• Nie Znaleziono Wyników

Ilustrowany Kurjer Polski. R. 3, nr 18 (3 maja 1942)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ilustrowany Kurjer Polski. R. 3, nr 18 (3 maja 1942)"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

f i

Kraków, dnia 3 maja 194:

PO LSKI

(2)

W kole na prawo:

BYŁY ZAWODNIK O L IM P IJ S K I NA FRONCIE WSCHODNIM Willi Bogner, jeden z najlepszych narciarzy niemieckich i zawod­

ników olimpijskich znajduje się obecnie jako feldfebel w jednej z dywizyj górskich na froncie wschodnim.

U dołu:

DRAMATYCZNE GODZINY C Y S T E R N Y AMERYKAŃSKIEJ Liczba niemieckich lodzi podwodnych z czasów wielkiej i wojny została już dawno przekroczona. Jeżeli więc Londyn J i Y/aszyngfon podkreśla sfale, że niebezpieczeństwo nlemiec- kich lodzi podwodnych zostało już zażegnane, to mogę po- J fl wiedzieć, że niebezpieczeństwo to jeszcze wzrośnie — powie- dział Adoll Hitler w swojej ostatniej mowie w Reichstagu.

Potwierdzenie jej przynoszę niemieckie komunikaty wojenne, które regularnie podaję wysokie cytry strat w angielskim i amerykańskim tonażu handlowym. Na naszym zdjęciu widzimy zatopienie przez niemieckę łódź podwodnę okrętu cysterny w pobliżu wybrzeża amerykańskiego. i

BIAŁA CHORĄGIEW PRZEMA­

W IA — „ P O D D A J E M Y SIĘ"

Po zażartych walkach, zostali bolszewicy tak rozbici, że pod­

dawali się małymi grupkami i wymachujęc bialę płachtę, zbli­

żali się do stanowisk niemieckich.

Poniżej:

NAJSZYBSZY SAMO- LOT BOJOWY ŚWIATA Oto nowy model lotnic­

twa niemieckiego myśliwiec typu Focke-Wull FW 190 przed starłem do ataku.

TWIERDZA SKALNA CORREGIDOR W ŚWIETLE AMERYKAŃSKIM

Corregldor, osłafnia maleńka baza amerykańska na Filipinach znajduje się pod ogniem artylerii i lotnictwa japońskiego.

Zdjęcie nasze ilustruje nam część podziemnych urzędzeń obronnnych.

SPOTKANIE NA PUSTYNI W AFRYCE

Samochód nie zdołał wyprzeć wielbłęda z pustyni. Pożyteczne to zwierzę poclęgowe wykazuje cięgle Jeszcze jak jest nie­

zbędne. Obok karawany posuwa się bateria niemiecka na stanowisko.

którzy od wielu W A L K A PRZY ŚWIETLE RAKIET

N ie m ie c k ie straże p rz e d n ie slojęce na n a jb a rd z ie j w ysuniętych stanowiskach z au w aży ły p rzy g o to w a n ia b o lsze w ik ó w do nocnego ata ku i p rzy jm u ję pierw sze la le atakujących b o ls ze w ik ó w d obrze w y m ie rzo ny m o g n iem d z ia ł obronnych R ak iety o iw ie tla ję p o le w a lki la k jasno,

ja k by to b y ł dzie ń.

(3)

Pierwszego kwietnia wydał przywódca nacjonalistów hinduskich Subhas Chandra Bose odezwę radiową do narodu hinduskiego, w której powiedział m. i.: Indie są przekonane o tym, że swoją wolność uzyskają nie przez argumenty, propagandę i bierny opór, lecz gdy chwycą się skuteczniejszych i silniejszych sposobów.

Ucisk Hindusów przez Anglików rozpoczął się od czasu zwycięstwa C livesa pod Passy 23 częrwca 1757, a ciągnął się w całym szeregu wojen, trw ających az do końca XIX wieku.

Obok środków wojennych stosowali tu Anglicy truciznę, śmierć, przekupstwo, korupcję oraz siali niezgodę pomiędzy poszczególnymi kastami ludności. Ucisk ludności stał się już tak powszechny, ie wielu Hindusów żyje w beznadziejnej obojętności i przyzwyczajenie do takiego życia uważa za życie samo. Dewiza „Divide et impera", podniesiona przez Anglię do zasady politycznej, stworzyła z tak zwanej konstytucji hinduskiej szczyt ciągle stoso­

wanego oszustwa politycznego, jak pokazuje krótki przegląd administracji tego olbrzymiego

obszaru. .. , .

Administracja najwyższa tego obszaru ma swą siedzibę w Anglii. Najwyższym admini­

stratorem jest bowiem sekretarz stanu dla Indyj. Jemu, jako kierownikowi centralnej admi­

nistracji w Indiach podlega gubernator generalny, m ający tytuł yicekróla, i przebywający w indyjskim mieście Delhi. Ma on do pomocy dwie korporacje: ustawodawczą i doradczą, składającą się w dwóch trzecich z członków wybieranych. Reszta — to członkowie miano­

wani lub urzędnicy piastujący urzędy. Lecz nawet członkowie wybierani nie mogą nigdy wyrazić otwarcie woli ludu, gdyż tylko dwa procent ludności hinduskiej ma prawo gło­

sowania. Kraj podzielony jest na liczne prowincje, podlegające gubernatorom angielskim.

Oprócz tego pozostawili Anglicy około 700 udzielnych księstw hinduskich pod władzą samych książąt. Jeżeli taki książę hinduski nie idzie na pasku vicekróla indyjskiego, może mu sąd odebrać prawo rządzenia swym krajem.' Z tych wasalów stworzyła Anglia radę książąt, których posłuch dla Anglii jest (aktem znanym i przy takiej zależności wcale nie zadziwiającym. Tym aparatem administracyjnym wygrywają Anglicy jedną partię przeciw drugiej, jedno państewko przeciw drugiemu, jedną religię przeciw drugiej i wszystkie klasy ludności przeciw sobie. Ponieważ swą potęgą pomagają jużto jednej, jużto drugiej ze stron zwalczających się, zdobywają sobie raz tu raz tam sympatię 1 sprzymierzeńców i dbają o to, by stać zawsze po stronie silniejszej. Sposoby te wystarczyły, by utrzymać w ciągu . 200 lat, 400 milionowy naród w niewolnictwie. O ten system polityczny rozbijały się w ubiegłych dziesiątkach lat usiłowania hindusów-nacjonalistów chcących zrzucić z Indyj

jarzmo angielskie. '

Podczas pierwszej wojny światowej, i od tego czasu coraz bardziej, otw orzyły się Hin- • dusom oczy dzięki działalności narodowych przywódców, którzy zapoczątkowali ruch, ma­

jący na celu zrównanie polityczne i socjalne Hindusów i stworzenie narodowego p a rła -, mentu hinduskiego. Dążenia Anglii by przy pomocy czczych obietnic wciągnąć Hindusów

i tym razem do w ojny napotkały w następstwie ich rozbudzonego poczucia , _. narodowego na taki opór, że Anglia musiała wysłać do Indyj sp e c ja fn

ne8° delegata, który ma spróbować, czy przy pomocy dawnych f l

’ \ Z / haseł i starej dewizy a nowych obietnic, nie udałoby się 1 A Hindusów zaprząc do rydwanu tej wojny. Propozycja

wysłańca Churchilla. Crippsa. jest nową, wielką próbą. oszukania narodu hinduskiego i jako taka zdemasko-

wana została w licznych przemówieniach radiowych

"•' , j przez Subhas Chandra Bose. Związek Hindusów ć odrzuci! już propozycje angielskie. Nawoływania

■jąlgifaiy Bose go „Każdy Hindus, który dobrowolnie pertra- ktuje z Anglią jest zdrajcą " wywołały równie silny 4

/ V oddźwięk w narodzie, jak i Jego zapewnienie, że

ttr mocarstwa osi w walce z imperializmem angielskim

mają zrozumienie dla hinduskich dążeń wolnośclo- g & L - l z y - * ' Z y W / W wych. Indie należące do Hindusów uwolnione od f wyzysku angielskiego mogą stać się ze swymi bo-

" w ■ gactwami naturalnymi źródłem powszechnego blogo-

sławieństwa dla całego świata.

