• Nie Znaleziono Wyników

„W iek XIX. n ie m a w edle p ra w a s p o g lą d ać z p o g a rd ą n a w ieki śred n ie, w ieki b a rb a rz y ń s tw a i o k ru cień stw ."

W pierw szych dniach października o d b yły się m iędzy oficeram i an stryjackim i a niemieckimi w yścigi na odległość mię­

d z y W iedniem a Berlinem . Rozum ie się, że w tych w yścigach nie biegali oficerowie, lecz ich nieszczęśliwe konie. Oto tak op i­

sują dzienniki wiedeńskie tę okrutną zabaw kę. —

D nia 6. października b. r. rozeszła się w W iedniu w ieść, że pierwsi jeźd źcy ze stro n y niem ieckiej zbliżają się już do celu.

W jednej chwili rozpoczęła się tłum na em igracyja w iedeńczy­

ków do Floridsdorfu. Już o godzinie 2. po południu stłoczona m asa pierw szych widzów otaczała m etę, a p ow ozy od b yw ały

corso

po gościńcu. Po obu stronach drogi ciągn ęły się daleko szp alery ciekaw ych. N ie brakło widzów, któ rzy uzbrojeni w b ły ­ skaw iczne p rzyrząd y fotograficzne, w yczekiw ali p rzy b y cia zw y- ciężców , p ragnąc pochw ycić ich podobiznę «w locie«. O godzi­

nie 4. cała ta m asa publiczności drgnęła, jakb y ją przebiegł prąd elek trycz n y. «Już ja d ą ! już ja d ą !» szła wieść lotem b łysk aw icy i nagle rozpoczęła się dzika bieganina. W sz ysc y zapragnęli zna- leść się u m ety. Piesi tłoczyli się, popychali, padali, wstawali ł znów biegli. M iędzy powozam i w yw iązał się także szalony w y ­ ścig. W reszcie nadlecieli ja k huragan cykliści, bez k tó rych teraz ju ż żadne w yś ;igi, żadna uroczystość publiczna obejść się nie m oże. W pędzie w skazyw ali oni ku łące, na praw o od gościńca.

R zeczyw iście ujrzano tam dwóch galopujących jeźdźców i w k ró t­

ce u m ety stanęli... dwaj oficerowie a u stry jaccy , k tó rzy w y je ­ chali na zw iady. T a k ie fałszyw e alarm y pow tarzały się jeszcze kilka razy. W reszcie poczęło się ściem niać, zapalono e le k try ­ czną lam pę. O godzinie 7 nńnut 38 podniósł się o k rz y k : «To o n i!» , tym razem napraw dę byli oni. Z ciemnej przestrzeni do- la ta ł tętent k o p yt końskich, p otym w sferze elektrycznego św ia­

tła błysn ęła p łask a biała czapka i 11 m ety zjaw ił się pierw szy jeździec niem iecki książę F ry d e ry k L eo p o ld , a tuż za nim p o ­ rucznik H eyl. W śród widzów pow stał nieopisany entuzyjazm . M ężczyźni, kobiety, w szy scy krzyczeli i wym achiwali rękam i, ja k

w m alignie. N a księciu F r y d e r y k u i na jeg o koniu znać b y ło wielkie zmęczenie, natom iast porucznik H eyl z koniem w yg lą­

dali tak, ja k b y sobie niewiele robili z p rzeb ytych trudów.

Publiczność berlińska i oficerowie zgotowali entuzyjastyczne przyjęcie porucznikowi Miklosowi, k tó ry tam p rz y b y ł ja k o pier­

w szy jeździec ze stro n y au stryjackiej, dow iódł on niesłychan ej w ytrw ałości. Ja k bowiem w iadom o upadł on wraz z koniem , co pozwoliło Csavessem u w yprzedzić go. Jed n a k M iklos do­

siadł znów konia i dopędził swego w spółzaw odnika w H o yers- w erda. W Baruth C sa va ssy czuł się tak zmęczonym, że m usiał zatrzym ać się ; M iklos zaś, choć potłuczony silnie, ze zranionym kolanem , nie odpoczyw ał wcale i w szybkim truchcie zdążył do celu.

T e nadzwyczajne w ysiłk i o d b iły się boleśnie na gniadej je g o k laczy «M arcsa». B o k i je j dosłownie poszarpane ostroga­

mi, a buty jeźdźca b y ły całe zbroczone jej krwią.

K o le ją do Floridsdorfu p rz y b y ł rotm istrz dragonów nie­

m ieckich hr. D ohua i zam eldow ał komitetowi w yścigow em u, że konia zostawił w Stokerau, gd yż zachorow ał mu w drodze.

O ficerowie au stryjaccy i niem ieccy radzili mu, ab y powrócił po konia i przecież spróbow ał na nim dojechać do m ety. D oh n a usłuchał tej rad y, wrócił do Stokerau i o godzinie i. w połu­

dnie stanął na swej guiadej klaczy «Fluchtig» u m ety. K ilk a kroków za metą jednak upadła klacz, przeniesiono ją do stajni,, gdzie za kilka godzin p ad ła nieżywa.

