• Nie Znaleziono Wyników

Kto sądzi, że Alicja w Krainie Czarów, wznawiana i adaptowana wielokrotnie, ni­

czym go już nie może zaskoczyć, czym prę­

dzej sięgnąć powinien po propozycję WIL­

GI, książkę, która ogranicza wprawdzie war­

stwę tekstową do minimum, ale wkracza w świat przygód, ja kich w zwykłych, to zna­

czy tradycyjnie wydanych publikacjach próżno by szukać. Bo co komu po najlep­

szym choćby rysowniku, jeśli ten może przedstawić uśmiech bez kota, kota bez uśmiechu albo i uśmiechniętego, skoro

czy-telnicy Wilgowej Alicji... sami, wzorem Kota z Chesire, potrafią zniknąć? Teraz łatwiej wy­

obrazić sobie zmieniający się wzrost boha­

terki, kiedy wystarczy pociągnąć za jej sto­

pę, by Alicja wydłużyła się niespodziewa­

nie. Nawet karty obecne na procesie Waleta Kier wysypują się z książki i wraz z trójwy­

miarową Alicją wyskakują na czytelników.

Nie wspomnę już o całej masie sprytnie po­

ukrywanych drzwiczek, za którymi znaleźć m ożna. ale to niespodzianka.

W Wilgowej Alicji... lektura schodzi na dalszy plan, zastępowana przez fantastycz­

ną zabawę. Z każdą kartką odkrywa się no­

we sekrety, które odwracają uwagę od do­

brze znanego tekstu: dzieci zatem będą mieć jeszcze więcej rozrywki. Bogumiła Ka­

niewska, autorka skrótu, zostawiła z Alicji...

tylko kilka najbardziej znanych motywów - spotkanie z Panem Gąsienicą, wizytę na podwieczorku u Szalonego Kapelusznika, magiczne ciasteczko czy krykieta u Królo­

wej Kier - tak, by poszczególne wątki zmie­

ściły się w kilku niewielkich akapitach - ale skrótu tego nie można traktować jako oka­

leczenia arcydzieła, to raczej wyciąg z niego i zachęta do przeczytania całości - bo prze­

cież nic nie stoi na przeszkodzie, by odbiorcy sięgnęli także do pełnej wersji, mniej boga­

tej w pozalekturowe atrakcje, za to urzekają­

cej oniryczną atmosferą, której tu z kolei nie ma. Kolejne przygody Alicji są traktowane jak furtka do intrygujących światów i okazja do proponowania „niespodziewanek": nad tą Alicją... także dorośli odbiorcy mogą spę­

dzić sporo czasu, bawiąc się proponowany­

mi przez wydawcę umilaczami lektury.

Kto już nasyci się znakomitymi niespo- dziewankami, może spokojnie zacząć się za­

chwycać stroną graficzną (i szerzej - całym wydaniem) tomu. Ilustracje, które wykonał Zdenko Basić, mieszczą się na sąsiadujących

z sobą stronach, przejmują część narracji i pełne są szczegółów, które można godzi­

nami podziwiać. Misternie odmalowywa­

ne postacie, cieszące oko drobiazgi i kolaże, które przywołują oniryczną atmosferę, ka­

żą naprawdę wysoko oceniać warstwę gra­

ficzną - drugi po niespodziewankach strzał w dziesiątkę, a także druga przyczyna, dla której wielu odbiorców uzna ten tom za skarb - niekoniecznie literacki, za to na pew­

no za wydawnicze arcydzieło.

Po skończonej lekturze zabawa zacznie się od nowa: na stronach pojawia się dwa­

naście kluczy, które zawierają odpowiedź na pewne pytanie. Trzeba więc wrócić do początku i znaleźć wskazówki., co wcale nie będzie łatwe ani dla dzieci, ani dla ro­

dziców. Odbiorcy mogą spędzić długie mi­

nuty na bezskutecznym wpatrywaniu się w olśniewające ilustracje, zanim odkryją upragniony przedmiot.

