• Nie Znaleziono Wyników

Hieronim Kubiak - społeczny lider i prezes „Kuźnicy" - jakim go znam

W dokumencie Zrozumieć współczesność (Stron 27-41)

Hieronim Kubiak, maturzysta przybyły z Łodzi do Krakowa na studia rusycystyczne, zwrócił moją uwagę - starszego od niego o 2 lata studenta polonistyki i początkuj ące- go asystenta (powoływano podówczas zastępców asystentów jeszcze przed dyplo­ mem) - na wielkim zebraniu w Rotundzie w 1953 roku. Mówiący staranną polsz­ czyzną, uderzający w szlachetną obywatelską nutę chłopiec, syn robotniczej rodziny, mógł wyrosnąć na pozytywnego bohatera studenckiego świata. Straciłem go wkrótce z oczu, przeniesiony na drugie studia do Warszawy.

Ale kiedy w 1961 roku znalazłem się na powrót w Krakowie, aby kierować miej­ skim komitetem partii, Kubiak, młody magister, studiujący tym razem socjologię, któ­ rej pozostał wierny na zawsze, był już niekwestionowanym liderem krakowskiego śro­ dowiska studenckiego i przewodniczącym jego organizacji, tej która zajmowała się przede wszystkim warunkami bytowymi i życiem kulturalnym niezwykle wówczas aktywnego i społecznie rozbudzonego środowiska. Kraków i jego 11 uczelni przygoto­ wywał się wtedy do jubileuszu 600-lecia Uniwersytetu Jagiellońskiego, co miało się stać wielkim otwarciem nauki, ale także kultury Krakowa i Polski, na świat, przede wszystkim na Zachód.

W tych przygotowaniach środowisko i organizacje Zrzeszenia Studentów Polskich odgrywały rolę niespotykaną nigdy przedtem ani potem. Był to czas popaździernikowy. Burzliwe wydarzenia Października ’56 przyniosły Polsce pozytywny wstrząs, ten wiel­ ki krok ku suwerenności, demokracji i praworządności, którego zasięg i głębokość można porównywać tylko z kilkunastoma miesiącami burz i przemian lat 1980-1981.

W Krakowie przeobrażenia popaździernikowe miały zasięg szczególnie głęboki i trwa­ ły, bowiem żywiołowe, studencko-inteligenckie i robotnicze uderzenie w stalinowski aparat władzy i sowietyzacji zbiegło się w tym mieście z pewnym odrodzeniem idei i tradycji Polskiej Partii Socjalistycznej, zakorzenionymi w bardzo konserwatywnym zdawałoby się Krakowie od czasów Ignacego Daszyńskiego, a ogromnie wzmocnio­ nymi bezpośrednio po wojnie. W Krakowie bowiem w czasie okupacji wielką rolę w niepodległościowym ruchu oporu odgrywała organizacja socjalistyczna - Wolność, Równość, Niepodległość, kierowana przez niezwykle odważnych i dojrzałych, mło­ dych wiekiem, a przecież wręcz charyzmatycznych przywódców - Józefa Cyrankie­ wicza, a po jego uwięzieniu w obozie oświęcimskim - Adama Rysiewicza, który zginął

bohaterską śmiercią w walce z Niemcami niedługo przed końcem okupacji. Ludzie wyrośli w PPS-WRN doszli w Krakowie w październiku 1956 znowu do głosu, zwłasz­ cza że pod naciskiem politycznych organizmów studenckich władzę w Krakowie (jako I sekretarz KW partii) objął najpierw stary socjalista, stalinowski zesłaniec, dr Bolesław Drobner, a po kilku miesiącach najbliższy współpracownik Józefa Cyrankiewicza - podówczas premiera rządu - podziemny działacz WRN i żołnierz socjalistycznej Gwardii, więzień Oświęcimia, z którego uratował się bohaterską ucieczką - Lucjan Motyka.

