j K o rtas

Sytuacja w Kościele Ewangelickim w Pile przed II w o jn ą św iatow ą

d r A d ria n Uljasz

Vetterow ie - e w angeliccy dobroczyńcy Lublina

0 /fe/lYb

ti 0 0 8 0 5 ' i/

(4)

SŁOWO ,

I

JESTEŚMY

/ MYŚL I

Wyjątkowe dni

ks. dr Henryk Czembor

M in ą ł kolejny rok. Rozpoczął się nowy.

Za nam i pierwsze d n i nowego roku, pierwsze tygodnie i kończy się właśnie, kiedy piszę te słowa, pierwszy miesiąc tego nowego roku.

To tak ju ż jest, ze kiedy zaczyna się liczenie czasu zaczynamy od liczenia m inut i godzin.

A potem stopniowo przechodzimy do liczenia większych jednostek czasu; dni, tygodni, miesięcy, lat, dziesięcioleci, w ieków ...

To pow tarza się za każdym razem, gdy rodzi się nowy człowiek. Jego rodzice liczą najpierw dni je g o życia, potem tygodnie, miesiące i la ta ...

A potem lata i dziesięciolecia człowiek ju ż Uczy sobie sam. Liczy lata, bo liczenie miesięcy, tygodni czy d n i je s t coraz trudniejsze. Po prostu je s t ich za dużo... Sam próbow ałem p o liczyć dni

mojego życia, ale kiedy okazało się, ż.e ju ż dość dawno ich liczba przekroczyła dwadzieścia tysięcy, dałem sobie spokój z ich liczeniem ...

K

ażdy dzień niesie ze sobą wydarzenia, prze­

życia, doznania i doświadczenia. Chociaż te dni w ydają się być do siebie bardzo podobne, w ręcz bliźniacze, to jednak każdy dzień jest inny, jedyny w swoim rodzaju. A jednak w na­

szej św iadom ości zle w a ją się w jeden ciąg, w którym trudno w yróżnić poszczególne dni. Nie jesteśmy w stanie odtw orzyć wydarzeń każde­

go poszczególnego dnia naszego życia. A im w ięcej m am y tych dni za sobą, tym trudniej o odtw orzenie tego, co było treścią konkretnego dnia. Przy wspomnieniach zawodzi pamięć, myli się kolejność wydarzeń, giną w mrokach niepa­

m ięci dawne przeżycia i doznania.

Naprawdę z owej w ielkiej liczby przeżytych dni liczą się tylko niektóre. Dlatego też pisząc sw ój ż y c io ry s n ie w y m ie n ia m y w s z ystkich k o le jn y c h d n i, ale ty lk o nie któ re . Te, które powszechnie uznaje się za ważne. A w ięc po­

dajemy datę urodzin i czas nauki szkolnej, datę zawarcia zw iązku małżeńskiego i daty narodzin

naszych dzieci, datę podjęcia pracy zaw odo­

w ej i zatrudnienia w różnych zakładach pracy.

A kiedy życiorys dotyczy zw iązkó w z Kościo­

łem zawiera jeszcze daty chrztu świętego i kon­

firm a cji.

P o d o b n ie , k ie d y staram y się o d tw o rz y ć z pamięci poszczególne dni naszego życia, to okazuje się, że tak naprawdę pamiętamy tylko te, w których w y d a rz y ło się coś szczególnie ważnego, coś co ukształtowało nasze życie na następne lata; a w ięc spotkanie z ludźmi, z któ­

rymi się związaliśm y, zm ianę miejsca zamiesz­

kania, osiągnięcie życiow ego sukcesu, ż y c io ­ w e porażki i tragedie, czas duchowego przeło­

mu, w ybó r życiow ej dro gi...

Również w życiu ludzkości, a także poszcze­

gólnych narodów, czy w spólnot religijnych są w ydarzenia i d ni, które na zawsze pozostają w pamięci i świadomości tych społeczności. One znaczą w ięcej niż całe lata, dziesięciolecia czy w ie k i. D la chrześcijan bez w ątpien ia ta kim i dniam i są dni śmierci i zm artwychwstania Chry­

stusa Pana. Bez nich nie byłoby szansy pojedna­

nia z Bogiem, zbaw ienia i życia wiecznego. Bez nich nie m o żliw a jest wiara w Chrystusa Pana ani istnienie Kościoła. Dlatego też ciągle w ra­

camy pamięcią do tych dni. Dni, w których zgod­

nie z naszą wiarą, zdecydow ały się losy ludz­

kości. Przy tym nie chodzi tylko o w spom ina­

nie, o odtw orzenie tego, co się wtedy stało. Ale chodzi także i przede wszystkim o utwierdza­

nie się w wierze w Ukrzyżowanego i Zm artwych­

w stałego Z b a w ic ie la , o pewność, że w N im i tylko w N im jest nasza nadzieja, nasza przy­

szłość i nasze zbawienie.

I choć m ijają kolejne dni, choć przychodzą w ciąż now e wydarzenia, to nic nie może zastą­

pić ani usunąć w niepamięć tego, co się stało.

Dlatego i w tym roku spośród wszystkich daw ­ nych w ydarzeń, które będziem y w spom inać, najważniejsze będzie o w o zbliżające się wspo­

m inanie dni śmierci i zm artwychwstania nasze­

go Z baw iciela.

2I

(5)

REFORMACJA SŁOWO . I i MYSI

Część 2 Spadkobiercy Reformacji

Henryk D om inik

P od koniec panow ania w A n g lii Elżbiety I, w Kościele anglikańskim p o ja w ił się purytanizm (purus - czysty) dążący do reform y K ościoła A n g lii na w zór kalw iński. Głównym

reprezentantem tego ruchu b y ł Robert Browne (ok. 1550-1633). C h cia ł w yrzu cić z K ościoła A n g lii wszystkie pozostałości katolickie:

uroczystości świętych, absolucje kapłańskie, znak krzyża, instytucje rodziców chrzestnych, władzę biskupów. G ło s ił autonomię każdego zboru chrześcijańskiego. B y ł zwolennikiem teo lo g ii K alw ina, ale i rozdziału K ościoła od państwa. Po skończeniu studiów zaczął tw orzyć zbory, lecz został w ydalony z kraju. W H o la n d ii w ydał trzy traktaty, w których n aw oływ ał do osobistego zjednoczenia się każdego

chrześcijanina z Chrystusem, odrzucał w szelką hierarchię uważając, ż.e głow ą każdego zboru i każdej w spólnoty je s t Jezus Chrystus

J

ego „Zasady studiowania Pisma" i „Życie i oby­

czaje wszystkich prawdziwych chrześcijan"

stały się podstawą tw orzenia niezależnego pu- rytanizmu. Jego reformy zostały wprowadzone w życie w czasie rew olucji angielskiej (1642- 1649) O livera C rom wella i przetrwały do 1660 roku, gdy zbory te zdelegalizowano. Jednak jego idee przyjęto w pierwszym angielskim zborze baptystycznym w 1612 r. oraz we wspólnotach religijnych na ziem i amerykańskiej, przyczynia­

jąc się do dem okratyzacji, tolerancji, równości prawa i w o ln o ści prasy. O ne b yły podstawą uchwalenia osiemnastowiecznej konstytucji Sta­

nów Zjednoczonych.

Konserwatywny, form alistyczny rytuał Ko­

ścioła anglikańskiego, w zorow any na zw ycza­

jach, form ach, a nawet strojach Kościoła rzym ­ skokatolickiego pow odow ał, iż w ielu członków tego Kościoła odw racało się od jego praktyk ku w zorom b ib lijn ym . Niezależni purytanie i euro­

pejscy anabaptyści w XVII w ieku dali początek w yznaniu baptystycznemu. Tolerancja gwaran­

towana przez prawne regulacje rządów O liw e- ra C rom wella, przyczyniła się do rozw oju w o l­

ności religijnej oraz do powstawania nowych grup religijnych.

P ojaw iły się pierwsze grupy baptystyczne, uważające Kościół za dobrow olne zgromadze­

nie w ierzących, ale poszli dalej niż ich poprzed­

nicy odrzucając chrzest niem owląt, a udziela­

jąc go tylko tym , którzy mogli złożyć osobiste w yznanie wiary. W 1644 r. opublikow ali pierw ­ sze, a w 1677 r. drugie Londyńskie Wyznanie W iary, w XVIII w ie k u z a ad op to w a ne także w Am eryce Północnej jako Wyznanie Filadel­

fijskie.

O d anabaptystów różnili się zezwalając na o b e jm o w a n ie u rzę dó w , składanie przysięgi i służbę w ojskową. C zołow ą postacią baptyzmu angielskiego był John Bunyan (1628-1688). Po­

c h o d z ił z ubogiej rodziny, skończył zaledw ie szkołę podstawową, służył w armii parlamentu.

