Z MYŚLĄ O POLSKIM ŚLĄSKU CIESZYŃSKIM (14)
NA ODSIECZ LWOWA
Los tak zrządził, że w końcu g rudnia 1918 roku, a więc niespełna dw a miesiące p o odzyska niu niepodległości został w yznaczony trzeci batalion nowo sform ow anego P ułku Z iem i Cieszyńskiej na odsiecz Lwowa, oblężonego od pierw szych d n i listopada p r ze z przew ażające siły wojsk ukraińskich. Zgłosiłem się na ochotnika na fr o n t lw ow ski i zostałem w yznaczony na dowódcę pierw szego p lu to n u w siódm ej kom p an ii dow odzonej p r z e z p o ru czn ika M atuszka. Datę odjazdu ba
talionu na fr o n t lw ow ski w yznaczono na dzień 2 stycznia 1919 roku.
Na odcinku Śląska Cieszyńskiego po zo sta ły tytko dwa bataliony na
szego p u łku , aby bronić św ieżo odzyskanego klejnotu polskiej korony p rze d m ożliw ym apetytem braci Czechów.
Wszelkie z n a k i na zie m i i niebie, a w ra z z n im i organa własnego w yw iadu wojskowego, ja k o też liczne g ru p ki zbiegów i to p rzew a żn ie górników z okolic Polskiej Ostrawy i Orłowej, alarm ow ały w tym cza
sie Radę Narodową w Cieszynie oraz sztab wojskowy ówczesnego do
wódcy śląsko-cieszyńskiego odcinka obronnego generała Latinika, że Czesi p la n u ją za m ach zbrojny na całą część Śląska Cieszyńskiego. Ówc
zesna sytuacja polityczna i m ilitarna w z a k ą tk u cieszyńskim nieweso
łe budziła więc w nas uczucia i refleksje w czasie odm arszu batalionu na fr o n t lwowski. W iadomo n am było, że uszczuplam y i tak j u ż bard
zo słabe siły obronne na tym odcinku.
Odzywa się sygnał do odjazdu i pierw szy transport Ślązaków rusza p o d osłoną ciem nej i m roźnej nocy styczniowej, p o d dow ództw em m a
jora Strońskiego na odsiecz obrońcom Lwowa.
- Zalewajcie tym Ukraińcom sadła z a skórę i wracajcie rychło na Śląsk, g dyż tu czeka na was robota z Czechami! - krzyczy ktoś z żegna
jących nas Cieszyniaków. Była j u ż głęboka noc, a je d n a k źgrom adził się ich spory tłumek.
Na stacji kolejowej Czechowice - D ziedzice zapow iedziano kilkuna- stom inutow y postój, w czasie którego przeprow adziłem kontrolę moje
go plutonu. Podszedł do m n ie szczu plutki i wątły, lecz g ib ki i wesoły ochotnik podchorąży Szotkowski, syn kierow nika szkoły w Istebnej, i zaprasza m nie do swego wagonu. Tam częstuje m nie świeżo podgrza
nym na m aszynce spirytusowej kru p n io kiem i w spaniałym sernikiem.
- Byłem na Sylwestra w dom u i wszyscy opowiadają w Istebnej, fa w orzynce i Koniakowie, że Czesi grom adzą duże siły wojska w rejo
nie Czadcy - m ó w i do m nie Szotkowski.
- W Karwinie wszystkie wróble o tym świergoczą - wtrąca się do roz
[1 6]
m owy ochotnik ka rw iń ski kapral Wróbel - że Czesi skoncentrow ali sil
ne oddziały wojska w rejonie M orawskiej Ostrawy oraz w rejonie Frydku-M istku. Stoją ta m w pogotow iu m arszow ym w kieru n k u na Bogumin K arw inę Cieszyn Trzyniec.
-- Ja k się Czesi dow iedzą o tym, o co nietrudno, że nas tyle chłopa od
jechało z Cieszyna w kieru n k u na Lwów, to nabiorą a n im u szu bojo
wego i ruszą na Cieszyn - m ów i Szatkowski.
- Nie w ierzę w to! - odparłem - że Czesi zdobędą się na taką niego- dziwość! M iałem tylu kolegów i przyjaciół Czechów w w ojsku i wszyscy zgadzali się z tym, że w szystkie miejscowości na Śląsku Cieszyńskim, w których m ieszka większość Polaków w in n y wrócić do Polski. Problem ten zo sta łju ż zresztą za ła tw io n y m iędzy w ła d za m i lokalnym i polskim i i czeskim i na Śląsku Cieszyńskim, g d y ż w d niu 5 listopada podpisał w tym duchu um ow ę czeski N drodni vyborpro Slezsko w Polskiej Ostra
wie z polską Radą Narodową Księstwa Cieszyńskiego w Cieszynie. Cho
dzi tylko o to, aby um ow a ta została zatw ierdzona p r ze z m iarodajne władze centralne w Pradze i w Warszawie.
