• Nie Znaleziono Wyników

Niezłomna Przysięga

W dokumencie Rozdział 1 : Nowy Minister (Stron 99-106)

Krzywołap pobiegł za nią, jego żółte oczy utkwione były w Arnoldzie.

Harry odwrócił się od Rona, który nie wyglądał jakby miał wkrótce być wolny, odkąd tylko dziura za portretem się zamknęła. Z niknącym uczuciem, wydało mu się, że widział grzywę brązowych włosów z drugiej strony.

Przecisnął się do przodu, omijając znowu Romildę Vane i nacisnął i otworzył portret Grubej Damy. Korytarz na zewnątrz wydawał się być pusty.

- Hermiono?

Znalazł ją w pierwszej otwartej klasie; siedziała przy biurku nauczyciela sama, nie liczyć małego pierścienia ćwierkających ptaszków latających wokół jej głowy, które najprawdopodobniej dopiero co przywołała. Harry nie mógł powstrzymać się od wyrażenia podziwu dla jej czarodziejskich umiejętności.

- Och, witaj, Harry - powiedziała łamiącym się głosem - Właśnie ćwiczyłam.

- Tak . . . one są - eee - naprawdę dobre... - powiedział Harry.

Nie miał najmniejszego pojęcia, co jej powiedzieć. Zastanawiał się tylko, czy istnieje jakaś szansa, że nie zauważyła Rona, że wyszła z przyjęcia, ponieważ było zbyt nudne. Wtedy odezwała się nienaturalnie piskliwym głosem - Ron wydaje się być zadowolonym z imprezy.

- Eee . . . naprawdę? - powiedział Harry.

-Nie udawaj, że go nie widziałeś - powiedziała Hermiona - Nie starał się specjalnie tego ukrywać, prawda?

Drzwi za nimi otworzyły się nagle, ku przerażeniu Harry'ego, Ron wszedł trzymając Lavender za rękę i śmiejąc się.

- Och - powiedział łapiąc krótkie spojrzenia Harrego i Hermiony.

- Ups! - powiedziała Lavender i wycofała się pośpiesznie z pokoju. Drzwi zamknęły się za nią z trzaskiem.

Zapanowała przerażająca, okropna, budząca grozę cisza. Hermiona gapiła się na Rona, który unikał patrzenia na nią. W końcu powiedział uprzejmym tonem- Cześć Harry! Zastanawiałem się, gdzie poszedłeś?!

Hermiona wstała zza biurka opuściła biurko. Małe stadko złotych ptaków kontynuowało wędrówkę naokoło jej głowy, tak ze wyglądała jakoś dziwnie, jak model układu słonecznego.

- Nie powinieneś zostawiać Lavender czekającej na zewnątrz - powiedziała po cichu. - Będzie zastanawiała się, gdzie zniknąłeś.

Szła bardzo powoli w stronę drzwi. Harry rzucił spojrzenie na Rona, który wydawał się odczuwać ulgę, że nic gorszego się nie stało.

- Oppungo! - wrzask dobiegł spod drzwi.

Harry odwrócił się i zobaczył Hermionę celującą różdżką w Rona, jej wyraz twarzy był dziki, mały klucz ptaków gnał niczym gruby, zloty pocisk w kierunku Rona, który krzyknął i zakrył twarz swoimi rękoma, ale ptaki atakowały, dziobały i drapały pazurami każdy miejsce jakie mogły dosięgnąć.

- Gerremoffme! - wrzasnął, ale z jednym ostatnim spojrzeniem mściwej furii, Hermiona otworzyła drzwi i zniknęła za nimi.

Harry'emu wydawało się, że usłyszał szlochanie, zanim jeszcze się zatrzasnęły.