W 1653 r. przystąpił do zboru baptystów w Bed­

ford i został kaznodzieją. Napisał duchową au­

tobiografię „Łaska obfitująca" w czasie swego pierwszego uw ięzienia, za Karola II. Został ska­

zany za nie uczestniczenie w nabożeństwach anglikańskich i za to, że nie zaprzestał działal­

ności kaznodziejskiej. W w ięzieniu przebywał ogółem 12 lat, pisząc książki religijne, które c ie s z y ły się w A n g lii w ie lk ą p o czytn o ścią , a szczególnie jego „Wędrówka Pielgrzyma", któ­

ra zajęła tam drugie miejsce po Biblii pod w zglę­

dem poczytności i doczekała się tłumaczeń na przeszło sto języków .

W 1672 r. wyszła w A nglii Deklaracja W ol­

ności Religijnej, która dała mu wolność, ale obo­

w iązyw ała krótko i Bunyan znowu trafił do w ię ­ zienia, ale tylko na pół roku. Został zw oln io ny po interwencji Johna Owena (1616-1683) - w y ­ bitnego niezależnego teologa, przedstawiciela nauki o „ograniczonym zadośćuczynieniu"

(uważał, że krzyż Chrystusa daje jedynie m oż­

liwość, aby wszyscy byli zbaw ieni, a nie gwa­

rancję) w książce „Śmierć śmierci w śmierci Chrystusa".

Bunyan był przykładem człow ieka żywej w iary i w yw arł w p ły w na rozw ój teologii, kulturę an­

glosaską i ro z w ó j K ościoła baptystycznego w Europie i Am eryce Północnej.

Innym przedstawicielem Reformacji angiel­

skiej b y ł George Fox (1624-1691). W w ieku 19-tu lat poczuł pow ołanie do głoszenia Bożego Słowa, o p u ś c ił K o ściół anglikański i zaczął

(6)

zyskiw ać z w o le n n ik ó w , któ rzy n a zyw ali się dziećmi światła lub przyjaciółmi prawdy, a z ło ­ śliwie przezywano ich kwakrami (drżącymi). Fox nauczał, że jedyną normą w iary jest wewnętrz­

ne s'wiatło, bezpośrednie oświecenie przez Du­

cha Świętego, a Chrystus żyje w każdym ducho­

w o nawróconym człow ieku. To dopiero pozwala właściw ie zrozum ieć Pismo Święte. G łosił rów ­ ność wszystkich ludzi wobec Boga, zabraniał no­

szenia broni, składania przysięgi i odkrywania głow y przed kim kolw iek. Kwakrzy nie honoro­

w ali żądnych tytułów . Potępiał wszystkie w ła ­ dze, wojsko i księży za nadużycia władzy.

W ielokrotnie prześladowany i więziony, po­

zyskał kilkadziesiąt tysięcy w yznawców, z któ­

rych w ielu przed prześladowaniami uciekło do Am eryki, gdzie ich o rę do w nik W illiam Penn (1644-1718) otrzymał od króla olbrzym ią połać ziemi i założył Pensylwanię, udzielając tam schro­

nienia innowiercom prześladowanym w Europie.

Kwakrzy zasłużyli się w czasie dwóch ostatnich wojen światowych, udzielając pom ocy material­

nej społeczeństwu zniszczonych krajów. Za to otrzymali w 1947 r. pokojową nagrodę Nobla.

Innym w yb itn ym przedstawicielem reform religijnych był początkowo duchow ny anglikań­

ski Roger Williams (1603-1683). W 1631 r. w y ­ jechał do Am eryki Północnej, gdzie śmiało w y ­ stępował w obronie Indian i wolności religijnych.

Sąd w Bostonie nakazał mu opuścić jego ó w ­ czesne miejsce zamieszkania, w tedy Indianie sprzedali mu duży obszar ziem i i założył tam w Rhode Island osadę Providence. Powstał tam pierwszy w Am eryce zbór baptystyczny. Na tej ziem i w pro w a d ził w olność sumienia i w yzna­

nia, równość w obec prawa, rozdział Kościoła od państw a. N ad ał m ieszkańcom stanu Rhode Island prawa, które w 1776 r. stały się podstawą praw konstytucji USA.

Anglia poza baptyzmem była kolebką jesz­

cze jednego ruchu religijnego, a m ia no w icie metodyzmu.

Twórcą jego b yli bracia John (1703-1791) i Charles (1707-1788) Wesleyowie. Urodzeni w rodzinie od trzech pokoleń pastorskiej, już jako studenci założyli tzw. Klub Świętych - stowa­

rzyszenie lud zi traktujących na serio religię, przez praktyczną pobożność, czuwanie i pogłę­

bianie znajom ości Pisma Świętego. Propagowa­

li konkretne, m etodycznie dokładne przestrze­

ganie zasad wiary, stąd nazywano ich kpiąco metodystami, co oni uznali za dobrą nazwę dla swej grupy.

W 1735 r. udali się do Am eryki Północnej i w czasie podróży poznali przedstawicieli Bra­

ci M oraw skich, z którym i utrzym yw ali po po­

w rocie do A nglii stałe kontakty i w 1738 r. John W esley o d w ie d z ił Herrnhut i M ikołaja Zinzen- dorfa. W izyta ta jeszcze bardziej utwierdziła jego wiarę.

Ale najważniejszą przemianę duchową prze­

żył 24 maja 1738 roku, gdy w pewnej społecz­

ności chrześcijańskiej usłyszał czytane w prow a­

d ze n ie Lutra do Listu do R zym ian. N apisał w swym dzienniku: „Poczułem, że moje serce dziwnie się rozgrzało. Poczułem, że ufam Chry­

stusowi, tylko Chrystusowi, gdy chodzi o moje zbawienie. I otrzymałem pewność, że On za­

brał moje grzechy... i wybawił mnie od prawa grzechu i śmierci".

Tak słowa M arcina Lutra naw róciły Wesleya i narodziły now ego reformatora. N aw rócił się także jego m łodszy brat Charles. Zaczęli głosić kazania o zbaw ieniu przez wiarę. Jednak takie nauczanie nie było w A nglii modne, gdyż prze­

żyw ała ona czas kompletnego upadku m oralne­

go i religijnego. Kościół anglikański był konser­

w atyw n y i zm aterializowany. Dlatego zabronio­

no im używ ać do kazań ambon kościelnych.

Zaczęli w ię c głosić kazania pod otwartym nie­

bem, m im o oszczerstw, gróźb i napadów na nich.

Ale pod w pływ em ich kazań Anglia zaczęła się odradzać duchow o. John przemierzał rocznie na grzbiecie konia do ośmiu tysięcy kilom etrów, by m ów ić do każdego, kto chciał go słuchać.

Takie życie p ro w a d z ił do ukończenia 87-ego roku życia, a w ięc prawie do śmierci.

A n glia pod w p ły w e m W esleyów przeszła p rz e b u d z e n ie r e lig ijn e , co ja k n ie k tó rz y tw ierdzą, u chroniło ją przed krwawą rewolucją, jaka miała miejsce w końcu XVIII wieku w e Fran­

cji. O b lic z a się, że w ygło sił około 42 tysięcy kazań. W ystępow ał przeciw niemoralności, p i­

jaństwu, n ie w olnictw u , przemocy i w ojnie. Ich działalność spow odow ała też przebudzenie du­

chow e w innych kościołach, a nawet w angli­

kańskim . Ew angelia tra fiła z n o w u do w ie lu ludzi. Ich działalność w yw arła w p ły w na zm ia­

nę rygorystycznego prawa, spowodowała refor­

mę w ięzien nictw a , poprawę w arunków pracy pra cow n ikó w najem nych, doprow adziła do po­

wstania z w ią zkó w zawodow ych.

M etodyści o dd zie lili się od Kościoła Anglii.

John o d w ie d z ił Irlandię, Niemcy, Holandię, po­

ło ż y ł p od w a lin y pod misję w e Francji. Napisał ok. 200 książek, a jego brat Charles ponad 6 tysięcy pieśni religijnych . Ostatnie kazanie John w ygłosił trzy dni przed swoją śmiercią.

** *

(7)

ROZMYŚLANIA SŁOWO , / MYŚL

Reformacja luterańska i kalwińska XVI w ie ­ ku stanowiła początek przemian nie tylko du­

chow ych w świecie. Nie tylko przyw róciła w ier­

nym czystą postać Słowa Bożego, nieskażone­

go dodatkami ludzkim i, które fałszowały praw­

dę tego Słowa. W prow adziła ona także począ­

tek przemian historycznych na drodze budow a­

nia nowego porządku społecznego opartego na pow szechnym dostępie do oświaty, równości w obec prawa, gwarantującego wolność sumie­

nia i w yznania oraz tolerancję religijną.

