• Nie Znaleziono Wyników

NA FRONCIE LWOWSKIM

W dokumencie Zwrot, R. 50 (1998), Nry 1-12 (Stron 192-199)

Po b itw ie w K iernicy U kraińcy od erw a li się o d nas i u ciekli w kie­

r u n k u n a Lubień Mały. P oszły z a n im i p a tro le pościgowe, które je d n a k p r z e d nocą p o w ró ciły do K iernicy. N ocow aliśm y tutaj. Na p rze d p o lu w si zo sta ły w y sta w io n e siln e p o s te r u n k i obserwacyj-

n o -a la rm o w e . Noc je d n a k m in ę ła spokojnie.

N a z a ju tr z w czesn ym r a n k ie m od b iera ł n a błoniach K iernicy ci­

chą defiladę naszego b a ta lio n u p łk . Serda, dow ódca naszego zgru­

p o w a n ia bojowego. P u łk o w n ik s ta ł w o to czen iu sw ego nielicznego s zta b u n a n ie zn a c z n y m w zn ie sie n iu te ren o w ym i p o w ta r z a ł stale sw o im d o n o śn y m głosem : N iech ż y ją bohaterscy Ślązacy!

-R u szyliśm y na stęp nie do n a ta rcia n a L ubień Mały. U kraińcy sta­

w ia li tylko le k k i opór i n a k a z a n e cele ta k ty c z n e zo sta ły p r z e z nas osiągnięte z n ie z n a c z n y m i stratam i.

Z L ubienia M ałego u tw o rzy liśm y coś w ro d za ju m a łe j twierdzy.

Z a d a n ie m m ego p lu to n u była te ra z obro n a m ałego, m o że półmor- gow ego lasku, p o ło żo n eg o nied a leko to ru kolejow ego Lw ów -Sam - bor i o koło p ó ł kilo m etra n a w schód o d w ioski. D ozorow aliśm y wy­

m ie n io n y tor ko lejo w y a z w ła s z c z a je g o w y lo t z la sku o d kieru n ku Sam bora, g d y ż s ta m tą d p o d je ż d ż a ł często u k r a iń s k i p o cią g pancer­

ny. D ziało się to oczyw iście z w y k le w czasie w ściekłych szturm ów U kraińców n a n a sze p o zy c je obronne. W s ty c zn iu odparliśm y kilka takich sztu rm ó w , za d a ją c p r z y ty m U kraińcom n ie ra z bardzo duże straty. P o m agała n a m p r z y ty m d zieln ie bateria n a sze j artylerii z L u b ien ia W ielkiego o ra z k u lo m io ty z k o m p a n ii p o ru czn ika Cieńciały. Na o d cin ku m ego p lu to n u to w a rzy szy ł m i stale i wspo­

m a g a ł w spa niałe w k a ż d e j p o tyczce k u lo m io t, którego celowniczym b ył podchor. S za tko w ski z Istebnej. W celnym o gniu tej je g o m aszyn­

k i z a ła m y w a ły się w szystkie s z tu r m y U kraińców n a p o zy c je obron­

ne p lu to n u .

W w a lka ch w L u b ien iu M a łym w y ró żn iło się w ielu żołnierzy, po­

doficerów i oficerów. Trudno m i w y m ie n ia ć w szystkich. Pam iętam w iele tych boh a terskich sylw etek, lecz n ie p a m ię ta m nazwisk.

W yróżniali się stale oprócz św ietnego dow ódcy b a ta lio n u mjra Strońskiego w szyscy b e z w y ją tk u do w ódcy k o m p a n ii a w ięc porucz­

nicy Cieńciała, M atuszek, Buchta, ppor. M erka i a d iu ta n t batalionu ppor. Kocur. Z pod ch o rą żych u tk w ił m i n a z a w s z e w p a m ię c i boha­

terski patrolow iec, stale uśm iechnięty, pogodny, dużego wzrostu A d o lffu s o f z C ieszyna-P astw isk, o d w a ż n y i fle g m a ty c z n y szturm o­

[ 1 8 ]

wiec, byty m a r y n a r z s ie r ż a n t B orski z C ieszyn a -B ra n d ysa i oczy­

wiście n a d zw y c za j o dw a żny, s zc zu p lu tk i i ru ch liw y ceka em ista p o d - chor. S zo tko w ski z Istebnej. A w ięc w szyscy Ślązacy z Cieszyńskiego.

