• Nie Znaleziono Wyników

K a ż d y wdzięk p rzy ro d y podnosi ducha, serce i um ysł niezepsutego człow ieka. K to wobec tego je st zupełnie obojętnym , okazuje brak uczucia i poczucia do tego, co piękne i wzniosłe — a zm ysłu tego p ozb yw am y się często wskutek trosk i przykrości codziennego życia. Nie potrzeba bezgranicznie i ustawicznie ty lk o tym i dla p rz y ro d y uczuciami się zajm ow ać; b y ło b y to niesto­

sowne dla życia praktycznego, dla jego najróżnorodniejszych a często bardzo ciężkich zadań ; ale wdzięk pięknej, spokojnej

p rz y ro d y sprow adza dla duszy człowieka, troskam i zaniepoko­

jon ej i życia przeciwnościam i skołatanej, pokój i dodaje jej sił do dalszej z życiem walki.

Jakże nas zachw yca w spaniałość gwieździstego nieba i wielkość szerokiego przed naszym i oczym a rozpościerającego się morza! Ja k zachw yca nas szum iący las i piękność kw iecia w ogrodzie, ja k cudowna szata pachnącego k w iatk a ! Ja k za­

chw yca także i pobudza w p rzyjem n y sposób um ysł nasz życie zwierząt, okolicę nasze zam ieszkujących! L a s b y łb y dla nas pusty, g d y b y w nim ptasząt nie brzm iały g ło s y : m elod yjn y śpiew d r o z d a , w esołe śpiewanie z i ę b y i dziwne k u k u ł k i g ło sy.

G ło sy tych upierzonych śpiew aków odnaw iają w nas z każdym now ym rokiem żyw e uczucia, że luba pow róciła wiosna. Jakże ciche b y ły b y [nasze ogro d y po wsiach i m iastach, g d y b y m iędzy gałązkam i drzew i krzewów nie u w ijały się lekkie ptaszęta!

N ajprostsze życia zwierząt ob jaw y do naszego mile przem aw iają um ysłu. G d y k o g u t , ów p rorok dom ow y, oznajmia nam, że ran ek nadchodzi, g d y g o ł ę b i e gruchają na dachu, g d y

s

k o- w r o n e k z swoimi trylam i w ysoko ponad zielone niw y się wzbija, witając wesołą piosenką św iatło nowego dzionka, piosenką, za którą człowiek w czasie długiej zim y tęskni, pom nąc ja k ona w lecie podczas rannej przechadzki rozbrzm iew ała w szędzie;

gd y j a s k ó ł k a ćw irka, a p r z e p i ó r k a « b ije » ; g d y k u r o p a ­ tw a na polu czule drugą p rz y z y w a ; g d y z i ę b a na drzewie, z swoim sąsiadem w tym sam ym lesie rozm aw iając, p osyła mu pozdrowienie i wzajemnie nań czeka, aż się usłyszeć pozw oli; — to w szystko na ludzki um ysł w pływ w yw iera nie m ały.

A cóż za piękne obrazy spokojnego życia przedstaw iają się oczom badacza zwierząt? Jakże m iłego widoku dostarcza pasąca się w zielonym lesie rodzina s a r n , rodziców z d ziećm i!

Cóż za przyjem ne ruchy, ja k piękna postaw a tych pierzchliwych, 0 roztropnym , szczerym oku lasu m ieszkańców! Z podniesionym uchem uważają na każd y, choćby najlżejszy podejrzany szelest, a troskliwe o w łasne bezpieczeństwo, szybko uciekają, gd y czło­

w iek tylk o się zb liży; m atka pom im o troski o osobiste bez­

pieczeństwo, baczy także z czułością, a b y i dzieci za nią b ie g ły 1 szczęśliwie uniknąć m ogły niebezpieczeństwa. Cóż za p iękn y obraz przedstaw ia nam pasąca się grom ad a w ełm stych o w i e c , pow olnych k r ó w, albo w esołych k ó z ! Cóż za m ajestatyczny spokój, z jak im o r z e ł , pod sam ym praw ie lazurem, powoli rzadkim skrzydeł ruchem, ja k g d y b y wiedział o swojej piękności,