Spadkobiercy Reformacji działający w Euro­

pie i na kontynencie Am eryki Północnej, roz­

szerzyli zasięg jej nauk, otwierając szeroki za­

kres badań nad Biblią, stw orzyli towarzystwa b ib lijn e , rozpow szechniające jej znajom ość, a poprzez diakonię i rozw ój misji przekazując prawdę Bożą ludom całego świata.

Ich działalność przyczyniła się do ogranicze­

nia i elim inacji nietolerancji, tortur, prześlado­

wań religijnych. Spowodowała przez rozszerze­

nie granic w olności sumienia rozwój w ielu dzie­

dzin nauki, gdyż zasada wolności myśli, której gwarantem jest Zbaw iciel, stała się powszech­

na.

Skończyło się panowanie inkw izycji, groź­

ba stosów, indeks ksiąg zakazanych. Skończyło się zniew olenie człow ieka, któremu od w ieków średnich zakazano myśleć. Ludzkość po pierw ­ szej Reformacji i reformach jej spadkobierców weszła na drogę rozw oju, bez krępujących ludz­

kich li tylko dogmatów, krępujących nie tylko myśl ludzką, ale i elim inujących prawdę Bożą.

„P o s łu c h a j je j.... ” 1 M o jż 21, 12.

0 (decydującej) roli kobiety w historii

Karol Toeplitz

Czy słow a m otta wypow iedziane przez Boga do A brah a m a p o sia d a ją uniw ersalną w artość?

Czy należy ich, kobiet, słuchać zawsze, wszędzie i bezdyskusyjnie? A je ż e li tak, czy nie byłby to preantyczny fem in izm zapisany na kartach Starego Przym ierza, na k tó ry m ogłyby się p o w o ły w a ć współczesne fe m in is tk i?

Są pytania, na które nie należy się

spodziewać odpowiedzi, w każdym bądź razie przekonujących.

Jeżeli się nie pom yliłem , S tary Testament wspom ina o 141 kobietach z im ienia. Jednak większość tam wspomnianych, to anonimowe Żony, m atki, córki, nałożnice, służące,

niew olnice, dziewice, m am ki i temu podobne, nie licząc bogiń w rodzaju Aszery, Asztarte, A targ a tis itp.

K

iedy zajm ujem y się uniwersalnymi treścia­

mi m oralnym i Pisma św., zapis faktów hi­

storycznych ma znaczenie drugorzędne. W tedy bez większego znaczenia jest czy na przykład Holofernes, w ód z potężnej arm ii, był Persem, jak chcą historycy, czy Asyryjczykiem , jak chce Słowo pisane. W ażna jest idea, istota sprawy, problem , a nie strona zjaw iskow a, co ustalił w sposób bezdyskusyjny niejaki Hegel.

Istota w ydarzeń, na których podstawie pra­

gnę wskazać na uniwersalne, ponadhistoryczne treści m oralne (jakby niektórzy p ow ied zie li z odcieniem lekceważenia: „treści abstrakcyjne­

go h u m an izm u "), jest, z dzisiejszego punktu w idzenia, banalna. O to potężna armia napada grabi i w ycina w pień miasta, a nawet całe pań­

stwa. Jedynie judzkie miasto Betulia postanowi­

ło się bronić. Ludność pościła, m odliła się, asce- za święciła tryumfy, ale mędrcy zdawali sobie

(8)

SŁOWO . ROZMYŚLANIA

; M YSI I

sprawę z tego, że jedynie idee można zwalczać ideam i, ale nie potężną arm ię, w ię c za le c ili budow anie fo rty fik a c ji, obsadzanie w ojskam i górskich s'cieżek i wąskich przesmyków, który­

mi w róg m ógłby do miasta dojść. Wszystko nie zdało się na nic. Każda opoka, każda w arow nia (a także każdy system idei) ma swoje słabe m iej­

sca. Kiedy H olofernes o d c ią ł miastu d o p ły w wody, mieszkańcy Betulii zaczęli myśleć o ka­

pitulacji. (O naiwności! N ie w iedzieli, albo nie chcieli przyjąć do wiadom ości, że król Nabu- chodonozor nakazał w od zow i swojej armii w y ­ tępić wszystkich bogów w podbitych krajach, by jego jedynie czczono jako boga. Stąd w y n i­

ka m orał pierwszy, ale nie ostatni: zw ycięzcy pragną łupów , to oczywiste, ale bardziej jesz­

cze pragną panować nad myślami i wiarą poko­

nanych, i to dopiero stanowi o zwycięstw ie je d ­ nych i przegranej drugich).

Starszyzna zebrała tłumy. Dialog m iał prze­

bieg typow y dla takich sytuacji: „M y wam za­

ufaliśmy, a wyście nas w m anew row ali w taką sytuację! - to głos tłum u. Niech Bóg rozsądzi m iędzy w am i a nami, kto z nas m iał rację ...Dla­

czego nie chcieliście się Asyryjczykom poddać od razu... Teraz już żadnej nie znajdziem y po­

m ocy...".

(Relacja: „m y " - „o n i", czyli „pa nu jący - poddani", ma swoją prehistorię, z której, jak się okaże, dla współczesności nie w y n ik a ło nic.

M ó w i prawdzie Santayana: „Kto nie zna i nie pamięta przeszłości, skazany jest na to, by ją przeżyć pow tórnie", ale kto dałby wiarę jakie­

muś Am erykaninow i, skoro w iek XX nie zrodził ani Judyty, ani Holofernesa. Okazuje się tedy, że studiowanie historii, prawdziwej, czy tworzonej przez dziejopisarzy, jest bezcelowe, zaprzątało­

by jedynie umysły zbędnym balastem. Zresztą pisarz, a za takiego się w swojej (nie)skromności uważam (formalna przynależność do związku pi­

sarzy od kilkudziesięciu lat, nie ma tu nic do rzeczy), nie pow inien nauczać, lecz dawać do myślenia; broń Boże nie za dużo ...jako że ist­

nieje taki rodzaj myślenia, który może być ka­

ralny, a tym bardziej namawianie do niego.

I wtedy, gdy starszyzna i bezosobowy tłum ju ż gotow i byli poddać Betulię, pojaw iła się na arenie dziejow ej kobieta, Judyta, wdow a. N aj­

pierw zarzuciła starszyźnie i tłu m o w i zw ątpie­

nie w m oc Boga; „Jak to, pytała, znikąd nie ocze­

kujecie pomocy? A Bóg?". Sama pełna ufności Bożej dała im nadzieję. Szczegóły jakie ustali­

liśmy nie są ważne. Ona słaba, nie obeznana z polityką i sztuką wojenną, nie znająca języ­

ków obcych, niewykształcona, ale pełna mą­

d ro ś c i ż y c io w e j (jak w id a ć , w y k s z ta łc e n ie i mądrość nie muszą iść w parze!) samotna, prze­

pięknej urody kobieta w zięła na swoje barki (je­

śli można tak pow iedzieć, jako że w rzeczyw i­

stości nie b y ły to w ca le barki; ale m niejsza 0 szczegóły, by nie gorszyć...), albo wyrażając się lepiej jeszcze: w zięła losy historii (!) na sie­

bie (nieom al d osłow nie zresztą). 1 zaufano jej Zastrzegła sobie jedynie, by nie pytano o meto­

dy postępowania i nie śledzono jej. I rzeczyw i­

ście wszelkie szczegóły okrywa tajemnica (Tak byw a w p olityce w ew nętrznej i zagranicznej, to niejako norma i normalne, że, dla dobra spra­

wy, nie ujaw nia się detali negocjacji i poczy­

nań; te, po latach ujaw niają dopiero historycy, 1 to nie zawsze i nie wszystkie. Zresztą po co komu taka szczegółowa wiedza, liczy się w y ­ nik...). Faktem jest, że Pismo m ogło spuento­

w ać tę sytuację następująco: „Zw ycięstw o m oż­

na uzyskać bez tłum u wszelkiego". Inną kwe­

stią jest czy zawsze za sprawą kobiety...

Do w alki z w ybitn ą jednostką stanęła samot­

na kobieta, wsparta w iarą w słuszność sprawy, też w ybitn a jednostka, co m iało się okazać do­

piero p ó źn ie j. (M o ra ł-w n io sek: em ancypacja kobiet może m ieć swoje źródło w słabości i bez­

silności m ężczyzn, co w ynika z samego Pisma;

kiedy m ężczyznom w obliczu wroga z bezsil­

ności ręce opadają, mogą jeszcze lic z y ć na w dzięki kobiece i dlatego nie można i nie w o l­

no n ie d o c e n ia ć p o te n c ja ln y c h m o ż liw o ś c i tkw iących w każdej kobiecie).

Kiedy Judyta dotarła do w ro gó w i została dopuszczona przed oblicze Holofernesa, w yko ­ rzystała sw ój spryt kobiecy (czy jest to cecha powszechna wśród kobiet?) i ...słabość m ężczy­

zny. N ajp ie rw olśniła go nie tylko swoim cu ­ dow nym w yglądem , ale wiernopoddańczością.

