• Nie Znaleziono Wyników

Ilustrowany Kurjer Polski. R. 3, nr 5 (1 lutego 1942)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ilustrowany Kurjer Polski. R. 3, nr 5 (1 lutego 1942)"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

y&ujffsing Fsweaat.

>

(2)

iJOHHMl*

U * * ! • « *

JAPS LAP, TANK S HITLER: THE FACTS

Guns set up in Berlin to meet Potsdam coup

Why the

FAŁSZYWA

r W IADOMOŚĆ

„DAILY EXPRESSU"

Sfotografowany tu wy­

cinek z angielskiej ga­

zety „Daily Express"

przyniósł swym czytelni­

kom sensacyjną wiadomość zmyśloną w najdrobniejszych nawet szczegółach i mającą na f celu skierować uwagę angiel- f skiej publiczności na inne tory i odwrócić od ciężkich klęsk w Azji Wschodniej. Podano tu mianowicie, że w różnych punk­

tach Berlina ustawiono posterunki wojskowe w cetu obrony przed rozruchami.

NO WATER, YET THEY FOUGHTON

3 DAYS

A rjr to map ot Hitler de/eneea

HIMMLER FIGHTS THE GENERALS

Ktagyer Germany

•M HM w'

And Ihe Luftwaffe ta gelting

inraL-pr

NAJBARDZIEJ WYSUNIĘTYCH LłNtk Im, kłóra się okopała głęboko w la-

sławia ciota nieprzyjacielowi w za- obronnych,otrzymała nowe zapasy

ZN ISZC ZYŁ 11 W O Z Ó W P A N C E R N Y C H W AFRYCE

Pewien młody kanomer, należący do obsługi baterii przeciwlotniczej niemieckiego korpusu afrykańskiego, unieszkodliwił przy pomocy swego działa 11 nacierających brytyjskich wo­

zów pancernych. Stało się to w czasie walki artylerii na pustyni, medającej żadnej osłony i 10 częściowo z bardzo niewielkiej odiealości.

Trzeba mieć wiele zimnej krwi, by opanować nerwy w tak kiytycznych chwilach.

ZESTRZELONY NA PUSTYNI Włoska obrona powietrzna zmu­

siła samolot angielski do przy­

musowego lądowania na pustyni w Trypolisie. Zaciekawieni tu­

bylcy śpieszą ku niemu.

‘SAN DER

■\iiltsepln Dre'nn/y

-

• ? » » i S / W

l i

fc w ill 1

“ u.

• ■ w

| i w m w-, u t >

i » . %. * S * V I j ą

(3)

M O Z D Z IE R Z N IE M IE C K I PRZY R O B O C IE

" clen z ż o łn ie rz y w k ła d a g ra n a t d o lu fy m o ź d z ie rz a , p o d c z a s 'Jd y reszta o b s łu g i p r z y b ie ra p o z y c ję o c h ro n n ą p rz e d n a g ły m ,

s iln y m w strzą sem p o w ie trz a .

W D R O D ZE N A N IE P R Z Y JA C IE L A W Z IM IE n ie m ie c k i o k r ę t w o je n n y k tó r y p e łn i swą c ię ż k ą s łu ż b ę M o rzu L o d o w a ty m P ó łn o c n y m ; je st on c a ły p o k r y ty śnie ni ' lo d e m . Także i d z ia ła o k r ę to w e są z u p e łn ie o lo d z o n e ; riók m im o to sa o n e w k a z d e i c h w ili a o to w e d o s trz a łu

e m o c n o p o k r y te lo d e m 1° w y rz u c a n ia to r p e d , k tó re H ° w ie d n im m o m e n c ie w y

nio są ce śm ierć że la zn e

° * * e n ia na n ie o rz y ia c ie la .

M I E R Z E N I E W Y S O K O Ś C I S Ł O Ń C A

K o m e n d a n t je d n e g o z n ie n u e c k ic h o k r ę to w w o je n n y c h m ie rz y w ys o k o s c s ło ń c a p rz y p o m o c y

sekstansu.

A d . t n h t 1 P ic n e r f il d Z e n lr a lc J S c h u rl J, W e l l b i l d 1

(4)

ŻOŁNIERZE RUMUŃSCY PODCZAS KONTROLI NA SZOSACH KRYMU Przy podstępnych łowieckich metodach walki konieczny jesl Ścisła kon­

trola łzoł. Właściciel wozu muli się wylegitymować przy pomocy doku­

mentów w jakim celu jedzie.

na czele ruchu „wolnych Ru­

munów" i że pojedzie do Sianów Zjednoczonych, aby lam podjęć się propagandy.

Pomoc lej osobistości została jednak w Waszyngtonie uzna­

na za niepożędanę i z lego powodu nie udzielono Karo­

lowi wizy na wjazd. Także rzęd angielski donosi za po­

średnictwem agencji Reutera, że nie pragnie współdziała­

nia Karola i że na razie nie istnieje żaden ruch „wolnych Rumunów", który by rzęd an­

gielski uznał. Z tego wynika­

łoby, że pomiędzy radę byłe­

go posła rumuńskiego w Lon­

dynie, Tilea, i rzędem angiel­

skim sę nieporozumienia, w na­

stępstwie których rzęd angiel­

ski nie uznaje jej więcej.

Olo niespodżiewane zdjęcie ex-króla Karola. Obok niego jego przyjaciółka, żydówka

Lupescu.

KAROL BEZ PRZYJACIÓŁ Na marginesie wydarzeń politycznych zakończył się gro­

teskowy epizod jeszcze zanim się mógł dobrze rozwinęć.

Były król rumuński Karol, który gdzieś w Ameryce południo­

wej żyje na emigracji, uznał czas za odpowiedni, by roz­

poczęć przygotowania do powrotu na tron, z którego kie­

dyś sam zrezygnował. Oznajmił więc, że jesl golów stanęć

KONWENCJA WOJSKOWA MIĘDZY NIEMCAMI, WŁOCHAMI I JAPONIĄ

W ostatnich dniach podpisano w Berlinie konwencję wojskowę między tymi trzema mocarstwami, w której ustalono najdokładniej

linie wspólnych operacji przeciw wspólnym wrogom.

G E N E R A Ł M O S C A R D O b o h a t e r spod Alkazaru zwie­

dza groby wo­

jowników hisz­

pańskich padlych wschodnim.

U C Z C Z E N I E W M A D R Y C IE P O L E G Ł E G O LOTNIKA HISZ­

PAŃSKIEGO Luis Alcocer, sio­

stra przyrodnia p o le g łe g o na (roncie wschod­

nim lotnika-bo­

hatera wręcza ku uczczeniu jego pamięci sztandar grupie falangi-

stek.