Rozdział 15 : Niezłomna Przysięga

Śnieg znowu zaczął prużyć w zmrożone okna; Święta zbliżały się szybko. Hagrid, jak co roku, zdążył już dostarczyć

dwanaście choinek do Wielkiej Sali; wieńce z ostrokrzewu ze wstążkami ozdobiły już balustrady schodów; świece błyskały z wnętrza hełmów na zbrojach, a wielkie ilości jemioły zostały rozwieszone, w pewnych odstępach, na korytarzach. Duże grupki dziewcząt zbierały się pod krzewami jemioły, za każdym razem, gdy Harry przechodził obok, co powodowało zator w korytarzach; na szczęście, jednakże, ostatnio częste, nocne wędrówki Harry’ego dały mu niezwykle dobrą znajomość tajnych przejść w zamku, więc mógł poruszać się, bez zbytnich trudności, między klasami po ścieżkach pozbawionych jemioł.

Ron, który czasem czuł potrzebę komentowania tych objazdów bardziej chyba z zazdrości, niż dla zabawy, po prostu zanosił się śmiechem na to wszystko. Chociaż Harry wolał nowego, śmiejącego się i żartującego Rona dużo bardziej niż jego ponurą, agresywną wersję, którą musiał znosić przez ostatnie kilka tygodni, przyszło mu za to płacić wysoką cenę. Po pierwsze, musiał się przyzwyczaić do ciągłego towarzystwa Lavender Brown, która każdą chwilę spędzoną na czymś innym, niż całowanie Rona, uważała za czas stracony; a po drugie, Harry znowu został postawiony w sytuacji, w której jest najlepszym przyjacielem dwóch osób, które najwyraźniej w świecie, nie chcą już nigdy ze sobą rozmawiać.

Ron, którego ręce i ramiona nadal dźwigały rany i zadrapania po wściekłym ataku Hermiony, przyjmował obronny i urażony ton.

-Nie powinna narzekać,- mówił Harry’emu.-Sama tuliła się do Kruma. A teraz odkryła, że ktoś chce się tulić także do mnie.

No cóż, to wolny kraj. Nie zrobiłem nic złego.

Harry nie odpowiadał, tylko udawał, że jest zajęty książką, którą powinni przeczytać przed jutrzejszymi Zaklęciami

(Kwintesencja: Poszukiwanie). Biorąc pod uwagę, że chciał pozostać przyjacielem zarówno Rona, jak i Hermiony, większość czasu spędzał z gębą zamkniętą na kłódkę.

-Nigdy niczego nie obiecywałem Hermionie,- mamrotał Ron. -Znaczy się, w porządku, chciałem iść z nią na świąteczne przyjęcie Slughorna, ale nigdy nie mówiła... tylko jako przyjaciele... ciągle jestem wolny...

Harry przewrócił stronę Kwintesencji, świadom tego, że Ron go obserwuje. Głos Rona przeszedł w szemranie, ledwie przebijające się ponad trzeszczenie kominka, chociaż Harry’emu zdawało się, że znowu usłyszał słowo ‘Krum’ oraz ‘Nie powinna narzekać’.

Plan zajęć Hermiony był tak napięty, że Harry mógł z nią normalnie rozmawiać dopiero wieczorem, podczas gdy Ron, w każdym wypadku, był tak zajęty Lavender, że nie zwracał uwagi na to, co robi Harry. Hermiona nie chciała przebywać w pokoju wspólnym w obecności Rona, więc Harry najczęściej towarzyszył jej w bibliotece, co oznaczało, że wszystkie ich rozmowy odbywały się szeptem.

-Może sobie całować, kogo sobie tylko chce,-powiedziała Hermiona, podczas gdy bibliotekarka, Madam Prince, skradała się w szafkach za nimi. -Naprawdę, nic mnie to nie obchodzi.

Uniosła swoje pióro i zaakcentowała ‘mnie’ tak wściekle, że zaplamiła swój pergamin. Harry nic nie odpowiedział. Pomyślał, że jego głos może wkrótce zaniknąć, z powodu braku zajęcia. Pochylił się trochę niżej nad Zaawansowanym Tworzeniem Mikstur i kontynuował robienie notatek z Wiecznych Eliksirów, czasami robiąc sobie przerwę na zgłębianie przydatnych przypisów księcia do tekstu Libatiusa Borage’a.

