• Nie Znaleziono Wyników

Pierwszy sąd Mickiewicza o twórczości Słowackiego

Ł

atwo zauważyć ten historycznoliteracki p a r a d o k s : chociaż o tw ór­

czości Słowackiego i M ickiew icza oraz o ich w zajem nych relacjach i opi­

niach napisano już setki rozpraw i mniej lub bardziej dociekliw ych szki­

ców - nadal nie wiem y, jaki właściwie był pierwszy sąd krytyczn y M ickiew i­

cza o tw ó rczo ści swego m łodszego i n iezw y kle am bitnego k o le g i1. P o n ie ­ waż jednak pojaw iło się tu słów ko niepowszednie, wypadnie rozpocząć roz­

dział od narzucającej się w ręcz refleksji: co sądzili o paradoksie sami rom an­

tycy?

T o właściwie temat na szkic odrębny. W itold D oroszew ski przytacza inte­

resujący przykład z Historii literatury polskiej Teofila W ojeńskiego (obecnie zu­

pełnie zapom nianej) z roku 1948: „Fakt, że Fred ro w przeddzień w ybuchu powstania pisał Pana Jowialskiego, nawet nam dzisiaj wydaje się paradoksalny”2.

O dnotujm y z kolei - z odczuciem bliskim dzisiejszemu zakresowi pojęcia para- doksalności - fakt, że Słownik języka Adama Mickiewicza, oddający nam nie­

ocenione usługi podczas rozpatryw ania tego rodzaju zagadnień, podczas prób rekonstrukcji świadomości językow ej pierwszej połow y X I X wieku, nie podaje

1 Rozdział ten stanowi znacznie zm ienioną i rozszerzoną wersję części pierwszej referatu:

Z prądem i p od prąd, czyli o pozornej paradoksalności rom antycznej krytyki literackiej (Mickie­

wicz - Słow acki - K rasiński i... K oźm ian) wygłoszonego na sesji naukow ej: Literatura dobrze obecna. Normy, mody, prądy, konwencje i konwenanse: X I Konferencja Pracow ników Naukowych i Studentów, Katow ice 2 2 -2 4 kw ietnia 1998.

2 T o pierwszy spośród sześciu przykładów , zaraz po definicji: „Paradoksalny - sprzeczny z tym, co jest lub wydaje się oczywiste, będący paradoksem, zawierający paradoks; osobliwy, dzi­

waczny, absurdalny” (Słownik języka polskiego. Red. W . D o r o s z e w s k i . T . 6. Warszawa 1964, s. 110).

4 „Chcesz ty ...”

zajmującego nas tu słowa3. C zy M ickiew icz nie znał, nie używał słowa „para­

doks”?

T o dwa odrębne pytania. Po pierwsze więc, jak zaświadcza materiał zgro­

madzony w tym że Słowniku..., M ickiew icz wprawnie posługiwał się na ozna­

czenie pojęć takich jak: w yjątkow y, niespodziewany, nadzwyczajny, tajem ni­

czy, niewytłum aczalny - słowami: „cudny”, „cudowny”, „niezw ykły”4. Po dru­

gie, nie notuje słowa „paradoks” rów nież Słownik języka polskiego Samuela B o ­ gumiła Lindego5, a zatem nie było ono chyba w pierwszej połowie wieku X I X traktowane jako element polskiego słownictwa. Odczuwano je wówczas chyba w yłącznie jako wyraz obcy.

