• Nie Znaleziono Wyników

MOJE DORASTANIE DO DOJRZAŁOŚCI (1) (wspomnienia z okresu międzywojnia i wojny)

W dokumencie Zwrot, R. 50 (1998), Nry 1-12 (Stron 30-35)

K a żd y czło w iek p o sia d a w łasną, je m u tyłko p r zy p is a n ą drogę życiow ą. W praw dzie b yw a ona często p o d o b n a do dośw iadczeń innych łudzi, lecz z a w s z e p o sia d a niepow tarzaln e, in d yw id u a l­

ne zn a m io n a , które j a k linie p a p ila rn e są charakterystyczn e tyl­

ko dla jed n eg o osobnika. M oje dzieciń stw o i młodość, p r z y p a d a ­ ją c e na dw udziestolecie m ięd zyw o jen n e i wojnę, są w w ielu w y­

p a d k a ch p o d o b n e do trudnych dośw iadczeń całego m ojego ró­

w ieśniczego pokolen ia, ale za w ie ra ją te ż p e w n e w yłą czn ie indy­

w idu aln e p r ze ży c ia i osobiste dozn an ia, które p r zy w o łu ję w ni­

niejszych w spom nieniach, będących za ra ze m fra g m en tem m oje­

go curriculum vitae.

M oi rodzice, M aria z d. Ciuruś ( I I 1887 - 19 III 1962) i J ó ze f O rszulik (2 III 1886 - 17 III 1969), w y w o d zą sw ó j rodow ód z biednych d ziew iętn astow ieczn ych rodzin chłopskich. M atka p o ­ ch odziła z galicyjskiej K w a c za ły k. Alwerni, z a ś ojciec u ro d ził się na Śląsku C ieszyń skim w Pruchnej. P o zn a li się, g d y ojciec w m u n d u rze au striackim o d b y w a ł ćw iczen ia w ojskow e w okoli­

cach rodzinnych m ojej m atki. Po za w a rc iu m a łżeń stw a w 1911 r rodzice za m ie szk a li w e Frysztacie. Ojciec p ra c o w a ł ja k o górnik w k a rw iń sk iej k o p a ln i „Tiefbau“ (Szyb Głęboki). W m om encie w ybu ch u p ie r w s z e j w o jn y ś w ia to w e j z o s ta ł z m o b iliz o w a n y i brał u d z ia ł w w alkach na fro n cie wschodnim . Tam te ż dostał się do n iew o li rosyjskiej. M atka w tym bardzo tru dn ym okresie w ojennym m u sia ła sa m a w ych o w yw a ć dw oje m ałych dzieci:

dw u letn ią córkę Anielę (1912 - 1989) o ra z pó łro czn eg o syna Jana (1913 - 1977). P rzyszło j e j też p o k o n y w a ć w iele trudności w zd o b yw a n iu żyw ności. W tym celu w yn a jm o w a ła się do róż­

nych p ra c u okolicznych gospodarzy. Gdy z a ś p o skoń czon ej woj­

nie ojciec p r z e z dłu gi czas nie d a w a ł o sobie z n a k u życia, m usia­

ła nadal zd o b y w a ć w tru d zie g ro sz na u trzym a n ie siebie i dw oj­

ga małych dzieci.

Ojciec zn a la złszy się w n iew o li rosyjskiej z o sta ł w yw ie zio n y na Syberię do obozu jenieckiego g d zieś w okolicach Krasnojarska.

Pracował na kolei w Górach Ałtajskich. W p a ź d zie r n ik u 1918 r.

[ 2 4 ]

w stą p ił do tw o rzą cej się ta m p o lsk iej arm ii. P rzyd zielo n y do 5- D y w iz ji Syberyjskiej b rał u d z ia ł w w alkach p rze c iw bolszew i­

kom. D yw izja ta je d n a k p o różnych zw ycięskich starciach m u sia­

ła sk a p itu lo w a ć w 1919 r. Ojciec z n ó w d o sta ł się do niewoli, tym ra zem do sowieckiej. B olszew icy p o s zu k iw a li w ted y g ó rn ik ó w w śró d jeńców . W raz z ojcem zg ło siło się ich kilku. W tej decyzji w id zieli bow iem je d y n ą sza n sę w yd o sta n ia się z jen ieckiego o- bozu, g d zie p a n o w a ł głód, szerzyły się choroby i w zrastała śmier­

telność. G órn ików p rze n ie sio n o do kopalnianych baraków. Byli tu lepiej tra k to w a n i i o d żyw ia n i, choć p ra c a b yła bardzo ciężka.