-A przy okazji,- dodała Hermiona po kilku chwilach,-powinieneś być ostrożny.

-Po raz ostatni to mówię,-odparł Harry, mówiąc lekko ochrypłym głosem po trzech czwartych godziny ciszy, “nie zwrócę tej książki. Więcej nauczyłem się od Księcia Półkrwi, niż od Snape czy Slughorna w ciągu ...

-Nie o mówię o tym twoim głupim, tak zwanym, księciu,- powiedziała Hermiona, spoglądając na jego książkę tak, jakby była dla niej nieprzyzwoita. -Mówię o tym, co wcześniej. Poszłam do damskiej łazienki i, zanim weszłam do środka, już siedział tam z tuzin dziewczyn, wliczając w to tą Romildę Vane, próbujących ustalić jak podrzucić ci napój miłosny. Wszystkie mają nadzieję, że zabierzesz je na przyjęcie Slughorna i wszystkie pewnie kupiły napoje miłosne Freda i George’a, które, boję się o tym mówić, najprawdopodobniej działają...

-To czemu ich nie skonfiskowałaś?- zapytał Harry, któremu wydawało się dziwnie, że mania Hermiony do przestrzegania zasad mogła opuścić ją w tak kluczowym momencie.

-Nie miały ich przy sobie w łazience,-odparła pogardliwie Hermiona, -obmawiały tylko strategię. Wątpię, czy Książe Półkrwi” rzuciła książce kolejne gardzące spojrzenie -mógłby wymyślić antidotum na tuzin różnych napojów miłosnych naraz, wolałabym zaprosić kogoś do pójścia z tobą, to by powstrzymało inne od myślenia, że wciąż mają jeszcze jakąś szansę. To jutrzejszy wieczór, więc są już całkiem zdesperowane.

-Nie ma nikogo, kogo chciałbym zaprosić,- wymamrotał Harry, który wciąż starał się, w miarę możliwości, nie myśleć o Ginny, pomijając fakt, że wciąż pojawiała się w jego snach w takich sytuacjach, że Harry był niezwykle wdzięczny, że Ron nie zna się na Czytaniu W Myślach.

-No cóż, po prostu uważaj na to, co pijesz, ponieważ Romilda Vane wyglądała tak, jakby brała sprawę na serio.-odparła Chwyciła długi zwój pergaminu, na którym pisała swoje wypracowanie z Numerologii i dalej skreślała coś piórem. Harry patrzył na nią, błądząc myślami bardzo daleko.

-Poczekaj chwilę,-powiedział powoli. -Myślałem, że Filch zabronił wszystkiego kupionego w Magicznych Dowcipach Weasley’ów?

-A od kiedy ktoś zwraca uwagę, na to, czego zabrania Filch?-spytała Hermiona, nadal skupiona na swoim wypracowaniu.

-Ale wydawało mi się, że wszystkie sowy są sprawdzane. Więc jakim cudem te dziewczyny mogły wnieść napoje miłosne do szkoły?

-Fred i George wysłali im je jako perfumy albo syropy na kaszel,- odparła Hermiona. -To cześć ich oferty Dostaw Sowami.

-Coś dużo o tym wiesz.

Hermiona rzuciła mu takie niemiłe spojrzenie, jakie przed chwilą puściła jego Zaawansowanemu Tworzeniu Mikstur.

-To wszystko było na butelkach, jakie pokazali mi i Ginny, w czasie wakacji,- powiedziała chłodno, -Ja nie chodzę i nie dolewam mikstur ludziom do picia... ani też nie zamierzam, co jest tak samo złe...

