• Nie Znaleziono Wyników

O

sobliw y obraz stosunku Juliusza Słowackiego do Pana Tadeusza w dwu­

dziestowiecznej polonistyce został ustalony na blisko półw iecze wsku­

tek „siły fatalnej” książki Manfreda Kridla, w której wpisano go w ogól­

ny, uproszczony schemat relacji „Słowacki - M ickiew icz”; nośność temu sądowi zapewniła aforystyczna lakoniczność i - pozorna - celność tytułu. G dy przyj­

rzym y się bliżej wywodom szczegółowym, skonstatujem y, iż stanowisko młod­

szego poety charakteryzuje, zdaniem badacza, trójetapow ość, która:

[...] rozpoczyna się od przez wpółświadomego pojm ow ania m otyw ów jego [tj. M ickiew icza - M .P .] poezji, przechodzi przez ostry kryzys polem iki i walki, a koń czy się uzupełnianiem przez swoją tw órczość tw órczości i działalności swego przeciw nika2.

W tak rozumianym schemacie poważniejszy „wpływ” arcypoematu M ickie­

wicza datowany jest dopiero na okres tworzenia Beniowskiego, co zostało dowie­

dzione na wielu przykładach zewnętrznych i wewnętrznych analogii obu dzieł3.

1 O becna, znacznie rozszerzona wersja szkicu - dla odróżnienia intencji poprzedniej opa­

trzona w tytule pytajnikiem - zawdzięcza najwięcej polem icznym uwagom prof. H enryka M ar­

kiewicza zamieszczonym w jego przeglądzie Metamorfozy „Balladyny” (w: T e g o ż : Literatura i historia. Kraków 1994, s. 227-330), na s. 3 2 0-321, z którym i w dużej części wypadło m i się zgodzić, w większości zaś - dzięki nim - doprecyzować argumentację.

2 M. K r i d 1: A ntagonizm wieszczów. Rzecz o stosunku Słowackiego do Mickiewicza. W arsza­

wa 1925, s. 4.

5 Tam że, s. 196 i nast. Por. również: J. K l e i n e r : Juliusz Słowacki. Dzieje twórczości. T . 3:

Okres „Beniowskiego”. Lwów 1928. T o właśnie Kleiner narzucił taki sposób widzenia biografii i twórczości Słowackiego, który

Tym czasem kwestia ta okazuje się o wiele bardziej złożona i została już w naj­

now szych badaniach w znacznym stopniu rozpoznana.

O w o rozp oznanie m ożliw e było przede w szystkim dzięki w nikliw em u z czasu tworzenia Beniowskiego do czasu powstawania pierwszej wersji Ballady­

ny5. Polem iczność Balladyny w obec arcypoematu M ickiewicza, którym Słowac­

ki tak się zachwycił, że spalił w kom inku pierwszą wersję Mazepy (obiektu wła­

snej wcześniejszej dumy autorskiej) zaraz po przeczytaniu Pana Tadeuszab,

wy-[...] przeżywa wszystko artystycznie, literacko. U Mickiewicza rozwój osobistości nie­

kiedy hamuje rozw ijanie się artysty - i oddzieli się od dróg artyzmu w stadiach koń­

cow ych. U Słowackiego obie linie rozw oju są nierozerwalne. Myśli on intensywnie tylko poematami. Gdy dać pragnie sobie i społeczeństwu po raz pierwszy odpowiedź pełną na pytanie dręczące, sięgające dróg istotnych życia indywidualnego i zbiorow e­

go - daje zarazem o d p o w i e d ź p o e m a t e m n a p o e m a t .

