Kraków, dnia 8 listopada 1942.
ZIEMNIAKI NA ZIMĘ
CHARAKTERYSTYCZNY OBRAZEK, JAKI MOGLlS- M Y W OSTATNICH CZASACH OGLĄDAĆ NA ULI CACH NASZYCH MIAST, GDZIE LUDNOŚĆ ZAJĘTA BYŁA ODBIERANIEM SWEGO PRZYDZIAŁU ZIEM
NIACZANEGO. K»I. .O .K
■■■
IDYLLA RODZINNA PAPUASÓW Papuaski z wysp Salomona noszą spódniczki z tyka, a mężcz prymitywne jak s p r z ę t y są także ich b u d o w l e na pal.
U dotu Papuaska niesie wodę w oryginalnym d z b a n k u w
materii. Tak wewnątrz.
'Adntyfflic.ji < * J ^ .A r c h .J B i s m a r k a \
« Y ;‘
ofiv‘v
jN? M e k le iib u r
*S\CJ,ombara>- au n ilh ’
' ąsteanoc ? * **
Rozwiał się wówczas m it o bogactwach egzotycznych wysp,
żłoto nie zalśniło wabiącym blaskiem, a skąpana w słonecznych f I M J Promieniach kraina legia w zapomnieniu, z dala od kursów okrę- IF^B" . .towych. trudnodostępna dla dzikości wybrzeży i wrogiej postawy jH g v .
swych mieszkańców. ■ ■ ■ j Tł^.
Wyspy Salomona pozostały więc długo mało znanym zakątkiem I
‘ wiata, dopiero zawierucha w o j e n n a na Dalekim Wschodzie I
Wciągnęła je w orbitę ogólnego z a i n t e r e s o w a n i a . . ,«y" • *1 Jako formacja geologiczna, stanowią Wyspy Salomona nowszą 1 ę , j ? Pokrywę archaicznego trzonu australijsko-polinezyjskiego, odle- L jjW głość ich zaś od wschodniego krańca Nowej Gwinei, do której to 1 Wyspy, największej z archipelagu melanezyjskiego, upodabniają się 1 F i Pod wielu względami, wynosi w najkrótszej lin ii 400 kilometrów. w' AV*4 gysiąc pięćset km dzieli W -y Salomona od masywu australijskiego.
3 000 kilometrów okrągło od Sidney. Jeśli chodzi o ścisłe dane geograficzne, Wyspy Salomona leżą pomiędzy 5° a 11° szerokości \ Południowej i między 154°40' a 162°30' długości w s c h o d n i e j . \ . Sw.
Ongiś musiały tworzyć omawiane wyspy organiczną całość z całym australijskim dzisiejszym półwyspem, tym samym z Nową Gwineą,
°d której obecnie dzieli je głęboki rów międzywodzia gwinejsko-mela- Oezyjskiego. Resztki łańcuchów górskich o charakterze podobieństwa J ^ M a często identyczności do szczytów australijskich wskazują na zatopię- \ Uie rozdartego w odległej przeszłości kontynentu, na wyniosłościach któ- żego uformowały się następnie rafy koralowe będące ogólnym pomostem
•Oiędzy archipelagami wysp australijskich. Siedem wysp tworzy obszar Salo- ""W Otonów, naturalnie w znaczeniu wysp większych, stanowiących kiedyś naj- . Wyższe szczyty pra-górskich łańcuchów tego obszaru. Bougainville, o po- Wierzchni 10 000 km 2, Gwadalcanar i Maleita o obszarach do 6 500 km2 każda, ~ Choiseul i Izabeli po 5 850 km-', Bauro (San Cristobal) 3 100 km2 oraz Buka. Łącznie z pomniejszymi wysepkami, obszar Salomonów wyraża się w cyfrze 43 900 km2.
1 Podobnie jak na wszystkich prawie wyspach mórz, południowych i tutaj zachodzą Wciąż jeszcze procesy wulkaniczne, na co wskazują liczne wygasłe kratery, zastygła 0[Wa, gorące źródła i częste trzęsienia ziemi. Na Bougainville znajdują się do dnia dzisiejszego dwa czynne wulkany, a to: Balbi i Bagana. Wybrzeża większych wysp ,, Wznoszą się stromo ku wnętrzu, a góry powulkanicz-
nego pochodzenia wydają się od strony morza
| bardzo wysokie, wyższe, niż wydawałyby się t na niewielkiej płaszczyźnie. Wysokość -A pojedynczych szczytów waha się w gra-
nicach 2 500—3 000 metrów. Koralo-
' we atole wysterczają nieco ponad ' A '- ' toń morską, a chociaż łamią ’ ' • • * . . « • Bk się o nie lale burz, i przyply-
wow, przecież stanowią " j \ ^ B I
w ie lk ie u tr u d n ie n ie dl,. ,
Bk< tttT na południowym Pacyfiku, z których pierwsze dwie jako kstwy przy wyspach Salomona — a ostatnia jako morskie zwycięsW?
pod Santa Cruz, wyraźnie rozstrzygnęły zagadnienie panowa”
na tych wodach na korzyśó Japończyków. Sensacyjny Prze‘, , l ostatnich japońskich zwycięstw morskich, jest znacznym P,z?
czynkiem do tych historycznych przemian, jakie się obecn dokonywują w Azji Wschodniej.
Legendarne skarby, mające pono znajdować się na gruP'®
wysp Oceanii, kędyś na wschód od Nowej Gwinei, na * kanicznych resztkach dawnego lądu, łączącego A rchipeljl Bismarcka z Nowymi Hebrydami i Nową Kaledonią, lądu . stanowiącego może w zamierzchłych epokach geologiczny część sąsiednich kontynentów, — skłoniły Hiszpana Al*®
de Mendana w X V I wieku do podjęcia podro y<
, uwieńczonej w r. 1567 odkrycie .
ja k mniemał, złotonośnej krainy O f i r , celu wypraw Salomona.
skąd teŻ poszła nazwa W«mla C h c i w o ś ć żeglarza został®
■ŁT-^r' atoli ukarana prze* l0S'„ńe i w dm giej swej wyprą*
nie zdołał już odnaleźć c - lu 8Wych pragnień, zag
Nowe Hebrv«lv
Na lewo:
a „W KWADRAT ORIENTACYJNY X, X I NA PÓŁNOC O D ST. CRUZ
f X W K R A C Z A AMERYKAŃSKA F L O T A W O J E N N A "
m e ld u je radiotelegrafista ja-
\ \ pońskiego s a m o lo tu wywia-
^BBt \ dowczego do swego p o r ł u macierzystego. W kilka godzin polem rozgrywa się już wiel- ka bitwa morska pod SI. Cruz
1 na południowych wodach Pa- cyfiku. W bitwie zatopio- WI no 4 lotniskowce amerykan UH ? U li BI sk'° ' ie<ien okręt wojenny.