-Taa, dobra, nie przejmuj się tym,- odparł szybko Harry. -Chodzi o to, że Filch daje się nabierać, czyż nie? Te dziewczyny wnoszą sobie rzeczy do szkoły pod przykrywką czegoś innego! Więc niby czemu Malfoy nie mógł wnieść naszyjnika do szkoły ...

-Och, Harry... tylko nie to znowu...

-Daj spokój, a dlaczego nie?- nalegał Harry.

-Posłuchaj, westchnęła Hermiona, -Fałszoskopy wykrywają klątwy, uroki i ukryte zaklęcia, prawda? Są używane by wykrywać czarną magię i mroczne przedmioty. Wyłapałyby silną klątwę, taką jak w naszyjniku, w ciągu kilku sekund. Ale coś, co jest umieszczone w złej butelce nie zostanie wykryte – w każdym razie napoje miłosne nie są wcale mroczne i niebezpieczne...

-Łatwo ci mówić,- wymamrotał Harry, myśląc o Romildzie Vane.

-.. więc od Filcha zależy czy odkryje, że to nie jest syrop na kaszel, a ponieważ nie jest zbyt dobrym czarodziejem, wątpię czy potrafi odróżnić jedną miksturę od ...

Hermiona zamarła; Harry też to usłyszał. Ktoś poruszył się tuż za nimi między cieniami książkowych półek. Czekali i chwilę później sępia sylwetka Madam Pince ukazała się za rogiem, jej zapadłe policzki, jej pomarszczona jak pergamin skóra oraz jej długi, haczykowaty nos były nieprzyjemnie oświetlone lampą, którą niosła.

-Biblioteka jest już zamknięta,- powiedziała, -Moglibyście odnieść pożyczone książki na właściwe… co zrobiłeś z tą książką, ty zdeprawowany chłopcze?

-Ona nie jest z biblioteki, jest moja!- odparł szybko Harry, zabierając swoją kopię Zaawansowanego Tworzenia Mikstur ze stołu, w chwili gdy sięgała po nią swoją szponowatą ręką.

-Zniszczona!- syknęła. -Zbezczeszczona, splamiona!

-To tylko popisana książka!- odpowiedział Harry, wyciągając ją z jej uścisku.

Wyglądała, jakby miała zamiar ją skonfiskować; Hermiona, która pośpiesznie spakowała swoje rzeczy, złapała Harry’ego za ramię i wyciągnęła na zewnątrz.

-Wyrzuci cię z biblioteki, jeśli nie będziesz ostrożny. Po co musiałeś przynosić tę głupią książkę?

-To nie moja wina, że się wściekała, Hermiono. A może myślisz, że podsłuchała twoje komentarze o Filchu? Zawsze myślałem, że może coś być między nimi...

-Och, bardzo śmieszne...

Ciesząc się faktem, że znowu mogą normalnie rozmawiać, przebyli drogę przez opuszczone, oświetlone pochodniami, korytarze z powrotem do pokoju wspólnego, przekomarzając się o to czy Filch i Madam Prince mieli sekretny romans.

-Błyskotki- powiedział Harry do Grubej Damy, takie było nowe, świąteczne hasło.

-Dla ciebie też,- odparła z szelmowskim uśmiechem Gruba Dama i odchyliła się, by ich wpuścić.

-Cześć, Harry!- przywitała się Romilda Vane, w momencie, gdy przepchał się przez dziurę w portrecie.-Chcesz lemoniady?

Hermiona rzuciła mu znad ramienia spojrzenie “co-ja-ci-mówiłam?”.

-Nie, dzięki,- odparł szybko Harry. -Nie lubię jej za bardzo.

-Cóż, każdym w każdym razie weź to,- powiedziała Romilda, wpychając mu w ręce bombonierkę. -Czekoladowe Kociołki, z dodatkiem likieru w środku. Moja babcia mi je przysłała, ale mi nie smakują.

-Ach—tak – dzięki wielkie.- Odparł Harry, nie wiedząc, co jeszcze powiedzieć. “EE—muszę iść tam z...

