• Nie Znaleziono Wyników

Lot Księcia

W dokumencie Rozdział 1 : Nowy Minister (Stron 188-193)

Rozdział 28: Lot Księcia

Harry czuł się, jakby on również leciał w powietrze; to się nie stało... to nie mogło się stać...

- Chodźmy stąd. Szybko! - popędzał Snape.

Złapał Malfoya za kołnierz i popchnął przez drzwi, by szedł pierwszy. Greyback i głazowate rodzeństwo podążyło za nim, siostra dyszała z podniecenia. Gdy zniknęli za drzwiami, Harry zdał sobie sprawę, że znów może się poruszać. To, co trzymało go przy ścianie, to nie była magia, tylko przerażenie i szok. Zdjął pelerynę-niewidkę, gdy Śmierciożerca z brutalną twarzą jako ostatni przechodził przez drzwi.

- Petrificus Totalus!

Śmierciożerca skrzywił się, jakby dostał czymś solidnym w głowę i upadł na ziemię, sztywny jak figura woskowa. Ledwie uderzył w podłogę, Harry przebiegł po nim i pośpieszył w dół mrocznych schodów.

Przerażenie rozdzierało serce Harry`ego... Musi zrobić coś z Dumbledorem i musi złapać Snape`a... w jakiś sposób te dwie rzeczy były ze sobą powiązane... Może odwrócić to, co się stało, łącząc je... Dumbledore nie mógł zginąć...

Przeskoczył ostatnie dziesięć schodków i zatrzymał się w miejscu, w którym wylądował i wyciągnął różdżkę. Mętnie

oświetlony korytarz był pełen kurzu; pół sufitu zawaliło się; walka wrzała tuż przed nim, ale gdy próbował dojść do tego, kto z kim walczy, usłyszał znienawidzony głos:

- Koniec! Czas iść!

Zobaczył Snape`a znikającego za rogiem na końcu korytarza. On i Malfoy przedzierali się między walczącymi próbując uniknąć szwanku. Gdy Harry rzucił się za nimi jeden z walczących oderwał się od ofiary i skoczył na niego: to był wilkołak, Fenrir. Dopadł go, zanim Harry zdążył wyciągnąć różdżkę: poczuł, że upada z brudnymi, skudlonymi włosami na twarzy.

Odór potu i krwi uderzył go w nos i usta, gorący, [łakomy?] oddech w gardło...

- Petrificus Totalus!

Harry poczuł jak Fenrir upada na niego. Z niesamowitym trudem zepchnął wilkołaka na podłogę. Gdy wiązki zielonego światła zaczęły śmigać koło niego, zrobił unik i pobiegł, głową do przodu, w sam środek walki. Jego stopy trafiły na coś śliskiego. Dwa ciała leżały tam, leżały twarzami do podłogi w kałuży krwi, ale nie było czasu, by to sprawdzić. Harry zobaczył rude włosy, powiewające niczym płomienie tuż przed nim: Ginny była pochłonięta walką z głazowatym Śmierciożercą, Amycusem, który wysyłał przekleństwo za przekleństwem, podczas gdy ona ciągle robiła uniki:

Amycus chichotał, zadowolony z zabawy.

- Crucio! Crucio! Nie możesz tańczyć wiecznie, śliczna...

- Impedimenta! - wrzasnął Harry

Jego czar trafił Amycusa w pierś. Ten wydał pisk bólu, podobny do chrumkania świni, zachwiał się i ześlizgnął po ścianie i upadł koło Rona, profesor McGonagall i Lupina walczących z osamotnionym Śmierciożercą. Za nimi Harry dostrzegł Tonks walczącą z olbrzymim blondynem wysyłającym klątwy we wszystkich kierunkach, więc odbijały się rykoszetem od ścian, roztrzaskując kamienie, rozbijając najbliższe okna...

- Harry, skąd się tu wziąłeś? - załkała Ginny, ale nie było czasu, by jej odpowiedzieć. Spuścił głowę i pobiegł przed siebie, unikając wybuchów wokół niego i latających odłamków ścian. Snape nie może uciec, musi go złapać.

- Spróbuj jeszcze tego! - krzyknęła profesor McGonagall i Harry spostrzegł kobietę Śmierciożerce uciekającą w dół korytarza z ramionami wokół głowy i jej brata biegnącego tuż obok. Chciał ruszyć za nimi, ale potknął się o coś i po chwili leżał już wzdłuż czyichś nóg. Rozejrzał się i zobaczył bladą twarz Nevilla leżącego płasko przy ziemi

- Neville, czy ty...?