HBWlI ^^BBBH^BB^^/z<
F 'Ms I n n i.I., k o rd o w a
kość morza między ra- fami a wyspą Bougainville zmienia się często, wynosząc
— tylko 3 m w pewnych punktach,
W nowszych czasach powstał na wy spie Tulagi port. Wyspa ta wyposażona zo
stała również w radiową stację nadawczą.
Wyspy Salomona są dotąd jeszcze mało zbadane, nie tyle z powodu górzystości terenu ile raczej ze względu na nieprze
byte gąszcza dziewiczych puszcz, właści
wych tamtejszemu wilgotnemu, tropikal
nemu klimatowi.
Krajobrazowo odpowiadają S a lo m o n y sąsiedniej Nowej Gwinei, a jedynie na M | wyniosłych grzebieniach górskich ustę- pują l a s y miejsca trawiasto-ciernistym fc ,!P W stepom. Pośród palm kokosowych i sago-
wych kryją się osiedla tubylców, których nieposkromiona dzikość i okrucieństwo g ® zamknęły dostęp cyw ilizacji, ograniczając
osadnictwo do za ledwo 300 białych przyby- H r szów na wszystkich wyspach ogółem.
B r Bardzo mizernie przedstawiają się, jak dotąd,
W w yniki prac misyjnych, handlowych, czy plan-
■ tatorskich, posiew bowiem kultury nie trafia do przekonania mieszkańcom tej egzotycznej krainy, a wielu z pośród nich cieszy się smutną sławą ludo
żerców. W wywozie stanowią pewną pozycję orzechy kokosowe i trepang, wymieniane atoli bardzo skwapli
wie przez tubylców przemytnikom angielskim na broń i alkohol, co wiele kłopotu przysparza Niemieckiej Nowo
gwinejskiej Kampanii Kolonizacyjnej.
Część północną wysp zamieszkują czystej rasy Papuasi, ku południowi mieszają się z Polinezyjczykami, rosły
mi, barczystymi, wytrzymałymi, chętnie od dawien daw
na zatrudnianymi na plantacjach w Ouenslandzie. gdzie atoli traktowani przez Brytyjczyków jak niewolnicy, zdołali nabrać nienawiści do „Białych diabłów".
Pod koniec X IX wieku nie interesowało s ię ż a d n e z większych mocarstw Wyspami Salomona, aż dopiero po roku 1884, w związku z zatknięciem niemieckiego sztandaru na Nowej Gwinei i Archipelagu Bismarcka, przyznano państwu niemieckiemu sąsiednią wyspę Bucka, Bougainville, Izabeli i Choissel, wchodzące w skład Salomonów. W roku 1899 przeszły wyspy Choissel i Izabeli w posiadanie Anglii, jako rekom
pensata za podział pomiędzy Niemcy i Stany Zjed
noczone Wysp Samoańskich. Rok 1920 oddał Burkę i Bougainvi)le pod mandat ausralijski, reszta wysp Salomona stała się brytyjską kolonią koronną.
Wojna obecna nadała szczególne znaczenie krań
cowym wyspom Pacyfiku, a geograficzne położenie Salomonów, jako naturalnej odskoczni ku Nowej Gwinei i Australii mówi samo za siebie. Zrozu
miała jest strategicznie ważna pozycja Wysp Salo
mona, jako bariery północno-wschodniej Austra- lijsko-Nowogwinejskiej, tudzież jako bazy dla flo ty morskiej i powietrznej, operującej lub operować mogącej na wodach australijsko- melanezyjskich. T w o rz ą c ubezpieczenie flankowe dla Polinezji, zagrażają równo
cześnie drogom okrętowym na kursie
\ Ameryka-Australia. 1 to jest właśnie nowoczesny „skarb", pławiących się
w słonecznym żarze Południa, oto-
• ‘ czonych nimbem legendy — Wysp
. S a l o m o n a .
A st. Krasiński
u SWJUI biwszy drogę wśród pe
miaru w ó d PacyfiK**
Dopiero w r. 1767 o k ry ł je p o n o w n i
? B o u g a in v ille ,P od
>■' KOLO W Y S P SALOMONA S T R A C I Ł A
y A M E R Y K A C A Ł Ą F L O T Y L L Ę
■ / W walce o jedną jedyną wyspę (Gwadalkanar) straciła Hola amerykańska przy pierwszym starciu
; z Japończykami 13 krążowników i 9 kontrlorpe- 1 dowców. Podczas drugiego starcia stracili Amery- kanie lotniskowiec „Wasp", 3 krążowniki i 5 kontr- B ^ ^ torpedowców, a obecnie w czasie trzeciej bitwy morskiej
pod S t. C r u z 4 lotniskowce I j e d e n okręt w o je n n y . Nana ilustracja priadslawia fragment ładnego i wialkkh amarykańikich okrę- wojannych floty Ocaanu Spokojnego, i jodan z najnowoczalniaj wypotaio- piono w czatla oilalnlaj bitwy
monklaj pod St. Crui.
i I i zyskuje dzięki temu przewagę W I nad północno-zachodnimi wodami Kr I Oceanu Spokojnego" — wyraża
■ ’*' i się j e d e n z korespondentów
« / z Sydney i zaznacza tym zwrotem dobitnie jak niesłychanie ważnym f i jest wynik tej bitwy o wylądowanie - / dla walczących mocarstw. Japoń- f czycy dotychczas idą ciągle naprzód i po dalszych wylądowaniach osa
czyli przybyłe tam wojska amerykańskie.
Nasza ilustracja przedstawia japońskiego żot- I iarza piechoty, przy przecinaniu zasiakńw I
O L E G E N D A R N Y C H AMAZONKACH I D Z I S I E J S Z Y C H KOBIETACH
WALCZĄCYCH Kobieta w ojow nik, to coś tak m onstru
alnie parodialnego, że zdrow y rozum w zdryga się na sam ą m yśl o tym.
