• Nie Znaleziono Wyników

Janusowy bóg – dwa oblicza rynku

2. Ład, kapitał i etyka, czyli rozważania o społecznych aspektach rynku

2.2. Janusowy bóg – dwa oblicza rynku

Zwolennicy rynku uważają, iż tworzy on dynamiczne społeczeństwo konsumentów cieszących się wolnym wyborem i dobrobytem. Przeciwnicy podkreślają natomiast, iż jego produktem jest społeczeństwo nierówności, w ramach którego relacje społeczne podlegają urynkowieniu. Podnoszone przez obie strony właściwości rynku, stając się osią dyskusji, pokazują, iż rynek jako porządek społeczny jest koncepcją wiążącą się z rozmaitością sposobów definiowania obowiązujących w jego ramach wartości i norm. Wolny rynek oznacza niewątpliwie obfitość wyboru. Codziennie wymaga od nas kształtowania własnych ekonomicznych, estetycznych i moralnych sądów i umożliwia kierowanie się nimi. W tym sensie rynek stanowi konstrukcję głęboko demokratyczną. Nabywanie dóbr każdorazowo jest głosem oddanym na jedną rzecz i odrzuceniem in-nej. Jednak ze względu na tę obfitość relacje między ludźmi ulegają zaburzeniu i tracą na znaczeniu na rzecz relacji między rzeczami, które zaczynają zyskiwać własne ży-cie, kształtując nasze. Ta koncentracja na towarach zaciemnia prawdziwe społeczne relacje, które doprowadziły do ich wyprodukowania. Obfitość przestaje być odpowie-dzią na rzeczywiste zapotrzebowanie.

Idea rynku jako formy porządku społecznego zawiera w sobie mechanizm podpo-rządkowania interesów producentów interesom konsumentów. Promuje konkurencyjną walkę, w której przedsiębiorstwa najlepiej odpowiadające na potrzeby konsumentów mogą się rozwijać, a firmy niebędące w stanie sprostać temu zadaniu prędzej czy póź-niej muszą zniknąć z rynku. Stosowanie mechanizmu cenowego ma na celu kontrolo-wanie tej sytuacji poprzez zachęcanie firm do produkowania dóbr i usług, na które ist-nieje rzeczywiste zapotrzebowanie ze strony konsumentów. Zgodnie z tym założeniem to konsument, a nie producent powinien być suwerenny. Praktyka działania rynku po-kazuje jednak, iż wzrost znaczenia ponadnarodowych korporacji podważa wiarę w możliwości konsumenta. Suwerenność konsumencka staje się przez to formą legi-tymizacji systemu, a nie zasadą jego funkcjonowania. Pociąga to za sobą manipulację zapotrzebowaniem konsumenckim i wytwarzanie tego, co Herbert Marcuse7 określił jako fałszywe potrzeby. Wolny rynek zaczyna w ramach systemu kapitalistycznego,

oferować recepty na prawdziwe problemy, które sam stwarza8.

7 Por. H. Marcuse, Człowiek jednowymiarowy badania nad ideologią rozwiniętego społeczeństwa

przemysłowego, PWN, Warszawa 1991.

Niewątpliwie wolny rynek, bardziej niż jakikolwiek inny system społeczny, przy-czynił się do zapewnienia większej liczbie ludzi więcej materialnego dobrobytu. Jego uczestnicy i zwolennicy przyznają wszak, iż w nieunikniony sposób prowadzi do po-wstania społecznych nierówności. Nie rozważają jednak tego w kategoriach problemu, lecz definiują w formie naturalnego następstwa sukcesu, który przyczynił się do pod-niesienia standardów życia do poziomu niewyobrażalnego nawet stulecie temu. Wolny rynek potrzebuje masowego społeczeństwa konsumentów, ponieważ tylko dzięki nie-mu może być definiowany w kategoriach porządku społecznego. W jego ramach rów-ność szans wydaje się być zgodna z jego ideą. Stanowi ona warunki rynkowych ope-racji. Równość w tym rozumieniu nie stanowi zagrożenia, gdyż powinna być wyrazem wolności, konsumenckiej suwerenności. Krytycy wolnego rynku argumentują jednak, iż społecznych konsekwencji nierówności nie sposób w ten sposób pominąć. Wolne rynki są bowiem przyczyną ekstremalnych zjawisk w postaci biedy i bogactwa. Nawet jeśli większości ludzi wiedzie się lepiej, to rażące różnice w zasobach materialnych – widoczne chociażby w rosnącej polaryzacji społecznej – niosą negatywne konsekwen-cje dla społeczeństwa jako całości. Wykluczeniu tych, którzy nie są w stanie z racji niewystarczających zasobów, pełnoprawnie uczestniczyć w rynku, towarzyszy dobro-wolne wykluczanie się najbogatszych. Uciekając do zamożnych okolic, strzeżonych wspólnot, korzystając z prywatnej edukacji i służby zdrowia, przesuwają się poza gra-nice rynku definiowanego w kategoriach już nie tylko porządku społecznego, ale i swoistej wspólnoty, która się z nim wiąże. Ta tendencja do zamykania się we wła-snych indywidualnych światach – ucieczka w prywatność – stanowi przejaw procesów obecnych w całej kulturze zachodu. Jednostce wolnej i odpowiedzialnej za swój los zaczyna towarzyszyć poczucie wyobcowania. Atrofia zrzeszeń zakładanych dla reali-zacji wspólnych interesów czy nawet tylko pragnień prowadzi do rozluźnienia więzi między ludźmi.