WOJOWNIK HISZPAŃSKI ODZNACZONY KRZY­

ŻEM ŻELAZNYM NA FRONCIE WSCHODNIM Generał Munoz Grandes otrzymuje za wyróżnia- jęcę się dzielność i bardzo zręczne prowadzenie oddziałów wojskowych w obliczu wroga krzyż

żelazny I klasy.

(5)

MAJTEK FRANCUSKI JEAN PERRET OPOWIADA O SWOICH WYPRAWACH NA KONWOJACH BRYTYJSKICH

Copyright: Vólki$cher Verlsg Dusseldorf < Ciąg didizy Tlomaczyl M a u r y c y G u n t h a *

| ) rzy tym dzieci te były tak rozdzielone, że w razie nie­

bezpieczeństwa przypadało na każdego marynarza jedno. Obowiązkiem jego było narazić dla niego swe życie i je tylko ratować. Zato fundnęli rodzice baryłkę rumu. Oprócz tego cały dzień otaczały te dzieci bony, biegające dokoła nich z maskami gazowymi i pasami ratunkowymi. Jeżeli zaś nie biegały to leżały z całym tym kramem na leżaku na pokładzie i paliły papierosy, czytały powieści lub polerowały swoje paznokcie. Całą robotę wykonywała za nie stewardessa. Ona dbała o to, by żadne z dzieci nie wypadło poza burtę, żeby dostały jeść i żeby się cały dzień nie biły.

Ostatecznie można było te dzieci jeszcze znieść, ale ci emigranci! Byli między nimi także i Anglicy, ladies, które przy spotkaniu się okrętu z kutrami rybackimi pytały czy to niemiecka łódź podwodna. I czy mamy na pokładzie armaty, na wypadek, gdyby zaatakowały nas bombowce niemieckie. Niemców wyobrażały sobie, ja­

ko ludożerców, którzy nie przestrzegają żadnego pra­

wa ludzkiego, którzy nie odróżniają neutralnych od wrogów, topią najpierw dzieci i kobiety a mężczyzn wieszają na rejach zupełnie tak jak dawni rozbójnicy morscy. Nie mogłem się nadziwić, jak zmienił się na­

strój i poglądy tych ludzi. Przedtym gadali o tym, że Niemcy zginą z głodu, że ich samoloty są z lichego ma­

teriału, a amunicja nie wybucha. A teraz nagle wi­

dzieli wszędzie upiory. Tak, rano, kiedy wstawali opo­

wiadali o spadochroniarzach, których rzekomo widzieli nocą w pobliżu okrętu. Trudno uwierzyć, do jakich głupstw dochodzi człowiek!

Kapitan okrętu był to człowiek rozsądny, który W sposób rzeczowy i fachowy pełnił swoją służbę.

Pewnej nocy, wbiegła na pokład, właśnie w chwili gdyśmy go zlewali wodą, jedna z tych ladies, i krzy­

cząc i drżąc na całym ciele, zaczęła opowiadać, że w jej kabinie leży pod łóżkiem niemiecki spadochro­

niarz. Widziała jego odbicie w lustrze. Zamknęliśmy ją w szpitalu. I chociaż podczas obiadu kapitan miał długą przemowę, w której wyjaśnił, że ta wiadomość należy do świata bajek, opowiadano sobie nazajutrz, że ten niemiecki spadochroniarz został ujęty i zamknięty w gumowej celi.

Jednego rana, zauważyliśmy, że ściana obok szpitala podziurawiona była od kul jak sito. To jeden z tych histeryków myślał, że ten Niemiec został zamknięty w tym pokoju i przy pomocy kuli chciał mu pomóc przedostać się na drugi świat. Kapitan tym razem za­

interweniował dość energicznie. Zarządził rewizję wszystkich kabin i kazał zarekwirować wszystką broń i ostre narzędzia.

Trzeciego dnia ujrzeliśmy samolot niemiecki. Im dalej byliśmy na Atlantyku, tym bardziej uspakajała się hi­

steria poszczególnych osób. W zamian za to można było zauważyć pewną poprawę humoru. Z początku świecił bar okrętowy przeważnie pustką, a konsumcja alkoholu

równała się zeru. Odkąd jednak zaczęliśmy przybliżać się do wybrzeży amerykańskich, zaczęto pić bardzo du­

żo. Obchodzono już uroczyście „ratunek". Większa część tych emigrantów oświadczyła mi z poważną miną, że nie liczyli na szczęśliwy przyjazd do Stanów Zjedno­

czonych. Był to dla nich cud. A przecież płynęliśmy na okręcie neutralnym. Strach przed nacjonal-socjalistami przybrał już formę wprost śmieszną. Czy miało to być następstwem niemieckiej kampanii błyskawicznej na Zachodzie?

A to co ci pasażerowie opowiadali o Anglii, nie było też bardzo pochlebne. Chociaż w końcu zawsze doda­

wali, że angielscy mężowie stanu spali dotychczas, ale że to teraz już minęło. Teraz się już wie, o co się roz­

chodzi, i pokonanie Niemców stanowi tylko kwestię pół roku. Po Dunkierce mieli jeszcze Niemcy możliwość in­

wazji na Anglję, bo w tym czasie Anglia nie była jesz­

cze umocniona. Przygotowane były zaledwie schrony przeciwlotnicze, armia zaś była zdziesiątkowana a na­

strój niedobry i pełen pesymizmu. Ale w międzyczasie Anglia już się zaopatrzyła i zastosowała środki obronne.

Wybrzeża swoje umocniła jak nigdy jeszcze, ubrała na nowo swoją armię i wzmocniła ją też. Teraz mogą Niem­

cy przychodzić, połamią sobie napewno zęby na niej.

A przede wszystkim — nie pozwoli się na to, by oni najpierw przyszli, lecz wyleci się im naprzeciw, lub wy- jedzie ta olbrzymia flota, która zrówna z ziemią Ham­

burg, Bremenę i Kilonię.

Często korciło mnie zapytać się ich, dlaczego w ta­

kim razie nie odczekali tego pół roku, ale już teraz uciekają z całym dobytkiem do USA. Ale tym żartem nie chciałem pozbawiać siebie napiwków; byłem prze­

cież biednym marynarzem w porównaniu z tymi wor­

kami pieniędzy i musiałem się do nich uśmiechać, cho­

ciaż nie miałem ochoty.

Kiedyśmy wpłynęli do Nowego Jorku, była połowa okrętu urżnięta. Nawet dzieci dostały swój cocktail.

Powitanie i przyjęcie przez krewnych i znajomych w porcie było też odpowiednie.