Udałem się do w agonu dla oficerów, gdzie rów nież prow adzono oży
wioną dyskusję na ten temat. Były tu rów nież podzielone zd a n ia wśród oficerów, lecz p a n o w a ła opinia, że Czesi nie sprow okują ko n fliktu gra
nicznego z Polakam i i nie ośmielą się szkodzić zm artw ychw stałej i w krw a w ym zn o ju w ykuw ającej swoje granice Polsce.
Transport nasz leniwie p o d ą ża ł do celu. Jechaliśm y je d yn ą arterią ko
munikacyjną, którą docierały, w wielu miejscach p o d obstrzałem Ukraińców, nieliczne transporty żywności, broni oraz szczupłe posiłki żołnierskie dla obrońców Lwowa. Jechaliśm y magistralą kolejową Kraków - Tarnów - Rzeszów - Przem yśl - Lwów. M iędzy Przemyślem i Lwowem znajdo w ały się niektóre odcinki toru kolejowego p o d ob
strzałem broni artyleryjskiej i m aszynow ej wysuniętych oddziałów wojska ukraińskiego. Oczywiste było, że Ukraińcy zam ierzają zarzucić pętlę na tę w ąską gardziel oddechową obrońców Lwowa, zdusić ją,
a tym sam ym odtw orzyć now y i niedaw no przerw a n y p r z e z wojsko pol
skie pierścień oblężniczy koło Lwowa.
Nasz transport dotarł szczęśliwie p o dwóch dobach podróży do miejs
ca przeznaczenia, to je st do Gródka Jagiellońskiego, który znajdow ał się co praw da w rękach polskich, lecz b ył okrążony silnym pierścieniem stale napierających wojsk ukraińskich. Z adaniem naszej odsieczy było przełam anie tego pierścienia natarciem w kieru n k u na Lubień Wielki i Lubień Mały. Dowódca naszego batalionu m ajor Stroński krążył wczesnym rankiem w dniu święta Trzech Króli ze sw oim adiutantem podpor. Kocurem z Chybia wśród kam panijnych kwater, gdzie czynio
no ostatnie przygotow ania do zb ió rki i odm arszu na bój. Pam iętam dobrze ten m ro źny i otulony w gęstą, błogosławioną dla nas mgłę p o ranek styczniow y w Gródku.
Po zbiórce batalionu, w czasie odprawy oficerskiej m jr Stroński p o daje spokojnym głosem za d a n ia poszczególnych kom panii, asystuje p r zy w ysyłaniu patroli rozpoznaw czych i ubezpieczających p o osi m a
rszu i skrzydłach ko lu m n y i p ro w a d zi batalion do podstaw y wyjściowej do natarcia. Kto by o tej p o rze byt w sztabie m ajora Strońskiego, mógł
by mniemać, że w ybieram y się tylko na zw ykłe ćwiczenia wojskowe.
Spokojny był głos i pogodnie uśm iechnięta tw a rz naszego świetnego do
wódcy. W ka żd ej drużynie p a n o w a ł ład, spokój, pew ność i gotowość wy
kon ania za d a n ia bojowego.
Po god zin nym m arszu ubezpieczonym batalion zajm uje na połud- nioivym skraju bliżej m i nieznanego p rzysió łka postaw ę wyjściową do natarcia. Celem naszego natarcia była silnie obsadzona i um ocniona p rze z oddziały ukraińskie duża wieś ukraińska Kiernica. Jesteśmy ukry
ci wśród za b u d o w a ń przysió łka oraz zasłonięci gęstym całunem m roź
nej mgły. Po kró tkim czasie za czyn a je d n a k m gła wolno opadać i wi
dzim y p rze d sobą ośnieżony, praw ie rów ny i tylko gdzieniegdzie lekko pofałdow any teren, p o kryty tu i ów dzie kęp k a m i krza kó w tarniny.
Około kilom etra na p o łu d n ie od nas w yłaniały się wśród m gły na u ła m ki seku n d zarysy ko p u ł na unickiej cerkw i w Kiernicy.
