• Nie Znaleziono Wyników

Kryzys generacyjny i klasowy

W dokumencie Piotr Kowzan DŁUG (Stron 160-166)

Islandczycy zwykli ignorować klasowy podział swojego społeczeństwa. Deklarując równość, robili to wręcz po Rancièrowsku, czyli ignorowali różnice, będąc ich świadomymi (Rancière, 2012). Badania przeprowadzone po załamaniu finansowym pokazują, że Islandczycy zdawali sobie sprawę z istniejących różnic klasowych (Oddsson, 2010). Problem zadłużenia dużo trudniej było uczynić społecznym, zanim stał się problemem szeroko rozumianej klasy średniej.

Czynnikiem sprawczym był nie tyle stan posiadania czy wysokość dochodów, bo te nagle i znacząco skurczyły się, ale możliwość mobilizacji mediów w swojej sprawie oraz dominacji klasy średniej w sferze kultury, czyli wpisania tej kwestii w sieć innych, uznanych już problemów. Żadne z dotkniętych kryzysem ekonomicznym państw nie było przygotowane, żeby pomóc nowym biednym, tzw. nouveau poor, ponieważ do czasu kryzysu ubóstwo nie dotykało klasy średniej na masową skalę (Kaika, 2012; Kowzan, 2010). Tak wyglądało to, w opinii jednego z rozmówców, na Islandii:

Mi5: Jest znacznie więcej sytuacji, gdzie nie ma żadnego wyjścia. Jedyne rozwiązanie jest takie, że trzeba przestać płacić. Ale dawniej, zawsze mogliśmy znaleźć jakieś rozwiązanie, że wystarczyło zmienić trochę tu, trochę tam i mamy ścieżkę wyjścia. Pojawiła się nowa grupa ludzi, którzy są zadłużeni, a nie było jej wcześniej, ponieważ wcześniej moimi klientami byli ludzie bez wykształcenia albo ludzie z niskimi dochodami. Ale teraz to ludzie często bardzo dobrze wykształceni, ale niemogący znaleźć pracy. To jest nowy rodzaj ludzi przychodzących z problemami teraz.

Wynika z tego, że o pomoc w trakcie kryzysu zaczęli zgłaszać się nowi biedni, którym nie sposób było pomóc, wyszukując słabości w pozycji wierzycieli – to w istocie oznacza fraza „zmienić trochę tu, trochę tam” (Mi5) – i negocjując zmniejszenie zadłużenia, ponieważ różnego typu furtki wykształceni zadłużeni byli w stanie już wcześniej wykorzystać.

Za to najmniej licznie obecnymi wśród zadłużonych były, według rozmówców, osoby starsze – pracujące i „rozsądne”:

Mi3: Mamy [w społeczeństwie] wiele osób w starszym wieku, które pracowały przez całe swoje życie, były rozsądne i po prostu spłaciły swoje kredyty mieszkaniowe. I wiele osób z tej grupy wiekowej ma domy wolne od zadłużenia. […] Ale większość osób w naszym wieku i ludzi, którzy kończą szkołę, którzy kupują swoją pierwszą nieruchomość i są początkujące na rynku pracy, to jest największa grupa, która ma prawdziwe problemy. No i oczywiście starsi ludzie, którzy mieli niskie dochody przez całe życie i wciąż spłacają swoje mieszkania. Teraz tracą pracę i nie stać ich na jedzenie. To duża, bardzo duża grupa ludzi, którzy zostali dotknięci bardzo mocno.

To, że wiele osób starszych wyszło z kryzysu bez długów nie znaczy, że wcale nie ponieśli strat.

Z powodu kryzysu wiele osób straciło swoje oszczędności z lokat bankowych lub z inwestycji w tzw. papiery wartościowe. Istotne pozostaje jednak napięcie międzypokoleniowe, jakie wytworzył kryzys. Różnica w statusie osób starszych stała się na tyle duża, że niektórzy rozmówcy opisywali relacje międzypokoleniowe w kategoriach antagonizmu:

Mi7: Byli ludzie z pokolenia wyżu demograficznego. To ludzie, którzy dzisiaj mają około 60 lat. To oni są ludźmi, którzy rządzą krajem dzisiaj. Kiedy oni byli studentami, wzięli kredyty studenckie, mieszkaniowe, a inflacja była taka, że nigdy niczego nie musieli spłacać. Inflacja po prostu to zjadła. A później to oni ustanowili zasady dla kolejnego pokolenia, które naprawdę ma kłopot, próbując dać sobie radę z tym wszystkim:

wysokimi kredytami, wysokimi odsetkami i innymi trudnościami.

