• Nie Znaleziono Wyników

W MK PZKO MOSTY-SZANCE

W dokumencie Zwrot, R. 50 (1998), Nry 1-12 (Stron 77-81)

Obecnie niestety z Szańców nie chodzi do polskiej szkoły w Mostach ża d n e dziecko... W Kole PZKO M osty-Szańce je st bardzo m ato młodych.

Są też, j a k wszędzie, członkow ie tylko w ew idencji - nie udzielający się aktyw n ie w pracy społecznej. Jed n a k trw am y i przetrw am y, chociaż p o ­ zostałaby garstka lu d zi schodzących się w tym lokalu. Nawet tylko trzy rodziny - to w końcu p o n a d 10 ludzi...

Oto kilka zdań z wypowiedzi Jadwigi Onderek, prezesa MK PZKO Mosty-Szańce. Pani Jadwiga należy do młodszej generacji prezesów, e- manuje z niej życiowy optymizm, jest zapaloną działaczką, angażuje się nie tylko w Miejscowym Kole, ale rów nież w chórze “Przełęcz“

w Mostach.

MK PZKO w M ostach-Szańcach należy do naszych najmniejszych Kół, bo liczy dokładnie 49 członków. Powstało ono w roku 1954 w efekcie u- samodzielnienia się od Koła M osty-Centrum . Szańce więc, jak powie­

działa Pani prezes, czekają na swój jubileusz w roku 2004. Jednak i w tym kole odbyło się uroczyste zebranie z okazji jubileuszu PZKO. W niedzie­

lę 23 listopada 1997 zeszło się na nim ponad 20 członków MK. Przy tej o- kazji zorganizowano tu sprzedaż polskich książek. W programie

wy-r i

stąpiła Kapela Gorolska „Sómsiek“ Leszka Kaliny. Samo zebranie nace­

chowane było żywą, rzeczową dyskusją ludzi rzeczywiście zainteresowa­

nych działalnością PZKO. Do dyskusji o planach na rok 1998, o Gorolskim Święcie, w którym to Koło aktywnie uczestniczy, wprowadziła obecnych swym wystąpieniem Pani prezes, jak również obecny na zebraniu prezes MK PZKO M osty-Centrum Józef Kłus.

Sprawozdanie z działalności MK PZKO Mosty-Szańce, pomimo jego małej liczebności, jest niezwykle obfite. Odbyły się tu liczne odczyty świetlicowe spotkania przy śpiewie ludowym. Zorganizowano wspólne wycieczki. Panie schodzą się jesienią co piątek na ćwiczeniach, współ­

uczestniczą w działalności Klubu Kobiet MK PZKO Mosty. W ogóle miej­

scowi członkowie współpracują z Kołem Mosteckim - wielu z nich śpie­

wa w tamtejszym chórze. Jest bowiem zrozumiałe, że tak małego Koła nie stać na założenie własnych zespołów. W Kole jest pieczołowicie pro­

wadzona kronika.

Świetlica MK PZKO Mosty-Szańce mieści się w miejscowym Domu Spokojnej Starości w budynku byłej polskiej szkoły. Od stycznia 1996 ro­

ku MK ma tu do dyspozycji salkę na zasadzie umowy z gminą, podpisaną na 5 lat. PZKO-wcy dysponują tym pomieszczeniem każdy piątek, w in­

ne dni po uzgodnieniu z urzędem gminnym. F.B.

fo to w K ronice FRANCISZEK BALON [ 7 2 ]

MOZAIKA

O ŻYDACH

O pow iadoł m i ro z sta rzik z Ł azów ta k ó m p rzig o d e o je d n y m haw iyrzu, m yślym ż e se n a zy w o ł B ystróń a b o ta k ja k sik . A tyn Bystróń, to ón b y ł straszn y w ym asta, a p iju s to te ż b y ł dość wiel­

ki. To, o czym w ykłodóm , to se odegrało w K arw in ę. Tego u ż tam dow n o n i ma. Tam u ż n i m a niczego. Yny ta cesta o d byw ałego Ungra, o d k r ziż o w a tk i a ż ku szachcie A rm adzie, ta k id zie m niej wiyncyj, j a k to było dow ni, ale j e u ż to w szystk o p o d źw ig a n e. Bo trzeba w iedzieć, ż e to było cyn tru m stare K arw inę, a F rysztot to było z a ś cosi inszego.

Tóż tyn B ystróń k a j se ukozoł, ta k ta m se cosi stało. Mo se ro­

zum ieć, ż e go chłopi z kólónije eszcze hecowali. No a w edle te ces- ty b yły sa m e sklepy i hotele. B yła ta m i z n a n o w szystkim Polokom „Praca“. Ale to u ż j e historyja. A ty sklepy, restauracyje i tak d a li m ieli p r z e w a ż n ie ka rw iń scy Ż y d zi - Gotlieb, Goldstein, Unger, Schpitzer, Borger, W ischnitzer - to sóm nikiere m iana, kie- re eszcze p a m iyn tó m . Borger tyn m io ł galanterke, no i do dzisio se m ówi, ż e j a k seg d o si m oc w e sklepie w yb iyro a b o m oc w czym- sikejprzegrabu je, ż e „kopie j a k u Borgra w e w ió n za n k a c h “.

No i ta k tyn Bystróń w te go sp o d zie m io ł ta k i dłóg u tego Żyda, że tyn m u u ż nic nie doł, je d y n ie a ż zapłaci. Ale na p ła c y n i nie było..., bo ty h a w iyrsk i z a ro b k i nie b yły haraśne, było bezroboci, tak ż e se robiły b a ji jy n y d w ie szych ty w tydniu, a d zieck a dóm a też chciały jeść.

