• Nie Znaleziono Wyników

Ilustrowany Kurjer Polski. R. 3, nr 45 (8 listopada 1942)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ilustrowany Kurjer Polski. R. 3, nr 45 (8 listopada 1942)"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Kraków, dnia 8 listopada 1942.

ZIEMNIAKI NA ZIMĘ

CHARAKTERYSTYCZNY OBRAZEK, JAKI MOGLlS- M Y W OSTATNICH CZASACH OGLĄDAĆ NA ULI CACH NASZYCH MIAST, GDZIE LUDNOŚĆ ZAJĘTA BYŁA ODBIERANIEM SWEGO PRZYDZIAŁU ZIEM­

NIACZANEGO. K»I. .O .K

■■■

(2)

IDYLLA RODZINNA PAPUASÓW Papuaski z wysp Salomona noszą spódniczki z tyka, a mężcz prymitywne jak s p r z ę t y są także ich b u d o w l e na pal.

U dotu Papuaska niesie wodę w oryginalnym d z b a n k u w

materii. Tak wewnątrz.

'Adntyfflic.ji < * J ^ .A r c h .J B i s m a r k a \

« Y ;‘

ofiv‘v

jN? M e k le iib u r

*S\CJ,ombara>- au n ilh ’

' ąsteanoc ? * **

Rozwiał się wówczas m it o bogactwach egzotycznych wysp,

żłoto nie zalśniło wabiącym blaskiem, a skąpana w słonecznych f I M J Promieniach kraina legia w zapomnieniu, z dala od kursów okrę- IF^B" . .towych. trudnodostępna dla dzikości wybrzeży i wrogiej postawy jH g v .

swych mieszkańców. ■ ■ ■ j Tł^.

Wyspy Salomona pozostały więc długo mało znanym zakątkiem I

‘ wiata, dopiero zawierucha w o j e n n a na Dalekim Wschodzie I

Wciągnęła je w orbitę ogólnego z a i n t e r e s o w a n i a . . ,«y" • *1 Jako formacja geologiczna, stanowią Wyspy Salomona nowszą 1 ę , j ? Pokrywę archaicznego trzonu australijsko-polinezyjskiego, odle- L jjW głość ich zaś od wschodniego krańca Nowej Gwinei, do której to 1 Wyspy, największej z archipelagu melanezyjskiego, upodabniają się 1 F i Pod wielu względami, wynosi w najkrótszej lin ii 400 kilometrów. w' AV*4 gysiąc pięćset km dzieli W -y Salomona od masywu australijskiego.

3 000 kilometrów okrągło od Sidney. Jeśli chodzi o ścisłe dane geograficzne, Wyspy Salomona leżą pomiędzy 5° a 11° szerokości \ Południowej i między 154°40' a 162°30' długości w s c h o d n i e j . \ . Sw.

Ongiś musiały tworzyć omawiane wyspy organiczną całość z całym australijskim dzisiejszym półwyspem, tym samym z Nową Gwineą,

°d której obecnie dzieli je głęboki rów międzywodzia gwinejsko-mela- Oezyjskiego. Resztki łańcuchów górskich o charakterze podobieństwa J ^ M a często identyczności do szczytów australijskich wskazują na zatopię- \ Uie rozdartego w odległej przeszłości kontynentu, na wyniosłościach któ- żego uformowały się następnie rafy koralowe będące ogólnym pomostem

•Oiędzy archipelagami wysp australijskich. Siedem wysp tworzy obszar Salo- ""W Otonów, naturalnie w znaczeniu wysp większych, stanowiących kiedyś naj- . Wyższe szczyty pra-górskich łańcuchów tego obszaru. Bougainville, o po- Wierzchni 10 000 km 2, Gwadalcanar i Maleita o obszarach do 6 500 km2 każda, ~ Choiseul i Izabeli po 5 850 km-', Bauro (San Cristobal) 3 100 km2 oraz Buka. Łącznie z pomniejszymi wysepkami, obszar Salomonów wyraża się w cyfrze 43 900 km2.

1 Podobnie jak na wszystkich prawie wyspach mórz, południowych i tutaj zachodzą Wciąż jeszcze procesy wulkaniczne, na co wskazują liczne wygasłe kratery, zastygła 0[Wa, gorące źródła i częste trzęsienia ziemi. Na Bougainville znajdują się do dnia dzisiejszego dwa czynne wulkany, a to: Balbi i Bagana. Wybrzeża większych wysp ,, Wznoszą się stromo ku wnętrzu, a góry powulkanicz-

nego pochodzenia wydają się od strony morza

| bardzo wysokie, wyższe, niż wydawałyby się t na niewielkiej płaszczyźnie. Wysokość -A pojedynczych szczytów waha się w gra-

nicach 2 500—3 000 metrów. Koralo-

' we atole wysterczają nieco ponad ' A '- ' toń morską, a chociaż łamią ' • • * . . « • Bk się o nie lale burz, i przyply-

wow, przecież stanowią " j \ ^ B I

w ie lk ie u tr u d n ie n ie dl,. ,

Bk< tttT na południowym Pacyfiku, z których pierwsze dwie jako kstwy przy wyspach Salomona a ostatnia jako morskie zwycięsW?

pod Santa Cruz, wyraźnie rozstrzygnęły zagadnienie panowa”

na tych wodach na korzyśó Japończyków. Sensacyjny Prze‘, , l ostatnich japońskich zwycięstw morskich, jest znacznym P,z?

czynkiem do tych historycznych przemian, jakie się obecn dokonywują w Azji Wschodniej.

Legendarne skarby, mające pono znajdować się na gruP'®

wysp Oceanii, kędyś na wschód od Nowej Gwinei, na * kanicznych resztkach dawnego lądu, łączącego A rchipeljl Bismarcka z Nowymi Hebrydami i Nową Kaledonią, lądu . stanowiącego może w zamierzchłych epokach geologiczny część sąsiednich kontynentów, skłoniły Hiszpana Al*®

de Mendana w X V I wieku do podjęcia podro y<

, uwieńczonej w r. 1567 odkrycie .

ja k mniemał, złotonośnej krainy O f i r , celu wypraw Salomona.

skąd teŻ poszła nazwa W«mla C h c i w o ś ć żeglarza został®

■ŁT-^r' atoli ukarana prze* l0S'„ńe i w dm giej swej wyprą*

nie zdołał już odnaleźć c - lu 8Wych pragnień, zag

Nowe Hebrv«lv

Na lewo:

a „W KWADRAT ORIENTACYJNY X, X I NA PÓŁNOC O D ST. CRUZ

f X W K R A C Z A AMERYKAŃSKA F L O T A W O J E N N A "

m e ld u je radiotelegrafista ja-

\ \ pońskiego s a m o lo tu wywia-

^BBt \ dowczego do swego p o r ł u macierzystego. W kilka godzin polem rozgrywa się już wiel- ka bitwa morska pod SI. Cruz

1 na południowych wodach Pa- cyfiku. W bitwie zatopio- WI no 4 lotniskowce amerykan UH ? U li BI sk'° ' ie<ien okręt wojenny.