6 Słowacki w liście do swego wydawcy Eustachego Januszkiewicza (Genewa, 17 lutego 1835 r.) wyjaśniał form ę i przyczyny unicestwienia rękopisu pierwszej wersji Mazepy, tej z drugiej poło­

wy 1834 r.: „Przeczytanie Pana Tadeusza sprawiło to, żem zrobił autodafé z m ojej pierwszej tra­

gedii” [K JS I, 286]. W cześniej w liście do m atki (Genewa, 18 grudnia 1834 r.) pisał o postaciach lite ra c k ic h ja k o o „id ealn y ch fig u ra ch ”: „ N ie k tó re w y szły p rzez o k n o , inne sp aliły się w żarze kom inka, inne nareszcie zostały zasuszone w papierze jak bratki albo inne kw iatki nie­

pełne”. W liście do m atki nieco później wysłanym (Genewa, czwartek, 5 lutego 1835 r.) pisał:

„Zakończyłem m oje zimowe prace i z dwóch tragedii jedna mi została, bo jedną spaliłem w moim

raża się - zdaniem M akowskiego - na wielu planach. Po pierwsze, historycz­

nej prawdzie i bezstronnej relacji narratora - naocznego świadka Pana Tadeusza - przeciwstawiona została jawna fikcyjność i literackość dramatu Słowackiego.

Po drugie, epickiem u serio poem atu M ickiew icza przeciw staw ił Słow acki ro­

m antyczną ironię swego dramatu. Po trzecie, serdeczny hum or, z jakim przed­

stawiono postacie soplicowskiego zaścianka, zastąpiony został wzajemnie prze­

nikającym i się kom izm em i tragizm em bohaterów okolic nadgoplańskich. Po czwarte wreszcie, jednoznacznej i krzepiącej wymowie Pana Tadeusza przeciw­

stawił Słowacki wszechstronną aluzyjność swego utw oru, um ożliw iającą wie­

lorakie odczytania w kategoriach absurdu i pesymizmu; partykularyzm prze­

słania eposu zastąpił uniwersalizmem swego dramatu.

T o były interpretacje w ynikające z nowoczesnego odczytania tw órczości Słowackiego, ale przecież m ożliwe i inspirujące, sprzyjające postępowi w bada­

niach są rów nież działania, w k tó ry ch skupiam y się na bardziej w nikliw ym poznawaniu pierwszego z interesujących nas porów nyw anych członów . Tak, dzięki pracom M ilm ana P a rry ’ego o istocie stylu form u larnego w dziełach H om era, Anna O packa mogła przedstawić nową ideę łączącą warsztat poetyc­

ki Józefa Ignacego Kraszewskiego, tworzącego swą litewską epopeję7, ze struk­

turą poetycką Iliady i Odysei.

Przyw ołanie im ienia H om era okazało się konieczne nie ty lk o w celu zilu­

strowania paradoksalnej z pozoru sytuacji, iż blisko trzy tysiące lat od czasu powstania dwóch arcywzorów starożytnej epiki heroicznej postęp w badaniach historycznoliterackich - dotyczących tekstów niemal współczesnych - zależy nadal między innym i od stopnia rozpoznania struktury dzieł H om era i struk­

tury hom eryckiej dzieł pozostających w intertekstualnej od nich zależności.

Przedstawiając now y sposób odczytania w zajem nych korelacji pom iędzy Bal­

ladyną i Panem Tadeuszem, spróbujem y rów nocześnie dodać do katalogu Sta­

nisława M akowskiego jeszcze jedną płaszczyznę, na której Słow acki przeciw ­ stawiał swój utw ór dziełu M ickiew icza.

M ający już za sobą blisko pół wieku doświadczenia w badaniu w ielorakich związków antyku z literaturą polską Tadeusz Sinko wydał książkę Mickiewicz i antyk, w której rozdział jedenasty Od walterskotowskiej historii szlacheckiej do epopei homeryckiej w całości poświęcił8 om ów ieniu odkrytych w Panu Tadeuszu

kominku. Mazepę taki smutny los spotkał. Druga zaś, pod tytułem Balladina, jest moją faworytką - i będzie czekała, aż będę miał czym posmarować prasy drukarskie” [K JS I, 272 i 280]. Czeka­

ła do roku 1839. Szerzej o tym piszę w pracy: Auto-da-fe. Romantyczne konteksty terminu Świę­

tej Inkwizycji. W: Barokow e przypom nienia i inne szkice historycznoliterackie. Red. R . O c i e - c z e k i M . P i e c h o t a . Katow ice 1994, s. 161 i nn.