(W szelkich w ładców , ale i pomniejszych kacy­

ków, m ożna sobie zjednać uległością, ku ich zgubie zresztą. M o ra ł stąd wynikający: chcesz kogoś osłabić, w zm o cnij go najpierw, zwłasz­

cza w jego pysze i próżności). Następnie opo­

w iedziała, jak to przew idując niechybną zgubę sw oich w spó łw yzn aw có w i w spółziom ków za­

razem, chciała siebie uratować od rzezi, a przy okazji wskazać jem u, Holofernesowi, jak może zdobyć Betulię, nie tracąc ani jednego żołnie­

rza. (Uwaga: kto raz zdradził, może to uczynić raz jeszcze, z większą jeszcze łatwością, może to uczynić po raz drugi [co w tym akurat przy­

padku nie m iało, oczywiście, miejsca] i trzeci - nie zasługuje w ięc ani na szacunek, ani na za­

ufanie żadnej ze stron, co najwyżej na srebrni­

ki. Jeśli ktoś p o n o w n ie z m ie n ił poglądy, albo

(9)

ROZMYŚLANIA SŁOWO / MY

p rz y n a jm n ie j taką składa deklarację, należy zapytać, kiedy m ó w ił z wewnętrznego przeko­

nania: teraz, gdy okoliczności się zm ieniły, czy ongiś? O dpow iedź pow inna mieć dla nas zresztą charakter czysto retoryczny, albow iem nie ma g w arancji, że ó w „pragm atyczny um ysł" nie z m ieni „s w o ic h " p oglądów raz jeszcze, przy kolejnej sprzyjającej ku temu okazji).

H olofernes usłuchał. I to był jego kolejny błąd. Kto bow iem raz da posłuch swojemu w ro ­ gowi, czy ex-w rogow i, nie stwarza gwarancji, że nie ulegnie po raz kolejny. I tak się stało.

Odwaga i poświęcenie, przekonanie co do słusz­

ności sprawy i bezwzględna ufność Bogu, ale rów nież kłamstwo, spryt i pochlebstwo b yły bro­

nią prześlicznej Judyty. W ódz olśniony jej urodą i uśpiony w czujności swojej przeoczył był na­

w et deklarację, szczerą zresztą, że kobieta, do której zapałał niepoham owanym afektem, pra­

gnie nadal czcić swojego Boga, co było zresztą sprzeczne z w o lą króla - Nabuchodonozora.

(Morał: kobiety należy w ysłuchiw ać nadzw y­

czaj uważnie. I dalszy: kto raz odstąpi od dy­

rektyw swojego króla, tym łatw iej uczyni to po raz wtóry). Holofernes zaprosił w ięc urodziw ą hebrajską kobietę na wspólną kolację (o szcze­

gółach niczego nie wiemy, jest to zresztą nie­

istotne), aby po niej pozostać z nią w namiocie, w celach intym nych, sam na sam. Spity do nie­

przytom ności stracił głowę. Dosłownie. O drą­

bała mu ją jego własnym mieczem, piękna, nie­

doświadczona (także w sztuce zabijania), acz­

ko lw iek podstępna i św iątobliw a kobieta. (Al­

kohol okazał się motorem historii! - i co na to tw ó rc y i program y tow arzystw a ntya lkoh olo ­ wych? Czy zakazu nadmiernego picia, w świe­

tle choćby powyższej historii, nie należałoby zre- latywizować?).

Kiedy rano „rze cz" się wydała, armia zdez­

orientowana poszła w rozsypkę, natomiast Be- tulczycy - za radą wdow y, która nagle odkryła w obie także zdolności dow ódcze - rzucili się na w ro gó w z w ielkim krzykiem rozbijając do­

szczętnie armię, z którą sobie nie mogli pora­

d z ić n ajprzedniejsi d o w ó d c y innych państw.

(M ożliw e, że było to w ydarzenie historyczne, z którym spotkano się po raz pierwszy, kiedy to kobieta w zięła w ręce ster historii, ale na pew­

no nie ostatni. Historia nowożytna zna przykła­

dow o kobietę, którą Kościół, dość długo po jej śmierci, uznał za świętą). Antyfem iniści: czap­

ki z głów ; w los historii narodu wybranego inge­

rowały, aby pow ołać się tylko na niektóre przy­

kłady: Jael (i Sysara) oraz D a lila (i Samson) ...1 to w cale nie koniec kobiecych w p ły w ó w na

prastarożytne dzieje, nie m ów iąc już o kobie­

tach Nowego Testamentu.

Judytę czczono potem jako koronę Jeruzalem.

Myślę, że historia i historycy za mało uwagi po­

św ięcili dotychczas pięknu (zwłaszcza ciała ko­

biecego) jako m otorow i dziejów. Czy Judyta mia­

łaby jakiekolw iek szanse wyprowadzenia w ro ­ giego wodza w pole, gdyby była szpetną, zanie­

dbaną kobietą? (Retoryczne pytanie). Czy H olo­

fernes zapałałby do niej afektem, gdyby nie dbała o piękno całego (!) ciała swojego oraz o piękno szat swoich? A przecież „...jej piękność usidliła jego duszę" (XVI, 8), ściślej mówiąc, w rażliwość na piękno (Z tego nie w ynika wszak, by w odzo­

w ie, ja cyko lw ie k, m ie lib y być niew rażliw i na piękno). Czy los Betulii i w ielu innych państw (Kleopatra) nie potoczyłby się inaczej, gdyby nie oszałamiające piękno samotnej kobiety? Betulia padłaby niechybnie, jeśli nie z braku wody, to z pow odu zamierzonej kapitulacji, albo pod mie­

czami w rogiej arm ii. A le z drugiej strony nie w oln o przeceniać piękna kobiecego ciała i odzie­

nia. Choć heurystycznym m ógłby się okazać w ysiłek zw eryfikow ania całej historii w ogóle w e d łu g k ry te rió w estetycznych. Cóż jednak z piękna, gdyby nie ukryty w nim rozum?! Bywa też, że i piękno bywa rozumne...

Czas na m orały i w nioski.

- Kobieta po to, aby przejść do historii, wcale nie musi zostać kochanką wielkiego m ężczy­

zny, wystarczy, żeby we właściwej c h w ili za­

w ró ciła mu głowę, lub go skróciła o nią.

- Zdesperowane kobiety mogą być groźniejsze od całej nieprzyjacielskiej armii.

- M ężczyzna żyjący w samotności może zo­

stać filo zo fe m , jeśli natomiast kobieta żyje w samotności, nigdy nie w iadom o, co w ym y­

śli i uczyni.

- W ierność jest cnotą ambiwalentną: dochow y­

w anie wierności dla niej samej nakazuje nie­

kiedy czynić zło, a przestrzeganie jej dla ko­

rzyści, przestaje być w artością pozytyw ną.

Czasami bow iem zdrada może być najpełniej­

szym przejawem wierności. Kto nie ślubował wierności, ten ślubowania nie naruszy.

- W obronie kodeksu moralnego uzasadnione może być (w absolutnie w yjątkow ych sytu­

acjach) złam anie zasad tegoż. Gdyby Judyta nie złam ała norm y „n ie zabijaj", zginęliby jej w spółwyznaw cy. To znaczy, że mniejsze zło uspraw iedliw ia większe dobro. Na przykład krwawe, bezlitosne rozgromienie armii w ro­

ga w ia ry i państwowości uspraw iedliw ione zostaje racją istnienia plemienia kierującego się moralnością absolutną.

(10)

- Nie ma zw ycięstw a bez czynów, które m o­

głyby uchodzić za czyny haniebne z punktu w idzenia moralności absolutnej (Por. L. Koła­

kowski, „M a ła etyka"). Z czego w ynika, że zabójstwo, choćby najbardziej uzasadnione i uspraw iedliw ione, pozostaje jednak zabój­

stwem.

- Krwawe zw ycięstw o w historii powszechnej odniesione w bitw ie, należałoby święcić w e­

dług obyczajów żałobnych (z czym się do­

tychczas zapewne nie spotkaliśmy).

- Błąd w odza (Holofernesa) w ypływ ał z braku intelektualnego kontrw ywiadu. W ybierając się na w ojnę, jakąkolw iek i przeciw ko kom ukol­

w iek, należy poznać nie tylko stan sił zbroj­

nych przeciw nika, co może być w zględnie łatwe, ale także jego filozofię, religię, m oral­

ność itp., co jest znacznie trudniejsze i w y ­ maga przygotowanych do tego celu specjali­

stów, humanistów, jakże często niedocenia­

nych. Nie ma większego niebezpieczeństwa, jak niedocenianie wroga. W ładca zaniedbu­

jący m ędrców i uczonych, którzy zd ołaliby poznać sferę wartości wrogów, nie zdoła w y ­ grać w ojny, co najwyżej bitwę.