Podbiegł szybko za Hermionę, jego głos uciszał się słabo.

-Mówiłam ci,-powiedziała Hermiona krótko, -Im szybciej kogoś zaprosisz, tym szybciej dadzą ci wszystkie spokój i będziesz mógł …

Jest twarz natychmiast zbielała; zobaczyła właśnie Rona i Lavender, którzy właśnie przytulali się na jednym fotelu.

-Cóż, dobranoc Harry- powiedziała Hermiona, chociaż dopiero była siódma wieczorem i skierowała się do damskiego dormitorium bez żadnego, dodatkowego słowa.

Harry poszedł do łóżka pocieszając siebie, że został już tylko dzień lekcji do przemęczenia się, plus przyjęcie Slughorna, po którym on i Ron razem polecą do Nory. W tej chwili wydawało się niemożliwe, by Ron I Hermiona pogodzili się przed świętami, ale być może, w jakiś sposób, przerwa da im czas do uspokojenia się, zastanowienia się lepiej nad swoim zachowaniem...

Ale jego nadzieje nie były wysokie i spadły jeszcze niżej po przeżyciu z nimi lekcji Transmutacji następnego dnia. Właśnie brali udział w niezmiernie trudnej lekcji ludzkich transmutacji; pracując przed lustrami, powinni zmieniać kolor własnych brwi. Hermiona śmiała się niemile z koszmarnego pierwszego podejścia Rona, podczas którego jakoś udało mu się stworzyć sobie wąsy w kształcie kierownicy od roweru; Ron zrewanżował się robiąc paskudną, ale celną uwagę o Hermionie

podskakującej w górę i dół na krześle, kiedykolwiek tylko Profesor McGonagall zadawała pytanie, co Lavender i Parvati uznały za niezwykle zabawne, oraz co doprowadziło Hermionę znowu na skraj łez. Wybiegła z klasy w czasie dzwonka, zostawiając połowę swoich rzeczy za sobą; Harry, uznając, że ona potrzebuje go w tej chwili bardziej niż Ron, zebrał jej pozostałe rzeczy i podążył za nią.

W końcu znalazł ją jak wychodziła z damskiej łazienki na piętrze niżej. Towarzyszyła jej Luna Lovegood, która klepała ją nieznacznie po plecach.

-Och, cześć Harry,-powiedziała Luna. -Czy wiesz, że jedna z twoich brwi jest jasnożółta?

-Cześć Luna. Hermiono, zostawiłaś swoje rzeczy...

Wyciągnął jej książki.

-Och, tak,- odparła Hermiona czkającym głosem, biorąc swoje rzeczy i szybko odwracając się, aby ukryć to, że wycierała sobie oczy piórnikiem. -Dziękuję Harry. Cóż, lepiej już pójdę...

I odeszła szybko nie dając Harry’emu czasu na słowa pocieszenia, chociaż i tak żadne nie przychodziły mu na myśl.

- Jest nieco zdenerwowana – powiedziała Luna – W pierwszej chwili pomyślałam, że to Jęcząca Marta, ale okazało się, że to Hermiona. Mówiła coś o Ronie Weasley’u...

- Taa, pokłócili się – powiedział Harry.

- On czasami mówi bardzo śmieszne rzeczy, prawda? – powiedziała Luna, kiedy szli razem korytarzem – Ale potrafi też być nieco nieuprzejmy. Zauważyłam to w zeszłym roku.

-Tak sądzę – powiedział Harry. Luna przedstawiła swoją zwykłą zręczność do mówienia niewygodnych prawd; nigdy nie spotkał nikogo podobnego pod tym względem do niej.

- Cóż, miałaś dobry semestr?

- Oh, był w porządku – powiedziała Luna – Trochę samotnie bez GD. Chociaż Ginny jest miła. Pewnego dnia zmusiła dwóch chłopaków z naszej klasy Transmutacji, żeby przestali nazywać mnie „Pomyluną”...