7 A. O p a c k a : Litewska epopeja J.I. Kraszewskiego. Szkice o „Anafielas". Katow ice 1988.

8 T . S i n k o : Mickiewicz i antyk. W rocław 1957, s. 452 i nn. Ten niezwykle kom petentny i wydawało się wyczerpujący zagadnienie spis uzupełnił po latach Zbigniew Jerzy N ow ak, k tó­

ry skupił się przede wszystkim na aluzjach literackich, wśród których wskazał na wzbogaca­

„hom eryzm ów ”. Przedstawił zatem to, na co zawsze zwracał szczególną uwa­

poszukiwanie źródeł literackich inspiracji badanego utw oru przeważało tu nad problem em istoty transform acji w ątków i m otyw ów , interpretacje w zakresie genezy poszczególnych pom ysłów i całych utw orów często w ykraczały poza przedstawione przesłanki.

T ak nawet czysto konw encjonalne w końcu spłacenie długu, jaki rzekom o, pisząc Pana Tadeusza, zaciągnął M ickiew icz u przyjaciół (np. opis m atecznika inspirow any - według Objaśnień poety - tekstem pióra Stefana W itw ickiego), interpretow ał Sinko w ten sposób, że M ickiew icz „chciał swojej epopei nadać charakter pracy zbiorow ej” - oczywiście, zgodnie z pluralistyczną teorią Fryde­

ryka Augusta W olfa o tw orzeniu epopei ludowych, w tym rów nież hom eryc- kich. Dalej sama „harm onijność” dzieła stanowiła dla badacza dowód na to, że poeta „miał od dawna nie tylko zamiar, ale i plan epopei”10. Planu takiego do dzisiaj nie udało się odnaleźć, a i całej hipotezy nikt przekonyw ająco nie udo­

wodnił, przeciwnie, ponad wszelką wątpliwość wolno stwierdzić, że pomysł tego utworu rozw ijał się11 od małej form y do dwanaście ksiąg liczącego dzieła.

nie poematu historiami cennych przedmiotów, co wiązał z dążnością poety do podnoszenia - po latach od wydania - aspektu heroiczności poematu (Z.J. N o w a k : Z techniki homeryckiej w „Panu Tadeuszu”. „Filom ata” 1993, nr 9 [414] specjalny: A ntyk w dobie romantyzmu w Polsce. Cz. I, s. 117-127). B yio to możliwe wskutek postępu teorii literatury, ale i dzięki większemu zaintere­

sowaniu wersjami pozostawionymi w rękopisie. tj. H om era z apologu otwierającego list dedykacyjny poprzedzający Balladynę (s. 139-140).

11 Por. m ój wstęp Od sielanki do narodow ego eposu. W : A. M i c k i e w i c z : Pan Tadeusz.

We fragm entach z kom entarzem . D la uczniów, studentów i nauczycieli. W ybór, wstęp i kom en­

tarze M . P i e c h o t a . W yd. drugie przejrzane. Katow ice 1999, s. 5-12.

Z kolei A licja Stępniewska w pracy Mickiewicz w kręgu Homera. Struktu­

ra epicka „Pana Tadeusza”12 zw róciła uwagę na niedostrzeżony w cześniej p ro­

blem, że oto kom pozycja arcypoem atu w niektórych swych aspektach w po­

ważnym stopniu została ukształtowana w myśl najlepszych zasad przedstawio­

nych przez Arystotelesa, którego przemyślenia zawarte w Poetyce w dużej mie­

rze wynikały przecież z o p i s u dzieł starożytnych, w tym i H om era. N ajistot­

niejszą jakością określającą tragedię i epopeję była dla A rystotelesa f a b u ł a (mythos), rozumiana tu jako „artystycznie uporządkowany układ zdarzeń”, w y­

nikający z naśladowczego charakteru przedstawienia a k c j i (prdksis) 13. Fabułę z kolei w spółtworzą p e r y p e t i e - „zmiany biegu zdarzeń w kierunku prze­

ciwnym intencjom działania postaci”, dziejące się „wbrew oczekiw aniu”, wbrew zasadzie przyczynow o-skutkow ej pow iązania zdarzeń oraz r o z p o z n a n i a (anagnorismos), k tó ry ch istotą jest „zwrot od nieśw iadom ości ku poznaniu ”, a m oże ten zw rot być u kształtow an y w dziele na pięć ró żn y ch sposobów ; z nich Arystoteles najwyżej cenił w sensie artystycznym rozpoznanie, „które łączy się z perypetią”, a więc w ynika z samej ak cji14.