Nie p r z y p o m in a m sobie d okładnie, w k tó ry m d n iu w k o ń c u stycz­

nia za sk o czyła n a s tu n a fr o n c ie w L u b ien iu M a łym Hiobowa wieść, że bracia Czesi z ła m a li z a w a r tą z Polską R a d ą N a rodow ą K sięstw a Cieszyńskiego u m o w ę z d n ia 5 listopada 1918 ro ku i w p a d li p o tę ż­

n y m i s iła m i w o js k o w y m i do p o lsk ie j części Śląska Cieszyńskiego.

Z agarnęli z a p ie r w s z y m z a m a c h e m Cieszyn - B o g u m in - K a rw in ę - Orłowę - Trzyniec - Ja b ło n kó w . W yw iązała się bratobójcza w al­

ka. N a ja zd C zechów z o s ta ł w s tr z y m a n y a ż n a lin ii Wisły p r z e z w ie­

lokrotnie słabsze liczebnie o d d zia ły p o lsk ie generała L atinika.

Na w ia d o m o ść tę za g o to w a ło się w ca łym ba ta lio n ie o d świętego oburzenia. P rzybiegł do m n ie podchor. Szotkow ski, ka p ra l Wróbel i w ielu inn ych je sz c z e i s ta w ia ją u ltim a tu m : - N iech n a s tu natych­

m iast zlu zu ją , a m y m u s im y w rócić na Śląsk, g d zie m u sim y w y k u ­ rzyć z naszych teren ó w i c h a t n a je źd źcó w ! P obiliśm y U kraińców - d a m y też radę sobie z b ra ćm i C zecham i! D o w ied zia ł się o tych nastrojach dow ó dca b a ta lio n u m jr Stroński. Z a r z ą d z ił odpraw y ofi­

cerskie i p o g a d a n k i żo łnierskie, w czasie których z d o ła liśm y z d u ­ ż y m w ysiłkiem u sp o ko ić w z b u r zo n e m a sy żo łn ie rskie i w y tłu m a ­ czyć im, ż e Czesi n a p e w n o zo sta n ą z a tr z y m a n i i cały Śląsk Cieszyński w róci do Polski.

W ko ń cu sty c zn ia p r z e ż y liś m y ró w n ie ż je d e n z na jg w a łto w n iej­

szych s ztu r m ó w u k ra iń sk ic h n a n a sze pozycje. N a d ra n em b u d zi m nie czu jka n o cn a i g w a łto w n a strzelanina. Z r y w a m się z fr o n to ­ wego barłogu i biegnę do la sk u n a m oje sta n o w isko dow ódcy p lu to ­ nu. Z a m n ą p ę d z i podchor. S zo tko w ski do sw ojego ku lo m io tu . Pociski n a m n a d g ło w a m i gęsto b zy k a ją i gw iżd żą . D o p a d a m y do naszych o ko p ó w z p ie r w s z y m b rza sk ie m dnia. N a jw y ższy czas, g d yż p ie rw sza fa la U kraińców zb liż y ła się j u ż do n as na odległość 200 metrów, a z przeciw ległego lasu nadciąga j u ż ich druga fala.

Jednocześnie z w ylo tu leśnego s u n ie torem ko lejo w ym o lb rzym i opancerzony ż ó łw - ich p o cią g p a n c e rn y - i p lu je n a cały lasek oraz obsadę m ego p lu to n u w śc ie k ły m i p o c isk a m i sw ego d zia łk a i gęsty­

m i seriam i kulom iotów .