Kobieta, k tó ra jako taka k ry je w so
bie w rodzoną m iękkość ch arakteru, pre- d y stynow ana do roli k apłanki ogniska domowego, żony i m atki, przeistoczona w istotę krw iożerczą, z bronią w ręku ug an iającą w śród bitew nej w rzaw y — czyż to nie okropna fantasm agoria cho
re j w yobraźni tylko? P odanie a rzeczy
w istość, to dw ie bardzo różne rzeczy.
Amazonki w legendzie i w dziejach, toż kolosalna różnica pojęć! W yobraźnia ludzka zajm uje się zawsze bardzo żywo wszystkim , co je st nienaturalnością, co odbiega od norm y. Pochw ycenie m iecza przez drobne dłonie niew ieście — toć w y jątek n ielada w regule faktów oręż
nych zapasów człowieka.
Im aginacja starożytnych stw orzyła dzi
w aczne państw o, rządzone i zam ieszkane przez sam e tylko kobiety, um iejscowia- ne atoli raz w Europie, to znow u w Azji lub A fryce. Rzekomo z „K aukazji" ro biły ow e w ojow nicze kob iety krw aw e w ypraw y na W schód i Zachód, a w spo
m ina o nich „Enejda" oraz histo ry k J u styn, gdy to pod wodzą sław nej Penthe- silei brały udział w w ypraw ie antygrec- k iej pod Troją.
Umieszczone przez Strabona w Albanii, były typem bezw zględnie żądnych mor
du i w ojny niew iast, pozbaw iających się w m łodości p iersi przez w ypalenie, by lepiej używ ać ram ienia do rzutu broni.
Chłopców zrodzonych z czasow ych zw iąz
ków z sąsiednim i G argareneram i odda
w ały tym że, dziew częta zatrzym yw ały i na now e Am azonki w ychow yw ały.
O grom nie charaktery sty czn ą rzeczą dla p odania o A m azonkach jest owo wciąż w łaśnie zm ieniane um iejscow ienie ich państw a, co d a je do m yślenia, przyw o
dząc przypuszczenie, że faktycznie po
ił góry na lewo: * i B A C Z N O ^ ® 23-letnia c ó r k a g ló * n*
dow odzącego bryłyi**
obroną narodową, | mary Broocke, — która j sierżantem sztabow y” 0 |, działu wyszkolenia skiej, żeńskiej Służby mocniczej — w czasie *T I glaszania rozkazu do P°°
władnych kobiet Na lewo: . , i OBRAZ N I E N A W l ’ ®, I Z Ł O Ś L I W O ’ ®.
Jedna z wielu sowiecki kobiet-żołnierzy wziął* , niewoli na froncie wsch® . nim. Z a m a r ł y w “J
wszelkie uczucia kobiec I
BITWA AMAZONEK
Obraz malarza niemieckiego Feuerbacha przedstawiający według legendy bitwą amazonek.
według oryginalnego idjgcie wykon
U dołu:
N O W O C Z E S N E AMAZONKI Kobiety angielskie określane na
zwą „Minutę W omen" są pod dowództwem instruktora sowiec
kiego szkolone d o walki obron
nej z nieprzyjacielskimi spad o chroniarzami. Pojętni uczniowje
sowieckich wzorów.
P O J E D Y N E K K O B I E T Y Z MĘŻCZYZNĄ Rycina średnio- 1 wieczna przed
stawiająca poje
d y n e k mężczy
zny z k o b ie tę , W czasie poje- s v' d y n k u mężczy
zna musial s t a ć w dole ziemnym po pas, podczas gdy kobieta mia
ła pełną swobo
dę r u c h ó w . Na prawo:
S O W I E C K A KOBIETA W A L C Z Ą C A najgorszej sorty. Włosy krót
ko obcięte jak u mężczyzn, zwyrodniała, zaniedbana, chy
tra, podstępna. W czasie walk w jednym z odcinków leśnych wzięła ją do niewoli piechota
niemiecka.
dobnie gynajk o k raty czn e państw o gło b yć w ytw orem fantastycznych po
m ysłów starożytności.
Żródłosłowem nazw y A m azonek jest w yraz „m aza" — pierś, i sam ogłoska- dorzut „a”, o znaczeniu brak u czegoś.
W szystkie k ra je i w szystkie w ieki m iały swe „Amazonki", w p ojęciu kobiet m ężnych duchem , wolą, naw et czynem, gdy szło o podnietę w ytrw ałości, zachę
tę do trudów i ofiar w boju. Takim k la sycznym przykładem kobiety-A m azonki, w ięc kob iety ogrom nego hartu ducha zostanie po w sze w ieki ty p niew iasty- Spartanki, w olącej w idzieć trupa syna sw ego na tarczy leżącego, niż u ciekają
cego z pola bitw y.
O dosobnione przykłady najw iększych pośw ięceń w imię porw ania za sobą ty sięcy czy m ilionów — zna historia Fran
cji, Niemiec, H iszpanii, Serbii, Chorwacji, C zarnogóry, a w śród w ielu innych k ra jów i nasze dzieje, a wszędzie tam owe kobiety-bohaterki staw ały się symbolem n ajszlachetniejszych poryw ów serca.
Jak że ponurym i barwam i św iecą wśród plejad y takich „Am azonek" uszerego
w ane w wojskow ym ordynku kobiety sow ieckie, z granatem Czy karabinem m aszynow ym w rękul W tw arzach ich zaw iść, ządza zem sty, lub tępota i bez
duszne jakieś posłuszeństw o. Rzuciły ro
dziny, kobiecą swą godność w loką na dym y i zgliszcza, w huk dział — potw or
nie w yzute z uczuć sw ej płci właściwych.
K obieta-Am azonka czasów dzisiejszych, to oddana pom ocniczej służbie w ojsko
w ej pełna zaparcia siebie i niepomna trudów czy niew ygód telefonistka, te le grafistka, pracow nica zakładów w ytw ór
czości w ojennej czy gospodarczej, sani
tariuszka wreszcie.
K obieta-w ojow nik, to d a w n y m i t , a w w iększym ugrupow aniu zbrojnym obraz zdziczenia społecznego i kultu ra ln e g o .