W tej to szkole życia obywatelskiego kształtował się teraz dwudziestokilkuletni Hie­ ronim Kubiak, na fali popaździernikowej wybrany przewodniczącym Rady Okręgowej ZSP i odgrywający jedną z najważniejszych ról w przygotowaniach 600-lecia UJ, u boku Lucjana Motyki właśnie.

Co charakterystyczne, organizacja studencka owego czasu nie tylko ożywiała mia­ sto i jego życie kulturalne, tworząc i animując takie instytucje kultury, jak Klub pod Jaszczurami i wiele innych czy organizując imprezy o trwałym wpływie na obieg war­ tości kulturalnych, jak Juwenalia czy Konkurs Piosenki Studenckiej, ale podejmując także przedsięwzięcia gospodarcze (np. w dziedzinie turystyki), a szczególnie inicjując budowę miasteczka studenckiego na, jak wówczas planowano, 20 tysięcy mieszkań­ ców. Hieronim Kubiak wraz z młodym docentem Politechniki, Tomaszem Mańkow­ skim, zaproponował Lucjanowi Motyce budowę kompleksu domów studenckich i urzą­ dzeń socjalno-kulturalnych całego miasteczka, na wzór amerykańskiego kampusu, wg projektów kierowanego przez Tomasza Mańkowskiego zespołu młodych architektów dobrze obeznanych z amerykańskimi doświadczeniami w tej dziedzinie.

W owym czasie instancje partyjne pełniły niemal bezpośrednie funkcje kierownicze wobec administracji lokalnej, a w dodatku były jedynymi instytucjami, które mogły wpływać na plany i działania wielkich przedsiębiorstw skupionych na ich terenie a podległych bezpośrednio administracji szczebla centralnego. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności skoncentrowane w Krakowie wielkie przedsiębiorstwa budujące obiekty produkcyjne i mieszkaniowe Nowej Huty, jednego z największych przedsięwzięć inwe­ stycyjnych ówczesnej Europy, weszły w okres zmniejszonych zadań po zakończeniu pierwszego, wieloletniego okresu budowy. Można więc było ich potencjał wykorzy­ stać dla olbrzymiego jak na owe czasy planu inwestycji uczelnianych na 600-lecie, w którym wyraźnie (co było stałą cechą systemu i epoki) brakowało odpowiednio dużego programu budowy domów akademickich i dla rozładowania nieprawdopodob­ nej ciasnoty w domach już istniejących. Projekt zespołu doc. Tomasza Mańkowskie­ go, wielokrotnie dyskutowany z Hieronimem Kubiakiem i Lucjanem Motyką propono­ wał rozwiązania w Polsce zupełnie niespotykane w swoim komforcie, funkcjonalności i ekonomicznej efektywności. Dzięki pomocy Motyki i Cyrankiewicza został akcepto­ wany przez centralne organy planowania i zarządzania, choć miejscami drastycznie okrojony i, z pewnymi zahamowaniami, w ciągu kilku lat zrealizowany, m.in. dzięki uporowi i zapobiegliwości oddanych mu jego twórców.

Pod koniec 1964 roku odwołano z Krakowa Lucjana Motykę i natychmiast zlikwi­ dowano także komitet miejski partii jako siedzibę rewizjonizmu i „inteligenckiego od­ chylenia”. Kubiak w Krakowie pozostał jako ostoja oporu przeciw poczynaniom „zdro­ wych sił”, czyli neostalinowców w partii, dzielnie walcząc z ich nacjonalistycznymi

i antyinteligenckimi poczynaniami w 1968 roku. Wtedy to między innymi używano argumentu, że skupienie kilkunastu tysięcy studentów-opozycjonistów w miasteczku akademickim było celowym działaniem przeciw ustrojowi i partii.