-J e ż e li przegrywa się batalię z powodu obcej kobiety, w in ić należy kobiety własnego kraju za to, że nie um ilają życia, jak należy, swoim w odzom , w w yniku czego łatwiejszy dostęp do nich mają kobiety wrogie.

- Stracić głow ę z pow odu kobiety można do­

słow nie i w przenośni; w każdym przypadku w ynikną z tego jakieś nauki.

- Przysłowie wyrosłe na kanwie opisywanych wydarzeń powiada: „Bądź p ię k n ą -je ś li m o­

żesz, mądrą - jeśli chcesz, ale rozważna po­

w innaś być zawsze". To ostatnie niektórym może się w ydać początkiem końca kobieco­

ści.

- O sukcesach kobiet w historii dziejopisarze, m ężczyźni szybko zapom inają; taki jest los kobiet.

- Terroryzm nie jest w ynalazkiem XX czy XXI w ieku. W swoim czasie znalazł był uznanie w nie byle czyich oczach.

* * *

PS. Autor ma świadomość, że wszelkie uogól­

nienia są ryzykow ne (to ustalił jeszcze Arysto­

teles), ale dlaczego nie m ianoby ich podejm o­

wać? I wreszcie: czy w świetle powyższych, nie­

konw encjonalnych analiz da się zrozum ieć dla­

czego Księga Judyty przez jednych umieszczo­

na jest w kanonie Pisma św. (katolicyzm), przez innych nie (Palestyńczycy), a jeszcze inni trak­

tują ją jako apokryf (Luter)? A jeżeli da się odpo­

w iedź zracjonalizow ać, czy z tego w ynika, że n ajżyczliw iej do roli kobiet w historii podcho­

dzi Kościół rzymskokatolicki?

BŁOGOSŁAWIEŃSTWO

Przypatrzcie się waszym rękom.

Z obaczcie czułość, która w nich tk w i.

O ne są Bożym darem dla tego świata.

Spójrzcie na wasze nogi.

Z obaczcie drogę, którą one mają pójść.

O ne są Bożym darem dla tego świata.

Spójrzcie na wasze serca.

Z obaczcie w nich ogień i m iłość.

O ne są Bożym darem dla tego świata.

Niech cię błogosław i Bóg i niechaj cię strzeże.

Niech cię Bóg zachowa.

N iechaj Bóg w yp e łn i tw o je życie m iłością.

Amen

A u to r n ie zna ny Tłum .: ks. Jan K rzyw oń

(11)

ROZMYŚLANIA SŁOWO I i M'

Pytanie o sens życia

Hanna W arecka

Czy jeszcze zachwyca nas św iat? Czy p o tra fim y p rzystanąć i p o p a trz y ć w o k ó ł nas, w niebo ?

Czy p o tra fim y zapatrzyć się na błyszczące, ja śn iejące gwiazdy, na zachw ycający księżyc?

P otrafisz? A może je steś p o ch ło n ię ty pracą, cią g ły m i obow iązkam i? N ie masz czasu...

Czy wiesz, co tracisz?

G

onim y za pieniądzem, pracujemy, studiu­

jemy, uczym y się, sprzątamy, gotujemy...

czy znajdziem y w nawale pracy czas na reflek­

sję? Po co? Jak mam w oln ą chw ile włączę tele­

w iz o r lub komputer. Czy potrzebne jest myśle­

nie? Podobno myślenie nie boli, czyżby?

Straszne, może okazać się, że dopiero ch w i­

la refleksji nad własnym życiem nachodzi nas wraz z informacją o zagrożeniu naszego życia.

D ow iadując się o chorobie, czy zagrożeniu, ro­

bim y rachunek sumienia i w większości przy­

padkach o kazuje się, że dużo czasu zostało zm arnowane, nie wykorzystane tak jak trzeba.

Postanawiamy w tedy coś zrobić, nie zmarnować życia do końca. Przechodzim y do stworzenia p la n u , ja k starczy sił to do jeg o re a liz a c ji.

W tym m om encie zaczynamy doceniać życie, zachw ycać się wszystkim, czego wcześniej nie zw ażyliśm y.

Zaczynam y rozm aw iać z bliskim i, dzw onić do znajom ych, z którym i m ieliśm y się um ów ić tyle razy, ale nigdy nie starczało czasu, coś w yskakiw ało . P rzypom inam y sobie marzenia i zam ierzenia, ja kie m ieliśm y, zaczynam y je realizować. Chcemy m ieć coś z życia, chcemy je wykorzystać jak należy.

Patrzę na chmury, przesuwają się leniwie po niebie, każda inna, biała, szara, leżąc na ziemi mam w rażenie jakby się do mnie zbliżały, nie­

sam owite. A gwiazdy, każdej blask jest inny, zauważyłeś? A przecież to codzienny w idok.

C odziennie w ędrując do pracy, przechodzę koło słupków połączonych łańcuchem , w pra­

w iam je w ruch. Potem odwracam się i patrzę, że jeszcze w szystkie łańcuszki drgają. Takie proste, a sprawia radość.

Co m nie zm ieniło? Praca z religii. Na jednej z lekcji trzeba było wybrać temat pracy. W szy­

scy ju ż m ieli własne propozycje, a ja nic. Ksiądz

zadał mi pytanie o czym chce pisać, powiedział, że nie w iem , podaw ał propozycje, ale mi się żadna nie podobała. W reszcie powiedziałam :

- Świat jest okropny!

- W ie m - p o w ie d z ia ł ksiądz -„Ś W IA T JEST PIĘKN Y " Prostota te o lo g ii księdza Jana Twardowskiego.

Spodobało mi się. Praca szła ciężko, musia­

łam przeczytać dużo Jego utworów, potem w y ­ brać ty lk o kilka do, kilkunastu, ale udało się.

Ksiądz Twardowski dał inne spojrzenia na świat, pokazał jak się zachw ycać rzeczami m ałym i.

W Jego tw órczości można odnaleźć w iele w ąt­

ków, ja przytoczę utw ór „starzy ludzie":

„N ie lubią proszków Przy aspirynie się krzywią Czekają na m iłość dobroć Powrót ojca i matki Tak jak w dzieciństwie wszystkiemu się d ziw ią cieszą się gwiazdką choinką zim ą tęsknią do w iosny

starzy - to dzieci które za szybko urosły"

Nie każdy musi znaleźć zachw yt nad życia, niektórzy tego nie potrzebują. Niektórzy lubią m arudzić czy zatruw ać życie innym, to ich bawi a lbo p rz y n a jm n ie j tak tw ie rd zą . M oże mają tezę: „ja k ja nie mogę być szczęśliwy, to nikt nie może, jak mi nie wyszło, to dlaczego jemu ma wyjść?"

Dla niektórych sensem życia jest praca, ro­

dzin a, im preza, in n i patrzą głębiej, inaczej.

Zastanaw iają się po co żyją, co mają zro b ić w życiu, czego dokonać. Jedni znajdują sens w Bogu, religii inni w pieniądzach, dobrach do­

czesnych, czerpaniu satysfakcji z życia, w ie ­ dzy, inni w ogóle go nie szukają.

Ja w iem , jaką w ybrałam drogę, nauczyłam się, że każdy ma prawo do w ybrania własnego celu w ędrów ki. W ażne jest, aby na łożu śmierci nie p o w ie d z ie ć : „Z m a rn o w a łe m /a m ż y c ie ".

M oże to zabrzm i jak banał, ale życie m amy tylko jedno, nie m am y drugiej szansy przeżycia go (przynajm niej nie znane są takie przypadki).

Po prostu M em ento mori.

(12)

SŁOWO .

I

ROZMYŚLANIA i M Y S lj

Wyzwania stawiane światu

w dobie globalizacji.

Świat wobec eskalacji terroryzmu radykalnych

części fundamentalistów Islamskich

Roman G rabow ski

Z lu d a m i Islam u w Polsce spotykaliśm y się

od dawna, a teraz w dobie kontaktów między re lig ijn y c h tem at Islam u ja k o re lig ii

pogłębiam y. Tu, w tych rozważaniach, nie będziemy się Islam em za jm o w a li z punktu widzenia teologii, lecz tylko zgodnie

Z

powyższym tytułem. M ożna by powiedzieć, Że Islam i M uzułm anie są nam naw et dość dobrze znani ja k na tak niew ielką mniejszość re lig ijn ą w naszym kra ju . P rzy czym, to „d o ś ć dobrze ” , nie w ynika l i tylko ze szczupłości p o p u la c ji wyznaw ców islam u w naszym k ra ju i hermetyczności tej re lig ii, lecz również ze specyficznego charakteru znanych nam M uzułm anów. W w ie lo w ie ko w e j a sym ila cji i in te g ra c ji z N arodem P olskim zachow ali oni przy tym sw oją kulturę, obyczaj i religię. Są to m ianow icie głó w nie M uzułm anie narodow ości tatarskiej, o sia dłe j na ziem iach polskich (głów nie daw nej Rzeczpospolitej O bojga Narodów, L itw y i K orony), od co najm niej sześciu wieków.