A po tym wszystkim warto wrócić do starej dobrej wersji Lewisa Carrolla i nasy­

cić wyobraźnię sennymi przygodami małej dziewczynki. Wilgowa Alicja... jest książką- gadżetem, dowodem na inspirujący wpływ literatury - i jako taka może konkurować z bajkami na wideo czy grami kompute­

rowymi. To wprost idealna reklama jednej z ważniejszych książek z literatury czwartej.

L. Carroll, Alicja w Krainie Czarów (opowiedziana przez Bogum iłę Kaniewską), W ydaw nictw o WILGA, Warszawa 2011.

Joanna Wilmowska

s m o c z a m a m a

Zachwycający jest sposób, w jaki Pija Lindenbaum postrzega świat dzieci - oraz sposób, w jaki ów świat opisuje. Przekonać się o tym mogą maluchy, które razem z ro­

dzicami zajrzą do tomiku Filip i mama, któ­

ra zapomniała.

Bo Filip jest zwyczajnym dzieckiem zwyczajnej współczesnej matki - zabiega­

nej i zestresowanej, wiecznie spieszącej się i zapracowanej. Mama co rano wykonuje mnóstwo czynności naraz i krzyczy na swoje dziecko. Filip wówczas ukrywa się pod gło­

wą smoka i przeczekuje nawałnicę. Ale pew­

nego dnia okazuje się, że mama, zamiast jak zwykle wprowadzać chaos i zamieszanie, zamieniła się w smoka. Teraz potrzebna jest jej pomoc - Filip musi się o nią zatroszczyć i zabrać do lekarza. To niełatwe: mama z chęcią poluje na robaki, wznieca tumany kurzu przy piaskownicy i zionie ogniem - a pewien pracownik ZOO chce ją nawet za­

mknąć w klatce. Podczas dłużącej się wypra­

wy po lekarstwo na smoki Filip będzie mu­

siał udowodnić swoją dojrzałość.

Nagłe wkroczenie w codzienność sfe­

ry baśniowej sprawia, że tomik Filip i ma­

ma, która zapomniała zaczyna wybrzmie- wać metaforycznie. Absurd pozwala tu na odmalowanie sytuacji, w której dziecko ma

szansę wykazać się nie tylko ogromną od­

powiedzialnością, ale i miłością - nie zosta­

wi matki samej sobie, bo chociaż przeraża­

jąca, a momentami i przynosząca wstyd - to cały czas jest ukochana mama. Filip na chwilę staje się dorosły, a brak ograniczeń wyobraźni pozwala mu na znajdowanie oryginalnych rozwiązań kolejnych proble­

mów (żeby mama przestała zionąć ogniem, chłopiec podaje jej do wypicia duże wiadro wody). Filip musi szybko stać się mamą dla swojej mamy - zamiana ról następuje bez trudu. Mały bohater staje przed wyzwaniami obcymi realnym troskom, ale radzi sobie z ni­

mi dzięki sprytowi i rezolutności. Zamieniona w smoka mama za to okazuje się wcieleniem infantylizmu: nie obowiązują już reguły pa­

nujące w świecie dorosłych, rzeczywistość umożliwia odejście od rutyny. Metamorfoza ma swój cel: to przecież moment krytyczny, punkt, w którym trzeba zweryfikować do­

tychczasowe postawy i zachowania, by sy­

tuacja się nie powtórzyła. Mama wyciągnie wnioski ze swojej dziwnej przygody, potrak­

tuje ją - i słusznie - jako poważną przestro­

gę. To z kolei przyniesie ratunek małemu Fi­

lipowi, który wreszcie ma szansę na spokoj­

niejsze dzieciństwo.

