• Nie Znaleziono Wyników

Ponieważ ja k dotąd zimę stosunkowo bardzo łagodną m ieliśm y, można być pew nym , że się na wiosnę dużo robactwa rozmnoży i niem ało szk o d y gospodarzom wyrządzi. D latego też szczególną tego roku opiekę trzeba ju ż od tej chwili dać dro­

bnemu ptactwu i innym pożytecznym tworom , które je d y n ie m ogą skutecznie w ystąp ić do walki z tą plagą.

Szkoln a gazeta szląska słusznie pow iada, że do ochrony ptactw a nauczyciele w iejscy najw ięcej się p rzyczyn ić m ogą, w pajając w sw ych uczniów litość dla tych m ałych pom ocników gospodarstw a, bez których wszelkie p ło d y rolne b y ły b y pożarte.

W spomniane pismo w ydrukow ało w ierszyk Z. L u d o m i r a , ab y nauczyciele w iejscy pouczali dzieci, żeby ternietylko nie niszczyły gniazd ptaszych na wiosnę, ale teraz jeszcze jakich okruchów dostarczały ptaszkom do ułatwienia przeb ycia p o ry zimowej.

P rzytaczam y w spom niany w ie rsz y k : Prosim, prosim, dajcie chleba, bo już chyba zginąć trz e b a ! W szystkie strzechy, las i pole, w szystkie ścieżki, wszelką rolę, gdzieby ziarnko znaleść można, sk ry ła śniegiem zima mroźna.

Z asyp an e ziarna nasze, a więc błaga głodne p taszę:

Prosim, prosim , dajcie chleba, bo już ch yba zginąć trzeba!

Prosim , prosim , dajcie chleba, bo już chyba zginąć trzeb a!

G d y powróci piękna wiosna, zabrzmi nasza pieśń radosna.

W tenczas m y, wraz z szarym wróblem , z drzew wam w szystkie czerw y zdzióbiem i szkodniki gąsienice.

— N apełnicie spichrz, piwnice.

Prosim , prosim , dajcie chleba, bo już ch yba zginąć tr z e b a !

M ałych dotąd u nas jeszcze starań podjęto dla ochrony w łaśnie tych użytecznych istot, przez w ytępienie których nasze pola i sa d y w ydane zo stałyby robactwu bez najm niejszej obrony.

Głów nie tu idzie, ab y dzieci szkolne odliczyć od bezm yślnego niszczenia, a przez nie rozszerzyć lepsze, bardziej ludzkie poczucia, a to tym w ięcej, że one tylko w yjd ą na najw iększy pożytek rolnictwa. N iektórzy też nauczyciele starają się o wpojenie w uczące się dzieci tego współczucia dla drobnych, a tak p o żyte­

cznych ptaszków ; m iędzy innym i p. P a 11 a n, kierownik szkoły w Pilźuie, zaprow adził p rzy szkole małe skrzyneczki, w które przychod zące dzieci w sypują różne chlebowe okruchy, jakie na ten cel zebrali w domu i przynieśli z sobą, a które ptaszki zaraz zbierają. Bardzo to go d n y p rzyk ład do naśladow ania.

Pom iędzy ptaszkam i drobnym i, szczególniej użytecznym i, jedne chodzą po pniach drzew i w yja d ają z nich u k ryte robac- ctwo, ja k n. p. różne gatunki dzięciołów, sik o ry i t. d. Jaskółki w lecie tępią niesłychane mnóstwo much, które trapią ludzi i zw ierzęta, i tak często zaszczepiają im straszną karbunkułow ą krostę, zwaną czarną, która ileż razy co rok staje się p o ­ w odem śm ierci. P rzytym jask ó łk i i stąd są użyteczne, że łapią trutnie, zm niejszając przytym ich liczbę, a nie ty k a ją pszczół roboczych, ja k o zaopatrzonych w żądła, co dziś nie ulega w ątpliw ości, bo zbyt licznym i badaniam i zjawisko to stw ier­

dzono. — Szp ak i kukułka niszczą po lasach i zaroślach mnóstwo ślim aków , gąsienic, pędraków itd. W ron y, kawki itp. niszczą m yszy, padliny i najrozmaitsze robactw o, co rolnikom dobrze wiadom o, bo tow arzyszą im, kied y orzą w polu.

Prócz ptactw a ileż to robactw a tępią żaby a szczególniej ropuchy, które choć są brzydkich kształtów, w łaśnie z powodu tego nieustannego zjadania ow adów do najużyteczniejszych tworów w naturze należą. Pan B ó g nic w świecie nadarem nie i bez celu nie stw orzył. Gdzie też człow iek w bezm yślnej swej dzikości niszczy porządek Boski w świecie, tam w krótce doznaje skutków sw ego nierozumu, bo liczne chm ary wszelkiego gatunku robactw a pożerają jego ciężkiej p racy p lony, a on jest sam przez się bezsilny, a b y temu zaradzić.

Gdzie np. zupełnie w ytępiono jeże, tam zaraz rozm nożyły się jadow ite żmije, którym i jeż żywi się.