HBWlI ^^BBBH^BB^^/z<

F 'Ms I n n i.I., k o rd o w a

kość morza między ra- fami a wyspą Bougainville zmienia się często, wynosząc

tylko 3 m w pewnych punktach,

W nowszych czasach powstał na wy spie Tulagi port. Wyspa ta wyposażona zo­

stała również w radiową stację nadawczą.

Wyspy Salomona są dotąd jeszcze mało zbadane, nie tyle z powodu górzystości terenu ile raczej ze względu na nieprze­

byte gąszcza dziewiczych puszcz, właści­

wych tamtejszemu wilgotnemu, tropikal­

nemu klimatowi.

Krajobrazowo odpowiadają S a lo m o n y sąsiedniej Nowej Gwinei, a jedynie na M | wyniosłych grzebieniach górskich ustę- pują l a s y miejsca trawiasto-ciernistym fc ,!P W stepom. Pośród palm kokosowych i sago-

wych kryją się osiedla tubylców, których nieposkromiona dzikość i okrucieństwo g ® zamknęły dostęp cyw ilizacji, ograniczając

osadnictwo do za ledwo 300 białych przyby- H r szów na wszystkich wyspach ogółem.

B r Bardzo mizernie przedstawiają się, jak dotąd,

W w yniki prac misyjnych, handlowych, czy plan-

tatorskich, posiew bowiem kultury nie trafia do przekonania mieszkańcom tej egzotycznej krainy, a wielu z pośród nich cieszy się smutną sławą ludo­

żerców. W wywozie stanowią pewną pozycję orzechy kokosowe i trepang, wymieniane atoli bardzo skwapli­

wie przez tubylców przemytnikom angielskim na broń i alkohol, co wiele kłopotu przysparza Niemieckiej Nowo­

gwinejskiej Kampanii Kolonizacyjnej.

Część północną wysp zamieszkują czystej rasy Papuasi, ku południowi mieszają się z Polinezyjczykami, rosły­

mi, barczystymi, wytrzymałymi, chętnie od dawien daw­

na zatrudnianymi na plantacjach w Ouenslandzie. gdzie atoli traktowani przez Brytyjczyków jak niewolnicy, zdołali nabrać nienawiści do „Białych diabłów".

Pod koniec X IX wieku nie interesowało s ię ż a d n e z większych mocarstw Wyspami Salomona, aż dopiero po roku 1884, w związku z zatknięciem niemieckiego sztandaru na Nowej Gwinei i Archipelagu Bismarcka, przyznano państwu niemieckiemu sąsiednią wyspę Bucka, Bougainville, Izabeli i Choissel, wchodzące w skład Salomonów. W roku 1899 przeszły wyspy Choissel i Izabeli w posiadanie Anglii, jako rekom­

pensata za podział pomiędzy Niemcy i Stany Zjed­

noczone Wysp Samoańskich. Rok 1920 oddał Burkę i Bougainvi)le pod mandat ausralijski, reszta wysp Salomona stała się brytyjską kolonią koronną.

Wojna obecna nadała szczególne znaczenie krań­

cowym wyspom Pacyfiku, a geograficzne położenie Salomonów, jako naturalnej odskoczni ku Nowej Gwinei i Australii mówi samo za siebie. Zrozu­

miała jest strategicznie ważna pozycja Wysp Salo­

mona, jako bariery północno-wschodniej Austra- lijsko-Nowogwinejskiej, tudzież jako bazy dla flo ty morskiej i powietrznej, operującej lub operować mogącej na wodach australijsko- melanezyjskich. T w o rz ą c ubezpieczenie flankowe dla Polinezji, zagrażają równo­

cześnie drogom okrętowym na kursie

\ Ameryka-Australia. 1 to jest właśnie nowoczesny „skarb", pławiących się

w słonecznym żarze Południa, oto-

• ‘ czonych nimbem legendy — Wysp

. S a l o m o n a .

A st. Krasiński

u SWJUI biwszy drogę wśród pe

miaru w ó d PacyfiK**

Dopiero w r. 1767 o k ry ł je p o n o w n i

? B o u g a in v ille ,P od

>■' KOLO W Y S P SALOMONA S T R A C I Ł A

y A M E R Y K A C A Ł Ą F L O T Y L L Ę

/ W walce o jedną jedyną wyspę (Gwadalkanar) straciła Hola amerykańska przy pierwszym starciu

; z Japończykami 13 krążowników i 9 kontrlorpe- 1 dowców. Podczas drugiego starcia stracili Amery- kanie lotniskowiec „Wasp", 3 krążowniki i 5 kontr- B ^ ^ torpedowców, a obecnie w czasie trzeciej bitwy morskiej

pod S t. C r u z 4 lotniskowce I j e d e n okręt w o je n n y . Nana ilustracja priadslawia fragment ładnego i wialkkh amarykańikich okrę- wojannych floty Ocaanu Spokojnego, i jodan z najnowoczalniaj wypotaio- piono w czatla oilalnlaj bitwy

monklaj pod St. Crui.

i I i zyskuje dzięki temu przewagę W I nad północno-zachodnimi wodami Kr I Oceanu Spokojnego" — wyraża

’*' i się j e d e n z korespondentów

« / z Sydney i zaznacza tym zwrotem dobitnie jak niesłychanie ważnym f i jest wynik tej bitwy o wylądowanie - / dla walczących mocarstw. Japoń- f czycy dotychczas idą ciągle naprzód i po dalszych wylądowaniach osa­

czyli przybyłe tam wojska amerykańskie.

Nasza ilustracja przedstawia japońskiego żot- I iarza piechoty, przy przecinaniu zasiakńw I

(3)

O L E G E N D A R N Y C H AMAZONKACH I D Z I S I E J S Z Y C H KOBIETACH

WALCZĄCYCH Kobieta w ojow nik, to coś tak m onstru­

alnie parodialnego, że zdrow y rozum w zdryga się na sam ą m yśl o tym.

Kobieta, k tó ra jako taka k ry je w so­

bie w rodzoną m iękkość ch arakteru, pre- d y stynow ana do roli k apłanki ogniska domowego, żony i m atki, przeistoczona w istotę krw iożerczą, z bronią w ręku ug an iającą w śród bitew nej w rzaw y — czyż to nie okropna fantasm agoria cho­

re j w yobraźni tylko? P odanie a rzeczy­

w istość, to dw ie bardzo różne rzeczy.