Zastosow anie przedstaw ionego tu klucza do in terp retacji Pana Tadeusza przynosi zdumiewające rezultaty: okazuje się bow iem , że wskazywane przez Sinkę miejsca wspólne, similia, intencjonalne cytaty nie są ty lk o drobnym i re­

m iniscencjam i, przypom nieniam i, cytatam i z przeszłości, są natom iast podpo­

rządkowane ogólniejszej zasadzie r o z p o z n a n i a . I tak, żeby poprzestać na jednym tylko przykładzie z pracy A licji Stępniew skiej, w yznanie: „Jam jest Ja ­ cek Soplica” z kluczowej sceny spowiedzi księdza Robaka nie jest już tylko pro­

stym naśladowaniem tekstu Odysei H om era: „Jam jest O dys Laertyd” - słów Odyseusza na dworze króla Feaków A lkinoosa; jest jednocześnie a u t o r o z - p o z n a n i e m , jednym ze sposobów hom eryckiego kształtow ania poetyckiej fabuły. Podobieństw o zawiera się nie ty lk o w sposobach wyrażenia, rów nież - co ważniejsze - w zasadzie kom pozycji.

Spróbujm y, choć skrótow o, przym ierzyć przedstawiony tu klucz term ino­

logiczny do struktury Balladyny. Lektura Pana Tadeusza wstrząsnęła Słow ac­

12 A. S t ę p n i e w s k a : Mickiewicz w kręgu Hom era. Struktura epicka „Pana Tadeusza". Lu­

blin 1998. Przed laty korzystałem z egzemplarza rozprawy doktorskiej tejże autorki - Struktu­

ra bom erycka „Pana Tadeusza" napisanej pod kierunkiem prof. Ireneusza O packiego, Katow ice 1982 (maszynopis w A rchiw um Dziekanatu W ydziału Filologicznego U niw ersytetu Śląskiego w Katowicach - wówczas w Sosnowcu; jednym z recenzentów rozpraw y był p rom otor mego doktoratu - prof. Z.J. N ow ak - i to on zw rócił mi uwagę na tę pozycję).

13 A r y s t o t e l e s : Poetyka. Przeł. i oprać. H . P o d b i e l s k i . W rocław 1983, s. 18 i nast.

14 Tam że, s. 32 i nn. Ponadto rozpoznanie w ynikać może: ze znaków , z w nioskow ania, z przypomnienia, wreszcie może mieć charakter autorozpoznania.

kim na tyle, że - jak to wypadło wcześniej zasygnalizować w przypisie - spa­

lił jeden z dramatów, ale ty lk o jeden - Mazepę (jak się dom yślam y - słabszy), drugi - Balladynę zachował. W łaśnie tw orzył tę drugą tragedię, w której inte­

resująca nas kategoria r o z p o z n a n i a poddana zostanie przez jej autora w szechstronnej analizie. Słow acki stosuje ją w jednej scenie w sposób poważ­

ny, by zaraz w następnej m iało się okazać, że kpi sobie z owej zasady i ją samą traktuje na kształt perypetii, gdyż rozpoznanie „wbrew oczekiw aniu” okazu­

je się pseudorozpoznaniem .

Zasadnicze problem y związane z rozpoznaniem zawiązują się już w pierw­

szej scenie pierwszego aktu. Pustelnik na pytanie K irkora, kim jest, odpowia­

da w znanej nam już form ule autorozpoznania: „Ja... król Popiel trzeci...” [JSD V II, 13], po czym zaraz wyjawia wątpliwość: „Któż mnie z żebraki rozezna?...”

W dalszej części dramatu król ma zostać pow szechnie rozpoznany przez po­

stacie świata przedstawionego dzięki prawdziwej k o r o n i e , przedmiotowi, re­

kw izytow i w sensie teatralnym i atrybutow i - w sensie pojęciow ym (znacze­

niow ym ). Sposób to literacki, aczkolw iek nie najwyżej ceniony przez A rysto­

telesa, ale też Słow acki wyzyskał go z dużym artyzm em właśnie w myśl przed­

staw ionych wcześniej zaleceń Stagiryty - powiązał go z perypetiami.

