W PŁOMIENIACH
Ilu stro w a ła BOŻENA TRUCHANOWSKA
NASZA KSIĘGARNIA WARSZAWA 1979
stały obok siebie w jaskrawym kontraście. [...]
[s. 210-212]; Schodząc w dół ulicy Kopernika spojrzał w niebo, na którym z daleka widać by
ło dwa krzyże, katedry i Dominikanów - dwa znaki dodawania z nieziemskiej algebry, roz
wiązującej człowieka i świat w szalonym rów
naniu o samych niewiadomych [s. 295].
W powszedniej lwowskiej krzątaninie ludzkiej dzieją się bowiem niepostrzeżenie rzeczy wielkie: kończy się stary świat z jego instytucjami, sposobem myślenia, nauką,
tradycją... Zaczyna się wyłaniać świat no
wy. W kształcie utrwalonym przez autora Lwów należy do porządku i czasu przemija
nia. Nic jeszcze młodym poszukującym do
piero swej drogi - czy to w wojennej służ
bie dla ojczyzny, czy w książkach rozważa
jących intelektualne dylematy - kierunku tej drogi nie wskazuje.
Stworzony przez Parandowskiego ob
raz Lwowa - wizja miasta jako kulturowej wielorzeczywistości, na którą składa się pa
mięć o przeszłości i teraźniejszość życia do
czesnego, ojczyzna duża i mała, tradycja i obyczaj, życie duchowe i materialne, zabyt
kowe i tylko użytkowe realizacje architektu
ry, pejzaż, zmienna trwałość natury i wiecz
na ulotność nastrojów, atmosfera i koloryt, a przede wszystkim ludzie z ich mentalno
ścią, ludzie wieku mijającego - wydaje się kluczem do odczytania symboliczno-histo- riozoficznego sensu dzieła.
Płomienie zmagań ciemności i światła w obrazie słońca zachodzącego nad Lwo
wem to nie tylko symbol duchowych i inte
lektualnych utarczek Teofila. To także sym
bol zmagań starego i nowego, buntu i wia
ry, przemijania i nadziei - u progu XX wieku, to symbol kryzysu i przemijania kończące
go się wieku XIX, tej kultury intelektualnej, która, uwikłana w paradygmacie scjenty- stycznej empirii i racjonalizmu, nie potra
fiła odpowiedzieć na najważniejsze egzy
stencjalne pytania człowieka, zaspokoić pra
gnień jego duszy. Narzucona przez nią wizja świata - przyznająca rozumowi i postępowi wartość paradygmatów niepodważalnych, apologia jednowymiarowej, mechanistycz- nej i materialistycznej koncepcji życia, prze
kreślającej wymiar poznania i doświadcze
nia duchowego, której intelektualną konse
kwencją stał się w istocie dualizm odsepa
rowanych od siebie rzeczywistości: materii
i ducha ograniczonego jedynie do wymier
nych form kultu i obyczaju - stanowiąca o dynamice i rozwoju tej kultury w fazie jej wzrostu, teraz skazuje ją na przeminięcie, bo dla zrozumienia rodzącej się nowej rzeczy
wistości nie jest już przydatna.
Czytana ponownie, z perspektywy cza
su powieść jawi się coraz wyraźniej jako nie tylko proza rozwojowa o młodzieńczym do
rastaniu i kryzysie wiary, z adresem do mło
dzieży, ale jako powieść o znaczącym ładun
ku historiozoficznym: o mieście i świecie ska
zanym na pozostanie w czasie minionym, a więc w istocie na zagładę, jako powieść o przemijaniu światów, kultur, mentalno
ści, tradycji, nauki z jej metodami, powieść o końcu wieku i bolesnych wraz z wybu
chem I wojny narodzinach nowej formacji, jeszcze w swym kształcie zakrytej.
Można przypuszczać, że przypisanie Niebu w płomieniach adresu młodzieżowe
go i wprowadzenie na listę szkolnych lek
tur w latach PRL-u miało pełnić funkcję ide
ologiczną, ze względu na ukazanie kryzysu katolickiej wiary i „dowodów" dla uzasad
nienia tego procesu. Utrwalona głównie w edycjach szkolnych powieść została tym samym skazana od początku na publicz
ność, której kompetencje i doświadczenie z natury rzeczy nie mogły sprostać histo- riozoficzno-filozoficznym, a dodajmy tak
że - estetycznym, wysmakowanym w języ
ku, stylu, erudycji, dowcipie walorom dzieła, a więc skazana na odczytania niepełne, zu
bożone. Do lektur młodzieżowych nie za
wsze wraca się w dorosłości. Niebo... jest na pewno dziełem godnym nadal trwałej obec
ności w powszechnym, a nie tylko szkolnym czy młodzieżowym kanonie lekturowym.
Powieść ukończona w roku 1936, po
dobnie jak późniejszy, powojenny Zegar słoneczny, była pożegnaniem pisarza z mia
stem dzieciństwa, co ostatecznie dopełniła i rozstrzygnęła historia jemu współczesna -II wojna i będące jej konsekwencją granice.
Wiek XIX, jak potem okres XX-letniej niepod
ległości, odszedł w przeszłość, a wraz z nim Lwów - miasto ukształtowane przez dzieje, miasto tak inne, że przetrwać mogło jedy
nie we wspomnieniach, stanowiących naj
głębszy nurt powieści. Te wspomnienia je ocalają - raz jeszcze literatura okazuje swą moc jako przestrzeń trwania przeszłości, ja
ko miejsce ocalenia piękna światów minio
nych i oddania im sprawiedliwości.