C zy M ickiew icz, z takim zamiłowaniem zajmujący się filozofią, jej historią, słuchacz wykładów Hegla (aczkolwiek niezbyt uważny i niezbyt systematyczny, z pewnością nie entuzjasta), mógł nie znać czterech paradoksalnych argumentów Zenona z Elei przeciw ruchowi, z których dwa: o najszybszym biegaczu - Achil­

lesie, nigdy niemogącym dogonić najwolniejszego żółwia, i o lecącej strzale, która jednak - dzięki sprytnemu podziałowi czasu i przestrzeni na nieruchome odcinki- -chwile - nigdy nie doleci do celu6, argumentów szczególnie obrazowo unaocz­

niających (z żelazną logiką) paradoksalny charakter wnioskowania o wielkościach ciągłych i nieskończenie podzielnych? Trudno w yrokow ać. Pozostaje jednak przyjąć z pokorą rezultaty kwerend, że w swoich pismach wspomniał jedynie

„Zenona z C ytium ” (Zenona z K ition na Cyprze) - stoika, a i to poniekąd nie z własnej inicjatyw y, lecz zmuszony filologicznym obowiązkiem - w objaśnie­

niach do Sofiówki Stanisława Trembeckiego [A M W R V, 148]. Trudno więc twier­

dzić, parafrazując zdanie Teofila W ojeńskiego, że dzisiaj wydaje się paradoksal­

ne to, iż M ickiew icz nie używał słowa „paradoks”. Jednak otrzym ał przecież M ickiew icz już po pierwszym roku studiów w Im peratorskim Uniw ersytecie W ileńskim „stopień kandydata filozofii” i starał się, jak wiemy z podania do rek­

tora Szymona Malewskiego (W ilno, 16/28 maja 1819) oraz do dziekana Filipa Nereusza Golańskiego (W ilno, ok. 16/28 maja 1819), o „stopień magistra filozo­

fii”, którego to stopnia zresztą nie uzyskał [A M W R X IV , 29 i 32].

Pełny tytu ł referatu przyw ołanego w przypisie pierwszym tego rozdziału sygnalizował przeświadczenie autora, iż tych kilka wypowiedzi krytycznych

3 Słownik języka A dam a Mickiewicza. Red. K. G ó r s k i i S. H r a b e c. T . 6. W rocław 1969, s. 53.

4 Tam że, T . 1. W rocław 1962, s. 526-527; T . 5. W rocław 1967, s. 291.

5 Słownik języka polskiego. Red. S.B. L i n d e . Wyd. trzecie. T . 4. Warszawa 1959, s. 45. „Pa­

radoks” występuje dopiero w drugiej połowie wieku X IX w słownikach „wileńskim” i „warszaw­

skim ” (Słownik języka polskiego. W yd. M. Orgelbrand. T . 2. W ilno 1861, s. 968; Słownik języ­

ka polskiego. Red. J. K a r y ł o w i c z , A. K r y ń s k i i W. N i e d ź w i e c k i . Wyd. fotooffseto- we. T . 4. Warszawa 1952, s. 52 - przedruk z 1908 r.).

6 Z ob.: W . T a t a r k i e w i c z : H istoria filo z o fii. T . 1: F ilozofia starożytna i średniow iecz­

na. Wyd. siódme. Warszawa 1970, s. 25-26.

o literaturze pierwszej połow y X I X wieku, które z dzisiejszego punktu widze­

nia mogą się wydawać w pierwszym odruchu interpretacyjnym paradoksalny­

mi, w istocie są takim i jedynie z pozoru. Poniew aż będą to w większości w y­

powiedzi rom antyków , warto już w tym miejscu zasygnalizować ich potencjal­

ną antynom iczność (jawną bądź ukrytą) w obec działalności krytycznej klasy­

ków , jak bowiem stwierdza w spółautorka studium m onograficznego - doty­

czącego tej dziedziny wiedzy o literaturze - Teresa K ostkiew iczow a:

[...] krytyka literacka, ograniczona do „rozb iorów ” i „pochw ał” po­

została najbardziej skonw encjonalizowaną dziedziną aktyw ności klasy­

ków , m im o odnaw iających dążeń niektórych Iksów , bardziej otw ar­

tych na nowe prądy tw órczości i myśli estetycznej7.