- Ze mną wszystko w porządku - wymamrotał Neville, trzymając się kurczowo za żołądek - Harry, Snape i Malfoy...

uciekają...

- Wiem, wiem, gonię ich! - powiedział Harry i rzucił przekleństwo z podłogi w ogromnego, jasnowłosego Śmierciożercę, który był sprawcą tego całego chaosu. Mężczyzna zawył z bólu, gdy zaklęcie trafiło go prosto w twarz: obrócił się w miejscu, zakołysał lekko, a następnie pobiegł za bratem i siostrą. Harry podniósł się z podłogi i zaczął biec przez korytarz, ignorując huków tuż za nim, okrzyki innych nawołujące go do powrotu i niemą mowę figur na ziemi, których losu nie znał...

Minął róg ślizgając się, gdyż jego buty były całe we krwi. Snape miał ogromną przewagę. Czy to możliwe, że właśnie wchodzi do szafy w Pokoju Życzeń? Czy Zakon podjął jakieś kroki, by ich zatrzymać? Nie słyszał nic poza dźwiękiem swoich własnych kroków i swego łomotającego serca, gdy biegł następnym pustym korytarzem, ale widział krwawy ślad stóp, który pokazywał, że przynajmniej jeden z uciekających Śmierciożerców kierował się do drzwi - może rzeczywiście Pokój Życzeń został zablokowany...

Wpadł w poślizg przy innym zakręcie, a przekleństwo przeleciało obok niego. Harry zanurkował w dół, a zaklęcie trafiło w zbroję, która wybuchła.

Harry zobaczył rodzeństwo zbiegające z marmurowych schodów i cisnął w nich

kolejne przekleństwa, ale trafił jedynie kilka [bewigged] czarownic na portrecie, które z wrzaskiem schroniły się na

sąsiednich obrazach. Gdy przeskoczył szczątki zbroi, usłyszał krzyki. Zapewne odgłosy walki wyrwały ze snu mieszkańców zamku....

Harry biegł w kierunku skrótu, mając nadzieję wyprzedzić brata i siostrę i zajść drogę Snape'owi i Malfoy'owi, którzy na pewno musieli już tam dojść. Pamiętając, by przeskoczyć znikający stopień w połowie ukrytych schodów, Harry przeszedł przez gobelin u podnóża schodów i na korytarz, gdzie stała grupa zdumionych Puchonów w piżamach.

- Harry! Usłyszeliśmy hałas i ktoś powiedział coś o Mrocznym Znaku - zaczął Ernie Macmillan.

- Z drogi! - krzyknął Harry, odpychając na bok dwóch chłopców chłopcy, po czym pobiegł w dół marmurowych schodów.

Dębowe drzwi frontowe były szeroko otwarte, na kamiennych płytach widniały plamy krwi, a kilku przerażonych uczniów stało pod ścianą - jeden czy dwóch kuliło się, zasłaniając twarze rękami. Olbrzymia klepsydra Gryffindoru została rozbita zaklęciem, a rubiny wciąż spadały z głośnym brzękiem na kamienne płyty.

Harry pobiegł przez hol i na zewnątrz w stronę ciemnych obecnie błoń: był w stanie rozpoznać trzy sylwetki ludzi

biegnących przez trawnik, zmierzających ku bramie, za którą mogli się deportować - byli to najprawdopodobniej olbrzymi jasnowłosy Śmierciożerca, a przed nim Snape i Malfoy....

Harry poczuł w płucach zimne nocne powietrze, gdy ruszył za nimi. Zobaczył błysk w odległości, która [that momentarily silhouetted his quarry].

Harry nie wiedział, co to było, ale kontynuował bieg - jeszcze nie był na tyle blisko, by dosięgnąć cel zaklęciem.

Następny błysk, okrzyki, zaklęcia odwetowe, światła... i Harry zrozumiał: Hagrid ze swojej chaty i próbował zatrzymać uciekających Śmierciożerców. Chociaż każdy oddech wydawał się niszczyć jego płuca, a kolkę czuł niby ogień, to Harry przyśpieszył, gdy

nieproszony głos w jego głowie powiedział: "nie Hagrid... nie Hagrid..."