Kiedy w 1971 roku wróciłem znów do Krakowa na fali burzliwych zmian po grud­ niu 1970 roku (robotnicze i inteligenckie bunty były formą ówczesnej „demokracji plebiscytarnej” i prowadziły do głębokich zmian polityczno-kadrowych) Hieronim Ku­ biak, już sławny docent socjologii, absolwent stażów naukowych w Stanach Zjedno­ czonych, tworzył drugie wielkie materialne dzieło swego życia uniwersyteckiego: cen­ trum studiów polonijnych przy Uniwersytecie Jagiellońskim. Tym razem w bliskości z nowym I sekretarzem KW partii - przybyłym do Krakowa po wieloletnich do­ świadczeniach dyplomatycznych w Europie Zachodniej - Józefem Klasą, podjął i doprowadził do końca inicjatywę stworzenia w Krakowie nie tylko centrum nauko­ wego badającego i budującego związki Polski z emigracją na całym ziemskim globie, ale i kształtującego studentów ze świata (nie tylko ze środowisk polonijnych), w pro­ blematyce polskiej, polskiej kulturze i języku. Bazą dla tego przedsięwzięcia stało się sprawnie i funkcjonalnie rozbudowane centrum, usytuowane w niezwykle pięknej okolicy krakowskich Przegorzał, gdzie swą willę zbudował przed wojną prof. Adolf Szyszko- -Bohusz, a w czasie okupacji rezydencję i ośrodek szkoleniowo-wypoczynkowy Luft­ waffe - generalny gubernator Hans Frank. Na wiele lat twórca Instytutu Badań Polo­ nijnych UJ stał się jego emblematycznym dyrektorem. Jako nowoczesny i znany w świecie uczony-socjolog nie mógł nie stać się też ważnym ekspertem, animującym polskie działania kulturalne, budującym międzynarodowe więzi.

W tychże latach 70. krakowskie środowiska naukowe i kulturalne - wykorzystując niezwykle śmiałe w warunkach Polski i całego „obozu” otwarcie krakowskiej władzy za Zachód, na inteligencję, w tym na bardzo wówczas aktywne jej środowiska techno­ kratyczne i na idee znów bliskie socjaldemokracji - wykorzystały, choć z niemałym trudem, szansę stworzenia organizacji, która łączyłaby zaangażowane obywatelsko śro­ dowiska twórcze lewicy, dawała im pole nieskrępowanej politycznie dyskusji i opinii, wręcz wpływania na politykę władzy, zwłaszcza w dziedzinie kultury. Z inicjatywy pisarza Tadeusza Hołuja, przy decydującym poparciu Józefa Klasy, powstał Klub Twór­ ców i Animatorów Kultury „Kuźnica” z piękną siedzibą w Rynku Głównym. I choć Józef Klasa został wkrótce z Krakowa odwołany i zesłany na odległą placówkę zagra­ niczną, „Kuźnica” w Krakowie się ostała, dając swym członkom oddech pewnej swo­ body w systemie, który wykazywał coraz wyraźniejsze symptomy kryzysu ideowego i politycznego w warunkach załamywania się koniunktury gospodarczej.

Hieronim Kubiak, choć ogromnie zaangażowany w swój Instytut, a także funkcje eksperckie w Warszawie, był zawsze obecny przy głównych dyskusjach „Kuźnicy”, która stawała się coraz bardziej krytyczna wobec władzy i coraz głośniej formułowała postulaty jej zmiany na szczeblach najwyższych.

I kiedy po powstaniu zorganizowanej opozycji ustrojowej w drugiej połowie lat 70., po robotniczym buncie na Wybrzeżu w sierpniu 1980 i fali strajków, które objęły cały kraj, władza zawarła porozumienia z „Solidarnością”, pierwszym, który je podpisał (30 sierpnia w Szczecinie) był ze strony rządu wicepremier Kazimierz Barcikowski - członek i wierny przyjaciel „Kuźnicy”. Na fali tych wydarzeń nastąpiły głębokie zmiany

w kierownictwie partii i w rządzie (znów do głosu doszła „demokracja plebiscytar- na”), a w partii rozwinął się ruch, który za cel postawił sobie zasadnicze zmiany ustrojowe - legalizację opozycji i socjaldemokratyzację samej partii. Wszystko to w niesłychanie trudnych warunkach międzynarodowego osamotnienia i zagrożenia sowiecką ingerencją zbrojną.

