• Nie Znaleziono Wyników

M 12 . Warszawa, d. 20 marca 1898 r. Toin XVII.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M 12 . Warszawa, d. 20 marca 1898 r. Toin XVII."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 12 . Warszawa, d. 20 marca 1898 r. Toin XVII.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W W a rs za w ie : rocznie rs. 8, kw artalnie rs. 2 Z p rze s y łk ą pocztow ą: rocznie rs. 1 0, półrocznie rs. 5 P renum erow ać można w Redakcyi .W szechśw iata"

i w e wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Kom itet Redakcyjny W szechśw iata stanow ią Panow ie:

D eike K., D ickstein S., H o y er H. Jurkiew icz K., K w ietniew ski W ł., Kram sztyk S., M orozew lcz J., Na- tanson J „ Sztolcm an J ., Trzciński W . i W róblew ski W .

Adres ZRed-a-iccyi: ZKZrafeo-wsłsrie-IIPrzed.m.ieście, ISTr S©.

0 współzawodnictwie części składowych w organizmie. !)

Teorye naukowe, których liczba w zrasta wraz z postępem nauki, teorye uogólniające całe szeregi faktów —m ają tem donioślejsze znaczenie, im większą ilość zjawisk tłum aczą 1 im dogodniejszą dają podstawę do dalszych, nowych badań. Z pośród szeregu hypotez i teoryi, które są wyrazem badań na polu biologii, w czasie ostatniego stulecia, najdo­

nioślejszy wpływ, ńa rozwój nauk biologicz­

nych wywarło ustalenie teoryi komórkowej, budowy organizmów, (Schwann — Schleiden) następnie teoryi wspólnego pochodzenia g a­

tunków (L am ark — Darwin). Zmieniły się przez to poglądy na świat organiczny, poglą­

dy tak na ogólny wzajemny stosunek o rga­

nizmów, ja k i pojęcia o istocie organicznej.

P rzyrodnik p atrzy teraz na organizm, jako

') R zecz, przedstawiona na posiedzeniu „Kół­

ka przyrodniczego uczniów uniw. Jagielloń sk ie­

g o ” w Krakowie.

n a istotę złożoną, z całego szeregu części składowych (organizmów), których analiza w dalszym ciągu doprowadza nas do ustale­

nia pojęcia tkanki, dalej komórki, k tó ra rów­

nież jeszcze nie je s t ostatnim wyrazem an a­

lizy morfologicznej. Istnienie obok siebie tych części składowych organizm u, ich sto- suuki między sobą, ich wzajemne oddziały­

wanie nie je st naturalnie bez wpływu na ca­

łość organizm u, a badając praw a rozwoju organizmu op arte na zdolności podziału ko­

mórkowego, musimy ciągle mieć n a oku nie tylko stosunek jego do zewnętrznego św iata, ale i wzajemny stosunek części składowych organizmu.

Zwrócił n a to uwagę w r. 1876 H ackel ') zaznaczając wyraźnie, że walka o byt i dobór najsilniejszych indywiduów, istnieje nie tylko między osobnikami organizmów, ale też mię­

dzy poszczególnemi molekułami. M olekuły najzdolniejsze do przystosowania się do wa­

runków zewnętrznych, najlepiej asym ilujące pokarm , zdobywają sobie w organizmie naj­

większą przewagę. Jeszcze dalej sięgają

') Hackel E rn. D ie Perigenesis der Plasti- dule oder die W ellen zen gu n g der Lebenstheil- chen. Berlin 1 8 7 6 .

(2)

178 W SZECH ŚW IA T N r 12.

myśli wyrażone przez P re y e ra '), który wy­

chodząc z założenia, że miejsce w organizm ie przeznaczone do rozwoju je s t ograniczone, podnosi konieczność współzawodniczenia wza­

jemnego tych cząstek składowych organizmu, współzawodnictwa o m iejsce do rozszerzania swych wymiarów. K om órki, tkanki i organy b iorą w niem udział, a to wzajemne współ­

zawodnictwo, je s t podstaw ą utrzym ania rów ­ nowagi między organam i w stosunku do z a j­

mowanej przestrzeni.

Stosunek istniejący między częściami skła- dowemi organizm u, wzajemne ich oddziały­

wanie na siebie, którego następstw a odbijają się w kształcie organów, przedstaw ił jed n ak wyczerpująco dopiero W ilhelm R oux -).

T eoryą podaną przez tego uczonego, p o sta­

ram się wkrótce przedstawić.

T eorya D arw ina, k tó ra wyjaśnia nam cały szereg zjawisk widzianych, w świecie żyjącym nie daje dostatecznych podstaw do wytłum a­

czenia zjawiska, że organy, przystosowane są do funkcyi im przeznaczonej. Doborem naturalnym działającym drogą walki o byt, tłum aczyć tego nie można. W alk a o by t między osobnikami m a n a celu otrzym anie wszystkiego, co osobnikowi jako całości o rg a ­ nicznej wyjdzie na korzyść. Zdaw aćby się mogło, że korzyść każdej cząstki je s t korzy­

ścią całego organizm u, ponieważ składowe jego części tw orzą pozornie całość jednolitą.

T a k jed n ak nie je st. Jednolitość, harm onia w> organizm ie je s t pozorną; ta k ą tylko wyda- j e się nazew nątrz. O rganizm sam w sobie m a do pokonania cały szereg przeszkód do życia, każda cząstka, ja k to zobaczymy póź­

niej, musi walczyć o utrzym anie; więc zanim organizm stanie do walki z innymi osobnika­

mi, nim zacznie starać się o utrzym anie swe­

go bytu względem innych osobników, wprzód sta ra ć się musi o utrzym anie swego istnienia względem siebie samego. Ponieważ zwłasz­

c z a w organizm ach wyższych, każdy organ

') P reyer : U eber die Concurrenz in der N a ­ tur. 1 8 8 2 .

2) W. R eu x : D er K a n ip f der T heile im Or- ganism us. L eip zig 1 8 8 1 .

D er ziichlende K am pf der T heile oder die

„TheilauBlese’’ im O rganism us. Gesammte Ab- handlungen uber E ntw ickelungsm echanik der Organismen. T. I L eip zig 1 8 9 5 .

m a przeznaczoną funkcyą, więc organizm' stara ć się musi o przystosowanie go do jej.

spełniania i to się odbywa według teoryi R ouxa drogą wzajem nego współzawodnictwa części składowych.

Pojęcie jednolitości organizmu naw et wie­

lokomórkowego, nie zgadza się pozornie z twierdzeniem tej ciągłej walki we wnętrzu organizm u. Pozornie—bo w rzeczywistości c h a rak ter walki daje dokładne wyjaśnienie w tej sprawie. W yrazu „walka" B,oux uży­

wa w tem znaczeniu, w jakiem używał go D arwin. O rzeka on, że sama egzystencya jak iejś części wpływa szkodliwie na d ru gą ta k ą sam ą, choćby one nie stały ze sobą w żadnym wzajemnym stosunku. J e stto coś podobnego do konkurencyi np. w rzemiośle.

E ezultatem tej walki je s t dobór elementów najsilniejszych, które pozostaną przy życiu w organizmie, alim inacya samodzielna ele­

mentów słabszych, dla których niem a tu miejsca. W alk a każda może mieć tylko wtedy jakikolw iek rezu ltat, jeżeli elementy zachowują swą indywidualną niezawisłość i jeżeli różnią się między sobą, bo to tylko daje podstawę do zwycięstwa silniejszych.