R om antyczna krytyka z czasem rów nież uległa skonw encjonalizow aniu, tylko reguły ow ych zasad były odmienne od klasycystycznych. Z polem icznej wypowiedzi Juliusza Słowackiego, pom ieszczonej wśród dygresji pieśni III Be­

niowskiego, można wnosić, iż jeszcze krytyka lat trzydziestych X I X wieku nie:

mai nie dostrzegała rom antycznego przełom u i nadal stosowała z przesadą ulu­

bione wcześniej „rozbiory”. N arrator tego dygresyjnego poem atu przedstawia

„rom antyczne” elem enty świata poetyckiego („chmury, księżyc, gady”, „jakieś tajem nice”, „blask księżyca”, „westchnienia”), by przejść do ironicznego opisu reakcji potencjalnego czytelnika:

20 Potem trzy wiersze D anta, pełne cienia, Ale rozum u, serce tw oje chwyta, W aży, rozbiera. A prawdziwa lekcja, K tóra poezji uczy: jest dyssekcja.

25 Szkoda, że z takiej dyssekcji w ynika Jakaś szkodliwa m aterialność, sucha; - Eureka! nasz Pan G rabow ski w ykrzyka,

A Tygodnik go Petersburski słucha:

„O ryginalny wieszcz do Tygodnika 30 Napisał now y w ierszyk, pełny ducha,

K tó ry zapewnia mu wieniec osobny,

W iersz, do niczego przed tćm niepodobny!”8

1 T . K o s t k i e w i c z o w a : G łów ne tendencje krytyki lat 1800-1822. W: E. S a r n o w s k a - - T e m e r i u s z , T. K o s t k i e w i c z o w a : Krytyka literacka w Polsce w X V I i X V II wieku oraz w epoce oświecenia. W rocław 1990, s. 327.

8 Podobnie jak w rozdziale poprzednim poemat cytuję za wyd.: J. S ł o w a c k i : Beniowski.

Poema. Oprać. A. K o w a l c z y k o w a . W rocław -W arszaw a-K raków 1996, s. 72 (BN I 13/14).

Sam Słowacki we fragmencie zachowanej w rękopisie recenzji [O poezjach Bohdana Zaleskiego],

Ironię narratora poematu wzmacniają proste zabiegi, występują one jednak w pewnym nagromadzeniu: przeciwstawienie rozumowego, ale i „serdecznego”

rozbioru pseudonaukowej „dyssekcji”, zestawienie (przed średniówką) „wiesz­

cza” z „w ierszykiem ”, wreszcie przyw ołanie z nazwiska skom prom itow anego 0 tw órczości Adama M ickiew icza wypełniłaby z pewnością obszerne studium, a może nawet sporej objętości książkę. Sądy M ickiew icza o dziele Słow ackie­

go, jak ju ż o tym p rzekonaliśm y się w poprzednim rozdziale tego zbioru , m ożna zliczyć na palcach jednej ręki. O fakcie tym pisano w ielokrotnie i nie jest postrzegany dzisiaj jako paradoks. D o rob ek artystyczny autora Beniowskie­

go dla p rofesora C ollèg e de F ran ce p raktyczn ie nie istn ia ł10. Sk o ro jednak napisanej najprawdopodobniej ok. roku 1840, postępował zgodnie z kanonami klasycystycznej krytyki. Pisał już o tym Juliusz Kleiner: „Słowacki oceniając poezje Zaleskiego, chciał jedno­

cześnie przeciwstawić się krytykom poznańskim. Zamiast frazesów, zamiast konstruowania idei, dał istotną a n a l i z ę treści i form y. T roch ę zbliżał się w metodzie do pseudoklasyków, d r o ­ b i a z g o w o sądzących usterki stylu i wiersza [...]” (J. K l e i n e r : Juliusz Słowacki. Dzieje twór­

czości. W yd. drugie. T . 3. Lwów 1928, s. 194).