Jest rzeczą dziwną, że właśnie w takim momencie, gdy człowieka do pracy zmuszają, chciałby uciec jak- najdalej. Kiedy poprzednim razem przybyłem do Nowe­

go Jorku, byłbym dał swoją całoroczną pensję majtka, żeby móc pozostać w USA. Teraz zaś, kiedy byłem wol­

ny i nikt mi nie bronił iść gdzie mi się tylko podobało, nie miałem na to najmniejszej ochoty. Rozmyślałem co piawda bardzo poważnie i głęboko nad swoim położe­

niem, ale nie mogłem się zdecydować, aby stąd uciec.

Wprawdzie mówił mi ciągle jakiś głos wewnętrzny:

zwiej z okrętu, pozostań w USA i zaangażuj się na ja­

kim okręcie kursującym po Missisipi. Nie ma tam żad­

nych bombowców, żadnych min i łodzi podwodnych.

Masz swoją pensję, możesz poszukać sobie tutaj żony i zacząć prowadzić spokojne życie. Ale zaraz po tym odzywał się drugi głos: czego ty właściwie chcesz

w USA? Kilka dni może tu być bardzo przyjemnie, wr dzi się tyle rzeczy ciekawych, można by też ulokowa*

korzystnie swoje pieniądze, ale pozostać tu na dłużej!

Na tej kupie kamieni? Och, przepraszam. Missisipi nic jest przecież kupą kamieni, lecz porządną rzeką, po któ-, rej można pływać bez obawy, że mi zabronią oddycha*

innym powietrzem, jak na Brodwayu. Mimo to ciągnęli mnie coś wszystkimi nerwami do Europy z powrotem Czyli tam gdzie w powietrzu tylko tak gwizdały samo- loty Stu - ka, gdzie ocean aż się roił od min, gdzie mnie zamknięto tylko dlatego, że razu pewnego załoga oka­

zała się jednomyślną w stosunku do kapitana-idioty.

Do domu — krzyczało coś we mnie. Wzywały mnie góry ojczyste, Góry Sabaudzkie, matka i bracia! Musia­

łem ich za wszelką cenę jeszcze raz zobaczyć. Możliwe, 'że wszystko było tam w porządku i że potem pozostał­

bym w USA, ale teraz właśnie nie zatrzymałby mnie nikt i nic nawet dziesięciu końmi w USA. Nawet myśl o niebezpieczeństwie grożącym nam od bombowców, min i torped.

A może była to owa tęsknota włóczęgów morskich, która ich chwyta wtedy, gdy są daleko od domu, a która gna ich znowu na morze, skoro się tylko w domu znaj', dą? Nie umiałem zdać sobie sprawy ze swych uczuć i Uliczki w East River kusiły mnie, knajpy w Chinatown, wzywały: pozostań tu, ukryj się u Old Timera, knajpia rza, on cię nie wyda, gdyby cię poszukiwali.

Nie miałem najmniejszej potrzeby ukrywać się. Czło­

wiek nie powinien być głuchym na wołanie swoich stron;

rodzinnych, lecz kiedy to wołanie usłyszy, iść za nimi Wypiłem spokojnie wódkę, uśmiechnąłem się do dziew­

czyny, której obowiązkiem było wyciągnąć mi z kie-j szeni jaknajwięcej pieniędzy, po czym jednak wzią­

łem czapkę i poszedłem powłóczyć się trochę na}

East River, gdzie mieszkają najbiedniejsi z biednych, gdzie latem i zimą żyją na świeżym powietrzu. A po tym pojechałem z powrotem na Brodway, gdzie spotkałem jednego z moich towarzyszy, który szedł właśnie na okręt.

„Jean" — zwrócił się on do mnie. — „Czy wiesz, żs my wcale nie wracamy do Europy?" — Bawił się moim zdumieniem, które łatwo mógł wyczytać z twarzy.

„No, jedziemy do Buenos Aires i tam musimy przesiąść się, bo czeka tam już na nas Mary Glasgow z ładunkiem konserw mięsnych”

Do licha! Człowiek cieszył się już na to, że zobaczy znów Europę, nawet pod groźbą, że może zostać storpe­

dowany a tu naraz: Buenos Aires! Policzyłem na pal­

cach, za ile dni moglibyśmy być stamtąd z powrotem w Anglii. Trwałoby to około dwóch miesięcy. Teraz był sierpień, a więc dopiero gdzieś w październiku. Może do tego czasu wylądują już nacjonatsocjaliści w AngUiu Gazety pisały przecież o tym, że codzień się z tym liczono, że gorączkowo buduje się schrony i — yes, sit.

Widziało się i tu w porcie, w Nowym Jorku, jak rzecz miała. Jak się wszyscy spieszyli, żeby załadować okręty przeznaczone dla Anglii. Z bawełną, pszenicą, częściami samolotów i amunicją... pachniało to dja- belnie wojną.

Pojechaliśmy do tego Buenos Aires. Okręt załadował maszyny. Było na okręcie także kilku pasażerów, prze-}

ważnie starszych kobiet i parę globtrotterów, którzy żył* i własnym życiem i nie chcieli nic wiedzieć ani słyszeć o wojnie, a gdy radio nadawało wiadomości, strzelali do aparatu. Pewnego dnia siedzieli pasażerowie pierw­

szej klasy spokojnie przy stole. Podano właśnie kolacją, muzyka przestała już grać, więc jeden ze stewardów na­

kręcił radioaparat. Jakiś yankes, siedzący przy osobnym stoliku, widząc to, wyciągnął rewolwer z kieszeni i z ca­

łym spokojem zaczął strzelać do aparatu, strzelając tak długo, aż ten umilkł. Po tym dalej jadł. Pasażerowie obu­

rzeni porozbiegali się. Jedynie yankes pozostał i non­

szalancko zaczął zapalać swoją fajkę. Steward pobiegł do kapitana i opowiedział mu o tym nieuprzejmym przer­

waniu 'rozmowy na pokładzie.

Naturalnie, nasz kapitan, ten spokojny, rzeczowy czł°', wiek o mało co ze skóry nie wyskoczył. A nie mógł so-

PŁONĄCY F R A C H T O W IE C OSIADŁ NA Niamiackia samoloty bojowa wmiaelty sowlackim płynącym w zafoca llńsk'

siaro osiadł na

(6)

na niego gniewa. Tego kapitanowi nie wolno. Pasażero­

wie nie są bowiem do usług kapitana, zwłaszcza wtedy, gdy pasażer ten zapisał się na liście jako potentat naf­

towy, mający grube miliony. Gdyby jeden z nas m ajt­

ków był strzelił do aparatu radiowego, zarzucono by na niego kaftan bezpieczeństwa a w najbliższym porcie od- danoby go w ręce władz Ale gdy się jest milionerem, wtedy można zupełnie spokojnie i bezpiecznie obierać sobie radioaparat jako tarczę do strzelania a kapitan zapyta się jeszcze najwyżej o to, czy nasz ładunek wy­

starczy jeszcze do następnych strzałów, albo ewenual- nie zaofiaruje jeszcze kilka naboi z własnych zapasów.