P olscy jeźd źcy, którzy w X V II. w ieku byli n ajlepszym i w E u rop ie, w tym w yścigu zajmują m iejsce na szarym końcu, najlepszy bowiem z nich hr. Łubieński uzyskał zaledwie 24 n a­

grodę, a drugi L aso ck i zajmuje aż 43 m iejsce z rzędu.

Obaj pierwsi zw yciężcy, hr. Stahrem berg i porucznik nie­

m iecki b. Reitzenstein utracili swe konie, na których wyścig- odbyli, gd yż zarówno koń «Athos» hr. Starhem berga, ja k i klacz.

«Lippsspringe» br. Reitzensteina, p ad ły w kilka godzin po p rzy­

byciu do m ety.

Dzienniki wiedeńskie opisują w ten sposób «L ip p ssp rin ge*

klacz bar. Reitzensteina po p rzybyciu do W iednia :

«T ylk o skóra i kości. B ez życia, ze spuszczoną głow ą i naw pół przym kniętym okiem stało biedne zwierzę. Po bokach w ystąp iły nabrzm ienia, ma wiele ran od ostróg, a także i od uderzeń szpicrutą. Jednej p o d k o w y b rak zupełnie, z drugiej brak połow y. Zwierzę okryto kocam i, a b y zaprow adzić do blisko po­

łożonej stajni, atoli wszelkie usiłowania, a b y je ruszyć z m iejsca o k azały się darem nym i. G d y zachęcano je gestam i do porusze­

nia się, w yciągnąć chciało głowę, ale om al że nie przewróciło się. K ilk u ludzi musiało je p od trzym ać. W reszcie przyszło dzie­

sięciu, rozpoczęło je posuwać, atoli po kilku krokach biedne zwierzę upadło, nie dając żadnego niemal znaku życia. O czy m iało zam knięte, ję z y k zwisał z p ysk a. W lano mu koniak i roz­

poczęto nacierać. Nic jed n ak nie pom ogło. W reszcie po w strzy­

knięciu m orfiny p rzyszło do siebie i po niejakim czasie p rzy ­ ję ło trochę pokarm u. D otychczas bied ny koń jeszcze żyje.»

Ogółem p rzyb yło do W iednia 7 1 jeźdźców niemieckich.

Z 1 1 6 jeźdźców 24 ustąpiło skutkiem w yp ad ków z końmi.

Z w yjątkiem jed n ego w szystkie wierzchowce zginęły p o d ­ czas drogi.

Przeciw ko jeździe na dystans um ieścił M aksym ilijan H ar- den w świeżo w Berlinie w yd an ym czasopiśm ie

D ie Zukunft

(Przyszłość) następujący arty k u ł:

« G d y b y tylko starczyła skórk a za w yp ra w ę! N atura stw o­

rz y ła zwierzę, które p rzy tym «wyprawianiu skórki# zawsze musi b yć obecne i zawsze na tym w ychodzi ja k najgorzej. Zw ie­

rzęciem tym jest koń. Jeżeli się lu d y okładają albo do tego o k ład an ia się przygotow ują, w bitw ach i na zgrom adzeniach kontrolnych, konia n igdy nie braknie. G d y b yd ło rogate lub nierogacizna, g d y baran i ow ca i drób wszelaki w esoły i szczę­

śliw y prow adzą żyw ot, biedny koń musi sobie na owies zarobić w pocie czoła. B ity na śm ierć, on na polach chw ały p ad a od kul; im starszy, im bardziej w ynęd zniały, im słabszy, tym wię­

k szego udręczenia staje się przedmiotem.

W praw dzie i on m a sw oje chwałę. Przodkow ie szlache­

tnego rodu jego sięgają w czasy zam ierzchłej przeszłości, poeci A ra b ii i lordowie A n glii w yśpiew ują na jeg o cześć najpiękniejsze swe pieśni, a w cyrku ob syp u ją go oklaskam i. A cóż dopiero ta jazda na d y sta n s: Tutaj ma oto najszlachetniejsze z zwierząt pokazać, że żadne stworzenie boże nie spełnia tak sw ego obo­

wiązku, ja k ono, że szkapina nie prędzej pofolguje nogom sw oim , aż ostatniego nie w yd a tchnienia. U m rzeć za w ielką spraw ę, czyż może b y ć coś piękniejszego? W prawdzie pow iadają, że w cza­

sie kolei żelaznych nie wiele przedstaw ia wartości dośw iadczanie konia co do jazd forsow n ych , których w życiu p raktyczn ym n igd y się nie żąda, ale któż jest temu winien, że S p rew a i D unaj tak daleko od siebie oddalone? A nasi wiedzą przecież panowie, którzy rzem iosło sw oje bardzo dobrze rozum ieją, którzy od p ier­

w szego do ostatniego bardzo dobrze wiedzą, ile koń a sp ecy ja l- nie ich koń zrobić może na dzień; którzy dokładnie czują, kie­

d y jest zm ęczony i którzy zatrzym ują się pod bram am i W iednia spostrzegłszy, że dźwigające ich szkapisko blisko końca. N atural­

nie są także konie leniwe, którym trzeba surowo przypom inać ich obowiązek. Przedsięwzięciu, jednoczącem u n arod y, służy b o ­ wiem za podstaw ę w ielka om yłka. Nazwano c a łą tę historyą