I tak tyn B ystróń z a ś cosi w yh ó to ł w e sw o ji p a le i p r a w i chło­

pom , a b y se s nim ło ży li o d ziesiyn ć korón, a to u ż b y ł w tedy p iękn y p in ió n d z, ż e p u jd z ie do tego Gotlieba, i ż e ón go ni jy n y m nie w yciepie z te gospody, ale m u a ji naleje. Chłopi nie chcieli wie- rzić, ale ło żyli se s nim, bo choć w ierzyli, ż e Bystróń j e straszny w ym asta, to na betón w iedzieli, ż e p in iy n d z y n i m o i Gotlieb nie naleje a n i z a nic. No i j a k se łożyli, odeszeł se tyn B ystróń oblyc do lepszego, w zió n se czystóm koszule, szpacyrsztok, burzke

i szeł do te gospody. Chłopi, m o se rozum ieć, szli z a nim, bo se ni m ógli odpuścić te kóm edyje.

Jak p r z is z e ł do te gospody, ta k p ie k n ie p o zd ro w ił, sied n ył se z a stó ł a n iż go Ż yd sta rc zy ł w yciep a ć z gospody, p r a w i mu:

„W iedzom ,panie Gotlieb, p r z is z e łż e c h w y ró w n a ć d łó g i i cosi w y­

pić. “ Na to Ż yd zm ia rk o w a ł, ż e trzeb a z m iy n ić taktykę, a b y go­

ścia za ch o w a ć i b a rd zo g rzeczn ie z u k ło n a m i p ra w i: „No p ie k n ie witóm , p a n ie Bystrrróń.. “ - bo ón straszn ie za szk ra b o w o ł. A ż e b ył p r a w y Żyd, to m u h n ed do g ło w y p rziszło , sk ó n d tyn Bystróń m oże m ieć tela p in iyn d zy, j a k a n i w yp ła ta nie b yła a ó n o żo d n e insze transakcyji nie wiy. Bo w ted y choć b e z telew izorów , radij i dalszych kóm edyji, „ ta m ta m y “ p ra c o w a ły p iyrszo rzyn d n ie. I p y ­ to se Bystrónia, sk ó n d że m o tela p in iyn d zy . - No, w ied zo m p a n ie Gotlieb, a n i se m i w ie rzić nie chce... n a szełże ch d ziesiyn ć korón...

Jak to tyn Gotlieb u słysza ł - u czu ł kszeft, ż e by m óg na tym k ła ­ nian iu cosi „ u rw ać“. No i B ystróń se p o r y n c z y ł p iw o , achtlik a m o se rozum ieć, ni y n y m roz. J a k u ż se było trzeb a zb iy ra ć ku cha­

łupie, tak m iły Bystróń z a w o ło ł Żyda, ż e chce płacić. Ż y d p rzi- niós zeszyt, w kierym se p is o ł dłó g i k lien tó w i czako. A Bystróń siyngnył do je d n e kapsy, do drugi, trzeci, czw orte, sta n y ł - eszcze ro z w szystk i kapsy p rzek ó n tro lo w o ł, a p o ty m ich a ji p o p rze w ra ­ cał i na koniec m ów i: - W idzom , p a n ie Gotlieb, ja k se p ra w i, j a ­ k i nabyci, tak ip o zb yci... isto żech stracił tych d ziesiyn ć korón...

A ż tera z se Ż yd zm ia rk o w o ł, ż e to była na niego n a szyto buda o d Bystrónia, p o r w o ł go z a kragiel i w yciepoł z gospody. To ale B ystróniow i nie w adziło, bo je d n a k w ygroł d ziesiyn ć korón, p rze c h y trzy ł Żyda... i b yło ku p ę srandy.

O POCIAPŁYM

R oz te ż b ył ta k i kapkę ciapły na g ło w ę chłop, R zeszu tko se na- zyw oł. Ón p o p ro w d zie b y ł ta k i borok. R odzin a se go zrzek ła , spo- w o ł w ta k i izbeczce w kólóniji, w robocie s n im p o cie p o w a li a do­

w a li m u ty nejgorsze roboty. Ale z dru g i stron y m u szym z a ś rzyc, że se to kapkę ro b ił sóm, bo nie d b o ł o siebie, ch odził ufultany, sm rodlaw y, w ro zta rg a n ym i straszn ie pił.

[ 7 4 ]

Tóż go te ż chłopi n a szli ro z ożrałego, j a k szli z odpoledn i szych­

ty, spać w krzipopie. A ż e było chłodno, tó ż go chcieli za k lu d zić do dóm u. Ale żo d y n go nie znoi. J a k go obudzili, ta k sie go p y ta - j ó m ,ja k sie nazyw o. No cióngło to z niego j a k z e szynkw asu. Ale se s nim n i m ógli dom ów ić. I ta k se go p y ta jó m : - J a k sie n a zy­

wasz? Ale ón cosifulol, ż e ta k sa m o j a k se rzek n ie to, czym se o- bili osiywo. No ta k p ra w ió m : - Sito. A ón im o d p o w ia d o - N i to.

Tak ó n ip ra w ió m : - Tak... p rze ta k ? A ón im p ra w i: - N ie tak. Tak ón i z a ś w ym yślali: - Możne, ż e rzeszoto. A ón p ra w i: To, tooo...

I ta k sie dow iedzieli, ż e to j e Rzeszutko....

W dokumencie Zwrot, R. 50 (1998), Nry 1-12 (Stron 77-81)