Wszyscy ż o łn ie rz e p lu to n u są n a m iejscu, n a sw ych stanow iskach strzeleckich i b ro n im y się. U kraińcy są niestety coraz bliżej i w i­

docznie są p e w n i zw ycięstw a. Coś się chyba p rzy d a rz y ło J ó z k o w i Szotkow skiem u, bo je g o k u lo m io t milczy. Nareszcie się jego m a ­ szy n ka rozśpiew ała i J ó z e k n a nieprzyjaciela syp n ą ł celnie, gęstym i i d łu g im i seriam i. S k u te k b y ł natychm iastow y, g d y ż fa la n ieprzyja­

ciela uciekła z a r a z do lasu a p r z e d n ia tyralieria zo sta ła p rzy g w o ż­

d żo n a do rów nego i za śn ie żo n e g o terenu, n a k tó ry m czern iły się syl­

w e tk i p o jed yn czych tyra lieró w j a k m a łe k u p k i obornika. W idać ja k p o je d yn cze sylw e tki siczo w có w w yco fu ją się do m a rtw e j n ie cki tere­

nowej, a n astępnie p r ze m y c a ją się p o d m o stk ie m n a drugą, bez­

p ie c z n ą dla nich stro n ę w a łu kolejow ego. W tej ch w ili Józek S za tko w ski p r ze ry w a ogień i p r z e n o s i k u lo m io t n a za p a so w e sta­

now isko, a b y s ta m tą d p r a ż y ć sk u te c zn ie j og n iem u k r a iń s k i pociąg pa ncerny. Na to za p a so w e sta n o w isk o j u ż niestety nie dobrnął.

Upadł n a zie m ię ra żo n y śm iertelnie.

N asza bateria z L u b ien ia W ielkiego n a m w obronie dzielnie se­

ku n d o w a ła . Jed en z p o c isk ó w artyleryjskich b y ł celny i tra fił w wa­

g o n - p la tfo rm ę p o c ią g u pan cernego, k tó ry szy b k o zrejtero w a ł do ty łu w b ezpieczn e miejsce.

A ta k U kraińców z o s ta ł odparty.

Dla poległego podchor. J ó z k a Szatkow skiego zo sta ł w ykopany grób żo łn ie rsk i w la sk u p o d L u b ien iem M ałym . Tam, niedaleko od G ródka Jagiellońskiego i Lw ow a, spoczęły je g o m ło d zie ń c ze kości.

A je g o czysta i p ię k n a d u s zy c z k a - a raczej je g o w ielka, szczera du­

sza beskidzkiego górala - za m e ld o w a ła się n a jp ierw w niebiań­

s k im g a rn izo n ie u św. Piotra, a p o te m z p rze p u stk ą Najwyższego w a rtk o p o lecia ła n a p e w n o n a w ie czn ą kw a terę n a d Lstebną, nad s zc zy t Ochodzitej, s k ą d tęskn ie spoziera w stronę niedalekiego, za­

bra n eg o B u k o w c a i J a b ło n k o w a , n a s z c z y ty K ozubow ej, Jaw orow ego, n a Sto żek i C zantorię osłaniającą sw o im w yniosłym i zg a rb io n y m w ierch em do lin ę W isły p r z e d d y m n y m i c h m u ra m i hu­

ty w Trzyńcu.

Podchor. J. S zo tk o w sk i b y ł z n a n y i łu b ia n y w ca łym batalionie.

P rzyszli się z n im p o ż e g n a ć i p o m o d lić się n a d je g o m ogiłą wszyscy oficerow ie batalionu, ta k że m jra Strońskiego. N ie w styd ziłem się za sw oje łz y p r z y ty m ż o łn ie r s k im p o ch ó w ku . N ie w styd zili się z a swo­

j e łz y n a d gro b em J ó z k a i in n i ż o łn ie rz e m ojego p lu to n u . L n ik t się n ie d ziw ił, ż e je g o n a jb liż s z y d ru h , k a p r a l- o c h o tn ik Wróbel z K arw iny, ro zszlo ch ał się g ło śn o n a d je g o m ogiłą.