9 Alina Kowalczykowa w przypisie przypuszcza jednak, że „Kpiny z zachwytów nad «ory­

ginalnymi wieszczami« były spowodowane może nawet nie tekstem Grabowskiego, lecz ukrytą pod p seud onim em p rzez J .E . P rzecław sk ieg o recen zją N ow ych p oezji Ju lia n a K orsaka, publikowaną w kilku odcinkach «Tygodnika Petersburskiego« w 1840 r.” (tamże, s. 72). Rzecz interesująca, a zw rócił na to uwagę M irosław Strzyżew ski, Słow acki w obrębie Beniowskiego ceni Maurycego Mochnackiego jednak wyłącznie jako działacza politycznego „dążącego za wszel­

ką cenę do zbrojnego konfliktu z Rosją i wspomina co najwyżej jego historyczne dzieło o po­

wstaniu listopadowym, pokpiwając przy okazji z częstych zmian poglądów politycznych, mil­

czy natom iast o dokonaniach krytycznoliterackich autora O literaturze polskiej w wieku dzie­

więtnastym" (M. S t r z y ż e w s k i : Juliusza Słowackiego pojedynek z krytyką. (Strona poety). W:

Słow acki współczesnych i potom nych. W 150. rocznicę śm ierci Poety. Red. J . B o r o w c z y k 1 Z. P r z y c h o d n i a k . Poznań 2000, s. 178).

10 Bodaj najbardziej lakonicznie a zarazem trafnie wypowiedział się na ten temat Jacek Lu­

kasiewicz:

Przeciwstawienie Mickiewicza i Słowackiego nie daje się sprowadzić do biograficznych animozji, słusznych czy mniej słusznych pretensji, urażonej ambicji. Przedstawiają oni dokładnie odmienne typy wyobraźni, rodzaje widzenia świata. M ickiewiczowi poezja Słowackiego była obca. Rzeczywiście od jej wspaniałości wolał wiersze Garczyńskie- go i Zaleskiego. Odnajdywał w nich ziarna prawdy: strofy czy utwory, które on sam, autor liryków lozańskich mógłby pisać. Słowacki zaś łudził się, że może konkurować z Mickiewiczem; podejmuje te same co on tematy, podejmuje odmienne, przeciwstawne poetyckie zadania.

J. L u k a s i e w i c z : M ickiewicz. W rocław 1996, s. 147.

ow ych sądów było tak niewiele, paradoksalnym wydaje się raczej to, że tak trudno dziś ustalić, k tó ry z nich był pierwszy i jaki zawierał sens: szczerą apro­

batę, spowodowaną niechęcią przyganę, czy też konw encjonalną jedynie po­

chwałę? Pam iętajm y rów nież i o tym , że m ilczenie w tej kwestii nie pow inno być oceniane a priori jako zdecydowana obojętność. Z ajm ujem y się bow iem jedynie tym , co się dochow ało, szczątkam i pozostałości po epoce obfitującej również w m istyfikacje.

Skoro nie zachowały się świadectwa pierwszego sądu M ickiew icza o tw ór­

czości Słow ackiego w jego pism ach, pracach k rytyczn ych , w ykładach, k o re­

spondencji11, musimy poprzestać na refleksji związanej z przekazami pośredni­

mi. W liście Juliusza Słow ackiego do m atki (z Paryża, 10 listopada 1841 r.), zawierającym kom entarz do słynnego i brzem iennego w skutki nie ty lk o arty­

styczne „pojedynku na im prow izacje”, co się zdarzyło zapewne 25 grudnia 1840 roku, znajdujem y zasługujące na uwagę zdanie; wypada przytoczyć je tu po­

w tórnie z podkreśleniem słów szczególnie nas teraz interesujących:

Trzeba C i wiedzieć, że Adam o tym kłamstwie, dla niego uczynionym , niby nie wiedział, przynajm niej tak mi to teraz m ów ił; ale pow inien był w iedzieć - i odeprzeć - on, k tó ry w im prow izacji nie ty lk o mi przyznał to, co mi należy, ale jeszcze chw alił się m ów iąc, że T y mu sama moje małe próbki dawno, dawno pokazywałaś, a on T o b i e j u ż w t e n c z a s p r z e p o w i e d z i a ł , ż e m n i e w i e l k a i ś w i e t n a c z e k a p r z y s z ł o ś ć . . .

