• Nie Znaleziono Wyników

Nie potrzebujemy odpowiadać na to zapytanie, gdyż każdy za nadto ufając naturze, która nie cierpi monstruacyi, sam odpowie sobie w duszy że tak być nie może. Jednak potrzeba było aż przysłowia, któreby człowiekowi tę jedną z prawd odwiecznych przypominało, chyba że je przystosujemy do sztuki, to jest do wychowania: bo w takim razie jesteśmy najpewniejsi, że rodzice z rodu bara-niego nie koniecznie doczekają się ze swego potomstwa baranów, ale i to rzecz bardzo rzadka. Weźmy to jednak sobie za ogólną regułę że z ludzi rodzą się zawsze ludzie, a z tych dopiero powstają ludziska.

Każde człowieczysko kompletnie biernej bywa sobie natury: do 25 roku roś-nie według Fizjologji Doktora Mullera; potem tyje do 50-go, a następnie starze-je się i czeka śmierci zażywając tabakę. – Zazwyczaj w pierwszej epoce

pokazu-74 G. Gizewiusz, Ucz się, bracie, po niemiecku…, [w:] T. Chróścielewski (red.), Księgi humo-ru polskiego, t. 2, Od Fredry do Bałuckiego, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1961, s. 156–157.

75 T.A. Olizarowski, ***, [w:] J. Bułatowicz (oprac.), dz. cyt., s. 216; tenże, Bez tytułu, [w:] J. Tuwim (oprac.), Cztery wieki fraszki…, dz. cyt., s. 300.

76 W. Syrokomla, Epilog życia, [w:] J. Tuwim (oprac.), Cztery wieki fraszki…, dz. cyt., s. 313.

77 Więcej na ten temat, J.P. Müller, Handbuch der Physiologie des Menschen für Vorle-sungen, Verlag von J. Hölscher, Coblenz 1833. Przyp. P.P.G.

Przykład 57. Józef Symeon Bogucki – Czy może sowa urodzić sokoła? (1855)

117 je swój największy rozum – chodzi bowiem w majteczkach, a już go wszyscy fi-glarzem nazwali; rodzice nawet upatrzyli w nim tak zwany spryt, co według ich pojęcia już cóś wielce intellektualnego oznaczało, chociaż mędrzec w nagłej jakiej potrzebie, nie umiałby sobie rozpiąć jednego guziczka bez pomocy mamy lub służącej. Już to w szkołach najbieglejszym zwykł bywać w rysunkach, czego dowody po wszystkich murach pozostawiał, a celującym w gimnastyce; zaś, skoro tylko zasłyszał od babki, że dosyć książkę włożyć na noc pod poduszkę, aby nauka sama dostała się do głowy, uznał to tak doskonałe, iż stale porzucił wszelkie inne teorye zbogacania głowy, aby odtąd wszystkiego mógł się uczyć przez sen, lub tylko z zamkniętemi oczyma. W dwunastym jednak roku taki nie-zawodnie spróbuje planu własnej kompozycyi, to jest, złożywszy swe książki gdzie na klocach szkolnego dziedzińca, sam, kształcić się będzie w Fizyce na ślizgawce lub grając w piłkę kilka godzin; tak samo rachunków nauczyć się może wybijając szyby kamieniami; Botaniki, wycinając witki z krzaków gdzie w Saskim Ogrodzie albo strącając kasztany. Chrząszcze których gwałtem zmuszać będzie do cudownego młynkowania, pouczą go Historyi Naturalnej a nawet nie jeden wydoskonalić się może w Grammatyce i w obcych językach, próbując ustawicz-nie podrzeźniać mowę Niemców chodzących z małpami po ulicach, Włochów noszących na głowach gipsowe figurki; a prawie każdego żyda – za co od rodzi-ców stanowczo pojętnym nazwany zostanie. Ma się jednak rozumieć że ojciec także sobie człowieczysko, wie tylko że byle synek chodził z ogromną teką do szkoły, zaś w domu miał guwernera z złotemi okularami na nosie, nadewszystko aby wołał a wołał ustawicznie o nowe książki, choćby tylko dla tego, że się w nich jeden obrazek albo mappa znajdowały, już nasycał jego dumę – mama znowu liczyła połamane rejsfedry, cyrkle, szczyzoryki, książki poszarpane jak sztanda-ry, i to ją najwięcej o jego postępie upewniało; a skoro jedynaczek zażądał raz lancy z chorągiewką i poszedł na exkursyą, rozpłakała się z radości – cóż dopie-ro jak wrócił bez czapki z podartemi na kolanach spodniami, z pękiem tataraku pod pachą; przytém ukazał kilkanaście swierszczów, które za otwarciem pudeł-ka wyskoczywszy, zapowiedziały na noc koncert w szparach od podłogi, z unie-sienia radości straciła apetyt – nawet lękając się większego złego, tegoż jesz-cze wieczora zażyła magnezji. Gdybyśmy się teraz tych rodziców zapytali, jesz-czego się ich synek uczy w szkole, ani mama ani papa nie umieliby na to odpowie-dzieć – oni prawdziwy postęp jego nauczyli się pojmować po numerze klassy w której ten zostaje, i dla tego to nie jeden z takich ojców spotkawszy się z dru-gim na bawarskiém piwie, nadyma się przekonany, że choć synowie ich obadwa w jednymże są wieku, jego jednak kanalja, o jedną klassę wyżej tamtego prze-skoczył: przyczém każe stawiać na stół jeszcze dwa kufelki, co nie zawsze dru-giemu dobry humor wraca, dopóki swego trochę nygusa nie usprawiedliwi, choć-Przykład 57. Józef Symeon Bogucki – Czy może sowa urodzić sokoła? (1855)