Stoimy w bezruchu wśród za b u d o w a ń przysiółka. W rozczłonkow a
nych kom paniach i plutonach p a n u je skupienie oczekiw ania i cisza p rzeryw ana tylko półgłosem w ydaw anych rozkazów. N ad terenem z a wisła zn o w u gęsta mgła. To nasze szczęście, g d y ż z a kilka m in u t m a m y rozpocząć a ta k p r z y wsparciu naszej polow ej baterii.
M ieszkańcy przysiółka opowiadają nam , że kilkanaście m in u t p rze d naszym przybyciem opuściła przysiółek ukraińska placówka. Ukraińcy zna ją więc nasze zam iary, lecz dlaczegóż nie nękają nas artylerią?
Widocznie chcą rów nież w ykorzystać mgłę, dopuścić na bliską odległość do swoich po zycji i skosić ogniem ka rabinów maszynowych.
Nadszedł um ów iony moment. Nasza bateria częstuje gradem pocis
ków ukraińskie stanow iska obronne na p rze d n im skraju Kiernicy oraz baterię ukraińską w Lubieniu Wielkim. Mjr Stroński wydaje dodatkowe krótkie rozkazy i sypią się j u ż głośno ro zk a zy dowódców kom panii i dowódców plutonów . Karabiny m aszynow e por. Cieńciały zajm ują stanow iska ogniowe i rozpoczynają huraganow y ogień na pozycje
Ukraińców. Piechota ukraińska jeszcze milczy.
Batalion nasz rusza do natarcia. Wreszcie odzyw a się artyleria i broń m aszynow a nieprzyjaciela. Batalion rozsypuje się błyskaw icznie w tyralierę i rozlegają się karabiny pojedynczych strzelców. Na szczęś
cie ogień Ukraińców z p ow odu m gły je s t niecelny. Mój pluton, ja k o kie
runkow y z w ytyczonym kieru n kiem na cerkiew w Kiernicy, dopada na m ój zn a k błyskaw icznym skokiem do zasypanej śniegiem polnej drogi.
Ludzi nie trzeba było popędzać, ruszyli do p rzo d u ja k szaleni. Tu i tam, w zd łu ż drogi, gdzie przykucnęliśm y, były k r z a k i dzikiej róży. Położy
[ 1 8 ]
łem się z a je d n y m krzakiem , bezm yślnie zerw ałem kilka zm arzłych owoców i żu łem je. Były kwaśne, ale sm akow ały m i i to chyba pom ogło m i naw et p o zbyć się podniecenia i zdenerw ow ania z p o czą tku natar
cia. Powiedziałem sobie:
- Teraz wiem, o co walczę i mogę um rzeć z a Polskę. Przecież j u ż tak dawno przysięgałem Jej wierność i Jej obronę. Jestem ochotnikiem w tej walce!
-Równocześnie p rzy p o m n ia ła m i się kochana m atka, siostry, bracia, piękny Cieszyn, rodzinna Ropica, inw alida w ojenny Gajdaczek i inni koledzy i przyjaciele, i uśw iadom iłem sobie, że chcę żyć jeszcze i wrócić do tego kraju ojczystego, do Ropicy, na ukochany w olny po lski Śląsk Cieszyński. Świadom ość i pragnienie tego za d zia ła ły i chociaż pociski cekaemów ukraińskich g w izd a ły n a d n aszym i głowam i, byłem j u ż z u pełnie spokojny.
Byliśmy jeszcze niedaleko za b u d o w a ń przysiółka. Tam wśród stodó
łek pozostał lu za k k o n n y dowódcy ko m p a n ii szeregowiec-ochotnik Marcol gdzieś spod Frysztatu. Jeden z tych chłopaków, co jeszcze trupa na wojnie nie w idzieli i prochu nie wąchali. U wiązał karą klacz „Lucę“
naszego kom endan ta gdzieś w chłopskiej stodole, a sam obserwuje spo
kojnie, flegm atycznie, z rozdziaw ioną gębą arenę bojową. Gapi się z podziw em na eksplodujące kilka kroków p rzed nim szrapnele ukraiń
skie. Słyszym y ja k sierżan t - s z e f taborów i ku ch n i polow ych - ryczy z zabudow ań: - Marcol, dekuj się , bo szlag cię trafi! - Marcol je d n a k nadal się delektował eksplodującym i p o ciska m i ukraińskim i.
Artyleria Ukraińców w ali coraz gęściej g ra n a ta m i i szrapnelami.
Większość ich pocisków przenosi, g d yż ukraińscy obserw atorzy są ciąg
le oślepieni mgłą. Niektóre z pocisków p a dają na przysiółek i kilka za budowań płonie.
