• Nie Znaleziono Wyników

Problem humanistyki

Poczucie niesprawiedliwości i rozczarowania reformą było też różne w zależności od dyscypliny naukowej. Naukowcy związani z naukami społecznymi i humanistyką dużo uwagi poświęcali porównywaniu warunków swojej pracy z warunkami w innych dyscyplinach. Nasi rozmówcy byli wyczuleni na każdy przejaw gorszego traktowania humanistów:

Nie wiem, jak jest u was, ale wiesz, że są takie, dla adiunktów są widełki [możliwej wysokości płacy na danym stanowisku] i my jesteśmy na samym dole tych widełek. Po prostu ani grosza nie dostajemy więcej. Na samiusieńkim dole. [K17]

O ile Ministerstwo ustala minimalne stawki wynagrodzeń nauczycieli akademickich, a uczelnie ustalają wartości maksymalne, to płace na tych samych stanowiskach różnią się w zależności od wydziałów (bliżej minimum lub maksimum), a czasami różnią się także w zależności od momentu zatrudnienia danej osoby. Wnioski z dociekań naszych rozmówców sprawiały, że nikt z nich nie spodziewał się poprawy sytuacji humanistyki:

Tam u tej pani minister to jest ciągle jakaś taka propaganda sukcesu: Nowe środki na naukę!

Przeznaczamy tyle środków na naukę! Gdzie one są te środki? Pewnie jest coraz większy rozdźwięk, a będzie jeszcze większy, pomiędzy naukami humanistycznymi, ścisłymi, technicznymi. Nie dość, że my nic nie mamy, to jeszcze będziemy mieć bardziej nic. [K17]

rozmówcy wskazywali także na kolejny problem – anglocentryzm dotyczący publikowania w języku obcym i zgodnie z tematyką punktowanych czasopism naukowych:

[D]laczego ja, jako filolog rosyjski mam publikować swoje artykuły dotyczące stosunków i relacji polsko-rosyjskich w jakichś czasopismach po angielsku? Dlaczego, powiedzmy, slawistyka irlandzka jest punktowana, a czasopismo, które wychodzi w Rosji nie jest punktowane w związku z tym, że Rosja nie należy do Unii Europejskiej? Dla mnie to jest chora sytuacja. Czyli to, jak mnie oceniają i mój dorobek naukowcy rosyjski nie liczy się. Tylko ważne jest to, co powie Europa tak? [...] te rusycystyki, no są, jakie są, ale na pewno są słabsze od tych narodowych. Poza tym szanse na to, że jakieś czasopismo przyjmie moje wypociny i rozważania na temat relacji rosyjsko-polskich i na temat zawiłości przekładu z języka rosyjskiego na polski są naprawdę znikome. Bo anglocentryzm w nauce jest po prostu powszechny i jeżeli w tej parze językowej nie ma angielskiego, to nikogo to nie interesuje.

[K13]

Na temat wymagań dotyczących publikowania po angielsku przetoczyła się w Polsce duża dyskusja.

Izabela Wagner przeanalizowała publikacje medialne na ten temat, wskazując problemy spowodowane przez nowe wymagania (Wagner, 2012; Szenajch, 2012). Problem ten poruszała również inna nasza rozmówczyni, przedstawicielka humanistyki:

Na przestrzeni ostatnich pięciu lat sytuacja wydziałów humanistycznych się bardzo radykalnie zmieniła. Ona się zmieniła na gorsze. […] [te zmiany] absolutnie niszczą humanistykę i powodują, że będziemy mieli jedną ze słabszych humanistyk europejskich już niedługo. […]

Naprawdę, każdy z nas jak taki mały buchalter samego siebie, liczy sobie punkty za referat, za artykuł, za artykuł w książce, za artykuł w czasopiśmie. Potem otwiera listy i sprawdza czy czasopismo jest na liście, o Boże, nie ma go na liście, to duży problem. Właściwie należałoby ten artykuł wycofać i posłać do innego czasopisma, które jest na liście, a najlepiej byłoby ten artykuł przetłumaczyć na język angielski i posłać zagranicę. [...] reforma zmusiła nas do tego, żebyśmy zamiast publikować teksty tam, gdzie jest na to odpowiednie miejsce,

publikowali je w tych miejscach, gdzie jest najwięcej punktów. Najwięcej punktów miałabym, gdybym wszystkie moje teksty publikowała w języku angielskim zagranicą, ale jestem filologiem polskim. […] nie jest żywiołem humanistyki wybranie zespołu badawczego, który opublikuje pod pięćdziesięcioma nazwiskami artykuł w czasopiśmie naukowym w obcym języku. To nie jest po prostu sposób działania humanistów. Natomiast [...] [w ten sposób]

można uzyskać nawet 25-35 punktów w czasopiśmie obcojęzycznym, natomiast za publikację w tomie zbiorowym uzyskujemy punktów 2. Więc [...] humaniści po prostu są w sytuacji szalenie trudnej. Bo sytuacja, w której obecnie się znajdujemy jest sytuacją bardzo sprzyjającą naukowcom, którzy zajmują się przedmiotami przyrodniczymi i ścisłymi, bo oni pracują po prostu w sposób bardzo premiowany przez ten system, natomiast humaniści pracują w sposób, który jest traktowany jako margines. [K3]

Diagnoza o końcu humanistyki była dla naszej rozmówczyni smutna – nie tylko ze względu na własną pozycję, ale i na postrzeganą wartość humanistyki w społeczeństwie:

Jeżeli chodzi o sytuację wszystkich tych nauk humanistycznych… jest to naprawdę dramat.