W kró tk im czasie ojciec a w a n so w a ł do roli dozorcy górniczego (sztygara), lecz tra k to w a n y b y ł w c ią ż ja k o je n ie c wojenny.

Po różnych peryp etia ch w K rasnojarsku ojciec p o w ró c ił do do­

m u dopiero p o blisko 8 latach. Jego p o d r ó ż z Syberii w ra z z m ie­

sięczną kw aran tan n ą, o d b ytą j u ż w Polsce, trw a ła trzy miesiące.

W d o m u w e F rysztacie z ja w ił się w styczn iu 1922 r. W tym czasie m iasto to n a leża ło j u ż do Czechosłowacji, co u tru dn iło ojcu spra­

w ę p r z y z n a n ia p r zy n a le ż n o ś c i p a ń stw o w ej. W ładze czeskie ba rd zo niechętnie p r z y ję ły polskiego żo łn ie rza i dlatego nie były skłonn e p r z y z n a ć m u o b yw a telstw a czechosłowackiego. U znając ojca z a obcokrajow ca, w yk o rzysta n o fa k t, ż e u ro d ził się on w Pruchnej, która z n a la z ła się w Polsce. Polskie obyw atelstw o a u to m a tyczn ie d o tyczyło całej je g o rodziny. P ozw olono je d n a k ojcu k o n tyn u o w a ć p ra cę na k o p a ln i „Tiefbau“, d o k ą d ja k p o ­ p rze d n io u d a w a ł się z Fryszta tu piechotą. W 1923 r. p r zy sz e d ł na

św ia t b rat Józef, z a ś j a u ro d ziłem się w 1925 r. W tym sa m ym ro­

ku p rze p ro w a d ziliśm y się do Larischowej k olon ii gó rn iczej na H e n ryk o w ie (g w a ro w o : H a jn d ry c h ó w ) w K a rw in ie, g d z ie w 1926 r. u ro d ził się n a jm ło d szy z pięcio rg a rodzeń stw a - M ieczysław (+1988).

K olonia n a H enrykow ie, d ziś j u ż nie istniejąca, z n a jd o w a ła się na w zgórzu, m ię d zy k o p a ln ia m i „F ranciszka“ i J a n a i K a ro la “ (tzw . Johan szachta). M ieszkaliśm y tu w je d n y m z piętrow ych bu­

dynków , k tó ry p o s ia d a ł 8 m ieszk a ń składających się z m ałego p rze d sio n k a z p r y m ity w n ą ubikacją, ku chn i z m a łą spiżarką i pokoju. C ałkow itą p o w ie rzch n ię tego m ieszk a n ia oceniam d ziś na około 4 0 m 2. W m ieszk a n iu było ośw ietlenie elektryczne, lecz nie było kan alizacji. Wodę nosiło się z e w spólnej stu d n i usytuo­

w a n ej p r z y ulicy m ię d zy budyn kam i. K a żd a ta k a stu dn ia słu ży­

ła 24 rodzin om . D o m ieszk a n ia p rzy p o rzą d k o w a n e b yły p iw n i­

ca (n a opał, z ie m n ia k i itp.), część strychu, m a ły ogródek i w p o ­ dw órku tzw. szopka. Prócz tego k a żd a ro d zin a m ogła u żytk o w a ć d zia łk ę o p o w ie rzc h n i około 8 arów.

