• Nie Znaleziono Wyników

Felix Felicis

W dokumencie Rozdział 1 : Nowy Minister (Stron 92-99)

Rozdział 14 : Felix Felicis

Pierwszą lekcją, jaką miał mieć Harry tego ranka było zielarstwo. Nie mógł porozmawiać przy śniadaniu z Ronem i Hermioną na temat jego lekcji z Dumbledore'em, ponieważ obawiał się, że ktoś mógłby ich podsłuchać. Opowiedział im jednak wszystko, kiedy szli między grządkami prowadzącymi w kierunku szklarni. Silny wiatr wiejący przez cały weekend ucichł wreszcie. Dziwna mgła powróciła, więc znalezienie właściwej szklarni zajęło im więcej czasu niż zwykle.

- Łał, przerażająca myśl, Sam - Wiesz – Kto jako chłopak - powiedział, Ron, kiedy usiedli wokół jednego z chropowatych pniaków ze Snargaluff i założyli ochronne rękawice. - Ale ciągle nie rozumiem, dlaczego Dumbledore mówi ci o tym wszystkim. To znaczy... to wszystko jest naprawdę ciekawe i w ogóle, ale jaki ma w tym cel?

- Nie wiem - powiedział Harry, zakładając gumową osłonę,ale Dumbledore powiedział, że to jest bardzo ważne i że kiedyś może ocalić mi życie.

- Myślę, ze to fascynujące - powiedziała Hermiona gorliwie. - To ma sens. Jeżeli się wie jakie możliwości posiada Voldemort, może odkryć jego słabości.

- Jak było na ostatnim przyjęciu u Slughorna? - zapytał ją Harry przez grubą gumową osłonę.

- Och, było nawet całkiem zabawnie, naprawdę - powiedziała Hermiona, zakładając ochronne gogle. - To znaczy, opowiadał o wielkich wyczynach i podlizywał się McLaggen'owi, ponieważ on ma wspaniałe znajomości, poza tym poczęstował nas kilkoma smakołykami i przedstawił nas Gwenog Jones.

- Gwenog Jones? - powtórzył Ron, a jego oczy powiększyły się jeszcze bardziej pod wpływem gogli. - Ta Gwenog Jones?

Kapitan drużyny Holyhead Harpie?

- Właśnie ta - powiedziała Hermiona. - Osobiście, myślałam, że ona jest trochę mniej zapatrzona w siebie, no ale…

- Myślę, ze wystarczy już tych pogaduszek! - powiedziała profesor Sprout, krzątając się i spoglądając za siebie – Obijacie się a wszyscy już zaczęli. Neville już wydostał swój pierwszy strączek!

Rozejrzeli się; zobaczyli siedzącego Neville'a, który miał rozciętą wargę oraz kilkanaście ran, lecz nadal trzymał w dłoni niespokojny i pulsujący zielony obiekt o rozmiarach grejpfruta.

-W porządku, pani Profesor już zaczynamy! - powiedział Ron, dodając po cichu, kiedy się znowu odwróciła - Powinniśmy użyć Muffliato, Harry.

- Nie, nie powinniśmy! - powiedziała Hermiona, wyglądając jak zawsze kiedy myślała o Księciu Pół-Krwi i jego zaklęciach – No cóż, chodźmy ... Lepiej było by gdybyśmy już się zabrali do roboty...

Spojrzała na nich z lekką obawą, po czym wszyscy troje wzięli głębokie oddechy i skoczyli do wody na chropowaty pień, który znalazł się miedzy nimi.

To rzuciło się z ożywieniem. Długie, kłujące jak krzaki winorośli gałęzie powiewały smagając powietrze. Jeden zaplątał się we włosy Hermiony, a Ron oberwał w plecy sekatorem. Harremu udało się złapać i związać winoroślowate pnącza, które rozgałęziały się wokół otworu na środku. Hermiona włożyła odważnie rękę w ten otwór, który zamknął się jak pułapka na jej łokciu. Harry i Ron szarpnęli i przekręcili winorośl, przez co otwór wypuścił rękę Hermiony. W palcach trzymała kokon podobny do tego, który miał Neville. Gdy tylko kolczasta winorośl wypuściła go na zewnątrz, pień opadł, znowu wyglądając jak martwa bryła drzewa.