A tę dziurę w aparacie łatwo można załatać, na co ma się na okręcie fachowców?

A poza tym kapitan będzie się jeszcze wypytywał, co zepsuło humor takiemu milionerowi. Może się na to po­

radzi, przecież nie można pozwalać na to, by milionero­

wi psuło coś humor. Magnat naftowy odpowie może ka­

pitanowi, że go to nic nie obchodzi i doda, że jeżeli Jeszcze rjtz podczas obiadu będzie aparat nadawał wia­

domości polityczne i psuł mu apetyt, wtedy załatwi się z nim krótko: wrzuci go po prostu w morze. Do diabła z tą przeklętą polityką! Niech się tam w Europie nią zajmują. My tu jesteśmy w Ameryce i chcemy mieć spokój. Nigdy się nie wie, jak do tych ludzi podejść.

Kapitan był przecież znawcą ludzi, ale nie mogło mu się pomieścić w głowie, by na okręcie mógł znajdować się człowiek, który w tym czasie, gdy polityka była jed­

nym z głównych zajęć, nie chciał nic o niej słyszeć.

Na tym się sprawa skończyła. Następnego dnia mo­

zolił się mechanik okrętowy nad tym, by wbudować no­

wy aparat. Jankes przyglądał się temu z zajęciem. Nu­

dzi! się pewnie bo właściwie nie wiele się działo na po­

kładzie. Zdawało mi się, że żyję w jakiejś zaczarowanej krainie. Żadnych niepokojów, żadnych emigrantów, żad­

nych dzieci plutokratów, żadnego śladu min lub samo­

lotów. Bo nawet do tych rzeczy można przywyknąć.

Nudziłem się teraz po prostu. Ano, tacy już jesteśmy, my marynarze. Kiedy dokoła nas wylatują w powietrze

°kręty, czepia się nas strach a kiedy nic się nie dzieje, jesteśmy znowu niezadowoleni.

W Buenos Aires mówiło się wiele o przystąpieniu Włoch do wojny, i o tym, że teraz będzie z Anglją kru­

cho. Musiałem wtedy właśnie pomyśleć o naszej pierw­

szej podróży przez M. Śródziemne. Podróż ta odbyła się bowiem w warunkach niecodziennych. Ale wówczas nie było na tym morzu jeszcze łodzi podwodnych, bombow­

ców i min. Teraz zaś było już inaczej.

W kawiarniach narzekali handlarze bydła na złe ceny za mięso i opowiadali, że będą musieli sprzedawać swo­

je bydło do menażerii, jeżeli tak dalej pójdzie. Brako­

wało bowiem paszy i nikt nie chciał od nich bydła ku- Pić. Że my tu właśnie staliśmy z okrętem, aby odebrać partię konserw mięsnych, to był wyjątkowy wypadek 1 będzie coraz rzadszym wypadkiem.. A jak wszyscy na nas spoglądali! Nie z takim szacunkiem, jak się patrzy na bohaterów. Tu nam współczuli. Raz nawet padło sło­

wo: żer dla armat. To mnie zastanowiło. Żer dla armat?

Dla kogo? Człowiek ten miał z pewnością rację. Byliśmy zerem dla armat za wolność Anglii. Mieliśmy stąd zabrać niięso w konserwach, aby mieszkańcy wyspy angielskiej nie wymarli z głodu. Przy tym nadstawialiśmy własne­

go karku. Czy nie był najwyższy czas umknąć? Było jednak już zapóźno. Byliśmy pod bardzo czujną obser­

wacją. Raz, że kontrolowała nas policja argentyńska, Która pilnowała, aby nikt nie uciekł, a powtóre znaleźli s*g tutaj już ci szpicle z Towarzystwa, którzy pilnowali

“as, jak skarbów. Mieliśmy przecież płynąć znowu na okręcie angielskim, na „Mat;y Glasgow". Ta ostra kon­

trola zapowiadała już sama przez się, że nasza podróż do Anglii nie będzie należała do podróży dla przyjemności.

A ja chciałem przecież do Sabaudii? Była to jednak prawda. „Mary Glasgow" czekała. W biurze Towarzy­

stwa w Buenos Aires wisiala lista, z której wymazano już kilka nazw okrętów. Kiedyśmy się dowiadywali, co to znaczy, powiedziano nam, że statki te zostały wyco-

dały wymaganiom dzisiejszych czasów.

Musieli mieć jeszcze wielki wybór, jeżeli właśnie w tym czasie, gdy tonażu właściwie nie było, segrego­

wali swoje okręty... W czasie, gdy Anglicy wykupo- wali w USA każdy zbutwiały okręt, aby opanować brak tonażu, który powodowali Niemcy. Lepiej by byli zrobili, gdyby milczeli a tę listę z biura usunęli.

Obejrzeliśmy ją sobie dokładnie. Była tam i „Mary Glasgow". Nie była ona jeszcze skreślona a wiedzieliś­

my przecież, że należała do najstarszych pudeł Towa­

rzystwa. Rok 1905. Powinni byli więc i ten okręt usunąć.

A zostawili g o __

Rzecz szczególna — ale na okręcie był nastrój jak przed pogrzebem. Z załogi statku amerykańskiego, na którym przyjechaliśmy wzięto na „Mary Glasgow"

oprócz mnie jeszcze tylko jednego marynarza, Duńczy­

ka. Marynarze amerykańscy woleli płynąć dalej pod fiagą neutralną. Wiedzieli oni, na jakie niebezpieczeń­

stwo się narażam y-w tej podróży, toteż żegnając nas wołali nam swoje „bye, bye" głosem żałosnym, tak jak by żegnali się z kandydatem na drugi świat. Jak to pi­

sały gazety niemieckie? „Kto jedzie do Anglii, jedzie na śmierć".

Później znowu przydzielili nas do konwoju. Dla tych spośród załogi, którzy pod względem żeglugi byli żółto­

dzióbami, było to pewną pociechą. Większa część jednak wiedziała, że i konwoje nie były już pewne i że one w jeszcze większej mierze niż pojedynczy okręt przy­

ciągały niemieckie łodzie podwodne i bombowce. Na­

dzieja zdobyczy była przecież większa gdy tak ze dwa­

dzieścia lub trzydzieści okrętów jechało zgrupowanych obok siebie, niż gdy jechał tylko jeden statek.