Mgła pow oli za n ik a i widoczność je s t coraz większa. Jesteśmy j u ż około 400 m etrów od stanow isk obronnych wroga i w id zim y dość wy
raźnie zarysy świeżych okopów ukraińskiej broni m aszynowej. Ogień Ukraińców, h u k ka n o n a d y i ja zg o t broni m aszynow ej natęża się.
Wreszcie mgła zupełnie zan ikła, a m y jesteśm y 200 m etrów od celu.
Teren p rze d n a m i rów ny j a k stół. Leżę zn o w u z a kępką tarniny. Widzę ja k m ój ordynans Tomala rąbie łopatką w za m a rzłej ziem i. Usiłuje so
bie wykopać w nękę strzelecką. K ilka krokó w na praw o ode m nie eks
plodują dw a granaty artyleryjskie. Po tej eksplozji tracę na chwilę przytom ność umysłu. Szybko je d n a k się ocknąłem i rozglądam się za plutonem. W miejscu eksplozji słyszę w rzaski i ję k i rannych. Widzę, że w m oim kieru n k u biegnie ja k iś tyralierzysta. Koło niego p a dają pocis
ki z cekaem u ukraińskiego. Pada więc plackiem na śniegu. Powstaje znów i krzyczy: - W m ojej drużynie je d en za b ity i trzech rannych! - Był to drużynow y kapral Sitek. Widzę, ja k koło niego prószy śnieg z pada
jących pocisków cekaem u ukraińskiego. Pada zn ó w na ziem ię - m art
wy. M iat lekką śmierć, g d yż ja k stw ierdziłem p o bitwie, pociski p o d ziu rawiły go ja k sito.
J u ż czas przygotow ać się do szturm u. Zieje ogniem granatów nasza bateria a nasze cekaem y dzielnie je j wtórują. Mój ordynans Janek Tomala szybko i nerwowo, p ew n ie bez celowania, strzela p rze d siebie.
Krzyczę więc do niego, żeby się skupił. Odpowiada w ykrzykiem : - Ni m óm j u ż patron! - Podbiega w p iekieln ym ogniu do zabitego kaprala Sitka i zryw a z niego pas głów ny z ładownicam i. - M óm j u ż patrony! - krzyczy, biegnąc do m nie i za czyn a z n ó w strzelać.
J u ż najw yższy czas pójść do szturm u, więc krzyczę donośnym gło
sem: Cały p lu to n cel ku lo m io t koło kościoła szybko strzelać! -Za chwilę krzyczę: - Przerw ać ogień i przygotow ać granaty do sztur
m u! - Strzelanie p rzeryw a je d n a k tylko najbliższa drużyna, więc zn ó w krzyczę m ój rozkaz. Ogień p lu to n u m ilknie dopiero p o dłuższej chwili, a Ukraińcy strzelają teraz ja k o ś z um iarem . Rozglądam się więc p o p lu tonie i wołam : - Szturm ! Rozglądam się pow tórnie p o tyralierze i cze
k a m na pow tórkę mego ro zk a zu p r z e z drużynowych, lecz słyszę ją tyl
ko w najbliższych drużynach. Ryczę więc p o raz drugi: - Szturm ! - Słyszę teraz więcej głosów. Z ryw a m się naprzód z Tomalą i podchor.
Szotkow skim z okrzykiem - Hurra! - Widzę, ż e p lu to n biegnie z a nami.
N asz bieg trw ał je d n a k tylko n ajw yżej 60 kroków i zn ó w przygw oździł nas do śniegu ogień ukraińskich cekaemów. Ktoś z n o w u jęczy.
Do stanow isk ukraińskich pozostało n a m niespełna 150 kroków. Na lewo od siebie w idzę ja k z lew oskrzydłow ej ko m p a n ii leżącej w niera- żo n ym p ociskam i wroga zagłębieniu terenu wypadło około JO ludzi, kierując się na praw e skrzydło nieprzyjaciela. Dodało m i to otuchy.
R unąłem z Tomalą, podchor. Szotkow skim i strzelcem Cieślarem błys
kaw iczn ym skokiem do przodu. Padam na ziem ię i słyszę w tej chwili nad głow ą przeraźliw y gw izd, od którego zaśw idrow ało m i w mózgu.
Chowam głowę i ryję nosem w ja k im ś kretow isku czy wyoranej bruź
dzie. Patrzę z a chwilę, j a k środek mego p lu to n u zalała fo n ta n n a w ybu
chu. Trudno m i było odgadnąć, ja k ie tam straty.