- Wiesz, nie sadzę abym miał kiedyś ochotę trzymać coś takiego w swoim ogrodzie kiedy już będę go miał - powiedział Ron, odsuwając swoje gogle na czoło i wycierając pot z twarzy.

- Podaj mi miskę - powiedziała Hermiona, trzymając pulsujący strąk na odległość ręki; Harry podał jej jedną i włożyła strąk do miski z wyrazem wstrętu na twarzy.

"Nie bój się, wyciśnij to, są najlepsze, kiedy są świeże! - powiedziała Profesor Sprout.

- W każdym razie - powiedziała Hermiona, kontynuując przerwaną rozmowę, gdy masywny kawałek drewna przestał ich atakować - Slughorn będzie organizował przyjęcie Bożonarodzeniowe, Harry, nie masz szans abyś się od niego wymigał, bo Slughorn poprosił mnie o sprawdzenie twoich wolnych wieczorów. Chciał być pewny, że będziesz mógł przyjść.

Harry jęknął. W międzyczasie Ron, usiłował rozerwać strąk wkładając go oburącz do misy. Zgniatając go najmocniej jak mógł, powiedział gniewnie - Czyżby to było kolejne przyjęcie dla pupilków Slughorna?

- Tak, tylko dla członków Klubu Ślimaka - powiedziała Hermiona.

Strąk wymknął się z rąk Rona, uderzył w szybę szklarni, po czym odbił się od głowy Profesor Sprout, strącając z niej stary, połatany kapelusz. Harry poszedł odzyskać strąk; kiedy wrócił, Hermiona powiedziała - To nie ja wymyśliłam nazwę "Klub Ślimaka"!

- Klub Ślimaka - powtórzył Ron szyderczo niczym Malfoy. - To żałosne. Cóż, mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił na przyjęciu. Dlaczego nie spróbujesz zacząć chodzić z McLaggenem? Może wtedy Slughorn uczyni was Ślimaczym Królem i Królową?

- Mamy pozwolenie na przyprowadzanie gości - powiedziała Hermiona, która z jakiegoś powodu poczerwieniała - zamierzałam poprosić cię o przyjście, lecz skoro uważasz, że to głupie, nie będę nalegać!

Harry nagle pożałował, że strąk nie wylądował dalej, gdyż nie miał ochoty przebywać teraz razem z Ronem i Hermioną.

Niezauważony przez nikogo, chwycił miskę, w której znajdował się strąk i próbował otworzyć go najenergiczniej jak potrafił.

Niestety, wciąż dochodziły go dźwięki ich “rozmowy”.

- Zamierzałaś mnie poprosić?-zapytał całkiem innym głosem Ron.

- Tak - odrzekła Hermiona ze złością. - Ale oczywiście, jeśli wolisz żebym wybrała się z McLaggenem ...

Zapadła cisza, w trakcie której Harry kontynuował ucieranie strąka kielnią.

- Nie, nie chciałbym - powiedział cicho Ron.

Harry nie trafił w strąk i uderzył w czarę, tłukąc ją na kawałki.

- Reparo - powiedział pospiesznie, łącząc części za pomocą swojej różdżki i czara znowu stanowiła jedną całość. Wypadek, jednak przyczynił się do tego, ze Ron i Hermiona ocknęli się i zauważyli jego obecność. Hermiona natychmiast zaczęła szukać swojego egzemplarza " Mięsożernych Drzew Na Świecie", szukając poprawnego sposobu na sok z nasion Snaraluffa;

Ron, z drugiej strony patrzył nieśmiało, ale również wydawał się raczej zadowolony z siebie.

- Podaj mi to Harry - powiedziała pośpiesznie Hermiona. - Wydaje mi się, że powinniśmy potraktować to czymś ostrym…

Harry przekazał jej czarę; on i Ron założyli swoje gogle i zanurkowali z powrotem w kierunku pniaka. Harry toczył zapasy z ciernistym pnączem mającym zamiar go owinąć; miał przeczucie, ze mogło to nastąpić prędzej czy później. On i Cho byli teraz za bardzo zawstydzeni, żeby spojrzeć na siebie, niech samotność przemówi do każdego z nich; a co jeżeli Ron i Hermiona zaczną ze sobą chodzić, a następnie rozejdą się? Czy ich przyjaźń przetrwałaby tę próbę? Harry pamiętał kilka tygodni, kiedy nie rozmawiali ze sobą podczas trzeciego roku; nie był zadowolony z prób odbudowania mostu pomiędzy nimi. A co się stanie, jeżeli oni wcale się nie rozejdą? Co jeżeli staną się jak Bill i Fleur i przebywanie w ich obecności stałoby się nieprzyjemne tak bardzo, że wolałby siedzieć cicho dla swojego dobra?