,,up<

Maltę, ten jest panem M. Śródziemnego." Ten y pogląd na znaczenie tej małej twierdzy skalnej, w najwęższym miejscu M. Śródziemnego, pomiędzy

• > Afryką, ma swoją wartość o tyle tylko, o ile cho- akt, że tędy prowadzi morska droga handlowa na

• Zupejne uznanie zdobył on sobie jednak wtedy,

®.nal Suezki stworzył najkrótsze i najbardziej bez- Połączenie pomiędzy zachodem i wschodem. Wtedy

•hi j UŻ od Przesz,° pięćdziesięciu lat w rękach an- I 1 ałanowiła dla Anglii obok Gibraltaru najważniejszą ontroli drogi śródziemnomorskiej oraz była najwyż- rrazem znaczenia Anglii na morzu. Anglia nie mogła lerpieć, by ktokolwiek o tym jej znaczeniu powąt- śhi j która za pośrednictwem Krety chciała stwo- ii«6 dro8ę na Wschód przez Dardanele, drogę nie- JAcą kontroli Anglii, została odsunięta. Francja, / zc? e do połowy ubiegłego stulecia miała wielki J* Afryce wschodniej i na Bliskim Wschodzie, mu-

<jpic z placu i zadowolić się stanowiskiem w za- ł 2 ^ cl M' śródziemnego, kontrolowanym przez S* Malta stała się główną kwaterą dla angielskiej śródziemnomorskiej, była ze swoimi arsenałami, J allnym garnizonem angielską stacją centralną na e) drodze z Europy do Azji, Indyj, na Bliski i na Jrachód.

•jhatycznym stało się to stanowisko Anglii już w r.

, , y W łochy zaczęły uważać M. Śródziemne jako krinii 1 kiedy rozszerzyły swoje panowanie poza rv5 » « P°,w '®rdziła sama tę problematyczność przez łfl z M a,,y swoj<ł ,,ot* Kledy nas,ępnie Włochy K ’r przy boku Niemiec do wojny, której Anglia

chciała, kiedy musiały osłonić swoje imperium i flankę po­

łudniową, stała się Malta punktem rozstrzygającym.

W polityce mocarstw osi stanowi Malta największe zagroże­

nie na drodze półn.-południowej, którą muszą obierać wszyst­

kie transporty rezerw włoskich do Afryki. Jeżeli Włochy mimo to utrzymały Libię, jeżeli armia pancerna Rommla potrafiła po raz drugi przepędzić wroga aż do granic Cy- renajki, to jest to znak, że mocarstwa osi mają zamiar prze­

prowadzić atak okrążający, który musi i Maltę złamać.

Obecnie jednak nastąpiło w tym planie pew ne odchylenie.

Malta zostaje coraz bardziej izolowana i już dawno nie Jest ona żadną bazą morską. Nie do Malty lecz do Gibraltaru i Aleksandrii odpływają wszystkie uszkodzone wojenne okręty angielskie, o ile są one jeszcze w stanie przeciwsta­

wić się atakom mocarstw osi na M. Śródziemnym.

Wprawdzie angielskie łodzie podwodne znajdują jeszcze schronienie w głębokich zatokach skalistej wyspy, wpraw­

dzie wbudowane głęboko w skaliste podłoże magazyny, hangary i koszary dają Jeszcze przytułek, ale te fale bom­

bowców mocarstw osi, które dzień i noc zrzucają swój ciężar, dbają coraz bardziej o to, aby to bezpieczeństwo się skoń­

czyło, aby nawet to skaliste podłoże pól startowych nie dawało już żadnej możliwości do startu, ahy baterie obronne zamilkły i zdolność oporu osłabła. Malta zostaje wyelimi­

nowana.

Jakież to ma znaczenie? Nie tylko to, że droga morska z północy na południe Itanle się dla mocarstw osi bezpie­

czniejsza, lecz że oś mli także i na wschodzie inicjatywę w ręku, Anglia natomiast, która przy pomocy propagandy chciała utworzyć w Alryce drugi front przeciw Europie, zmuszona jest do defensywy.

Dzień po dniu znajduje tlę skalista twierdza Maila pod gradem bomb lotnictwa włoiko-nlemlecklego. Zdjęcia wykonane przez samoloty wywiadowcze pokazują - niezwykle ciężkie szkody oraz dowodzę, że i tysiąc*

kilowe bomby mogą być skutecznie użyte przeciw ma­

gazynom wyspy, chronionym bardzo silnie przez naturę.

owanla niesprawiedliwości, Którego ono było symbolem, i świl •y’* * ki w historii Indyj. . . Swlal słyszy od czasu do czasu glosy z Indyj, Q czą tobie pretensje do łego, że podnoszone są w Imieniu lndyjski*9 __ gresu narodowego albo w imieniu narodu hinduskiego. Głosy łe PJ*

chodzą Jednak przez kanały propagandy brytyjskiej i niech nikł nie pop«,n łego błędu, by brać je jako charakteryzujące wolne Indie". . Wyjątek i pnemówienla radiowego Subhai Chandra Bora i dnia 17 lutego I Wi­

lder iqdaii angielskich, których a p s, je st dla A n glii ciężką poraź ci je j trudno jesseze p rtew idiiet.

tu VA LHT»

-X’,* \V e d ł u g ^ ^ s .

< opinii dziennika włoskiego „ G io rn a le \ 'Italia" niedaleki już je s t\

:ień, w którym bombar- l wanie wyspy zastąpione Janie przez obsadzenie

/ chodzą jeszcze z czasów\

f przedwojennych. Zai n o - \ woczesne fortyfikacje są dla 1 niewtajemniczonych niewi­

doczne, są jednak olbrzymichl

L rozmiarów. I

LOTNISKA forTyRkrcje

(4)

Przekrój schematyczny całego urządze­

nia dla ryb w zaporze wodnej na rzece Columbia.

Przepust I Vcdptyw I

Na środku rzeki

wów, zasilających w wodę stany północno- amerykańskie Waszyngton, Oregon i lda' ho. Na rzece Columbia znajduje się J®' dnak olbrzymia zapora wodna, której w®

przeskoczy nawet najbardziej rączy łosOŁ mur zaporowy w ystaje bowiem z wodY na wysokość 30 metrów. Ponieważ żadna ryba nie przeskoczy tej zapory, skaz®“?

by wszystkie łososie na wymarcie, g<*F nie mogłyby one płynąć na tarło do rzek A trzeba jeszcze wiedzieć, że przemy*

rybny, który obraca rocznie sumą 10 d*1’

Łosoś usiłuje prze­

skoczyć wodospad.

s a te j budowli.

jduje się zapora W00 nuje pomysłowy®

dziwnego i nowego, Żeby jednak i dla ryb były podobne udogodnię- nia, to rzecz zupełnie •' nowa. A jednak możemy JKj

się o tym czegoś bliższego dowiedzieć z naszych ilustra- cyj i opisu, który podajemy poniżej.

Wiemy o tym, że łoso- Sie, żyją po większej części B H w morzach i że na wiosnę f i& B wędrują do rzek, by w czy- B stym żwirze rzecznym — są to ryby lubiące wody czyste — złożyć ikrę i po I skończonym tarle powrócić ^ ^ B do morza. Również młode ^ ^ B łososie, wylągłszy się z ja- jek, płyną do morza, a po W 3 B trzech czy czterech latach ^ ^ B czynią tak, jak czynili ro- W R dzice. Łososie to niespokoj- ne ryby, nie lubią one wody 5SK

spokojnej, lubią natomiast wal- V czyć z bardzo silnym prądem \ rzecznym i wodospadami, które chętnie przeskakują.