B o w iem byliśm y i je ste ś m y n ie tylko żo łn ie rza m i, ale i ludźm i.

Śm ierć J ó z k a S zo tkow skiego b yła dla m n ie stra szn ym wstrząsem.

D ługo nie m o g łem się z ty m pogodzić. B ra ko w a ło m i g o bardzo. Był to z a w s ze pogodny, dobry, szc ze ry p rzy ja c ie l i bardzo dobry, ofiar­

n y i o d w a ż n y żo łn ierz.

W alki o Lwów, P rzem yśl i g ra n ice w schodnie Polski toczą się dalej.

N a sz batalion odpiera sk u te c zn ie p r z e z cały czas liczne sztu rm y si­

czow ych strzelców. D opiero w k w ie tn iu n a stąp iło z lu z o w a n ie bata­

lio n u p r z e z o d d z ia ł k r a k o w s k i i m a sze ru je m y n a k ilk u d n io w y od­

p o c z y n e k do G ródka Jagiellońskiego. Po o d p o czyn ku m a m y objąć

[ 2 0 ]

odcinek fr o n to w y w n ie d a lekiej stą d k o lo n ii E b en a u -S to d ó lki.

W n a stęp n ym d n iu za p ro sił w szystkich oficerów b a ta lio n u n a o- biad b u r m istr z m ia sta Le B outon. Z u st ojca m ia sta i m iejskich no­

tabli p a d a ły często i gęsto toasty, p o c h w a ły i z a c h w y ty p o d adresem batalionu.

N a za ju trz p ro w a d ziłe m k o m p a n ię do ła ź n i i z a u w a ż y łe m na głów ­ nej ulicy m ia sta g ru p kę dystyngow anych, lecz n ieznanych m i wcale oficerów. N a ra m ien n ik i ich fr e n c z ó w były ozdobione św ieżo wpro­

w adzonym i, lecz n ie zn a n y m i m i je szcze epoletam i i g w ia z d k a m i ofi­

cerskimi. Oddaję im h o n o r i salutuję, fe d e n z nich daje m i z n a k ręką, abym po dszedł do niego. Z ap ytuje m nie: - Cóż to z a od d zia ł i d o ką d m aszerujecie? - W idzę n a n a ra m ie n n ik a c h jego fr e n c z u - k u r tk i i czapki 3 gw iazd ki, w ięc m elduję: - Panie ka p ita n ie! P odporucznik N o w o k z 7 - m e j k o m p a n ii trzeciego b a ta lio n u P u łk u Z ie m i Cieszyńskiej m elduje posłusznie, ż e p r o w a d z i k o m p a n ię do ła źn

i.-- Ach to ten sła w n y b a ta lio n ślą ski z C ieszyna! M a m z a s z c z y t p o ­ zn a ć je d n eg o z oficerów tego b a ta lio n u i p rze d sta w ić się. P u łk o w n ik Sikorski je ste m ! - o d z y w a się p r z y ja ź n ie n ie z n a n y m i dotychczas oficer i p o d a je m i sw o ją i ściska m i m o cn o m o ją rękę. W tórują m u z p o ta k u ją c y m u śm iech em to w a rzyszą cy m u oficerowie, w idocznie oficerowie je g o sztabu. Speszyłem się niesam ow icie, ż e nie u m ie m rozróżn iać sto p n i oficerskich i chyba z a c ze rw ie n iłe m się z e w stydu.