Jedyną moż liwą na gruncie polskiej racji stanu (podobnie ją wówczas rozumiał i uznawał także prymas Stefan Wyszyński) drogą utrwalenia i ewolucyjnego rozwijania przemian, wydawała się przebudowa programowa i strukturalna partii - monopolizują­ cej dotychczas władzę - na legalnej drodze zwołania jej nadzwyczajnego zjazdu. Warto przypomnieć, że w tym czasie wybitni przedstawiciele „Kuźnicy” (był wśród nich Hie­ ronim Kubiak), a wkrótce ważni funkcjonariusze kierowniczych organów partii, spoty­ kali się z naczelnym redaktorem „Tygodnika Powszechnego”, Jerzym Turowiczem.

Podstawowy nurt programowy ustrojowych przeobrażeń rozwinął się w Krako­ wie, z wielkim udziałem „Kuźnicy”, a na czele zespołu opracowującego wnioski do programu IX Zjazdu stanął prof. Hieronim Kubiak. Nic też dziwnego, że na samym IX Zjeździe powierzono mu funkcję przewodniczącego komisji programowej, wybrano do ścisłego kierownictwa partii (jej Biura Politycznego i Sekretariatu) i złożono na jego barki odpowiedzialność za politykę w nauce i kulturze.

Na tymże IX Zjeździe powierzono Hieronimowi Kubiakowi zadanie kierowania ko­ misją, która miała wyjaśnić przyczyny kryzysów politycznych (w roku 1970 tłumio­ nych krwawo) i gospodarczych w historii Polski Ludowej. Zadanie było beznadziejnie trudne, bowiem komisja nie miała dostępu do dokumentów międzynarodowych, ani archiwów aparatu przemocy, a sama też nie była w stanie zakwestionować podstawo­ wych dogmatów ustrojowych państwa. Toteż śmiałe sięgnięcie przez Kubiaka do głę­ bokich analiz socjologiczno-politycznych i ekonomicznych, przygotowanych m.in. przez prof. prof. Jerzego J. Wiatra, Władysława Markiewicza, Władysława Kwaśniewicza, Stanisława Kuzińskiego i innych, napotkała w kierowniczych kręgach politycznych mur podejrzeń i oskarżeń ze strony konserwy, tzn. ludzi wplątanych w ciężkie grzechy przeszłości. Z najwyższym trudem i przy wielu kompromisach udało się, przy akcep­ tacji Wojciecha Jaruzelskiego, doprowadzić prace do formalnego jedynie końca. Tylko rozpaczliwy upór Kubiaka spowodował, że wprowadzono do raportu słowa potępienia tych, którzy byli sprawcami obalenia Władysława Gomułki w roku 1948 i prowokato­ rami haniebnych wydarzeń marcowych roku 1968. Wiem coś o beznadziejnych wysił­ kach Kubiaka, byłem bowiem tym, który sprawozdanie komisji redagował i dziesiątki razy poprawiał.

Czas pierwszej połowy lat 80. nie okazał się łaskawy ani dla przeobrażeń ustrojo­ wych, ani dla Kubiaka. Zabrakło obu stronom - władzy i opozycji - a także mediuj ące- mu między nimi Episkopatowi z nowym prymasem na czele - odwagi i dojrzałości do kompromisu, a determinacja władzy w sowieckim obozie światowym oraz niewiara Stanów Zjednoczonych i państw Zachodniej Europy w możliwość większych zmian w Europie Centralnej spowodowała sięgnięcie przez władzę w Polsce po przemoc, a wraz z tym porażkę postępowych sił w partii, ostateczny upadek jej autorytetu i konieczność odłożenia głębokich zmian ustrojowych na czas wówczas nieokreślony.