Amazonki w legendzie i w dziejach, toż kolosalna różnica pojęć! W yobraźnia ludzka zajm uje się zawsze bardzo żywo wszystkim , co je st nienaturalnością, co odbiega od norm y. Pochw ycenie m iecza przez drobne dłonie niew ieście — toć w y jątek n ielada w regule faktów oręż­

nych zapasów człowieka.

Im aginacja starożytnych stw orzyła dzi­

w aczne państw o, rządzone i zam ieszkane przez sam e tylko kobiety, um iejscowia- ne atoli raz w Europie, to znow u w Azji lub A fryce. Rzekomo z „K aukazji" ro ­ biły ow e w ojow nicze kob iety krw aw e w ypraw y na W schód i Zachód, a w spo­

m ina o nich „Enejda" oraz histo ry k J u ­ styn, gdy to pod wodzą sław nej Penthe- silei brały udział w w ypraw ie antygrec- k iej pod Troją.

Umieszczone przez Strabona w Albanii, były typem bezw zględnie żądnych mor­

du i w ojny niew iast, pozbaw iających się w m łodości p iersi przez w ypalenie, by lepiej używ ać ram ienia do rzutu broni.

Chłopców zrodzonych z czasow ych zw iąz­

ków z sąsiednim i G argareneram i odda­

w ały tym że, dziew częta zatrzym yw ały i na now e Am azonki w ychow yw ały.

O grom nie charaktery sty czn ą rzeczą dla p odania o A m azonkach jest owo wciąż w łaśnie zm ieniane um iejscow ienie ich państw a, co d a je do m yślenia, przyw o­

dząc przypuszczenie, że faktycznie po­

ił góry na lewo: * i B A C Z N O ^ ® 23-letnia c ó r k a g ló * n*

dow odzącego bryłyi**

obroną narodową, | mary Broocke, — która j sierżantem sztabow y” 0 |, działu wyszkolenia skiej, żeńskiej Służby mocniczej — w czasie *T I glaszania rozkazu do P°°

władnych kobiet Na lewo: . , i OBRAZ N I E N A W l ’ ®, I Z Ł O Ś L I W O ’ ®.

Jedna z wielu sowiecki kobiet-żołnierzy wziął* , niewoli na froncie wsch® . nim. Z a m a r ł y w “J

wszelkie uczucia kobiec I

BITWA AMAZONEK

Obraz malarza niemieckiego Feuerbacha przedstawiający według legendy bitwą amazonek.

według oryginalnego idjgcie wykon

U dołu:

N O W O C Z E S N E AMAZONKI Kobiety angielskie określane na­

zwą „Minutę W omen" są pod dowództwem instruktora sowiec­

kiego szkolone d o walki obron­

nej z nieprzyjacielskimi spad o ­ chroniarzami. Pojętni uczniowje

sowieckich wzorów.

P O J E D Y N E K K O B I E T Y Z MĘŻCZYZNĄ Rycina średnio- 1 wieczna przed­

stawiająca poje­

d y n e k mężczy­

zny z k o b ie tę , W czasie poje- s v' d y n k u mężczy­

zna musial s t a ć w dole ziemnym po pas, podczas gdy kobieta mia­

ła pełną swobo­

dę r u c h ó w . Na prawo:

S O W I E C K A KOBIETA W A L C Z Ą C A najgorszej sorty. Włosy krót­

ko obcięte jak u mężczyzn, zwyrodniała, zaniedbana, chy­

tra, podstępna. W czasie walk w jednym z odcinków leśnych wzięła ją do niewoli piechota

niemiecka.

dobnie gynajk o k raty czn e państw o gło b yć w ytw orem fantastycznych po­

m ysłów starożytności.

Żródłosłowem nazw y A m azonek jest w yraz „m aza" — pierś, i sam ogłoska- dorzut „a”, o znaczeniu brak u czegoś.

W szystkie k ra je i w szystkie w ieki m iały swe „Amazonki", w p ojęciu kobiet m ężnych duchem , wolą, naw et czynem, gdy szło o podnietę w ytrw ałości, zachę­

tę do trudów i ofiar w boju. Takim k la ­ sycznym przykładem kobiety-A m azonki, w ięc kob iety ogrom nego hartu ducha zostanie po w sze w ieki ty p niew iasty- Spartanki, w olącej w idzieć trupa syna sw ego na tarczy leżącego, niż u ciekają­

cego z pola bitw y.

O dosobnione przykłady najw iększych pośw ięceń w imię porw ania za sobą ty ­ sięcy czy m ilionów — zna historia Fran­

cji, Niemiec, H iszpanii, Serbii, Chorwacji, C zarnogóry, a w śród w ielu innych k ra ­ jów i nasze dzieje, a wszędzie tam owe kobiety-bohaterki staw ały się symbolem n ajszlachetniejszych poryw ów serca.

Jak że ponurym i barwam i św iecą wśród plejad y takich „Am azonek" uszerego­

w ane w wojskow ym ordynku kobiety sow ieckie, z granatem Czy karabinem m aszynow ym w rękul W tw arzach ich zaw iść, ządza zem sty, lub tępota i bez­

duszne jakieś posłuszeństw o. Rzuciły ro­

dziny, kobiecą swą godność w loką na dym y i zgliszcza, w huk dział — potw or­

nie w yzute z uczuć sw ej płci właściwych.

K obieta-Am azonka czasów dzisiejszych, to oddana pom ocniczej służbie w ojsko­

w ej pełna zaparcia siebie i niepomna trudów czy niew ygód telefonistka, te le ­ grafistka, pracow nica zakładów w ytw ór­

czości w ojennej czy gospodarczej, sani­

tariuszka wreszcie.

K obieta-w ojow nik, to d a w n y m i t , a w w iększym ugrupow aniu zbrojnym obraz zdziczenia społecznego i kultu ­ ra ln e g o .

Fol.: Sched Hhlorla-Pholo W.llbild 2

(4)

TÓW* y p o

* t y n a . po t t u k i t

*a<kn n M y n i ł

^ i n o ś a f r ty j a c i i

° ^ i t d z c

^ * n y E PCtujoi

" ^ c h iu a i

* " a S i

W Ó J T O W I E , SOŁTYSI I G O S P O D A R Z E , którzy w wielkiej mierze przyczynili się do pomyśl' nego u j ę c i a z b i o r ó w w okręgu Tarnów, przysłu­

chuję się mowie General­

nego Gubernatora.