Z a u w a ży ł to w id o c zn ie ów czesny p łk . W ładysław Sikorski, o któ ­ rym j u ż coś słyszałem , g d y ż o d r a zu m n ie pocieszył: - To nic, p a n ie p o ru czn iku , ż e p a n m n ie trochę zdegradow ał, a raczej o d m ło d ził w szarży. Widać, p o r u c z n ik u , ż e byliście dotychczas na froncie, g d y ż nasze n o w e d ystyn kcje oficerskie z o sta ły w p ro w a d zo n e o d n ied a w ­ na. Ach, w sp a n ia ły je s t n a p ra w d ę ten w a sz cieszyń ski b atalion! - To m ów iąc uścisn ął m i n a p o ż e g n a n ie rękę i p o lecił odm aszerow ać. - Ku chw ale O jczyzny, p a n ie p u łk o w n ik u ! - r y k n ą łe m donośnie - Spełniam y tylko n a s z żo łn ie rs k i o b o w ią zek !

Po k ilk u d n ia ch o d p o c zy n k u w G ródku Ja g iello ń skim p o m a szero ­ w aliśm y n a n o w y i o d G ródka nied a leko p o ło ż o n y odcinek fr o n to ­ n y w ko lo n ii E b en a u -S to d ó łki, g d zie oprócz p iln o w a n ia fr o n tu p rzep ro w a d za liśm y in te n sy w n e szk o len ie i u zu p e łn ia liśm y nasze w yekw ipow anie. N a fr o n c ie p a n o w a ł w ó w cza s spokój. B ył to okres po d o tkliw ej klęsce z a d a n e j U kraińcom p o d Sadow ą W isznią p r z e z w ie lko p o lskie w o js k a d o w o d z o n e p r z e z g en e ra ła D a n iela K onarzew skiego. W ielkopolanie u d zielili w ó w cza s U kraińcom p o ­ rządne lanie, p r ze ry w a ją c sic zo w n ik o m w s ze ro k im p a sie ich pierś­

cień o b lężn iczy i o d tych p a m ię tn y c h d n i w ojska u kra iń skie za ch o ­ w yw ały się ostro żn ie i z w yczekiw a n iem .

Niedaleko n a za c h ó d o d naszego b atalionu stały na pozycjach fr o n ­

tow ych inn e bataliony naszego p u łk u . Na fro n c ie lw o w skim znajdo­

w a ł się w ów czas cały n a sz 1 0 -ty P u łk Z ie m i Cieszyńskiej, a w jego szeregach w alczyło w ielu m oich kolegów, zn a jo m ych i krewnych.

Trudno ich tu w szystkich w ym ienić. W spom nę tylko o najbardziej mi drogich, bliskich i znajom ych, j a k m ó j b ra t cioteczny por. F. Branny z Kopicy, dru gi m ó j b rat cioteczny por. K. B iłko z Krasnej, por.

Cienciała, por. W. Michejda, p o ru c zn ic y bracia E dw ard i Ferdynand Buchtowie, por. Franek z Ochab o ra z w ielu innych.

Jeszcze w czasie p o sto ju w G ródku Ja g iello ń skim zo sta ła przepro­

w a d zo n a p e w n a reorga nizacja b a ta lio n u i zo sta ły u zu p ełn io n e sta­

n y lic ze b n e k o m p a n ii i p lu to n ó w z a p o le g ły c h i rannych.

O trzym a łem do p lu to n u dziesięciu ż o łn ie r z y Ś lą za k ó w z byłej arm ii autriackiej, k tó r z y ja k im ś cu d em u tr z y m a li się o d ko ń ca w ojny na tych terenach i zg ło sili się te ra z n a o ch o tn ika do w ojska polskiego.