Coś trafiło Harry'ego mocno w plecy i poczuł, że pada, jego twarz uderzyła o ziemię, krew trysnęła mu z nosa: w momencie, w którym się przewrócił, wiedział, że brat i siostra, których wyprzedził używając skrótu, otaczają go teraz....

- Impedimenta! - krzyknął, przewracając się znowu, przykucając na ciemnej ziemi. Jego zaklęcie cudem trafiło jedno z nich, ten ktoś potknął się i upadł, podcinając nogi drugiemu, a Harry zerwał się na równe nogi i pobiegł dalej za Snapem.

Teraz widział zarys ogromnej sylwetki Hagrida, rozjaśnionej światłem księżyca, który ukazał się nagle zza chmur.

Jasnowłosy Śmierciożerca rzucał zaklęcie za zaklęciem w gajowego, ale ogromna siła i gruba skóra, którą Hagrid

odziedziczył po jego matce olbrzymce, wydawały się go wciąż ochraniać. Snape i Malfoy wciąż biegli, niedługo znajdą się za bramą i będą mogli się deportować.

Harry przebiegł obok Hagrida i jego przeciwnika i celując w plecy Snape'a, krzyknął: - Drętwota!

Spudłował, a czerwone światło poszybowało w górę obok głowy Snape'a, który krzyknął: -Biegnij,Draco! - i odwrócił się. Z odległości dwudziestu jardów on i Harry spojrzeli na siebie podnosząc jednocześnie różdżki.

- Cruc..

Ale Snape odparował przekleństwo, podcinając Harry'emu nogi zaklęciem zanim on mógł je skończyć. Harry przewrócił się i raz jeszcze wstał, gdy olbrzymi Śmierciożerca za nim krzyknął:

- Incendio! - Harry usłyszał wybuch i zobaczył pomarańczowe światło oświetlające ich wszystkich: dom Hagrida płonął.

- Kieł tam jest, potworze! - wrzasnął Hagrid.

- Cruc.. - krzyknął po raz drugi Harry, celując w sylwetkę z przodu, rozświetloną przez blask ognia, ale Snape znów zablokował zaklęcie. Harry dostrzegł, że uśmiecha się szyderczo.

- Nie potrafisz użyć Zaklęcia Niewybaczalnego, Potter! - krzyknął przez płomienie, ryki Hagrida i szalone zawodzenie Kła - Nie masz do tego talentu albo umiejętności.

- Incarc - ryknął Harry, ale Snape odbił zaklęcie szybkim, wręcz leniwym ruchem ręki.

- Walcz - krzyknął Harry. - Walcz, ty tchórzliwy...

- Tchórz? Tak mnie nazwałeś, Potter? - krzyknął Snape. - Twój ojciec nigdy nie zaatakowałby mnie, chyba że w czterech na jednego.

Zastanawiam się, jak jego byś nazwał ? - Drętw...

- Zablokuję cię jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz - aż nauczysz się

trzymać usta i umysł zamknięte, Potter! - powiedział Snape szyderczo, odbijając przekleństwo jeszcze raz.

- Idź -krzyknął jasnowłosego Śmierciożercy za Harrym.

- Czas uciekać zanim zjawi się ministerstwo!

- Impedi..

Ale zanim Harry skończył to zaklęcie, poczuł straszliwy ból. Harry przewrócił się na trawę. Ktoś krzyczał... na pewno umarze z bólu, Snape ma zamiar torturować go do śmierci albo szaleństwa...

- Nie! - ryknął Snape i ból zniknął tak samo nagle jak się pojawił. Harry leżał w ciemnej trawie, trzymając kurczowo różdżkę i oddychając z trudem. Gdzieś tam Snape krzyczał:

- Nie pamiętasz rozkazów? Potter należy do Czarnego Pana, mamy go zostawić! Idź! Idź!

Harry poczuł jak ziemia drży od kroków brata, siostry i ogromnego Śmierciożercy, którzy pobiegli w stronę bramy. Harry ryknął z wściekłości: w tej chwili nie przejmował się czy będzie żył, czy zginie. Podniósł się jeszcze raz i ruszył po omacku w kierunku Snape'a - człowieka, którego nienawidził w tej chwili równie mocno jak Voldemorta.

- Sectum...

Snape machnął różdżką i przekleństwo zostać znów odbite, ale Harry był zaledwie stopę dalej i mógł zobaczyć pełną wściekłości twarz Snape'a.

