• Nie Znaleziono Wyników

Pasja i rozwój własny

Praca na uniwersytecie była przedstawiana właśnie raczej jako pasja niż sposób zarabiania pieniędzy.

rozmówcy mówili, że realizowali swoje zainteresowania i to było podstawowym powodem podejmowania tej pracy:

[T]o jest kwestia pasji. Ja naprawdę mam takie poczucie, że ja wykonuję ten zawód dlatego, że ja go naprawdę bardzo lubię. I powiem więcej. Uważam, że tego zawodu nie należy wykonywać jeżeli go się nie lubi, bo nic w nim, na przykład pod względem ekonomicznym albo takim społecznym, nie skłania do jego wykonywania… [K3]

Absolutnie nie żałuję [podjęcia tej pracy], bo sprawia mi to wielką przyjemność i frajdę. I to jest moja pasja i ja uważam, że jestem szczęśliwą osobą, że mam możliwość, że moje hobby jest moją pracą. [K13]

[N]ie uważam swojego wyboru za zły wybór, to był dobry wybór, ja czuję się dość bezpiecznie.

Gdyby nie ta cholerna habilitacja, to już w ogóle bym się czuł świetnie. Więc tak, więc to był dobry wybór. To jest dobra, ciekawa posada, dobra praca. Ciekawych ludzi się czasem spotyka.

[To] bardzo różnorodna praca, co w dzisiejszych czasach nie jest takie częste. [...] Doceniam różnorodność tej pracy. Doceniam wyzwania intelektualne w tej pracy też, to jest, nigdzie indziej pewnie nie mógłbym tak intelektualnie pracować, to jest fajne w tej pracy. Ja czytam książki, bo muszę, ale no żadna inna praca by mi nie dała takiej możliwości, żeby tyle sobie móc czytać, nawet jeśli to jest tylko z mojej dziedziny i ja przeklinam te książki, bo po prostu muszę przygotować tę dydaktykę, to i tak to jest świetne w tej pracy. [M8]

Praca na uczelni umożliwiała więc zajmowanie się czymś ciekawym, czytanie książek zgodnych z zainteresowaniami i rozwój intelektualny – ten rozwój był dla wielu najważniejszym elementem pracy i życia:

No czasami jak człowiek jest taki bardzo zdołowany, jak nie ma pieniędzy, to mówi, a dlaczego nie zostałem jakimś tam prawnikiem, księgowym czy coś, gdzieś gdzie się ma duże pieniądze. Ale potem mi się wydaje, że nie, że to jest to. […] ja dążę do rozwoju takiego ciągłego [...]. Pierwszy, najważniejszy to jest rozwój... [K33]

Rozwój był też niejako wynagrodzeniem z pracy, choć – jak widać w powyższym cytacie – rozdźwięk między wynagrodzeniem intelektualnym, satysfakcją a wynagrodzeniem finansowym powodował poczucie żalu za utraconymi możliwościami oraz przygnębienie. Z jednej strony „emocjonalne zaangażowanie w pracę naukowo-dydaktyczną, zinternalizowanie misji, pozwala lepiej znosić niedogodności związane z brakiem uniwersyteckiej walki klasowej” (Szwabowski, 2014, s. 133), więc pragnienie rozwoju w warunkach chronicznie niewystarczających płac wydaje się typowym przejawem instytucjonalnego wyzysku indywidualnej pracy emocjonalnej. Z drugiej strony, gdy zestawić brak oporu klasowego wobec niskich płac z powszechnością tematu pasji i rozwoju, to powstaje wrażenie ascetyki, czyli celowego poddawania się przez naukowców ćwiczeniom, mającym wytworzyć w nich jakąś formę niezależności wobec rzeczy w życiu zbędnych (Sloterdijk, 2014). Dlatego wielu nie było pewnych, czy poleciliby ten zawód swoim dzieciom:

R: Ja umiem wiele w życiu robić, myślę, że bym sobie poradził bez zawodu nauczyciela akademickiego, ale wybrałbym dokładnie ten sam zawód, bo on mi sprawia bardzo dużo satysfakcji, jest dla mnie zawodem prestiżowym i bardzo mocno mnie rozwinął.

B: A czy poleciłbyś go swoim dzieciom?