Fol.: Sched Hhlorla-Pholo W.llbild 2
TÓW* y p o
* t y n a . po t t u k i t
*a<kn n M y n i ł
^ i n o ś a f r ty j a c i i
° ^ i t d z c
^ * n y E PCtujoi
" ^ c h iu a i
* " a S i
W Ó J T O W I E , SOŁTYSI I G O S P O D A R Z E , którzy w wielkiej mierze przyczynili się do pomyśl' nego u j ę c i a z b i o r ó w w okręgu Tarnów, przysłu
chuję się mowie General
nego Gubernatora.
Fot. RSsner J GENERALNY GUBERNA
TOR P R Z E M A W IA DO LUDNOŚCI W IE J S K I E J Od ręki lewej: Gubernator dr. Wendler, sekretarz rzą
dowy dr. B ó p p le , Gen.
Gub. dr. Frank i starosta Tarnowa dr. Kiepke.
Z
a p rz y k ła d w zorow ego w y p e łn ie n ia sw y ch o b o w iązków k o n ty n g e n to w y c h w g ra n ic ac h u jęc ia te g o ro c zn y c h żniw , m oże słu żyć p o w ia t T arn ó w , k tó ry o d w ied ził w ty c h d n iach G en. G ub. d r. F ra n k w t o w a rz y s tw ie s e k re ta rz a dr.B ópple, g u b e rn a to ra d i.
W en d lera o ra z k iero w n ik a g łów nego o d d ziału w yży W lenia i g o sp o d a rk i p. A l
b e rta . S ta ro sta p o w iato w y d r. K ie p k e p o w itał w k ilk u sło w ach p rz y b y ły c h gości, a n a s tę p n ie g o sp o d arz p o w ia tu d r. K u n ze w obec no ści sw y ch n iem iec k ic h w sp ó łp raco w n ik ó w , w ójtów so łtysów , g o sp o d arzy i ro b o tn ik ó w ro ln y c h , złożył k r ó tk ie sp ra w o z d an ie o szcze
g ó łach p ra c d o k o n a n y ch w z ak re sie u jęc ia teg o ro c z n y c h zbiorów . T ak ż e G en G ub. d r. F ra n k sk o rz y sta ł z o k azji o d w ied zin , b y p o dzięk o w ać p rzed staw icielo m n iem iec k ic h p lac ó w e k go
sp o d a rcz y c h w G en. G u b e r n a to rs tw ie , o ra z w szystkim ty m , k tó rz y okazali zro zu m ie n ie i gotow ość do p r a c y . — „Cieszę się, — pown
d ział m ięd zy in n y m i Gen.
G ub. — że w obec wzoro:
w ej p o staw y lu d n o ści tego p o w iatu w olno mi skorzy
stać ze szczęśliw ej okazji w y rażen ia je j osobiście w dzięczności. S p e c ja ln e sło
wa m ego podziękow ania odnoszą się do p. wójtów, k tó rzy w y k o n u ją funkcj?
b e zp o ś re d n ich łączników pom iędzy n iem iec k im i w ła
dzam i a ogółem ludności.
S zczególną rad o ścią napeł
n iła m n ie w iadom ość o tym.
ze p rz e d sta w ic ie le m iejsco
wego d u c h o w ień s tw a w spo
sób n a p ra w d ę dostojny w sp ó łp raco w ali d la dobra sw y ch ro d a k ó w p rz y tego
ro c zn y c h z b io ra ch . Słowa m ego p o d zięk o w an ia skie
ro w an e są rów nież pod w a
szym a d re se m c h ło p i i ro l
n icy n aro d o w o ści polskie), Jak i do w as k o b iety , dzie
w częta i ch ło p cy ... D ążym y do tego, a b y śm y m ogli za
g w a ran to w a ć rozw ój rów nież ro ln ic tw u na ziem iach G e n era ln eg o G ubernator^
stw a i to w sto p n iu Jak n a j
w y ższy m ." /
...
Z WYSTAWY PRZECIWTYFUSOWEJ W KRAKOWIE F uckfieber
TYFUS PIA
skutków, oraz klęski t y f u s u p l a m i s t e g o w szczególności, omawia Wystawa Przeciwlytusowa powody i sposoby zakażenia, przebieg, walkę z iniekcją oraz możliwości ochrony przed tą groźną chorobą zakazną.
W sposób zwięzły a przystępny przedstawiono na afiszach, oryginalnych zdjęciach, dioramach, fotomontażach i statystykach całokształt zagadnień pozostających w związku z epidemią tyfusu plamistego
Nader rzeczowo opracowany jest dział fotograficzny, ilustrujący p r a c ę w la b o r a t o r i a c h b a k t e r i o l o g i c z n y c h , piodukcję szcze
pionki przcciwdurowej, organizację nadzoru lekarskiego i drużyn odkaża
jących.
Ważnym uzupełnieniem Wystawy jest zestawienie wskazań higiemczno- zapobiegawczych. jako atut pierwszorzędnej wagi w w a l c e z tyfusem plamistym.
Kilkunastotysięczna rzesza ciekawych, która dotąd zwiedziła już Wysta
wę, — to najlepsza miara powodzenia lej nader pożytecznej imprezy.
Należy zaznaczyć, ze stoiska Wędrownej Wystawy Przeciwtyfusowej prze
widziane są we wszystkich większych miastach Generalnego Gubernatorstwa.
MJR UCH
W każdym okręgu wydano zarządzenie dla zwalcza
nia lej właśnie w okresie zimowym często epidemicznie występującej choroby. W związku z powyższym pozo- staje lakźe akcja uświadamiająca w większym stylu, która ma na celu pouczenie całej ludności Generalnego Gu
bernatorstwa zarówno o niebezpieczeństwie tyfusu pla
mistego jak i o metodach zwalczania infekcji. Władzom okręgowym względnie pełnomocnikom władz lekarskich został oddany do dyspozycji materiał celem zorgani
zowania podobnych wystaw dla najszerszych warstw lud
ności także i na prowincji. fot. borek
C
zyslosc i porządek, lo zdrowie — zaniedbanie i niechlujstwo, to choroba.Z lego założenia wychodząc, zorganizowana została z ramienia Wydziału Głównego dla spraw zdrowotnych w rządzie Generalnego Gubernator
stwa, odbywająca się obecnie w Krakowie w bocz
nej sali Starego Teatru „Wędrowna Wystawa Prze- ciwtyfusowa".