Fot. RSsner J GENERALNY GUBERNA­

TOR P R Z E M A W IA DO LUDNOŚCI W IE J S K I E J Od ręki lewej: Gubernator dr. Wendler, sekretarz rzą­

dowy dr. B ó p p le , Gen.

Gub. dr. Frank i starosta Tarnowa dr. Kiepke.

Z

a p rz y k ła d w zorow ego w y p e łn ie n ia sw y ch o b o ­ w iązków k o n ty n g e n to w y c h w g ra n ic ac h u jęc ia te g o ­ ro c zn y c h żniw , m oże słu ­ żyć p o w ia t T arn ó w , k tó ry o d w ied ził w ty c h d n iach G en. G ub. d r. F ra n k w t o w a rz y s tw ie s e k re ta rz a dr.

B ópple, g u b e rn a to ra d i.

W en d lera o ra z k iero w n ik a g łów nego o d d ziału w yży W lenia i g o sp o d a rk i p. A l­

b e rta . S ta ro sta p o w iato w y d r. K ie p k e p o w itał w k ilk u sło w ach p rz y b y ły c h gości, a n a s tę p n ie g o sp o d arz p o ­ w ia tu d r. K u n ze w obec no ści sw y ch n iem iec k ic h w sp ó łp raco w n ik ó w , w ójtów so łtysów , g o sp o d arzy i ro ­ b o tn ik ó w ro ln y c h , złożył k r ó tk ie sp ra w o z d an ie o szcze­

g ó łach p ra c d o k o n a n y ch w z ak re sie u jęc ia teg o ro c z ­ n y c h zbiorów . T ak ż e G en G ub. d r. F ra n k sk o rz y sta ł z o k azji o d w ied zin , b y p o ­ dzięk o w ać p rzed staw icielo m n iem iec k ic h p lac ó w e k go­

sp o d a rcz y c h w G en. G u b e r n a to rs tw ie , o ra z w szystkim ty m , k tó rz y okazali zro zu ­ m ie n ie i gotow ość do p r a ­ c y . — „Cieszę się, — pown

d ział m ięd zy in n y m i Gen.

G ub. że w obec wzoro:

w ej p o staw y lu d n o ści tego p o w iatu w olno mi skorzy­

stać ze szczęśliw ej okazji w y rażen ia je j osobiście w dzięczności. S p e c ja ln e sło­

wa m ego podziękow ania odnoszą się do p. wójtów, k tó rzy w y k o n u ją funkcj?

b e zp o ś re d n ich łączników pom iędzy n iem iec k im i w ła­

dzam i a ogółem ludności.

S zczególną rad o ścią napeł­

n iła m n ie w iadom ość o tym.

ze p rz e d sta w ic ie le m iejsco­

wego d u c h o w ień s tw a w spo­

sób n a p ra w d ę dostojny w sp ó łp raco w ali d la dobra sw y ch ro d a k ó w p rz y tego­

ro c zn y c h z b io ra ch . Słowa m ego p o d zięk o w an ia skie­

ro w an e są rów nież pod w a­

szym a d re se m c h ło p i i ro l­

n icy n aro d o w o ści polskie), Jak i do w as k o b iety , dzie­

w częta i ch ło p cy ... D ążym y do tego, a b y śm y m ogli za­

g w a ran to w a ć rozw ój rów ­ nież ro ln ic tw u na ziem iach G e n era ln eg o G ubernator^

stw a i to w sto p n iu Jak n a j­

w y ższy m ." /

...

Z WYSTAWY PRZECIWTYFUSOWEJ W KRAKOWIE F uckfieber

TYFUS PIA

skutków, oraz klęski t y f u s u p l a m i s t e g o w szczególności, omawia Wystawa Przeciwlytusowa powody i sposoby zakażenia, przebieg, walkę z iniekcją oraz możliwości ochrony przed tą groźną chorobą zakazną.

W sposób zwięzły a przystępny przedstawiono na afiszach, oryginalnych zdjęciach, dioramach, fotomontażach i statystykach całokształt zagadnień pozostających w związku z epidemią tyfusu plamistego

Nader rzeczowo opracowany jest dział fotograficzny, ilustrujący p r a c ę w la b o r a t o r i a c h b a k t e r i o l o g i c z n y c h , piodukcję szcze­

pionki przcciwdurowej, organizację nadzoru lekarskiego i drużyn odkaża­

jących.

Ważnym uzupełnieniem Wystawy jest zestawienie wskazań higiemczno- zapobiegawczych. jako atut pierwszorzędnej wagi w w a l c e z tyfusem plamistym.

Kilkunastotysięczna rzesza ciekawych, która dotąd zwiedziła już Wysta­

wę, to najlepsza miara powodzenia lej nader pożytecznej imprezy.

Należy zaznaczyć, ze stoiska Wędrownej Wystawy Przeciwtyfusowej prze­

widziane są we wszystkich większych miastach Generalnego Gubernatorstwa.

MJR UCH

W każdym okręgu wydano zarządzenie dla zwalcza­

nia lej właśnie w okresie zimowym często epidemicznie występującej choroby. W związku z powyższym pozo- staje lakźe akcja uświadamiająca w większym stylu, która ma na celu pouczenie całej ludności Generalnego Gu­

bernatorstwa zarówno o niebezpieczeństwie tyfusu pla­

mistego jak i o metodach zwalczania infekcji. Władzom okręgowym względnie pełnomocnikom władz lekarskich został oddany do dyspozycji materiał celem zorgani­

zowania podobnych wystaw dla najszerszych warstw lud­

ności także i na prowincji. fot. borek

C

zyslosc i porządek, lo zdrowie — zaniedbanie i niechlujstwo, to choroba.

Z lego założenia wychodząc, zorganizowana została z ramienia Wydziału Głównego dla spraw zdrowotnych w rządzie Generalnego Gubernator­

stwa, odbywająca się obecnie w Krakowie w bocz­

nej sali Starego Teatru „Wędrowna Wystawa Prze- ciwtyfusowa".

Podzielona na dwa oddziały, a lo: epidemij i ich

DNIKIEM ZANIEDBANE W N|TBZI

CMOS

(5)

Pensjonacie Florentyny Dębo Wtoąy po rag w tóry znikła młoda dzie- 5eV*»« Ruch, przestrach, domysły, yńsukiwania nic naprowadziły na tadeą najmniejszy ślad. Znaleziono

drogocenny grzebień, będący

•wmoicuj Edith Ferallano, serdecznej to&jadółki F lory, która j ą często zwiedzała, ale w czasie zniknięcia

^ntiy Ewy Bronówny nie była obecną

^Pensjonacie. śled ztw o w toku. Prze-

^kiw ano Florę, a następnie in ży - Stanisława Grzebińskiego.