F ry d e ry k o w i II., królow i pruskiem u, zdało się, że je st od sam ego Pana B o g a m ędrszy i dlatego postanow ił popraw ić dzieło Je g o stworzenia. W zarozum iałości sw ej w ielkiej uznał, że w róble wcale są niepotrzebne na świecie, dlatego w yd ał rozkaz, a b y je wszędzie bez pardonu w ytępiano, bo niby zjadają tyle zboża w całym państwie, że o parę tysięcy więcej niem ców

m ogłoby się nim w yżyw ić. K a ż d y zatym gospodarz b y ł obo wiązany p rzy składaniu podatków w pieniądzach złożyć zawsze w yznaczoną liczbę głów ek wróblich. W ięc też m ordowano wróble wszędzie, gdzie się tylk o który z nich pokazał, co przez lat p arę trw'ało, wskutek czego biedne wróble sta ły się tak rzadkimi, że, ja k to mówią, ze świecą ich już znaleść nie można b y ło . — Cóż się jedn ak wkońcu pokazało ? Oto, że Pan B ó g św iat m ądrze stw orzył, tylk o że król pruski F r y d e r y k II. b y ł za głupi, a b y m ógł dobrze zrozumieć całą m ądrość tego zarzą­

dzenia. Z w ytępieniem bowiem wróbli nietylko nie p rzybyło ziarna na w yżyw ienie niemców, ale go jeszcze tak znacznie ubyło, że z głodu poczęli niem cy do A m e ry k i czm ychać.

Z w ytępieniem wróbli bowiem w szystkie te ow ady, szczególniej chrząszczyki, którym i się one żywią podczas p o ry letniej i częstego w ysiadyw an ia dzieci, nie będąc już niszczone, m usiały się wkońcu w takich tłum ach zjawić, że po zjedzeniu liści w sadach i lasach rzuciły się na zboża i w arzyw a.

I m y też nie naśladujm y głupiego F r y c a (tak niem cy nazyw ali F ry d e ry k a ), nie w ytęp iajm y tego, co B ó g stw'orzył, ale owszem chrońm y od zniszczenia, a będzie nam z tym dobrze i nie będziem y potym po niewczasie żałowali naszego bezrozumu.

Ze dotąd zim a lekka, a ziemia nie głęboko jeszcze zm ar­

zła, więc k re ty ja k za dob rych czasów gospodarują sobie w o- grodach, polach i łąkach szczególniej, syp iąc jeden kopiec za drugim. — Dowodzi to tylk o , że wiele robactw a je s t w ziemi, które m rozam i niezmuszone jeszcze, nie głęboko zakopało się w ziemi. — N arzekają na krety, że kopią, m y im jed n ak p o ­ w iem y: Szczęść B o ż e ! — boć one kopią i w ysyp u ją kretow in y nie dla niszczenia ziemi, ale dla w ybrania szkodliw ych ro­

baków, które im za pokarm służą. — Praw da, że kret jest uciążliwy w ogrodach, gdzie robi szkod y p od ryw ając korzonki rośliu, lecz mimo to zaw'sze on to robi dla w ytępienia jeszcze w iększych szkodników , bo p ożerających korzonki m łodych ro­

ślin. K re t nie żywi się wcale roślinami, tylk o jed yn ie robakam i p rzeb yw ającym i w ziemi, głównie pędrakam i i glistam i, chociaż n ap otkaw szy na gniazdo m yszy, zjada ich m łode. Żarłoczność kreta tak je st w ielka, że co dzień, a b y zaspokoić swój apetyt, potrzebuje zjeść dwa razy tyle robaków , ile sam waży. P ojm ie­

m y w ięc łatw o, ile on wytępi szkodników, niszczących plony rolnika przez ogryzanie korzonków'. Jeżeli w iec w którym m iej­

scu widzim y, że k rety bardzo r y ją ziemię, jest to znak, że w niej

dużo robactw a, które większą nam szkodę przez zjadanie korzon­

ków zrobi, niż kret przez ich podryw anie, g d y swe chodniki robi, za pom ocą któ rych w ybiera szkodliwe pędraki.

Pewien gospodarz miał dobrej ziemi około dwóch m orgów, którą obsadził b u ra k a m i; te pięknie zeszły, lecz w krótce roz­

mnożone tutaj pędraki praw ie do szczętu je zniszczyły. Co zno­

wu one pozostaw iły, to krety w y k o p a ły na wierzch. Nie było co robić, tylk o trzeba b yło jeszcze raz nanowo to pole bura­

kam i obsadzić. Pędraki jed n ak , a za nimi krety, w krótkim czasie znowu ten pow tórny siew zniszczyły. Co tu robić, m yśli sobie ten gospodarz, któ ry m yślał z zastanowieniem. — Szko d a mi roboty, szkoda nasienia, ale najw iększa szkoda czasu, bo ten g d y minie, już go się nie odzyska. Ziem ia jed n ak nie może się obejść bez zasiewu, a ja k go zrobię, zniszczą mi go znowu p ę­

draki, a za nimi krety. — Począł więc m yśleć, ja k b y się p o ­ zbyć i pędraków i kretów ze swego p o la ; — sąsiedzi mu radzili, żeby przedewszystkim k rety w ytępił, — ale to nie zgadzało się z pojęciem gospodarza, k tó ry tak sobie rozum ow ał: Czemuż są k re ty na moim polu ? — bo dużo tu je st pędraków , które im służą za pokarm . Jeżeli w ięc w ytęp ię k rety , nie będą mi w te d y w prawdzie podryw ać korzonków buraków, ale cóż kied y mi je za to pędraki zjedzą. I tak źle i tak nie dobrze. — H a, a jeżelibym więcej wprow adził na m oje pole kretów , ja k ich tu jest teraz, tob y mi prędzej o cz yściły pole i prędzejbym m ógł po raz trzeci buraki zasadzić. — Co p o m y śla ł, to i zrobił.