Pija Lindenbaum baśniowe sytuacje prezentuje tak, jakby były najzwyczajniej­

szymi zjawiskami pod słońcem. Nikt nie dzi­

wi się i nie przeraża przemianą mamy: Filip traktuje ten fakt ze spokojem, przyjmuje ją za chorobę, z której da się wyleczyć. Także babcia Filipa nie przejmuje się specjalnie tym, że jego mama śpi smacznie pod dy­

wanikiem - i stwierdza, że to przejdzie. Lin­

denbaum pisze z humorem i trafia w sed­

no. Tekst natomiast uzupełnia własnymi ilu­

stracjami, obok których nie można przejść obojętnie: są dowcipne, pełne szczegółów i często wprowadzają dodatkowe informa­

cje dla najmłodszych. Jest więc ta książecz­

ka nie tylko pouczającą lekturą, ale i źró­

dłem radości.

P. Lindenbaum, Filip i mama, która zapomniała, Wydawnictwo „Zakamarki", Poznań 2010.

Sylwia Gucwa

w p o s z u k iw a n iu t e g o

w y j ą t k o w e g o m ie j s c a

: DOMu

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.

To znane nam wszystkim powiedzenie zna­

komicie oddaje treść książeczki Alicji Unge- heuer-Gołąb. Dziecko wyjątkowo dobrze czuje się w domowym zaciszu. We własnych czterech ścianach odnajduje poczucie bez­

pieczeństwa i spokój niezbędne mu do pra­

widłowego funkcjonowania.

da mu ,,tutaj zostanę."1 Pisarka zarysowu­

je bardzo ciekawą scenerię. Oczom dziecka ukazuje się ogród, w którym nadrzędne miejsce zajmuje jabłoń. Natomiast dywan z liści aż kusi aby się w nim zanurzyć.

Przygody Jeżyka spod Jabłoni to bajka o zwierzątkach. Jednak Jeżyk przypomina człowieka. Chce tak jak ludzie spać w łóż­

ku, jeść przy stoliku. Marzy mu się okien­

ko, przez które do jego mieszkanka bę­

dą wpadały promienie słoneczne. Niczym dziecko postępuje lekkomyślnie, nie słu­

cha rad, przez co przeżywa momenty stra­

chu i niepewności. Jednak wychodzi ca­

ło z niejednej opresji, zachowując rozsą­

dek i trzeźwo myśląc. Uczy się na własnych

błędach, dlatego drugi raz nie pozwala się zaskoczyć. Zwierzęta rozmawiają z so­

bą, przejmując tym samym zwyczaje lu­

dzi. Kiedy Jeżynka przychodzi się przed­

stawić, przynosi z sobą ciasto. Zwierząt­

ka niczym małe dzieci grają w dwa ognie.

Autorka nie ukazuje postaci człowieka, boha­

terami czyniąc wyłącznie zwierzęta. Jedynie w tle majaczy sylwetka małego chłopczy­

ka, który być może chciałby bliżej poznać mieszkańców pobliskiego lasu. A których ist­

nienia może się na razie jedynie domyślać.

Ogród zamieszkuje wielu lokato­

rów, których przyciągnął on swoim zapa­

chem. Kiedy lis porywa kogucika i zano­

si do ciemnego lasu, wszystkich paraliżu­

je strach. W jedności siła, bo przecież do li­

siej nory można pójść razem. Jeżyk to wzór do naśladowania. Przezwycięża swój lęk i wchodzi do lisiego mieszkania. W myślach powtarza sobie: ,,co ma być, to będzie, a kogutkowi trzeba pomóc"2. Nie pozwala sobie na strach, uratowanie przyjaciela to coś co musi zrobić bez względu na wszystko. Naj­

ważniejsza jest pewność, że poradzimy sobie w każdej sytuacji. Uda nam się pomimo te­

go, że jesteśmy mali i słabi. Lisowi za złe

karnym morderstwom. Dobro zwycięża nad złem. Lis ucieka do swojej kryjówki, a zwierzątka na czele z Jeżykiem wracają do domu niczym bohaterowie.

Jeżyk pomaga nie tylko kogucikowi.