C hodziło o starszych, do św ia d czo n ych żo łn ierzy. B ył m ięd zy nim i szeregow iec K arpeta z Trzyńca czy te ż z okolicy Trzyńca, robotnik ta m tejszej huty. D o św ia d czo n y wyga, o d w a ż n y za w a d ia ka , który w y r ó ż n ia ł się tym , ż e p o s ia d a ł ha rm o n ię, któ rą w szęd zie taszczył i p r z y k a ż d e j o k a z ji g ra ł n a niej. Z w ró ciłem m u uwagę, ż e to prze­

cież ciężki i n ieforem ny grat. O b u rzył się w tedy szczerze i pow iedział mi: - To ba rdzo fa j n y in sztru m en t, fa jn o heligónka. Łacno j ą kupi- łech - t u w je d n e j w si i m u sz ę j ą do sm yczyć do ch ałupy! - N ie wiem czy m u się to udało. W k r ó tk im czasie n a s b o w ie m rozdzielił los.

W z w ią z k u z tą h a r m o n ią b y ł K arpeta z n a n y p ó ź n ie j lepiej pod p r ze zw is k ie m „Fleligón“.

W szystko w sk a zy w a ło n a to, ż e w k r ó tk im czasie ru szym y do w ię kszej ofensyw y. R ozpo częła się o n a w p ie rw szych dniach maja h u r a g a n o w y m n a ta rciem n a szych oddziałów . D zia ła n ia naszego b a ta lio n u w tej ofen syw ie p rze b ie g a ły p om yślnie, g d y ż były pro­

w a d zo n e z n ie zw y k łą siłą i inten syw n o ścią p o d z n a k o m ity m do­

w ództw em . M ieliśm y m in im a ln e stra ty w ludziach. N ajdotkliw szą stratą była niestety bo h a terska śm ierć dow ódcy b a ta lio n u mjra Strońskiego, k tó ry z g in ą ł w p ie r s z y m d n iu tej ofensyw y trafiony o d ła m k ie m szrapnela. D o w ó d ztw o b a ta lio n u o b ją ł p o n im dowód­

ca m o jej k o m p a n ii por. M atuszek, a j a p r ze ją łe m p o n im dow ódz­

tw o 7 ko m p a n ii.

Wojska u kra iń skie cofały się w p o p ło ch u n a całym froncie. Po zacię­

tych kilku n a sto d n io w ych w alkach ifo rso w n y m pościgu cofających się Ukraińców, zn a leźliśm y się p o d B rzeżanam i, zabierając p o drodze setki je ń c ó w do niewoli. W je d n e j tylko bitw ie niedaleko Brzeżan, po sforsow aniu m o stu kolejow ego n a d Seretem obok stacji kolejowej Potutory, za b ra liśm y do n iew oli p o n a d 3 0 0 je ń c ó w ukraińskich.

Po m iesiącu za ciętych w a lk i w yczerpującego pościgu

odmaszero-[ 2 2 ]

w aliśm y do o d w o d u d ow ód cy fr o n tu . O dpoczęliśm y ledw ie dw a d n i w Tarnopolu, g d y ż w d n iu 8 czerw ca z a r z ą d z o n o n iesp o d ziew a n y alarm batalionu. P o m a szero w a liśm y fo r s o w n y m m a rszem w kie­

ru n k u na Trem bow le-C zortków . O kazało się, ż e w z m o c n ie n i wiel­

k im i s iła m i a ta m a n a P etlury i d o w o d ze n i p r z e z austriackiego ge­

nerała K ra u sa z a c h o d n io -u k r a iń s c y siczo w cy p r z e ła m a li p o d C zortkow em i n a in n y ch odcinkach n a sze p o zy c je i ru szyli do k o n ­ trofensywy. W d n iu 10 czerw ca m in ęliśm y Trem bowle i dotarliśm y w ieczorem do czysto p o lsk ie j w io ski Podhajczyki.

Zajęliśm y o z m r o k u n a p a g ó rko w a ty ch p rzed p o la ch tej m iejsco­

wości sta n o w iska obronne. P osiadaliśm y d o sko n a łe p o łe w id zen ia i obstrzału. N ie p o sia d a łe m tylko w glą du w g łę b o ki i d u ż y p a ró w p o ło żo n y n a p r ze c iw lewego sk rzy d ła k o m p a n ii opartego o kościół w Podhajczykach. Z p a r o w u d o ch o d ził do m oich u szu zg iełk k o n ­ centrujących się do s z tu r m u o d d zia łó w ukraińskich. D o zó r n a d tym p a ro w em p o w ie rz y łe m obsłu dze m io ta c za m in o ra z um ieściłem w tym s a m y m cełu je d e n z p rzy d zie lo n y c h m i k u lo m io tó w n a w ieży kościelnej.