-Mam! - wykrzyknął Ron, wyciągając drugie nasiono z pnia, wtedy gdy Hermiona dała radę otworzyć dopiero pierwsze, tak, ze czara była pełna bulw wyglądających jak małe zielone robaczki.

Reszta lekcji minęła już bez wspomnień na temat imprezy Slughorna. Pomimo że Harry przyglądał się swoim przyjaciołom uważniej, przez następne kilka dni, Ron i Hermiona nie wydawali się inni, po za tym, ze byli trochę bardziej mili dla siebie nawzajem. Harry sądził, ze musi poczekać i zobaczyć, co stanie się pod wpływem kremowego piwa w przyciemnionym świetle gabinetu Slughorna w nocy na imprezie. Tymczasem miał sporo poważniejszych zmartwień.

Katie Bell ciągle przebywała w szpitalu Świętego Munga, bez perspektywy opuszczenia go, co oznaczało, ze drużyna Gryffindoru, tak ciężko trenująca od września była pozbawionego jednego ze ścigających. Odkładał zastąpienie Katie w nadziei, że jednak wróci. Jednak otwierający sezon mecz Gryfoni przeciwko Ślizgonom zbliżał się, i Harry w końcu pogodził się z myślą, że Katie nie wróci na czas, aby zagrać.

Harry nie sądził, że mógłby znieść kolejne próby całego domu. Z nieprzyjemnym uczuciem, które miało niewiele wspólnego z Quiddichem, przyparł do muru Deana Thomasa pewnego dnia po transmutacji. Większość klasy już wyszła, pomimo tego, ze kilka ćwierkających ptaków ciągle krążyło po pokoju, wszystkie stworzone przez Hermionę; nikt inny nie odnosił większych sukcesów niż stworzenie pióra z powietrza.

- Czy ciągłe jesteś zainteresowany grą na pozycji ścigającego?

- Co? Tak, oczywiście! - odpowiedział podekscytowany Dean. Ponad ramieniem Deana Harry widział Seamusa Finnigana, chowającego swoje książki do leżącego obok plecaka. Jednym z powodów, dla którego Harry nie miał zamiaru pytać Deana aby zagrał, było to, ze Seamusowi może się to nie spodobać. Z drugiej strony, musiał zrobić to, co najlepsze dla drużyny, a Dean prześcignął Seamusa na próbach.

- Wiec jesteś w drużynie - powiedział Harry. - Trening dzisiaj o siódmej.

-Tak - odpowiedział Dean. - Dzięki Harry! Nie mogę się już doczekać, aby powiedzieć o tym Ginny!

Wybiegł z pokoju, zostawiając Harry’ego i Seamusa samych. Niewygodna chwila nie stał się łatwiejsza, kiedy spadający ptak wylądował na głowie Seamusa, zaś drugi przeleciał nad głową Hermiony i wylądował za nimi.

Seamus nie był jedyną osobą zdegustowaną wyborem zastępcy Katie. Było wiele szeptania we wspólnym pokoju a temat faktu, ze Harry wybrał dwoje ludzi z jego klasy do drużyny. Harry obawiał się jeszcze gorszego gadania, niż to

dotychczasowe, nie był z tego zadowolony, ale zawsze było tak samo. Ciśnienie było tym większe, że trzeba było odnieść zwycięstwo ze Ślizgonami. Jeżeli Gyffindor wygra, Harry wiedział, że cały dom natychmiast zapomni o tym, że go

krytykowali i będą przyrzekali, że zawsze wiedzieli, że to była wspaniała drużyna. Jeżeli natomiast przegrają. . . Harry starał się nawet nie myśleć o komentarzach jakie wtedy będą padać…

Harry nie miał żadnych powodów, żeby żałować swojego wyboru, od kiedy zobaczył Deana na miotle; Coraz lepiej szła mu współpraca z Ginny i Demelzą, pałkarze, Peakes i Coote, byli za każdym razem lepsi. Jedynym problemem był Ron.