«jazdą na dystans#, g d y tym czasem jest ona właściwie «jazdą na wyścig#. Ja zd a na dystans polega na tym , że dośw iad czo­

n y jeździec przebyw a na dzielnym koniu w możliwie najkrót­

szym czasie przestrzeń daleką. P rzytym dobrym jego staraniem powinno b yć to, ab y do celu z absolutnie zdrow ym p rz y ­ b y ł zwierzęciem, które przyszed łszy do celu, m ogłob y rozpo­

cząć nowe, wielkie trudy. B o czyż może pułkowi cośkolw iek zależeć na tym , ażeby prędko p rzeb yć drogę od S p re w y do

R en u , a p otym mieć pod sobą konie upadające, do niczego już więcej niezdolne? Najw ażniejszym i zatym czynnikam i p rzy tego rodzaju próbach s ą : koń naprawdę dobry, rozum ny, ludzki jeździec i wielkie doświadczenie co do tego, ile koń w yd o łać może. Jeżeli się w drodze okaże, że próba udać się nie może, wówczas jeździec z konia schodzi i rzecz swą rozpoczyna nową.

Podczas w ielkiej jazd y na dystans pom iędzy Berlinem a W iedniem nie dopełniono ani jedn ego z tych warunków. B y ła to jazd a na śm ierć lub życie koni, — w yścig, jak iego dotychczas p rzy takiej odległości i p rzy tak ponętnej nagrodzie w złocie i sławie jeszcze nie było, — konie, które w tej jeździe na d y ­ stans b ra ły udział, w najmniejszej ty lk o części dorosły zadaniu takiem u, a w jak i sposób ta najm niejsza część to zada­

nie spełn iła, o tym doniosły pism a fach ow e.»

W tym sam ym duchu, ja k

Przyszłość,

w yraża się większa część p ra sy lon dyń skiej; z w ielką stanowczością zaprotestow ały

Daily News,

oraz

D aily Chronicie

przeciwko dręczeniu zwierząt, jakie było następstwem tej nieszczęśliwej, barbarzyńskiej ja z d y .

W iedeńska

Sonn- und Montags- Zig.

pisze w tej sam ej kw esty i :

Ze d ob ry, drogi koń może b yć zapom ocą ostróg i rajtpaj- czy lub kańczuga zmuszonym do nadzwyczajnego w ysiłku i że w stosunkowo krótkim czasie może przebyć nadzw yczajne p rze­

strzenie, to nic nowego i zostało już niejednokrotnie w chwilach wielkich poruszeń wojennych udowodnionem . Co wdęc hr. Starhem- berg i br. Reitzenstein zrobili, to zrobiono już dawniej niejedno­

krotnie ze stro n y innych jeźdźców , jeżeli tego ostateczna w ym a­

gała potrzeba. T e g o rodzaju «krafsztyki» będą dokonyw ane i w przyszłości, jeżeli tego rzetelna zajdzie potrzeba. C zy atoli wskazanem jest, ażeby tego rodzaju straszliwego gwałtu dopu­

szczano się na zwierzętach jed y n ie dla celów sportow ych, co do tego m ogą b y ć zdania podzielone. N a n iektórych entuzyjastów jaz d a Uci dystans takie w yw arła wrażenie, że mówią o potrze­

bie powtórzenia tej ja z d y na rok przyszły. P rosilib yśm y, ab y dano sobie spokój z tego rodzaju zabawka m i.»

Przeciw temu nowemu dręczeniu koni zało żyły w szystkie tow arzystw a ochrony zwierząt protesty. Reńsko-w estfalskie to ­ w arzystw o w ybrało kom isyją, która po głębokim roztrząśnieniu tej sp raw y uchw aliła: i) wnieść publiczny protest przeciw po­

szczególnym jeźdźcom i ogłosić go w pismach, 2) wnieść p ety - cy ją do parlam entu i 3) p ostarać się o usunięcie tego rodzaju zabaw. Tożsam o uczyniło berlińskie tow arzystw o. N a posiedze­

niu dnia 2 1 października b. r. wiedeńskie tow arzystw o ochrony zwierząt potępiło ów w yścig, uznało go za dręczenie zwierząt, przeciw którem u trzeba energicznie w ystąpić, i wniosło w tej spraw ie odnośną p e ty c y ją do c. k. Ministerstwa w ojny.