• Nie Znaleziono Wyników

Fragmenty o edukacji dziewcząt (1820)

Kiedy już dziewczyna dojdzie do lat ośmiu, będące przy niej kobiety większą za-czynają mieć staranność o panience, a nade wszystko o jej twarzyczce i figurce.

Tamtejsze bowiem kobiety najmocniej są przekonane, że nie tyle głowa, i nota bene w niej rozum, ujmują mężczyzn, ile szykowna postać i piękna, nie opalona twarzyczka. Mają poniekąd słuszną przyczynę podobnego mniemania, bo w ich

61 Łopaciński, Dalszy ciąg podróży Szweczpuńscynisa. O edukacji, [za:] Z. Skwarczyński (oprac.), „Wiadomości Brukowe”…, dz. cyt., s. 276–281. Źródło pierwotne: tenże, O eduka-cji, „Wiadomości Brukowe”, nr 187 z 3/[15] lipca 1820. Artykuł ten ukazał się w „Wiado-mościach Brukowych” jako kontynuacja artykułu Do całego świata p. Szweczpuńscynis, były porucznik piechoty z numeru 134 z 28 czerwca/[10 lipca] 1819 r. Łopaciński (imię nieznane) zapoczątkował tym samym cykl artykułów będących satyrycznym opisem podróży po podziemnej krainie Mzy-ten-gamie (kalambur Magnetyzmu). Styl artykułu nawiązuje do Podróży Guliwera Jonathana Swifta, będącego parodią rozprawy o ludzkiej naturze. W tym wypadku chodzi o parodię edukacji na Litwie. Pierwszym autorem repor-taży w „Wiadomościach Brukowych”, w których w krzywym zwierciadle zostały opisane

„dalekie krainy”, był Jakub Szymkiewicz posługujący się pseudonimem Szlachcic na Ło-pacie (zob. G. Nieć, Jakub Szymkiewicz „Szlachcic na ŁoŁo-pacie”. Satyryczny reporter „Wia-domości Brukowych”, Collegium Columbinum, Kraków 2006). Po jego śmierci w 1917 r., jak twierdzi Sayaka Kaji, cykl publikacji kontynuował Jędrzej Śniadecki: S. Kaji, Vilnius Intellectuals and the Early 19th-Century Concept of Lithuania: The Society of Scoundrels (Towarzystwo Szubrawców) and Local Society, „Lithuanian Historical Studies”, nr 16/2011, s. 159). Być może to on jest autorem artykułu.

Przykład 45. Łopaciński (Jędrzej Śniadecki?) – Dalszy ciąg podróży…

107 ojczyźnie znaczna część mężczyzn po kobiecemu wygląda. Jednakże ci, co mi się najbardziej kobietami wydawali, wyznawali sekretnie, że piękne twarzyczki bez głowy i serca radzi by mieli za miniaturki, lecz nigdy na żony. Zwierzali mi się tego, rozumiejąc, że w moim kraju nie ma kobiet, i obowiązywali do wielkiego sekretu; miałem pokusę wydać ich, ale lękałem się zapalić w kraju rewolucją.

Płeć więc piękna, nie ostrzeżona od nikogo, i teraz jeszcze starannie i wyłącznie pracuje nad upiększeniem tych dwóch natury darów i to jedynie stanowi część fizyczną wychowania panieńskiego.

Nie chcą się w tym spuszczać na samą naturę, bo ta przedwieczna pani bez żadnej etykiety również chłopki, jak i wojewodzianki uposaża, wzywają więc sztuki, która samym panom jest przystępną. W tym więc celu, to jest dla nadania córkom lub wychowankom hożej i wysmukłej kibici, przywiązują im do piersi pręt żelazny, który aż brody dosięga, do niego mocują dwa naramienniki, na plecach dwoma sznurami mocno spięte. Tak związana dziewczyna w kij przechodzi, albo raczej przesiedzi, lat kilka, a kiedy dojdzie ich piętnastu, do pręta dodają jakąś sznurówkę z rogami, która w pół panienkę przecina i czyni z niej figurkę podobną do klekotek, których tanecznice używają do fandango. Nic bardziej nie zadziwia cudzoziemca nad ruch tak skrępowanych dziewcząt, a który wielce cenią miesz-kańcy, mieniąc go chodem dobrego tonu, różniącym dostojne osoby od prosta-czek, które chodzą, jak je Bóg stworzył. Przypisują nadto temu krępowaniu ważne zalety z tej przyczyny, iż panienki przez skrócenie oddechu muszą wydawać moc-ne westchnienia, które później wchodząc w nałóg, stają się zdolnymi do przyjęcia różnych form i rozwinięcia, co stanowi moralną część edukacji.

