• Nie Znaleziono Wyników

Hierarchia jako zło niszczące uniwersytet

System feudalny przyczynia się do pojawiania się sytuacji patologicznych, które można uznać za niebezpieczne formy „współpracy”. Możliwość wykorzystania stosunku zależności albo wyższego miejsca w hierarchii, w wypowiedzi jednej z naszych rozmówczyń dotyczącej okresu pisania doktoratu, przyjęła formę konieczności wykonywania potajemnie pracy dydaktycznej, której następnie nie można było przypisać sobie – właściwie nie można było nawet o niej raportować w ramach jednostkowych sprawozdań z działalności:

R: Ja przez pół roku pracowałam, jako taki ghost teacher. Tzn. nie miałam za to żadnej ani umowy, ani nawet nie było tego w puli tego, co doktorant musi zrobić. Bo tutaj była kwestia też taka, że gdyby doktorant miał zajęcia dydaktyczne, to musiałby dostawać stypendium.

A ponieważ nie prowadził zajęć dydaktycznych, to nie dostawał stypendium.

B: A on mógł w CV? W CV jakimś wewnętrznym wpisywać, że prowadził te zajęcia?

R Nie.

B: Czyli bezpłatne zajęcia, zdefiniowane nazwiskiem profesora jakiegoś, albo doktora.

R: Tak. No rozbój w biały dzień, generalnie. [K18]

Hierarchiczność struktur uczelnianych budzi wiele obaw i postrzegana jest przez naszych rozmówców jako zagrożenie dla rozwoju uczelni i hamulec pozytywnych zmian. Krytyka hierarchicznych stosunków, które blokują możliwości rozwoju instytucji przez marginalizowanie niższych stażem i stopniem pracownic i pracowników wiązana była przez jednego rozmówcę z kulturą organizacyjną i tradycją pielęgnowania „wysokiego dystansu władzy”:

[I]m wyższe stanowisko w hierarchii zajmujesz, to znaczy to, co mówisz jest bardziej prawdziwe. To jest nieprawda. Żeby dostrzegać wczesne sygnały jakby to powiedzieć ludzi, którzy nie mają stażu, nie mają wysokich pozycji, ale jednak mają dobre pomysły żeby, co najmniej byli wysłuchiwani. Żeby tworzyć płaszczyznę. jak gdyby przezwyciężać tradycję wysokiego dystansu władzy tak to ja w języku kultury organizacyjnej tak to formułuję.

[M11]

Kiedy czas staje się tak ograniczonym zasobem, odebranie choć części kontroli nad jego organizacją działa przytłaczająco i zmusza do trudnych wyborów. Jedna z naszych rozmówczyń w takiej sytuacji rozważała odwoływanie zajęć dydaktycznych, aby tylko wywiązać się z zadania narzuconego jej przez kierownictwo w ostatniej chwili i „na jutro”:

[Z]awołano mnie na spotkanie, powiedziano mi, no że pani [...] proszę, że miałaby pani zrobić

to i to, tu bym panią widziała, a ja odpowiedziałam, że tak oczywiście, że pani profesor, jeżeli będę mogła, to to zrobię. I zyskałam odpowiedź, nie nie, tu nie ma, że pani może, pani to musi zrobić, bo jak ja pani mówię. To był taki pierwszy raz spotkałam się z czymś takim na uczelni, gdzie odebrano mi moje prawo do, no tak, do dysponowania czasem, tak naprawdę, że nie było takiego tego, wiadomo, że to jest kierownik nad kierownikami, której nie mogę odmówić, powiedzmy, ale gdzieś tam ta kultura takiego zachowania tej wolności, to myślę, że powinna być zachowana, a nie że tutaj nagle ktoś, powiedzmy rzuca hasło, że pani to musi to zrobić, musi to pani zrobić, po prostu. [...] I wtedy powstaje pytanie, no tak, mam zajęcia odwołać, bo jak wrócę do domu, to będzie 21:00 i jak mam to zrobić na jutro, no to, a to zajmuje z kilka godzin, to jak to zrobić, przecież to w ogóle jest nielogiczne nawet. [K1]

Warto zwrócić uwagę, że tego typu zarządzanie pracownikami było czasem przypisywane starszemu pokoleniu. Jedna z naszych rozmówczyń widziała tu właśnie różnicę pokoleniową:

[M]ój profesor oddał władzę. Wyznaczył następcę. Ale on wyznaczył następcę według starego porządku. I to jest tak, że mój obecny szef, myślę, że ma [ponad 50] lat. On nie jest dużo starszy ode mnie. Natomiast cała reszta naszej katedry, to są ludzie pomiędzy 41. a 35. rokiem życia.