Podzielona na dwa oddziały, a lo: epidemij i ich
DNIKIEM ZANIEDBANE W N|TBZI
CMOS
Pensjonacie Florentyny Dębo Wtoąy po rag w tóry znikła młoda dzie- 5eV*»« Ruch, przestrach, domysły, yńsukiwania nic naprowadziły na tadeą najmniejszy ślad. Znaleziono
drogocenny grzebień, będący
•wmoicuj Edith Ferallano, serdecznej to&jadółki F lory, która j ą często zwiedzała, ale w czasie zniknięcia
^ntiy Ewy Bronówny nie była obecną
^Pensjonacie. śled ztw o w toku. Prze-
^kiw ano Florę, a następnie in ży - Stanisława Grzebińskiego.
‘ W jakim charakterze j! Pracuje pan u panny Dę-
tarówny?
— Jestem szoferem.
— Tylko szoferem? ni- czym więcej?
— Owszem. Powierzony toatn ogólny nadzór nad ca- tym majątkiem mej praco
dawczym. Poza tym zalat-
*iam wszelkie sprawy, je- s,em niejako je j plenipo
tentem.
—• A że podjął się pan Prac szoferskich, posiada
ne u n iw e r s y t e c k ie w y
kształcenie i taki d u ż y m a j ą t e k . . .
— Mam dyplom szofera i mechanika.
Hoim obowiązkiem jest strzec dobra panny
^Sborówny, więc nie zgodziłem się na przy
jc ie szofera. Mam dość czasu. Doskonale ItlOgę sam to robić.
— Czy panna Dęborówna proponowała Panu pracę, czy pan sam prosił o nią?
— Ja prosiłem!
— Dlaczego właśnie u niej i to w takim charakterze?
— Przecież coś robić trzeba, panie komi- Sarzu, A co dotyczy pytania, dlaczego w ła
mie u panny Dęborówny, to odpowiem, że specjalnie zależało mi na tym.
~~ Dlaczego? Ja właśnie zauważyłem, że Pana i panią Dęborówną łączy pew na. . . e tak powiem . . . zażyłość, przyjaźń. Jest 0 zadziwiające z uwagi na stanowisko pa-
a, jako szofera. Pan wybaczy, że pytam to, ale ja ty lk o urzędowo jestem w tym
^interesowany . . .
Najchętniej służę wyjaśnieniem. Pannę Sborówną znam od najwcześniejszego je j
’ z*eciństwa. Jest, tak jak i ja, góralką. Ro- z>ce nasi posiadali m ajątki koło siebie.
Jciec panny Dęborówny, umierając, prosił
®n*e, bym się opiekował nią, jak siostrą,
*.Uzył je j pomocą i radą w potrzebie, gdyż
‘e posiada nikogo, prócz brata, młodszego n niej o kilka lat, Tomasza, przebywają
cego w Paryżu, w Konserwatorium Mu- sycznym.
Tak, wiem to już. Mam wrażenie, że Przyjemnością podjął się pan tej opieki . , odważył się zauważyć żartobliwie ko
rsarz.
( Panna Dęborówna zaszczyca mnie wy«n zaufaniem — rzekł zimno Stanisław.
Komisarz nagle zmienił temat.
I To pan znalazł grzebień pani Feral-
*’ l>0?
Jal
~~ Gdzie on leżał?
W pobliżu lasu, pomiędzy drzewami.
Czy panna Ferallano często tu bywa?
, Często. Jest przyjaciółką panny Dę-
’ °równy.
. Czy jest pan całkiem pewien, że jest 0 grzebień panny Ferallano?
Tak jest! Zawsze widywałem go w je j
* ’h»ach.
J H m . . . Kiedy ostatni raz w idział pan I *8inioną Ewę Bronównę?
7- W dzień zaginięcia odwoziłem ją do
■ h?*°P*nego i przywoziłem z powrotem do Wn«jonatu.
I jT " Czy nie zauważył pan u niej jakiegoś
**eherwowania, lęku . . . niepokoju? . . .
|| ~~ Nie! Była to osoba bardzo spokojna Równoważona, mimo młodości.
. Jak pan przypuszcza, co się z nią mo- stać?
Chłodne oczy Grzebińskiego stały się zim- j j ® j«k lód. Równocześnie jednak w głębi j 80 ostrych źrenic mignął cień niepokoju
^ciekaw ienia, ale tak kró tki, że nie do-
^ e g ło go nawet bystre spojrzenie ko-
* - Dlaczego pan komisarz pyta mnie o to?
j Bo wszystkich pytam. Jest to moim
i ^ y ią z k ie m . Bardzo często zdarzają się teri ac*tei, że pójście po lin ii przypuszczeń zupełnie w sprawie niezainteresowa- t rc«i naprowadza na w łaściw y ślad,
i Niestety! niczego nie przypuszczam
^JNczego nie podejrzewam, a zwłaszcza - k°8o nie podejrzewam. Mam wrażenie,
Wszystkie osoby, żyjące w tej ch w ili , obrębie Hotelu W ielkiego, równie jak ja
żsskoczone wypadkiem i nie wiedzą, co ślaa'01 s3dz‘ ^- Panna Bronówna zginęła bez ou, a jednak wyszła z domu dobrowol-
*■ Wszystko przemawia za tym.
H T" Tak, to prawda. W łaścicielka pensjo- p lU' to znaczy . . . przepraszam pana . . , b, *Vna Dęborówna, jest ogromnie przygnę- p Oa. Wypadek rzeczywiście jest przykry,
•ók krY i . . . dziwny, już drugi w obecnym Sie ' Pt^ecież kilka miesięcy temu zdarzył 4p Zu pełnie podobny. Jestem przekonany, i P°zostają one w ścisłej łączności ze sobą su 8óry wykluczam możliwość samobój
ca. T.... 1___ ... ______
ąj *■ Ten krzyk w n o c y ... To na pewno j ę. było złudzenie . . . A po cóżby krzyczała?
sa 6'* zaś nie opuściła domu w zamiarach
^•hobójczych, to poco wychodziła w ogóle, ąeiCle,nną noc, bez ubrania, w koszuli noc- stw Jei n‘ e wykradl, bo w pokoju
lerdzono najzupełniejszy porządek.