Nie przechodzi obojętnie obok płaczącej biedronki. Gdy okazuje się, że zgubiła ona swoją mamę, wspólnie wyruszają na poszu­

kiwania zaginionej. Za okazaną pomoc na­

leży się odwdzięczyć. Dlatego znajdując na

progu dzbanuszek nektaru, bohater od ra­

zu domyśla się od kogo pochodzi ten cenny dar. Jeżyk nie tylko pomaga innym. W cho­

robie może liczyć na pomoc przyjaciół, któ­

rzy wspólnymi siłami sprowadzają doktora dzięcioła. Przestrzegając jego zaleceń szyb­

ko powraca do zdrowia, ku radości wszyst­

kich zwierzątek.

Ze stron książeczki przebija idea dobro­

ci. Należy pomagać zawsze i wszędzie. Nie ma nic piękniejszego nad uczucie zadowo­

lenia, kiedy zrobiło się komuś przyjemność.

Jeżyk uczy dzieci wypowiadać magiczne słowa, takie jak proszę czy dziękuję. Postę­

pując jak dobrze wychowane dziecko po­

kazuje, jak należy się zachowywać. Zawsze i wszędzie jest grzeczny. Czuje się wtedy z siebie dumny. A może i mały czytelnik na­

śladując Jeżyka zapragnie poczuć taką du­

mę z siebie? Wydawałoby się, że nie moż­

na przemycić więcej szczytnych ideałów

w jednej książce. Okazuje się jednak, że jest to jak najbardziej możliwe. Nie zawsze moż­

na poradzić sobie w pojedynkę. Czasem trzeba zwrócić się po pomoc do innych.

A może przy okazji tej pomocy uda się jesz­

cze z kimś zaprzyjaźnić. O takim wyczynie aż chce się pomarzyć. W przypadku Jeżyka marzyć już nie trzeba. Każdy chce dołączyć do grona tak zżytych z sobą przyjaciół. Czy będzie to myszka polna, czy żuczek, nieważ­

ne. Najważniejsze, że wszyscy są tam tak sa­

mo mile widziani.

Książeczka zawiera przepiękne ilustra­

cje, na które z zachwytem, ale i zaciekawie­

niem spojrzy każde dziecko. Kazimierzo­

wi Wasilewskiemu udało się ukazać na nich dobro przebijające z kart książki. Spoglą­

dając na fotografię zwierzątek, można od­

nieść wrażenie, że istnieją naprawdę. A mo­

że wystarczy wybrać się do pobliskiego lasu, a spotkamy je ukryte za krzakiem zieleni?

Książeczka przyciąga uwagę nietypo­

wą formą g raficzną. Ba rwę wykorzystano tu po to, aby wyróżnić najważniejsze fragmen­

ty tekstu. Dzięki temu zabiegowi uświada­

miamy sobie, jak ważny w utworach dla dzie­

ci jest kolor. Barwione na kolorowo strony nie tyle przyciągają uwagę, ile dodają ksią­

żeczce uroku.

Przygody Jeżyka spod Jabłoni to fa­

scynująca lektura nie tylko dla trzylatków.

Książka ma w sobie to coś, co niełatwo wy­

razić słowami. Posiada tę magiczną ponad- czasowość, która wyróżnia ją spośród in­

nych podobnych pozycji. Już spoglądając na okładkę, domyślamy się, że książeczka jest niezwykła i kryje w swoim zanadrzu wiele niespodzianek, które tylko czekają, aby je odkryć.

Z Jeżykiem chciałoby się zaprzyjaźnić każde dziecko bez wyjątku. Dla chcącego nic trudnego. Nie ma nic prostszego, wy­

starczy przeczytać o jego przygodach. Jeżyk z pewnością zostanie przyjacielem każdego dziecka, bo nie sposób nie zapałać do niego sympatią. Przyciąga swoją dobrocią niczym magnes. O takim przyjacielu w skrytości du­

cha marzy każdy z nas.

A. Ungeheuer-Gołąb, Przygody Jeżyka spod Jabło­

ni, Wydawnictwo „Skrzat", Kraków 2011.