K JSD I, 469

W spom niane w tym urywku, w jego pierwszym wersie, „kłam stw o”12 do­

tyczyło rozpowszechnianego przez zw olenników Adama sądu, k tó ry miał w y­

powiedzieć podczas owej uczty M ickiewicz, jakoby Słowacki nie był poetą. Ten właśnie sąd i brak późniejszej stanowczej reakcji (zaprzeczenia) ze strony M ic­

kiewicza stał się bezpośrednią przyczyną niedoszłego, om ów ionego w poprzed­

nim rozdziale niby-pojedynku Słowackiego ze Stanisławem Ropelew skim .

11 Por.: J. S t a r n a w s k i : Juliusz Słowacki w e wspomnieniach współczesnych. W roclaw 1956.

W innym krótkim szkicu Pierwsi czytelnicy młodzieńczej twórczości Słowackiego tenże Jerzy Star­

nawski przypomina zapomniany odczyt Józefa Kallenbacha z roku 1918 wygłoszony na posie­

dzeniu Kom isji H istorii Literatury Polskiej Akademii U m iejętności w Krakow ie, ogłoszony póź­

niej we lwowskiej prasie codziennej pt. 2 pobytu Słowackiego w Paryżu („Gazeta W ieczorn a”

1920, nr 11 (5165), z dn. 4 kw ietnia, s. 5 -6 ), w którym pojawiają się oceny pierwszych dwóch tom ów Poezji Słowackiego z roku 1832, a m ianow icie opinie H ipolita B łotnickiego (zawarte w jego pamiętniku) i Michała Skibickiego (w liście do Karola Sienkiewicza). Starnawski odna­

lazł i przedrukował w tym szkicu te dwa źródła przywoływane w odczycie oraz skonfrontow ał z kom entarzam i Kallenbacha (J. S t a r n a w s k i : Pierwsi czytelnicy m łodzieńczej twórczości Sło­

wackiego. „Tw órczość” 1959, R. 15, nr 9, s. 142-145).

12 Eugeniusz Sawrymowicz pozostawił ten fragment bez komentarza.

N as jednak interesuje w tym miejscu sąd w yrażony ponoć przez M ickie­

wicza wobec pani Salomei Bćcu na podstawie znajom ości bliżej nieokreślonych

„małych p ró bek” młodego Julka. Rozw ażm y najpierw kwestię wiarygodności pośredniego źródła. Pow ołać się tu bow iem wypada na rozstrzygnięcie Jerze­

go Starnawskiego, k tóry za w pełni wiarygodne uznaje o kilka lat późniejsze zdanie M ickiewicza o tym , że „Słowacki młody [zaledwie trzynastoletni - M .P.]

rozpłakał się ze w stydu”13, słysząc w salonie śmiech, jaki wyw ołał jego ojczym August Bćcu tendencyjną, parodystyczną lekturą słów „A kysz, a kysz” (słowa Guślarza powtarzane przez C h ó r w Dziadach. Części II). Zdanie to w ydruko­

wane zostało po raz pierw szy w Żywocie Adama Mickiewicza opracow anym przez jego syna W ładysław a14, zgodność z zapisem w autografie potw ierdził Stanisław Pigoń w Rozmowach z Mickiewiczem15. Poeta w yraził tę myśl o cha­

rakterze anegdotycznym ćw ierć wieku po wydarzeniu, list Słowackiego doty­

czy wypadków niedawnych, sprzed zaledwie kilku miesięcy.

