• Nie Znaleziono Wyników

Cześć dla boga murzyńskiego

Chociaż ciemni murzyni tyle ofiar Ceremonja ta odbywa się w nastę-składają swoim bogom, to o mieszka- pujący sposób: Je d e n z kapłanów nie odpowiednie dla nich nie dbają napełnia czaszkę ludzką do połowy zupełnie, Św iątyn ie bóstw tamtejszych oliwą, nabiera j e j w usta i pryska stanowią nędzne, okrągłe lepianki, nią z całej siły na stare żelaziwo,

98

czne i ogłuszające: „apsik!“ — wówczas jego kolega i w spółtow arzysz biurowy, Jasio Syrych, bezzwłocznie podpowiadał mu głośno:

Cyrkunow w zruszył ramionami.

— I to w szystko?

— Naturalnie, że nie wszystko. Kupił­

bym sobie menażerję, — bo bardzo lubię dzikie zwierzęta. Dalej począłbym gimna­

stykować się hantlami. Na maskaradę

nego kataru pana Akima Cyrkunowa.

— Apsik! faktowi wygranej specjalnego przysmaku cudowności. bankowego, mając kieszenie nabite około stu dziewięć dziesięciu tysiącami w no­

wiuteńkich papierkach po pięćset rubli?

Nie! O takim dniu trudno zapomnieć!

nie poinformował się Cyrkunow.

— „Cordon - rouge“, „Cordon - vert“,

opracowany plan „ogłuszania*1, to też za­

czął bezzwłocznie uskutecznianie tego planu — od żebraka.

walerskiego mieszkania, Cyrkunow od­

razu zanurzył się w rozkoszne, pryw atne życie: w yłożył świeży, przedni kawior na wielki talerz, w ydostał łyżkę stołową, chleb i, w ytarłszy szklankę po herbacie, począł odkorkowywać wino szampań­

skie.

Nie poszło mu to łatw o; — trybuszon nie wwiercał się w korek, gdyż u góry flaszki sterczał jakiś metalowy kaptur, a prócz tego szyjka flaszki oplątana była

W szystko było nadzwyczajnie smaczne i kawior, i wino, i ananas. Śniadanko — palce lizać!

— Trzeba, — zadecydował usposobio­

ny gastronomicznie Cyrkunow, — spró­

bować jeszcze homara i wypić rumu. Na deser kupię tort. Eh, dobrze jest żyć na świecie!

Po śniadaniu Cyrkunow postanowił pojechać po zakupy do sklepów. Popa­

W sklepie galanteryjnym wyłożono przed nim całą górę pudełek:

ściciel sklepu został „ogłuszony11.

Począł histerycznie biegać w kółko, a się do rozmaitych kostjumów.

Smoking . . . H m !. . . Szofer! Wieź mnie,

Spodnie zrobimy niezbyt szerokie, spa­

dające lekko na pantofle, nie na kama­

100

sprzedaży bielizny męskiej, „Wszystko w najlepszym gatunku, m onsieur..

Pom ysłow y Cyrkunow zdołał jednak

„Ogłuszyć14 nawet Francuza, który — na­

wiasem mówiąc —■ nie jedno już widział r<a świecie: ilość nabytych przezeń chu­

steczek do nosa była tak wielka, że star­

czyłoby nawet najkapryśniejszej baletni- cy na rok.

„Ogłuszenie11 było straszliwe, okropne, nie dające się z niczem porównać. Dopie­

ro wtedy pojął Cyrkunow, że bywają chwile, kiedy serce może pęknąć z za­

chwytu.

Buchalter zabraniał, kantorzysta Sy- rych przewrócił kałamarz, a stróż Mo- kremko skoczył czyścić Cykunowi mio­

tełką m arynarkę.

W zruszony Cyrkunow padł na krzesło i przemówił głosem łagodnym a czułym:

— O, panowie, to przecież taka drob­

nostka! Niema tu nic nadzwyczajnego...

Panie Syrych! Wiem, że pan potrzebuje

„Ogłuszenie" było wprost nieprawdo­

podobne, wstrząsające, a jeśli nie zabiło

kał obszerne dziewięciopokojowe miesz­

kanie i kupił meble, dywany, obrazy i statuetki.