Tą samą cechą odznaczają się łososie amerykańskie, płynące na tarło do rzeki Columbia i jej doply-

Przakrój podłużny przez dla ryb.

Wypust, otuartfy Wypust

ęyóy n a -rizstoid 'o d n i e s i o n y m do uySoioĄii. otuart^yo , \ lo y p fu tu .

\ \ > Ottyór • e p u s tiu y f d iw iy u tomów

•suycią^otod U p u s t otwarli

*6* dolarów, jest w większej części

•eżniony od połowu łososi.

Y nie narażać więc tak dochodowej ęzi gospodarki, wybudowano na zapo- Bonneville, w miejscu, gdzie zebrana aa spływa z niesłychaną wprost siłą,

®jalne windy i drabiny, po których ło- e przedostają się poza zaporę i mogą JYWać przerwaną podróż do morza lub Elektryczne dźwigi, zaopatrzone w gę- Jtraty, wypełniające wewnętrzne ściany 'łgu, mają przepusty i wpusty otwie-

Oło dwie windy dla ryb, które mają zamiar przebyć zaporę na rzece. Ryby płynące pod prąd, doslają tię do aulomałycznie podnoszących się I opuszczają­

cych się dźwigów, klóre je prze- Iransportują łam, gdzie w danym

razie polfzeba.

•uody do kotdo soydayowytl

Na pierwszym planie mamy t. zw. „drabiny"

dla ryb. Gdy drabiny znajdują się pod wodą, mogą ryby przeskaki­

wać szczeble i dogo­

dzić swej f a n t a z j i . W głębi zapora wodna z dźwigami dla ryb.

Dwa łososie opuściły windę. Widać otwarły

właśnie wypust.

rające się i zamykające się pod naciskiem spa­

dającej wody, przez które ryby przedostają się poza zaporę.

Oprócz tych wind i wyciągów, znajdują się na zaporze Bonneville jeszcze kamienne progi w niewielkiej odległości od siebie. Oczywiście jak przy wyciągach tak i tutaj reguluje wszystko bieg wody. Gdy taka drabina znajdzie się pod wodą, mogą łososie przeskakiwać te progi i pły­

nąć dalej.

Tak to tworzy człowiek rybom warunki roz­

woju, lecz nie ze względu na nie, tylko na swoje własne korzyści. Jakikolwiek to powód, sam po­

mysł jest bardzo ciekawy, a budowla imponująca.

X

nował łych

>łre Dama".

(5)

Opracował: Dr M a , 3 ciąg dalszy

\ \ \

ma

S ław n e k ró ló w ż y d o w sk ich sta ro ż y tn e im ię co rządzili w y b ra n y lud w Jerozolim ie, zanim zo stał po cały m ro zp ro szo n y św iecie.

D zisiaj jeszcze się m ożna n a tk n ą ć na n ie w gecie.

ł I

M iejsce w k tó ry m żydów czered a w y b ran a po śm ierci m a p rz e b y w a ć — łono A b rah am a.

Izraelscy u czen i k łó c ą się zaciekle,

czy z n a jd u je się ono w n iebie, czy też w piekle.

Goj sobie w y o b razić teg o w p ro st n ie może.

W k ażd y m razie coś n ib y M ad ejo w e loże.

P o k o len ie p o m n iejszy ch h e b ra jsk ic h kap łan ó w , co sp e łn ia li w b óżnicy rolę z a k ry stia n ó w , zam iatali, dzw onili, zb ierali n a tacę i w y p ełn iali inne, p o śled n iejsze prace.

Plus kilof, o so b ista b ro ń w o je n n a żyda z k tó rą go b ard zo c zęsto na u licy w idać

(patrz ulica).

P o czątk o w o cech b ied n y ch ży d o w sk ich m u rarzy k tó r y k ry ł się p od n azw ą w ło sk ich k arb o n arzy . W m iarę ja k z w y żk o w ały b u d o w lan e ak cje, ro zró sł się w w szech św iato w ą dziś o rg an izację.

W a k c ji c h a ry ta ty w n e j w sp ó łp ra c u ją dzielnie, chcą k ażd em u b ied n em u d ać fa rtu c h i k ielnię.

10 g roszy w y n o si co m iesięczna składka.

G ojów się w w y ją tk o w y c h p rz y jm u je w y p ad k ach .

R. F. OMALLEY

K u racy jn e pieczyw o, p ro d u k t do sy ć rzadki, coś ta k w ro d z a ju naszej w ielk an o c n ej babki.

P o d aw an y w czasie św ią te c z n y c h n astro jó w , p o k ry ty z w ierzchu lukrem z n iew in n ej krw i gojów.

W y ra z n ie z n a n e g o d o tąd p o chodzenia, k tó ry m się o k re ś la w ięk sze w y d arzen ia.

J a k w spom niano, ró d je g o w pom ro ce się k ry je . Is tn ie je ty lk o w złożeniu — W ie lk ie M ecyje.

N a ro d o w y K om itet W y z y sk a n ia D urnych.

G łów na je g o sied zib a w K ujbyszew ie górnym . E k sp o zy tu ra b an k ó w ż y d o w sk ich na Rosję.

G łów ny je g o k ie ro w n ik — K aganow icz M osje.

Dalszy ciąg nastąpi

OSTATNIA PRZYGODA MIŁOSNA GENERAŁA

PRZEŁOŻYŁA EDMAl*

Pan Filip C alkulos, se k ie ta rz m ero stw a w m ałej m ieści­

n ie C ava-les-A m ours, p rz e g lą d a ją c s ta re sz p a rg a ły w a rc h i­

w um m iejskim , o d k ry ł osobę n ie ja k ie g o o b y w a te la H o racju - sza B oum 'a, k tó r y w r. 1793 był g e n e ra łe m w o jsk re p u b li­

k ań sk ic h i zg in ął ra ż o n y w czoło k u lą n ie p rz y ja c ie la . M er, u sły szaw szy tę n ie z w y k łą w iadom ość, zw o łał n a ty c h m ia s t p o sied zen ie ra d y m ie jsk ie j, na k tó ry m u c h w alo n o u staw ić

KUPUJEMY STALE ZNACZKI Polski, Gubernatorstwa i Europy,

k o m p l e t n e serie i bloki, tylko czyste lub stemplowane okolicznościowym datownikiem.

Płacimy najwyższe ceny handlowe, jednak nie fantazyjne. Akceptujemy oferty, które za­

wierają ceny.

Dom Handlowy „Pionier" oddz. F. — Kraków, Stolarska 9 I. p. — Tal. 220-42.

Di. m e d J is iiM ik i SUrM i winzryuin W a r i z a w a Mirualkowsk, 95 a. 1.

g o d z. 1 0 -8 w.

te le fo n 995 - 38

Dr. mid. Lttpold G U T O W S K I Skórni i weneryczne ,n,ja>|a w Lecznicy W,ruina. Trpacka I.

p ń 12—2 I ł —(.

Rozwodowe spraw y

zgodne i nitzgodni priwidzi internuje Bkraóci Rensyiter- ski Ngi. gnw.

Słatiakiewiu

l a r u m . 2hU 32.

na głów nym p lacu m iasta k o n n ą s ta tu ę g e n e ra ła . M er zo stał w y d e le g o w a n y do P ary ża, b y zam ów ić pom nik i u s ta lić cenę. P olecono m u p ew n eg o rzeźbiarza nazw isk iem T errap ip e.

M istrz sied ział w śró d obłoków dym u, rzeźbiąc ja k ą ś zu p ełn ie n a g ą k o b ietę.