Co do pierwszego w arunku, badania Yircho- wa stwierdziły, że centralizacya ogólna w o r­

ganizmie jest stosunkowo niewielką, że ko­

m órki zachowują w wysokim stopniu swą samodzielność. T ransp lan tacy a skóry, prze­

noszenie z jed neg o osobnika n a drugi ro ­ gówki oka, przeszczepianie w organizm ach roślinnych— wszystko to są dowody niezależ­

ności wzajemnej, samodzielności składowych części organizm u. Co do różnicy między elem entam i, to p ro sta obserwacya komórek każdej tkanki wykazuje ogromne indywidu­

alne zmiany morfologiczne między niemi, 1 a czas zawsze jeszcze nowe wprowadza róż­

nice, których źródłem najpierwszem jest róż­

n a zdolność asym ilacyjna komórek.

T a niejednolitość w własnościach i budo­

wie elementów je st podstaw ą ich współza­

wodnictwa. Elem enty lepiej wykształconer lepiej zaopatrzone w m aterye odżywcze, sil­

niejsze, będą mieć pierwszeństwo w rozwoju.

Im niższe elementy, tem większe są między niemi różnice, tem dogodniejsze pole do współzawodnictwa, które też tu je s t n ajza­

ciętsze. Początek tej walki d atu je się od początku życia n a ziemi. W tych pierw -

(3)

N r 12. WSZECHŚWIAT 1 7 9 szych okresach swego istnienia, gdy m aterya

żyjąca nie by ła wyróżnicowana w oddzielne indywidua, gdy stanowiła ona mniej więcej jednolitą całość, nie można było odróżniać walki składowych części i walki indywiduów.

Były to równoznaczne pojęcia. Później, w okresie zmienności gatunków, walka czę­

ści składowych była najzawziętszą, trw a ona jednak do dziś dnia choć w nieco mniejszym zakresie.

W spółzawodnictwo możliwe jest tylko między elem entam i równorzędnymi, więc mogą między sobą współzawodniczyć mole­

kuły tej samej komórki, komórki tej samej tkanki, dalej tkanki między sobą i wreszcie ' możliwe je st wzajemne współzawodnictwo j organów. N ajdrobniejsze cząstki składowe 1 komórki B,oux nazywa „m olekułam i”. R oux je st zdania, źe przestrzeń, przeznaczona do rozrostu i rozm nażania się molekułów w ko­

mórce, je s t ograniczona, źe jednem słowem komórki muszą być tworami o ograniczonych wymiarach, gdyż inaczej dyfuzya między ko­

mórkami, odżywianie należyte ciała kom ór­

kowego byłoby utrudnione. Ilość doprow a­

dzonych substancyj odżywczych je st równie ograniczona całym szeregiem czynników.

Z dwu tych pojęć ograniczonej przestrzeni w komórce i ograniczonego dowozu pokarm u wynika konieczność współzawodnictwa mię­

dzy molekułami o miejsce i o pokarm. Cóż będzie rozstrzygającem w walce o miejsce?

C harakterystyczną cechą substancyi ż y ją ­ cej jest zużywanie się jej, a z drugiej strony zdolność do regeneracyi. Obie te cechy są własnościami molekuł komórkowych, ale róż­

ne molekuły w różnym stopniu się w czasie życia zużywają i w różnym stopniu się rege­

nerują. Te, które najtrudniej ulegają de- generacyi, a zarazem m ają największą zdol­

ność regeneracyjną — te wyjdą zwyciężko z współzawodnictwa wzajemnego i te powoli zajmować b ędą coraz więcej przestrzeni w komórce. B ardzo doniosłą rzeczą ze wzglę­

du na współzawodnictwo, będzie dla molekuł komórkowych większa lub mniejsza łatwość w zdobyciu substancyj odżywczych. Mole­

kuły, które leżą np. bliżej powierzchni ko­

mórkowej, do których łatwiejszy je s t dostęp m ateryi odżywczej, będą mieć przewagę we współzawodnictwie o pożywienie. Z proce­

sem asymilacyi i zużywania się substancyi

organicznej w ścisłym związku zostaje wzrost

j organizmu. W zrost polega na hyperkom- pensacyi zużycia, to znaczy, źe cząstki więcej przysw ajają substancyi organicznej niż jej zu­

żywają. W zrastają zatem te molekuły, k tó ­ rych zdolność asym ilacyjna jest tak znaczna, źe przewyższa rozkład żyjącej substancyi.

W e współzawodnictwie wzajemnem muszą mieć one przewagę, a więc i rozrastać się będą.

T ak komórka ja k i jej części składowe (molekuły) pozostają w ciągłem zetknięciu ze światem zewnętrznym i ciągle świat ten na nie oddziaływa w najrozm aitszy sposób.

Organizm może np. znaleźć się w warunkach, które mu przecinają możność pobierania znaczniejszych ilości pokarm u. W tym r a ­ zie przy życiu pozostaną tylko te m olekuły, które najmniejszej w ym agają ilości pokarm u, by spełniać swą funkcyą, inne głód zniszczy.

W eźmy inny przykład szkodliwych dla orga­

nizmu w arunków : Organizm znajduje się pod działaniem toksyn : w tym razie te tylko cząstki utrzym ują się przy życiu, które są na działanie toksyn mniej wrażliwe, m ają większą przeciw nim odporność. To samo odnosi się np. do działania tem peratury zbyt wysokiej lub nizkiej, wreszcie całego szeregu wpływów chemicznych i mechanicznych. Co do drugiego rodzaju podniet dla organizmu korzystnych, to te m olekuły, które z tych podniet większą korzyść dla siebie potrafią wyciągnąć, będą miały przed innemi pierw­

szeństwo i więcej miejsca zdobędą. P od wpływem pewnych podniet zmniejsza się szybkość zużywania m ateryi, pod wpływem innych podnosi się zdolność asymilacyjna, naw et szybkość wzrostu się wzmaga. Do ta ­ kich bodźców należy światło a zwłaszcza pewne jego części składowe (promienie fiole­

towe); podobny wpływ wywołać może m ierne podniesienie tem peratu ry w niektórych r a ­ zach wstrząśnienia, działania prąd u elek­

trycznego i t. p. Jeżeli takie bodźce czas dłuższy działać będą, to molekuły n a jb a r­

dziej na ich wpływ wystawione będą miały liczebną przewagę w komórce i przeważną część przestrzeni zajm ą one lub od nich po­

chodzące m olekuły. Z czasem cała niemal kom órka zajęta będzie przez takie molekuły, które z tych bodźców korzyść największą ciągnąć mogą, czyli komórka nabywa b a r­

(4)

1 8 0 WSZECHSW IAT f t r 12.

dziej jednolitego ch arak teru . K orzystne ce­

chy, k tóre chociażby w najdrobniejszych śla­

dach wystąpiły w kom órce, d a ją cząstkom, wśród których pow stały, niejako broń do owładnięcia ca łą kom órką. W tak i sposób kom órka c a ła n ab iera własności odpowiada­

jących pewnemu celowi, czyli kom órka przy- stosowywa się do funkcyi przeznaczonej i to są główne rezu ltaty współzawodnictwa m ię­

dzy m olekułam i komórki.