1 A. Ungeheuer-Gołąb, PrzygodyJeżyka spod Jabłoni, Kraków 2011, s. 4.

2 Tamże, s. 44.

Izabela Mikrut

r y m o w a n k i n a r o k

Niby - wierszyki z przygód Cynamona i Trusi są bardzo naiwne i nie zawsze umie­

jętnie przełożone, a jednak Ulf Stark okazu­

je się na tyle świetnym autorem, że i z tych prostych rymowanek wykrzesać można bardzo wiele. W tomiku Wierszyki na okrą­

gły rok prowadzi swoich czytelników przez nienazwane dwanaście miesięcy, w poszu­

kiwaniu niespodziewanie zagubionego la­

ta. Cynamon i Trusia znienacka orientują się, że coś się stało z latem: wiatr zdmuch­

nął gdzieś plażową piłkę i nie pozwala ba­

wić się w ogrodzie, nic nie daje nawet roz­

palenie ogniska. Bohaterowie muszą zatem wyruszyć na poszukiwania.

W podróży, która wcale nie wymaga po­

konywania dużych dystansów, odkrywają uroki kolejnych pór roku: cieszą się znalezio­

nymi w lesie grzybami i kolorowymi liśćmi, przygotowują domek dla żuka, by ten nie za­

marzł; śnieg przypomina im dmuchawce, ale już za chwilę trzeba wypatrywać świąt. To pozwoli na trochę nietypowe ubranie cho­

inki, a potem - słuchanie śpiewu jeziora, za­

marzniętego jeszcze i uwięzionego pod lo­

dem. Cynamon i Trusia wyznaczają sobie ko­

lejne zadania - bawią się w błocie, gdy nad­

chodzi odwilż, a potem budzą całą przyrodę do życia. W końcu nadchodzi lato; misja bo­

haterów zakończyła się sukcesem.

Tomik pozbawiony jest narracji, jedy­

ne wskazówki co do zamysłu autorskiego skrywają się w wierszykach, przepełnio­

nych emocjami i okrzykami bohaterów. Cy­

namon i Trusia nie analizują swoich spo­

strzeżeń i nie wyjaśniają motywów działa­

nia - w rymowankach znajdują się czasem fragmenty ich rozmów, czasem refleksje.

Częste zwroty do siebie nawzajem sprawia­

ją, że uwaga dzieci będzie stale przykuwa­

na: w końcu bohaterowie odkrywają świat i bez przerwy intryguje ich coś, co ma szan­

sę zainteresować także małych odbiorców.

Zdarza się - wprawdzie rzadko, ale jednak - że Ulf Stark nie zdradza do końca swojej myśli (bądź też forma wierszyka pokonu­

je tłumaczkę) - wówczas puentę dopowia­

dają rysunki Charlotte Ramel. Charlotte

Ra-mel zresztą nie przekarmia dzieci słodkimi ilustracjami w stylu produkcji Disneya, wy­

biera kreskę naiwną. Szkicuje ogromne po­

stacie zaangażowane w zabawę (zwykle uchwycone w jakimś momencie pochła­

niającego całą uwagę zajęcia), ale tło i dro­

biazgi towarzyszące bohaterom nie spę­

dzają jej snu z powiek. Wiele rzeczy dzieci będą sobie mogły przy lekturze wyobrazić, bo Ramel nie zamierza wyręczać ich w tym i podsuwać gotowych wzorców. I słusznie, zwłaszcza że rysunki pasują do programo­

wej infantylności wierszyków.

Chociaż tłumaczka, Agnieszka Stróżyk, nie zawsze znajduje rymy dokładne, dobrze radzi sobie z rytmem i zmienianiem tonu ko­

lejnych wierszyków. Widać, że lubi bawić się formą i te poszukiwania maskują brak cel­

nych współbrzmień. Wierszyki Cynamona i Trusi stają się dzięki temu na tyle charak­

terystyczne, że mogą bez trudu przypaść do gustu dzieciom. Zwłaszcza że nie ma tu przemocy, agresji czy brutalności, tak czę­

stej we współczesnych bajkach.

U. Stark, Cynamon i Trusia. Wierszyki na okrągły rok, Wydawnictwo „Zakamarki”, Poznań 2010.

Monika Rituk