[...] I my mentalnie jesteśmy inni. To znaczy nawet, jeżeli coś robimy, a musimy robić różne rzeczy, to i oczywiście, musi być lider, który ma pomysł na przykład i rozdysponuje zadania.

Ale mimo wszystko, to zanim się wpisze do tabeli i się desygnuje tego kogoś do zadania, to się do niego dzwoni i się pyta: „Słuchaj, czy mógłbyś się tym zająć?. Jeżeli nie, to jest jeszcze to. Wie pani, to jest zupełnie inny sposób patrzenia i zarządzania potencjałem... [K12]

Wiek miał też inne znaczenie dla hierarchii – był jej częścią. Hierarchia bywała bowiem oparta tylko na wieku biologicznym i skutkowała obciążeniem pracą oraz brakiem wpływu na zarządzanie własną pracą:

[P]rzez taką dirty work rozumiem, kiedy są takie rzeczy zwykłe do zrobienia i się daje tym niskim pracownikom, tym początkującym, młodym pracownikom, którzy no mają to zrobić, no po prostu, bo są młodsi. [K1]

W kontekście wieku warto też wspomnieć o relacji ze studentami. Niektóre z problemów relacji ze studentami zdawały się wynikać z ich nieznajomości albo niechęci do dostosowania się do kultury organizacyjnej pracy na uczelni. Tę kwestę opisywaliśmy szczegółowo w rozdziale poświęconym dydaktyce. W opisach „zgrzytów” taką sytuacją spowodowanych można dostrzec było nieprzystawalność niektórych zasad wśród wykładowców i studentów, np. dotyczących korzystania z telefonu komórkowego, używania form grzecznościowych czy formy konsultacji („[S]tudenci to po prostu wszystko mailami by chcieli załatwiać. 'Co było ostatnio na zajęciach, bo mnie nie było?' Ja takie maile dostaję, nie odpowiadam już, konsultacje są po to żeby przyjść. [K15]). Jednak tę relację kształtowała w dużej mierze właśnie hierarchia, czasem – z perspektywy wykładowców – oceniana pozytywnie, zwłaszcza w perspektywie zmian w czasie. Jedna z naszych rozmówczyń wskazywała np. na wagę szacunku dla starszych, który wiąże się z taką relacją:

[B]yło [mówione w mediach] o studencie, który nie widzi niestosowności w pisaniu „witam”, bo wykładowca mówi do nich „witam”, więc on nie widzi niestosowności w mówieniu „witam”, no i tutaj trzeba by było takiemu gówniarzowi za przeproszeniem wyjaśnić, że 'co wolno wojewodzie to nie tobie mały smrodzie' […], to jest taki poziom dyskusji, który za moich czasów był jeszcze nie do pomyślenia, nawet jak się pomyślało, że ktoś tam się pomylił, to nikt tego nie mówił głośno, bo po prostu nie wypada. [K15]

Jednocześnie utrzymanie hierarchicznej relacji wiązać mogło się z poczuciem pewnego bezpieczeństwa przed krytyką, które taka relacja zapewnia. Można spojrzeć na to zjawisko także jako próbę obrony pozycji wykładowcy w obliczu zwiększającego się ryzyka i niepewności pracy na uczelni.

Dla części wykładowców natomiast wykorzystywanie pozycji hierarchicznej było niedopuszczalne:

[J]ak ja studiowałam, że przyszedł taki jeden pan doktor na wykład, usiadł i pić mu się zachciało i studentkę poprosił, żeby po kawę poszła. Dla mnie to jest niedopuszczalne, dla mnie to jest po prostu niedopuszczalne, po prostu niedopuszczalne, inaczej tego nazwać nie mogę.

[K1]

Co ciekawe, takie doświadczenie nadużywania pozycji przez wykładowców może skutkować zwiększoną wrażliwością na przypadki nadużywania władzy. Ta sama rozmówczyni przez trzy dni dręczyła się myślami czy nie wykorzystała swojej pozycji zanadto w przypadku prośby skierowanej do studentki:

