• Nie Znaleziono Wyników

Jak pam iętam y, Słowacki - w odró żnien iu od M ickiew icza23 - nie ty lk o odwiedził W arszawę, usiłował w niej nawet zrobić czy też raczej rozpocząć (na w yraźne zresztą życzenie matki) karierę urzędniczą; zrazu w Komisji Skarbu podlegającej m inistrow i księciu Ksaweremu D ruckiem u-Lubeckiem u, później w D yrekcji K o n tro li G eneralnej do Spraw W ypłat - całe zaś M inisterstw o Spraw Zagranicznych podlegało księciu Adam owi C zartoryskiem u. W liście do m atki, pisanym już w D reźnie (12 kw ietnia 1831 r.), tłum aczył się:

W biurze nie było żadnych w idoków , naw et to biuro, gdzie byłem , zaczęło być źle uważane z pow odu... Trzeba było iść do wojska - mia­

łem aż nadto do tego chęci. Los jakiś rządzi moją karierą i widzę, iż zawsze będzie mi na przeszkodzie stawał.

KJS I, 64

22 K orzystając z pom o cy dw óch A rabów , Słow acki w spiął się na szczyt p iram id y C heopsa, owego pustego grobu, i - jak pisze R yszard Przybylski:

W ty m m om encie w z ro k p o ety padł na jakiś napis. Była to jedna z inskrypcji, jakie pozostaw iają turyści. N erv al, k tó ry stanął na szczycie grobu C heopsa kilkanaście lat później, zanotow ał treść bazgranin w y ry ty ch przez p o d ró żn ik ó w angielskich [...] Szu­

lerzy ofiarow yw ali tam usługi, podając swoje europejskie adresy, fabrykanci urządzili coś w rodzaju tablicy reklam ow ej. Jakieś w spom inki. Im iona ludzi, k tó rz y - jak daw ­ ni Egipcjanie - liczyli na to, że do w ieczności przejdą w orszaku K róla T ru p a. O tó ż napis, na k tó ry m spoczęły oczy Słowackiego, był w y ry ty w języku polskim i p rz y p o ­ m inał pow stanie listopadow e. Jan B ystroń przypuszcza, że złożył go generał H e n ry k D em biński. Brzm iał on - jeśli w ierzyć tem u badaczow i - tak: „Przekażcie w iekom pa­

m iętn y dzień 29 listopada 1830”.

R. P r z y b y l s k i : Podróż Juliusza Słowackiego na Wschód. K ra k ó w 1982, s. 61. P rz y b y lsk i odsyła tu do: J.S. B y s t r o ń : Polacy w Ziem i Świętej, Syrii i Egipcie. K ra k ó w 1930, s. 161.

25 I ten fakt m ógł zaw ażyć na o d m iennym sto sunku o bu p o etó w do pow stania (zob. szkic Z. S t e f a n o w s k i e j : Genialny poeta, geniusz narodu. Mickiewicz wobec powstania listopado­

wego. „Teksty D rugie” 1995, n r 6, s. 19-31).

W kolejnym liście (rów nież z D rezna, środa 6 lipca 1831 r.24) odpowiadał poeta na jakiś listow y kąśliwy „przypisek” wuja Teofila:

Chciałem - nie m ogłem być użytec[znym ]; o[fiarow]ałem moje usługi w biurze dyplom atycznym . Mój wielki [niegdyś] p ro tek to r X. [tj. ksią­

żę A dam C zarto ry sk i - M .P.] zaraz mi chciał dać pensją, nie przyją­

łem jej. Cóż... byli tam hrabiowie - ja przepisywałem... N ie zostawiono m i naw et prze[konania], że byłem użyteczny lub że nim kiedyś być mogłem.