W

yznaw cy Islamu jak w iadom o mają róż­

ne oblicza, narodowościowe, kulturowe, obyczajow e i charakterologiczne. W yznaw ców Islamu łączy jedno - religia oparta o objaw ie­

nia Mahom eta, a korzeniami tkwiąca w Juda­

izmie i Chrześcijaństwie. Religia ta powstała na Półwyspie Arabskim w pierwszej połowie VII w ie­

ku i w przeciągu jednego w ieku rozprzestrzeni­

ła się na wszystkie terytoria dawnego Cesarstwa Rzymskiego (późniejszego bizantyjskiego). Geo­

graficznie rzecz biorąc w części kontynentów Afryki i A zji. Na wschód aż do Indii, na północ po M orze Czarne i Kaspijskie (Azja Środkowa), a na zachód aż po Pireneje (Hiszpania).Na dzień dzisiejszy Islam obejm uje 1,2 m iliarda w yznaw ­ có w i po C hrześcijaństw ie jest drugą, co do liczebności religią monoteistyczną świata.

Ten napór lu d ó w Islamu z czasem zelżał i od VIII w ieku narody Europy doznały w zględ­

nego spokoju z ich strony. Do tego stopnia, że w w ieku XI Chrześcijanie próbow ali na drodze w oje n odzyskać utracone pozycje i organizo­

w ali krucjaty, tzw . w ypraw y krzyżowe, celem o d b ic ia Z ie m i Ś w iętej z rąk M u z u łm a n ó w . W tych w ypraw ach Polacy nie uczestniczyli, przynajm niej jako zorganizowana zbiorow ość i z Saracenami „h a rc ó w " nie w ypraw iali. I Bo­

gu dzięki. Bowiem w ie lkich sukcesów ow i krzy­

żow cy nie uzyskują a tylko wstyd i sromotę za niegodne C hrześcijanina postępki przynoszą.

W o jo w n ic z y charakter ludów wschodu i źle po­

jęty dżihad (praw idłow ego odczytania Koranu w tym zakresie szukać należy w wersetach 190- 193 II Sury) oraz masowe pozyskiwanie nowych w yzn a w có w Islamu, szczególnie wśród ludów tureckich, tatarskich i m ongolskich ze środko- w o-południow ej Azji pow oduje zwiększające się stopniow o kłopoty.

W ła ś c iw ie od „zarania świata" naw ałnice lud ów ze w schodu (Hunów, M ongołów , Sarma­

tów, Tatarów1 etc.), parły na nasze w schodnie granice (te były wów czas pojęciem nieprzysta­

1 O d T a rta ro s (gre c.) p ie k ło ,T a ta ró w u w a ż a n o za lu ­ d z i z p ie k ła ro d e m z e w z g lę d u na to rtu r y s to s o w a ­ ne w o b e c p o d b ity c h n a ro d ó w .

10

(13)

ROZMYŚLANIA SŁOWO , I i MYŚL

jącym do dzisiejszych),w swym marszu na za­

chód po łup y do bogatego Cesarstwa Rzymskie­

go. Tak w ie c często i my byliśm y zagrożeni i często nam się obrywało, bo stawaliśmy na ich drodze. Historycy to tak ujęli, że niby byliśmy prze dm urze m C hrześcijaństw a. Te łup ieskie w ypraw y często ograniczały się do p ołudniow o- w schodnich ziem Rzeczypospolitej. Raz jednak, w 1241 roku, hordy tatarskie dotarły aż pod Le­

gnicę gdzie w bitwie, w której poległ Henryk II zw any Pobożnym.

W pełnym średniowieczu zaczął się trzeci etap ekspansji w yzna w ców Islamu. Jeżeli przy­

jąć, że pierwszy etap zatrzymał się na Pirene­

jach (717 r.) na zachodzie Europy i na Bosforze na jej p ołudniu, a następnie w etapie drugim Islam rozprzestrzenia się w głąb Afryki i A zji dając Europie małe w ytchnienie, to ten właśnie trzeci etap jest zn ów długi, krwaw y i dla Europy uciążliw y. Ton tej ekspansji nadawały ludy tu ­ reckie, które w końcu pod w odzą Sulejmana W spaniałego zdobyły w 1453 roku Konstanty­

nopol i weszły w szczytowy okres rozkwitu Im­

perium Osmańskiego. Przed tym w bitw ie pod Warną w 1444 roku ginie nasz król W ładysław W arneńczyk, a w 1526 pod Mohaczem ginie król W ęgier Ludw ik II Jagiellończyk. Pomimo ciężkich w alk i dużych poświęceń państwa pol­

skiego ponoszonych w obronie wschodnich ru­

bieży, zostaliśmy w ezw ani do pom ocy w obro­

nie rubieży południow ych Europy. Turcy przyby­

li pod W iedeń i Europa w zyw ała pomocy. Wspa­

niała W ikto ria Wiedeńska (1683 r.) pod wodzą króla Jana Sobieskiego, przy poważnym w kła ­ dzie w to zw ycięstw o w ojsk polskich, daje na reszcie oczekiw ane długie w ytchnienie (350 lat) od zagrożenia muzułmańskiego. Arm ie tureckie pod w odzą W ezyra Kary Mustafy, a tym samym jedyna ówczesna siła muzułmańskiego zagro­

żenie Europy zostały praktycznie rzecz biorąc w ye lim in o w a n e z areny na zawsze. Ale dziś, od z góry p ół w ieku , świat ma do czynienia z tym najgorszym, z w ojn ą miejskiej partyzant­

ki, terrorystów islamskiego dżihadu. Wśród ter­

rorystów rekrutowanych z pośród fundam entali­

stów Islamu, spotkać można nawet dzieci, szko­

lone i „obrabiane" psychologicznie przez nie­

których m ułłów . Szkolą terrorystów, gotowych na wszystko, poświęcających własne życie (za 10 tyś. d olarów odszkodowania dla ich rodzi­

ny). O ni nie cofają się przed najgorszymi zbrod­

niam i, ró w n ie ż na ludności c y w iln e j. Jest to w ojna, której organizatorzy liczą na zastrasze­

nie całego nie islamskiego świata, a dużą rolę odgrywa Al Kaida Osami ben Ladena. Terrory­

sty m ilionera, arabskiego pochodzenia, dotąd nie uchw ytnego (Am erykanie w yznaczyli za jego głow ę 25 m in. dolarów), nie w iadom o czy on w ogóle jeszcze żyje, ale na pewno żyje jego fanatyczna idea źle pojętego dżihadu.

W ró ćm y jeszcze na ch w ilę do naszych M u ­ z u łm a n ó w - polskich Tatarów.

O becnie polskich Tatarów jest zaledwie k il­

ka tysięcy i są oni przykładem zgodnego w spół­

życia różnych wyznań, narodowości i obycza­

jó w w ew nątrz naszego społeczeństwa. Stanowią oni raczej rodzaj egzotyki i w zór mniejszości etnicznej niż zagrożenie w spólnoty i w spółży­

cia, czy zarzewie w ybuchu społecznego z ja k i­

mi spotykamy się ze strony Islamistów w w ielu krajach. W Gdańsku nasi Tatarzy zbudow ali so­

bie (w latach 1984-90) nawet mały meczet, któ­

ry nikom u nie wadzi, a nawet tej dzielnicy Gdań­

ska dodaje egzotycznego uroku. Pierwszą ich grupę s p ro w a d z ił na ziem ie Rzeczpospolitej Obojga N arodów (Polski i Litwy), książę W ito ld.

Kronikarz Jan Długosz w swej Kronice Polski pod rokiem 1397 pisze o tym tak: „...o sad ził ich w jednym zakątku (kraju) gdzie żyją w edle swo­

jego obyczaju i bezbożnej religii...". Jakież to mądre, patrz cytat w cudzysłowie. A co dzisiaj ten zglobalizow any świat wyprawia? Robi aku­

rat na odw rót. Sprowadza ich też w określonym celu, głow nie jako tanią siłę roboczą, (myśmy ich sprowadzali jako doskonałych kawalerzystów - u ła nó w - słow o ułan to nazwisko jednego z ich dow ódców ). Ale dalej to w tym globalnym świecie popełniono już same błędy. Nie „ w jed­

nym zakątku", i nie „ w ich obyczaju i religii"

a w naszych miastach m olochach i obcej im kulturze każemy im żyć. Czy my cyw ilizow ani i światli ludzie byśmy się na takie dyktum zgo­

dzili? Dlaczego oni mają żyć pod nasze dyktan­

do? Przecież to są nasi goście a nie niewolnicy, myśmy ich tu onegdaj zapraszali. Teraz już sami tu lecą do tej obiecanej krainy, a te mądre rzą­

dy nie um ieją nad tym zapanować. Jak to Ry­

szard Kapuściński tak obrazow o opisał, skoro żeśmy im pod baobabem u staw ili te le w iz o r i pokazali jak tu żyjem y to teraz się nie d z iw ­ my, że oni też by chcieli tak żyć. A kto próbo­

w ał im w yjaśnić, że do tego trzeba własna pracą dojść? A kto próbow ał im pom óc w w ydźw ignię- ciu się z tego ich zacofania i biedy? Przecież tu nie chodzi o tą przysłow iow ą rybę a o wędkę i przyjazną dłoń, którą należałoby im podać.