[M]iałam taki ciąg zajęć i pamiętam, że byłam strasznie głodna, a studentka akurat miała przerwę i przyszła do mnie na jakąś konsultację, powiedziała, że idzie do sklepu, powiedziała koleżance i wtedy po raz pierwszy się odważyłam i się jej zapytałam, czy skoro idzie do sklepu, to czy by mi przyniosła coś, bo miałyśmy zajęcia, miałam jeszcze z nią zajęcia za jakiś czas, zresztą miała zajęcia cały czas w tym budynku. Przez trzy dni się zastanawiałam, czy miałam prawo ją poprosić o to, żeby mi przyniosła drożdżówkę, naprawdę. Oczywiście, nie było dla niej problemu, ale się zastanawiam nad tym, czy nie było dla niej problemu, bo ja ją o to poprosiłam w sensie, jako człowiek człowieka, po prostu, coś przy okazji, czy dlatego, że użyłam władzy, czy nadużyłam władzy, powiedzmy. No, jak się nad tym zastanowię, to wydaję mi się, że nie nadużyłam władzy, bo ja nie poprosiłam ją o to, żeby specjalnie poszła do tego sklepu, tylko poprosiłam ją jak człowiek człowieka. Wydaje mi się, że czasem no tak można, ale mam nadzieję, że z jej perspektywy to też było tak postrzegane. [K1]

I choć system feudalny na uczelni jest powszechnie krytykowany, także przez naszych rozmówców, warto przypomnieć też wypowiedź, w której pojawił się element funkcjonowania zależności feudalnych oceniony pozytywnie: „[P]odczas przygotowania badań prowadziłem dydaktykę, no i tu oczywiście feudalny system uczelni się przydał, bo studenci znosili mi materiał empiryczny”. [M3].

Takie stanowisko wydaje się być przykładem wykorzystania systemu, który nie zapewnia wystarczających zasobów materialnych, ale zapewnia pewien udział we władzy nad osobami

usytuowanymi niżej w strukturze.

W sytuacji, którą tu opisaliśmy, można wywnioskować, że należałoby jak najszybciej postarać się awansować, żeby zdobyć lepszą pozycję w hierarchii. Jednak jak widzieliśmy w innych rozdziałach, ten awans jest trudny ze względu na brak czasu. Problematyczna też, z perspektywy celów nauki, staje się sytuacja, gdy droga na szczyty hierarchii (usankcjonowanej ustawowo) staje się celem samym w sobie – niektórzy wskazywali, że zdobywanie pozycji (robienie habilitacji) jest inną drogą niż kolektywne i realne „tworzenie nauki”– poprzez udział w projektach badawczych (zob. rozdział na temat reform). Konieczność wejścia na szczyt hierarchii, żeby mieć poczucie wpływu na sytuację na uczelni, powoduje, że wśród doktorów nie ma wielkiej nadziei na zmiany:

[M]oim zdaniem sytuacja się nie zmieni, dlatego że tutaj jest jedna osoba, która dowodzi, rektor i to wszystko to co ja się dowiaduję a co z tego, że rada wydziału coś tam, oni znowu gdzieś tam z dziekanem idą do rektora po coś i tak niczego nie ugrają, to jest jakby na poziomie, jeśli chodzi o jakieś kwestie finansowe, no to po prostu rządzi rektor, więc to żeby nie wiem zasiadać jako pracownik niesamodzielny w radzie wydziału, albo to w ogóle jest bez sensu, to jest tak jakby jeden normalny się znalazł w polskim Sejmie, no i co z tego… Jak jest banda idiotów, no przepraszam […], no niestety czasami moim zdaniem, raczej dyktatura by się przydała, bo ta demokracja się nie sprawdza […], uważam, że jedna osoba nie jest w stanie nic zmienić, to musiałaby być jakaś zmiana po prostu odgórna systemowa, od dołu to się nic nie da zmienić, bo tu po prostu każdy jest mały i każdy ma swojego szefa. [K15]

Ten próbujący oddać stan bezradności opis zależności jednostki od osób wydających polecenia jest niezwykle wymowny, ponieważ odkrywa demokratyczne oczekiwania rozmówczyni wobec miejsca pracy, które jednak zostały zawiedzione. Nasza rozmówczyni odnosi to też do sytuacji w całym państwie – w jej oglądzie „ta demokracja się nie sprawdza. Na poziomie uczelni powodem jest to, że „tutaj jest jedna osoba, która dowodzi, rektor”, więc należałoby skończyć z pozorem demokracji i „raczej dyktatura by się przydała. Funkcjonowanie na uniwersytecie demokratycznych struktur bez równości, tak jak i feudalizmu bez relacji uczeń-mistrz to zaledwie pozostałości lub zręby demokracji i feudalizmu. Nie dość więc, że są to realnie istniejące formy demokracji i feudalizmu, jakie nasi rozmówcy znają, to jeszcze rola demokracji i feudalizmu sprowadzona została do utrwalania stosunków władzy, czyli do kooptacji i podporządkowania.