• Nie Znaleziono Wyników

Towarzystwo ochrony zwierząt w Gracu. Z protokołu tegorocznego walnego zgrom adzenia styryjsk iego tow arzystw a

och ron y zwierząt dow iadujem y się, że

M aryja Selliers de Mo- ranville,

która zm arła 6. lutego b. r. w G racu, zapisała temu tow arzystw u 10 .0 0 0 złr. a. w.

Z życia zwierząt.

Zmyślność psa.

W łaściciel m łyn a w O ber-Spreew alde w okolicach Berlina, posiadał sukę z gatunku «bernadyńskich», która dow iodła niezw ykłej zm yślności. K a rm iła ona właśnie troje m łodych szczeniąt, a mianowicie dwóch silnych i jed n ego w ątłe­

go bardzo pieska, k tó ry z każdym dniem jeszcze w ątlejszym się staw ał, 1 onieważ dwaj tężsi je g o bracia, na m o cy sm utnej zasad y o prawie m ocniejszego, umieli go zawsze ubiec p rz y ssaniu, a on niezdara nic na to nie m ógł poradzić. Zn alazła jed n ak rad ę stara m atka, spoglądając na tę niespraw iedliwość z w ido­

cznym nieukonteutowaniem . Oto, pewnego dnia, oba silniejsze pieski zniknęły bez śladu. W łaściciel, posądzając jedn ego z p a­

robków o kradzież szczeniąt, chciał już wnieść skargę przeciw niemu, g d y w tym zjawia się in uy ze służących, oświadczając, iż suka w pew nych godzinach, zarówno z rana, ja k i po południu, g d y już nakarm i słabego pieska, znika z domu na całą godzi­

nę i p rzep ad a gdzieś w lesie. Z aciekaw ion y w łaściciel suki p o ­

stanowił ją śledzić — i cóż się okazało? Ofco suka w yw abiła do lasu oba silniejsze szczenięta, zapędziła je do starej ja m y lisiej, z której o w łasnych siłach w yd ostać się uie m ogły i tam je dw a raz y dziennie odw iedzała, zawsze jed n ak dopiero w tedy, gd y już sła b y ich brat b y ł dobrze nakarm iony. W łaściciel postanow ił nie przeszkadzać tej m acierzyńskiej roztropności i odtąd sła b y piesek chował się coraz lepiej, a i tam te wcale na wadze nie straciły. W iadom ość tę podał berliński

Reichsbote.

i8v i

Pies posłańcem.

Zam ieszkała podczas lata w Płudach pod W arszaw ą rodzina inżyniera C. o trzym yw ała gazety i listy naj­

wcześniej z pom iędzy w szystkich letników tej m iejscowości. D ziało się to za spraw ą zm yślnego pudla «W iernego«, któ ry codziennie o 8 godź. z rana udaw ał się do W arszaw y, a otrzym aw szy od służącego pańtswa C. p osyłkę, za niespełna godzinę staw ał z po­

wrotem w Płudach. Zwierzę to już czw arty rok z rzędu pełni obowiązki posłańca. Z wsi tej do W arszaw y jest 5 */2 km.

Warsz.

Przyj. Zw.

1892. 8.

Przyjaźń psa z kotem.

T rzeba badać życie zwierząt, a b y dojrzeć tej łączności, ja k a zachodzi m iędzy ich rodzajam i. T ego dowód m am y na psie i kocie w naszym domu. M am y psa z rodu pinczów, zowie się am orek, m am y też kotkę białą, przezwaną lcizią. Otóż am orek i kizia w jed n ym sy p ia ją łóżeczku, razem jedzą, ale g d y k o t p rzy m iseczce, to pies czeka, stojąc za nim, aż się ko t pożyw i i odstąpi, a g d y k o tka ma m łode, w ted y pies sko- w ycze i ciągnie ludzi do pielerza, p otym liże i pieści kocięta, a g d y się kto przybliża to pies, szczeka i broni ich, ja k b y to b y ły w łasne je g o dzieci. — M iło to przyjm uje ko tka i ostrym sw ym językiem liże psa po nosie, k tó ry kicha. G d y kocięta już przej­

rzą, i łażą — pies je przew raca, iska p ch ły i igra z kociętam i

—- następnie kładzie się sam i daje łazić po sobie, ale i w ted y nikomu z ludzi nie da ich poruszyć. G d y pani domu w oła kotkę, zaraz i pies biegnie — tak sam o biegnie kotka, g d y się psa w o ­ ła, uznając swe z pieskiem nierozłączne wspólnictwo. Czasem w yp a d a co ze sporszej liczby kociąt usunąć, w te d y pies w yje, szczeka, goni za ludźmi i w yciąga kocięta z w od y. T a k i w idok m iękczy serca ludzi, że rozbierają kocięta m iędzy siebie i cho­

w ają je. T a k to nieraz przyjaźń najsprzeczniejszych antagonizmów w praw ia nas w zdumienie i w ykazuje, że żyjąc wedle prawideł B o żych , to i z w rogiem zgodzić się można.

Wicenty Dąbrowski.

Bocianie gniazdo.