Harry wiedział, ze Ron był graczem, który cierpiał z powodu nerwów i braku wprawy. Nad świetlaną wizją otwarcia gry w sezonie zdawały się zbierać czarne chmury. Po wpuszczeniu w połowie gry kilku goli, większości wbitych przez Ginny, jego technika stawała się coraz bardziej dzika, aż w końcu uderzył nadlatująca Demelzę Roins w twarz.

-To był wypadek, przepraszam, Demelzo, naprawdę, przepraszam! - Ron krzyczał po tym, jak zygzakowatym torem spadła na murawę, obficie krwawiąc. - Ja tylko ...

- Spanikowałeś - powiedziała ze złością Ginny, lądując kolo Demelzy i oglądając jej puchnące usta. - Ron, ty durniu, zobacz w jakim ona jest stanie!

- Mogę to naprawić - powiedział Harry, lądując niedaleko dziewczyn, wskazując na usta Demelzy i mówiąc – Episkey. I Ginny... nie nazywaj Rona durniem, to nie ty jesteś kapitanem drużyny...

- Ty wydajesz się być na to zbyt zajęty, więc pomyślałam, że powinnam to zrobić sama.

Harry z trudem powstrzymał śmiech.

- W powietrze wszyscy, chodźcie. . .

Podsumowując, to był jak do tej pory jeden z najgorszych treningów, ale Harry czuł że szczerość nie była najlepszym wyjściem, kiedy mecz był już tak blisko.

- Dobra robota. Myślę, że pokonamy Slytherin - powiedział, i ściągający oraz pałkarze opuścili szatnię wyraźnie zadowoleni z siebie.

- Zagrałem jak kupa smoczego łajna - powiedział Ron głosem pełnym obawy, kiedy drzwi zatrzasnęły się za Ginny.

- Wcale nie - powiedział Harry. - Jesteś najlepszym bramkarzem Ron. Jedynym twoim problemem są nerwy.

Pocieszał go przez całą drogę powrotną do zamku i kiedy weszli na drugie piętro Ron patrzył już bardziej przychylnie. Harry otworzył gobelin, aby skorzystać ze skrótu do wieży Gryffindoru, ale zauważyli Dean’a

i Ginny całujących się ze sobą.

wydawała się wlewać do jego mózgu, więc wszystkie myśli były tłumione i zastępowane przez dzikie pragnienie, aby przemienić Deana w galaretę. Walcząc z nagłą furią usłyszał głos Rona, bardzo odległy.

- Oj!

Dean i Ginny rozłączyli się i rozejrzeli się. - Co? - powiedziała Ginny.

- Nie życzę sobie znajdować swojej siostry całującej się publicznie!

- Dopóki nie przyszliście, to był opuszczony korytarz! - odparła Ginny.

Dean patrzył zakłopotany. Uśmiechnął się chytrze do Harry’ego, a ten nie odwzajemnił tego gestu, kiedy nowo narodzony potwór wewnątrz niego domagał się natychmiastowego wyrzucenie Deana z drużyny.

-Ehm . . . chodź Ginny - powiedział Dean, - chodź wrócimy do pokoju wspólnego...

- Ty idź! - powiedziała Ginny. - Chcę zamienić parę słów z moim kochanym bratem! - Dean odszedł, wyglądając jakby mu nie było przykro z powodu tej całej sytuacji.

- Dobrze - powiedziała Ginny, odgarniając swoje długie, czerwone włosy z twarzy i groźnie spoglądając na Rona - Postawmy sprawę jasno. To nie twój interes z kim wychodzę i co z nim robię, Ron.

- Pewnie że mój! - odpowiedział Ron ze zdenerwowaniem. - Czy sądzisz, że zależy mi, aby ludzie mówili, że moja siostra jest ...

- Jest czym? - krzyknęła Ginny, wyciągając różdżkę. - Jest kim, dokładnie?

- Jemu nie chodziło o coś, Ginny... - powiedział Harry automatycznie, chociaż potwór w jego brzuchu popierał słowa Rona.

- Och, pewnie że tak! - powiedziała patrząc się na Harrego. - Tylko dlatego, że nigdy w życiu nikogo nie pocałował, dlatego, że najlepszy pocałunek jaki kiedykolwiek otrzymał, był od ciotki Muriel...

-Zamknij się! - ryknął Ron czerwieniąc się.