Cały dzień, spędzony razem, wielce zbliżył skromnego bogacza Cyrkunowa z rozumnym i wesołym szoferem. Wszy­

stkie zakupy zostały, ma się rozumieć,

„oblane*1 w oddzielnym gabinecie drugo­

10!

rzędnej restauracji. Cyrkunow nie omie­

szkał „ogłuszyć*4 garson?

olbrzymiego sandacza z półtuzinem fla­

szek szamapama. Z dziczyzny tym razem wybrano: kaczkę ruańską (12 rubli) i bo­

czek barani (6 rubli). Delikatny szofer w ten sposób podkreślił nieznacznie hierar­

chiczną różnicę między sobą a swym am- jakiegoś romansidła francuskiego lub an­

gielskiego; potem w staw ał, nakładał smo­

king, atłasow y kraw at, lakierowane pan­

tofle i długo włóczył po pokojach, przy­

glądając się obrazom i statuetkom, w y ­ branym przezeń do spółki ze znawcą wielkopańskiego życia — szoferem; na­

patrzyw szy się na obrazy i na bukiety

nił na kamerdynera, zniszczonego Hisz­

pana, zwanego Ignazio, pobierające pen­

sji akurat trzy razy więcej, niż Cyrku­

now swego czasu w kantorze składu drzewa Braci Pieretiaginów.

— Ignazio! — z precyzją mówił C yr­

kunow, gryzmoląc na papierze jakieś zygzaki, lecz zachowując przytem najpo­

ważniejszy w yraz tw arzy: szofer, klepiąc gospodarza poufale po ra­

mieniu. — Jak ci się dzisiaj chrapało?

Trącano się, pito. Przegryzano kawio­

rem, oraz kaczką „ruańską** na zimno,

która nadzwyczanie spodobała się Cyr- kunowi od czasu owej koalicji w gabine­

cie.

Po śniadaniu nasi przyjaciele siadali do auta i jechali na miasto, zabawiając się tem, że od czasu do czasu „ogłuszali**

hukiem przechodniów, lub sklepiarzy.

Cyrkunow bardzo lubił różne „fanta­

zje": to kupował bez targu w trzech sło­

w ach sklepik spożywcy z towarem i da­

rował go natrętnem u żebrakowi, to znów wynajmował kilkadziesiąt pustych doro­

żek i kazał woźnicom jechać za sobą

„extra-cugiem“, wprowadząc tem w nie­

bywałe zdumienie policjantów ulicznych.

Pazu pewnego obaj druhowie uradzili, że kupią wszystkie bilety na operetkę i wie­

czorem wysłuchali w skupieniu całego utworu w pustej sali, w obecności tylko zaintrygowanego tem mocno pana rew i­

rowego, któremu Cyrkunow podarował na pamiątkę tej „zabawy** złotą papieroś­

nicę.

Tegoż niezwykłego wieczora Cyrku­

now zapoznał się ze śpiewaczką operet­

kową, — panią Niezabudkową.

Niezabudkowa odrazu oceniła należy­

cie popielaty smoking, szofera i szykow­

ne lakierki byłego kantorzysty ze składu drzewa. Początkowo wszystko ograni­

czyło się do kwiatów, _ potem — do kolacji i kwiatów; następnie — kolacji, kwiatów i kolji brylantowej, którą C yr­

kunow nazyw ał bardzo dyskretnie, oba­

wiając się omyłki: „kolą“ ; następnie — kolacje, kwiatki i „kola“ uwiły trw ale gniazdeczko w bardzo ustronnem mie­

szkanku, które nadobna Niezabudkowa u- rządziła nawet bez rad doświadczonego szofera, a potem ...

Zarządzający działem depozytowym w banku odparł: — Sześć. Będzie pan otrzy­

Odszukał swoje dawne kawalerskie mieszkanie, osiedlił się w niem znowu po­

czął pędzić dawne, spokojne życie, bez popielatych smokingów, „ruańskiej" kacz­

ki na zimno, szampana i „ogłuszań" — bardzo skwapliwie odbierając swoje czterdzieści rubli co m iesiąc...

Szofer wszelako nie opuścił swego druha w tym skromnym trybie życia.

Często gęsto przesiadują obydwaj przy butelce piwa w pokoju Cyrkunowa; ile­

kroć zaś gospodarz zadrze głowę do gó­

ry, otworzy usta i mocno kichnie ,.apsik“

— szofer rzuca mu zawsze serdeczne ży­

czenie:

— Dwustu tysięcy na drobne wydatki!

Dzięki, — mówi gospodarz — lecz już nie dodaje jak dawniej: —

„Gdyby mi tak naprawdę, kapnęło ze dwieście tysięcy, wiedziałbym ja, wie­

działbym, co z niemi zrobić!"

Tylko, skłoniwszy swą ubogą w fanta­

zję głowę, pomyśli:

— Ech, Syrysiu, Syrysiu! Kto wie, mo­

że miałeś ty rację, może rzeczywiście lepiejby było kupić statek i w yruszyć w obce kraje; a w yrobiw szy sobie nazwi­

sko „Jack Smith", popijać po drodze rum i walczyć z Indjanam i...

A/WV**V\AA/WWV>/\A*/V\AAA'V\^AAA*AAAAA/W\*AA'WVWWVWVW\l*AAA