KJS I, 67

Te cytaty nie wiążą się jeszcze bezpośrednio z m otyw am i pamięci i sławy, z m otyw am i dawnej i przyszłej Polski. Zestaw m y jednak ze sobą kolejne wy- im ki z różnych wczesnych pism przyszłego poety; we Fragmentach pam iętni­

ka (1817-1832), w zakończeniu rozdziału XIII obejm ującego okres od ro ku 1827 do ro k u 1828, a zapisanego 22 lipca 1832 roku w Paryżu, czytam y takie oto wyznanie:

[...] ja skazany jestem żyć już bez uczuć - skazany, abym przez całe życie czekał sławy, k tó ra może przyjdzie pierwszego dnia mojej śmier­

ci... bo pam iętam , że będąc m ałym dzieckiem i zapalenie nabożny, modliłem się nieraz: O Boże! daj mi sławę choć po śmierci, a za to niech będę najnieszczęśliwszym, pogardzonym i nie poznanym w m oim ży­

ciu25. Tak się m odliłem - p rzekonany jestem, że zły duch pochwycił moje przym ierze - to, co ma być w życiu, już się spełnia... to, co ma być po śmierci... być musi... Czuję... że ja um rzeć wiecznie nie mogę...

jestem posągiem M em nona, postaw ionym na grobie ojczyzny - i dłu­

go, długo dźw ięk mój będzie budził niknących na tej ziemi Polaków - i m oże jeszcze ostatni Polak, co będzie um iał swój język narodow y, obleje łzam i m oje karty... i przedsięweźm ie pielgrzym kę do popiołów spoczywających w dalekiej ziemi...

M y epitaph shall be m y nam e alone.

-JSD IX, 162

24 Rzecz zabaw na, ostatni list urzędnika z W arszaw y (15 w rześnia 1839 r.) kończył Słowacki ekskuzą: „C hciałem w iele jeszcze pisać, ale list te n kończę w b iurze - nie staje m i więc czasu”

[KJS I, 57].

25 W liście do m a tk i (P aryż, 24 sty czn ia 1832 r.) sp o ty k a m y ta k i o to w a ria n t tej m yśli:

„[...] w dzieciństw ie, kiedy byłem egzaltow anie n ab o żn y , m odliłem się do Boga często i gorąco, żeby mi dał życie najnędzniejsze - żebym b y ł p o g ard zo n y p rzez cały w iek m ój - i ty lk o , żeby m i za to dał nieśm iertelną sławę po śm ierci” [KJS I, 95]. W k o lejn y m liście do m atk i (Paryż, 7 m arca 1832 r.) znajdujem y zresztą objaśnienie p rzy czy n tej in tertek stu aln ej zależności: „O d jakiegoś czasu piszę d ziennik um yślnie dlatego, abym T obie, M am o, szczegóły i w yjątki z niego m ógł posyłać” [KSJ I, 95].

D arujm y m łodem u, nieco przesadnie egzaltow anem u em igrantow i, że po w spom nieniu „języka narodow ego”, w k tó ry m zamierzał pisać dzieła, mające przynieść m u sławę i dozgonną w dzięczność Polaków , popisuje się m aksy­

mą w języku angielskim26. Zresztą, dum ny ze znajom ości łaciny (jako jedyny z urzędników Sekretariatu Jeneralnego um iał przetłum aczyć „dwie bulle papie­

skie”), zdziw iony, stwierdził: „[...] łacina więc nawet przydała mi się w biurze”

[JSD IX, 166]; gdy będzie projektow ał w ty m samym jeszcze ro k u 1832 swój nagrobek, projekt zakończy dość nieoczekiwanie:

Jeżelibym zaś um arł za granicą, to wtenczas każę testam entem zrobić sobie k rzy ż ogrom n y, z jednego kam ienia ch ro p o w ato w yciosany, i nad nim cyprys posadzić - i po łacinie imię moje na krzyżu napisać.

KJS I, 142

I drugi w ażny cytat z tego okresu, pochodzący z rękopisu nicejskiego, a dotyczący okoliczności oddania przez poetę do d ru k u sw ych pierw szych wierszy w W arszawie, jesienią roku 1830:

Rewolucja przytrafiona w wilią dnia, w k tó ry m zacząć miałem d ruko ­ wać moje wiersze, przerwała wszystkie literackie zamiary - zawód mój rozpocznę, kiedy Polska w olność odzyska. D. 1 marca 1831 r.27 N a szczęście dla literatury i k u ltury polskiej Słowacki nie spełnił tej tak ra­

dykalnej obietnicy. Przejdźm y jednak do analizy interesujących nas tu m oty ­ wów w ostatnich listach urzędnika i pierw szych emigranta. W ostatnim liście pisanym z W arszawy (do m atki, 15 września 1830 r.) początkujący epistolograf zdaje relację ze swych urodzin:

W tych dniach wiele bardzo m iałem chwil nadzwyczaj przyjem nych.