Pan Z big nie w Brzeziński kw ituje to krótko

„zachód jest za bogaty" 2 Ale gdzie tu konstruk­

2 P atrz „ G a z e ta W y b o r c z a " 2 1 -2 2 .0 5 .2 0 0 6

(14)

tyw ne wnioski? Raczej trzeba szukać dróg jak tym biedniejszym pom óc w ydźw ignąć się z ich biedy, a nie jak się z nim i dzielić bogactwem i naszą kulturą.

Zawsze było tak że biedni ciągnęli do boga­

tych, patrz w ędrów ki ludów aż po dzisiejszych, ró w n ie ż naszych p olskich „ga starb eite ró w ".

Starano się tem u jed na k zapobiegać w porę i w sposób odpow iedni do aktualnych m o żliw o ­ ści uporania się z problemem imigrantów. Gre­

cy zamykali się w swych „p o lis " miastach - pań­

stwach. Rzymianie stawiali twierdze chroniące ich granic i ustanawiali inne takie „lim esy" np.

na Łabie „Limes Slovakus" itd., i jakąś rozsądną politykę trzeba by było stosować w dalszym cią­

gu. Czyni się to i dziś, np. w Izraelu czy USA, choć w tym g lo ba lnym św iecie udaje to się coraz trudniej.

Na nic teraz lamenty pani Ariany Fallaci3, że z Am eryki z ro b ił się Arabiastan a z Europy - Euarabia. M ożni tego świata próbow ali przechy­

trzyć sprawę (korzystać z taniej siły roboczej) a w efekcie ona ich przechytrzyła, „m leko się rozlało". Nie znaczy to, że to już koniec świa­

ta. Ale róbm y na reszcie coś rozsądnego. Bo bo­

gaci zamkną się w swych twierdzach - gettach a n ie w in n i lu d z ie będą nadal g in ęli. Bo nie w tym jest problem, że Amerykanie próbują to uporządkować i ruszyli na w ojnę, tylko w tym, że robią to tak głupio. Co za obłuda, oni próbują innym narodom narzucić swą demokrację, a tam­

ci nie chcą takiej „de m o kra cji", czyżby świat zapom niał, co to słow o dem okracja znaczy?

Amerykanie chcą uzależniać od siebie innych politycznie, gospodarczo a nawet religijnie Nie­

stety nie w idać w tej krucjacie szans pow odze­

nia i problem narasta. Czyżby m iało się to tak fatalnie zakończyć, jak niesławne w ypraw y krzy­

żowe?

Ogrom okrucieństw popełnianych przez re­

żym Saddama Hussejna i Al Kaidę jest wręcz nie do opisania (może jedynie Mel Gibson by temu podołał). Ale Irak to robił na początku (w oj­

na z Iranem) za przyzw oleniem a czasami na­

w et poparciem rządów tego świata. A bo Am e­

rykanie m ieli porachunki z Iranem i jednych na drugich napuszczali, a inni też zarabiali na do­

stawach uzbrojenia, gazów bojow ych itd. A jak się sprawa w ym knęła z spod kontroli, do tego stopnia, że dostawy ropy mogły być zagrożone, podnieśli larum i ruszyli na „w ojenkę". Tak im się w yd a w a ło , że to będzie ty lk o taki „m a ły m andacik p o lic ja n tó w św iata". Rozpoznanie

i rozeznanie amerykańskich służb w y w ia d o w ­ czych, co do sytuacji w ojskow ej, politycznej i społecznej w Iraku (podobnie jak w Afganista­

nie) było w ręcz kom prom itujące. No i rozpętała się ta w ojna, której końca nie widać. O by to nie zakończyło się tak sromotnie jak ongiś w ypra­

w y krzyżow e. N ik t tu nie odniesie satysfakcji ani ci co od początku do końca m ów ili w ojnie:

„n ie ", ani ci co w arunkow o z tą w ypraw ę się godzili. Oponentam i byli ci w ielcy i poza W ielką Brytanią nikt z nich (z G 7+1) nie poparł amery­

kańskiego pomysłu na w ojnę. Z różnym uzasad­

nieniem , Rosja bo straci należne jej od Iraku długi, C hiny dla zasady, Francja i N iem cy bo utracą dobrego klienta (głównie na uzbrojenie) a trochę bali się własnych M uzułmanów. Kościoły generalnie i z zasady potępiają w o jn y (teraz, bo kiedyś in ic jo w a li je często „ w imię wiary").

W tej sytuacji, kiedy wszyscy w ołali: „precz z w ojną, niech żyje p okój" ja napisałem: „czy aby za wszelką cenę?", i to zostało o publikow a­

ne. Nie przypom inam tego, dlatego żebym się uważał za mądrzejszego. To było „gołym okiem "

w idoczne, że tak źle przygotowana krucjata zro­

bi w ięcej złego aniżeli dobrego. To była kom ­ pletna kompromitacja CIA. Cała znajomość przy­

szłego teatru działań, oparta była o w yw iad elek­

troniczny, zdjęcia ze satelitów i opowieści im i­

grantów. Ja tylko dlatego apelowałem, że roz­

w iązania problem u trzeba p ilnie szukać a nie ty lk o „w a lc z y ć " o pokój, zagw arantow ać go, zagwarantować na dłuższy okres, nie tylko na dziś. Stały p o k ó j na ca łym św iecie, to jest w ogóle nie m ożliw e, co pewnie w ynika z na­

szej grzesznej natury. Ale nawet w ypraw y pre­

w e n c y jn e , p o lic y jn e i s ta b iliza cyjn e , muszą m ieć swój jasny cel, hum anitarny charakter, per­

spektywę p op ra w y sytuacji w danym rejonie i pomysł na ich zakończenie. Przede wszystkim o pokój należy w alczyć nie tylko retorycznie, lecz tw o rzyć ku temu realne przesłanki. W d z i­

siejszej sytuacji zagrożenie naszej c y w iliz a c ji rośnie z dnia na dzień i nie można już ani c h w i­

li dłużej siedzieć „z założonym i rękam i" i ze

„zw ieszonym i głow am i".

3 R o z m o w a z A r ia n ą F a lla c i - A N G O R A 3 8 /5

(15)

ROZMYŚLANIA I SŁOWO . / M YSI

Hasło

Roku Pańskiego 2007

, Bóg m ó w i: Oto Ja czynię rzecz now ą: Już się ro zw ija czy tego nie spostrzegacie?”

Izajasz 43,19a

M aik D ietrich-G ibhardt

Nowe rozwija się

N

owe ma swój własny urok. Now a wies'c, now y wynalazek, nowa propozycja, nowa id e a - w c ią ż na now o ulegamy urokow i obietni­

cy o czymś', czego tu jeszcze nigdy nie było.

Często jesteśmy rozczarowani: To rzekomo nowe jest albo zbyteczne, znane od dawna albo ina­

czej zapakowane. Jednakże obietnica o czymś now ym budzi zaciekawienie jak gdyby ukryta była za nią część nowego życia dla nas. Jeste­

śmy ludźm i nadziei. Oczekujemy, że nie wszyst­

ko pozostanie takim jakim jest, że jeszcze coś nadejdzie, że tu jeszcze czegoś brakuje także w naszym życiu, w naszych kontaktach i w na­

szym świecie. „Bóg m ów i: O to Ja czynię rzecz now ą". Tymi słow y dosięga nas obietnica, która jest niczym przypom nienie o przyszłości. Tak jak Abraham wyruszył w nową historię życia pod Bożym Błogosławieństwem, tak jak Izrael do­

tarł przez pustynię do Ziem i Obiecanej lub jak Jezus doszedł przez śmierć do życia, tak stare

zostanie przezwyciężone i rzeczywiście powsta­

nie dla nas i dla naszego świata rzecz nowa. To nowe ma do czynienia z Błogosławieństwem, z w olnością i z żyw ą miłością. „Już się rozw ija"

zwiastuje prorok. Także jeśli to zaraz nie przy­

chodzi, lecz stopniow o, także kiedy rozpoczy­

na się to małe i niepozorne. Nowe jest w po­

wstawaniu. „C zy tego nie spostrzegacie?" Prze­

ciw głosowi zrównoważonem u i rezygnacji, staje się tu słyszalny głos nadziei i oczekiwania. Ten głos pragnie zaostrzyć nasze zmysły i nakiero­

w ać nas na Boga. On chce otw orzyć nasze ser­

ca, żebyśm y nie stali się ślepymi i głuchym i na Boże zbaw ienne działanie w tym świecie i w naszym życiu. Jeśli szukamy stosownie do tego, tedy stale na now o znajdziem y ślady no­

wego. Gdyż oczy w iary dostrzegają więcej i spo­

glądają w przyszłość pełne ufności.