- Chciałabyś pójść ze mną na przyjęcie do Slughorn’a?

Słowa same wyszły mu z ust zanim zdołał je zatrzymać; słyszał się tak jakby mówił to ktoś obcy.

Zaskoczona Luna zwróciła na niego swoje wyłupiaste oczy.

- Przyjęcie Slughorn’a? Z tobą?

- Taa – powiedział Harry – Mamy przyjść z kimś, więc pomyślałem, że mogłoby ci się spodobać... To znaczy... – Był

zdecydowany przedstawić swoje intencje całkowicie jasno – To znaczy, tylko jako przyjaciele, wiesz. Ale jeżeli nie chcesz....

Miał wręcz nadzieję, że nie zechce.

- Oh, nie, z przyjemnością pójdę z tobą jako przyjaciółka! – powiedziała Luna rozpromieniając się jak jeszcze nigdy przedtem – Nikt nigdy nie zaprosił mnie na przyjęcie, jako przyjaciel! To dlatego zafarbowałeś brew? Na przyjęcie? Czy powinnam zrobić to samo z moją?

- Nie – powiedział Harry zdecydowanie – to był wypadek, poproszę Hermionę żeby to poprawiła. W takim razie spotkamy się w Sali Wejściowej o ósmej.

- AHA! – wrzasnął ktoś nad nimi i obydwoje podskoczyli. Właśnie przechodzili pod Irytkiem, który zwisał do góry nogami z kandelabru i uśmiechał się do nich złośliwie.

- Potty zaprosił Pomylunę na przyjęcie! Potty kocha Pomylunę! Potty koooooocha Pomylunę! - I odleciał, rechocząc i piszcząc. – Potty kocha Pomylunę!

- Miło zachowywać pewne rzeczy w tajemnicy – powiedział Harry. Było pewne, że cała szkoła będzie wiedzieć, że zabiera Lunę Lovegood na przyjęcie u Slughorn’a.

- Mogłeś zaprosić kogokolwiek – powiedział niedowierzająco Ron w czasie obiadu – Kogokolwiek! A zaprosiłeś Pomylunę Lovegood?

- Nie nazywaj jej tak, Ron – powiedziała ostro Ginny, zatrzymując się za Harrym w drodze do swoich przyjaciół – Jestem naprawdę zadowolona, że ją zabierasz, Harry. Jest taka podekscytowana.

I odeszła wzdłuż stołu, żeby usiąść z Dean’em. Harry starał się ucieszyć, że Ginny jest zadowolona iż bierze na przyjęcie Lunę, ale niezbyt mu się to udało. Daleko od nich, siedziała samotnie Hermiona, bawiąc się swoim gulaszem. Harry zauważył, że Ron zerka na nią ukradkiem.

- Mógłbyś ją przeprosić – zasugerował bezceremonialnie.

- Co, i być zaatakowanym przez następne stado kanarków? – wymamrotał Ron.

- Dlaczego musisz ją przedrzeźniać?

- Śmiała się z moich wąsów!

- Ja również, to była najgłupsza rzecz, jaką w życiu widziałem.

Ale Ron nie wydawał się tego słyszeć; Lavender właśnie przyszła z Parvati. Wciskając się pomiędzy jego i Rona, zarzuciła ramiona dookoła szyi Rona.

- Cześć, Harry – powiedziała Parvati, która, podobnie jak on, wyglądała na lekko skrępowaną i znudzoną zachowaniem dwójki jej przyjaciół.

- Cześć – powiedział Harry – Jak się masz? Jednak zostajesz w Hogwarcie? Słyszałem, że twoi rodzice chcieli, żebyś wyjechała.

- Zdołałam ich przekonać – powiedziała Parvati – Dostali świra po tej sprawie z Katie, ale nie stało się nic od tej pory... O, cześć, Hermiona!