Nie był to jednak czas przez Kubiaka i reprezentowany przez niego nurt polityczny zupełnie stracony. Kubiak, Mieczysław Rakowski, Barcikowski i inni, kiedy załamały się nadzieje na porozumienie z „Solidarnością” i zmiany, do których rzeczywiście dą­ żyli i które były do przyjęcia w ówczesnej sytuacji międzynarodowej, przeszli do de­ fensywy. Usiłowali od początku stanu wojennego roztoczyć nad środowiskami twór­ czymi swego rodzaju parasol ochronny. Często sukcesem kończyły się ich wysiłki wydostania twórców i uczonych z ośrodków internowania, skutecznie wspierali odbu­ dowywanie międzynarodowych kontaktów środowisk twórczych i intelektualnych, przy­ wracanie autonomii uczelni itp. Współpraca Rakowskiego, Kubiaka i Józefa Tejchmy z uczonymi i twórcami wykazującymi odpowiedzialność obywatelską i zrozumienie polskiej racji stanu zakończyła się w maju 1983 roku przyjęciem przez Sejm funda­ mentalnej wagi ustawy. Tworzyła ona system dający kulturze wspaniałe warunki fi­ nansowania, co wraz z rosnącym bez przerwy zakresem wolności twórczych i słab­ nącymi ingerencjami cenzury (tak!, tak!) spowodowało, że druga połowa lat 80. stała się niesłychanie rzadkim w historii kultury polskiej zbiegiem dwóch czynników - wol­ ności i materialnej zasobności. Mogę się na ten temat wypowiadać, stoją bowiem za mną osiągnięcia Wydawnictwa Literackiego, którym także w tym czasie kierowałem.

Jednakże autorytet, jaki zdobyła grupa reformatorów w partii, wśród nich właśnie Barcikowski, Rakowski i zaprzyjaźniony z nimi Kubiak, spowodował, że poszukujący dróg pozytywnego dla suwerenności Polski i godności Polaków wyjścia z sytuacji, a dzierżący ogromną władzę osobistą gen. Wojciech Jaruzelski mógł podjąć politykę skomplikowanych manewrów i kompromisów, w których Hieronim Kubiak był nie tylko ofiarą kilkakrotnie „oddawaną” (pozbawianą funkcji kierowniczych) dla zrówno­ ważenia cięć po skrzydłach „twardogłowych” i prosowieckich, ale i ciągle aktywnym uczestnikiem poszukiwania rozwiązań. Między innymi jako trudny do zaatakowania, choć pozbawiony większego wpływu politycznego przewodniczący Ogólnopolskiego Komitetu Pokoju.

I kiedy Kubiak zakończył swoją działalność w kierownictwie partii, zaznaczoną nieuchronną słabością od pierwszych dni stanu wojennego i wrócił do Krakowa, zajął się reaktywowaniem działalności „Kuźnicy”, która decyzją Biura Politycznego została doprowadzona do rozwiązania wraz ze swym organem - miesięcznikiem „Zdanie”, dla zrównoważenia działań zmierzających (z ograniczonym zresztą skutkiem) do rozwią­ zania prosowieckich i popierających metody przemocy organizacji typu „Grunwald” i pisma „Rzeczywistość”.

„Kuźnica”, rozwiązana jako samorządne stowarzyszenie, działała po śmierci swego charyzmatycznego założyciela - Tadeusza Hołuja, w sposób ograniczony i mocno kon­ trolowany jako organizm miejskiego systemu instytucji kultury. Kubiak doprowadził w 1988 roku do oficjalnego odrodzenia „Kuźnicy” jako stowarzyszenia autonomiczne­ go, pozapartyjnego i natychmiast zaangażowanego w nowe porozumienie władzy z opozycją, w szczególności w przygotowania Okrągłego Stołu, a następnie wyborów do Sejmu i Senatu.