Tego zwariowanego kapitana pod którego dowództwem jechaliśmy do Norwegii, a który wiecznie pijany jak bela śpiewał chorały ze strachu (nie czuł się bowiem pewny w skórze transportera amunicji), nazywaliśmy pobożnisiem. Jeżeli ja teraz jednak panu mówię, że na pokładzie naszego okrętu zorganizowano coś w rodzaju

„godziny czytania biblii" i że wyglądało u nas czasem jak w kościele, to może mi pan wierzyć lub nie. Jest to święta prawda, że marynarze są jak dzieci. Albo jak diabły. Szczególnie wtedy, gdy są tak pozbierani jak myśmy byli i gdy grozi im taki sam los. Stają się wtedy albo pobożni albo też szatanami w ludzkim ciele. W krót­

kim też czasie utworzyły się na okręcie dwie partie, które wypowiedziały sobie wojnę. Jedna partia, która cały swój ratunek widziała w cytatach z biblii i kapi­

tana uczyniła swym kapelanem i druga, która zdecydo­

wała się iść do piekła i służyć diabłu. Ta upijała się od rana do wieczora, chodziła po pokładzie rycząc i zata­

czając się i cały swój niepokój chciała utopić w opa­

rach alkoholu.

Yes, sir, tacy to już są marynarze: całkiem odrębny lodzaj ludzi, który nie można porównywać z dawnymi marynarzami katolikami. Znałem tych ludzi już dłuższy czas przez osobiste zetknięcie się z nimi. Było też trudno znaleźć drogę pośrednią pomiędzy tymi dwoma grupami.

Obie były zwariowane, podniecone w najwyższym stop­

niu i zawsze gotowe skakać do morza z tego jedynie powodu, że okręt szedł w górę.

Że na dłuższą metę nie mogło z takiego nastawienia nic dobrego wyniknąć, łatwo sobie pomyśleć. Widzę jeszcze niektóre typy przed sobą. W normalnym życiu i warunkach może całkiem porządni i pożyteczni ludzie, tu jednak diabły zamknięte w ciasnej przestrzeni i ciągle nastawieni na to, że mogą wylecieć w powietrze.

W tym otoczeniu i na takim okręcie miałem wrażenie, że coś ściskało mnie ciągle za gardło i groziło udusze­

niem. Codzień zaciskało trochę mocniej. Człowiek krztu­

sił się i stękał, widział potwora lecącego na niego a nie mógł nic na to poradzić, gdyż pudło nasze wzięło prosty kurs na strefę niebezpieczną. Jeżeli nawet okręt skiero­

wał się na południe, raz musiał przecież skręcić i w je­

chać w sam środek piekła. W sam środek. Sternik natu­

ralnie był w najgorszym położeniu, jego bowiem obo­

wiązkiem było okręt w to piekło wprowadzić.

Na pewno musiał się dobrze trzymać na wodzy, żeby

piekła. Musiał się dobrze mieć na baczności. Zresztą raz i tak omal że naprawdę nie stracił rozumu. Zboczyliśmy z drogi i to akurat w tym miejscu, gdzie spotkać mie­

liśmy konwój.

Kapitan wpadł na niego jak bomba i klął strasznie.

„Dwie kreski backbord”, ryknął i wyrwał człowiekowi zamkniętemu w szklanym pudle ster z ręki. „Co, u dia­

bła, pan wyrabia? Jeżeli dalej w tym kierunku poje- dziemy znajdziemy się za cztery tygodnie w Kapsztadzie a nie w Southampton".

Sternik spojrzał na niego nieprzytomnie. Staliśmy do­

koła szklanej budki i przyglądaliśmy się temu. Widzie­

liśmy jak sternik toczył pianę i jak ręce mu drżały. Za­

czął je wolno podnosić, — kapitan nie zauważył tego, był zbyt zajęty sterem, — potem podnosił je coraz wy­

żej i wyżej. Już... wtem pierwszy oficer wybił szybę, nie miał już bowiem czasu przebiec przez mostek. Byłoby też za późno. Brzęk rozbijanego szklą wrócił sternikowi przytomność. Spostrzegł nagle pierwszego oficera przed sobą i opuścił ręce. Potem zaczął beczeć jak małe dziecko. Załamał się po prostu...

Odtransportowaliśmy go do szpitala. Gdybyśmy się znajdowali w strefie gorącej, moglibyśmy powiedzieć, że dostał szału tropikalnego. Ale tu? Sternik należał do tych, co uznawali biblię i którzy codzień wraz z kapi­

tanem modlili się godzinę: „O Lord..." Teraz jednak stra­

cił rozum, teraz dostał szału tropikalnego — takeśmy to nazwali, gdy ktoś wszelkimi środkami starał się prze­

ciwstawić i zboczyć z wyznaczonego kierunku.

Następnego dnia rano natknęliśmy się na konwój.

Czekał już na nas. Myśmy byli ostatni. Uważano nas tu już za straconych. Musieliśmy więc płynąć na ostatku.

Całkiem jasne, gdy na okręcie znajdują się albo pijani albo pobożni, którzy cały dzień mtuczą wersety z biblii.

Okręt robi wtedy wrażenie domu wariatów. 1 rzeczy­

wiście z niczym innym nie można tego porównać. Całe szczęście, że dopędziliśmy jeszcze konwój. Płynęliśmy po osiemnaście okrętów. Miał przynajmniej diabeł z cze­

go wybierać. Bo przecież nie kazałby wszystkim osiem­

nastu przejechać się naraz do piekła. No sir, jeden miał­

by zawsze szczęście się wymigać. A może dwa, albo trzy, a choćby i pięć, sześć. Nie należy tak od razu przypuszczać tego najgorszego. A poza tym mogłoby trafić przecież w ten drugi okręt, czemu akurat w nasz.

Nikt nie umiera chętnie, więc z przyjemnością pozosta­

wiamy zawsze pierwszeństwo sąsiadowi: proszę, proszę, ja za panem...

Gdybym miał powiedzieć, kto w tym wariactwie, ci

„biblijnicy" — jakeśmy ich nazwali — czy „alkoholicy"

muszę przyznać, że żadni. Na dłuższą metę stawali się wszyscy wariatami. Widzieliśmy to przecież na sterniku.

W ciągu podróży wyszło też na jaw, że jeden z ludzi skoczył w morze i popłynął do następnego kontrtorpe- dowca. Myślał, że tam będzie mu lepiej. Że nieprzyja­

ciel zaczepi najpierw okręt handlowy. Taki okręt po­

zwoli się łatwiej wziąć do piekła. Ale żle sobie to ob­

myślił. Załoga kontrtorpedowca odczekała, aż znajdzie się na jej okręcie aż trzech zbiegów, potem odesłała ich nam z powrotem w barce motorowej. Co zrobił ka­

pitan z tymi zbiegami? Zamknął ich, zmniejszy! im rację o połowę i skreślił gażę. Rygor stawał się surowszy z dnia na dzień a za próby buntu miała być kara śmierci.