JTm *
Grzebiński słuchał. Słuchał całym sercem i całą duszą. Patrzył w twarz komisarza jasno, przejrzyście i przenikliwie. A kom i
sarz m ów ił z ufnością, nie tając swych m y
śli. Był to człowiek nadzwyczaj bystry i ja ko fachowiec niezwykle zdolny. Natych
miast zorientował się, że Grzebiński — gdy
by ty lk o chciał — mógłby powiedzieć wiele rzeczy, i że żadne jego słowo nie byłoby bez znaczenia.
— Powiedział pan w tej ch w ili między innymi, że nikogo pan nie podejrzewa. To coś znaczy! Równie, jak ja, wyklucza pan w ten sposób samobójstwo i jest zapatry
wania, że tu działa jakaś obca zbrodnicza ręka. Prawda?
Grzebiński spuścił głowę i lekko przy
bladł.
— Temu nie zaprzeczam! — rzekł głucho.
/h isto ria z paw icą
wcale nic humoreska
Był dziwny w mym życiu przypadek (co prawda raz wtóry), Że ja — quasi orzeł — goniąc za orlicą
Uznałem, że właśnie dopadlem Samicy swego rodzaju.
I byłem szczęśliwy Jak . . . ptak!
Aliści, gdy natarłem zdobywczo dziobem i pazurem, Usłyszałem wrzask (wcale nie orli) . . . pawicy.
Zrozumiałem, że tak jakby wpadłem, Ziemię stosując do Raju.
Dowód nierychliwy, Zem . .. żak!.
„Łoczywiście" na razie zgłupiałem, jak ta mądra sowa, Która widzi wszystko, co w cieniu ukryte,
Lecz nie widzi rzeczy za dnia oczywistej:
Nie lwica, orlica,. .. lecz właśnie pawica Jest symbolem głównym T e j. . . płci!
Co było robić? Więc jako filozof, oraz ąuasi orzeł Chociaż z całej historii wyszedłem jak zmyty,
I poczułem „kociokwik" (jak po większej „czystej") Otrzeźwiawszy . . . kichnąłem jak z bicza:
(To się zdrowiu równa) Aa! . . . Psik!
— Niech mi pan powie, ja kie są pańskie osobiste podejrzenia. Zapewniam, że nie wykorzystam tego ze szkodą dla pana.
Każde pańskie słowo ma dla mnie wartość
talara. ,
_ Panie komisarzu, mnie nikogo podej
rzewać nie wolno. To nie moja rzecz. Pan tu przebywa z ramienia sprawiedliwości i wasze oczy niech szukają winnych. Mnie ty lk o jedno d yktuje rozum i to ośmielam się powiedzieć dlatego, że mnie pan kom i
sarz zapytuje o to: przeciwnik wasz jest tok mocny, że z góry jestem przekonany o bez
owocności pańskich najlepszych wysiłków, pracy i trudów. Jako ostateczny argument niech panu komisarzowi posłuży fakt, że i panny M ierzyńskiej nie znaleziono. To mi powiedzieć wolno. Oczywiście są to ty lk o moje przypuszczenia. I nie dla pana, nie dla sprawiedliwości, ale dla nieszczęśliwe
go ojca i dla panny Dęborówny — och.
dla niej — mówię panu: niech wam Bóg szczęści!
Grzebiński wstał. Komisarz natychmiast uczynił to samo.
— Dziękuję panu, panie inżynierze! W tak osobliwym wypadku potrzebuję nie tylko świadków, ale i sprzymierzeńców, pomocni
ków . . . Do widzenia, w razie potrzeby!
Grzebiński u kło nił się nisko. Serdecznie uścisnęli sobie ręce.
— Może pan w zupełności liczyć na mnie! — rzekł Grzebiński z wymownym spojrzeniem.
Gdy Urzwi zamknęły się za Stanisławem, komisarz usiadł przy biurku i pogrążył się w zamyśleniu. M inuty biegły jedna za dru
gą, a on siedział wciąż z czołem pofałdo
wanym i zmarszczoną brwią.
„Przeciwnik wasz jest tak mocny, że z góry jestem przekonany o bezowocności
pańskich najlepszych w y s iłk ó w . . . " — Te słowa brzmiały mu w uszach bezustannie, uparte i nieubłagane. I w zadumie spoglą
dał na drzwi, za któ rym i znikła wyniosła postać Grzebińskiego.
III.
Edyth serdecznie objęła dłońmi obie ręce Flory. W je j przepięknych, niewypowie
dzianie czarnych oczach widać było współ
czucie i łzy.
— Ty się zamęczasz, Floro!
Dęborówna nie odrzekła nic.
— Tak dalej być nie może! Jesteś zu
pełnie wyczerpana i przemęczona. Jeszcze rozchorujesz się od tych wszystkich zmar
twień.
Florentyna milczała z uporem. Edyth spo
glądała niespokojnie w je j przygnębioną
Jacek Strzemię.
twarz. Postanowiła za wszelką cenę wyrwać przyjaciółkę z martwoty, w jaką w trąciło ją ostatnie nieszczęście.
— Floro, słuchaj! Zaraz rzuć to wszystko:
Pozostaw Mariannie cały ten kram i jedź ze mną. Nie możesz, absolutnie nie możesz tu zostać! Żabi je cię ta apatia. W tym, co się stało, nie ma tw o je j w iny i nic na to poradzić nie możesz, a niepotrzebnie tracisz zdrowie. Wyjeżdżam do Krakowa, a stam
tąd Bóg w ie dokąd! Jedż ze mną! Pewnie wstąpimy do Paryża — zobaczyłabyś przy tej okazji swojego Tomka. No, Floro — prosiła m iękkim głosem — pojedziesz ze mną, nieprawda?!
Florentyna podniosła głowę. M iała łzy w oczach. Były to łzy wdzięczności 1 roz
rzewnienia. Nagle zarzuciła ręce na szyję Edyth.
— Jakąś ty dobra!
Edyth uśmiechnęła się słodko i smutno.
— Jedziesz ze mną?
— A kiedy chcesz jechać?
— Ja? Floro, już, choćby zarazi Zresztą im prędzej, tym lepiej dla ciebie.
— Ależ, Edyth . . .
— Jakie „ale?" Poco wynajdujesz sobie trudności? Tyle razy już wyjeżdżałaś, a go
ście twoi nie pomarli z głodu!
— Nie o to idzie. W ydaje mi się tylko, że jednak ..., że powinnam czas jakiś jesz
cze zostać tu.
— Właśnie nie powinnaś i nie zostaniesz!