— W iem czego p an u p o trz e b a — rz e k ł m istrz, w y ­ słu ch aw szy w y ja śn ie ń m era. — G e n e ra ł z r. 93 w k a p e ­ luszu sto so w an y m i b u ta c h z o stro g am i. P raw a rę k a w zn iesio n a k u niebu. W szy stk o z im ita c ji brązu. W ielk i k oń n o rm an d zk i z tegoż m etalu . W ielk o ść n a tu ra ln a . C en a 16.000 franków .

W y g ó ro w a n a cena p rz e ra z iła zacn eg o m era.

— Ile p an żąda za sam ego konia?

— 10.0001 — o d p arł T errap ip e.

— W ię c e j niż za g en erała! — zg o rszy ł się m er. — A w ięc w ezm ę ty lk o sam ego g e n e ra ła w ta k ie j pozycji, w ja k ie j siedzi na koniu. T ra n sa k c ja z o sta ła zaw arta.

— 10.000 fran k ó w za im ita c ję k o n ia — to n ie s ły c h a ­ ne! — m ru czał m er, op u szczając p ra c o w n ię rzeźbiarza, p odczas g dy sta ry L araie żąd ał ode m nie za sw eg o s ta ­ reg o o g ie ra A stru b a la ty lk o 800 franków .

W p o d o b n y sposób w y ja śn ił m er sp ra w ę rad zie m iej-

W szy scy byli o lśn ien i w sp an iały m sk iej.

m era.

O d k u p io n o A stru b a la od o jc a L araie o p iek ę nad nim strażn ik o w i m iejskiem u.

W reszcie p om nik p rzybył. R ozpakow ano go w °bcC ności c a łe j ra d y m ie js k ie j i w sadzono na konia.

G dy A stru b al poczuł na sw ym g rzb iecie spiżów*! P służy'0 powie rzo"°

stać g e n e ra ła , z a rż a ł du m n ie (dzielne zw ierzę k ie d y ś w k a w a le rii) i m iał w rażen ie, że s ta je się szym co n a jm n ie j o d ziesięć lat.

P ew n eg o w io se n n e g o dnia, h ra b ia n k a du C rin c ó rk a w łaściciela są sie d n ie g o zam ku, przejeżdżała d o ro d n e j g n ia d e j k la c z y ko ło po m n ik a g en erała

A stru b al poczuł n ag ły p rz y p ły w tem p eram en tu gu całeg o sw ego d łu g ieg o ży cia b y ł zaw sze bardzo na w dzięki k o ń sk ie j płci p ięk n ej, zarżał w ięc dono i zesk o czy ł raźn o z p ie d e sta łu .

H ra b ia n k a p rzerażo n a, sp ięła sw ą klacz

jnł°d'

i-CoUP0,

W ci4' czub'

ostroga""

i rzuciła się do ucieczki, A stru b al po m k n ął za n>4- I oto m ieszk ań cy C av a-le s A m o u rs u jrz e li ze zdz*

niem g e n e ra ła H o racju sza B o u m a galo p u jąceg o , wi"' w sta nieb"

Ilustrowany Kurier Polski

la t z gó rą po sw ej śm ierci, z d ło n ią w zn iesio n ą do na sw ój o sta tn i p o d b ó j m iłosny.

Krakau, Redakcja: ul. Piłsudskiego 19 lei. 213-93 — Wydawnictwo: W ielopole 1 1 | Pocztowe Konto Czekowe: Warschau Nr. 900

Vasenol

Zwłaszcza przed uprawia­

niem sportów i gier stopy muszą być suche i od­

porne! Osiągniesz to w sposób niezawodny przez wcieranie

- p u d r u d o n ó g

S Z T U C Z K A C E R U W * (J „ I A

Janiny eelmaticzyk, byłej klnrowniciki obu lirm Kellera, Wanzawa, ul. C hm ielą lal. 585-23. Sztucznie ceruje, nicuje, pierze. Reparacje trykotaży. Odłwiezan

krawatów. Cerujemy ne ż,d an ie na poczekaniu.

(6)

Jjierw sze promyki majowego słońca nie­

śmiało zapukały do okna, gdy Otto Muller nakreślił ostatnią nutę swojej no- Wej kompozycji. Obwódki pod roziskrzo- ne®i z zadowolenia oczami, świadczyły, że Pracował całą noc... Wstał, przeciągnął zmęczone ciało, ręką poprawił rozwichrzone

*łosy i otworzył okno... Chłodny wietrzyk fflusnął twarz muzyka... Wyjrzał na dół...

podwórzu, stróż zamiatał chodnik...

Naprzeciw, jakaś smukła służąca w białym C2epku, czyściła buty... Na drugim piętrze Podniosła się stora... Na dachu zaś, ptaszki Prześcigały się w wesołym świergocie.

"Właściwie trzeba by jeszcze raz przegrać Kompozycję" — pomyślał Muller, biorąc do rąk skrzypce. Na parapecie rozłożył nuty — smyczkiem przejechał po strunach, kontrolując czy są nastrojone... następnie...

“ okna piątego piętra kamienicy przy Gartengasse wypłynęły upojne dźwięki no-

* e8° walca kompozycji Otto Mullera.

Gienkie struny delikatnie poruszane smycz- kiem, wydały piękne tony królewskiego ta­

ktu. Dozorca przerwał sprzątanie i oparłszy r<jce na miotle, patrzył z uśmiechem na ostatnie piętro... Służąca z butem w ręce

°Parła się o balustradę i przymknąwszy

?czy, marzyła o swoim przyszłym szczę­

ś c i u . . .

w którymś oknie, ukazała się jakaś

Postać w negliżu i na widok grającego, uśmiechnęła się... Nawet ptaszki zamilkły, uważnie przysłuchując się nieznanej im

■f-olodii, a gdy skończył, zaświergotały ha- asliwie, wyrażając tym podziękowanie mło- junu twórcy. „Dzień dobry, panie Muller"

zawołała służąca — „jak nazywa się ten alc? ' — „Dzień dobry, panno Lizi” — Opowiedział wesoło — „jeszcze nie wiem."

łaściwie nie wiedział jak zatytułować j a|ca...

a

tytuł mieć musi... Więc??? Och!

taZ w*e- nazwie go „walcem dla pięknej svJernn*cY ••• Bo?? Stworzył go przecież dla Wojego ideału, o którym tyle śnił, lecz y nie spotkał... Napisawszy tytuł, zie- nv ‘ rzucił się na łóżko... Zapewne śnił

stawie, która go czekała...

Sobotnie popołudnie zgromadziło dużo ytwornych gości w pięknym ogrodzie ęj rs-Salon" w Stadtparku... Piękne panie, Joganccy panowie i roześmiane dzieci...

I Sprzeciw stolików, w małym pawilonie, oncertowała orkiestra. Właśnie odegrała l)r'dzankę modnej operetki —- posypały się ko'l'Va'" dakiś młody muzyk rozdawał nuty legom, następnie stanął na podium. Ktoś Yiaśnił, że trzeci skrzypek orkiestry, Otto dl **®r, odegra swoją kompozycję pt. „Walc a Pięknej tajemnicy' ... Gdy przy stolikach lszylo się, podniósł batutę... Orkiestra C7ęła grać... Lekkość i melodia utworu

N A JN O W SZE ZNACZKI 1,1 l i \ l \ L ( , ( ) G l BERN A TORS i W \

Po faz pierwszy od 16 miesięcy ukazały -- pici traty rzez iv uour.oiy Zn Znowu w Generalnym Gubernatorstwie je a.C2k' okolicznościowe. Dla filatelistów zv i / ° Żród,o niepowszednich emocji, gdyż nii, 1‘J‘1 sobie w ten sposób materiał wy­

cie nnY Pożądany zwykle na całym świe- Uio i-3 nawet teraz. chociaż wojna unie- ski lw‘*a korespondencję z krajami zamor- w m|, wiele osób czyni sobie „zapasy" by snpSt0S0Wnej chwili uzyskać za serję wła- za„®° kraju inne niemniej ciekawe znaczki

paniczne.

pka ndri’u urodzin Hitlera wydała Niemie- Pod

k

czta Wschodu trzy znaczki bardzo a!e ° bne do zwykłych sztuk obiegowych, WarlZ^ Względu na dopłatę pobieraną do 5 zi°.Sc* nominalnej cena całej serii wynosi pr? °lych. Druk tych znaczków wykonano nalnv P° mocY stalorytu na bardzo orygi- a , ' In' kremowym „japońskim" papierze, ]ez e Względu na ograniczony nakład, na- a n s,ę spodziewać, że za kilka miesięcy, hędaaf>ewno za ParS lat zaliczać siĘ one G

i

.

k

rzadszych znaczków Generalnego

firnatorstwa.