- Nie, nie zamknę się! - wrzasnęła Ginny! - Widziałam cię z Flegmą. Miałeś nadzieję, że ciebie też pocałuje w policzek. za każdym razem kiedy ją zobaczysz, zachowujesz się tak samo, to takie wzruszające! Jeżeli byś wyszedł i miał trochę rozumu w głowie, nie przejmowałbyś się tak bardzo, ponieważ wszyscy to robią!"

Ron również wyjął różdżkę; Harry zwinnie wślizgnął się pomiędzy nich.

- Nie wiesz o czym mówisz! - Ron wykrzyknął, starając się zająć dogodną pozycje aby strzelić w Ginny, omijając Harryego, który stał twarzą do niej, z rozłożonymi rękami. - Tylko dlatego, że ja nie robię tego publicznie!

Giny krzyknęła z obłąkańczym śmiechem, starając się zepchnąć Harryego z drogi.

- Całowałeś się ze Świstoświnką, czyż nie? Czy masz może obrazek cioteczki Muriel ukryty pod swoją poduszką?

Strumień pomarańczowego światła przeleciał nad ramieniem Harryego, na szczęście nie trafiając Ginny; Harry popchnął Rona na ścianę.

- Nie bądź głupia...

- Harry pocałował Cho Chang! - krzyknęła Ginny, która była bliska płaczu. A Hermiona pocałowała Viktora Kruma, tylko ty udajesz, że jest to coś paskudnego, Ron, i to wszystko przez to, ze masz w tym takie samo doświadczenie jak dwunastolatek!

I z tymi słowami na ustach odeszła. Harry szybko ruszył w stronę Rona; na jego twarzy była żądza mordu. Obydwaj stali tam, oddychając ciężko, dopóki Pani Norris, kotka woźnego, pojawiła się za rogiem.

- Chodźmy - powiedział Harry, kiedy odgłosy kroczącego Filcha dotarły do ich uszu.

Pospiesznie przebiegli po schodach i wzdłuż korytarza na siódmym piętrze. - Jesteśmy na miejscu! - Ron wpadł na małą dziewczynkę, która aż podskoczyła ze strachu i upuściła butlę z ikrą ropuchy...

Do Harrego z trudem dotarł odgłos tłuczonego szakla; czuł się zdezorientowany i zmieszany; tak musi się czuć osoba uderzona przez błyskawicę. To tylko dlatego, ze ona jest siostra Rona, tłumaczył sobie. On tylko nie chciał widzieć jej całującej się z Deanem, ponieważ jest jego siostrą. Ale niespodziewanie do jego umysłu dotarł obraz tego samego miejsca, ale z nim całującym Ginny zamiast. . . Potwór w jego brzuchu zaryczał . . . ale wtedy Harry zobaczył Rona odsłaniającego swoją kieszeń i wyciągającego różdżkę na Harry'ego, krzycząc przy tym coś w stylu “Zdrada Stanu" ... “Wierzyłem, że jesteś moim przyjacielem"...

- Czy myślisz, że Hermiona pocałowała Kruma? - spytał nagle Ron, kiedy stanęli przed Grubą Damą. Harry miał wyrzuty sumienia i starał się oddalić swoje wyobrażenia od miejsca gdzie nie byłoby Rona, a on i Ginny byliby zupełnie sami – Co? - spytał zmieszany. - Och ... eee... - prawidłowa odpowiedź brzmiała "tak", ale nie miał zamiaru jej wypowiadać. Jednakże Ron spodziewał się najgorszego po wyrazie twarzy Harrego.

- Dilligrout - powiedział posępnym głosem do Grubej Damy, i wspięli się przez dziurę za portretem do pokoju wspólnego.

Żaden z nich, nie wspominał już o Hermionie ini Ginny; W związku z tym, prawie nie rozmawiali ze sobą tego wieczoru i poszli do łóżka w ciszy, każdy zaabsorbowany przez swoje własne myśli.

Harry leżał bezsennie przez długi czas, patrząc w górę na baldachim rozpięty na czterech kolumienkach. Próbował przekonać siebie, że jego uczucia do Ginny były wyłącznie uczuciami braterskimi . Czyż nie żyli jak rodzeństwo przez całe lato, grając w Quidicha, dokuczając Ronowi i wyśmiewając się z Billa i Flegmy? Znał Ginny od lat... To jest naturalne, że czuje, że powinien ją chronić . . . że chce zakatrupić Deana za to, że ją pocałował... Nie ... Powinien kontrolować swoje braterskie uczucia. . .