Parvati zdecydowanie się rozpromieniła. Harry mógłby powiedzieć, że czuła się winna, po tym jak śmiała się z Hermiony na Transmutacji. Rozejrzał się i zobaczył, że Hermiona również się rozpromieniła, jeżeli to możliwe, to nawet bardziej.

Dziewczyny były czasami bardzo dziwne.

- Cześć, Parvati. – powiedziała Hermiona, całkowicie ignorując Rona i Lavender – Wybierasz się dzisiaj na przyjęcie do Slughorn’a?

- Nie zostałam zaproszona – powiedziała posępnie Parvati – Chociaż bardzo bym chciała, wydaje się, że to będzie świetne...

Ty idziesz, prawda?

- Tak, spotykam się z Cormackiem o ósmej i ...

Rozległ się hałas jakby ktoś odtykał zatkany zlew i pojawił się Ron. Hermiona zachowywała się tak, jakby nic nie słyszała ani nie widziała.

- .. i idziemy razem na przyjęcie.

- Cormac? – powiedziała Parvati – Masz na myśli Cormaca McLaggen’a?

- Tak jest – powiedziała słodko Hermiona – Ten, który prawie – położyła ogromny nacisk na to słowo – został Obrońcą Gryffindoru.

- Więc z nim chodzisz? – zapytała Parvati, oczy się jej rozszerzyły.

- Oh – tak- nie wiedziałaś? – powiedziała Hermiona z wyjątkowo nie-hermionowym chichotem.

- Nie! – powiedziała Parvati, zdecydowanie podniecona nową plotką – Wow, lubisz graczy Quidditch’a, prawda? Najpierw Krum, teraz McLaggen...

- Lubię naprawdę dobrych graczy Quidditch’a – poprawiła ją Hermiona, ciągle się uśmiechając – Cóż, do zobaczenia...

Muszę iść i przygotować się na przyjęcie...

Odeszła. Równocześnie Parvati i Lavender pochyliły się żeby przedyskutować razem to wydarzenie, ze wszystkim co

kiedykolwiek usłyszały o McLaggenie i o wszystkim co zgadywały na temat Hermiony. Ron wyglądał dziwnie pusto i nic nie powiedział. Harry rozmyślał w ciszy o tym jak daleko posuną się dziewczyny, żeby się zemścić.

Kiedy przybył do Sali Wejściowej o ósmej, spotkał niezwykle dużą liczbę dziewczyn czającą się tam, z których wszystkie zdawały się patrzeć oburzone na niego kiedy podszedł do Luny. Ubrana była ona w kilka świecących, srebrnych szat, które wydawały się wywoływać chichoty wśród obserwatorów, ale poza tym wyglądała całkiem ładnie. Harry był zadowolony, że pozbyła się swoich rzodkiewkowych kolczyków, naszyjnika z korków po Kremowym piwie i Widmowych Okularów.

- Cześć – powiedział – Idziemy?

- Oh, tak – powiedziała ucieszona – Gdzie jest przyjęcie?

- W gabinecie Slughorn’a – powiedział Harry, prowadząc ją w górę marmurowych schodów z dala od mamroczących gapiów – Słyszałaś, że ponoć ma przyjść wampir?

- Rufus Scrimgeour? – zapytała Luna.

- Ja – co? – powiedział Harry, zakłopotany – Masz na myśli Ministra Magii?

- Tak, jest wampirem – stwierdziła fakt Luna – Ojciec napisał bardzo długi artykuł na ten temat kiedy Scrimgeour zastąpił Korneliusza Knota, ale został zmuszony przez kogoś z Ministerstwa, żeby tego nie publikować. Oczywiście, nie chcą żeby

- Tak, jest wampirem – stwierdziła fakt Luna – Ojciec napisał bardzo długi artykuł na ten temat kiedy Scrimgeour zastąpił Korneliusza Knota, ale został zmuszony przez kogoś z Ministerstwa, żeby tego nie publikować. Oczywiście, nie chcą żeby

W dokumencie Rozdział 1 : Nowy Minister (Stron 99-106)