W Rzęs iszy Niemieckiej już od szeregu

>at

ukazi

urod ?"zują się zawsze na kilka dni przed WizeZ' na,rii Adolfa Hitlera, znaczki z jego Wit tUnk'em. W tym roku również poja- lorzeS*X W obiegu podobny znaczek w ko- 12 | karminowo-lila o cenie nominalnej ha c ?l8dw, do której dolicza się dopłatę higówP dobroczynne w wysokości 38 fe-

E. R E L L

M I I I

M A I I I I M I T A J E M N IC Y

upoiła słuchaczy... Publiczność była za­

chwycona...

Nieopodal pawilonu, siedziała samotnie przy stoliku, elegancka młoda brunetka, o dużych czarnych oczach... Ssała przez słomkę lemoniadę, obserwując młodego kompozytora... W walcu tym, wyczuła ja ­ kąś dziwną tęsknotę, dającą się opisać tylko w muzyce. Pragnęła poznać Mullera...

Ściągnięty jej spojrzeniem, odwrócił ku niej głowę... i zbladł... Czyżby śnił na jawie??

Przecież to ona, jego ideał!! Fotografia snów, piękna Tajemnica... Porozumieli się wzrokiem....

Poznali się po koncercie przed pomni­

kiem Straussa... Patrzyli na siebie w mil­

czeniu... Kim jesteś Nieznajoma? — szep­

tały jego wargi...Tajemnica" — odpowia­

dała... Czy tylko? Skinęła głową. Trzyma­

jąc się za ręce szli... Ciemna płachta nocy otuliła Wiedeń... Ponad nimi, złote blaski gwiazd, migały im wesoło... Gdzieś na horyzoncie, żółtawy strzęp księżyca, rzucał mdłe światło, jakgdyby był jedyną latarnią Mlecznej Drogi... Szli poprzez gwar­

ne, oświetlone ulice... Szli w fali tłumu, wśród reklam i neonów, wśród dzwonków

lO io S H C I

Powietrze pachnie lipami i śnieg jest słodki jak miód, mróz się pojednał ze słońcem i w rośny rozwiał się chłód.

Wiosna! Fiolety sasanek zza wszystkich śmieją się szyb!

Słońce na maszcie katedry! Soczystość w tętnicach skib!

Pierś moja dzisiaj jest szersza o cały rozrzut mych rąk,

— spijając wiosnę haustami — rodzę.się z now a— jak pąk.

Po wszystkich chodzę dziś drogach, czuję się wszędzie - jak wiatr, i śmieję się — po raz trzydziesty młodszy o wszystkość swych lat!

tramwai, wśród rechotu klaksonów — szli, trzymając się za ręce, patrząc na siebie.

W końcu Wielka Niedźwiedzica wskazała im drogę do lasku wiedeńskiego... Ze świe­

żo ulistnionych drzew, łagodny zefir nucił nieśmiertelne melodie straussowskie... Za­

trzymali się na górze... Przed nimi, rozcią­

gał się w całym majestacie Wiedeń. Nie­

zliczone punkciki świateł, migały niby po­

tężna kawalkada radości... Tam, na lewo, sunęły się powoli różnokolorowo oświetlo­

ne, wagoniki Riesenradu, pod nimi zaś, szafirowa wstęga Dunaju, przecinała zie­

mię, płynąc wzniośle na południe świata...

Cisza... tylko szum drzew, świst jakiegoś parowozu... w oddali głośny śmiech dziew­

częcy... Po za tym cisza. Muller zwrócił się do towarzyszki... „Powiedz" — szeptał —

„Ktoś Ty?" — „Czyżby Bóg wysłuchał mych próśb?" — „Jeszczem Cię nie znał, a już kochałem Twoje oczy — Twoje usta — powiedz — ktoś Ty?" Uśmiechnęła się. —

„Dla Ciebie jestem tylko Tajemnicą — tak mnie nazywaj — masz mnie jak długo je ­ stem, gdy mnie nie będzie, pozostanie Ci tylko piękna Tajemnica... Prawda by Cię zmartwiła... Po co?? Nie mówmy o tem więcej... Cieszmy się chwilą, nie myślmy o tem co było i co będzie"... Z pobliskiego

„Heurigeru" odezwały się sentymentalne dźwięki piosenki wiedeńskiej... Jakże cudna jest noc wiedeńska!!!

Spotykali się codziennie przed pomni­

kiem Straussa...

Codziennie szli tą samą drogą do lasku, i tą samą drogą wracali... Rozmawiali bar­

dzo mało. O czem mieli mówić... Ona dla

niego była piękną Tajemnicą, on dla niej, kompozytorem. W miłości słowa nie od­

grywają żadnej roli... są one zbędne jak futro w lecie... Czasem tylko, gdy deszcz padał, szli do małej cukierenki i siedząc pizy kawie, patrzyli na siebie w milczeniu.

Tymczasem „Walc dla pięknej Tajemnicy"

zrobił furorę. Z trzeciego skrzypka, stał się Otto Muller dyrygentem popularnej orkiestry, i swoją grą zbierał oklaski. Nie­

dawno, teatr wystawił jego nową operetkę pt. „Miłosna Kawalkada", która zapewniła sławę kompozytora... Cały Wiedeń mówił

o

modnym muzyku... A on czuł się szczę­

śliwym... Lecz szczęście prysło jak bańka mydlana... Nie przyszła na spotkanie. Po­

słaniec przyniósł list. Bał się otworzyć błę­

kitną kopertę... a gdy drżącymi rękami ro­

zerwał pieczęcie, przeczytał: „Byłam Taje­

mnicą — odchodzę jak Tajemnica. — Je ­ steś sławnym — myśl czasem o Twoim natchnieniu...

...Szedł powoli w fali tłumu, wśród re­

klam i neonów, wśród dzwonków tramwai, wśród rechotu klaksonów — szedł do la­

sku, gdzie zefir nocny nucił nieśmiertelne melodie straussowskie, aż stanął na górze,

skąd rozchodził się widok na Wiedeń...

skąd widać było i złote punkciki i różno­

kolorowy Riesenrad i szafirową wstęgę Dunaju, a ciszę przerywał szum drzew — świst parowozu i głośny śmiech dziewczę­

cy... po za tem cisza... Jego wargi szeptały:

„Odeszłaś, Tajemnico, pozostał mi tylko Twój walc." A z oddali dochodziły tony wiedeńskiej piosenki...

Upłynęło parę lat...

Za kulisami paryskiegó teatru, ruch i zgiełk... Praca wrzala gorączkowo... Tapi­

cerzy ustawiali dekoracje, ktoś malował ścianę, dziesiątki osób przebiegały scenę.

Na widowni też było gwarno. Już wszyst­

kie miejsca były zajęte. Nic też dziwnego.

Dziś premiera operetki sławnego kompo­

zytora Otto Mullera, pt. „Wiedeńska noc."