N ie chcę komplikować obrazu p rzed sta­

wieniem zmian, jak ie w tym całym stosunku wywołać musi obecność ją d e r komórkowych, które względem podniet odm iennie się tro ­ chę zachowują. C ały szereg wpływów p o ­ wyżej wymienionych, oddziaływ a również na rezu ltaty wałki między kom órkam i. Łatw iej • sze zdobycie pokarm u, zależne np. od odleg­

łości położenia kom órki od naczynia krwio­

nośnego, większa zdolność asymilacyi, więk­

sza łatwość pozbywania się zużytych, a szkod­

liwych dla komórki produktów, zdolność do ruchu, sposób oddziaływ ania n a podniety, wreszcie odporność przeciw szkodliwym wpły­

wom —wszystko to są m omenty, n adające danym komórkom przew agę w walce o byt z innemi kom órkam i. S ą jed n ak czynniki powstrzym ujące rozwój komórek. Rozum ie się samo przez się, że niemożność zaspokoje­

nia potrzeb życiowych m a tu pierwszorzędne znaczenie, dalej ważny wpływ wywiera ciś­

nienie wzajem ne między rozm nażającem i się komórkam i. D ośw iadczenia Z ieglera *) wy­

kazały, źe komórki w okresie brózdkow ania poddane ciśnieniu nie są w stanie przepro­

wadzić podziału swych ciał protoplazm a- tycznych, podziałowi ulegają wtedy tylko ją d ra . Całego szeregu przykładów walki wśród elementów kom órkowych dostarcza nam anatom ia patologiczna. W idzim y tu nieraz wdzieranie się jednych kom órek w d ru ­ gie, wyżeranie tkanki mięsnej przez komórki nowotworowe (sarcom a). D alej cały proces regeneracyi nabłonka, zastępow ania komórek słabszych, zużytych przez silniejsze, b a r­

dziej żywotne komórki, tłum aczyć można zwycięstwem tych ostatnich w walce o byt,

') Ziegler H. B. : TJebor Furchung unter Pressune. Verhandl. der Anatom. Gesellsch.

1894.

która doprowadza do wyeliminowania ele­

mentów słabszych.

R ezultatem walki o byt między komórkami je s t rozszerzenie własności, nabytych drogą współzawodnictwa molekuł, n a szerszy teren, bo na przestrzeń całych g ru p komórkowych, tkanek. I tak np. drogą współzawodnictwa m olekuł kom órka może nab rać własności sekretorycznych, ale gruczoł powstanie do­

piero wtedy, jeżeli własność ta utrzym a się wśród walki komórek, jeżeli przewagę w d a ­ nej okolicy mieć będą kom órki sekretoryczne.

Z biór komórek jednogatunkowych nosi, jak wiadomo, nazwę tkanki. Tkanki współza­

wodniczą również ze sobą, ale cel tego współzawodnictwa je s t odmienny. Nie cho­

dzi tu o usunięcie z organizmu jakiejś tkanki, nie chodzi o pozbawienie jej egzystencyi na niekorzyść drugiej, ale celem tego współza­

wodnictwa je st utrzym anie równowagi mię­

dzy tkankam i. Jeżeli ta walka celu nie osiągnie, jeżeli równowaga zostanie o tyle zaburzona, że jedn a tk an k a zajm ie miejsce innej w danym organizm ie, wtedy organizm przestaje funkcyonować prawidłowo i prze­

chodzi w stan patologiczny. Ponieważ wszystkie niemal tkanki zostają w związku z tk an k ą łączną, to też najczęściej m uszą z nią współzawodniczyć. Jeż eli np. drogi, doprowadzające podnietę, zostaną zmienione, ta k że doprowadzać jej nie mogą, np. nerwy nie mogą doprowadzać do mięśni funkcyo- nalnych podniet, wtedy mięśnie nie pobudza­

ne s ta ją się słabsze, tk an k a łączna tłuszczo­

wa zajmie ich miejsce i w chorobach wielu spotykam y się właśnie z tym objawem, że tłuszcz za ją ł miejsce mięśni, bo we współza­

wodnictwie tkan k a mięsna oprzeć mu się nie m ogła. N aodw rót, jeżeli bodźce funkcyo- nalne ciągle działają, rozwija się tk ank a pewna szybciej i to pociąga za sobą zmiany nieraz ważne dla całego organizm u. Z a przykład służyć może rozwój mięśni gruczo­

łów pod działaniem podniet funkcyonal- nych. W zrastają więc organy funkcyonujące i w zrastając wypełniać m ogą jeszcze lepiej sam ą funkcyą, bo rozm iary ich przystosow a­

ne są do funkcyi.

O rgany rozmaite, które są zbudowane z różnych tkanek komórkowych, zostają rów­

nież w związku z sobą i oddziaływają wza­

jemnie n a siebie. Ograniczone miejsce w or­

(5)

N r 1 2 . W SZECHSW IAT 181 ganizmie, którem dzielić się muszą wszystkie

organy je s t podstawą współzawodnictwa o przestrzeń i źródłem tej „ekonomii miej­

sca”, k tó ra cechuje wszystkie organy. W z a ­ jem ne zetknięcie się ze sobą części wywołuje zmiany morfologiczne w kształtach organów, które sta ra ją się wyzyskać możliwie miejsce we w nętrzu organizmu. P rzypatrzm y się np.

wątrobie. Organy wszystkie obok leżące od­

działywały n a jej kształt; górna jej po­

wierzchnia przystosowała się do przepony, na tylnej znać sąsiedztwo z praw ą nerką, lewy p ła t dotyka żołądka, który również zo­

staw ia tu k ształt swój odbity. D ro g ą współ­

zawodnictwa organów odbywa się wytwarza­

nie odcisków na kościach. N p. kość ciemie­

niowa czaszki ma na swej wewnętrznej po­

wierzchni nadzwyczajnie wyraźne podłużne rowki (sulci meningei), które pozostają jako ślad współzawodnictwa kości z przebiegaj ą- cemi obok naczyniami (art. meningea media).

Zwoje mózgowe pozostaw iają również od- gniecenia na kościach czaszki (impressiones digitatae). N a kościach kończyn spotyka się znów odciski ścięgien, z którem i kość w okre­

sie swego rozwoju współzawodniczyć m u­

siała.

Stosunki wymiarów organów regulują zno­

wu rozm aite warunki, więc np. dowóz sub- stancyj odżywczych. T a sam a w ątroba s łu ­ żyć nam może za przykład. W życiu płodo- wem organizm u, kiedy w ątroba je s t uposa­

żona w krew najbogatszą w tlen zajm uje też stosunkowo znaczną przestrzeń, gdyż ma przewagę nad innemi organam i. P ó ź ­ niej, ze zm ianą krążenia, zmieniają się też wymiary wątroby, bo i przew aga nad innemi organam i znika wobec tego, źe jakość krwi doprowadzanej do wszystkich organów, je st tą sam ą. S ą też prócz odżywczych substan- cyj inne potrzebne do rozwoju i spełniania funkcyj prawidłowych, o które również cd- bywa się współzawodnictwo między organa­

mi. W pewnych razach do takich substan- cyj zaliczyć należy sole wapniowe : T ak np.

u kobiet, które dłuższy czas karm ią, wystę­

puje nieraz choroba zwana osteomalacyą, polegająca n a zwiotczeniu kości. Sole te absorbow ał gruczoł mleczny, jako część sk ła­

dową, potrzebną do wytworzenia mleka, a z a ­ tem do pełnienia swojej funkcyi. Stosunki wzajemne między temi organam i regulują

w znacznej części doprowadzane podniety.