Jednak, rzecz jakże charakterystyczna, pośród tak wielu relacji (co praw­

da, dalekich od obiektyw izm u, wyraźnie stronniczych, przychylnych jedynie M ickiew iczow i) z owej uczty nie znajdujem y materialnego potwierdzenia in­

teresującej nas tu opin ii. N ajb liższy sensu tego, co zapam iętał, a raczej, co przedstawiał później w liście do m atki Słow acki, wydaje się zapis z listu Jana Koźm iana do Stanisława Egberta Koźm iana (z 4 stycznia 1841 r.):

Zim na treść jego [tj. M ickiew icza - M .P .] śpiewu była: poetą być nie m ożna bez w iary i m iłości. Z jaką delikatnością uczucia i kolorytu pierwsze lata Słowackiego i swoje dla niego współczucie odmalował!

Z jaką pogodą, z jaką spokojnością odpierał jego zażalenia16.

Prawie wszyscy obecni opacznie zrozum ieli wywód M ickiew icza o potrze­

bie wiary i m iłości jako warunku sine qua non poezji współczesnej, to jest po­

13 J. S t a r n a w s k i : Juliusz Słowacki we wspomnieniach współczesnych..., s. 12.

14 T . 1. Poznań 1890, s. 100-101; Wyd. drugie. T . 1. Poznań 1929, s. 94.

15 Pośród rozm ów z Aleksandrem Chodźką [A M W S X IV , 225],

16 Z. M a k o w i e c k a : Mickiewicz w College de France. Październik 1840 - m aj 1844. W ar­

szawa 1968, s. 49. Niemal dokładnie taką samą argumentację znajdujemy w artykule podpisanym

„N. O .” zatytułow anym Im prow izatorowie, k tóry ukazał się w nrze 8. z 22 lutego 1841 r. „Ty­

godnika Literackiego”:

Adam odpowiadał Juliuszowi, wyrzucał mu jego grzechy poetyckie, oświadczył wręcz, że on nie jest poetą. Tłumaczył, co go zgubiło. „Nie jesteś poetą - mówił - bo nie masz wiary i miłości. [...]”

T en sam ton przebija z wypowiedzi Fryderyka Chopina zanotowanej przez George Sand. Tak więc M ickiew icz „Improwizował - jak mi opowiadano - na następujący temat: skarżysz się, że nie jesteś w ielkim poetą, sam sobie w inien jesteś, nikt poetą być nie może, jeśli w nim nie ma m iłości i w iary” (cyt. za: J. S t a r n a w s k i : Juliusz Słowacki we wspomnieniach współczesnych..., s. 94 i 102).

ezji po upadku powstania listopadowego. U znali go za stwierdzenie, iż Słowac­

ki nie ma wiary i m iłości, a zatem nie jest poetą. U czta nie była tak licznym zgromadzeniem, aby m ożna tu było m ów ić o psychologii tłum u, jednak ze­

strzelenie „w jedno ognisko” jednoznacznie pozytyw nych uczuć w obec ju b i­

lata Adama i negatyw nych w obec Słowackiego sprawia, że trzeba w tym k on ­ tekście określenie z listu Jana Koźm iana „swoje dla niego w s p ó ł c z u c i e od­

malował” tłumaczyć, dopatrując się takiej właśnie intencji autora relacji, bardziej jako „uczucie litości” niż „zrozumienie, uczucie sympatii”17. Słowacki całkowicie odmiennie odebrał te same słowa.

O m aw iany tu fragm ent listu Słowackiego nie pozwala na sugestię, że owa opinia M ickiewicza mogła być wyrażona później i prywatnie. Po przyw ołanym już wcześniej fragmencie sprawozdania z „pojedynku na im prow izacje” nastę­

puje relacja z kontaktów nieoficjalnych:

T y m [ow ym w yznaniem i „przepowiednią” - M .P .] wziął mię za ser­

ce i tego w ieczora byliśm y z nim jak dwaj bracia - ściskaliśm y się - chodziliśm y opowiadając sobie nasze przeszłe zatargi...