R: Myślę, że tak. Nie wiem, czy [daną dziedzinę], ale myślę, że… Bo wiesz, dla dzieci chciałoby się jak najlepiej, więc chciałoby się, żeby realizowali swoje pasje, ale żeby z tych pasji też można było wyżyć. Więc tak, poleciłbym, o ile umieliby w nim znaleźć te praktyczne rzeczy, które pozwolą się z tego zawodu im utrzymać. [M6]

Właśnie to połączenie satysfakcji, rozwoju, pasji, którą mogli rozwijać – z poczuciem, że zarabiają mniej niż inni – było bardzo rozpowszechnione w analizowanych przez nas wywiadach. Widać to także w poniższych wypowiedziach:

[Nie jest tak,] że ja mojej pracy nie szanuję i nie lubię tego co robię. Lubię, ale jest coś takiego w tyle głowy, że jak ja sobie pomyślę, że na dobrą sprawę to jakbym poszła do pracy gdziekolwiek indziej w biurze to zarabiałabym tyle samo, wracałabym do domu i nie myślała o niczym. [K15]

Poważnie powiem tak, kiedy spotykam się z moimi znajomymi, którzy pracują w innych, no przedsiębiorstwach, w korporacjach lub mają swoje przedsiębiorstwa, to nigdy mi nie wierzą, że ja tyle zarabiam. Jeżeli już rozmawiamy o zarobkach, że to jest tak niewiele. Wszystkim kojarzy się praca na uczelni, bycie adiunktem, już po, w ogóle profesorem, że to są wynagrodzenia niebotyczne. […] Więc zawsze mnie się pytają, dlaczego ja to robię. Czy robię to dla idei? Ja mówię, że po części pewnie tak i [...] oni zawsze się dziwią, ponieważ widzą, ile ja pracuję, poświęcam czasu dla moich studentów. I oni zawsze mówią, że to czas niezapłacony, ponieważ oni jakby wszystko mają u siebie w przedsiębiorstwie przeliczane. Jakby na dni wolne albo na pieniądze. U nas jest troszeczkę inna ta forma pracy, ale na pewno ta praca ma swoje zalety. Na pewno ma. Tą zaletą jest właśnie możliwość obcowania z młodymi ludźmi, możliwość tworzenia czegoś. Przez co człowiek się cały czas rozwija.[K9]

Samo podążanie za swoją pasją bez myślenia o finansach nie było jednak przez wiele osób akceptowane, zwłaszcza u mężczyzn:

Moim wszystkim dyplomantom, których miałem w życiu możliwość promować, którzy są moimi kolegami już często teraz, to w życiu [bym tej pracy nie polecał]. Oni szli do firm, oni zarabiają więcej ode mnie i to jest najważniejsze. [...]. To nie jest w ogóle robota dla facetów. [śmiech] […]

mężczyzna ma być zawsze głową rodziny, a wiadomo jest, że jeżeli na uczelni się dużo nie zmienia, to zarobki są coraz niższe. […] a praca na uczelni, o ile kiedyś, dwadzieścia lat temu była gwarantem tego, że się do emerytury dotrwa, to teraz nie jest, bo [na] wszystko jest czas. Czyli osiem lat na doktorat, osiem na habilitację, osiem na to. Wszystko jest w czasie. To lepiej być w firmie, bo tam nie ma takiego czasu, po ośmiu latach jest jednak się wyżej. [M1]

Powyższa wypowiedź pochodzi z wywiadu przedstawiciela dyscypliny mocno powiązanej z rynkiem, w której absolwenci mają szanse na wysokie zarobki. W porównaniu do nich, uczący ich pracownicy naukowi zarabiają niewiele, a jednocześnie – jak wskazuje rozmówca – ich praca nie wyróżnia się już na tle innych swoją stałością, choć dawniej możliwość trwania do emerytury była jedną z jej zalet. Ciekawe jest tu spojrzenie na czas z perspektywy rozwoju. Zarówno w firmach, jak i na uczelni ludzie rozwijają się, jednak w firmach ten rozwój kariery postrzegany jest pozytywnie („jest się wyżej”), podczas gdy na uczelni jest on postrzegany jako wymuszony, stojący na przeszkodzie do stałości zatrudnienia i pewności przyszłości (np. emerytury). Niezrobienie kolejnego stopnia naukowego w wymaganym czasie może oznaczać koniec czyjejś kariery, przyszłość jest więc w tej wypowiedzi raczej czymś, czego

należy się obawiać, co stresuje, a nie co napawa nadzieją na poprawę swojej sytuacji. Jakkolwiek prosty może wydawać się to reżim, to warto zwrócić uwagę na to, że jest on nowy, więc ludzie, którzy zdecydowali się na karierę uniwersytecką, nie wiedzieli, że będą musieli pracować w tak restrykcyjnych ramach czasowych. Rozmówca mówił o radach, jakich udzielał innym, a sam jak gdyby nie miał już możliwości zastosować się do nich.