Gdzie ich je s t więcej (w ostatnim przypadku gruczoł mleczny), tam koncentrują się sub­

stancye odżywcze lub m aterye, potrzebne do wytworzenia jakiegoś produktu.

R ezultatem takiej walki organów je st przedewszystkiem utrzym anie równowagi między niemi, ale w dalszym ciągu może ona doprowadzić i do dalej idących następstw.

C ały szereg organów szczątkowych niefunk- cyonujących je st właśnie dowodem, że w miej­

scu tem w czasie rozwoju organizm u—p o ­ w stał inny organ, który lepiej spełniać mógł funkcyą, wobec czego tam ten organ zm niej­

szał się, bo ani podniet, ani miejsca, ani od­

żywczych substancyj mu nie stało. Z a przy­

kład służyć może rozwój organu wydzielają­

cego mocz. W idzim y w rozwoju antogene- tycznym powstawanie przednercza (prone- phros), potem pranercza (mesonephros), któ­

re ustępuje m iejsca nerce, organowi najle­

piej przystosowanemu do funkcyi. W idzim y więc, źe współzawodnictwo części składowych organizm u, ogromne ma dla niego znaczenie.

W ywołuje ono różnicowanie się komórek (dyferencyacyą), przystosowanie do funkcyi, je s t w stanie wywołać zmiany morfologiczne w kształcie organów całych, więc też pośred­

nio i w organie utrzym uje równowagę między składnikam i, przez co broni organizm od wewnętrznych zaburzeń.

(Dok. nast.).

E m il Godlewski, jun.

Olbrzymie jaszczury dawnyeh okresów.

Z m arły w zeszłym roku prof. E. D. Cope, którego nekrolog umieściliśmy w n-rze 27 W szechświata, wzbogacił wiedzę paleonto­

logiczną niezliczonemi skarbam i, ukrytem i przedtem w spiętrzonych skałach i łożys­

kach G ór Skalistych. S karby owe jeszcze po ich opisaniu przez tego badacza były nieprzy­

stępne dla ogółu wykształconych czytelni­

ków, bo kryły się w również prawie tajem ni­

(6)

1 8 2 W SZECHSW IAT N r 12.

czych dla tego ogółu, ja k i niepojęte runy księgi natury, wydawnictwach specyalnych.

Opracowany obecnie przez jednego z przy­

jació ł i współpracowników E . D . Copea a r­

ty k u ł ') pozwala nam zaznajom ić czytelnika z częścią tych tajem nic, k tó re wyszeptały do u cha znakom itego uczonego duchy gór S kalistych, k arły kopalń węglowych w Ohio i Texasie i w iatry pustyń dalekiego Zachodu.

N ie nadługo przed śmiercią swoją Cope przed­

staw ił p. Ballonowi poglądy i wnioski, wy­

snute na podstaw ie długoletnich badań, po­

rów nań i pomiarów czaszek i kręgów, zębów i kości składających kończyny, również ja k i innych odłamków szkieletu, zachowanych w miękkich skałach pokładów starodaw ­ nych.

Dawne p ię tra okresu mezozoicznego, od­

pow iadające ta k zwanej epoce tryasow ej, obfitują w szczątki olbrzymich płazów. N a j­

większe okazy tej klasy, ja k ie kiedykolwiek znajdow ały się na kuli ziemskiej, żyły w tej epoce, k tórą m ożna przeto nazwać epoką ol­

brzymich płazów. Niewiele było tam g a tu n ­ ków mniejszych od dwudziestupięciu stóp długości, a niektóre dosięgały osiemdziesię­

ciu przy odpowiednich innych wym iarach i ciężarze; k sz ta łt wyróżnia ich także wielce od dzisiejszych p ła z ó w : wiele posiadało uzbrojenie z płyt, przypom inające dzisiejsze okręty wojenne, lub ostre kolce, zabezpiecza­

jące te zw ierzęta od napaści wrogów.

Śledząc w głąb wieków przodków tych ol­

brzymów pancernych, znajdujem y ich w epo­

ce permskiej okresu paleozoicznego, a naw et i węglowej tegoż okresu.

W pokładach epoki węglowej w Ohio Co­

pe znalazł najstarszego ze znanych dotąd przodków płazów, protoplastę wszystkich obecnych jaszczurek, którego nazwał Isode- ctes p unctu łatus (dawniej I. longipes). M iał on k sz ta łt współczesnych jaszczurek, chociaż różnił się budową szkieletu. D ługość jego wynosiła zaledwie 8 cali. Chociaż znaleziono tylko % szkieletu, wystarczyło to wszakże, aby wykazać jeg o pierw szorzędne znaczenie w historyi życia na kuli ziemskiej. K rew ­ niakiem jego je s t Isodectes megalops, znale­

*) W illiam H. B allon w „C entury M agazine", styczeń , 1 8 9 8 .

ziony w Texas, o którym bardzo m ało co wiemy.

Z tych to drobnych przodków rozwinęły się stopniowo olbrzymy, królujące w okresie mezozoicznym, reprezentujące w tym czasie najwyżej uorganizowane zw ierzęta na kuli ziemskiej. K u końcowi epoki węglowej zni­

kają owi drobni praprzodkowie; w epoce perm skiej ukazują się liczne Cotylosaurusy, urozmaicone w gatunkach, lecz wszystkie wielkości um iarkowanej, chociaż znacznie przewyższające swoich przodków. W m iarę postępu wieków liczba gatunków i wielkość ich w zrasta stopniowo. K oniec epoki perm - j skiej zam yka okres paleozoiczny, z którego zakończeniem wym ierają wszystkie wymie­

nione formy.

N astęp u je okres mezozoiczny— złoty wiek życia historycznego płazów. T u dosięgają one niezmiernego wzrostu zarówno ja k i bo­

gactw a gatunków. W aru n k i były wysoce s p rz y ja ją c e : obfitość pożywienia i klim at przyjazny. W lasach i dżunglach ') znalazły przytułek te, które chodziły; skaczące i bie­

gające zajęły równiny i łąki; w jeziorach mieściły się brodzące i pływaki, a w ocea­

nach —zwinne i szybko pływające olbrzymy.

W epoce kredowej, zakończającej okres mezozoiczny, żyły najwyżej rozwinięte for­

my : L aelap s— największy ze skaczących jaszczurów, H a d ro sa u ru s— długonogi bro­

dzący i A gathaum as, król lasów. Z k oń ­ cem okresu mezozoicznego wym ierają wszyst­

kie te formy. Przedstaw icielam i tego ob­

szernego i bogatego niegdyś działu zostają jaszczurki—wielkością, kształtem i sposobem życia, zbliżone do swego dawnego protopla­

sty z okresu węglowego. Dlaczego te ol­

brzymie Saurusy, ta k świetnie uposażone pod względem zaczepnym i odpornym, wy­

gasły, kiedy niewinna i drobna jaszczurka p rzetrw ała do dziś dnia? Je stto jedna z tych zagadek przeszłości, na które niepodobna dać ścisłej odpowiedzi. W idzim y, źe w m ia­

rę rozwoju życia n a kuli ziemskiej to ten, to ów typ zwierząt i roślin dosięga szczyto­

wego rozwoju, opanowywa lądy i morza, roś-

') „D żu n glam i” nazyw ają sig lasy utw orzo­

ne z olbrzym ich traw (bam busów i t. p )., ja k ie dziś znajdujem y w Indyach.