Leżeli wszyscy nieruchom o w głębokim śniegu, przyw ierając mocno tw arzam i i h ełm a m i do za m a rzn iętej ziem i. Chcę podciągnąć pluton na moją wysokość. W tej chw ili zn o w u przeraźliw y św ist w pow ietrzu i p rze d stanow iskiem ku lo m io tu ukraińskiego eksploduje granat na
szej artylerii. Dalszy nasz artyleryjski granat eksploduje j u ż za stano
w iskiem Ukraińców. W ykorzystuję tę chwilę, krzyczę znów: - Szturm ! - i ru sza m y do a ta ku . O bok m n ie Tomala, S za tko w ski i Cieślar.
Przebiegliśmy tak m oże 70 kroków. Słyszę k r z y k - o Jezu! - i Cieślar p a da na śnieg. Był na miejscu m artwy. Pada nasz drugi granat artyleryj
ski niedaleko nieprzyjacielskiego kulom iotu. Równocześnie leżący koło m nie Janek Tomala zry w a się nagle bez mego rozkazu, z granatem w ręku biegnie około 5 0 kroków i rzuca granatem w kieru n k u kulo
[ 2 0 ]
miotu. G ranat eksplodował dosyć daleko p rze d celem. Wtedy Tomala zrywa się ponow nie, rzuca drugi g ra n a t j u ż z e skutecznej odległości, lecz p a d a m artwy, p rzeszyty całą serią pocisków. G ranat Tomali eks
ploduje i ku lo m io t zam ilkł. P odryw am więc p lu to n i gonim y ucieka
jących Ukraińców, któ rzy w ykorzystując p a rk a n y i drzew a przycer- kiewne, z n ik a ją m ięd zy w iejskim i za b u d o w a n ia m i i opłotkam i, pozostaw iając ku lo m io t w naszych rękach.
Nastała p rzerw a w bitw ie i trąbią sygnał do zbiórki. Nadchodzi m jr Stroński z adiutantem ppor. Kocurem i dowódcą ko m p a n ii kulom iotów por. Cieńciałą, dowódca naszej k o m p a n ii por. Matuszek, dowódcy dal
szych ko m p a n ii por. Buchta i Merka. Dowódca batalionu m jr Stroński gratuluje i dziękuje w szystkim z a dobre w ykonanie rozkazów.
Po zbiórce poszedłem popatrzeć na teren bitwy. Ja n ek Tomala, m ój ordynans leżał nieopodal na śniegu na w zn a k z otw artym i oczami.
Zam knąłem m u p o w ie k i i p om odliłem się gorąco na d jego zw łokam i.
Mocno i głęboko u tk w ił m i w p a m ięci ten chrzest bojowy w zm a rt
wychwstającej Polsce, to starcie w Kiernicy. Pam iętam w ciąż każde drgnienie nerw ów i serca w tym boju. Chodziło przecież o dochowanie wierności przysiędze, którą tak uroczyście składałem w sztubackiej konspiracji na zbiórce na d Olzą w Cieszynie. Byłem d u m n y z tego, że nareszcie mogę walczyć o pra w d ziw ą niepodległość Polski.
Wszyscy żołnierze mego p lu to n u dobrze i sum iennie spełnili w ów czas swój żołnierski obowiązek. A szeregowiec Ja n ek Tomala, który rzucił się z g ranatam i w ręku na nieprzyjacielski kulomiot, był p ra w dziw ym bohaterem. Poświęcił się dla nas wszystkich z plutonu.
Groby dla poległych w tej bitwie Polaków i Ukraińców zostały w yko
pane p o d unicką cerkwią w Kiernicy. Zostali pochow ani blisko siebie.
Wszyscy byli j u ż tam, gdzie nie m a j u ż za bijania i gdzie nie ma j u ż krwawych sporów o graniczne p o w ia ty oraz o graniczne miedze.
Batalion, na czele z dowódcą, zgro m adził się n a d otw artym i jeszcze m ogiłam i poległych i oddając im cześć, przem aszerow ał w ciszy p rze d nimi.
Wszyscy polegli Polacy byli z okolicy Cieszyna. Z mego p lu to n u spo
czywają we wspólnej mogile w Kiernicy Tomala, Sitek, Cieślar i Sikora.
Odpoczywają na w ieki tak daleko od Śląska.
Niech im ta p ię kn a ziem ia kresowa, ziem ia lwowska, użyźniona tak obficie ich krw ią i krw ią jeszcze wielu innych poległych na niej Śląza
ków spod Cieszyna, lekką będzie. Niech odpoczywają w w iecznym p o koju.
c.d.n.
Alojzy Nowok