W jakim charakterze j! Pracuje pan u panny Dę-

tarówny?

— Jestem szoferem.

— Tylko szoferem? ni- czym więcej?

— Owszem. Powierzony toatn ogólny nadzór nad ca- tym majątkiem mej praco­

dawczym. Poza tym zalat-

*iam wszelkie sprawy, je- s,em niejako je j plenipo­

tentem.

—• A że podjął się pan Prac szoferskich, posiada­

ne u n iw e r s y t e c k ie w y ­

kształcenie i taki d u ż y m a j ą t e k . . .

— Mam dyplom szofera i mechanika.

Hoim obowiązkiem jest strzec dobra panny

^Sborówny, więc nie zgodziłem się na przy­

jc ie szofera. Mam dość czasu. Doskonale ItlOgę sam to robić.

— Czy panna Dęborówna proponowała Panu pracę, czy pan sam prosił o nią?

— Ja prosiłem!

— Dlaczego właśnie u niej i to w takim charakterze?

— Przecież coś robić trzeba, panie komi- Sarzu, A co dotyczy pytania, dlaczego w ła­

mie u panny Dęborówny, to odpowiem, że specjalnie zależało mi na tym.

~~ Dlaczego? Ja właśnie zauważyłem, że Pana i panią Dęborówną łączy pew na. . . e tak powiem . . . zażyłość, przyjaźń. Jest 0 zadziwiające z uwagi na stanowisko pa-

a, jako szofera. Pan wybaczy, że pytam to, ale ja ty lk o urzędowo jestem w tym

^interesowany . . .

Najchętniej służę wyjaśnieniem. Pannę Sborówną znam od najwcześniejszego je j

’ z*eciństwa. Jest, tak jak i ja, góralką. Ro- z>ce nasi posiadali m ajątki koło siebie.

Jciec panny Dęborówny, umierając, prosił

®n*e, bym się opiekował nią, jak siostrą,

*.Uzył je j pomocą i radą w potrzebie, gdyż

‘e posiada nikogo, prócz brata, młodszego n niej o kilka lat, Tomasza, przebywają­

cego w Paryżu, w Konserwatorium Mu- sycznym.

Tak, wiem to już. Mam wrażenie, że Przyjemnością podjął się pan tej opieki . , odważył się zauważyć żartobliwie ko­

rsarz.

( Panna Dęborówna zaszczyca mnie wy«n zaufaniem — rzekł zimno Stanisław.

Komisarz nagle zmienił temat.

I To pan znalazł grzebień pani Feral-

*’ l>0?

Jal

~~ Gdzie on leżał?

W pobliżu lasu, pomiędzy drzewami.

Czy panna Ferallano często tu bywa?

, Często. Jest przyjaciółką panny Dę-

’ °równy.

. Czy jest pan całkiem pewien, że jest 0 grzebień panny Ferallano?

Tak jest! Zawsze widywałem go w je j

* ’h»ach.

J H m . . . Kiedy ostatni raz w idział pan I *8inioną Ewę Bronównę?

7- W dzień zaginięcia odwoziłem ją do

h?*°P*nego i przywoziłem z powrotem do Wn«jonatu.

I jT " Czy nie zauważył pan u niej jakiegoś

**eherwowania, lęku . . . niepokoju? . . .

|| ~~ Nie! Była to osoba bardzo spokojna Równoważona, mimo młodości.

. Jak pan przypuszcza, co się z nią mo- stać?

Chłodne oczy Grzebińskiego stały się zim- j j ® j«k lód. Równocześnie jednak w głębi j 80 ostrych źrenic mignął cień niepokoju

^ciekaw ienia, ale tak kró tki, że nie do-

^ e g ło go nawet bystre spojrzenie ko-

* - Dlaczego pan komisarz pyta mnie o to?

j Bo wszystkich pytam. Jest to moim

i ^ y ią z k ie m . Bardzo często zdarzają się teri ac*tei, że pójście po lin ii przypuszczeń zupełnie w sprawie niezainteresowa- t rc«i naprowadza na w łaściw y ślad,

i Niestety! niczego nie przypuszczam

^JNczego nie podejrzewam, a zwłaszcza - k°8o nie podejrzewam. Mam wrażenie,

Wszystkie osoby, żyjące w tej ch w ili , obrębie Hotelu W ielkiego, równie jak ja

żsskoczone wypadkiem i nie wiedzą, co ślaa'01 s3dz‘ ^- Panna Bronówna zginęła bez ou, a jednak wyszła z domu dobrowol-

*■ Wszystko przemawia za tym.

H T" Tak, to prawda. W łaścicielka pensjo- p lU' to znaczy . . . przepraszam pana . . , b, *Vna Dęborówna, jest ogromnie przygnę- p Oa. Wypadek rzeczywiście jest przykry,

•ók krY i . . . dziwny, już drugi w obecnym Sie ' Pt^ecież kilka miesięcy temu zdarzył 4p Zu pełnie podobny. Jestem przekonany, i P°zostają one w ścisłej łączności ze sobą su 8óry wykluczam możliwość samobój­

ca. T.... 1___ ... ______

ąj *■ Ten krzyk w n o c y ... To na pewno j ę. było złudzenie . . . A po cóżby krzyczała?

sa 6'* zaś nie opuściła domu w zamiarach

^•hobójczych, to poco wychodziła w ogóle, ąeiCle,nną noc, bez ubrania, w koszuli noc- stw Jei n‘ e wykradl, bo w pokoju

lerdzono najzupełniejszy porządek.

JTm *

Grzebiński słuchał. Słuchał całym sercem i całą duszą. Patrzył w twarz komisarza jasno, przejrzyście i przenikliwie. A kom i­

sarz m ów ił z ufnością, nie tając swych m y­

śli. Był to człowiek nadzwyczaj bystry i ja ­ ko fachowiec niezwykle zdolny. Natych­

miast zorientował się, że Grzebiński — gdy­

by ty lk o chciał — mógłby powiedzieć wiele rzeczy, i że żadne jego słowo nie byłoby bez znaczenia.

— Powiedział pan w tej ch w ili między innymi, że nikogo pan nie podejrzewa. To coś znaczy! Równie, jak ja, wyklucza pan w ten sposób samobójstwo i jest zapatry­

wania, że tu działa jakaś obca zbrodnicza ręka. Prawda?

Grzebiński spuścił głowę i lekko przy­

bladł.

— Temu nie zaprzeczam! — rzekł głucho.

/h isto ria z paw icą

wcale nic humoreska

Był dziwny w mym życiu przypadek (co prawda raz wtóry), Że ja — quasi orzeł — goniąc za orlicą

Uznałem, że właśnie dopadlem Samicy swego rodzaju.