(7)

N r 12. W SZECHSW IAT 183 nie na wielkość i na mnogość gatunków, aby

później zginąć lub zmaleć i ustąpić miejsca innym. T ak wśród zwierząt pierwsze miej­

sce zajmowały to skorupiaki, to mięczaki lub głowonogi, dosięgające wielkości koła młyńskiego, to jaszczury lub ssaki, ażeby w końcu ustąpić z pola przed człowiekiem.

Oczywiście, że zmiana warunków geologicz­

nych, pociągająca za sobą także przeobra­

żenia w świecie roślinnym, powinna być uwa­

żana za najogólniejszą przyczynę tych roz­

wojów i zaników pojedyńczych grom ad zwie­

rząt, bo wiemy ja k ścisły związek zależności łączy zwierzęta z roślinami. Ale oprócz tej ogólnej bywają niektóre przyczyny szcze­

gółowe, przyśpieszające ten zanik.

Oo do jaszczurów olbrzymich, to taką przyczyną specyalną mogło być, ja k przy­

puszcza dowcipnie M orris, rozmnożenie pew­

nego niewielkiego gatuuku ssaków, zaopa­

trzonego w długie ostre zęby przednie, który żywił się jajam i tych zwierząt. Przyroda doskonale zaopatrzyła same zwierzęta, lecz rozmnożenie ich nie było dostatecznie zabez­

pieczone i drobna ra sa karłów, zniszczyła plemię olbrzymów. B ądź ja k bądź w okre­

sie cenozoicznym jedynym przedstawicielem tej klasy je st L a c e rtilla —rodzaj zbliżony do jaszczu rek współczesnych,

Do najbliższych potomków, wymienionego wyżej protoplasty z formacyi węglowej, nale­

ży jaszczurka grzebieniasta (Dimetrodon in- cisivus, Cope), której szczątki znajdują się w pokładach permskich w Texas. M iała ona od 3 do 10 stóp długości; kręgi jego grzbietowe były zaopatrzone w długie wy­

rostki, dosięgające 40 cali, tworzące grze­

bień (fig. 1). Zbliżony rodzaj reprezentuje N aosaurus claviger, Oope, którego wyrostki grzbietowe były rozgałęzione. Niewiadomo, kto był wrogiem, przeciwko którem u miały zabezpieczać owe kolce; oba jednak wymie­

nione g atunki były same mięsożerne, gdyż m iały duże stożkowe zęby. Nogi ani pazury nie były dosyć silne, aby zwierzę mogło d ra ­ pać się n a drzewa; mogły wszakże chodzić i pływać.

Cotylosaurusy należą do tegoż okresu; by­

ły jaszczurkam i gnieżdżącemi się w norach, o tw ardej czaszce, po większej części nie­

wielkie. Liczne gatunki znajdują się w fo r­

macyi permskiej Teksasu i Afryki południo­

wej. Jed en z rodzajów tej grupy, Otocoe- lus, miał tw ardą skorupę i możliwe, że był protoplastą żółwi lub zwierząt, od których żółwie pochodzą.

Cały szereg form znajduje się w formacyi tryasowej w Teksas, Pensylwanii i Nowym Meksyku, również ja k i w U tah. N ajw aż­

niejszą grupę wśród nich stanowią Dinosau- rusy.

B yła to g ru p a zwierząt, posiadająca naj-

! wyższą organizacyą przed kilku milionami lat. To, co po nich zostało dziś, sąto ślady

! na skałach i odosobnione kości, lub skamie- I niałe szkielety. Rozważając k ształt tych ko­

ści, dochodzimy do wniosków, gdzie zwierzęta

| te żyły—w wodzie czy na lądzie i ja k się po­

ruszały; badając zęby decydujemy o rodzaju pokarmu. Godną uwagi je st rozmaitość

Fig. 1. Jaszczurka grzebieniasta, D im etrodon in cisivu s.

władz, którem i obdarzone były : znajdowały się między niemi chodzące, brodzące, ska­

czące, ja k kanguru, a naw et latające; p rzed ­ stawicieli mamy w pokrewnej gromadzie Pterosaurusów . N iektóre miały dziób i p a ­ zury, przypominające ptaki; inne rogi, ja k u nosorożców.

Z nane są każdem u ślady olbrzymich stóp w czerwonym piaskowcu tryasowym doliny Connecticut i podobnież w New Jersey i P en ­ sylwanii, opisywane w podręcznikach paleon­

tologii. Przypisywano je dawniej jakim ś ptakom olbrzymim; należą one wszakże do owych jaszczurów , których około 150 g atun­

ków znaleziono w Ameryce; były one wszak­

że rozpowszechnione w owym czasie po całej kuli ziemskiej. Obok śladów stóp znaleziono

(8)

184 W SZECHSW IA T N r 12.

także w skałach odciski, pozostawione przez zw ierzęta spoczywające na biodrach.

Możemy sobie wyobrazić oryginalny wy­

gląd stad tych olbrzymów, brodzących lub chodzących nad brzegiem , gotowych rzucić się do wody, aby porwać rybę lub pływ ające zwierzę. W gonitwie za zdobyczą n a lądzie biegały one podobnie ja k strusie lub skakały ja k kanguru. P rzypuszczają, że tylko jedna ich gru pa należała do typu, którego przed­

stawiciele są zawsze m ieszkańcami mórz;

więcej natom iast musiało być mieszkańców wód słodkich. Sześć ze znanych gatunków D inosaurów należy do zw ierząt lądowych i pozbawione są zupełnie potrzebnych do pływ ania przystosowań; osiem m iało kształt

letu w zbiorze Copea wynosi 38 stóp. P rze d ­ nie nogi były m ałe i ja k sądzić można z k ształtu kości palcowych, mogły służyć czasem jak o podpora, ale nie jak o organ chwytania. Głow a była wzniesiona na szyi pionowej i utrzym ywana w tem położeniu ja k u ptaków; cały wygląd zwierzęcia m usiał być nieco podobny do olbrzymiego ptaka.

Budowa paszczy i zębów każe wnosić o mięk­

kim roślinnym pokarmie; nie mogłoby to zwierzę gryźć gałęzi drzew bez tego, żeby nie połam ało zębów dolnej szczęki, lecz mogło ogryzać liście; prawdopodobniejszem wszakże wydaje się przypuszczenie delikat­

niejszego pokarm u, mianowicie roślin wod­

nych pozbawionych tkanki drzewnej, które

F ig . 2 . D inozaur lyżkodziobny, Hadrosaurus m irabilis.

S zk ielet w zbiorach Copea ma 3 8 stóp długości.

krokodylów, formy dziś żyjącej wyłącznie w wodach słodkich. B ardzo nieliczne tylko J posiadały dosyć krótkie kończyny, aby mogły zwalczać przaz czas dłuższy fale oceanów.