Yes, sir, to była wojna. Ależ ze mnie był osioł! Mo­

głem był w Nowym Jorku zwolnić się jednak z okrętu i zaangażować się na okręcie kursującym po Missisipi.

Wtedy, kiedy byłem na statku amerykańskim. Byliby mnie puścili bez trudności. Teraz, kiedy mi sznur coraz bardziej zaciskano na szyi, odeszła mnie zupełnie tęskno­

ta za ojczyzną. Człowiek staje się tchórzem, gdy idzie o śmierć. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie mógłbym się zdecydować umrzeć, gdyby śmierć nastąpiła prędko, ale to powolne duszenie, to wyczekiwanie, czy teraz właśnie nadchodzi moja kolej czy jeszcze nie, to naj­

lepszego człowieka potrafi wytrącić z równowagi.

H a lity riąn nathipi

DOBRY POMYSŁ KNOTKA R yt. i lekat: PswŁ

Mróz do szpiku dziś przenika, Knotek z Motkiem marzną wielce Walą węgiel do piecyka,

“ Y napalić choć w kuchence.

Lecz coś kiepsko dziś się pali.

Pewnie rura czymś zapchana, Knotek dmucha, Motek dmucha.

Aż się chwycił za kolana.

Wszystko na nici A więc pompką Knotek w piecyk jak nie dmuchnie...

Wnet dym zamiast do komina, Rozszedł się na całą kuchnię.

Obaj czarni jak murzyni, Stoją w kuchni z smutną miną.

Wtem z komina kot wyłazi, Który tego był przyczyną.

(7)

n i

TA D R U G A S T R O N A ... >

R Y S O W N I C Y W S Ł U Ż B I E AMERYKAŃSKIEJ P R O P A G A N D Y

W O J E N N E J

Ten rysunek ukazał się w dniu 31 lipca, a więc na długo przed wybuchem wojny obok wielu innych, rozlepianych na rogach ulic Nowego Jorku. M iał on pomóc wywołać u ludu amerykańskiego nastrój wo­

jenny lak potrzebny Roosevelłowi w planowanej przez niego wojnie z mocarstwami osi. Wojenna pro­

paganda Roosevelła osięgnęła łeż swój cel, jak o łym świadczę ostat­

nie wydarzenia. Rysunek Johna Griłfina, który właściwie należy do krainy tantazji, zyskałby na prawdo­

podobieństwie, gdyby przedstawiał nalot na pocięg łransporłujęcy woj­

sko amerykańskie dokonany nie przez samolot niemiecki, lecz bom­

bowiec japoński. Bowiem wojska ja­

pońskie stoję dziś u wrót Ameryki.

M A S K O T Y — OSTATNIĄ MODĄ W ARMII USA

W tym wypadku jest nim kozioł, który maszeruje zwykle z szeregami żołnierzy z tortu Jackson. Dziś uka­

zuje się on ustrojony w hełm sta­

lowy i choręgiew, pieszczony przez czarujęcę girlsę. Obiecuje mu ona whisky z wodę sodowę za grzeczne pozowanie lotografowi, a przez to

publiczności.

PRÓBA ALARMU LOTNICZEGO W SINGAPOORE Taki podpis zna|duje się na tym zdjęciu wykonanym w lecie ubiegłego roku. Przedstawia ono pielęgniarki chińskie i działanie bomb zapalających kilku tysiącom ciekawych widzów, klorych liczbę powiększyła dziś

brutalna rzeczywistość wojny na 3 miliony.

...DRUDZY ODCHODZĄ

W przecięgu kilku tygodni, po krótkich, ale * ciekłych walkach zniszczyły japońskie sity zbrojP*

wojska amerykańskie na Filipinach lub zmusi r je do ucieczki.

U góry: Jedno z ciężkich amerykańskich dział bo|

wych pod Manilę podczas manewrów jesienny^

Na prawo: Wojska amerykańskie i tubylcze- i

(8)

K O B IE T Y J A P O Ń S K IE W SŁUŻBIE W O JEN N EJ

U góry: Członkinie japońskiego Czerwonego Krzyza na okręcie-lazarecie, który pełni słu żb' na wodach Morza Południowo-Chińsldego. W ielkie sę ofiary, które te kobiety poniosły przy zatopieniu okrętu-

lazaretu przez amerykańską łódź podwodnę.

AUSTRALIJCZYCY NIE CHCĄ JUZ WALCZYĆ W AFRYCE Australijczycy, których wielka liczbę zaprzęgli Anglicy do walki z mocarstwami osi w Aliyce. chcą wracać, gdyż obawia]a się zagrożenia własnej ojczyzny i wola

walczyć w obronie własnego kraju.

Ilustracja obok: Pielęgniarki opatrują rannych żołnierzy australijskich.

Poniżej:

W O C H R O N Podczas gdy matki japońskie pra w przemyile wojennym, małe „dzieci duję się pod opieka j bawia się s

I dzieclńcacn.

dołu:

PRACA DLA ZWYCIĘSTWAI

Kobieta japońska w przedsiębiorstwie zbrój_____

które zaopatruje front w uniformy 1 sprzęt wojenny. . Fet. A u. Press ł, Atlsnilc ), łckerl 1

(9)

NIE BOJCIE SIĘ! .B Ł Ę K IT N Y M A U R IT IU S NIE ZN A JD U JE SIĘ W S R O D N IC H

Są lo ly lk o u s ik o d io n c m a ik i ib ie r a c t y . k tó ry m i ta m lo d .i da m a u g a im io w a la iw o j k a p e lu s ik stajać się w le n s p o s o b p u n k te m la in le r c s o w a n ia na

w y s ła w ię m a c z k ó w p o c z to w y c h w P la d z e .

K A & A N IŁ C D LA P L O T K A R Z Y

N ie ś li ty dziś nie m o d n y . Ten ś re d n io w ie c z n y m o d ę 1 i i l e i y d o s k a ib o w m ie js k ie g o m u zeom w P rad ze k lo re o s ta tn io z o s ta ło no n o w o o tw a rte

LEKKO JAK PIÓRKO unosi się la tancerka w powietrzu wsparta o ramię swego sil­

nego partnera. Nina I Joscho. między­

narodowa para arty­

stów - tancerzy, wy­

s t ę p u je o b e c n ie w Berlinie.