118

by tylko dał za powód że jest słabowitym i rozpieszczonym za nadto od matki.

Ludziska tego rodzaju bywają bardzo o swe plemię zazdrośni, a podobno Bo-giem a prawdą, najwięcej im w téj sprawie zwykło iść o siebie: bo jeżeli często obadwa czytać nie umieją, a znakami krzyża świętego podpisują się w potrze-bie, pragną jednak czémkolwiek nagrodzie swą małość i wynaleźli ten jedyny sposób, że chełpią się rozumem swych dzieci! Jak trafia się niekiedy że dwóch zapaleńców sciera się w swoich zdaniach aż do upadłego, byleby z pola nieustą-pić, tak samo rodzice walczą o rozumy swoich dzieci, dopóki w końcu nie obrócą pocisków na siebie. Wtedy to w gniewie tego dziwnego egoizmu, nie jeden do-wiedzieć się może, że jego tak zwany kanalja, już połowę kosztownych książek wyprzedał na ciastka, a tak polubił exkursye – iż po dwa tygodnie często zwykł nie bywać w szkole, spędzając czas na błoniach pod Warszawą, co się z dawna dawnego chodzić na wagusy nazywało. Nic nawet dziwnego, jeźli zaraz naza-jutrz przedstawi się ktoś inny z likwidacją w ręku za potłuczone szyby w inspek-tach i połamane krzewy winne w jakim ogrodzie na przedmieściu lub o pół mili za Warszawą; na domiar nawet tylu prawd oczywistych, znajdzie się i trzeci, co przyjdzie oświadczyć, że synek jeszcze przed tygodniem ukarany, teraz całkiem ze szkoły wydalony został, czego tajemnicę przeciągnąć postanowił, aż do dni wakacji. Zwykle na takie ultimatum papa wpada w system nowy – dąsa się i zrzyma przed światem używając logiki starych panien, które poznawszy na-reszcie że już im zamąż wyjść niepodobna, powtarzają każdemu: mąż, co mi to za wielkie szczęście! – Otóż ten papa odkrywa teraz same zalety głupoty i pio-runuje na nauki, które tylko mózg suszą w człowieku a brzucha nie tuczą. Zo-baczcieno go teraz na bawarskiém piwie, kiedy zasiądzie w gronie opasłych oj-ców i zacznie rozprawiać o naturalnym rozumie, rzucając klątwy na wszystkich starych, co sami kręcą powróz swym dzieciom na szyje, hajdukując, kiedy właś-nie prawdziwy rozum jest tutaj (w kieszeni); przy czém, ma się rozumieć, popiera każdy frazes ręką, uderzając nią po kamizelce, ażeby pieniądze się odezwały, na co już nikt mu nie śmie odpowiedzieć, Zatem moja kolej!!!, woła jak z katedry;

jeszcze sześć kufelków na stół! (zapewne dla wykazania wyższości pieniędzy nad rozumem) i jeszcze sześć!… bo jutro, mój syn zobaczycie, idzie do garbarza!