Rozmówca zwraca uwagę, że sposób organizacji spłaty kredytów bankowych, uznawany w czasie kryzysu za opresyjny, nie wziął się znikąd. Konkretni ludzie stali za zmianami, które uczyniły kredyty zaciągane na Islandii trudnymi do spłacenia. To w odpowiedzi na regulacje nadmiernie chroniące wierzycieli przed pomniejszającą długi inflacją, bankierzy wymyślili kredyty w walutach obcych, lecz rozwiązanie to jest odpowiednie, gdy waluta kraju, w której osiąga się dochody nie traci na wartości. Żaden z moich rozmówców nie posuwał się do artykułowania tego międzypokoleniowego antagonizmu w sposób tak krytyczny, jak to bywa w USA, gdzie zarzuca się elitom pokolenia wyżu demograficznego celowe zamknięcie dróg awansu społecznego po to, by zabezpieczyć przekazywanie swojej pozycji społecznej dzieciom (por. Marche, 2012). Bariery wejścia na uniwersytety oraz dołączenia do grupy właścicieli nieruchomości zostały podniesione tak, żeby ich przekroczenie możliwe było tylko dla osób otrzymujących wsparcie od rodziców, czyli elit pokolenia „baby boomu”. Na kopiującej neoliberalne rozwiązania Islandii takich motywacji raczej nie było, stąd poparcie elit dla „inżynierii finansowej”, tzn. dla kredytów walutowych, bo to one przez długi czas pozwalały ominąć ograniczenia dla powszechnej emancypacji. Zepsucie się tego wyrównującego szanse mechanizmu, tj. kredytów walutowych, spowodowało odsłonięcie się pobojowiska walk klasowych, w których egalitarnie nastawione społeczeństwo islandzkie nigdy nie chciało brać udziału (tzn. mimo dostrzegania różnic klasowych nie uformowała się tam świadomość klasowa, (Oddsson, 2010).

Podczas gdy islandzkie społeczeństwo usiłowało złagodzić ujawnione podziały społeczne poprzez liberalizację prawa tak, by w większym niż poprzednio stopniu chroniło zadłużonych, to z niedowierzaniem przyglądali się tym zabiegom migranci. Na ogół ich spojrzenie na problemy dłużników nie było osadzone w konkretnej sytuacji społecznej, lecz patrzyli na nie z perspektywy bardziej uniwersalnej, co zdeterminowane było nieuchronnymi porównaniami z sytuacją zadłużonych w kraju pochodzenia i z wartościami, w jakich byli wychowywani. Tak było

w poniższym przypadku:

Km6: Nie lubię mięć długów, bardzo mnie to stresuje. Nie jestem osobą, która... wiesz, po tym kryzysie było wiele osób, które [mówiły]: 'Okej, przepraszamy, nie możemy zapłacić za to mieszkanie' i po prostu oddawały klucze i wyjeżdżały z kraju.

P.K.: Zauważyłaś to?

Km6: Znam osobiście dwoje ludzi, którzy tak zrobili. Nie mogli płacić i po prostu wyjechali. Wyjechali, a potem był... nie wiedziałam, jak działa system na Islandii.

Słyszałam, że jak nie możesz płacić, to bankrutujesz jako osoba [upadłość konsumencka].

A potem przez okres czterech lat nie możesz dostać kredytu. Ale po tych czterech latach jest jak gdyby okej, czysta karta. Możesz zacząć od nowa.

Sam zapis treści wypowiedzi nie do końca oddaje niedowierzanie, z jakim rozmówczyni opowiada o zaobserwowanych zwyczajach. Można też przyjąć, że migracja jest jednym z bardziej widocznych skutków indywidualnego zmagania się z długami, ponieważ zadłużony człowiek był w danym miejscu i dość nagle go nie ma. Nie mamy wglądu w szczegóły sytuacji znikającej w ten sposób osoby. Wyjazd utożsamiany jest z pewnego rodzaju komfortem, jednak mimo powszechności zadłużenia oraz innych niedogodności związanych z kryzysem finansowym, niewielki procent populacji decyduje się na takie rozwiązanie nawet w czasie kryzysu (Júlíusdóttir, Skaptadóttir, Karlsdóttir, 2013; Wojtyńska, Zielińska, 2010)

Napięcia i podziały społeczne, które ujawnił kryzys finansowy, powodują, że to, co dla jednych grup zadłużonych postrzegane będzie jako słusznie zaordynowana pomoc społeczeństwa, przez inne grupy postrzegane prawdopodobnie będzie jako nadużycie władzy przez ludzi i tak już uprzywilejowanych.