N a w ieży kościoła parafijaluego w Geiss- heim w P alatyn acie zało żyła p ara bocianów gniazdo. Ostatnimi czasy z powodu nieprzyzw oitego zachow ania się «boćków» wzglę­

dem osób, przechodzących koło kościoła, postanowiono gniazdo usunąć z wieży. W ykonanie tego zadania przedstaw iało niem ało truduości, gd yż wieża wznosi się na 40 metrów i do połow y tylk o posiada schody w ew nętrzne; w drugiej zaś połowie wraz z ko­

pułą szczytow ą dostępną jest jed yn ie z zewnątrz. Znalazł się

śm iałek, k tó ry w obecności zebranych p od kościołem m ieszkań­

ców wsi dostał się na szczyt w ieżyc i m iał odw agę stanąć w gnie- ździe bocianim . Plaki dopiero w ostatniej chwili opuściły wieżę i uw ijając się koło niej, p rzygląd ały się dziełu zniszczenia. Z a ­ nim niszczyciel zdołał zejść na ziemię, pow róciły ptaki na dawne m iejsce i najspokojniej nowe zaczęły zakładać guiazdo. W obec tego uporu postanowiono zostawić je w spokoju.

Warsz. Przyj. Zw.

1892. 5.

Skradzione muły.

N a folwark w Stanach Zjednoczonych północnej A m e ry k i zakradli się w n ocy złodzieje, wyszukali 9 najlepszych i najtęższych mułów i zabrali je z sobą. C z y m uły w iedziały, że je skradziono, trudno pow iedzieć; ale w m iarę coraz większego oddalania się od pierwotnego m iejsca pobytu, gdzie je dobrze żywiono i z nimi dobrze obchodzono, opierały się coraz bardziej now ym sw ym przełożonym i uszedłszy kilka mil, dalej iść nie chciały. Znużeni i zmęczeni złodzieje obaw ia­

ją c się pogoni, puścili m uły, które spokojnie w róciły nazajutrz rano do folwarku w łaśnie w chwili, g d y 'w łaściciel po odkryciu strasznej stra ty m iał rozesłać gońców po okolicy.

Thfr. i8g2.

Pies piastunem chorego kota.

P. M ikołaj H egerle, d ługo­

letni członek wiedeńskiego tow arzystw a ochr. zw., o którym pisaliśm y w 4. urze «Opiekuna» (str. 57), podał w organie te­

goż tow arzystw a „

Thierfreund*

( 1 8 9 2 , 1 1 ) n astępujący szczegół z życia psa. W łaściciel pojazdów H. w B . pod Królew cem p o ­ siada kota i psa jam n ika. Od pierwszej < hwili poznania oba te zwierzęta ż y ły z sobą w największej n iep rzyjain i. W kuchni znajdow ał się koszyk, w którym syp iał jam n ik; kot zaś lubiał po obiedzie i uporządkowaniu kuchni w ygrzew ać się w ciep łym szabaśniku. N iedawno temu pies i kot u żyw ały snu poobiedniego, pies w koszyku, kot w szabaśniku. W tym niespodzienie p rzy ­ b y ł gość do p. H. Zapalono więc p od blachą w kuchni w celu przygotow an ia posiłku dla gościa i zam knięto szabaśnik. G d y zabaw iano się z gościem w izbie, nagle usłyszano skow yczenie i w ycie psa w kuchni. Pani domu pobiegła do kuchni i ujrzała, ja k pies skow ycząc sk ak ał ku szabaśnikowi; otw orzyła więc drzwi­

czki od szabaśnika, z którego w ysk oczył zapom niauy biedny kot w op łak au ym stanie, bo z całkiem poparzonym i łapam i, i padł ja k n ieżyw y na podłogę. M ądry jam n ik porw ał biedną kocinę za grzbiet i zauiósł do sw ego k o szyk a i lizał całym i godzinam i sto p y swej n ieprzyjaciółki. Posłano po w eterynarza. G d y przyszedł, ośw iadczył, że nie ma lepszego lekdrstwa nad liza­

nie łap ek przez psa. Od tej chwili pies nie odstąpił kota, aż w yzdrow iał, i nie ja d ł pierwej, aż kot się nasycił. T eraz żyją oba stworzenia w największej przyjaźni.

Wilga złodziejem błyskotek.

Pewien w łaściciel domu w Celo- w cu(Klagenfurt) ubierając się p o ło ży ł na łóżku złoty guzik od pół- koszulka. A toli g d y się odw rócił, zniknął guzik, aczkolwiek prócz niego nikogo nie było w pokoju. Podejrzenie kradzieży padło

zatym na m łodą wilgę latającą po pokoju. W łaściciel wilgi opow iedział ten przypadek swoim p rzyjaciołom w hotelu, a że się bardzo ujm owali za wilgą, postanow ił wilgę przed św iadkam i w ystaw ić ną próbę. Przyniósł wilgę i położył przed nią drugi złoty guzik na b o k u ; w okam gnieniu porw ał p tak guzik i połknął go i tym sposobem okazał się złodziejem. W łaścicielowi zależało na tym , ab y odebrać guziki; kazał więc wilgę zabić i w żołądku jej znaleziono oba guziki.

Otóż w ypisaw szy sobie ten szczegół ze

Zool. Garten

( i872.), d od ajem y, że w łaściciel guzików dosyć ograniczonym musiał b yć człowiekiem albowiem dla odebrania guzików wcale nie było trzeba zabijać biednego p taka; b y ło b y w ystarczyło zam knąć go w klatce, a że guziki złote nie są rzeczą dającą się stra­

wić, w ięcby się b y ły znalazły w klatce.