Orkiestrą dyrygował sam Muller. Nawet swoją obecnością zaszczyciła piękna księ­

żna Brington, w towarzystwie małżonka i wysokich osobistości. Wreszcie światła pogasły. Na widowni uciszyło się, tylko dał się słyszeć szelest wachlarzy i sukien...

Na estradzie ukazał się Otto Muller, przy­

witany burzą oklasków. Z uśmiechem po­

dziękował publiczności i dał znak orkie­

strze, która odegrała uwerturę... Melodie i treść operetki zadowoliły paryskich wi­

dzów. Po drugim akcie wywołano MGllera.

Zjawił się na scenie, zażenowany, otoczo­

ny koszami kwiatów. Wtem pod nogi spa­

dła wiązanka róż. Popatrzył na ofiarodawcę.

O dziwol W pięknej księżnie Brington roz­

poznał ją, piękną Tajemnicę... Burza okla­

sków szalała, a pod nim się nogi uginały

ze wzruszenia... Czuł, że słabnie... Wziął do ręki skrzypce, szepnął coś do orkiestry, następnie patrząc na księżnę, odegrał

„Walca dla pięknej Tajemnicy.” W głowie miał szum. Myślami pobiegł do przeszłości:

„Kurs-Salon" — pomnik Straussa — lasek;

wiedeński — Dunaj — Skończył... brawo...

brawo... bis... Zauważył, że księżna Bring­

ton miała łzy w oczach... płakała... W tem w sercu poczuł silne ukłucie, rzucił skrzyp­

ce... sam zaś osunął się bezwładnie na de­

ski sceniczne... Atak serca...

Nie grał więcej swych melodyj Muller...

Służący ze Surabaja

Miasto Surabaja, leżące na wyspie Ja ­ wie, słynie na całym Wschodzie ze swych doskonałych służących. Służący ze Sura­

baja są jedną ze specjalności Jawy. Pa­

rowce europejskie, które przed wojną kur­

sowały po Oceanie Spokojnym, zawsze miały na pokładzie kilku służących ze Su­

rabaja. Przez cały dzień stoją oni z miną bonzy przed kabinami pasażerów, gotowi na każde skinienie, skromni i niemi. Nigdy bowiem nie odpowiadają oni na rozkazy, które otrzymują, wykonują jednak błyska­

wicznie polecenie napisane na karteczce, Służący ci znają tylko swą mowę ojczystą, jawajską. Pasażerowie holenderskich pa­

rowców piszą swe życzenia na małych kartkach papieru w swym ojczystym języ­

ku, a więc po francusku, angielsku, portu- galsku, hiszpańsku itp. Z tą karteczką spie­

szy następnie służący do swego szefa, by ten przetłomaczył mu treść. Dla ułatwienia spisano listę najczęściej wyrażanych przez gości życzeń i oznaczono je cyframi.

Niedawno temu jechał pewien młody Hiszpan na okręcie, na którym służyło tak­

że kilku Surabajczyków. Na tym samym okręcie znajdowała się także młoda, piękna Holenderka. Hiszpan zapłonął do niej go­

rącą miłością, co się zresztą nieraz zdarza ludziom odbywającym wspólnie dłuższą po­

dróż. Wszystkie usiłowania Hiszpana na­

wiązania bliższej znajomości z dziewczyną rozbijały się o czujność jej rodziców. Pech chciał, że Hiszpan nie rozumiał ani słowa, po holendersku, a panienka po hiszpańsku.

Młodzieniec znał jednak doskonale mowę miłosną, przy pomocy której mogą się ze sobą doskonale porozumieć ludzie dwudzie­

stoletni: ogniste spojrzenia, pełne wyrazu uśmiechy itp. Starał się więc za wszelką cenę uzyskać spotkanie z piękną Holender- ką, tak jednak by rodzice jej nie dowie­

dzieli się o tym. Przy wspólnym stole sie­

dział on w pewnej odległości od swej sympatii i powiedział jej na migi, że chcial- by z nią mówić o godzinie 10-tej wieczór.

Ponieważ odniósł jednak wrażenie, że mło da dziewczyna go nie zrozumiała, przy­

wołał jednego z niemych służących ze Su­

rabaja, wyjął kartkę papieru ze swego notesu, napisał na niej liczbę 10 i wskazał wzrokiem na młodą dziewczynę. Służący wykonał głęboki ukłon i odszedł. Młody człowiek już promieniał z zadowolenia, że udało mu się wreszcie osiągnąć swój cel, ale w dwie minuty później zjawił się Ja- wajczyk z dużą pieczenią cielęcą i z uro­

czystym ukłonem postawił apetycznie pa­

chnącą potrawę przed Holenderką. Liczba 10 oznaczała bowiem na liście życzeń pie­

czeń cielęcą. Można sobie wyobrazić za­

kłopotanie i urazę młodej dziewczyny. Tak to płomienną miłość obojga zabiła pieczeń cielęca.

DOBRA PRACA NIE POPŁACA

Ryt. I taksi! Fawl

P°czt?Y E

znaczki francuskie

. hóWe , ‘rancuska wypuściła ostatnio dwa z okazjinaczk‘- Pierwszy wydany został Szci wieib"tyg°dn*a lotniczego", drugi ku Parouse'a *le8° podróżnika i badacza La

Fol. Atlantic

Gdy już znikły kurzu chmury Widzą nagie już sprężyny Oj, niedobra to robola, Toteż obu zrzedły miny.

Knotek z Mołkiem na odmianę Do sprzątania też się godzą.

Będą trzepać otomanę

Więc na ganek z nią wychodzą.

Tędzy z nich są robotnicy Toteż kurzu lecą chmury

Lecz wraz z kurzem — straszne rzeczy Z otomany lecą wióry.

(7)

Czy twój przyjaciel jest nerwowy?

Tylko wtedy, kiedy jego żona jest w pobliżu.

(Sempre fixe, Portugalia)

— 1‘owiedzialam ci przecież, że je ­ żeli nikogo nie b(dzie w domu, masz list zostawić.

— No tak, ale ten pan byl w domu, kazał tylko powiedzieć, że dla pani umarł, (Estampa, Hiszpania)

SŁOŃ I KOŃ Dysputę prowadził Słoń z koniem I koń się powadził Ze słoniem.

Koń zarżał do słonia:

— „Ty słoniu!".

Słoń ryknął do konia:

— „Ty koniu!"

Może będziecie zdziwieni, Że obaj są obrażeni...

(z niemieckiego).

DWA OSŁY Rzekł raz osioł do osła:

— „Spanie to rzecz podniosła".

— „Dlaczego rzecz podniosła?" — Zapytał osioł osła.

A tamten rzekł do niego:

— „A bo ja wiem dlaczego?...". .

— No, a jak się ma sprawa z posagiem? — pyta miody czło­

wiek swego przyszłego teścia.

— Posag? — Stary puścił z na­

mysłem dym ze swego cygara. — Zasadę mego życia było zawsze:

żadnych wystaw, tylko jakość.

WILK

Wypadł z lasu. Za kilka chwil Zanurzył się w zieloną łozę.

— „Raz kozie śmierć!"—rzekł wilk I zagryzł kozę...

— Może naostrzyć panu łóżko?

CAP I ZŁODZIEJ

Młody złodziej ze strachu drżał jak kwiat mimozy, Kiedy go prowadzono za kradzież do... kozy...

Widział to cap brodaty, wielki kóz zwolennik

I rzekł: — „Czego się boisz, wszak to tak przyjemnie...".

W BIBLIOTECE...

Raz w bibliotece osioł spotkał za stołami Koguta, który siedział nad rękopisami — I spytał go, co robi? Kogut rzekł do osła:

— „Ja badam, która kura Kolumba jajko zniosła...".