Teraz już nie uśmiechał się szyderczo ani nie mówił nic obraźliwego: tańczące płonienie pokazywały twarz pełną wściekłości.

Mobilizując wszystkie swoje zdolności koncentracji, Harry pomyślał:

- Levi...

- Nie, Potter!" krzyknął Snape. Rozległ się głośny huk, uderzenie odrzuciło Harry'ego do tyłu, zachwiał się i znowu upadł i tym razem różdżka wyleciała mu z ręki. Słyszał krzyki Hagrida i wycie Kła. Snape podszedł bliżej, spojrzał na niego z góry, podczas gdy Harry leżał bez różdżki, bezbronny jak wcześniej Dumbledore. Na bladej twarzy Snape'a, oświetlonej przez płonący dom, widniała nienawiść, taka sama jak wtedy gdy miał cisnąć zaklęciem w Dumbledore'a.

- Wykorzystujesz moje własne zaklęcia przeciwko mnie, Potter? Tak się składa, że to ja je wymyśliłem, ja jestem Księciem Półkrwi! I ty chciałeś użyć moich zaklęć przeciwko mnie, tak jak wcześniej twój ojciec? Nie sądzę...

Harry sięgnął rozpaczliwie po różdżkę, ale Snape cisnął przekleństwo i pobiegł w ciemność.

- Zabij mnie - wydyszał Harry, który nie bał się wcale, czuł jedynie wściekłość i pogardę - Zabij mnie tak jak zabiłeś jego, tchórzu!

- NIE... - krzyknał Snape, a jego twarz przybrała nagle obłąkany, nieludzki wyraz - jakby poczuł straszny ból, jak wyjący pies uwięziony w palącym się domu za nimi

- ... NAZYWAJ MNIE TCHÓRZEM!

Machnął różdżką: Harry poczuł palące uderzenie w twarz i upadł do tyłu. Gwiazdy zawirowały mu przed oczami i przez chwilę nie mógł złapać oddechu. Usłyszał szelest skrzydeł i ogromny cień przesłonił gwiazdy. Hardodziob rzucił się na Snape'a, który upadł, gdy ostre jak brzytwa pazury hipogryfa zraniły go. Harry podniósł się do pozycji siedzącej i z trudem utrzymując głowę nieruchomo patrzył, jak Snape ucieka, a ogromna bestia leci nad nim z wrzaskiem jakiego Harry nigdy nie słyszał.

Harry z trudem podniósł się i rozejrzał się wokół szukając różdżki. Miał nadzieję, że rozpocznie pościg jeszcze raz, ale w chwili, gdy jego palce przeczesywały trawę, odrzucając na bok gałązki, zorientował się, że jest już za późno. I rzeczywiście, zanim znalazł różdżkę i odwrócił się, zobaczył tylko hipogryfa latającego wokół bramy. Snape zdołał deportować się tuż za granicami szkoły.

- Hagrid... - wymamrotał Harry, wciąż ogłuszony, rozglądając się wokół - HAGRID?

Ruszył chwiejnie w kierunku palącego się domu. Ogromna figura wyszła z

płomieni trzymając Kła na jego plecach. Z okrzykiem ulgi, Harry przypadł do niego, drżały mu wszystkie mięśnie, czuł ból w całym ciele, a przy każdym oddechu czuł kłucie w płucach.

- Wszysko dobrze, Harry? Wszysko ok? Powiedz coś, Harry...

Olbrzymia, przesłonięta włosami twarz Hagrida unosiła się nad Harrym, zasłaniając gwiazdy. Harry czuł zapach spalonego drzewa i psiej sierści.

Wyciągnął rękę i poklepał uspokajająco Kła, który leżał obok niego.

- Nieźle - powiedział Harry. - A ty?

- W porząsiu. To było za mało, by mnie zniszczyć.

Hagrid podłożył ręce pod ramiona Harry'ego i uniósł go w górę z taką siłą, że postawił go jeszcze raz na nogi. Teraz widział krew spływającą Hagridowi na policzek z głębokiego rozcięcia poniżej oka, które szybko puchło.

- Powinniśmy ochronić twój dom - powiedział Harry - czar Aguamenti...

- Znam to - wymamrotał Hagrid i

sięgnął po tlący się, różowego parasol w kwiatki.

- Aguamenti!

Strumień wody wyleciał z parasola. Harry podniósł różdżkę i również powiedział - Aguamenti.

Wspólnie, on i Hagrid lali wodę, póki ostatni płomień nie został zgaszony.