Na le w o :

P O D C Z A S SPACERU M U S I SIĘ M U NIESC TREN

la p o n c z y c y sa z n a k o m ity m i h o d o w c a m i d r o b iu O g o n le g o w s p a n ia łe g o o k a z u k o g u ta ma trz y m e try d łu g o ś c i a p rz y tym n ic p o s z 'a k o w a n e j p ię k n o ś c i p ió ra . K arm i się g o n a jle p s z y m ry ż e m . O d trze ch la t ż y je on w s p e c ja ln ie w y s o k im ko jcu, prze z o iw o r y k to r e g o m o g ą p ió ra o g o n a s w o b o d n ie rosnąc. Raz w ty g o d n iu w y p ro w a d z a się te g o k o g u ta na

spacer Na s p a ce rze d w ó c h lu d z i m usi m u „tr z y m a ć Ire n '.

ROZMAITOŚCI

Poniżej

N ie je d n i) p ię k n a n o z k ę k o b ie c ą szpecą b r z y d k ie ż y la k i ku z m a rtw ie n iu je j w ła ś c ic ie lk i. W D a n ii sto su je się o b e c n ie na k lin ik a c h n o w y , b a rd z o s k u te c z n y z a b ie g le c z n ic z y i le c z y ż y la k i d z ię k i je g o za sto so w a n iu . Po le g a o n na s p e c ja ln e ! k ą p ie li, k tó ra ścią g a n a b iz m ia le m ie jsca lak m o cno,

ze u s tę p u ją z w o ln a

W k a le j d o s k o p ie w y d a r z e ń

Japoński skoczek o tyczce, Sueo Oye, który otrzyma* t trzecią nagrodę na igrzyskach olimpijskich w Berlinie w roku 1936, padł na Filipinach w czasie lądowania wojsk japońskich. Został on ugodzony kulą karabinowa s o 200 m od brzegu, dopłynął jednak do brzegu, gdzie n druga kula położyła kres jego życiu. u

ri W szpitalu wojskowym w Bari (Afryka Północna) Lo- i renzo Quito, sanitariusz włoski, uratował życie jeńcoW* 5 angielskiemu. Dzielny ten człowiek ofiarował dobrowol- nie 350 cm sześciennych krwi własnej na transfuzję- Ofiara jego nie była daremną. Dzięki niej jeniec angiel- P ski mógł uzupełnić silny upływ krwi i dziś jest już re- konwalescen tem.

Pewien robotnik w Chwojnowie popełnił niedawne samobójstwo w sposób niezwykły i mrożący krew w ży- łach. Położył on swą szyję na pile obrotowej i puścił ją następnie w ruch. Piła ucięła mu głowę. Motywem rozpaczliwego czynu była nieszczęśliwa miłość.

Zona pewnego piekarza w Barcelonie powiła syna ma­

jącego po sześć palców u każdej ręki. Piekarz sam ma również sześć palców u rąk. Nowonarodzone dziecko jest już szóstym pokoleniem tej rodziny posiadającym

sześć palców u rąk. *

I Kilka miast węgierskich postanowiło nie palić tytoniu | jeden dzień w tygodniu. Zaoszczędzony w ten sposób tytoń ofiarowano na rzecz żołnierzy węgierskich wal­

czących na froncie wschodnim.

W prowincji północno-norweskiej Tróndelag ,na sku­

tek bardzo ostrej zimy i trudności w zdobywaniu poży- wienia, wilki ośmieliły się tak bardzo, że w godzinach wieczornych mieszkańcy boją się opuszczać swe domy- Wilki napadły już kilkakrotnie i napadają nadal na osoby idące samotnie.

W najbardziej ożywionych punktach ruchu ulicznego i w restauracjach tego miasta znajdują się automaty- które pośredniczą przy zawieraniu małżeństw. Po wrzu­

ceniu monety do takiego aparatu otrzymuje się listę z nazwiskami ludzi mających ochotę zawrzeć małżeń­

stwo i ze wszystkimi bliższymi objaśnieniami niezbęd­

nymi w takim wypadku. Fabryka automatów pośredni­

czy sama przy dojściu do skutku pierwszego spotkania-

Przed kilku dniami w miasteczku Brdy-Las (Protekto­

rat) znalazł grabarz w trupiarni, jednego z poważanych bardzo obywateli tego miasteczka. Obywatel ten oświad­

czył grabarzowi, że tylko z obawy przed swą małżonka wybrał to miejsce za chwilową sypialnię. Biedny panto- flarz przyznał się do tego, że już niejednokrotnie spę­

dzał noc w trupiarni, gdyż mniej obawiał się nieboszczy­

ków, niż swej energicznej małżonki.

w ka

kt 22 Pa 41 8. 25 38

kt kc tlą Australijski minister wojny Forde podał do wiado­

mości, że trzecia część lekarzy australijskich został*

powołana do służby wojskowej.

«

By zaoszczędzić papieru prosił zakład drukarski W) dający spis telefonów Nowego Jorku o możność zredl kowania adresów w nowodrukującym się spisie do je<

nej linijki na każdy.

Amerykańskie wytwórnie filmowe nastawiły się obe"

nie na produkcję filmów wojennych. Pierwszy film jenny ukaże się pod tytułem: „Myśl o Pearl HarbouTj Tytuły dalszych filmów, które ukażą się w najbliższy®1 czasie są: „Lotnik-Jankes nad Birmą" i „Wyspa Wake -.

Jednemu z mieszkańców Palatynatu pogryzły mys®1 7 banknotów 100 markowych. Chytry ten człowiek ukrY wał swój skarb w pudelku od cygar pod łóżkiem.

Sławny kościół duński w Ringsted otrzymał od jet*

nej z większych fabryk propozycję sprzedania sweg*

dachu. Kościół ten jest pokryty grubymi płytami wianymi, które są dziś bardzo cennym surowcem.

R O Z W O D Y

konsystorskie przeprowadza, in­

formuje (informacje płatne 20.— ).

Obrońca Konsystorski mgr. Sła- siakiewicz, Warszawa, Złota 32.

Dr. Md. ImrM G U T O W S K I SUntiwtMTjciM

rni»«i< ■ Ucakł thnmn. Tatarki Ł

pfc. 12—1 I ł—«•

Sztuczna corownia

Janiny Retmańczyk byłej kierowniczki obu firm Kel- iera, Warszawa, ul. Chmielna 13, m. 3, leł. 385-22.

Sztucznie ceruje, nicuje, pierze. Reparacje trykotaży.

Odświeżanie kapeluszy, krawatów. Cerujemy na żą­

danie na poczekaniu.