Zaczniem y opis nasz od brodzącego H a ­ d ro sa u ru s m irabilis (Leidy), którego można nazwać D inozaurem łyźkodziobnym (fig. 2), gdyż głow a jego, na tr^y stopy długa, m a k sz ta łt głowy gęsiej i zakończona je s t płaską paszczą, w k tó rej naliczono nie mniej ja k 2 072 zębów. P o zo stałe części c ia ła k ształ­

tem ogólnym przypom inają cokolwiek k an ­ guru. Rozwój tylnej części czaszki je s t ja k n a plaża niezwykły. D ługość całego szkie-

ów D inozaur m ógł znaleźć w obfitości w je ­ ziorach L aram ie gór Skalistych, w któ­

rych pokładach kredowych znaleziono jego szczątki.

Zęby m iał ułożone w 4 '/ 2 szeregi, n astę­

pujące po sobie; w celu więc poddania po­

k arm u stopniowemu ich działaniu m usiał otwierać szeroko szczęki podczas żucia; praw ­ dopodobnie też, ja k bywa u ptaków i płazów u sta otw ierały się aż poza linią oczną. Oczy m iał duże, uszy małe; szeroki przewód noso­

wy każe wnosić o delikatnem powonieniu.

W ielkie nogi tylne były mu bardzo uży­

teczne do brodzenia w niegłębokich wo­

(9)

N r 12 WSZECHSWIAT 1 8 5 dach, w których znajdował swoje pożywienie.

Jeżeli dno nie było zbyt bagniste mógł bro­

dzić na głębokości 10 stóp i więcej, zrywając rosnące n a dnie wodorosty. Mniejsze ryby mogły także stanowić jego zdobycz, o ile nie posiadały łusk kostnych, którem i większa część ryb tego okresu w jeziorze L aram ie by­

ła ubezpieczona.

D inozaur skaczący (L aelaps, aąuilunguis) (fig. 3), odkryty był przez Copea w r. 1866 w piaskowcach zielonych formacyi kredowej w New Jersey. Blizkim krewniakiem jego n a dalekim Zachodzie jest również skaczący !

L aelaps incrassatus, Cope. Dinozaury ska­

czące były zwierzętami drapieźnem i. Z daje się, że zdobyczą ich był tylko co opisany ro ­ dzaj łyżkodziobów, a mianowicie D inozaur skaczący zachodni polował na H adrosaurus mirabilis, wschodni zaś na H adro sau ru s Foulkii.

Ten rodzaj również ja k i poprzedni ma przednie kończyny krótkie i małe, co dowo­

dzi wyłącznego niem al używ ania tylnych.

M usiał chodzić w postawie wzniesionej, o czem świadczą ślady jego znalezione na skałach w wielu miejscach. P azu ry jego

przystosowane są do chwytania zdobyczy Charakterystycznem jest, że L aelaps miał długie kości biodrowe; u kanguru są one krótkie; ptaki biegające m ają biodra krótkie chociaż nie skaczą. Wnosimy stąd, że d łu ­ gość kości biodrowych nie jest cechą określa­

ją c ą sposób przenoszenia się zw ierzęcia:

iguany współczesne m ają długie biodra a po­

stępują przez jednoczesne użycie wszystkich czterech kończyn (łażenie), człowiek z d łu ­ giem biodrem biega lecz nie skacze.

Robiąc ogromne skoki L aelaps uderzał zdobycz tylnemi kończynami; przednie były

zbyt słabe, aby służyć za broń zaczepną na takiego H adrosaurusa. Kości kończyn tyl­

nych są lekkie i wewnątrz wydrążone. Kości palców cienkie i długie, podobnie ja k u orła;

pazury stosunkowo większe i bardziej spłasz­

czone niż u ptaków drapieżnych. Ogon m iał niezbyt długi, który służył mu nietyle dla oporu, ile dla uderzenia i zwalenia prze­

ciwnika, którego następnie uderzał tylnemi nogami. Kopnięcie jego musiało być nie­

zwykle silne, jeżeli zważymy, że bez porów­

nania mniejszy struś może kopnięciem zabić człowieka. L aelaps nie m iał, zdaje się, god­

Fig. 3. Dinozaur skaczący, Laelaps aąuilunguis (Cope). Długość 20 stóp.

(10)

186 W SZECH SW IA T N r 1 2. nych siebie przeciwników na lądzie; natom iast

w wodzie mógł napadać na grubo-opance- rzone żółwie, krokodyle i szybko-pływające D inozaury; wszakże zw ierzęta te m ógł schwy­

tać tylko znienacka, gdyż pływ ać nie mógł prawdopodobnie.

(Dok. nast.).

W ł. M. Kozłowski.

JYoWośei muzeum Branickici).

N a schyłku roku zeszłego muzeum hr.

B ranickich we F ra s k a ti zostało wzbogacone kilku bardzo cennemi posyłkam i. N a pierw- szein miejscu zaznaczyć w ypada bogatą ko- lekcyą ptaków, p rzysłaną przez stałego ko­

respondenta muzeum, p. J a n a Kalinowskiego.

N iestrudzony ten podróżnik, który już od la t 20 tu ła się po różnych zakątkach świata, ba­

dał ostatniem i czasy południowe części P eru , osobliwie zaś okolice m iasta P u no nad jezio­

rem T iticaca, a następnie prow incją Y ungas w Boliwii. R ezultatem tych poszukiwań był zbiór ptaków , złożony z czterechset kilku­

dziesięciu skór, przedstaw iających 179 g a­

tunków.

Okolice, zwiedzane przez p. Kalinowskiego, były ju ż poprzednio dość szczegółowo b ad a­

ne przez .francuskich i angielskich podróż­

ników, a mianowicie przez d ’Orbignyego, B uckleya i W hitelyego; niemniej wszelako posyłka naszego podróżnika zaw iera kilka gatunków, które niewątpliwie b ęd ą nowemi d la nauki. Do takich należą : m uchołówka z rodzaju Muscisaxicola, wróbel z rodzaju Phrygilus; inny pobliskiego lecz zdaje się nowego rodzaju; pełzacz am erykański z ro ­ dzaju Synallaxi8, kolibr z rodzaju Eriocne- mis i rodzaj kuropatw y kordylierskiej—No- thoprocta.

Oprócz tego posyłka p. Kalinowskiego, zaw iera mnóstwo rzadkości pierw szorzędne­

go znaczenia, a między innemi trzy egzem­

plarze wspaniałego kolibra O reonym pha no- bilis. K olibr ten odkryty został przez an­

g lik a W hiteleyego jeszcze w 1868 roku i opi­

sany w 1869 przez Goulda. Od tego czasu nikt więcej nie nadesłał tego p tak a do E u ro ­ py, aż dopiero teraz, po 30 blisko latach, zdobył go znowu p. Kalinowski. Siedem okazów, zdobytych przez W hitelyego i zdo­

biących dzisiaj B ritish Muzeum, pochodziło z okolic m. T inta i H u atad o w departam en­

cie Cuzco. Trzy zaś egzemplarze, nadesłane przez Kalinowskiego do W arszaw y, pocho­

dzą z okolic'm iasta A ndahuailas w dep. Aya- cucho z wysokości 10800' nad poz. morza.

Oreonym pha nobilis należy do większych kolibrów i m a dość długi mocno widłowaty ogon, w znacznej części biały. Całkowite ubarwienie nie odznacza się zbytecznie, lecz p tak ten posiada wspaniałe ozdoby n a czub­

ku głowy i na gardzielu. A mianowicie—

środkiem wierzchu głowy biegnie bardzo ciemno purpurowa pręga, okolona z obu stron pręgam i, złożonemi z połyskujących szafirowych piórek, przypominających łuskę.