U kraińcy s z tu r m o w a li za ciekle p r z e z d w a d n i k ilk a k ro tn ie p r ze ­ w a ża ją cym i s iła m i n a sze p o zycje obronne, lecz w szystkie ich a ta k i za ła m y w a ły się w n a s zy m ogniu, a o d d zia ły ich, z a jm u ją c e p o sta w ę wyjściową do n a ta rć w p a ro w ie p r z e d nam i, b yły d ziesią tko w a n e p r z e z k u lo m io t z w ie ży kościelnej o ra z p r z e z m io ta c z m in. Ponieśli więc ogrom ne straty, z c zy m z w ie r z y ł m i się z o b u rze n ie m u k ra iń ­ sk i d o w ó d ca p u łk o w e g o z w ia d u s z tu r m u ją c e g o P odhajczyki.

Oczywiście z w ie r z e n ia te m ia ły m iejsce p o m o jej nieszczęsnej w pad­

ce do niewoli, co n a stą p iło w d n iu 13 czerwca.

Chociaż n a sze p o zy c je ob ro n n e w tych w alkach n a p r zy c z ó łk u m ostow ym w P od h a jczyka ch n a w e t n ie drgnęły, o trzy m a liśm y w dniu 12 czerw ca p r z e d za ch o d em słońca w y ra ź n y r o z k a z do oder­

w ania się o d p r z e c iw n ik a i o d w ro tu w k ie r u n k u n a M ikulińce - Tarnopol. P ierw szy n a s z odsko k z P odhajczyk m u sia ł się odbyć p r z e z je d yn y n a d Seretem most. N ie obeszło się p r z y ty m b e z strat, g d y ż m ost był o strzeliw a n y p r z e z artylerię ukraińską. Z g in ą ł w ów czas dobry ż o łn ie r z k a p ra l Wróbel z K a rw in y i n ie z n a n y m i bliżej rezer­

wista, sta ry w ia ru s ró w n ie ż z K arw iny.

Dalsze d zia ła n ia p rze b ie g a ły j u ż w m ro ka ch ciemnej, lecz w yjąt­

kow o ciepłej i oczyw iście k ró tk ie j nocy z d n ia dw unastego n a trzy­

nastego czerwca. Po z a c h o d zie słońca o d erw aliśm y się o d nieprzy­

jaciela, p o zo sta w ia ją c n ie u sz k o d z o n y m o st n a d Seretem w rękach Ukraińców, g d y ż n ie m ieliśm y m a teria łu do w ysa d zen ia go w p o ­ wietrze. W czasie o d w ro tu odebrałem o d dow ódcy b a ta lio n u por.

M atuszka za d a n ie:

- K o m p a n ia ja k o s tr a ż tylko m u s i u b ezp ieczyć o d w ró t b a ta lio n u cofającego się szosą w k ie r u n k u n a M ikulińceT arnopol.

-W ydzieliłem z k o m p a n ii je d e n p lu to n ja k o „szpicę“ ty ln ą i zdecy­

do w a łem się p o z o sta ć p r z y ty m p lu to n ie, a b y osobiście dopilnow ać do kła dn eg o i su m ie n n e g o w y k o n a n ia za d a n ia . Jeszcze p r z e d tym z a tr z y m a łe m k o m p a n ię n a k r ó tk i p o stó j-o d p o c zy n e k , p o d c za s któ ­ rego p r ze p ro w a d z iłe m p r ze g lą d k o m p a n ii o d tyln ej za b ezp iecza ­ ją c e j „szpicy“ do p lu to n u n a p r z o d z ie k o m p a n ii, którego dow ódcą b ył o d w a ż n y i p e w n y sie r ż a n t B o rski z Cieszyna. B yłem je d y n y m oficerem w k o m p a n ii i d o w ó d c a m i p lu to n ó w b yli podoficerow ie.