W k olon ii zd ecyd o w a n ie p r z e w a ż a ła - p o d o b n ie j a k w całej K arw in ie - ludn ość polska, co w yra ża ło się m. in. w tym, ż e nie­

m a l w szystk ie d zieci u częszczały do p o lsk ie j szk o ły lu dow ej p r z y Starym Kościele i p o lsk ie j szk o ły w y d zia ło w e j w Solcy (kilku stu­

d en tów u częszczało do Polskiego G im n azju m w Orłowej). O et­

nicznym p o ch o d zen iu m ieszk a ń có w k o lo n ii św ia d c zyły te ż ich nazw iska: Bielczyk, Bystroń, Czechowicz, K arw iński, K ądziołka, M ałysz, Osuchowski, W aw rzyczek i in. Wielu gó rn ik ó w n ależało do polskich o rg a n iza cji (M acierz Szkolna, Sokół, Siła, R odzin a O piekuńcza), m ło d zie ż z a ś do harcerstwa, polskich sto w a rzy ­ szeń religijnych itp. Ojciec b ył czło n k iem m iejscow ego koła M acierzy Szkolnej, R odzin y O piekuńczej i Z w ią zk u Z a w o d o w e­

go Górników. W iązało się to z opłacan iem sk ła d ek czło n k o w ­ skich, a ta k że n iekiedy z in n ym i w yd a tk a m i. Tak np. z a swego rodzaju o b o w ią zek p o c zy ty w a li sobie rodzice, b y m im o w szystko w yku pić bilety w stępu na o rg a n izo w a n e p r z e z te instytucje im ­ prezy, choć w nich nie uczestn iczyli (bale, za b a w y, tzw. szkolne

„bale b e z b a lu “ itp.). N iek tó rzy górn icy b yli c zło n k a m i lewico­

wych p a r tii (PPS, KPCz). W obu niedalekich kościołach katolic­

kich (Stary i N o w y) w szystk ie n a b o żeń stw a o d b y w a ły się p r z e ­ w a żn ie w ję z y k u polskim , tylko niektóre p o czesku. D u żym p o ­ w odzen iem cieszyły się ró żn e im p rezy o rg a n izo w a n e p r z e z p o l­

skie organ izacje lub szk o ły (w ianki, akadem ie, festyny, p r z e d ­ sta w ien ia w Pracy, p o p isy gim n astyczne, w ystępy chórów itp.).

My, dzieci, p a sjo n o w a liśm y się także, p o d o b n ie j a k całe po lsk ie za o lzia ń sk ie społeczeństw o, m ecza m i k a rw iń sk iej Polonii, która w latach trzyd ziestych , n a leżą c do tzw . m o ra w sk o -ślą sk iej D yw izji, osiągała w sp a n ia łe sukcesy. Chcąc oglądać te mecze, prosiliśm y dorosłych, ż e b y nas p rze p ro w a d zili p r z e z bram ę ja k o w łasne dzieci. K ilka ra zy te ż sp rzą ta liśm y boisko i trybunę, z a co o trzym yw a liśm y p a r ę darm ow ych w stępów na mecze. M iarą naszej fa scyn a cji d ru żyn ą Polonii b y ł m.in. fa k t, ż e na p a m ię ć m o g liśm y szy b k o w y re c y to w a ć n a z w is k a c a łe j je d en a stk i.

U częszczałem te ż w r a z z b ra ćm i n a ćw iczen ia m ło d zik ó w Sokoła odb yw a ją ce się w sali Pracy. Pam iętam , j a k i byłem du m ­ ny, kiedy p o d c za s p o p isó w sokolich w p a r k u Pracy za jm o w a łem ja k o najm n iejszy w g ru pie n a jw y ższą p o zy c ję (n a 3- p ię tr ze ) w tzw. pira m id zie. W ydaw ało m i się wtedy, ż e oklaski p u b licz­

ności tylko m n ie się należą.

Życie codzienn e w ów czesn ej kolo n ii g ó rn iczej nie było łatwe.