G ardziel zdobi rodzaj podłużnego żabotu z piór łuskowatych, zachodzących aż na przód piersi. G órna część tego żabotu po­

siada barwę metaliczną zieloną, dolna—różo­

wą z filetowym nalotem .

N iem ałą też ozdobą naszego muzeum bę­

dzie wspaniały kordylierski czerwonak (Phoe- nicoparrus Jam esi), opisany zaledwie w roku 1886 przez S clatera i stanowiący po dziś dzień przedm iot pożądliwości prawie wszyst­

kich muzeów zoologicznych. C harakterystycz­

ną cechą tego gatunku, z której powodu n a­

wet utworzono z niego oddzielny rodzaj, jest górna szczęka wchodząca niby w kanał w dolną, która ją z obu stron obejmuje.

P . Kalinowski nad esłał nam cztery egzem­

plarze tego trudnego do zdobycia ptaka, a mianowicie dwa stare i dwa młode.

Mniej rzadkim , lecz niezmiernie cieka­

wym je st rodzaj kusaka kordyljerskiego (Ti- namotis Pentlandi), należący do utworzonego przed niedawnym czasem rzędu C rypturi, którego przedstawiciele zamieszkują wyłącz­

nie A m erykę południową. P ta k i te, które nasz ornitolog Tyzenhaus dla pozornego b ra ­ ku ogona nazw ał kusakami, posiadają ze­

wnętrzny wygląd ptaków kurowatych, lecz ogólną sum ą cech zbliżają się raczej do d ra ­ bów, czyli strusiowatych (R atitae); pod tym względem większość uczonych, jak W ągier, prof. Huxley, Alix, Seebohm i inni zgadzają

(11)

JSTr 12. W SZECHSW IAT 187 się najzupełniej i tylko d-r Gadów stawia je J

pomiędzy swemi Anseriform es (gęsi) i Galli- formes (kury).

Tinam otis P en tlan d i jestto ptak wielko­

ści kury; głowę m a jasn o płowym i czarnym w podłuż strychowaną, wierzch popielaty, rudawym kolorem upstrzony; kuper oliwko- | wy z rudaw ą pstrocizną. P rzód piersi po­

pielaty, płowo upstrzony; ku tyłowi kolor płowy coraz bardziej przeważa, ta k że śro­

dek brzucha ju ź je s t płowy ze słabą ciem- | niejszą pstrocizną. C ałe podbrzusze rdzawo- rude.

Osobliwą jest budowa nóg, które ju ź nieco ; przypom inają nogi ptaków strusiowatych.

S ą one trójpalczaste, z tępem i lecz bardzo j mocnemi pazuram i i pokryte na przodzie j skoku i n a wierzchu palców grubem i sześcio- [ kątnem i tarczam i.

W ogóle budowa nóg jak i skrzydeł wska­

zuje, że p tak ten więcej biega niż lata, co J

potw ierdzają świadectwa takich podróżników ja k d ’Orbignyego i Jelskiego. K usak Pent- landa zamieszkuje najwyższe p iętra Kordy- lierów pomiędzy 12 a 16 tysiącam i stóp nad poziomem m orza czyli w rejonie, gdzie juź śniegi stale padają. Do lotu niechętnie się zrywa, lecz zato biega doskonale. Indyanie jakoby tresu ją psy do polowania n a niego, J przyczem p tak zerwać się może tylko trzy razy a za czwartym już się psu daje wziąć.

Jelsk i polując na nie m usiał dni kilka z rzę­

du przed świtem z domu wychodzić, aż do­

piero czw art“go dnia zabił jednego i to przy­

padkiem. Indyanie w okolicach Ju n in n a­

zywają go kuli; w Boliwii, podług d ’Orbi- gniego, zwie się czuj, lub jatu .

Sam ica znosi cztery ja ja koloru zielonego, upstrzone n a grubszym końcu ciemno-bru- natnem i plamami. Młode należą do t. zw.

praecoces (odrazu porzucających gniazdo) i ogólnym wyglądem przypominają bardzo młode niektórych drabów (B-atitae). Ż o łą­

dek ptaka, zabitego przez Jelskiego, zawie­

r a ł tylko piasek; natom iast w wolu podróż­

nik nasz znalazł liście, kwiaty i ziarna roślin groszkowatych.

B ardzo też cennym nabytkiem dla naszego muzeum je st m ały kuliczek (Phegornis Mit- chelli) zamieszkujący Chili, oraz K ordyliery P e ru i Boliwii. P osiada on głowę czarnia­

wą z białą przepaską pomiędzy oczami i bia-

łemi brwiami. K a rk rdzawo-kasztanowaty;

plecy szare; spód drobniutko białym kolorem i czarniawym w poprzek pręgowany. Cztery okazy, nadesłane przez p. Kalinowskiego, po­

chodzą z P ujuni w P e ru południowem, z wy­

sokości 14000 stóp nad poziomem morza.

G atunek ten je st jeszcze rzadkim po m u­

zeach europejskich.

A by zakończyć ten krótki spis rzadko­

ści, zawartych w posyłce p. Kalinowskiego, wspomnieć muszę o czterech pięknych egzem­

plarzach strusia am erykańskiego (R hea D ar- wini), pochodzących z P e ru południowego z wysokości 16 000 stóp. Obszerniejszą wzmiankę o tych ptakach znajdzie czytelnik w artykule moim o strusiowatych, drukow a­

nym we Wszechświecie w roku zeszłym.

Zanim przejdę do innych zdobyczy m u­

zeum Branickich, nadmienić muszę, że więk­

szość gatunków, nadesłanych przez p. K a li­

nowskiego, należy do rzędu rzadkich po m u­

zeach, a tem samem stanowi doskonały m a­

teryał do zamiany.

Niezm iernie cenną, choć skład ającą się ledwie z kilkudziesięciu gatunków posyłkę otrzymało muzeum Branickich od baroneta W a lte ra R othschilda z Anglii w zamian za dublety ptaków peruwiańskich i turkiestań- skich, jakieśm y tam posiali. Mówiłem już kiedyś, że sir W a lte r R othschild posiada bo­

gate muzeum zoologiczne w T ring w Anglii.

U trzym uje on kilku korespondentów w róż­

nych częściach św iata (z czego dwu n a No- j wej Gwinei), a nadto skupuje z pierwszej

J ręki kolekcyś od podróżników. Tym sposo­

bem gromadzi w swem muzeum mnóstwo rzadkości, oraz typów opisywanych przez siebie gatunków. W ydaje też publikacyą Novitates Zoologicae, w której pomieszcza opisy nowych gatunków. Szczególnie sta ra się o rzadkości, za które płaci bajeczne ceny, lub w zam ian daje najrzadsze gatunki. P o ­ nieważ pomiędzy naszemi dubletam i znaj­

duje się mnóstwo bardzo rzadkich rzeczy, więc zaproponowałem p. Rothschildowi za­

mianę, na co on się ja k n aj chętni ej zgodził.

Pisałem już kiedyś o nadesłanych przezeń do muzeum rzadkościach pierwszorzędnej wartości, ja k P teridophora A lberti, P aro tia C arolae i innych. Obecnie otrzymaliśmy znów tran sp o rt niezmiernie cenny, w którym królują niesłychanej piękności ptaki rajskie.