W trakcie k ró tkich ro zm ó w z ż o łn ie r z a m i w d r u ży n a c h i p lu to n a ch p r ze k o n a łe m się, ż e p o m im o ogrom nego fizy c z n e g o zm ę c z e n ia żo ł­

nierska brać była dobrej myśli. Po ty m p r ze g lą d z ie -k o n tro li w yda­

łem r o z k a z do m arszu. Z a r a z p o rozpoczęciu dalszego m a rs z u p lu ­ to n ó w i k o m p a n ii u słysza łem to n y ja k ie jś m elo d ii m arszow ej, którą n a s w y m „ in sztru m e n c ie “g ra ł oczyw iście K arpeta-H eligón. K iedy jeg o p lu to n się p rzy b liżył, K arpeta m n ie w ciem nościach z a u w a ż y ł i k r z y k n ą ł do m nie: - P o zyw ó m p a n a p o r u c z n ik a do arbajterhaj- m u, do d ó m u robotniczego w Trzyńcu. Z a p ła cę w szystko, co wypije­

m y !

-P ozostałem n a m iejscu ta k długo, d o p ó k i w d a li w szurgocie bu­

tów m a szerują cych ż o łn ie r z y nie z a n ik ły to n y m eło d ii g ra n ej na

“fa jn e j h eligón ce“p r z e z K arpetę-H eligóna. P odobno K arpeta p rze ­ ż y ł w szystkie ta ra p a ty i p o w ró c ił do Trzyńca. Nie sp o tka łem się z n im je d n a k j u ż nigdy. D zieliła n a s p o w o jn ie granica.

W kw a d ra n s p o o d m a rszu głó w n eg o c z ło n u w y ru szy łe m i ja z o sta tn im p lu to n e m - ty ln ą „szpicą“ z a k o m p a n ią . N a d w u k o ło ­ w y m w ó z k u -b ie d c e z je d n y m k o n ie m w ie źliśm y ku lo m io t, karabi­

ny, a m u n ic ję i plecaki. P r z y tr z y m y w a łe m się b ie d ki i p ró b o w a łe m d rze m a ć w m a rszu . D roga p r o w a d z iła n a d w ą w o z e m Seretu, które­

go w o d y w p ie r w s z y m p o r a n n y m b r za s k u j u ż lśniły.

Śm iertelnie z n u ż e n i z w a liliś m y się n a k ilk u m in u to w y odpoczy­

n ek do p r zy d ro żn e g o rowu. P om yślałem sobie, ż e b łą k a m y się tu n iep o trzeb n ie k o ło tego C zo rtko w a w śró d u kra iń sk ic h wiosek, a ta m u n a s n a Śląsku C ieszyń skim w czysto p o lskich w ioskach szw en d a ją się dla o d m ia n y bracia Czesi. C óż to z a cholerna p o lity­

ka? Czyj to interes p c h a ć się w cu d ze zagrody?

Płynące k ilk a m e tró w n iż e j w o d y Seretu sze m ra ły cichutko sennie i u ko łysa ły m n ie z a ch w ilkę do ka m ie n n e g o snu, k tó ry p r ze rw a ł m oje ro zm yśla n ia n a d d z iw n y m i lo sa m i n a s Ś la za k ó w z Cieszyń­

skiego.

c.d.n.

ALOJZY NOWOK

[ 2 4 ]

BOLESŁAW ORSZULIK

MOJE DORASTANIE DO DOJRZAŁOŚCI (3)

W dokumencie Zwrot, R. 50 (1998), Nry 1-12 (Stron 192-199)