Ale Bogu podziękować należy, jeżeli ten pater, swemu z krwi i ciała synalkowi wyrznąwszy poprzednio piętnaście, spełni co zapowiedział i zaprowadzi go do garbarni – wówczas obódwóch szczęście ocalone, a i społeczność pozbyła się grożącej sobie plagi, którą przynosi światu każdy niedouczony w rozumie a z professyi… próżniak. Garbarzem, zostanie sobie jak jego ojciec człowieczy-ną, niepotrzebując nigdy wielkiego rozumu i wielkiej woli: bo jak w młodości po-pychali go rodzice, posyłając na oślep do szkoły, tak odtąd będzie popychadlem majstrów i czeladzi, którzy mu zawsze pożyczą swoich myśli, dopóki się nie

oże-Przykład 57. Józef Symeon Bogucki – Czy może sowa urodzić sokoła? (1855)

119 ni. Odtąd też już mu i głowa całkiem nie potrzebna – zostanie popychadłem swojej połowicy, nawet dzieci, które nim także rad nie rad kierować będą, ażeby nigdy głupstwa nie popełnił. Prawda że już ten prochu nie wymyśli, tém więcej nie poprawi systemu telegrafów elektrycznych ani żelaznych kolei nie przeina-czy, ale za to, wszyscy z jego łaski będziemy obówie z nieprzemakającej skóry na nogach nosili, za co mu społeczność wyda licencję wolnego spijania bawara, do ilu sobie kufli na jeden wieczór dociągnąć potrafi. Nigdy jednakże całkiem nie można odmówić mu zdolności; chodził przecie z tablicą i z teką do szkoły, a więc wie, że Bóg Deus, a mój meus po łacinie, czém jeszcze nie jednemu zaimpono-wać potrafi, jak się kiedy odezwie niezartami; a ile razy tylko chmury zbiorą się na niebie, ręczymy iż odgadnie, że będzie deszcz niezadługo i weźmie ze sobą parasol; niech nawet kiedy zakłuje się w palec albo zakaleczy, niewątpliwie na-uczy każdego, że nóż ostry a igła kole, a to podług elementarza, na którym prze-cie czytać się nauczył. Ale biada, jeżeli synek jeszcze w szkołach, zaczął już nosić w kieszeni szczoteczkę z lusterkiem, a w 3-ciéj klassie będąc, przekrzy-wiał sobie czapkę nieco na ucho z fantazją, wiedząc, że to się na bakier nazywa-ło. – Zawierzcie słowu prawdy, ten już garbarzem nie będzie – on ma rozum każdej dobrze uczesanej głowy, i choćby go nie minęło zapowiedziane z wolnej woli ojca dziesięć lub piętnaście, tedy albo do wojska się zaciągnie jako ochotnik z powołania, albo uda się pod opiekuńcze skrzydło mamy, której właśnie najbar-dziej się podobało, że synek tylko co po raz pierwszy wystroiwszy się z żurnala, ma minę skończonego, jak się nie różnią niczém wszyscy co palą papierosy w Szwajcarskiej dolinie. Niechżeby jeszcze teraz Fixatoarem wysmarował włosy i zawinął je żelazkiem, został nawet najpotrzebniejszą figurą w jéj domu – bę-dzie bowiem robił znajomości z młobę-dzieżą i sprawadzał w dom wszystkich z wy-wijanémi kołnierzykami na krawacie, dopóki siostry jego nie powychodzą za mąż po kolei chociaż te, dostają się najczęściej rzemieślnikom albo fabrykantom z Elektoralnej ulicy, a którzy może najmniej w tym domu bywali i najmniej wypili herbaty, a wtedy już i mama poznaje to sama, że nie byłoby tak bardzo źle, gdyby synek przed laty zaczął był wyprawiać skóry u garbarza. Ale mniejsza już co się stało – mamy gotowego członka społeczności w żurnalu paryzkim, który speł-niwszy pierwszą epokę swego powołania, pragnie teraz coś znaczyć – to jest, chce opinji i pozycji, słowem jakiego bądź imienia, chociaż my powtórzemy mu zawczasu: nie urodzi sowa sokoła, tem więcej go nie wychowa, chyba że pta-szek popróbuje własnej siły i sam dalej wykształcać się będzie.

78 J.S. Bogucki, Czy może sowa urodzić sokoła?, [w:] tegoż, Wizerunki społeczeństwa warszawskiego. Szkice obyczajowe, nakładem Aleksandra Nowoleckiego, Warszawa 1855, s. 18–26.

Przykład 57. Józef Symeon Bogucki – Czy może sowa urodzić sokoła? (1855)

120