Z w łaszcza w k ryzysow ych latach trzydziestych, które ja k o kilku­

letnie w ów czas dziecko p a m ię ta m dość dobrze. G órnikom ogra­

niczono w tedy p ra cę d o 2 - 3 dn ió w ek (tzw . szych ty) tygodniowo,

[ 2 6 ]

co sp o w o d o w a ło zm n iejszen ie o p o ło w ę i w ięcej ich skrom nych zarobków , a tym sa m ym o b n iżyło i ta k j u ż n isk i w cześn iejszy p o ­ zio m życia. O dczuła to m ocno m oja rodzina, z w ła s z c z a ż e w tym czasie (n a p o c zą tk u łat trzyd ziestych ) ojciec d w u k ro tn ie ciężko za ch o ro w a ł i p r z e z dłu g i czas łeczył się na p r ze m ia n albo w szp i­

talu (u ordyn atora Beiera), albo w d o m u p o d sta łą opieką lekar­

z a górniczego W acława O lszaka (późn iejszego b u rm istrza kar- wińskiego, bestialsko za m o rd o w a n eg o p r z e z hitlerow ców we w rześn iu 1939 r.). Po p rzejściu kilku operacji kości p ra w e j ręki ojciec z o sta ł kalek ą i p r ze sz e d ł na w czesn ą em eryturę, której w y­

sokość w yn o siła 2 0 0 koron. B yła to k w o ta n iew ystarczająca na u trzym a n ie w ó w cza s j u ż „ tylk o “ 5 -o so b o w e j rodziny. W 1931 r.

b o w iem siostra A n iela w y szła z a m ą ż z a g ó rn ik a Stefana M ałysza i za m ie szk a ła p o c zą tk o w o u je g o ro d zin y w bezpośred­

nim są sied ztw ie k o lo n ii na H enrykow ie, w tzw. dw orze, nieba­

w em z a ś w k o lo n ii na Sowińcu. W tym sa m ym roku brat Janek' z d a ł m atu rę w p o lsk im g im n a zju m w O rłow ej i ja k o stypendys­

ta M a cierzy S zk o ln ej w C zech o sło w a cji p o d ją ł stu d ia na P olitechn ice w e L w o w ie n a W yd zia le B u d o w n ic tw a Lądo- w o-W odnego. Tak w ięc p o przejściu ojca na p rzy m u so w ą em e­

ryturę p o zo sta ło w do m u je sz c ze troje nieletnich dzieci, a w ra z z n im i w ielkie k ło p o ty ro d zicó w z ich u trzym a n ie m i w ychow a­

niem. P rzy c zym n a jw ięk sze tru d y spoczęły na matce, która i tak j u ż w p rze szło ści nie m ia ła ła tw eg o życia, z w ła s z c z a w czasie w ojn y i bezpośrednio p o niej, k ied y to p r z e z dłu gie lata wycho­

w yw a ła sam otn ie dw o je m ałych dzieci. Obecnie z a ś oprócz trój­

k i d zieci m u sia ła o p iek o w a ć się m ężem -k a lek ą , w dodatku nie m ając w ystarczających śro d k ó w do życia.

Ja k j u ż w spom n iałem , n asze m ieszk a n ie sk ła d a ło się z kuchni i pokoju. K uchnia słu ży ła nie tylko d o g o to w a n ia posiłku, ale w niej kon cen trow ało się całodzien n e ży c ie rodziny. Tu o d b yw a ­ ło się mycie, sp o ży w a n ie posiłków , p r a n ie b ielizn y itp., a także z a b a w y d zieci i odra b ia n ie z a d a ń szkolnych. W kuchn i zn a jd o ­

w a ły się oprócz p ie ca stół, taborety, kredens i łóżko. W ciasnym p o k o ju b yły d w ie sza fy na ubrania, stolik i d w a łóżka. Tutaj też w ieczorem p r zy g o to w y w a n o na p o d ło d z e d o d a tk o w e m iejsca do spania.

c.d.n.

’J a n O rszu lik (1 9 1 2 -1 9 7 7 ) - ż o łn ie r z w r z e ś n ia (p o r u c z n ik -s a p e r ) , w ię z ie ń s o w ie ­ c k ic h łagrów , ż o łn ie r z 2. K o rp u su P o ls k ie g o p o d d o w . g e n . W ład ysław a A ndersa.

Z m arł w A n glii.

W dokumencie Zwrot, R. 50 (1998), Nry 1-12 (Stron 30-35)