Tak urządziwszy postawę panien, zamykają je starannie w domach, i to w pokojach od pomocy; nie dlatego czynią tak matki, aby nie narażać córek na wzrok ciekawych, żądałyby bowiem, aby cały świat na nie patrzał, ale dlatego je-dynie, aby im słońce nie zajrzało w oczy i nie użyczyło swoich kolorów. Kiedy za-tem przymuszoną jest matka wywieść na świat córkę, wkłada jej na głowę pud-ło od kilkudziesięciu calów długości, na którego końcu jest zawieszona firanka z rąbku przeźroczystego, przez który przypatrywać się i być widzianą, a z boku pudła wybornie spoglądać może i dlatego podobno tamtejsze panienki z ukosa, to jest boczkiem patrzą, jakowy rzut oka nazywa się lorniowaniem i wielkie ma znaczenie w edukacji.

Ledwie pojąć można, jak daleko posuwają manią blechowania twarzyczek;

niektóre nacierają je białym jakimś proszkiem, drugie na noc przykładają suro-we mięso, inne na koniec, najnieszczęśliwsze, pędzlem z klejową farbą twarz na-mazują i wyrównywają, a potem skórką nadają polor. Dlatego też powszechnie mają twarz arcybiałą, lecz miękką i połyskującą się, co dało powód ich poetom do częstego wzywania lilij, a zupełnego zapomnienia o różach.

Przykład 45. Łopaciński (Jędrzej Śniadecki?) – Dalszy ciąg podróży…

108

Wybieliwszy twarz należycie, starają się matki rozpoznać, co jest w córkach ich najpiękniejszego, a co najbrzydszego. Zwołują przeto przyjaciółki i gdy po długich naradach ustanowi się finalna decyzja, według niej dalsza postępuje edukacja. Jeżeli np. zęby są piękne i białe, każą pannie otwierać usta i ciągle uśmiechać się, a ta, która dobrze z tej lekcji skorzysta, chodzi później całe życie z otwartą gębą lub śmieje się ustawicznie. Toż samo czynią z wadami ciała, ale to nie bije tak w oczy, owszem, zdaje się pociągać, zwłaszcza cudzoziem-ca. Tylko że na nieszczęście do wad potrzebujących ukrycia liczą wielkość nogi i dlatego spowijają nielitościwie, aby nie rosła, a obuwie tak ciasne robią, iż cho-dząc wahają się, tak właśnie jak okręt wpośród burzy. Chciałem przyłączyć do tego pisma rycinę chodu dziewcząt, czego dopełnić nie mogłem z przyczyny, iż którykolwiek artysta spojrzał na mój rysunek, chociąż bardzo rzetelny, dla wiel-kiego śmiechu nie mógł go wyrytować.

Kiedy panna przejmie się tymi początkowymi naukami, sprowadzają dla niej nauczyciela, który tym jest więcej wzięty, im wyżej od podłogi podskoczy;

ten naprzód uczy ją, jak ma się witać, co zupełnie od mody zależy. Kiedym był w tym kraju, panny witając się, wystawiały jedne nogę naprzód, drugą podkur-czając, a same nieco się w tył cofały, przy tym powinny były rzucić wzrok śmiały na powitanego i nagle w dół oczy spuszczając, zrobić na palcach lewo zwrot.

Wszystkie panny w tym czasie, co do joty, jednostajnie się witały, tak że widząc ich kilkanaście razem, zdawało się postrzegać kompanią żołnierzy robiących obroty za słowami oficerskimi, szczególniej zaś pewna pensja tymi ukłonami celowała. Po ukłonach następowały ważne lekcje skoków, ale zupełnie nie ta-kich, jakich u nas używają, a które, jak wiadomo, służą do rozrywki, zdrowia i nadania rześkości. Nie tańcują tam gromadnie, ale występują pojedynczo; ta-niec cały zasadza się na wywijaniu rękami i głową: raz wznoszą ręce do nieba, potem przykładają je do serca, rzucają czułe lub groźne spojrzenia, słabieją lub rzeźwieją. Tańce podobne nazywają w języku krajowym: szalem, tamburynem, gawotem itp. Kiedym pierwszy raz widział te skoki, rozumiałem, że piękna ta-necznica dostała zawrotu głowy, ale mię z boku ostrzeżono, że to była koniecz-nie potrzebna kondycja do zrobienia z młodej panny dobrej żony i matki; a jak się dorozumiewam, muszą potem uczyć skakać swoich mężów. Co za przeciwne zwyczaje pod ziemią i na ziemi – myśliłem – gdy to, co u nas jest zatrudnie-niem tanecznie z profesji, dla zarobku, tam jest zabawą przyszłych żon i matek!

62 Łopaciński, O edukacji, [za:] Z. Skwarczyński (oprac.), „Wiadomości Brukowe”…, dz. cyt., s. 285–289. Źródło pierwotne: tenże, O edukacji, „Wiadomości Brukowe”, nr 204/1820 z 30 października/[11] listopada 1820.

Przykład 45. Łopaciński (Jędrzej Śniadecki?) – Dalszy ciąg podróży…

109