O głosił, że po io c t . zapłaci za każdego żyw ego kreta i chłop cy w iejscy dostarczyli mu ich zaraz 17 sztuk, które na sw oje pole wpuścił. Śm iali się z tego sąsiedzi, że aż się kładli na ziemię, m ówiąc, że nie trzeba było tutaj puszczać kretów, ale je raczej w ytępić. N asz gospodarz zaś nic nie m ów ił, tylk o cierp'iwie oczekiw ał skutku. W cztery dni potym k re ty nietylko p rze­

sta ły ry ć ziem ię, ale gdzieś zniknęły. W ted y gospodarz u p ra­

w ił znowu pole i zasadził po raz trzeci burakam i, które mu prześlicznie ro sły, nie uszkadzane ani przez p ę d ra k i, ani przez k rety , bo już ich tu nie b y ło ; za to pola sąsiadów niszczyły jedn e i drugie, z czego się śm iał z kolei nasz gospodarz, tlóm a-

cząc sw oje postępow anie w taki sp o só b :

Przypuszczając, że jest na m ym polu 5 lub 6 kretów , to ilość tu znajdujących się p ędraków w ystarczy dla nich na ż y ­ w ność podczas dni 20 lub 30; zatym przez ten czas nie będę m iał na polu spokoju, bo zbyt rozmnożone pędraki będą

poże-rać zaraz m łode buraki, a w ślad zatym , czego one nie zjedzą, to zniszczą k re ty sw ym kopaniem , poszukując dla siebie na po­

karm to szkodliwe robactwo. Sądziłem więc, że gd yb y m tu n araz m ógł więcej kretów skądinąd sprow adzonych wpuścić, to prędzejbym .się p ozb ył robaków, a za nimi i kretów , bo ty m ostatnim w ięcejby znacznie potrzeba było codzień p o ży­

wienia. Zrobiłem , jak em pom yślał, i w yszedłem na tym ja k nie można lepiej, gdyż w dni parę później m iałem już zupełny spokój i od szkodników i od ich niszczycieli. Zasadziłem bura­

ki teraz po raz trzeci, te tak mi pięknie w zrastały, ja k na ża­

dnym sąsiednim polu. C zyż więc źle na tym w yszedłem , żem zakupił kilkanaście kretów? —

Ponieważ od kilku lat p rzy bardzo sp rzyjających warunkach robactwo się w nadm iarze u nas nam nożyło, tak że z ogrom ną stratą p o o b jad ały liście na drzewach ow ocow ych i dzikich, przeto p rzypom inam y: że nie należy zaniedbyw ać czyszczenia drzew, do czego M arzec w dni piękne, suche je s t najodpow iedniej­

szym czasem . — Niew ielka to p raca i jeszcze w czasie w olnym od innych zajęć gospodarskich, mii^o to wielu ją za­

niedbuje, a przez to naraża i siebie i sw ych pilniejszych sąsiadów na szkody, gd yż niezebrane robactw o u niedbałego gospo­

darza w ylęgnie się później i porozchodzi się naokoło. W P o ­ znańskim pilnują tego i jeżeli żandarm w kwietniu przez jak ąś wieś przechodzi, a spostrzeże drzewa u kogoś nieoczyszezone, zaraz do zapłacenia k a ry go pociąga. I w G alicyi już tym się żan darm eryja po trosze interesuje, chociaż sumienie każdemu powinno przypom inać, ab y z powodu swego lenistwa nie robił przecie szkody drugim. Poobłam yw ane gałązki z robakam i k o ­ niecznie trzeba spalić, gdyż rzucone lada gdzie są pow odem , że często robaki się w ylęgają i rozchodzą dalej. P rzy tym niszczeniu robactw a dobrze jest drzewa zarazem w ysk ro b ać, bo im to bardzo sprzyja, g d y na pniu i grubszych gałęziach pozbędą się mchu i starej odstającej k o ry ; tak oczyszczone drzewa zapom ocą osadzonej na kiju m ałej skrobaczki, którą kow al zrobi, rodzą p otym pewniej i lepiej owoce. Jeżeli przy sadzie czyim są drzewa dzikie w pobliżu, np. lip y, w ierzby, topole itd., na których się spostrzeże gniazda robaków , to nie żałow ać m ałej fatygi i te drzewa oczyścić, bo z nich przejdą liszki do sadu.

L u d p o ls k i. 3. 1892.