szerokie zatacza k o ła ! Ja k i spokój, g d y białe ł a b ę d z i e sterują powoli na spokojnej, sitowiem otoczonej, ja k zwierciadło g ła d ­ kiej ciemnej sadzaw ce! Cóż to za obraz zgody i gorliwej pilności, g d y p s z c z ó ł k i brzęcząc około pachnącej lipy w ogro­

dzie latają, z kw iatków bujając na k w ia ty ! Cóż za wrażenie miłego jak iego ś uczucia w yw ierają na um ysł człowieka, często troskam i i zm artwieniam i skołatan y, gd y podczas wiosennego wieczoru, w szystko w rów n ym , a tak upragnionym cieniu jest pogrążone, g d y Wówczas ż a b y swoim m onotonnym , a jed n ak p rzyjem nym rehotaniem słyszeć się dadzą, p rzyczym kilkaset głosów z różnych stron jed n e tw orzy muzykę! Ja k że to zachęca • do uważniejszej obserw acyi, g d y się przypatru jem y w esołym r y b k o m , uw ijającym się w przeźroczystej wodzie ponad żwi- lo w ym łożyskiem ! Czyż człowiek nie powinien ich zostawić w spokoju? A przecież często bezczynni chłopcy udają sie nad wodę z wędkam i i dybią na sp okojn ych ryb ek życie, bez‘ żadnego ważniejszego celu, ot-aby tylk o mieć rozryw kę a potym zmar­

nowane zwiei zatka zostawić na brzegu albo w yrzucić je kotowi.

Podobne m yśli ja k

Schiller

w «A lp ejskim m yśliw ym #, tak

Goethe

w poezyi «R yb ak» w ypow ied ział. N ad szum iącą w odą siedzi ry b ak i pilnie śledzi poruszenia zarzuconej wędki. W tym dzieli się powierzchnia w ody i z poruszających bałwanów w y ­ stępuje m okra niewiasta, która w te do niego odzyw a się s ło w a :

D laczego w abisz n a sw e n a rzęd zie św iat ten, n a d k tó ry m m am p ieczę?

W szak w ęd k a tw o ja śm ierć niesie w szędzie, chytry, p o d stęp n y człow iecze!

Z stąp raczej n a dno — a poznasz sn ad n o , ja k im tu szczęściem się cieszą!

J a k tu w około m iło, w esoło, m iędzy p o d w o d n ą tą rzeszą!

Cóż to za głęboka i bujna m yśl, którą nam poeci podają, że zwierzęta, czy one znajdują się na gór w ysokościach czy też w cudnych wód głębiach, ochraniają d u chy bezpieczeń­

stw a i przyjazne istoty, do których należą.

N ad wodą trzepocą od jednej sitowia ło d ygi do drugiej w bla­

sku słonecznym piękne « p a u n y w o d n e # ; ich państwem jest powietrze. One są obrazem powietrznego życia, ja k piękne m o t y ­ le , które w ogrodach z kwiatów na kw iaty bujając, szat swoich w spaniałością dzieci zachw ycają.

Inne znowu poważniejszego zakroju wrażenie odnosiny, gd y w jesieni widzim y ponad sobą dzikie gęsi i żórawie, które gd y lato przeszło, a nadeszła jesień — w uszykow anym szeregu w y so ­ ko ponad naszym i głowam i i dom am i dążą na południe — zwiastu­

ją c tę sw oje w ędrów kę głośnym wołaniem — ja k b y pozdrowieniem i pożegnaniem.

T akich obrazów, do ludzkiego przem aw iających um ysłu, z życia zwierząt wiele jeszcze p rzyto czyć b y śm y mogli. Czasem sam a ty lk o obecność niektórych zwierząt budzi w człowieku przyjem ne uczucie. K to dla zawodu i sposobu sw ojego zatrudnię- nia żyje w wielkim m ieście, zam knięty w m urach dom u, na podwórzu ze w szystkich stron otoczonym , albo w izdebce na sa­

m otnym poddaszu — krępow any czasem i ciasną przestrzenią, p rz y ­ musem i okolicznościam i życia i p racy, temu zrobią przyjem ność odw iedziny w r ó b 1 a i jego wołanie ćw ir! ćw ir! - albo świergot poufałej j a s k ó ł k i na sąsiednim dachu.

Obcowanie ze zwierzętam i przynosi człowiekowi