Wybrany w 1988 roku prezesem „Kuźnicy” był jej nieoficjalnym przedstawicielem (po stronie rządowej) w obradach Okrągłego Stołu, a w wyborach czerwcowych 1989 startował już jako oficjalny kandydat „Kuźnicy” na posła do Sejmu. Doszedł

w wyborach do drugiej tury, w której atakowany przy pomocy podstępnej propagandy i nieczystych zagrań ze strony twardogłowego aparatu partyjnego i przede wszystkim zorganizowanej działalności organów bezpieczeństwa przegrał na rzecz popieranego przez nie kandydata. Znalazłem się w analogicznej sytuacji jako drugi kandydat „Kuźni­ cy” na posła w tych wyborach. W Krakowie bowiem, w odróżnieniu od Warszawy, nie ujawniły się w solidarnościowej organizacji siły, które poparłyby w drugiej turze wyborów tych kandydatów PZPR, którzy od dawna działali na rzecz porozumienia. Porozumienie, po zwycięstwie w pierwszej turze, wydawało się działaczom „Solidar­ ności” i ludziom „Tygodnika Powszechnego” niepotrzebne. Złe skutki takiego rozumo­ wania środowiska obywatelskie i twórcze Krakowa odczuwają do dziś.

A Kubiak pozostaje właśnie człowiekiem obywatelskiego porozumienia, kompromi­ su sił politycznych zdolnych do wzniesienia się na poziom tego, co wspólne polskiej racji w jednoczącej się Europie. Nie znajdując zrozumienia w wielkiej polityce, zajął się poszukiwaniem dla środowiska „Kuźnicy” miejsca w życiu publicznym Krakowa i Pol­ ski. Czas był wybitnie niesprzyjający. Oszołomione zwycięstwem siły polityczne daw­ nej opozycji nie odczuwały potrzeby lewicowego, proeuropejskiego partnerstwa, a i wewnątrz „Kuźnicy” wielu popadło w poczucie beznadziejności. Kubiak ze swoim spokojem, zdolnością przekonywania i cierpliwego budowania okazał się dobrym pre­ zesem na trudne czasy, nie rezygnując z programu, który „Kuźnica” przyjęła w lutym 1989, jeszcze na drodze do Okrągłego Stołu. Zapisano w nim oddanie idei humanizmu, praw człowieka i narodowej suwerenności, wsparcie na takich wartościach, jak wol­ ność, równość, sprawiedliwość i racjonalizm. Choć siedziba „Kuźnicy” zredukowana została do malutkiego pokoiku na Kleparzu, opłacanego ze składek członkowskich, stowarzyszenie nie zrezygnowało z wielkich dyskusji i nawet ogólnopolskich sesji na­ ukowych. Najważniejsza z nich sięgnęła tematu kluczowego dla moralnego samopo­ czucia nie tylko Kuźniczan: stosunku polskiej lewicy do sprawy niepodległości Polski w różnych okresach XX wieku. Wśród referentów znaleźli się czołowi polscy history­ cy, wśród nich Czesław Madajczyk, Krzysztof Dunin-Wąsowicz, Marian Drozdowski, Eugeniusz Duraczyński, Tomasz Nałęcz, Stanisław Ciesielski, Wiesław Ładyka, An­ drzej Werblan czy Marian Stępień. Ale biednego stowarzyszenia nie stać było na książ­ kowe wydanie znakomitego dorobku sesji, ani na znalezienie po temu sponsora.

W tych działaniach towarzyszyłem Hieronimowi Kubiakowi - jako wybrany w roku 1988 i w następnych niemal 20 latach na wiceprezesa, a czasami i prezesa „Kuźnicy”.

A kiedy lewica doszła w wyniku wyborów roku 1993 do władzy, a jej kandydat - Andrzej Urbańczyk został posłem na Sejm RP, Hieronim Kubiak oddał ster rozwijającej skrzydła „Kuźnicy” Urbańczykowi właśnie. Potem nastąpił piękny okres prezesury „Kuźnicy” pełnionej przez posła na Sejm, a przez kilka lat i wicepremiera Jerzego Hausnera. Ale w tych latach pewnej euforii głos „Kuźnicy”, w tym i głos Kubiaka, brzmiał jak gorzka przestroga dla rządzącej lewicy politycznej, zapominającej o moral­ nych wartościach.