Tłum.: ks. Jan Krzywoń

MODLITW A

Stwórco wszelkiego życia,

O tw ó rz nam oczy na w szelką piękność, Na w szelkie cierpienie i na tęsknotę, Która tkw i w każdym T w oim dziele.

Daj nam oczy, byśmy w id z ie li.

Ty, który zbawiasz w szelkie życie, Pomóż nam

Spoglądać z litością i m iłością.

Przebacz nam nasze egoistyczne drogi.

Z b a w ic ie lu w szelkiego życia, Daj nam uszy, żebyśm y słyszeli.

D uchu Boży,

Który odnawiasz w szelkie życie.

Roztop Tw oim ogniem tw ardość naszego serca I przyświecaj nam na naszych drogach.

Pomóż nam wieść now e życie.

Amen

A u to r n ie zna ny Tłum .: ks. Jan K rzyw oń

13

(16)

SŁOWO .

I

ZAMIAST KATECHIZMU

/ MYSL|

Część 1 Nacjonalizm

Henryk D om inik

M iłe złego początki

B

y ten temat przybliżyć, zacznijm y od ency­

klopedycznej definicji. W edług niej „na cjo ­ nalizm - postawa społeczno-polityczna i jedna z form ideologii narodowej, która stawia intere­

sy własnego narodu ponad wszelkie inne w arto­

ści. Postuluje podporządkow anie wszelkich pro­

b le m ó w p o lity c z n y c h i społecznych kw estii w a lki o interesy narodow e p rzeciw ko innym narodom i przyjm uje, że obow iązki człow ieka w obec własnego narodu zw alniają go od wszel­

kich zobowiązań moralnych w obec członków innych narodów, jeżeli te zobowiązania nie są zgodne z realizacją dążeń własnego narodu.

Cechuje go etnocentryzm, pogarda, nietoleran­

cja i wrogość w stosunku do innych narodów".

W Europie, jak i w Polsce nacjonalizm roz­

pow szechnił się w końcu XIX wieku i był zw ią ­ zany od początku z uprzedzeniami etnicznym i i rasowymi, z nietolerancją religijną i pogląda­

mi antydem okratycznym i.

Przed II w ojn ą czołow ym i ideologami nacjo­

nalizm u byli Roman Dmowski (1864-1939) i Ję­

drzej Giertych - tw órca organizacji M łodzieży W szechpolskiej. Obaj byli w ielbicielam i faszy­

zmu i hitleryzm u. Jędrzej Giertych w swej książ­

ce „Kajakiem po N iem czech" (1936) pisał: „ H i­

tler stw orzył jedność Narodu Niemieckiego. Tego historia ju ż nie przekreśli. To jest dorobek trwa­

ły. H itle r o dżyd ził Niemcy... W yplenił pierwiastki komunistyczne... to są w ielkie fakty. Gdyby H i­

tler tylko tyle zrob ił, zasłużyłby sobie na w ie l­

kie im ię w historii i pam ięć jego pow inna b yć błogosław iona" (pisownia wg oryginału). Przed­

w ojenny, w ycho dzą cy z p o w ija kó w nacjona­

lizm , poza apoteozą hitleryzm u m ógł się po­

ch w a lić napadami na żydow skie sklepy, kar­

czem nym i burdam i antysem ickim i na ulicach i na uniwersytetach, atakami na polskich tw ó r­

ców kultury i pobiciem kilku z nich, którzy po­

siadali odm ienne zdanie. N ic w ięc dziwnego,

że znakom ity poeta polski - Julian Tuwim pisał:

Jestem Polakiem, bo tak m i się podoba. To moja ściśle prywatna sprawa, z której nikom u nie mam zdaw ać relacji, ani wyjaśniać, tłumaczyć, uza­

sadniać. N ie dzielę Polaków na „ro d o w ity c h "

i „niero do w itych ", pozostawiając to „ro d o w ity m "

i„n ie ro d o w ity m " rasistom, rodzim ym i nierodzi- m ym hitlerow com ".

Polityk i bliski w spółpracow nik Józefa Piłsud­

skiego - Janusz Jędrzejewicz, w swej wydanej na emigracji książce „ W służbie idei", tak cha­

rakteryzuje okres po śmierci Marszałka: „Czas upływ ał, niebezpieczeństwo zewnętrzne i we­

wnętrzne narastały, a „Polska" czekała na ukoń­

czenie p e łn e j ka de ncji i rozpoczęcie drugiej, w międzyczasie tłukąc Żydów, paląc prawosław­

ne cerkw ie i rew indykując kapralskimi metoda­

m i zbłąkane przez schizm atyków dusze kato­

lickie na zbaw ienne drogi, którym i szlachta za­

grodow a p ow ra ca ć m iała do zgubionej w iary swych p rzo dkó w ".

W yb u chy sterowanej przez pisemka świec­

kie i kościelne nienaw iści rasowej i religijnej m iały miejsca w w ielu miejscowościach bied­

nej, tak zwanej „Polski B". W ładze nie zawsze potrafiły, a często nie usiłow ały powstrzymać tych ekscesów, które, jak pisał w jednym ze swych artykułów prof. Jerzy Jedlicki były „Spe­

cjalnością pra w icy: klerykalnej, nacjonalistycz­

nej, faszystowskiej".

Pierwszym, niespodziewanym zupełnie ob­

jaw e m tego szaleńczego n a cjon alizm u, b yły w ypadki zw iązane z pierwszym i w yboram i sej­

m ow ym i i prezydenckim i II Rzeczypospolitej.

Tak ten czas ujął prof. Jerzy Jedlicki: „To prasa endecka, klerykalna i brukow a, p od bu rza jąc tłum do słow nych i czynnych napaści na p osłów Polskiej Partii Socjalistycznej i p osłów Żydów, ustępującego N aczelnika Państwa (Piłsudskie­

go) i prezydenta elekta (Narutowicza) w y tw o ­ rzyła klim at, w którym Eligiusz Niewiadom ski, pociągając w Zachęcie za cyngiel, m ógł w ie­

rzyć, że działa w obronie ojczyzny". N iew ia ­ domski za zamordowanie pierwszego prezydenta odrodzonej Polski został rozstrzelany.

Dzisiaj, m im o tej haniebnej przeszłości tak­

że istnieją w naszym kraju organizacje przesiąk­

nięte tym i faszystowskimi ideami. Są to: M ło ­ dzież W szechpolska, N arodow e O drodzenie Polski, O bóz Narodowo-Radykalny, Stowarzy­

szenie M ło d z ie ż y Patriotycznej „B iałe O rły ", dalej neofaszystowskie i neopogańskie „Świasz- czyca" i „N ik lo t", m iędzynarodow a organiza­

cja „K rew i honor" (to motto hitlerowskiego SS) i „Św iatow y Kościół Tw órcy".

Cytaty

Powiązane dokumenty

A spełnią się te, których gwarantem jest Ten, który zawsze dotrzymuje słowa i który sprawia, że Jego obietnice się urzeczywistniają.. Idąc więc w przyszłość i

Nie było tam ogrodzenia, być może dlatego, że cmentarz znajduje się na skraju lasu. Groby były stare, bardzo

WARUNKI SANITARNE przy każdym pokoju łazienka przystosowana dla osób niepełnosprawnych WYŻYWIENIE śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja, napoje

Niewielkim, zintegrowanym grupom lub zaprzyjaźnionym z sobą rodzinom proponujemy wynajęcie stylowej, drewnianej chaty, z czterema pokojami na poddaszu, wielką izbą

Szybko również okazało się, że mamy tę samą pasję, którą jest Jezus Chrystus i Jego Kościół.. Jezus Chrystus nas łączył i dzisiaj mogę powiedzieć, że byliśmy

Jonasz postawił pytanie o absolutny sens, ale odpowiedź nie była już ważna, skoro w to, co miało być wartością, można było zwątpić - i to też stało się

lerza W illy Brandta przed pom nikiem ofiar Warszawskiego Getta, nie odbyłoby się bez inspiracji Grassa); tekst dotyczący tego w y ­ darzenia, pisany po latach także

nym, w urzędowym stroju występującym wobec nas przełożonym , ale Przyjacielem i Ojcem. Chętnie stykałeś się z nami, a my chętnie do Ciebie garnęliśmy