1 J. Parandowski, Niebo w płomieniach, „Na
sza Księgarnia", Warszawa 1979, s. 259. Podawane dalej w nawiasach strony pochodzą z tej edycji.
Alina Zielińska
l w ó w u ś m ie c h a sięd o n a s Kto chociaż raz był we Lwowie, wie, że nie można o nim zapomnieć i aby te wspo
mnienia utrwalić, robimy zdjęcia, kupuje
my pamiątki lub, jeśli ktoś potrafi, piszemy o nim wiersze i opowiadania. Są tacy, któ
rzy potrafią o tym mieście napisać najpięk
niejsze strofy. To tu mieszkali i tworzyli wy
bitni polscy pisarze i poeci: Aleksander Fre
dro, Leopold Staff, Gabriela Zapolska, Maria Konopnicka czy Kornel Makuszyński - autor książki Uśmiech Lwowa.
Makuszyński przenosi nas do Lwowa, kiedy miasto to należało jeszcze do Polski, a przewodnikiem czyni czternastoletniego Michała Koreckiego.
Michał jest typowym nastolatkiem, któ
ry szybko rośnie i jak większość chłopców w jego wieku ma ogromny apetyt (apetyt nie tylko na jedzenie, ale również na życie).
Jak o sobie mówił: Ja jestem tym dryblasem,
bo rosnę szybko jak dzikie wino i niedługo wy
skoczę z własnego ubranka, które zdradza już ostatek cierpliwości1. Pewnego dnia chłopiec otrzymał ogromny list z pięcioma ogromny
mi pieczęciami z czerwonego laku. List spra
wiał duże wrażenie nie tylko pod względem wyglądu, ale również zawartości. Ukryta w nim była wierszowana zagadka, którą po
stanowił rozwiązać - jadę do miasta, w któ
rego bramie stoi lew...2.
K O R N E L M A K U S Z Y Ń S K I
USMIEGHJbWOWA
Lwów przywitał go życzliwością i uśmie
chem: nikt mnie tu nie znał, nikt o mnie nie sły
szał, a już mnie przygarnięto i już mnie nakar
miono. To jakieś czarodziejskie miastoP Mu
szę się zgodzić z Michasiem, że jest to cza
rodziejskie miasto, na mnie również zrobiło duże wrażenie. Razem z nim wędrowałam urokliwymi uliczkami, oglądałam wspania
łe budowle, wypoczywałam na ławkach
w parku. Odwiedziłam również Cmentarz Łyczakowski.
Michaś wybierając się do Lwowa, nie wiedział, co go tu czeka, ale, jak wszyscy bohaterowie Kornela Makuszyńskiego, wie
rzył w działanie serca i szczęśliwe przypadki.
Swoją postawą wzrusza nas i udowadnia, że dobroć ludzi potrafi być niezmierzona. Waż
nym elementem naszego życia jest uśmiech - a tu uśmiecha się do nas cały Lwów. Mo
że dlatego to miasto jest takie wesołe i rado
sne, że mieszka wśród zieleni, wśród wzgórz ilasów4, przecież powinniśmy doceniać ota
czające nas piękno, odkrywać to, co dobre i otwierać się na potrzeby innych ludzi.
Michaś był dobrym dzieckiem, jako bo
hater trochę szablonowy i schematyczny, ale pewne uproszczenia pokazują, że nale
ży doceniać wartości prostego człowieka.
Jego historia, opowiedziana w gawędziar
ski sposób, z nutką dobrodusznego humo
ru i odpowiednią stylizacją językową, prze
nosi nas w dawne czasy.
Uśmiech Lwowa Kornela Makuszyńskie
go to przykład pogodnej twórczości, po któ
rą, mimo upływu czasu5, nadal sięgają czy
telnicy. Utwór ten stał się inspiracją dla te
atru amatorskiego Arka Lwowska, którego założycielem jest ksiądz Józef Dudek - rów
nież reżyser i scenarzysta tego teatru. Pre
miera przedstawienia odbyła się w sierp
niu 1990 roku (w przygotowaniu przedsta
wienia brało udział 35 osób). Reżyserem i scenarzystą był ksiądz Józef Dudek, sce
nografię przygotował Stanisław Sobczyk przy współpracy lubaczowskich artystów, a opracowaniem muzycznym zajął się ksiądz Jerzy Sopel. Na scenie Domu Kul
tury w Lubaczowie Uśmiech Lwowa wysta
wiono ponad 20 razy, oprócz tego przed
stawiono go w Narolu, Lipsku, Horyńcu i Przemyślu. W 2000 roku, w oparciu o ten
sam scenariusz, Arka Lwowska wystawiła przedstawienie ponownie. Tym razem w re
żyserii Zbigniewa Chrzanowskiego, dyrekto
ra Teatru Polskiego we Lwowie, ze scenogra
fią Walerego Bortiakowa6.
Arka Lwowska jako premierowe przed
stawienie wybrała Uśmiech Lwowa po to, by zachować to, co piękne w dziejach naszego narodu. Weźmy więc z nich przykład i nie za
pominajmy o zakurzonych już nieco utwo
rach, z których płynie krzepiąca radość, za
uroczenie światem, wielka sympatia dla in
nych istot żywych.
1 K. Makuszyński, Uśmiech Lwowa, Kraków, Oficyna Cracovia, 1989, s. 7.
2 Tamże, s. 13.
3 Tamże, s. 21.
4 Tamże, s. 31.
5 Książka została napisana i wydana w roku 1934, późniejsze wydania: 1936, 1938, 1989, 2004.
6 Informacje pochodzą z oficjalnej strony teatru Arka Lwowska www.arkalwowska.pl z dnia 3.08.2011 r.
Krystyna Heska-Kwaśniewicz