I byłem szczęśliwy Jak . . . ptak!

Aliści, gdy natarłem zdobywczo dziobem i pazurem, Usłyszałem wrzask (wcale nie orli) . . . pawicy.

Zrozumiałem, że tak jakby wpadłem, Ziemię stosując do Raju.

Dowód nierychliwy, Zem . .. żak!.

„Łoczywiście" na razie zgłupiałem, jak ta mądra sowa, Która widzi wszystko, co w cieniu ukryte,

Lecz nie widzi rzeczy za dnia oczywistej:

Nie lwica, orlica,. .. lecz właśnie pawica Jest symbolem głównym T e j. . . płci!

Co było robić? Więc jako filozof, oraz ąuasi orzeł Chociaż z całej historii wyszedłem jak zmyty,

I poczułem „kociokwik" (jak po większej „czystej") Otrzeźwiawszy . . . kichnąłem jak z bicza:

(To się zdrowiu równa) Aa! . . . Psik!

— Niech mi pan powie, ja kie są pańskie osobiste podejrzenia. Zapewniam, że nie wykorzystam tego ze szkodą dla pana.

Każde pańskie słowo ma dla mnie wartość

talara. ,

_ Panie komisarzu, mnie nikogo podej­

rzewać nie wolno. To nie moja rzecz. Pan tu przebywa z ramienia sprawiedliwości i wasze oczy niech szukają winnych. Mnie ty lk o jedno d yktuje rozum i to ośmielam się powiedzieć dlatego, że mnie pan kom i­

sarz zapytuje o to: przeciwnik wasz jest tok mocny, że z góry jestem przekonany o bez­

owocności pańskich najlepszych wysiłków, pracy i trudów. Jako ostateczny argument niech panu komisarzowi posłuży fakt, że i panny M ierzyńskiej nie znaleziono. To mi powiedzieć wolno. Oczywiście są to ty lk o moje przypuszczenia. I nie dla pana, nie dla sprawiedliwości, ale dla nieszczęśliwe­

go ojca i dla panny Dęborówny — och.

dla niej — mówię panu: niech wam Bóg szczęści!

Grzebiński wstał. Komisarz natychmiast uczynił to samo.

— Dziękuję panu, panie inżynierze! W tak osobliwym wypadku potrzebuję nie tylko świadków, ale i sprzymierzeńców, pomocni­

ków . . . Do widzenia, w razie potrzeby!

Grzebiński u kło nił się nisko. Serdecznie uścisnęli sobie ręce.

— Może pan w zupełności liczyć na mnie! — rzekł Grzebiński z wymownym spojrzeniem.

Gdy Urzwi zamknęły się za Stanisławem, komisarz usiadł przy biurku i pogrążył się w zamyśleniu. M inuty biegły jedna za dru­

gą, a on siedział wciąż z czołem pofałdo­

wanym i zmarszczoną brwią.

„Przeciwnik wasz jest tak mocny, że z góry jestem przekonany o bezowocności

pańskich najlepszych w y s iłk ó w . . . " — Te słowa brzmiały mu w uszach bezustannie, uparte i nieubłagane. I w zadumie spoglą­

dał na drzwi, za któ rym i znikła wyniosła postać Grzebińskiego.

III.

Edyth serdecznie objęła dłońmi obie ręce Flory. W je j przepięknych, niewypowie­

dzianie czarnych oczach widać było współ­

czucie i łzy.

— Ty się zamęczasz, Floro!

Dęborówna nie odrzekła nic.

— Tak dalej być nie może! Jesteś zu­

pełnie wyczerpana i przemęczona. Jeszcze rozchorujesz się od tych wszystkich zmar­

twień.

Florentyna milczała z uporem. Edyth spo­

glądała niespokojnie w je j przygnębioną

Jacek Strzemię.

twarz. Postanowiła za wszelką cenę wyrwać przyjaciółkę z martwoty, w jaką w trąciło ją ostatnie nieszczęście.

— Floro, słuchaj! Zaraz rzuć to wszystko:

Pozostaw Mariannie cały ten kram i jedź ze mną. Nie możesz, absolutnie nie możesz tu zostać! Żabi je cię ta apatia. W tym, co się stało, nie ma tw o je j w iny i nic na to poradzić nie możesz, a niepotrzebnie tracisz zdrowie. Wyjeżdżam do Krakowa, a stam­

tąd Bóg w ie dokąd! Jedż ze mną! Pewnie wstąpimy do Paryża — zobaczyłabyś przy tej okazji swojego Tomka. No, Floro — prosiła m iękkim głosem — pojedziesz ze mną, nieprawda?!

Florentyna podniosła głowę. M iała łzy w oczach. Były to łzy wdzięczności 1 roz­

rzewnienia. Nagle zarzuciła ręce na szyję Edyth.

— Jakąś ty dobra!

Edyth uśmiechnęła się słodko i smutno.

— Jedziesz ze mną?

— A kiedy chcesz jechać?

— Ja? Floro, już, choćby zarazi Zresztą im prędzej, tym lepiej dla ciebie.

— Ależ, Edyth . . .

— Jakie „ale?" Poco wynajdujesz sobie trudności? Tyle razy już wyjeżdżałaś, a go­

ście twoi nie pomarli z głodu!

— Nie o to idzie. W ydaje mi się tylko, że jednak ..., że powinnam czas jakiś jesz­

cze zostać tu.

— Właśnie nie powinnaś i nie zostaniesz!

Oczywiście, Floro, że zrobisz jak zechcesz, jesteś panią swej woli, ale uwierz mi, że pragnę twego dobra. Serdecznie ucieszę się, jeżeli rzucisz w kąt swoje zgryzoty i fru­

niesz z tego piekła w świat szeroki.

Zerwała się i już krążyła po całym po­

ko ju z żywością swej rasy. Była bardzo wysoka i bardzo szczupła, o skórze tak ciern­

ia tak hebanowe, że czarna główka Florentyny w yglą­

dała przy nich, jak popie­

lata plama. W łosy te, za­

czesane gładko z przedzia­

łem przez środek głowy, spięte b yły z prawej stro­

ny p ię k n y m grzebieniem wysadzanym b r y 'l a n ■ t a m i.

Florentyna wodziła oczy­

ma za krzątającą się żywo Edyth i nagle, zerwawszy się, pobiegła spiesznie ku toalecie.

— Acha, Edyth, byłabym zapomniała . . .

— Co takiego?

.ąrfi

— Tw ój grzebyk! Masz!

Zgubiłaś go kolo lasu! Ca-

Ptg/ŁsW B

łe szczęście, że Stanisław

ffr

znalazł go.