- Nie najgorzej - powiedzał Hagrid kilka minut później, patrząc na dymiące ruiny. Nie wygrali z Dumbledorem, mogę się założyć...

Harry poczuł piekący ból w żołądku na dźwięku tego imienia. W ciszy i bezruchu przerażenie rosło w nim.

- Hagrid...

- Zajmowałem się nieśmiałkami, gdy usłyszałem ich przybycie - powiedzał Hagrid smutno, nieruchomo wpatrując się w swój zniszczony dom.

[They'll bin burnt ter twigs, poor little things. . . .]

- Hagrid...

- Co się stało, Harry? Zobaczyłem Śmierciożerców uciekających z zamku, ale co Snape robił z nimi? Co on robił z nimi?

- On... - Harry odkalsznął, miał zupełnie suche gardło . - Hagrid, on zabił...

- Zabił? - powiedzał Hagrid głośno, patrząc w dół na Harry'ego. - Snape zabił?

- Mów dalej, Harry?

- Dumbledore'a - powiedział Harry. - Snape zabił... Dumbledore'a.

Hagrid patrzał na niego, ta niewielka część jego twarzy, którą można było dostrzec, była całkowicie pusta.

- Dumbledore'a co, Harry?

- On nie żyje. Snape zabił go....

- Nie mów tak - powiedzał Hagrid szorstko. - Snape zabił Dumbledore'a, to głupie, Harry. Jak niby to zrobił?

- Widziałem to...

- Taa, na pewno widziałeś.

- Widziałem to, Hagridzie.

Hagrid potrząsnął jego głową; jego twarz wyrażała jedynie współczucie i Harry zrozumiał, że Hagrid pomyślał, że to skutek ciosu w głowę, może jakiś rezultat zaklęcia....

- Coś musiało się zdarzyć, Dumbledore musiał powiedzieć Snape'owi, żeby poszedł ze Śmierciożercami - powiedział Hagrid tajemniczo. - Przypuszczam, że on działa pod przykrywką. Wracajmy do szkoły, Harry....

Harry nie spróbował sprzeczać się ani wyjaśniać. Wciąż oddychał spazmatycznie. Hagrid dowie się wkrótce, już niedługo....

Gdy poszli z powrotem w kierunku zamku, Harry zobaczył że w wielu oknach paliło się teraz światło. było teraz oświe. Mógł wyobrazić sobie sceny, które miały miejsce wewnątrz: ludzi chodzących od pokoju do pokoju, informujących się nawzajem, że Śmierciożercy dostali się do środka, że Mroczny Znak palił się nad Hogwartem, że ktoś musiał być zabity....

Dębowe drzwi wciąż stały otworem, a smuga światła wylewały się z nich na drogę i trawnik. Wolno, niepewnie, ubrani w szlafroki ludzie schodzili po schodach w dół, rozglądając się nerwowo za jakimiś znakami ataku Śmierciożerców, którzy zniknęli już w mroku nocy. Harry' zmierzył wzrokiem odległość do ziemi od szczytu najwyższej wieży. Wyobraził sobie, że on zobaczy zmasakrowane, skurczone ciało leżące w trawie,

chociaż tak naprawdę z daleka nie mógł zobaczyć niczego takiego. Właśnie wtedy, gdy on wpatrywał się w miejsce u podstawy wieży, gdzie jego zdaniem pomyślał powinno leżeć ciało Dumbledore'a, zobaczył ludzi idących w tym kierunku.

Na co oni wszyscy tak patrzą? - zapytał Hagrid, gdy zbliżyli się do zamku. Kieł trzymał się tak blisko nich, jak tylko mógł.

- Co leży w trawie? zapytał Hagrid ostro, rzucając się w kierunku Wieży Astronomicznej, gdzie zebrał się już kilka osób. - Widzisz to, Harry?

Prawa strona u końca wieży? Poniżej gdzie Mroczny Znak... O rety!... czyżby ktoś wypadł?

Hagrid zamilkł, nie chcąc powiedzieć na głos tego, co przyszło mu do głowy. Harry

szedł obok niego, czując ból w twarzy i nogach - tam, gdzie trafiły w niego różne przekleństwa w ciągu minionej półgodziny - ale odczuwał ból w jakiś dziwny sposób, stłumiony przez ten bardziej dokuczliwy, który czuł w sercu...