Pamiętasz, kochana M amo, że dzień 23 sierpnia28 jest dniem m oich uro­

dzin w ym ów iłem się z ty m przed jedn ym z m oich znajo m ych

-26 N ieco wcześniej, w liście do m atki (Paryż, 20 października 1831 r.), sp o ty k am y budzące zdziw ienie w yznanie o w pisie do sztam bucha, w ierszem białym „po angielsku” z następującym kom en tarzem (po p rzy to czen iu wiersza): „Taka to jest diabelna poezja, że nie um iejąc złożyć dw óch w yrazów , a już składam w iersze - i dziw ić się tem u będziecie; ta k ja się dziw iłem w A n ­ glii dzieciom , k tó re pięciu lat nie mając, a już po angielsku gadają” [KJS I, 81]. N a początku tego samego listu czytam y: „Brałem lekcje hiszpańskiego języka i teraz już doskonale rozum iem D on K iszota - nic rów nego jak D o n K ihote (notabene uczę Teofila, że jeżeli chce uchodzić za H isz­

pana, niechaj to h w yrw ie z głębi brzucha)” [KJS I, 79].

27 C yt. za: Z. S u d o l s k i : Słowacki. Opowieść biograficzna. W arszaw a 1996, s. 93.

28 Zgodnie z obow iązującym w Rosji kalendarzem juliańskim ; tj. 4 w rześnia w edług kalen­

darza gregoriańskiego.

i zdziwiłem się bardzo, kiedy mnie w ten dzień zaprosił na wieczór ka­

w a le rsk i. N ie sp o d ziew ałem się, ż eb y k to w W arszaw ie m yślał 0 m oich urodzinach - przyjem nie mi więc było, gdy m łodzież zebra­

na przepijała do m nie szam panem . Staruszek jeden po polsku ubrany siedział w końcu stoła - zdawało mi się, że kochany D ziadunio był na jego miejscu. W inogrona, kawony, m elony W ołyń mnie przypom inały 1 jeszcze bardziej dopom agały iluzji.

KJS I, 54

Spom iędzy kaw onów , m elonów i w inogron - jako bodaj największy miej­

scowy rarytas - nostalgicznie w yróżnia się, m ocno zresztą odstający od resz­

ty kawiarnianego tow arzystw a „staruszek jeden po polsku u b rany”, w ym ienio­

ny przez rozochoconego solenizanta ty lk o dlatego, że m u przypom ina rodzo­

nego dziadunia, k to wie, czy nie „ostatniego” w jego pamięci, noszącego się „po polsk u ”. Słowacki sporo miejsca w swej korespondencji poświęcał ubiorow i.

W liście do m atki (Paryż, 6-8 marca 1832 r.) tak kończy opis perypetii zwią­

zanych z koniecznością odpowiedniego ubrania się na wizytę u księżnej Czar­

toryskiej:

Kazałem więc na łeb na szyję, żeby m nie krawiec stroił, tak jak m oż­

na kij ustroić i nadać m u nieco z osą przeciętą podobieństwa. Krawiec, jeden z pierwszych kraw ców, Polak, wysilił się i praw dziw ie zadziwia­

jącym sposobem jestem zgrabny - ale te trzew iki, te m nie zabijają, a bez nich ani się pokazać.