Edyth zbladła. Czarne jej oczy rozszerzyły się nie­

pokojem i przerażeniem.

Widząc jednak, że F l o r a patrzy w inną stronę opanowała się szybko.

— Dziękuję ci bardzo! Rzeczywiście, że byłam ogromnie zmartwiona. Nie miałam pojęcia, gdzie on mi się mógł podziać.

Podniosła długie szczupłe ramiona i prze­

pięła grzebykiem włosy z lewej strony.

Przerażone przed chwilą je j oczy b y ły teraz zamyślone i smutne.

W kilk a godzin później opuszczały Hotel W ie lki. Służba zniosła, do czekającej na dziedzińcu lim uzyny, w alizki Flory i pod­

ręczną walizeczkę Edyth.

Grzebiński zawiadomił panie, że wszystko jest gotowe do odjazdu.

Gdy wyszły, Stanisław przyw itał Edyth głębokim ukłonem. Wdzięcznie skłoniła mu swą egzotyczną głową, posyłając równo­

cześnie uśmiech pełen przyjaźni. Stanisław w yprzedził panie i otw orzył drzwiczki l i ­ muzyny.

Edyth szła pierwsza. Postępująca w od­

ległości k ilk u kroków za nią Flora zauwa­

żyła ze zdziwieniem, że oczy Grzebińskiego spoczywają z uporem na czarnych, niczym nieosłoniętych włosach Hiszpanki. Oczy te b y ły zimne i surowe. -Srzeszła koło Stani­

sława, zadając mu wzrokiem nieme pytanie.

Edyth tymczasem usadowiła się wygodnie w głębi wozu i czekała na Florę. Z kolei ona teraz spojrzała na Stanisława i dostrze­

gła, że oczy jego są łagodne i miękkie, jak jedwab. I znowu na ustach je j ukazał się dziwny, tak je j właściwy, biorący za serce uśmiech, w którym była równocześnie nie­

śmiałość dziecka i dobroć bezgranicznie pobłażliwej matki.

Wieczorem obie przyjaciółki siedziały wśród drzew, ocieniających w illę panny Ferallano.

Słońce zachodziło i, schyliwszy się nisko nad ogrodem, wyglądało w objęciu bujnej zieleni jak płomienna, dojrzała pomarańcza, zawieszona na olbrzymim krzaku.

Niebo było jasno-turkusowe. Snuły się po nim chmury, miękkie i białe, jak kłęby waty. Zachód przeświecał przez nie, zabar­

wiając ich brzegi na różowo i złoto, że w y ­ glądały jak aplikowane kolorową tkaniną.

Czerwonawe smugi kładły się na po­

wierzchni stawu, różowiąc śnieżne pióra płynących po wodzie łabędzi. Ze środka stawu tryskała w górę fontanna, rozprysku­

jąc się miliardem kropel w bajecznie tę­

czowy pióropusz.

Flora oparła się łokciami o bambusowy stolik i obejmowała ogród swymi łagodny­

mi oczyma. Edyth siedziała naprzeciw niej 1, zaciągając się zwolna papierosem, nie zdejmowała z niej wzroku. Uwagę je j przy­

ciągał nieodparcie cudny, słodki p r o f i l , o chybotliw ych ogromnych rzęsach i le- ciuchno orlim nosku. Bardzo bujne czarne włosy, same wijące się w puszyste kędzio­

ry, podnosiły jeszcze subtelność twarzy bia­

łej, jak śnieg, białej, jak lilia , ledwie do­

strzegalnie przyzłoconej słońcem na skro­

niach. Śliczne jasno-różowe usta, zmysłowe, pełne, o zadartych w górę kącikach, ukła­

dały się w wyraz dziecinnej pustoty, dziew­

częcej zalotności i kobiecej powagi równo­

cześnie.

Ale najpiękniejszym szczegółem twarzy Flory b yły oczy, w ielkie przecudne oczy, koloru granatowego atramentu. Były to nie­

zrównane po prostu oczy dziecka i czło­

wieka, oczy-gwiazdy, oczy-kwiaty, szeroko rozwarte i wilgotne, jak odwiecznej rosy, to wesołe i roziskrzone, to rozmarzone i pełne smutku, zaczajone cicho w czarnej gęstwinie przeolbrzymich, zagiętych w górę rzęs i ociężałych powiek.

Maleńka główka, piękniejsza od wszyst­

kich obrazów i rzeźb, w ykw itała, jak kw iat na łodydze, na s m u k ł e j kibici. Drobna i szczupła, była skończoną harmonią kształ­

tów i ruchów. Gdy delikatny w iatr poru­

szał je j jasną sukienką, oblepiając nią ciało Florentyny, Edyth myślała, że tak mogłoby wyglądać najcudniejsze z bóstw, a okrzy­

czane arcydzieła sztuki, stworzone przez geniuszów w chw ili boskiego natchnienia, są śmieszną, pozbawioną piękna i wyrazu masą w porównaniu z tą cudną polską dziewczyną z gór.

Oprócz panny Ferallano ktoś inny jesz­

cze patrzył na Florę, lecz ona spojrzenia tego nie czuła. Edyth była widocznie bar­

dziej wrażliwa, bo gdy z kolei spojrzenie to Dalsty ciąg na stronic 8-mcj

(6)

rzypuśćmy ze...

podczas z m y w a n ia z b iło s i ę jedno z naczyń i r o z c ię liś m y sob ie przy tym palec. lak to najlepiej opatrzyć ?____________ K

Czy może la k ? A może lepiej H a n s a p l a s le m elastycznym ?

Lepiej wziqć Hansaplast. Ten praktyczny op a­

trunek doraźny tamuje k r w a w ie n ie i działa odkażaj qco. Znosi ta k ie z powodzeniem chwi low e zmoczenie.

spoczęło na niej, odczuła je i poruszyła się niespokojnie; w oknie na parterze stał Grze- biński. Edyth spojrzenie jego ciążyło, jak kamień i odbierało zwykłą pewność siebie.

Nagle Florentyna podniosła się i wolno po­

deszła do stawu. Łabędzie natychmiast przy­

płynęły ku niej. Schyliła się i wyciągnęła do nich ręce. Edyth wstała również i poszła za nią. Ukradkiem spojrzała na Stanisława: nie spuszczał oczu z jasnej postaci, schylonej nad wodą.

— Floro 1

Czarna główka podniosła się.

— Czego chcesz, Edyth? Chodź tu!

— Wpadniesz do wody!

— Nie! wiesz, że te ptaszyska są przemiłe!

Łabędzie zbiły się w ciasną gromadę, wy­

ciągając długie szyje ku dłoniom dziewczyny.