W tym też czasie „Kuźnica” uznała, że jej zadaniem jest sprzeciwienie się coraz wyraźniejszemu psuciu obyczajów i kultury w życiu publicznym i aktywne szerzenie szacunku dla wiedzy i przyzwoitości. Świadczą o tym piękne postacie życia umysło­ wego i kultury polskiej, którym „Kuźnica” przyznawała swe jedyne honorowe wyróż­

nienie - Kowadła, wydawanie „Biblioteki Kuźnicy” i starającego się utrzymać najwyż­ szy poziom, a cierpiącego na chroniczny brak finansów, „nieregularnego kwartalnika” „Zdania”. W „Bibliotece Kuźnicy” wśród ważnych książek takich myślicieli, jak An­ drzej Walicki, Karol Modzelewski, Bronisław Łagowski czy Jerzy Hausner znalazła się duża publikacja Hieronima Kubiaka pt. U progu ery postwestfalskiej. Szkice z teorii

narodu.

I kiedy znów przyszły czasy frustracji lewicowego elektoratu i upadku lewicowego rządu, „Kuźnica” pozbawiona splendoru sumienia władzy (niechętnie słuchanego, ale przecież sumienia) przeżywa ciężki okres zupełnego odcięcia od mediów i możliwości publicznego zabierania głosu, jej członkowie widzą w przywództwie prof. Hieronima Kubiaka, ponownie od 2008 roku prezesa „Kuźnicy”, swoją nadzieję na trzecią mło­ dość, na rozwój wiecznie zielonego drzewa szlachetnych i rozsądnych idei i działań.

Hieronim

Nie pamiętam dokładnie, kiedy i w jakich okolicznościach się poznaliśmy, ale musiało to być około połowy lat 60. Rozpoczynałem wtedy studia w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie oraz działalność społeczną w Zrzeszeniu Studentów Polskich. Hieronim już wówczas był w tym środowisku postacią owianą legendą. Mówiono o nim z nabożeństwem: jako wybitnym szefie krakowskiego ZSP w czasach dobrze wspominanego w Krakowie sekretarza Lucjana Motyki, ponadto wspaniałym koledze, osobie o szerokich horyzontach, nadzwyczaj dobrze zapowiadającym się mło­ dym socjologu. Bywał często zapraszany przez kierownicze gremia Zrzeszenia na wsze­ lakiego rodzaju dyskusje, służył swą światłą radą. Niewątpliwie zetknęliśmy się na którymś z takich spotkań.

Najbardziej utkwiły mi wszakże w pamięci wydarzenia ważne i dramatyczne. Po pierwsze - protesty studenckie w marcu 1968 roku. Wystąpienia Hieronima Kubiaka na wiecach studenckich odbiły się szerokim echem w całym środowisku akademic­ kim. Komentowano ich odwagę, skierowaną przeciwko siłowym i autorytarnym meto­ dom „rozwiązywania” konfliktów społecznych. Wiedziano powszechnie, iż te wystą­ pienia spotkały się z bardzo negatywnym przyjęciem ówczesnych władz politycznych, z osławionym Czesławem Domagałą, uosobieniem partyjnego betonu, na czele. Hiero­ nim Kubiak jawił się w tych dniach jako człowiek Października 1956 roku, orędownik demokratycznych przemian w życiu kraju, partyjny „rewizjonista”.

Taki właśnie klimat panował wówczas w krakowskim Zrzeszeniu, wbrew jakim­ kolwiek taktycznym deklaracjom wynikającym z presji partyjnych władz. A była ona ogromna. ZSP znalazło się w ogniu krytyki partyjnej (ochoczo podjętej przez „bratni” ZMS, prawe ramię PZPR w uczelniach) jako organizacja „chwiejna” i „nielojalna” wobec ludowej władzy. Nie podobał się szczególnie nasz demokratyczny statut, kłuła w oczy zasada kadencyjności władz, przede wszystkim jednak - atmosfera swobodnej, ni­

W dokumencie Zrozumieć współczesność (Stron 27-41)