• Nie Znaleziono Wyników

Wiece, pochody i wizyty propagandowe w okresie PRL - Maria Józefczuk - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wiece, pochody i wizyty propagandowe w okresie PRL - Maria Józefczuk - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

MARIA JÓZEFCZUK

ur. 1934; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe projekt Lublin. Opowieść o mieście, FSC, propaganda, ideologia, pochody pierwszomajowe

Wiece, pochody i wizyty propagandowe w okresie PRL

Potępianie [„wrogów”], wiece, [które] zwoływali – to było okropne. Trzeba było pójść, najczęściej to robili chyba w Parku Ludowym, już jak był zrobiony, czy może na stadionie. [Mówili, że] klasa robotnicza potępia tych „warchołów z Radomia” czy syjonistów w sześćdziesiątym którymś roku, [kiedy] była nagonka na Żydów. Były takie wiece. Był obowiązek [uczestniczenia w nich]. Tak samo był obowiązek chodzenia na pochody pierwszomajowe, bo jeżeli [osoba] nie poszła na pochód, to nie dostała premii, a zarobki nie były duże. Zbierali się ludzie, każdy zakład pracy miał wyznaczone swoje miejsce. Na pierwszym pochodzie byłam z urszulankami jeszcze. Była „Służba Polsce”, bo już zlikwidowali wtedy harcerstwo. Jak byłam w urszulankach, gimnastyki uczyła nas taka piękna pani, która prowadziła harcerstwo i pamiętam jak ona nas zebrała i powiedziała: „Dziewczynki, musimy się rozstać”. To była kolonia dziewczęca, tam chłopaków nie było. W każdym razie w takich mundurach byłam pierwszy raz na pochodzie. A później to obowiązkowo. Taki był zwyczaj, że wszyscy panowie po tych pochodach szli na wódkę do różnych restauracji – chyba sobie ulżyć. Całe Krakowskie [Przedmieście], od Saskiego Ogrodu aż do ratusza, na ulicach były zbite tłumy. Zaczynał się ten pochód gdzieś w okolicach Saskiego Ogrodu, a kończył się [miejscu, gdzie] się schodzi na Lubartowską. Trybuna honorowa była przy poczcie. Tam stał zawsze pierwszy sekretarz – pierwszy sekretarz był najważniejszy – i inni sekretarze organizacji partyjnych z zakładów pracy. W każdym zakładzie [pracy był] sekretarz partii i przewodniczący związków zawodowych, tylko te związki to były takie jak partia. To były pochody masowe. Po kolei szkoły, na sportowo, w krótkich spodenkach. „Idzie szkoła taka, idzie szkoła taka”. A później: „Idzie taki zakład, taki zakład”. Oczywiście, było zawsze przemówienie. Czekaliśmy aż przemówi ten pierwszy sekretarz.

A jakie cuda się działy, jak ci sekretarze przyjeżdżali do fabryki. Pamiętam jak [Władysław] Gomułka był. Zwiedzał fabrykę. Pierwsza hala, przedwojenna, tam się zaczynało montowanie tych Lublinków na licencji rosyjskiej, takie ciężarówki były,

(2)

pierwsze samochody. A później już było więcej [hal] i po otworzeniu odlewni Gomułka był. To taki łachmyciarz, taki dziad, bo [Edward] Gierek to było panisko, taki elegancki, piękny. Gomułka jak był, to tak się przygotowywali, ale skromnie. A już za Gierka to coś strasznego, jak za cara, prawie mu wymalowali trawę. Wszystko było wysprzątane, wymalowane pasy, krawężniki. Ostre pogotowie. Pracowałam w narzędziowni, jak był Gierek. Każdy kierownik danego zakładu – narzędziownia, montaż, malarnia, tłocznia, odlewnia – stał przed swoją [halą] i czekał. Dyspozytor produkcji był w biurowcu głównym, dzwonił i dawał cynk, że już idzie i gdzie jest ten Gierek. Jakiż to był kult jednostki! Straszne. Nic się nie robiło, tylko sprzątało.

Był taki bardzo znany dyrektor fabryki, [Gustaw] Krupa. Umiał ludźmi manipulować i zjednywać jednocześnie, takie miał podejście do pracowników. Na tej hali, gdzie pracowałam, był taki pan, nazywał się Josik i on był sprzątaczem. Sprzątał między maszynami i przejścia. Ten pan Josik, starszy już, prosty chłopina, taki był cwaniaczek. Ile razy ten Krupa przychodził, bo on obchód fabryki robił, to dyspozytor dzwonił: „Krupa wychodzi na zakład” i kierownik czekał przed halą, a ten sprzątacz jak już wiedział, że ma dyrektor iść, to zawsze gdzieś na przejściu zamiatał. Bo [dyrektor] zawsze do niego podszedł: „A, pracujesz tu człowieku?”. „Tak”. „Dobrze, dobrze. – Tam z nim szedł jakiś asystent – Zgłoś się, kochany, do kasy za dwie godziny po pieniądze”. Inne panie specjalnie też wychodziły: „Panie dyrektorze, jak my się cieszymy”. „Jak się nazywasz?”. „Zofia”. „A to dzisiaj Zofii?”. „Tak”. „Zgłoś się za dwie godziny do kasy po premię”.

Data i miejsce nagrania 2012-03-15, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Piotr Krotofil

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wiem, że zwykle ci rolnicy, pewnie cały ten wydział rolny czy może UMCS to jakoś tak się na końcu chodziło [Czy wnoszono jakieś okrzyki?] Nie pamiętam tego, być

Kiedyś było wszystko otwarte, podpisywało się listę, widziało się, ile koleżanka zarabia na tym stanowisku, ile ktoś na innym, można było porównać. Teraz to wszystko

Pamiętam też takie pochody pierwszomajowe, kiedy nas zgromadzono i trzeba było stać ileś godzin na jakiejś ulicy, zanim nasza grupa będzie miała znajdować się przed trybuną

A jak się tej ilości nie przestrzega to niestety, tak to jest” Mój brat pracował –tak jak już wspominałam –nie zajmował się rolnictwem, a powinien po ojcu, bo dostał

To funkcjonowanie było takie niemrawe, ale w witrynach kilku sklepów stały telewizory i tam jakiś program o określonych godzinach był nadawany, co

Wiem, że wtedy w takich domkach kempingowych mieszkaliśmy, ale radio tam było i udało się Wolną Europę wtedy złapać.. Oczywiście zagłuszane, ale trzeba było ucho przycisnąć

Mój ojciec wraca z obozu, a u nas w domu był przepiękny obraz, taki medalion Piłsudskiego, w przepięknej wiśniowej ramie, który wisiał zawsze na

Była spora przestępczość, to wynikało z biedy po prostu, bo było bezrobocie, była bieda.. Mówiłem o tym, że mieliśmy sąsiada furmana, który