On i Hagrid przeszli, jak we śnie, przez szumiący tłum na sam przód, gdzie osłupiali uczniowie i nauczyciele zostawili lukę.

Harry słyszał jęk bólu Hagrida, ale nie zatrzymał się, szedł wolno do przodu, by w koncu niego dojść do miejsca, gdzie leżał Dumbledore i przykucnął obok niego. Wiedział, że nie ma nadziei, wiedział to już od chwili, gdy pełny ładunek klątwy trafił Dumbledore'a, wiedział, że to mogło zdarzyć się tylko dlatego, że on nie żył,

ale nie był przygotowany na ten widok, na to, że nigdy już nie spotka żywego największego, najlepszego czarodzieja na świecie.

Oczy Dumbledore'a były zamknięte; gdyby nie dziwna pozycja jego ramion i nóg, mogłoby się wydawać, że śpi. Harry poprawił okulary - połówki na jego nosie i starł strużkę krwi z jego twarzy własnym rękawem. Potem spojrzał na tę starą, mądrą twarz i spróbował zrozumieć niezrozumiałą prawdę: nigdy już Dumbledore nie odezwie się do

niego, nigdy mu już w niczym nie pomoże...

Tłum szumiał za Harrym. Po długim czasie Harry klęknął na czymś twardym i odwrócił wzrok od twarzy Dumbledore'a.

Dostrzegł medalion, który udało im się wykraść kilka godzin wcześniej. On otworzył się, może na skutek silnego uderzenia. I chociaż Harry nie mógł w tej chwili odczuwać niczego więcej niż wstrząsu, przerażenia i smutku, to wiedział, że z

medalionem było coś nie w porządku.

Odwrócił medalion w rękach. Nie był tak duży jak ten, który widział w Myśloodsiewni, nie było na nim ozdobnego S - znaku Slytherina. Jego wnętrze również było mało ciekawe, jeśli nie liczyć skrawka złożonego pergaminu wciśniętego mocno w miejsce, gdzie powinien być portret.

Automatycznie, do pewnego stopnia rzeczywiście myśląc o tym, co robi, Harry wyjął pergamin, otworzyć i odczytał w świetle zapalonych właśnie różdżek następujący napis:

Do Czarnego Pana

Jeśli to czytasz, to znaczy, że ja zapewne od dawna już nie żyję. Chcę jednak, byś wiedział, że odkryłem twoją tajemnicę.

Ukradłem prawdziwy Horcrux i zamierzam go zniszczyć.

Staję w obliczu śmierci w nadziei, że kiedyś na ciebie przyjdzie kolej i również będziesz wtedy istotą śmiertelną.

R.A.B.

Harry nie wiedział, co znaczyła ta wiadomość i nie przejmował się tym. Liczyło się tylko jedno: to nie było Horcrux.

Dumbledore osłabił się pijąc niepotrzebnie tę straszną truciznę. Harry zgniótł pergamin w dłoni, a jego oczy napełniły się łzami. Kieł zaczął wyć.

Rozdział 29 : Lament Feniksa

- Chono Harry...

- Nie

- Nie możesz tu zostać... no już, rusz się - Nie

Nie chciał zostawiać Dumbledore’a, nigdzie w ogóle nie chciał się ruszać. Ręka Hagrida drżała na jego ramieniu. Jakiś inny głos powiedział – Choć Harry.

Znacznie mniejsza i cieplejsza dłoń chwyciła go i podciągnęła do góry. Zgodził się na to bez namysłu. Dopiero, gdy szedł na oślep przez tłum, dzięki woni kwiatowego zapachu w powietrzu, uzmysłowił sobie, że to Ginny prowadziła go z powrotem do zamku. Niezrozumiałe głosy znęcały się nad nim a szlochy, krzyki i jęki zakłócały noc; Harry i Ginny szli jednak dalej, z powrotem na schody sali wejściowej. Kątem oka Harry widział przemykające obok twarze; uczniowie spoglądali na niego, szeptali, dziwili się, a purpurowe barwy Gryffindor’u, połyskiwały na podłodze niczym krople krwi, gdy torowali sobie drogę w kierunku marmurowej klatki schodowej.

- Idziemy do skrzydła szpitalnego – oznajmiła Ginny - Nie jestem ranny! – powiedział Harry

- Idziemy do skrzydła szpitalnego – oznajmiła Ginny - Nie jestem ranny! – powiedział Harry

W dokumencie Rozdział 1 : Nowy Minister (Stron 188-193)