(10)

ej

Wozry toki

tutty słoto?

mi*

i ni*

jnia oW4 dzi*

Lo;

o*1 atol- izję jiel-

re-

SZCZĘŚCIE ROWERZYSTY

Na niebie widać było księżyc, a na skrzyżowaniu ulic stał policjant i kierował ruchem. Ruch był właściwie niewielki, tak że policjant mógł spostrzec wszystkie uchybienia przeciw niemu. Wtem nadjechał rowerzysta, który nie miał zaświeconej orientacyjnej lampki rowe­

rowej. Bez wszystkiego zatrzymał się przed policjantem 1 zapytał go o drogę. Policjant wskazał mu ją nie zro­

biwszy niu żadnej uwagi na temat niezaświeconej la­

tarki. Rowerzysta pojechał spokojnie dalej. Dlaczego Policjant nie zwrócił mu uwagi?

REBUSOGRAF uł. „Dzidka"

Napisała mi ona: „O godz. 6'00 na skrzyżo­

waniu ulic. I proszę mieć w ręce ja k iś specjalnie oryginalny znak, żebym mogła pana łatwo poznać".

(Tout et tout)

HUMORYŚCI FRANCUSCY O O G R A N IC Z E N IA C H KTÓRE P R Z Y N O S I ZE

SOBĄ WOJNA wn*

ży- iścil ireffl

ma*

m*

:ymcko

>niu isób

*al-

iku-

>ży-

ach

my-na

13.

„Pani ju ż znowu przyszła po jajko? Do licha, ależ pani je tych jajek!".

(Tout et tout)

„Łaskawa pani, lę kolię diamentową mogę pani sprze­

dać jedynie pod tym warun­

kiem, że przyniesie pani swoje własne etui".

(Toute la vie)

Kelner: „Moi państwo, kto się ofiaruje? Jeszcze tylko trzy odcinki chlebowe a możemy uroczystość

rozpocząć". (Tout et tout)

ego aty,rzu- istę :eń-

>ęd- ini- nia-

tlo -

ych iad-

nk«l

ito- ip«':zy-

Po odgadnięciu 9-ciu rebusików należy znaczenie ich Opisać w środkową figurę. Litery w oznaczonych krat-

ach dadzą rozwiązanie.

ROZWIĄZANIE zagadek z NR. 3.

Krzyżówka:

k tn °.o i o m o : 1 Reks, 4. pean, 8. ak, 9. ab, 10. aa, 12.

22 ' 13‘ al8>t. Id. lok, 15. Toruń, 17. obora, 19. az, 20. ako, Rr’ 23' anoda- 24. kalka, 26. Rio, 27. np„ 29. taras, 31.

4, na' 32. oda, 33. krata, 35. ser, 36. ks„ 39, ta, 40. acon, 8 PaV.°n ° W0: ’ • re' 2- Kubaib 3- S. M., 5. Erato, 7. Jog, 25 Ikar' 16- ugoda, 18. belka, 20. Aar, 21. oko, 3g' ^ ° S' 28- Para’ 30- skaza, 31. pasza, 34. Ali, 37. moc,

SPOTKANIE NA MOŚCIE

ku Uj a .w>°ząca drzewo nie obciążała naraz całego most- koła UZ 8o?a Przednie 8° opuściły, gdy dopiero tylne naton?^Jeżdża^ zaczęły- Krótki wóz ze zbożem obciążał

“Hast mostek całym swym ciężarem.

— ile razy kłócimy się z mężem wysyła­

my dzieci na dwór.

— Zawsze się dzi­

wiłam, że pani dzieci wyglądają tak, jakby dnie całe spędzały na świeżym powietrzu.

— Co? Elza jest już wdową! Jak to do­

brze, że się z nią nie ożeniłem byłbym dziś już nieboszczykienj.

— Gdy będziesz tak dalej pił nie doczekasz na pewne sędziwego wieku.

— Ja wcale nie pragnę się starzeć, ja chcę zawsze być mło­

dym.

3 f AM„

Matka: — Nie zniosę tego, żebyś się sama po nocach włóczyła!!

Córka: — Nie bój się mamo, nie byłam sama.

— Co by pani zrobiła, gdybym panią teraz pocałował?

— To co zawsze robię w nie­

bezpiecznej sytuacji.

— A mianowicie?

— S p o jrz ę niebezpieczeństwu w oczy.

— Dziękuję ci za wspaniały tort ale co ta żarówka w środku ozna cza?

— 40 świeczek, moja droga.

„Daj naszemu małemu porządny kawałek. N ie będzie się mógł skarżyć żeśmy zaniedbali jego wykształcenie umysłowego. Przecież to profesor uni­

wersytetu. (Jeannin

w y -du- jed

>ec- wo*

uf Y*te'

U W A G A !

„PAPIEROS W NOCY Nadesłał p. Wrześniewicz, i O pa­

lowa. Ap. Kodak Retinclte I, czas ' .o sek. przysł. 3.5.

Zdjęcie pierwsze jest ciekawe z lego względu, że wykonane zostało przy świetle zapałki.

Bądź co bądź dość oryginalny pomysł i przy tak wielkim oświe­

tleniu technicznie dobre. Drugie natomiast, według samego zda­

nia właściciela, jest „nie tak do­

brze zrobione, lecz lemat cie­

kawy . Zgadzamy się z tym i dla­

tego oglądamy je w numerze.

„CO BOO ZŁĄCZYŁ...

Nadesłał p. Bizon K. z Góry Ropczyckiej. Bliższych danych

brak.

F O T O A M A T O R Z Y!

(11)

Cytaty

Powiązane dokumenty

' Tak naprawdę jest się gburem, jeśli ja- dąc z kobietą w przedziale i to w dodatku z piękną kobietą, nie zwraca się na nią uwagi. Tymczasem Eliza

Młody człowiek już promieniał z zadowolenia, że udało mu się wreszcie osiągnąć swój cel, ale w dwie minuty później zjawił się Ja- wajczyk z dużą

Bogaty wielki kupiec, który bez ustanku znajduje się w podróży (od ganku do ganku) przedstawiciel potężnej przemysłowej firmy, która się sprowadziła do Lwowa

Łukasz poczuł, że gubi się w huczącym rozkołysie i nie wiedzieć czemu wcisnął się w kąt przydrożnej ławki.. Jasnym gromem przedarł się z

N a ­ ród amerykański widzi że ta wojna zbliża się coraz bardziej do źródeł jego własnego bytu tak od zewnątrz jak i od wewnątrz wskutek coraz bardziej

czone jest ukrycie się przed wzrokiem człowieka wcho­.. dzącego przez

zerwatach, zachować swe obyczaje i pokazywać się za opłatę ciekawym. Na naradę wojennę nie zbieraję się też już jak dawniej w ostępie leśnym pod drzewami,

Generał Andrews, który w łaśnie-w cząsie ataku na wyspą Arubę t«jn się znajdował, opowiada, żę-a lak wypoczął się od storpedowania dwóch okrętów-cystern..