PIES POLICYJNY

Pewien pies policyjny, wilczur pierwszej klasy, Biegnąc kiedyś ulicą znalazł metr kiełbasy.

— „Co za przysmak wyborny, ach, co za delicje!" — Myślał pies i kiełbasę zaniósł na policję...

(z niemieckiego).

PLUSKWA I BRZYTWA

Rozmawiała raz pluskwa z brzytwą, kiedyś rano, O tern, która z nich więcej jest prześladowaną?

Pluskwa tak się skarżyła: — „Ach, krótko mój byt trwa!

Tępią mnie bez litości!" — „A mnie???" — rzekła brzytwa.

FILOZOF I OSIOŁ Kiedyś pewien filozof, mądry, co się zowie, Który miał pogadanki, co tygodnia w klubie, Zaciekawiony, co też osioł mu odpowie, Zapytał go: — „Dlaczego ja ciebie nie lubię?"

Osioł rzekł do niego:

— „Głupcy nie lubią mądrego..."

Morał niechaj każdemu do rozumu trafi:

Czasem i byle osioł odciąć się potrafi.

Eugeniusz Kol.

Rozrywki umysłowe

uł J. Bielenia

> t ZEiH E

1 EFE 3 Z

J E EE P

: j m N E EE: a P

ZIM □ r1E l

KONIKÓWKA LITEROWA

Poczynając od oznaczonej kratki ruchem konika szach0"

wego odczytać znane przysłowie.

DOSKONAŁY RACHMISTRZ

Pewien profesor matematyki, chcąc się przekonać, J

daleko rozwiniętą zdolność myślenia mają jego ucznio j dał im następujące zadanie: począwszy od liczby 1, wYP im na tablicy podwójne sumy każdej poprzedniej !><•*’

A więc: 1, 2, 4, 8, 16, 32, 64, 128 itd., aż doszedł do li« ’ 131072. Liczby te podpisał jedną pod drugą, tak by je bez błędu zsumować. Zapowiedział im jeszcze, ze w daniu kryje się pewien kruczek, który pozwala wyl>c‘ ' je bez długiego zliczania. Po upływie zaledwie pół m'n“ ’’

jeden z uczniów oznajmił, że ma zadanie już wylicz I rzeczywiście wynik był dobry i uczeń wpadł na do sposób. Czy i czytelnicy go odkryją?

CIOCIA AMELIA WYDZIEDZICZA

Ciocia Amelia miała siostrzenicę, która miała być J . spadkobierczynią, na razie jednak mieszkała w pNK^|ja willi za miastem. Pewnego dnia wybrała się ciocia An>° . z wizytą do owej siostrzenicy. W drodze zaczął pa deszcz. Kiedy ciotka przybyła do willi, zadzwoniła ' drugi, wreszcie i trzeci, lecz nikt jej nie otwierał. U' wiedziała jednak doskonale, że siostrzenica jest w 0 ° ^ Rozgniewało ją to i powiedziała sobie: „Mam tego d Jeżeli mnie nie chce przyjąć, to niech przynajmniej zrobi, by nikt tego nie poznał. Cóż to za siostrzenica? ’ dziedziczę ją". Siostrzenica znajdowała się rzeczy**

w domu. Przed chwileczką wróciła właśnie z miasta. ’ , ciocia Amelia wiedziała, że jej siostrzenica jest w do

WAZA RZYMSKA *.

Pewien antykwariusz zaproponował jakiemuś piofesof historii sztuki kupno starej wazy rzymskiej, za którą■

żądał bardzo wysokiej ceny. Na wazie wyryty był n który po przetłumaczeniu brzmią! mniej więcej nas jąco: Mojemu przyjacielowi Lucjuszowi Papiriuszowi K rowi w rocznicę 70 urodzin — P. Aemilius Paulus. j, 11. maja 09 r. przed Chr. Profesor oznajmi! antykwarius?

że wazy nie kupi, bo jest to wyraźny falsyfikat. Na opierał profesor swoje twierdzenie?

ROZWIĄZANIE ELIMINATKI Z NR. 16 Czek, mchy, atak, boki, gaik, tani, tynk, kiep, miny: *

„kpiny": rozwiązanie: „Czem chata bogata, tern rada •

I KONKURS UWAGA! FOTOAMATORZY! OGŁASZAMY

I. zw. negatywów nie przyjmujemy.

uczyniliśmy 1o w nr. 17 (tańczący miś). ,c była to rzecz zupełnie wyjątkowa, f0’0 amator bowiem, który nam to zdjęcie n<

destal, byl dopiero początkującym. Zwra camy też uwagę, by fotoamatorzy nie ł»*Y mali się tematów, które już znalazły sl<

w naszym kąciku. Zdjęcia muszą być ginalne.

Musimy raz znowu przypomnieć naszym totoamatorom o warunkach przyjęcia zdjęć do naszego kącika, jak bowiem stwierdza­

my na podstawie listów i fotogralij nad­

syłanych do Redakcji, jeszcze nie wszyscy fotoamatorzy są o nich poinformowani. Lub może zapomnieli o tych warunkach. A więc:

najmniejszy wymagany przez nas format może być 4 > 4 ; błon ani filmów, czyli biorący udział w naszym konkursie,

winien przysłać zdjęcie (iloSć i for­

mat dowolny), które możnaby bez za­

strzeżeń zatytułować „Melancholia."

Redakcja zdaje sobie doskonale sprawę, że temat jest trudny, nie­

codzienny, temat, który potrzebuje głębszego opracowania. Lecz Re­

dakcja daje możnoSć różnorakiego podejścia do tematu, nie oznaczając SciSle określonych ram.

Należy dokładnie przemyśleć, za­

stanowić się i podejSć do tematu z wyczuciem.

Smutek — spokój — pustka — tęsknota — melancholia — to od­

mienne pojęcia, a jednak zbliżone do siebie zabarwieniem uczucio­

wym.

Podsuwamy mySI! Do pracy!

Do pracy pięknej choć trudnej!

Termin nadsyłania lotografij kon­

kursowych upływa z dniem 30 czer­

wca b. r.

Za rozwiązanie konkursu wyznacza Redakcja trzy nagrody:

Idąc po mySli życzeń wielu naszych fotoamatorów, ogłaszamy I. konkurs fotoamatorów I. K. P.

Temat konkursu: „Melancholia." Każdy fotoamalor

Wyrok Jury zastrzeżeniom.

nie może

HUMOR FOTOAMATORA

„Jestem zdumiona, |ak żywo int się nasza Lolcia fotografowaniem 1 się fotografujemy, musi jej pan Ka pokazywać dokładny obraz na ma Śliczne, pełne prostoty i wyrazu zdjęcie

Tlo, bardzo spokojne I o wielkich pla szczyznach. podnosi jeszcze bardziej wa lory pierwszego planu. Nadesłała p. Ciast- kowna z Mogilan. Apar. Leica, czas 1 :o.

Rozwiązania nali Redakcji I. K. P. s percie z napisem amatorów.

(8)

Zapowiedziana na dzień 6 maja br. premiera opery Verdi'ego

„Traviata" — oczekiwana jest przez kulturalne społeczeństwo Krakowa z wielką niecierpliwością. Niewątpliwie, że impreza ta będzie wielkim wydarzeniem kulturalnym Krakowa, jeśli przy tym zważymy warunki w jakich została przygotowana. Nawiązujemy rozmowę z kierownikiem artystycznym p. Stanisławem Drabikiem i pytamy o szczegóły przygotowań, gdyż zdajemy sobie dokład­

nie sprawę, że przygotowanie i wystawienie opery w dzisiejszych Wojennych czasach jest przedsięwzięciem naprawdę godnym peł­

nego uznania. Dowiadujemy się, że inicjatorem, organizatorem i kierownikiem artystycznym „Imprez Operowych" jest znakomity tenor Stanisław Drabik, były kierownik artystyczny opery lwowskiej.