A szkoda, naprawdę szkoda, dlatego że społeczeństwo, w którym upada humanistyka jest społeczeństwem, w którym ja niekoniecznie chciałabym żyć. Nie wiem czy kiedykolwiek, ktokolwiek kto dawał tego typu rozwiązania, przykładowo w ministerstwie, zastanawiał się nad tym, jakie mogą być skutki upadku humanistyki. Ja naprawdę mówię z całą odpowiedzialność upadku, dlatego że jesteśmy naprawdę niedaleko od tego stanu. Jesteśmy niedaleko od stanu, kiedy nie będzie na nic pieniędzy, kiedy nie będzie się w ogóle zatrudniać nowych ludzi i dziedziny humanistyczne umrą śmiercią naturalną. To będzie naprawdę straszny świat naukowy. Świat, w którym będą tylko rozwijane nauki ścisłe i tylko i wyłącznie przyrodnicze, to będzie naprawdę straszny naukowy świat. Być może bardzo skuteczny, bo ja nie wiem czy piękny. Być może piękno nie jest jedyną kategorią, którą należy tutaj stosować, ale dlatego wrócę do tej kategorii, że to byłby świat straszny. Wolałabym, żeby taki nie był i dlatego bardzo by mi zależało na tym, żeby sytuacja humanistów się poprawiła. Chociaż trochę. Na razie jest bardzo, bardzo zła. [K3]

Konsekwencją reform minister Kudryckiej jest to, że problem instytucjonalnej marginalizacji szeroko rozumianej humanistyki stał się policzalny. Policzalny na dwa sposoby. Z jednej strony humaniści są w stanie policzyć, jakiej skali wysiłku publikacyjnego wymagałoby od nich zbliżenie się do typowych osiągów ich koleżanek i kolegów z innych dyscyplin. Nieadekwatność sposobu oceny produktywności pracy humanistów, uświadomiła wielu osobom, że rozwiązania te zostały skopiowane z innej rzeczywistości i narzucone humanistom, co stworzyło nowe reguły gry w ich polu (Szenajch, 2012).

Drugi typ policzalności problemu to widoczność osób protestujących przeciwko tej marginalizacji humanistyki. Przykładem jest energiczna działalność Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej, którego działacze podnosili tę kwestię. Z wypowiedzi naszych rozmówców da się odczytać przekonanie o pewnym zasadniczym wyodrębnieniu humanistyki z domniemanej wspólnoty uniwersytetu.

Wyodrębnienie to dotyczy nie tylko świadomości osób pracujących w tym polu, ale także ich pozycji w szerszym świecie akademickim, zależnej od możliwości komercjalizacji badań z tej dziedziny i zdobywania środków na badania. Wydaje się, że to nasilające się poczucie odrębności jest zjawiskiem

nowym, innym od tradycyjnego przekonania o odrębnej tożsamości tej gałęzi nauki, a zogniskowanym wokół niekorzystnych warunków pracy. Należy uznać je za owoc wspomnianych reform.

Działania kolektywne w obronie interesu humanistów napotykają różne przeszkody.

W przypadku walki o zmianę w zasadach habilitacji, jako przeszkodę wymieniano przede wszystkim brak czasu. Rozmówcy wspominali też o innej ważnej przeszkodzie: nie ze wszystkimi ludźmi równie łatwo się współpracuje. W przypadku tworzenia grupy sprzeciwiającej się naciskom na publikowanie głównie w prestiżowych czasopismach zagranicznych główną przeszkodą w zaangażowaniu się większej liczby osób była postać głównego organizatora – jego cechy osobowościowe oraz własne interesy:

Front się jakiś buduje, chociaż to jest też taki problem, że jeden z frontmanów tego frontu, to ma jakiś taki dziwny styl niestety, że on częściej obraża ludzi lub im coś w insynuacyjny sposób zarzuca, niż z nimi dyskutuje, a w dodatku sam też jest aktywny jakoś bardzo. […] To jest jedna sprawa. Inna rzecz, że akurat ten człowiek nie ma już chyba w ogóle, ma niezmiernie mało jakichkolwiek publikacji nawet krajowych, co też troszkę inaczej powoduje, że jest odbierany.

[…] Nawet mnie właśnie jeszcze inna koleżanka powiedziała, że mnie to oni jakoś szanują czy jakoś się ze mną liczą, przynajmniej nie dezawuują mojej krytyki tym, że ja nic nie mam, [...]

a jak ktoś ma mniej, to oni myślą, że ktoś gardłuje tylko dlatego, żeby bronić gałęzi, na której chcą go powiesić, prawda? To jest śmieszne. [M10]

Takie podejście może rodzić obawę, że krytyka bywa w pełni akceptowana w środowisku akademickim tylko jeżeli kierowana jest z wyższych albo stosunkowo bezpiecznych pozycji w strukturze uczelni.