KJS I, 97

Krawiec Polak, ale strój - oczywiście - europejski, koniecznie nadążający za m odą paryską. Słowacki po wielekroć będzie w swej korespondencji podkre­

ślał, że jest dużo lepiej, staranniej u b ran y niż M ickiew icz czy Lelewel. N ie omieszka odnotow ać wrażenia, jakie w yw ołał drogim , ale gustow nym strojem;

w liście do m atki (Paryż, 30-31 lipca 1832 r.) podaje nawet źródła konfekcyj­

nych (może raczej stylistycznych) inspiracji:

Po przeczy tan iu rom ansu Pelham przez pana Bulwer, z zam yślenia osw aldow skiego29 przeszedłem trochę do dandyzm u - i dziś właśnie udała mi się m oja rola w ogrodzie Tuilleries: pierw szy raz ubiorem zw róciłem oczy dam - bo m iałem białe szaraw arki, kam izelkę białą

29 A luzja do w spom nianego w p o p rzed n im zdaniu b ohatera rom ansu p. de Staël Corinnae ou l ’Italie - lorda angielskiego O sw alda N elvile’a. A utorem w ydanej w 1828 r. powieści Pelham, or the Adventures o f a Gentleman jest E dw ard B u l w e r lord L y tto n n (zob. objaśnienia Euge­

niusza S a w r y m o w i c z a [KSJ I, 127]).

kaszm irow ą, w ogrom ne różnokolorow e kw iaty, tak jak dawne suk­

nie damskie, i kołnierz od koszuli odłożony - do tego dodajcie lasecz­

kę z pozłacaną główką i glansowane rękaw iczki, a będziecie mieli Jul­

ka... Jeden z m oich kolegów słyszał nawet damę mówiącą: „Jaki ładny costum e”.

KJS I, 127-128

„Białe szaraw arki”, kosztow na, kaszm irow a, biała kam izelka, k ołnierzyk wówczas jeszcze bez w iekopom nej dystynkcji à la Słowacki, laseczka z pozła­

caną główką i glansowane rękaw iczki - to, zdaniem poety, zaledwie przejście

„trochę do d an dy zm u”. In nym razem , w liście do m atki (Paryż, 3 w rześnia 1832 r.), epistolograf zachw ycał się śliczną panną, spotkaną podczas spaceru pośród grobów na Père-Lachaise, „w czarnym ubraną kolorze”, i zachwycał się znakom itym zharm onizow aniem z jej strojem własnej postaci:

Zdaje mi'się, że ją musiałem trochę zainteresować, bo także w czarnym byłem ubrany tu żu rk u - i byłem sam - i częstośmy się spotykali, choć jej nie szukałem... Bardzo była ładna, kiedy schodziła do m nie cypry­

sową aleją i czasem podnosiła głowę, a wtenczas słońca prom ień, obłą­

kany w cyprysow ym lesie, padał na jej tw arz białą. - Śmiać się ze mnie będziecie...

KJS I, 137

W róćm y jednak do owego ostatniego listu urzędnika z W arszawy. Po re­

lacji z obchodów swych u ro d zin p rzechodzi Słowacki do obszernego opisu odw iedzin (wraz z T om aszem P otockim ) u n esto ra poezji polskiej Juliana N iem cew icza w jego U rsy n o w ie, k tó ry to opis o tw iera refleksja zw iązana z oczekiwaniam i młodzieńca:

Śliczny był ranek, trochę zim ny, mgła lekka jesienna pokryw ała ro z­

ległe i piaszczyste rów niny Mazowsza. Myśl, że jadę do starego poety, k tó ry wiek Stanisława Augusta z naszym w iekiem łączy, zajm owała m nie bardzo - nadto niepew ny byłem , jakie m nie tam spotka przyję­

cie, bo N iem cewicz, przez kobiety popsuty, bardzo się zrobił k apry­

śnym. Nareszcie stanęliśmy u celu podróży. Pojazd nasz zatrzym ał się w alei, w której z daleka widać już było dóm P oety - nie kazaliśm y jechać dalej, bo N iem cewicz stał przed gankiem.