Oczywiście, Floro, że zrobisz jak zechcesz, jesteś panią swej woli, ale uwierz mi, że pragnę twego dobra. Serdecznie ucieszę się, jeżeli rzucisz w kąt swoje zgryzoty i fru
niesz z tego piekła w świat szeroki.
Zerwała się i już krążyła po całym po
ko ju z żywością swej rasy. Była bardzo wysoka i bardzo szczupła, o skórze tak ciern
ia tak hebanowe, że czarna główka Florentyny w yglą
dała przy nich, jak popie
lata plama. W łosy te, za
czesane gładko z przedzia
łem przez środek głowy, spięte b yły z prawej stro
ny p ię k n y m grzebieniem wysadzanym b r y 'l a n ■ t a m i.
Florentyna wodziła oczy
ma za krzątającą się żywo Edyth i nagle, zerwawszy się, pobiegła spiesznie ku toalecie.
— Acha, Edyth, byłabym zapomniała . . .
— Co takiego?
.ąrfi
— Tw ój grzebyk! Masz!Zgubiłaś go kolo lasu! Ca-
Ptg/ŁsW B
łe szczęście, że Stanisławffr
znalazł go.Edyth zbladła. Czarne jej oczy rozszerzyły się nie
pokojem i przerażeniem.
Widząc jednak, że F l o r a patrzy w inną stronę opanowała się szybko.
— Dziękuję ci bardzo! Rzeczywiście, że byłam ogromnie zmartwiona. Nie miałam pojęcia, gdzie on mi się mógł podziać.
Podniosła długie szczupłe ramiona i prze
pięła grzebykiem włosy z lewej strony.
Przerażone przed chwilą je j oczy b y ły teraz zamyślone i smutne.
W kilk a godzin później opuszczały Hotel W ie lki. Służba zniosła, do czekającej na dziedzińcu lim uzyny, w alizki Flory i pod
ręczną walizeczkę Edyth.
Grzebiński zawiadomił panie, że wszystko jest gotowe do odjazdu.
Gdy wyszły, Stanisław przyw itał Edyth głębokim ukłonem. Wdzięcznie skłoniła mu swą egzotyczną głową, posyłając równo
cześnie uśmiech pełen przyjaźni. Stanisław w yprzedził panie i otw orzył drzwiczki l i muzyny.
Edyth szła pierwsza. Postępująca w od
ległości k ilk u kroków za nią Flora zauwa
żyła ze zdziwieniem, że oczy Grzebińskiego spoczywają z uporem na czarnych, niczym nieosłoniętych włosach Hiszpanki. Oczy te b y ły zimne i surowe. -Srzeszła koło Stani
sława, zadając mu wzrokiem nieme pytanie.
Edyth tymczasem usadowiła się wygodnie w głębi wozu i czekała na Florę. Z kolei ona teraz spojrzała na Stanisława i dostrze
gła, że oczy jego są łagodne i miękkie, jak jedwab. I znowu na ustach je j ukazał się dziwny, tak je j właściwy, biorący za serce uśmiech, w którym była równocześnie nie
śmiałość dziecka i dobroć bezgranicznie pobłażliwej matki.
Wieczorem obie przyjaciółki siedziały wśród drzew, ocieniających w illę panny Ferallano.
Słońce zachodziło i, schyliwszy się nisko nad ogrodem, wyglądało w objęciu bujnej zieleni jak płomienna, dojrzała pomarańcza, zawieszona na olbrzymim krzaku.
Niebo było jasno-turkusowe. Snuły się po nim chmury, miękkie i białe, jak kłęby waty. Zachód przeświecał przez nie, zabar
wiając ich brzegi na różowo i złoto, że w y glądały jak aplikowane kolorową tkaniną.
Czerwonawe smugi kładły się na po
wierzchni stawu, różowiąc śnieżne pióra płynących po wodzie łabędzi. Ze środka stawu tryskała w górę fontanna, rozprysku
jąc się miliardem kropel w bajecznie tę
czowy pióropusz.
Flora oparła się łokciami o bambusowy stolik i obejmowała ogród swymi łagodny
mi oczyma. Edyth siedziała naprzeciw niej 1, zaciągając się zwolna papierosem, nie zdejmowała z niej wzroku. Uwagę je j przy
ciągał nieodparcie cudny, słodki p r o f i l , o chybotliw ych ogromnych rzęsach i le- ciuchno orlim nosku. Bardzo bujne czarne włosy, same wijące się w puszyste kędzio
ry, podnosiły jeszcze subtelność twarzy bia
łej, jak śnieg, białej, jak lilia , ledwie do
strzegalnie przyzłoconej słońcem na skro
niach. Śliczne jasno-różowe usta, zmysłowe, pełne, o zadartych w górę kącikach, ukła
dały się w wyraz dziecinnej pustoty, dziew
częcej zalotności i kobiecej powagi równo
cześnie.
Ale najpiękniejszym szczegółem twarzy Flory b yły oczy, w ielkie przecudne oczy, koloru granatowego atramentu. Były to nie
zrównane po prostu oczy dziecka i czło
wieka, oczy-gwiazdy, oczy-kwiaty, szeroko rozwarte i wilgotne, jak odwiecznej rosy, to wesołe i roziskrzone, to rozmarzone i pełne smutku, zaczajone cicho w czarnej gęstwinie przeolbrzymich, zagiętych w górę rzęs i ociężałych powiek.
Maleńka główka, piękniejsza od wszyst
kich obrazów i rzeźb, w ykw itała, jak kw iat na łodydze, na s m u k ł e j kibici. Drobna i szczupła, była skończoną harmonią kształ
tów i ruchów. Gdy delikatny w iatr poru
szał je j jasną sukienką, oblepiając nią ciało Florentyny, Edyth myślała, że tak mogłoby wyglądać najcudniejsze z bóstw, a okrzy
czane arcydzieła sztuki, stworzone przez geniuszów w chw ili boskiego natchnienia, są śmieszną, pozbawioną piękna i wyrazu masą w porównaniu z tą cudną polską dziewczyną z gór.
Oprócz panny Ferallano ktoś inny jesz
cze patrzył na Florę, lecz ona spojrzenia tego nie czuła. Edyth była widocznie bar
dziej wrażliwa, bo gdy z kolei spojrzenie to Dalsty ciąg na stronic 8-mcj
rzypuśćmy ze...
podczas z m y w a n ia z b iło s i ę jedno z naczyń i r o z c ię liś m y sob ie przy tym palec. lak to najlepiej opatrzyć ?____________ K
Czy może la k ? A może lepiej H a n s a p l a s le m elastycznym ?