M otyw ow i cudownej k oro n y sporo uwagi w oddzielnym obszernym stu­

dium 15 oraz w krótszym rozdziale książki o Kordianie16 poświęcił Mieczysław Inglot; w w iększym jednak stopniu zainteresowany był w tych pracach proble­

m atyką m itycznych powiązań dziejów koro n y z losami narodu, m itycznym i związkam i między sym bolam i władzy a stanem państwa i przytoczył w nich nader interesujące konteksty historyczne, znane Słow ackiem u - nie rozważał w nich kwestii rozpoznania związanej z tym m otyw em .

Tym czasem cudowna korona ma do spełnienia w dramacie zarówno funk­

cje m itotw órcze, jak i ściśle teatralne. Z jednej bow iem strony, Popiel Pustel­

nik w yznaje [A kt I, sc. I]:

P U S T E L N IK

Z rozlicznego cudu K orona Lecha sławną niegdyś była,

95 W niej szczęścia ludu, w niej krainy siła Cudem zam knięta... oto ja, wygnany, Lud pozbaw iłem tej korony.

15 M. I n g 1 o t: O m otyw ie korony w „Balladynie". „Zeszyty N aukow e W SP w O p o lu ”.

H istoria L iteratu ry. Z. 5. O p ole 1968, s. 15 3 -1 7 4 . Z prac daw niejszych w arto w spom nieć:

I. C h r z a n o w s k i : Cudowna korona w „Balladynie". (W dziewięćsetną rocznicę koronacji Bo­

lesława Chrobrego 25 grudnia 1024 roku). „Głos P olski” 1924, n r 294; t o ż : „Gazeta Warszaw­

ska” 1924, nr 351.

16 M. I n g l o t : Myśl historyczna w „Kordianie". W rocław 1973, s. 40-43.

I rację ma Inglot, gdy podkreśla wagę i znaczenie tego m otyw u dla całego dramatu:

M otyw „korony Lecha” należy w utworze do centralnych. W alka o wła­

dzę zostaje przedstawiona jako walka o zdobycie korony. Podarowana pierwszemu władcy narodu przez jednego z Trzech K róli, uświęcona dotknięciem dłoni Zbaw iciela, patronuje szczęściu ojczyzn y. U trata k orony otw iera okres nieszczęść oraz klęsk. Brak prawdziwej koron y na czole władcy i krw aw y charakter Popiela IV , m ordercy i uzurpa­

tora, decyduje w m ityczny sposób o tragizm ie stosunków panujących w rządzonym przez niego państw ie17.

Z drugiej jednak strony, cudowna korona zacznie odgrywać rolę teatralną, stanie się rekw izytem fatalnym , przynoszącym kolejnym jej chw ilow ym wła­

ścicielom nieszczęście. Byłaby to cicha intencja poety, aby prawdziwych (w pla­

nie rzeczywistej historii) złodziei polskich regaliów, o co - jak pisze Inglot - posądzano w pierwszej połow ie X I X w ieku Prusaków , k tó rzy w roku 1794 złupili Wawel, spotkała jakaś poważniejsza, osobista bądź nawet narodowa tra­

gedia (rodzaj klątw y dla znienawidzonego obcego?).

Po pomyślnej wyprawie przeciwko tyranow i i uzurpatorowi K irko r wzbra­

nia się przed tym, by go obwołano królem, lojalnie wobec Popiela Pustelnika nie przyjm uje tronu i przemawia do zgromadzonego ludu; poznajem y jego mowę z relacji G ońca, co jest klasycznym w obrębie dramatu „chw ytem ”, wywodzą­

cym się niewątpliwie z antycznej tragedii - sposobem przedstawiania w wersji epickiej wydarzeń, które m iały miejsce niejako poza sceną [A kt IV , sc. I]:

G O N IE C

160 I dalej

K irk o r tak rzecz prowadził: „O głoście po kraju Bezkrólew ie! a kto się na zamku pokaże

U w ieńczony prawdziwą koroną Popielów , [...]