KJS I, 55

O kazuje się, że na piaszczystej rów ninie M azowsza dom poety, pam ięta­

jącego czasy ostatniego k ró la polskiego, p ostrzeg an y jest p rzez p rzy b y sza

z L itw y jako „dóm ”, co zazwyczaj - jak w słynnym wersie inwokacji Pana Ta­

deusza: „D óm m ieszkalny niew ielki, lecz zewsząd chędogi” - kom entow ane byw a tak, iż wydaw ca zachow uje tu oryginalną pisow nię, zgodną z intencją tw órczą autora, k tó ry zapewne tak to słowo w ym awiał30. (Do zachw ytów nad krajobrazem w ypadnie jeszcze powrócić). To nie jedyny akcent litewski, Sło­

wacki notuje bowiem , że N iem cew icz „zaczął rozm ow ę o W ilnie rąbiącym to ­ nem Jana Śniadeckiego”. Porów nanie owo, zapewne celne, miało pow rócić raz jeszcze, po zakończonym zwiedzaniu posiadłości, podczas czytania przez Sło­

wackiego fragm entów pisanej wówczas tragedii:

O p atrzy łem się na przypadek w trzeci akt tragedii Mindowe; na we­

zw anie p o w tó rn e staru szk a czytać zacząłem . N iem cew icz słuchał z początku siedząc bokiem odw rócony - gdy przyszło do drugiej sce­

ny, w której M indow e zryw a z Krzyżakam i, obrócił się nagle, czoło jego pom arszczyło się, widać było znacznie natężoną uwagę - patrzył mi w oczy, jak by chciał mnie całego przeniknąć; a oczy ma szare, prze­

nikliwe i z w ielkim i najeżonym i brwiam i, jak oczy Jana Śniadeckiego.

Przy końcu drugiej sceny w ykrzyknął głośno: „Ach czemuż tej tragedii grać nie m ożna!” Ten w y krzy kn ik bardziej m nie pochlebił niż wszyst­

kie potem dawane pochwały... Czytałem dalej - słuchał cierpliwie; kie­

dy skończyłem , powiedział: „Cieszę się, iż przed śmiercią widzę, że jeszcze zostanie w Polszczę poeta, co ma tak wielki talent - i duch oby­

watelski utrzym a”. Potem dodał: „Przepisz pan te tragedie na kilka rąk - w arto; niech czeka szczęśliwszych czasów... Chciałbym ją całą czy­

tać...” O d tąd stary przy patry w ał m i się z uwagą, a p rzy pożegnaniu powiedział mi jeszcze: „Cieszę się, iż poznałem tak zacnego m łodzień­

ca”. Prawda, jak to po staropolsku...

KJS I, 56

T u z kolei właściwy wydaje się kom entarz odsyłający do Ważnej Sędziego nauki o grzeczności z ks. I Pana Tadeusza, k tó ra to grzeczność (niekoniecz­

nie nauka) okazuje się cechą charak tery sty czną staropolskiego zachow ania.

N ie dow iem y się przecież już nigdy, jaki w alor edukacyjny dla przyszłego po­

ety, k tó ry um iał sobie w yznaczać am bitny cel podjęcia zaw odu (poety, lite­

rata), d o p iero „kiedy P olska w olność o d zy sk a”, m iała i ta rozm ow a, i p o ­ nad konw encje pochlebne k o m p lem en ty , któ re - w sprzyjających okolicz­

nościach - mogą (choć nie muszą) być dla poety zarazem balsamem i aloesem.

Ile m usiało Słowackiego kosztow ać w yczekiw anie na „wezwanie p o w tó rn e

30 P or.: A. M i c k i e w i c z : Pan Tadeusz. We fragmentach z komentarzem. Dla uczniów, stu­

dentów i nauczycieli. W y b ó r, w stęp i kom entarze M. P i e c h o t a . W yd. drugie przejrzane. Ka­

tow ice 1999, s. 18 i 20.

staruszka”, gdyż po pierw szym nie w ypadało w ręcz rozpoczynać lek tury wła­

snych wierszy.