Powrót do...

Kryzys finansowy okazał się wydarzeniem nie tylko zmieniającym świadomość mieszkańców Islandii, ale po prostu wydarzeniem uświadamiającym złożoność tak samego społeczeństwa, jak i systemów, z jakimi wyspa jest połączona za pośrednictwem finansów. Czas prosperity, w ciągu około 10 lat trwania, znacząco odmienił stolicę, nie tylko architektonicznie:

Mm14: Wtedy [w latach 1990-tych] w Reykjaviku o 21:00 było pusto na ulicach.

W poniedziałek, wtorek, środę, nie było nikogo. Było po prostu ciemno i pusto. To było niesamowite […], ale wiadomo, że jak się pojedzie za centrum to jest głusza.

Miarą postępu cywilizacyjnego, przynajmniej w oczach przywykłego do miast kontynentalnej Europy rozmówcy, stało się światło, tłum ludzi i hałas. To wyznaczniki centrum, w przeciwieństwie do „ciemno i pusto”, „głusza”, które stały się otoczeniem stolicy. To, że

poszczególni ludzie, a także ruchy społeczne deklarują powrót do tradycyjnego pluralizmu wartości (w przeciwieństwie do jednej wartości – wymiennej wartości pieniężnej), nie znaczy, że ktokolwiek chciałby powrotu do czasów powszechnie kojarzonych z biedą. Poza dawną biedą, także kryzys stał się traumą, której powtórzenia nikt nie chce, więc nawet gdy wiele wskazuje na wymarzony powrót do normalności, to patrzy się na tę normalność z perspektywy wydarzenia.

Spójrzmy na taką wypowiedź:

Mm16: Jeśli chodzi o ludzi, to na Islandii na przykład skutki [kryzysu] trwały krótko, czyli ludzie mniej wydawali. Teraz już wydają znowu normalnie, tak jakby było przed kryzysem. Z tego co widać. Wszystko wraca do normy. Dalej żyją na kredyt, na kartę, na kartę wszystko.

P.K.: No właśnie, czy mają możliwość „nieżycia”? W sensie: czy mają możliwość innego życia w ogóle?

Mm16: Pewnie, że mają możliwość innego życia. Każdy ma. Tylko w momencie, kiedy wszystko wraca do normy, powiedzmy, to oni znowu czują się bezpieczni.

P.K.: Gorzej już nie będzie?

Mm16: Gorzej już nie będzie. A na przykład ja jestem tego świadom, że wszystko może wrócić i może być jeszcze gorzej. Dlatego ja chcę to spłacić jak najszybciej. Dlatego ten kredyt na moje osobiste życie ma taki wpływ.

Ten fragment wiele mówi o sytuacji wychodzenia z kryzysu, ponieważ rozmówca wnioskuje o życiu wewnętrznym innych ludzi na podstawie tego, co widzialne (normalny poziom konsumpcji). Natomiast kiedy mówi o swoim zmienionym nastawieniu do życia z długiem, to przedstawia je jako kwestię samej tylko świadomości. Takie ujęcie jest prawdopodobnie w dużej mierze wynikiem społecznej izolacji nieznających wystarczająco języka islandzkiego migrantów (zob. Ólafs, Zielińska, 2010). Jeżeli jednak uznać doświadczenie rozmówcy za powszechne, to kryzys finansowy przypominać zaczyna duchową rewolucję, podczas której zmieniło się wszystko (co wewnętrzne), choć nie zmieniło się nic (co zewnętrzne). Pozostaje pytanie, jak żyć ze świadomością wpisanych w kapitalizm nieuchronnych katastrof. Okazuje się, że poza odpowiedzią „jak najszybciej”, która związana jest ze spłatą groźnych zobowiązań, istnieje także ścieżka ignorancji, czyli świadomego i racjonalnego odrzucenia możliwości występowania kryzysów:

P.K.: Jak ktokolwiek może brać kredyty na 20 lat, skoro sytuacja jest całkowicie nieprzewidywalna? Jakichkolwiek narzędzi użyłoby się do przewidywania. Jest to nawet sprzeczne z ideologią [wolnego rynku].