Tego królem obierzcie.” Lud zgodnym okrzykiem Przyzw olił na tę m owę, i osierocony

Czeka, aż się ukaże król, dziedzic korony.

JS D V II, 134

C óż z tego? Gdy ingerencja fantastycznych sił świata baśniowej G oplany sprawia, że korona ginie, jako praw ow ity pretendent (a to z racji przyw łasz­

czenia atrybutu - „prawdziwej” korony) do tronu zgłasza się G rabiec. K irk o r

zm uszony jest odwołać ogłoszoną wcześnie form ułę rozpoznania praw ow ite­

go władcy, tym razem obiecuje więc Pustelnikow i [A kt IV , sc. II]

Lud zebrać - i obw ieścić w szystkiem u gminowi, Jak oś ty, dziedzic prawy, bezecną kradzieżą 305 D obra twego postradał. P otem zaś trębaczom

Każę głosić po kraju i mieście, że kto się O tron Lachów zgłaszając pojaw i na zamek U w ieńczony prawdziwą koroną Popielów , Tem u ja fałsz zarzucam; takiem u na czole

3io M ieczem wypiszę słowo zasłużone: z ł o d z i e j . . . 18 JS D V II, 142

Zapowiedziany schemat rozpoznania predestynowanego pretendenta: praw­

dziwa koron a - prawdziwy władca został zastąpiony (ze względu na nieprze­

widziane wcześniej kom plikacje) nową formułą: prawdziwa korona - fałszywy pretendent. K orona nadal pozostaje narzędziem rozpoznania, tym razem jed­

nak rozp oznania złodzieja regaliów . Jed n ak w brew zapow iedziom K irko ra (tym drugim w kolejności) G rabiec jako złodziej nie został napiętnowany, na­

tomiast ginie - z ręki Balladyny - jako prawdziwy król. Podobnie umrzeć musi Popiel Pustelnik, ale tu m otyw zbrodni jest inny - tragiczny los spotyka go dlatego, że jako jedyny poza K ostrynem rozpoznał m orderczynię A liny. Aby pozbyć się w szystkich, którzy wiedzą o jej zbrodniach, Balladyna zabija wresz­

cie i K ostryn a. N ow ej k rólow ej w ydaje się, że jest ju ż w olna od podejrzeń i kary [A kt V , sc. IV]:

B A L L A D Y N A

365 Ja o sławę

N ie dbam, a wyższa teraz nad sąd ludu, Będę, czym dawno byłabym , zrodzona Pod inną gwiazdą. [...]

[• • • ]

[...] W yście mnie nie znali Taką, jak byłam - niech więc lud nie śledzi

375 Przeszłości m ojej. W iecie, com wyznała, A resztę wyznam księdzu na spowiedzi.

JS D V II, 174-175

W ydaje się jej, że jest już ponad prawem, przynajm niej ponad prawem ludu, którym włada, bo prawo Boga zostaje jeszcze (formalnie) uszanowane w postaci zwrotu o spowiedzi przed księdzem. Z przekonaniem wygłasza Balladyna

kwe-stię o charakterze sentencji, mającej potw ierdzić jej w yjątkow ość właśnie w o­

bec prawa:

415 Są jednak zbrodniarze

W yżsi nad w yrok, święci jak ołtarze, N iedosiągnieni...

JS D V II, 177

I rzeczywiście trzykrotn ie skazuje samą siebie za trzy zbrodnie, ale o tym wiemy tylko my - czytelnicy (widzowie), pozostający poza światem przedstawio­

nym, nie wie żadna z postaci dramatu. T oteż w planie ludzkim rzeczywistości przedstawionej zbrodniarka pozostaje niemal nierozpoznana, nie poznaje jej nawet własna matka, którą wcześniej, wygnaną z dworu Kirkora, podczas burzy trwale oślepia błyskawica. W świecie przedstawionym dramatu zbrodnia zostaje odkryta dla całej społeczności dopiero dzięki interw encji sił nadprzyrodzonych, gdy pada w ielokrotnie wcześniej zapowiedziany - a zesłany przez Boga - piorun.

Problem atyka rozpoznań w Balladynie została tu jedynie zasygnalizowana.