KJ S I, 469

T o właśnie publicznie wyrażony pozytyw ny sąd M ickiew icza, ciepłe wspo­

mnienie przez niego imienia matki Słowackiego, pierwszy sym patyczny gest od czasu pam iętnego zatargu na tle ujęcia postaci D o k to ra z Dziadów części III, a raczej od przytoczenia - ku uciesze niew ybrednej publiczności czytającej - krzyku rozpaczy m atki-wdowy, w płynął na ówczesne, krótkotrw ałe odnow ie­

nie przyjaznych uczuć obu poetów . W ydaje się nawet, że Słow ackiem u w ystar­

czał jakikolw iek sym ptom zainteresowania, najbardziej zaś drażniło i prow o­

kow ało w ręcz do ru chów zaczepnych - m i l c z e n i e , b rak reak cji ró w n o ­ znaczny dla niego ze skazaniem na nieistnienie.

N iew ątpliw ie w trakcie im prow izacji padły z ust M ickiew icza dodatnie określenia, dotyczące najwcześniejszego okresu tw órczości poetyckiej Słow ac­

kiego. N ie dowiem y się jednak nigdy, czy nie były one jedynie retorycznym popisem m ów cy, konw encjonalną grzecznością uczynioną dla większego,

ora-17 Por.: Słow nik języka A dam a Mickiewicza..., T . 10, s. 143. Tadeusz G rabow ski uważai, że istotną rolę w obrębie popowstaniowej krytyki literatury odgrywała kategoria odczuwania:

Jeżeli u pseudoklasyków teoria znaczyła wiele, teraz rozwinęła się ona zgodnie z zaj­

mującymi się nią indywidualnościami. Mimo zaś odsunięcia się od liberalizmu, co chciał wszystko zrozumieć i ogarnąć, tkwiła na dnie ogółu poglądów krytyków rom antycz­

nych dążność znana M ochnackiem u, że zadaniem k rytyk i jest nie stawianie norm i narzucanie zasad, ale o d c z u w a n i e i wyjaśnianie tego, co w ychodzi poza normę i zasady niegdyś obowiązujące.

T. G r a b o w s k i : Krytyka literacka w P olsce w ep oce rom antyzm u (1831-1863).

K rakó w 1931, s. 247.

torskiego efektu? C zy m ogły być one prawdziwą rem iniscencją zdań rzeczy­

wiście wypowiedzianych przed blisko dwoma dziesiątkami lat do pani Salomei?

I czy wówczas m ogły m ieć charakter „sądu krytycznego”, bez nalotów grzecz­

ności, salonowego konwenansu?

Adam M ickiew icz - niezbyt częsty gość w salonie państwa Salomei primo voto Sło w ack iej, secundo voto Bécu i jej męża Augusta - pożegnał się z pa­

nią Salomeą wierszem wpisanym do jej sztambucha Jaśniały chwile szczęśliwe...

[W im ionniku S. B.] i liryk ten opatrzył w ym ow nym dla nas (choć wówczas na­

der konw encjonalnym ) podpisem: „R. 1824 D . 22 [października] w kilka go­

dzin po odebraniu rozkazu oddalenia się z L itw y” [A M W R I, 178], W drugiej połow ie sierpnia tego roku ogłoszono w y ro k w procesie filom atów , proce­

sie, do którego rozpoczęcia niew ątpliw ie p rzyczynił się sw oim nieodpow ie­

dzialnym zachowaniem kolejny guwerner młodego Ju lka - Jó z e f M assalski18.

T u ż po w yroku w procesie, już 1 września senator M ikołaj N ow osilcow ob­

jął stanow isko kuratora szkół okręgu wileńskiego (poprzednio piastował je od 1803 r. ks. Adam C zartoryski, po w yroku podał się do dymisji). K ilka dni póź­

niej, 7 września, podczas burzy został zabity od uderzenia pioruna profesor Au­

gust Bécu, co opinia publiczna odczytała ponoć jednoznacznie jako karę Bożą19.