(12)

1 8 8 WSZECHSWIAT N r 12.

N a pierwszym planie postaw ić musimy przecudnego P aradisornis R udolphi, odkrytego przed 8-iu laty przez w ęgra H unsteina w pół­

nocnej części Nowej Gwinei i dedykowanego nieszczęsnemu arcyksięciu Rudolfowi. Egzem ­ plarz, nadesłany przez bar. R otschilda, po­

chodzi z góry Cam eron, łańcucha Owen S ta n ­ ley (półn. Nowa Gwinea) z wysokości 5 000' nad poziomem morza.

Okaz ten je s t bez zarzu tu i niezwykle piękny. GJowa i plecy są pluszowo-czarne;

nad i pod okiem po dużej srebrzysto-białej plamie. Złożone skrzydło je s t błękitne z zie­

lonkawym odcieniem pod pewnem nachyle­

niem. Spód ciała je st czarniaw y z mocnym zielonkawo błękitnym nalotem . S am środek brzucha je s t węglowo-czarny. N ajw spanial­

szą ozdobą, ja k u wszystkich zresztą ptaków rajskich właściwych z rodzaju P a ra d ise a są wydłużone pióra boków ciała. W rodzaju P arad iso rn is nie są one tak. długie ja k u p ta ­ ków rajskich właściwych, niemniej jednak wychodzą znacznie poza ogon. Chorągiewki ich są bardzo rzadkie, lecz długie i wiotkie.

Od nasady są one przepysznego szafirowego koloru, przechodzą stopniowo w zielonawo- błękitny (seledynowy) a ku końcowi w lilowy.

Gdy zaś pióra te umieścimy pomiędzy okiem i źródłem św iatła, p rz y b ie rają wtedy barwę złocisto-rudą. P od czarną plam ą brzucha znajdują się ukryte do pewnego stopnia la­

ko wo-czerwone pióra, k tó re w ystępują bez­

pośrednio na tle szafirowych piór boków cia­

ła. Ogon je s t średniej długości, lecz dwie środkowe sterówki w ydłużają się na 44 cm.

Są one czarne, wąskie i ku końcowi posiada­

j ą słabe rakietkow ate rozszerzenia; n a spod­

niej stronie ra k ie tk i jasno-błękitna plam ka.

W spaniale się też przedstaw ia P a ra d ise a raggiana, której jeden doskonały egzem plarz nadesłał nam bar. R otschild. P odobna je s t do zwykłego p ta k a rajsk ieg o (P arad isea apoda), tylko przód piersi m a zupełnie jakb y ze strzyżonego czarnego pluszu, a wydłużone pióra boków ciała nie są żółtawe, lecz pięknie czerwone. B ardzo do niej podobna je s t P a ­ radisea A u g u stae Y ictoriae, której egzem­

plarz otrzym ało nasze muzeum przed kilku laty od hr. H a n sa Berlepscha; tylko, że ten ostatni g atu n ek m a wydłużone pióra koloru

„saum on”, a nie czerwonego. P ara d ise a A ugustae Y ictoriae o d k ry ta została w północ­

nej części Nowej Gwinei i nazw ana przez d-ra C abanisa n a cześć cesarzowej nie­

mieckiej.

Szereg właściwych ptaków rajskich uzu­

pełnia świeżo opisany gatunek P arad isea de- cora, którego trzy egzemplarze (stary samiec, m łody samiec i sam ica) otrzym ało muzeum B ranickich w partyi ptaków, nadesłanych z Londynu przez G e rrard a, jednego z n a j­

większych handlarzy przedmiotów historyi naturalnej. P arad isea decora posiada p ióra boków ciała niezbyt wydłużone, lecz o chorą­

giewkach nadzwyczaj długich i rzadkich.

P ió ra te są od nasady brunatnawo-czerwone;

ku końcowi białe chorągiewki robią wrażenie siwych włosów. Spód p tak a jest popielaty, gardziel zielona połyskująca; wierzch ochro - wo żółtawego koloru ja k u innych właści­

wych ptaków rajskich.

Tym więc sposobem muzeum Branickich posiada w obecnej chwili wszystkie znane g a­

tunki właściwych ptaków rajskich (P a ra d i­

sea apoda i P . sanguinea posiadaliśmy już oddawna).

W posyłca bar. R otschilda znajdow ała się jeszcze jed n a avis rarissim a, a mianowicie świeżo opisana przez R otschilda i H a rte rta A stra p ia splendidissima. N a nieszczęście skóra, ja k ą otrzymaliśmy, zdaje się być przygotow aną przez krajowców, je s t wszela­

ko nadzieja, że przy cierpliwości i zręczności naszego p re p ara to ra uda się z niej wypchać i przyzwoity egzemplarz.

Głowa tego p tak a jest zielona mocno po­

łyskująca; od spodu oka biegnie z każdej strony pręga pysznego buraczkowego koloru z mocnym metalicznym połyskiem; pręgi te 1 łączą się pod gardzielem , tworząc w tem I miejscu szeroką na 2 cm półksiężycową przestrzeń. Spód ciała je s t ciemno oliwko-

| wo-zielony ze słabym metalicznym połys­

kiem. Plecy są czarne z dość mocnym fiole­

towym połyskiem. Ogon, znacznie krótszy niż u pobliskiej A strap ia nigra sk łada się ze sterówek całkowicie czarnych; tylko cztery , środkowe są w połowie nasadowej płowe, a w połowie końcowej—czarne. P ta k ten pochodzi z niemieckiej (północnej) części N o­

wej Gwinei.

W posyłce G e rra rd a znajdował się też wspaniały E pim achus M ayeri, u którego pióra z boku piersi tw orzą jak b y d ru gą parę

Cytaty

Powiązane dokumenty

nych nietylko linie rozmaitych pierwiastków przesuwają się rozmaicie, ale nawet linie tego samego pierwiastku, w tej samej części widma przypadające, lecz

niejszy zarzut przeciw opinii, że łosoś się w rzekach nie żywi, podniósł A. Brown, utrzymując, że katar, stwierdzony przez d-ra Gullanda, nie istnieje. Ażeby

jeżeli okres drgań elektrycznych, jakie mogą się w nich odbywać, jest taki sam, jak i w fali padającej.. W przeciwnym razie fala przez deskę

wych, nie wysyła prom ieni, któreby również łatwo, ja k promienie R ontgena przedzierały się przez ciała nieprzezroczyste.. W e ­ dług tego zatem przerywane

niu się cząsteczek, jeżeli np.. Od kryształów uk ład u regularnego różnią się one tem, źe i pod względem własności drugiej grupy we wszystkich kierunkach

m iałą, źe tego rodzaju budowę mieć mogą tylko kryształy rombowe, których wszystkie własności fizyczne odznaczają się sym etryą względem trzech płaszczyzn

ne, by zatem stycznym był do ziemi wzdłuż rów noleżnika pośredniego danej okolicy. Po rozw inięciu stożka na płaszczyznę, p ołu ­ dniki przedstaw iają się

Niech h(n) oznacza liczbę sposobów połaczenia tych punktów w pary tak, że otrzymane odcinki nie przecinają się.. Na ile sposobów możemy to zrobić, jeśli w