Pod koniec XVIII w. Adam Smith i Adam Ferguson sformułowali ideę niezamie-rzonych konsekwencji działań jednostek9. Według niej ludzie w społeczeństwie działa-ją z pobudek egoistycznych, ale następstwem tych działań jest zbiorowa pomyślność. Upowszechnienie tego przekonania, przez dwa stulecia od jego ogłoszenia, przyczyni-ło się do realizacji zarówno indywidualnych aspiracji, jak i szybkiego wzrostu ekono-micznego. Dzisiaj jednak, jak się wydaje, w całej złożoności objawiają się w życiu społecznym negatywne skutki indywidualizmu. Z socjologicznego punktu widzenia odwrotną stroną racjonalnych decyzji i podmiotowej wolności jednostek jest osłabie-nie – istotnego dla równowagi społecznej – ładu normatywnego. Nie zawsze bowiem konsekwencje egoistycznych działań ludzi prowadzą do społecznej pomyślności. Jak słusznie zauważył Daniel Bell, w przeszłości zmysł pracowitości i oszczędności w po-łączeniu z dyscypliną moralną przyczyniał się do wzrosty zasobności społeczeństw.

9 Por. H. Turner, Struktura teorii socjologicznej, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006, s. 478–479.

Dzisiaj jednak zwiększająca się zasobność zaczyna prowadzić do upadku dyscypliny moralnej10.

Niezależnie od społecznych konsekwencji rynek nadal stanowi królestwo innowa-cji. Ich efektem są jednak nie tylko nowe produkty, ale też związane z tymi produkta-mi nowe usługi, nowe sposoby ich dostarczania i nowe formy organizacji. Przedsię-biorcy podejmujący ryzyko, wprowadzając na rynek innowacyjne dobra i usługi, są za ten wysiłek wynagradzani. Bierność karana jest porzuceniem przez klientów. Pracow-nicy i związki zawodowe, opierając się zmianie technologicznej, orientują się w pew-nym momencie, iż są pomijani, odsuwani na lub poza granice obszaru wolnego rynku. Jeżeli jednak, zgodnie z logiką rynkową, to konsumenci są źródłem dochodów, a pra-cownicy stanowią w tym układzie element kalkulacji kosztów, to innowacje i konku-rencyjna walka prowadzą do poświęcenia dobrobytu pracowników na rzecz dobrobytu konsumentów. Jednak z uwagi na to, iż większość ludzi jest jednocześnie producenta-mi i konsumentaproducenta-mi, to owo pierwszeństwo konsumpcji przed produkcją ma niedwu-znacznie łagodniejszy wpływ. Nie jest jednak prostą przeciwnością, grą o sumie zerowej. Rzeczywistą ceną ponoszoną przez uczestników rynkowego porządku spo-łecznego jest bowiem dehumanizacja międzyludzkich stosunków. Więzi zasobów za-czynają dominować nad związkami społecznymi. Jednostkowa zdolność płacenia, a nie potrzeba, staje się tym, co determinuje jakość otrzymywanych produktów i usług. Barry Smart, wypowiadając się w imieniu krytyków rynku, zauważa, że kolo-nizacja kolejnych obszarów życia społecznego przez bezosobowe relacje wymiany rynkowej przyczyniła się w wielkim stopniu do wzrostu obojętności oraz etycznej

po-gardy okazywanej innym we współczesnym społeczeństwie11.

Rynek, by istnieć, potrzebuje określonych swobód, w tym swobód zawierania umów i wolnego przepływu pracy. Rynki zachęcają ludzi do niezależności, przedsię-biorczości i polegania na sobie. Są mechanizmem budującym charakter tak definiowa-nego porządku społeczdefiniowa-nego. Nie mogą jednak funkcjonować właściwie, jeśli zabrania-ją swoim podmiotom swobodnego przemieszczania się lub ograniczazabrania-ją swoim uczestnikom dostęp do rozmaitych form zatrudnienia. Rynek jest bowiem niekompa-tybilny z ograniczeniami narzucanymi przez państwo. Znosi pewne nieistotne dla nie-go różnice, wytwarzając nowe. W społeczeństwach rynkowych pojawia się tendencja do kolonizowania przez rynek wszystkich relacji społecznych. Relacje typowe dla rynku zaczynają obowiązywać poza nim. Dzisiaj nawet społeczeństwo jako całość można rozpatrywać w kategoriach megarynku. Obok rynku dóbr i usług tworzą się bowiem rynki światopoglądów, idei, dóbr kultury czy rynki matrymonialne ze wszel-kimi konsekwencjami wtargnięcia racjonalności rynkowej do odległych sfer gospo-

10 Por. D. Bell, Kulturowe sprzeczności kapitalizmu, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1994, s. 118–121.

11 B. Smart, Economy, Culture and Society, Open University Press, Buckingham, Philadelphia 2003, s. 84.

darki. Jednostka, funkcjonując w społeczeństwie, może wybierać obywatelstwo, przy-należności religijną czy orientację kulinarną. Język rynku zastępuje tradycyjne formy porozumiewania się między ludźmi. Wolny wybór jednostki oznacza wybór konsu-menta. W tej perspektywie rynek składa się z systemu instytucji społecznych opartych na normach i wartościach pewnej kultury wraz z ich odmiennymi interesami i dąże-niami. Istniejący rynek jest zatem rzeczywiście wyrazem pewnego porządku społecz-nego ze wszystkimi konsekwencjami tego stanu.

2.3. Etyczne podstawy społeczeństwa rynkowego