W cześniej - 23 sierpnia / 4 września - Ju lek Słow acki skończył 15 lat. 22 paź­

dziernika to data graniczna, ostatni m om ent, w którym M ickiew icz m ógł w y­

powiedzieć interesującą nas tu opinię. C zy m iał jakiekolw iek realne, m aterial­

ne przesłanki, aby tak kom plem entow ać syna pani Salomei? C o rzeczywiście przeczytał z jego młodzieńczego „dorobku”? C o prawda, pani Salomea pisała (w liście z K rzem ieńca z 9 czerwca 1827 r.) do A ntoniego Edwarda O dyńca:

Posyłam Panu sonet Ju lk a, co napisał po pow rocie z w akacji z Boł- tupia, a z którym się krył długo przed nami. Znalazłam jego książecz­

18 Chodzi tu o niew yjaśniony do końca i budzący do dziś zdumienie pomysł z maja roku 1823 zgłoszenia się do władz policyjnych z żądaniem osobistego widzenia się z... w ielkim księ­

ciem K onstantym . Massalski tłum aczył się później, iż chodziło mu tylko o uzyskanie bezpłat­

nego przejazdu do W arszawy i wstąpienie do wojska Królestw a Kongresowego. Szlachetna in­

tencja nie zmienia jednak ostatecznego rezultatu wysoce niefortunnego pociągnięcia - po natych­

miastowym aresztowaniu Massalskiego i znalezieniu w jego mieszkaniu kom prom itujących pa­

pierów śledztwo prowadzone przeciw ko filom atom znalazło now y punkt zaczepienia (zob.:

Z. S u d o l s k i : Siowacki. Opowieść biograficzna. Warszawa 1996, s. 40-41).

19 M ickiew icz pow tórzył tę opinię wobec postaci D oktora z D ziadów części III. Jak podają źródła, wzorował się tu zapewne na sądzie z broszury J. L e 1 e w e 1 a Nowosilcow w Wilnie. W ar­

szawa 1831:

[...] wśród nagłej burzy piorun śpiącego we własnym domu profesora Bécu na miejscu zabił. W yrzekanie żony i opinia przerażająca rozszerzyła myśl dopełnionej kary nie­

bios.

C y t. za: M . D e r n a ł o w i c z , K. K o s t e n i c z , Z. M a k o w i e c k a : K ronika życia i tw órczości Mickiewicza. Lata 1798-1824. W arszaw a 1957, s. 472.

kę, w którą swoje wiersze wpisuje; dużo ich tam jest i n iektóre bar­

dzo iadne, ale wszystkie w guście sonetów , to jest rom ansow e strasz­

nie. Jedne pod tytułem Nowy Rok bardzo niep ospolite; w iele także uryw kow ych m yśli; Do księżyca dobre także; chciałam sobie poprze- pisyw ać n iek tó re, ale gałgan schow ał tak książeczkę, żem jej drugi raz znaleźć nie mogła, a dać jej żądną miarą nie chciał. Posyłam w ier­

szyki do sztam bucha Ludwisia [tj. Ludw ika Spitznagla - M .P .] napi­

sane...20

M usim y jednak pamiętać o tym , że rzecz dotyczy najw cześniejszych prób poetyckich pochodzących z lat 1825-1826. Z tego ostatniego roku zachowała się również dość ożywiona korespondencja matki poety z wspomnianym wcze­

śniej O dyńcem na tem at m łodzieńczych prób Ju lk a, korespondencja zresztą poświęcona głównie sprawom rodzinnym , marginalnie tylko dotycząca kw e­

śniej O dyńcem na tem at m łodzieńczych prób Ju lk a, korespondencja zresztą poświęcona głównie sprawom rodzinnym , marginalnie tylko dotycząca kw e­