Z pierwszego listu em igranta (Wrocław, 17 marca 1831 r.) p rzytoczm y ty l­

ko to jedno zdanie: „Mamo moja kochana, śliczny kraj opuściłem i m oże już do niego nigdy nie będę mógł [po]wrócić” [KJS I, 59], W kolejnych listach zwra­

ca naszą uwagę nieustanne podkreślanie przez poetę podziału na „swoich” i „ob­

cych”; w D reźnie w w yszukaniu kw atery skorzystał z pom ocy „gospodarza, k tó ry jest wielkim przyjacielem Polaków ”, ucieszył się, że spotkał tam „wielu Polaków z W arszaw y” [KJS I, 62, 63], w P aryżu p ośró d kilkudziesięciu na­

zwisk krajan w yróżnia Oleszczyńskiego, gdyż jest to „jeden z najpierw szych sztycharzy w E uropie, m łody Polak - z ojczystej h istorii bierze przed m io ty - i wydaje album rysunków różnych czynów i pom nik ów ” [DJS XIII, 35], Sło­

wacki nawet na obiady stara się chodzić tam , „gdzie się schodzi wielu Polaków ” [KJS I, 82], uprzejm ie inform uje rodzinę, że panna Taglioni „wszystkim Pola­

kom , oprócz m nie, głow y pozaw racała” [KJS I, 97], zachw yca go pierw sze

„Święcone w Paryżu!!!” postrzegane jako „raczej polskie śniadanie, do czego jeszcze iluzji przydaw ały zawijane zrazy, od których zacząłem - zrazy zupeł­

nie takie jak u Babuni”, i tylko do pełni szczęścia zabrakło em igrantow i dro ­ biazgu kulinarnego: „Ale nasze baby, o! baby - tych już na całym świecie nie znajdę. Bab nie było - bo tutejszym biszkoptow ym ciastom tego nazwiska dać nie m ogę”. C óż z tego, że „między potraw am i francuskim i świeciły się - nasze k ołd u n y - barszcz - nie znane tu naleśniki z k o n fitu ra m i”, skoro „Bab nie było”! [KJS I, 116-117].

P rzy p o m n ijm y , z W arszaw y pisał: „W inogrona, k aw o n y , m elo ny W o­

łyń m nie przyp om inały i jeszcze bardziej dopom agały iluzji”, teraz, w P ary ­ żu jego uwagę zwracało „raczej polskie śniadanie, do czego jeszcze iluzji p rzy ­ dawały zawijane zrazy ”. Bez tru d u odnajdziem y w ty ch pierw szych listach emigranta stosowne dopełnienia tych myśli; w liście do m atki (Drezno, 23 maja 1831 r.):

Zapach tutejszej Biblioteki przy po m niał mi krzem ieniecką i o panu Pawle Jarkow skim ciągle myślałem. Bibliotekarz tutejszy pow iedział mi, iż pana Pawła widział w D reźnie trz y lata tem u. D om yśliłem się, że m ów ił o panu m atem atyku Tarkowskim.

KJS I, 66

W jednym z kolejnych listów do m atki (Paryż, koniec stycznia - początek lutego 1832 r.), w k tó ry m pojawia się m im ochodem podkreślona za pom ocą zaimka dzieląca Słowackiego od ojczyzny granica: „W a s z kraj tak mi się pięk­

nym teraz wydaje, kiedy nie mam prawie nadziei widzieć go kiedy” [KSJ I, 90], poeta inform ow ał rodzinę:

Muszę W am jeszcze donieść, iż we Francji napotkałem raz w traktie- rze soczewicę, której od śmierci Ojca nigdy nie jadłem; jedząc teraz, smak m i się jej przypom niał jak sen jaki mego dzieciństwa.

KJS I, 91

Zapach biblioteki, smak soczewicy, na sto lat blisko przed Proustem i jego magdalenką... G w oli naukowej ścisłości trzeba jeszcze przytoczyć - pochodzącą z tego okresu - ogólniejszą refleksję Słowackiego, dotyczącą kwestii imagina- cji, w yobraźni; w liście do m atki (Paryż, 20 października 1831 r.) pisał tak:

W ojaż bardzo wiele daje w yobrażeń, szkoda tylko, iż w szystko uka­

zuje mniej pięknym , niż było w imaginacji - i potem zostaje w pamięci dwa obrazy - jeden taki, jaki być pow inien, oczami wym alowany; dru­

gi piękniejszy, dawniej u tw o rzo n y przez imaginacją. Kiedyś utw orzy się trzeci, najpiękniejszy, z im aginacji i z sennego p rzy p om nienia -i połączy w sob-ie wszystko najp-iękn-iejsze z tych trzech obrazów. - N-ie pojm uję, jak Bajron mógł pisać na miejscu.