Niestrudzony ten artysta objaśnia, omawia, poprawia, zachęca... Za­

dziwia nas iście młodzieńczy zapał tego człowieka, jego werwa, humor, nieustępliwość i odwaga, a przede wszystkim wielka wiara w siebie i w powodzenie tej imprezy. I tu musimy podkreślić, że sylwetka ta szczególnie pięknie wyróżnia się na tle plejady tych artystów, którzy potrafili błyszczeć na horyzoncie tylko w czasach

»TRAV#ATA«

ZA

K U LISAM I

jowych potrafią pracować, organi­

zować i pokrzepiać innych swym przemożnym wpływem. G łó w n y m c e l e m „ I m p r e z O p e r o w y c h " , które przed rokiem rozpoczęły swo­

ją działalność j e s t p r a c a

w s w o im u m i ł o w a n y m z a w o d z i e o r a z z a p e w n i e ­ n i e a r t y s t o m o p e r o w y m m i n i m a l n e j e g z y s t e n c j i . Wieloletnie doświadczenie zdobyte na wielkich scenach, a oparte na wybitnym talencie, daje możność stworzenia w . skromnych ramach rzeczy pierwszorzędnych. Zarówno opracowanie mu­

zyczne jak i inscenizacje poszczególnych oper, wykazują, że kiero­

wnictwo „Imprez Operowych" jest świadome swych zadań i celów.

Wybitną pomoc dla Stanisława Drabika, stanowi współpraca ze zna­

nym śpiewakiem i reżyserem Karolem Urbanowiczem oraz kapel­

mistrzem Stefanem Barańskim (byłym kapelmistrzem opery lwo­

wskiej). W przedstawieniach bierze udział orkiestra kameralna skła­

dająca się ze znakomitych naszych muzyków oraz chór. Oprócz wy­

bitnych solistów na czele z Adą Sari, Lipowską, Platówną, Drabi­

kiem, Urbanowiczem, Dolnickim i Fotygo-Folańskim, mają okazją wybicia się młodzi śpiewacy jak: pięknie zapowiadający się baryton Kozak, Feherpataky, Hemzaczkowa, Lipka, Wolak 1 inni. W najbliż­

szej premierze opery Verdiego ,,Tiaviata", która odbędzię się 6 maja br. oraz w trzech następnych przedstawieniach tj. 7, 9 i 10 maja br.,

-

V

Próba muzyczna z „Tra­

fiały" w prywatnym, jed­

nopokojowym mieszka­

niu znakomitego te­

nora Stanisława Dra- / bika. Dyryguje kapel-

/I

mistrz S te fa n Ba-

/ i

ra ń s k i. ( I

A k t III. Scena przy grz w karty. Soliści: od lew<

Stanisław D r a b ik (A v fred), w środku Jerz n. Lipka (Gaston), na tl

u chóru.

Wykonawcy g łó w n y c h partyj:

Eugeniusz Mossakowski (Germont) Halina D u d ic z - L a t o s z e w s k a

(Violełła)

Stanisław D r a b ik (Alfred)

Markiz (Antoni Wolak) opowiada Florze (Maria Feherpataky) i gościom (chór) o zerwaniu Violetty z Allredem.

Pokojowych, kiedy rządowa ręka grubymi sumami popierała,-a brakło t i ó nastał okres ciężki, okres wojenny, kiedy trzeba okazać nie yiko zdolności głosowe, lecz prawdziwą inteligencję. Na horyzon- pozostali nieliczni, a wśród nich prawdziwy artysta-Polak, Sta­

nisław Drabik. Z takimi można wiele dokonać, przed ich pracą należy uchylić czoła, gdyż tylko tacy w okresach ciękich prób dzie-

magazynie teatralnym: doskonały baryton nastaw Kozak przymierza kostium barona.

freda przy akompaniamencie Stef.

opn

Barańskiego.

U dołu: St. Drabik wyjaśnia usta­

wienie i zmiany dekoracyj na scenie Starego Teatru.

Akt. III. Scena między baronem (Czesław Kozak) a Alfredem (SI. Dra­

bik). Na prawo: Gaston (Jerzy Lipka), przy fortepianie Stefan Barański.

występują gwiazdy scen operowych z H a l i n ą D u d i c z - L a s z e w s k ą , S t a n i s ł a w e m D r a b i k i e m i E u g e n i u s z e m M o s s a k o w s k i m w głównych partiach. Kierownictwo „Imprez Operowych" nie szczędziło trudów, aby wspaniałe dzieło genialnego Włocha o przepięknej strukturze muzycznej, przemówiło ze sceny w pełni blasku i wielkości.

W pracowni krawieckiej teatru czyni się gorączkowe przygotowania do „Travlaty".

(9)

Nd prawo: ,,Morski#

Oko. Tatry". M alo­

wał. Ernst v. Falken- hausen.

Wystawę „Artyści berlińscy malujy Ge ncralne Gubernatorstwo" w Berlinie otworzył prezes Fremden-Verkchrs»er-

bandu w Krakowie dr. Lunemburg.

Poniżej: „Przed Su­

kiennicami w Kra­

kowie". Rysunek o łówkowy, wykonał

Richard Duschek.

tych dniach otwarta została w Ber

U

linie wystawa obrazów zatytuło wana „Generalne Gubernatorstwo w ma larstwie niemieckim". Artyści niemieccy z wszystkich okręgów Rzeszy mieli ubiegłego roku sposobnosc zwiedzenia Generalnego Gubernatorstwa i oddania pędzlem lub ołówkiem tego co im się podobało i przedstawiało wartość arty­

styczny. W len sposób powstał szereg dziel, które i publiczności niemieckiej w Rzeszy pokazuję piękno krajobrazu Generalnego Gubernatorstwa. Wystawa, obejmujyca jedynie obrazy artystów berlińskich, jest jednak tylko małym pokazem wstęprtym do wielkiej wysta­

wy jesicnnc|, majaccj się odbyć w Kra­

kowie pod tym samym hasłem. W y­

stawa w Berlinie ma juz dzisiaj zwrócić uwagę publiczności na to. że urządzę nic |ej jest wyczerpujący oceny i uzna mem dla dziel z dziedziny sztuki siwo rzonych w Generalnym Gubernatorstwie

jp i

Cytaty

Powiązane dokumenty

Starszy z nich, o rysach prawdziwego arystokraty, był to książę Wielcepański, dziedzic na Wielkopałkach.. Młodszy był jego dalekim krewnym, hrabią Zenobiuszem

' Tak naprawdę jest się gburem, jeśli ja- dąc z kobietą w przedziale i to w dodatku z piękną kobietą, nie zwraca się na nią uwagi. Tymczasem Eliza

Nie potrzebował się bać, że nie będzie umiał być Lisztem, w tej chwili chodziło mu jednak o podstęp, bardzo zresztą zręczny. NOTATKI W

Bogaty wielki kupiec, który bez ustanku znajduje się w podróży (od ganku do ganku) przedstawiciel potężnej przemysłowej firmy, która się sprowadziła do Lwowa

[Zruchość fizycznej konstrukcji człowieka i v przy całej je j cudowności równocześnie, est powodem, że podlega ona kalectwu, 'złowiek zdrowy, mogący posługiwać

ściej wtedy, gdy jakiś inny mężczyzna pragnie się ożenić z jego byłą żoną. U wielu jednak dzikich ludów małżeństwo jest bardzo ścisłym związkiem

Łukasz poczuł, że gubi się w huczącym rozkołysie i nie wiedzieć czemu wcisnął się w kąt przydrożnej ławki.. Jasnym gromem przedarł się z

N a ­ ród amerykański widzi że ta wojna zbliża się coraz bardziej do źródeł jego własnego bytu tak od zewnątrz jak i od wewnątrz wskutek coraz bardziej