Ron zachrapał głośno.

Ona jest siostrą Rona, Harry mówił do siebie cicho. Siostra Rona. Ona jest poza zasięgiem. Nie zaryzykowałby swojej przyjaźni z Ronem za nic w świecie. Ułożył swoją poduszkę w wygodniejszej pozycji i czekał aż przyjdzie sen, próbując nie dopuścić swoich myśli w pobliże Ginny.

Harry obudził się następnego ranka rozespany i odurzony snem, w którym Ron ganiał za nim z pałką pałkarza. W środku dnia miał możliwość szczęśliwej zamiany Rona ze snów, na Rona z rzeczywistości, który był nie tylko zimny w stosunku do Ginny i Deana, ale również sprawiał przykrość Hermionie, swoim zachowaniem. Co więcej Ron wydawał się niewyspany.

Harry spędził cały dzień na staraniach aby utrzymać pokój pomiędzy Ronem i Hermioną, bez żadnego sukcesu; wreszcie, Hermiona poszła do lóżka w wysokim dormitorium, a Ron poszedł do dormitorium chłopców, po złośliwych chrząknięciach w stronę kilku przestraszonych pierwszoklasistów, patrzących na niego.

Ku przerażeniu Harryego, poziom agresji u Rona nie opadł w ciągu kilku następnych dni. Co gorsze, stan ten pogarszał się wraz z jego kondycją. Doprowadziło to do tego, że był bardziej agresywny, tak że podczas ostatniego treningu przed sobotnim meczem, nie dał rady obronić żadnego, nawet pojedynczego strzału, który Ścigający oddał w jego stronę.

Zachowywał się w stosunku do wszystkich opryskliwie, do tego stopnia, że doprowadził Demelzę Roins do płaczu.

- Zamknij się i zostaw ja w spokoju! - krzyknął Peakes, który był o jedną trzecią niższy od Rona, ale trzymał w dłoni ciężką pałkę.

- DOSYĆ! - ryknął Harry, który widział Ginny sunącą w stronę Rona i, pamiętając o jej reputacji, jako znakomitego twórcy Upiorgacków, wzniósł się ponad nich, aby interweniować, zanim cała sytuacja wymknie się spod kontroli. - Peakes, idź i

spakuj rzeczy. Demelza, pozbieraj się, grałaś dzisiaj bardzo dobrze, Ron . . . - Harry odczekał, aż reszta drużyny będzie poza zasięgiem słuchu i powiedział - ...jesteś moim najlepszym kolegą, ale nie traktuj nadal innych tak jak teraz, bo wyrzucę cię z drużyny.

Naprawę myślał przez moment, że Ron może go uderzyć, ale wtedy stało się coś o wiele gorszego: Ron wydawał się mówić sam do siebie, a kiedy przegrał wewnętrzną walkę, powiedział – Rezygnuję. Jestem żałosny.

-Nie jesteś żałosny i nie rezygnujesz! - powiedział zawzięcie Harry, mierząc Rona wzrokiem. - Nie możesz niczego obronić, nawet będąc w formie, to jest problem mentalny, nie fizyczny!

- Nazywasz mnie psychicznym, tak? Może i jestem psychiczny!

Przez chwilę obrzucali się nawzajem piorunującymi spojrzeniami, wtedy Ron nagle potrząsnął swoją głową - Wiem, ze nie masz już czasu, żeby znaleźć innego obrońcę, wiec zagram jutro, ale niezależnie od tego czy wygramy, czy przegramy odchodzę z drużyny.

Nic co powiedział Harry nie zmieniło sytuacji. Harry próbował zwiększyć wiarę we własne umiejętności u Rona przez cały obiad, ale Ron był za bardzo zajęty byciem złośliwym i zrzędliwym w stosunku do Hermiony, aby zwrócić na to uwagę.

Nic co powiedział Harry nie zmieniło sytuacji. Harry próbował zwiększyć wiarę we własne umiejętności u Rona przez cały obiad, ale Ron był za bardzo zajęty byciem złośliwym i zrzędliwym w stosunku do Hermiony, aby zwrócić na to uwagę.

W dokumencie Rozdział 1 : Nowy Minister (Stron 92-99)