Pokazywała im ze skruchą, że niestety nic nie ma do rozdania. Więc Edyth przyniosła jej bułkę. Rozdawała sprawiedliwie, po kolei,, śmiejąc się i karcąc łabędzie, które łapczy­

wie porywały kęs, należny towarzyszowi.

IV.

Agnes stanęła z tyłu za fotelem i pochy­

liwszy się objęła matkę ramionami.

— Mary droga! będziesz musiała przepro­

sić naszych gości, ale ja nie zejdę dziś na obiad!

Pani Balfoor podniosła głowę i spojrzała na córkę zdumiona.

— Dlaczego, Agnes? co ci się stało?

Dziewczyna wyprostowała się i przeciągnęła ręką po czole. Była bardzo blada.

— Nie wiem, Mary! Jestem okropnie śpią­

ca! Nigdy jeszcze tak mi się spać nie chciało!

M a r y w s t a ł a i niespokojnie spojrzała w twarz córki.

— Połóż się zaraz dziecko. Mój Boże! Tak późno poszłaś Wczoraj spać! Tak długo gra­

łaś w tenis! A taki był upał, Agnes! Musisz koniecznie wypocząć. Jutro nie wstaniesz zu­

pełnie. Zaraz chodź do swego pokoju!

dziła delikatnie ku drzwiom.

Nagle Agnes zachwiała się i upadła na po­

dłogę, pociągając matkę za sobą.

— AgnesI Agnes! — krzyknęła Mary prze­

raźliwie i zerwawszy się z podłogi zadzwo­

niła gwałtownie na służbę.

Wpadły przerażone dziewczęta. Blada, jak trup, Mary przy ich pomocy podniosła córkę z ziemi. Zaniesiono ją ostrożnie do sypialni i złożono na rozesłanym naprędce łóżku.

Mary drżącymi dłońmi rozbierała córkę, płacząc cicho, lecz Agnes nie czuła i nie sły­

szała już nic — była nieprzytomna.

• •

— Więc panowie nie pozostawiacie mi żad­

nej nadziei?

— Niestety! Czyniliśmy wszystko, co leży w ludzkiej mocy. Jesteśmy bezsilni i świa­

domość ta przejmuje nas niewypowiedzianą boleścią!

W gabinecie zapanowała głucha i ciężka cisza. Balfoor stał przy oknie, obrócony Pr0"

filem do lekarzy i paląc nerwowo papierosy

• jednego za drugim spoglądał uparcie przed siebie.

Był to w-ysoki i bardzo szczupły, prawie chudy mężczyzna o starannie wygolonej twa­

rzy, długiej, nieładnej, ale niezwykle pocią­

gającej. Siwiejące na skroniach włosy do­

dawały jeszcze surowości tej twarzy, która nawet teraz, gdy w głębi duszy targała nim bezbrzeżna rozpacz, nie zmieniła się prawie, była tylko blada i smutna.

Lekarze spoglądali na niego w milczeniu, frasobliwi i zmieszani, jak ludzie, którzy wie­

dzą, że zawiedli położoną w nich ostatnią ufność.

— Więc dla córki mojej nikt nie znajdzie ratunku? — spytał wreszcie.

Podniósł się przewodniczący consilium to­

karskiego.

Ciąg dalszy nastąpi

Wutsaptost - etastuaM

G U T O W S K I Dr. nS. laaptM

S U r u i w M i i y c u i

•aroawa, tam ta 35 pŚL 3—I. w ła m ią Iilkatka t, U J — 2

Dr. Bit. JłsilW Ś jki SUna I waaaąma W A R S Z A W A ,

■antalkawika 15 a. 2.

g o d z . 10r. -a w.

t e le f o n 99S-1S

NOWAKOWSKI

WiBiryuit,iktiH

W a m a w a , W s p ó ln a J m , J.

w ił. 11-13, I S - t l

M. Mitiukinna

dar. ittn a I waaanaat (U S U W *, Sasin 31 t e le f o n 6-1S-S4 anijaala aś 5-7 as.

Dr. W. BILIŃSKI

•kimaa-sinetoM

ordynuje L W Ó W , ul. L. SaplehySŚ

Dra Wandera NOIASCABIN

N • ■

e r r e j e s l r a e y j n y 2 0 2 6

bezbarw ny i arom a tyczn y p ły n do skró co n e g o i w ygodnego leczenia świerzbu

N O Y A S C A B IN d zia ła ju ż p o je d n o ra z o w y m użyciu, n ie p la m i i n ie niszczy b ie liz n y n ie p o w o d u je p rz e rw w pracy

D o n a b y c i a w e w s z y s t k i c h a p t e k a c h

Fabryka C h e m ic z n o -F a rm a c e u ty c z n a

Dr. A. Wander, S. A. Kraków

__________________________ ______________________________1

zn ac zy oszczędzać na świetle.

Ż arów kaO sram -D n ap rzy ld a d posiad a po d w ó jn ie skręcony drut świetlny,prze­

tw a rza ją c y w yjątkow o korzystnie prąd n a światło.

W y n ik ie m te g o :

Oszczędność p rąd u i w ę g la bez zm niejszenia św iatła.

Ż A R Ó W K I O S R A M - D d u ż o ś w i a t ł a - m a ło p r ą d u

PEDICURE

Cytaty

Powiązane dokumenty

' Tak naprawdę jest się gburem, jeśli ja- dąc z kobietą w przedziale i to w dodatku z piękną kobietą, nie zwraca się na nią uwagi. Tymczasem Eliza

Młody człowiek już promieniał z zadowolenia, że udało mu się wreszcie osiągnąć swój cel, ale w dwie minuty później zjawił się Ja- wajczyk z dużą

Bogaty wielki kupiec, który bez ustanku znajduje się w podróży (od ganku do ganku) przedstawiciel potężnej przemysłowej firmy, która się sprowadziła do Lwowa

N a ­ ród amerykański widzi że ta wojna zbliża się coraz bardziej do źródeł jego własnego bytu tak od zewnątrz jak i od wewnątrz wskutek coraz bardziej

czone jest ukrycie się przed wzrokiem człowieka wcho­.. dzącego przez

zerwatach, zachować swe obyczaje i pokazywać się za opłatę ciekawym. Na naradę wojennę nie zbieraję się też już jak dawniej w ostępie leśnym pod drzewami,

Generał Andrews, który w łaśnie-w cząsie ataku na wyspą Arubę t«jn się znajdował, opowiada, żę-a lak wypoczął się od storpedowania dwóch okrętów-cystern..

Im bardziej zbliżaliśmy się do miejsca, gdzie zebrać się miał konwój, tym lepszy był nastrój naszego kapitana!. Dla załogi zaś wydany był zakaz używania