Lepiej wziqć Hansaplast. Ten praktyczny op a
trunek doraźny tamuje k r w a w ie n ie i działa odkażaj qco. Znosi ta k ie z powodzeniem chwi low e zmoczenie.
spoczęło na niej, odczuła je i poruszyła się niespokojnie; w oknie na parterze stał Grze- biński. Edyth spojrzenie jego ciążyło, jak kamień i odbierało zwykłą pewność siebie.
Nagle Florentyna podniosła się i wolno po
deszła do stawu. Łabędzie natychmiast przy
płynęły ku niej. Schyliła się i wyciągnęła do nich ręce. Edyth wstała również i poszła za nią. Ukradkiem spojrzała na Stanisława: nie spuszczał oczu z jasnej postaci, schylonej nad wodą.
— Floro 1
Czarna główka podniosła się.
— Czego chcesz, Edyth? Chodź tu!
— Wpadniesz do wody!
— Nie! wiesz, że te ptaszyska są przemiłe!
Łabędzie zbiły się w ciasną gromadę, wy
ciągając długie szyje ku dłoniom dziewczyny.
Pokazywała im ze skruchą, że niestety nic nie ma do rozdania. Więc Edyth przyniosła jej bułkę. Rozdawała sprawiedliwie, po kolei,, śmiejąc się i karcąc łabędzie, które łapczy
wie porywały kęs, należny towarzyszowi.
IV.
Agnes stanęła z tyłu za fotelem i pochy
liwszy się objęła matkę ramionami.
— Mary droga! będziesz musiała przepro
sić naszych gości, ale ja nie zejdę dziś na obiad!
Pani Balfoor podniosła głowę i spojrzała na córkę zdumiona.
— Dlaczego, Agnes? co ci się stało?
Dziewczyna wyprostowała się i przeciągnęła ręką po czole. Była bardzo blada.
— Nie wiem, Mary! Jestem okropnie śpią
ca! Nigdy jeszcze tak mi się spać nie chciało!
M a r y w s t a ł a i niespokojnie spojrzała w twarz córki.
— Połóż się zaraz dziecko. Mój Boże! Tak późno poszłaś Wczoraj spać! Tak długo gra
łaś w tenis! A taki był upał, Agnes! Musisz koniecznie wypocząć. Jutro nie wstaniesz zu
pełnie. Zaraz chodź do swego pokoju!
dziła delikatnie ku drzwiom.
Nagle Agnes zachwiała się i upadła na po
dłogę, pociągając matkę za sobą.
— AgnesI Agnes! — krzyknęła Mary prze
raźliwie i zerwawszy się z podłogi zadzwo
niła gwałtownie na służbę.
Wpadły przerażone dziewczęta. Blada, jak trup, Mary przy ich pomocy podniosła córkę z ziemi. Zaniesiono ją ostrożnie do sypialni i złożono na rozesłanym naprędce łóżku.
Mary drżącymi dłońmi rozbierała córkę, płacząc cicho, lecz Agnes nie czuła i nie sły
szała już nic — była nieprzytomna.
• •
— Więc panowie nie pozostawiacie mi żad
nej nadziei?
— Niestety! Czyniliśmy wszystko, co leży w ludzkiej mocy. Jesteśmy bezsilni i świa
domość ta przejmuje nas niewypowiedzianą boleścią!
W gabinecie zapanowała głucha i ciężka cisza. Balfoor stał przy oknie, obrócony Pr0"
filem do lekarzy i paląc nerwowo papierosy
• jednego za drugim spoglądał uparcie przed siebie.
Był to w-ysoki i bardzo szczupły, prawie chudy mężczyzna o starannie wygolonej twa
rzy, długiej, nieładnej, ale niezwykle pocią
gającej. Siwiejące na skroniach włosy do
dawały jeszcze surowości tej twarzy, która nawet teraz, gdy w głębi duszy targała nim bezbrzeżna rozpacz, nie zmieniła się prawie, była tylko blada i smutna.
Lekarze spoglądali na niego w milczeniu, frasobliwi i zmieszani, jak ludzie, którzy wie
dzą, że zawiedli położoną w nich ostatnią ufność.
— Więc dla córki mojej nikt nie znajdzie ratunku? — spytał wreszcie.
Podniósł się przewodniczący consilium to
karskiego.
Ciąg dalszy nastąpi
Wutsaptost - etastuaM
G U T O W S K I Dr. nS. laaptMS U r u i w M i i y c u i
•aroawa, tam ta 35 pŚL 3—I. w ła m ią Iilkatka t, U J — 2
Dr. Bit. JłsilW Ś jki SUna I waaaąma W A R S Z A W A ,
■antalkawika 15 a. 2.
g o d z . 10r. -a w.
t e le f o n 99S-1S
NOWAKOWSKI
WiBiryuit,iktiH
W a m a w a , W s p ó ln a J m , J.
w ił. 11-13, I S - t l
M. Mitiukinna
dar. ittn a I waaanaat (U S U W *, Sasin 31 t e le f o n 6-1S-S4 anijaala aś 5-7 as.
Dr. W. BILIŃSKI
•kimaa-sinetoM
ordynuje L W Ó W , ul. L. SaplehySŚ
Dra Wandera NOIASCABIN
N • ■
e r r e j e s l r a e y j n y 2 0 2 6bezbarw ny i arom a tyczn y p ły n do skró co n e g o i w ygodnego leczenia świerzbu
N O Y A S C A B IN d zia ła ju ż p o je d n o ra z o w y m użyciu, n ie p la m i i n ie niszczy b ie liz n y n ie p o w o d u je p rz e rw w pracy
D o n a b y c i a w e w s z y s t k i c h a p t e k a c h
Fabryka C h e m ic z n o -F a rm a c e u ty c z n a
Dr. A. Wander, S. A. Kraków
__________________________ ______________________________1
zn ac zy oszczędzać na świetle.
Ż arów kaO sram -D n ap rzy ld a d posiad a po d w ó jn ie skręcony drut świetlny,prze
tw a rza ją c y w yjątkow o korzystnie prąd n a światło.
W y n ik ie m te g o :
Oszczędność p rąd u i w ę g la bez zm niejszenia św iatła.