KJS I, 79

W ydaje się, że poeta, k tó ry za kilka lat będzie przekonyw ał w H ym nie pi­

sanym „o zachodzie słońca na m orzu przed A leksandrią”, iż jednym ze źródeł jego sm utku jest osobliwe sieroctwo („Żem prawie nie znał rodzinnego dom u”) [JSD I, 77], świadomie swego czasu w ybrał emigrację (oto ciąg dalszy przyw o ­ łanego tu już zdania: „Wasz kraj tak mi się pięknym teraz wydaje, kiedy nie m am prawie nadziei widzieć go kiedy - o powrocie ani myśleć, bo powiedzcie:

co ja bym teraz robił?”). W ybrał emigrację, gdyż liczył na możliwość utworzenia trzeciego, najpiękniejszego obrazu „z imaginacji i z sennego przypom nienia”.

Polska dawna i przyszła

Istotę dysproporcji pom iędzy sławą dzieł Słowackiego i M ickiewicza naj­

lepiej oddaje fakt, iż nadal nie m am y słow nika języka Juliusza Słowackiego.

G dybyśm y dysponow ali dziełem analogicznym do dokonania K onrada G ó r­

skiego, łatw o m oglibyśm y wykazać, że określenia „dawna Polska”, „dawni

Po-51 N ieco więcej uwagi referow anym tu zagadnieniom, aczkolw iek do odm iennych celów, po­

św ięciłem już p rz y okazji interpretacji przypow ieści X X X IV z [Przypowieści i epigramatów'] Sło­

w ackiego w rozdziale p o p rzed n im . Pew ność ow ych p o zy ty w n y ch o to k ó w daje piszącem u lek­

tu ra całości d o ro b k u p o ety nakierow ana na te w łaśnie konteksty.

lacy”31 w ystępują w pism ach autora Kordiana w jednoznacznie pozytyw ny ch otokach. W liście do Antoniego Edwarda O dyńca (z W ilna, 27 stycznia 1927 r.), w k tó ry m inform ow ał go o czytanej Julianow i K orsakow i swojej Dumce ukra­

ińskiej, tak się łudził: „[...] z tym w szystkim uważam , że dawni Polacy chodzili we w schodnim ubiorze, a zatem i poezja we wschodnie ubrana szaty - nie tak może oczy Sarmatów obrazi” [KJS I, 22], Przekonanie o nierozłącznym z „daw­

ną Polską” w schodnim kolorycie utrzym a się i w okresie m istycznym tw órczo­

ści Słowackiego, k tó ry w liście do Juliusza i Wojciecha Stattlerów, w życzeniach na „N ow y R ok 1845” pisał (wypada przytoczyć p ow tórnie cytat przyw ołany już w rozdziale poprzednim ):

Dlaczegóż ty, dziecię moje, nie miałbyś wyobrazić ludziom na płótnie, jak ojciec tw ój - m yśli ich i w sp o m n ie n ia o daw nej P olszczę, tej w schodnio błyszczącej stro n y charak teru narodow ego - k tó ra musi kiedyś w ytrysnąć na w ierżch obrazow ością, podobną ko lo ry tem do obrazów Pawła z W erony - z rów nym zgiełkiem osób, z rów ną w rza­

wą kolorów na scenę świata wychodząca...

KJS II, 64-65

Ciepłe, p o zy ty w n e w zm ianki o „dawnej Polszczę” m ożliw e są głów nie dzięki tem u, że Słowacki w yrażeniem ty m zwraca uwagę czytelnika na wieki XVII i XVIII, wieki wolnej jeszcze Polski, „dawny” oznacza bow iem jednocze­

Ciepłe, p o zy ty w n e w zm ianki o „dawnej Polszczę” m ożliw e są głów nie dzięki tem u, że Słowacki w yrażeniem ty m zwraca uwagę czytelnika na wieki XVII i XVIII, wieki wolnej jeszcze Polski, „dawny” oznacza bow iem jednocze­