Całe jej bogactwo wymaga dokładniejszej analizy, ale już teraz można postawić hipotezę, iż w tym przesyconym ironią dramacie żadne niemal z rozpoznań nie pełni, chciałoby się powiedzieć, „normalnej” funkcji: dzban, „a raczej - jak słusz­

nie zauważył prof. M arkiewicz - zwycięstwo w zbieraniu do niego m alin”19, ma pozw olić na rozpoznanie idealnej, prostej, chłopskiej żony dla grafa K irkora, w rzeczywistości jednak wskazuje mu późniejszą wyrafinowaną m orderczynię.

Prawdziwa „korona Popielów ” wskazuje fałszywego króla. N a czole Balladyny po zamordowaniu siostry Aliny pojawia się piętno jak widomy wyrzut sumienia:

„jakaś plama, / Ja k krew czerwona?” [JSD V II, 77], widoczna i nieusuwalna. Jak każde piętno, powinna prowadzić do rozpoznania przestępczyni, ale przed nie­

mal w szystkim i postaciami dramatu Balladyna ukryw a tę plamę krwawą (we­

dle słów W dowy - „by na osieci / Listek czerw ony”) pod czarną opaską, która też zresztą zostanie m ylnie rozpoznana przez postaci z ludu [A kt III, sc. I]:

D Z IE W C Z Y N A

A ta panna młoda

25 T o zadzierała nosa!... W idzieliście wczora.

W stążkę czarną na czole miała zamiast wianka, W szystko, by się odróżnić... a w kosach rów nianka N ie z białych róż, ze złotych ... Tw arz niby upiora Blada... a uśmiech hardy; a kiedy się śmieje,

30 T o ząbków nie widać.

JS D V II, 81-82

19 H . M a r k i e w i c z : Metamorfozy „Balladyny"..., s. 321.

Czarna wstążka potraktow ana została m ylnie na rów ni ze sztucznym i ró­

żami ze złota, oznaczającym i ostentacyjne bogactwo - zamiast tradycyjnej pro­

stoty (i niewinności) białych róż, na rów ni z uśmiechem przez zaciśnięte zęby.

Ta krwawa plama nie demaskuje m orderczyni nawet przed Pustelnikiem, który ma znaleźć na to znam ię lekarstw o, przynajm niej nie demaskuje samodziel­

nie. Balladynę zdradza dopiero bicie serca; Pustelnik mówi: „Biada tobie! ser­

ce tw oje / W yd ało ...” [JSD V II, 105], już wcześniej zresztą nie w ierzył w wy­

kręt Balladyny, że to „Czerwona malina / Splamiła czoło”.

W reszcie W dow a nie rozpoznała swej có rk i w osobie k ró lo w ej, gdyż - uprzednio wygnana z zamku - straciła w zrok [A kt V , sc. IV]:

C órka kazała wypędzić z podwórza M nie, starą m atkę, na w ichry i deszcze, W noc i w pioruny, i w burzę, i jeszcze Głodną kazała. N iech jej Pan Bóg Stw órca 520 Przebaczy! - Głodną wypędzić z podwórca,

D o lasu... W iatr mię poniósł za łachm any, P i o r u n w y p a l i ł o c z y .

JS D V II, 181

Skarżąca się na zbrodnie córki W dowa sama ponosi śmierć na torturach, gdy w zbrania się podać jej imię. Zgodnie z prawem.

Jed yn y trw ały, w ydawałoby się niezm ienny, fantastyczny świat G oplany, cyklicznie co rok w yłaniający się z jeziora, wali się w gruzy; G oplana za nie­

rozw ażną i tragiczną w skutkach ingerencję w świat ludzki zostaje wygnana z okolic Gopła. W reszcie kronikarz W awel, podający się za „świadka naoczne­

go”, w istocie - jak się okazuje - spisuje to, czego sam nie widział, a „co widzia­

ło w ielu”. Jak a jest więc prawda? Skoro wszystko dzieje się „wbrew oczekiw a­

n iom ”, w świecie ludzkim pozbaw ionym boskiej interw encji zbrodniarze po­

zostają nierozpoznani, bez kary?

O dpow iedź na to pytanie przynosi pisany pięć lat później przez Słowac­

O dpow iedź na to pytanie przynosi pisany pięć lat później przez Słowac­