Mi9: Rozumiem. Myślę, że to ciekawe podejście. Ale nie jestem tylko pewien, jak bardzo całkowicie jest to nieprzewidywalne. Czy całkowicie? Nie jestem pewien, czy mądrość, jaką daje wiedza o tym [jest równoznaczna] z braniem tego pod uwagę. Bo moglibyśmy funkcjonować jak szaleńcy, jak paranoicy wciąż myślący o tym, co może się wydarzyć. To

oczywiście nie byłoby dobre […] Dlatego sytuacja na Islandii teraz i w krajach komunistycznych wtedy, gdy upadały jest podobna, ale jest zbyt wyjątkowa.

Między paranoją a ignorancją istnieje całe spektrum możliwych podejść do sytuacji mierzenia się ze świadomością możliwej katastrofy, więc tworzenie przez rozmówcę takich wyostrzonych opozycji może być odebrane jako zabieg czysto retoryczny, użyty w celu deprecjonowania wszelkich innych niż własne stanowisk. Podchodząc do kwestii oceny ryzyka paranoicznie, a to podejście można utożsamiać z naukowym (Sedgwick, 2014), należałoby uwzględnić prawdopodobieństwo wystąpienia danego typu wydarzeń. Podmiot dążyłby do przewidzenia i wyeliminowania możliwości nieprzyjemnych niespodzianek w trakcie trwania relacji z bankiem. Jeżeli ktoś był podejrzliwy przed kryzysem, to po tym wydarzeniu zapewne znacząco umocnił się w swoich przekonaniach. Interesujące jest to, że wydarzenie o tak doniosłym historycznie znaczeniu musi – zdaniem przywołanego we fragmencie rozmówcy – zostać wyeliminowane z pola analiz dotyczących kształtu przyszłego życia. Czyli: rozmówca akceptuje kryzys jako coś znaczącego, może nawet mniej go ten kryzys zaskoczył niż innych, bo on akceptuje to, że wydarzenia wyjątkowe miewają miejsce. Ale jest przeciwnikiem zamieniania kryzysu w wydarzenie w sensie nadanym mu przez Badiou, czyli w sensie akcentującym przenoszenie przez ludzi prawdy o wydarzeniu w przyszłość. Wydaje się więc, że efekt rozumowania rozmówcy jest taki, że wydarzenia wyjątkowe (w teraźniejszości) tworzą historię (czyli przeszłość), ale nie tworzą przyszłości codziennego życia. W tym modelu przyszłość wydaje się znana, ponieważ będzie ekstrapolacją regularnej codzienności. Natomiast nieznana jest przeszłość, ponieważ to, co przejdzie do historii, to wydarzenia wyjątkowe, rzadkie i nieprzewidywalne. Myślenie przyjmujące, że człowiek ma wpływ na tworzenie regularności, czyli na trendy w swoim życiu, a nie ma wpływu na pojawianie się znaczących wydarzeń, przeczy teoriom socjologicznym, w szczególności teoriom kapitałów oraz habitusu, które na ogół przyjmują, że jest odwrotnie i to podczas wydarzeń ludzie mają wpływ na kształt świata, natomiast bez nich ich pozycja jest w większej mierze zdeterminowana choćby pochodzeniem klasowym. Przyjęcie przez rozmówcę odwrotnych założeń powoduje, że korzystanie z usług bankowych po kryzysie może nie wywoływać dysonansu poznawczego.

Poszczególne osoby mogą różnie sobie radzić z wszechobecnym kryzysem finansowym oraz z własną sytuacją finansową, ale ciekawe jest też, jakie są skumulowane efekty tych indywidualnych wysiłków. A tego dowiedzieć można się przez wgląd w pracę tradycyjnych instytucji, tj. szpitali na Islandii. Przy tym warto pamiętać, że – z uwagi na uniwersalne umiejętności pracowników służby zdrowia – jest to sektor wrażliwy na zmiany warunków pracy.

W 2010 roku 2/3 lekarzy rozważało wyjazd z Islandii (Solberg, Tómasson, Aasland, Tyssen, 2013), a wielu z nich podjęło się tego w czasie kryzysu (Kerul, 2012). Opowiada o tym lekarz:

Mi9: Teraz jest dość depresyjnie na Islandii z powodu kryzysu. Ludzie są zwalniani, tak jak w mojej pracy w szpitalu, lub muszą więcej pracować. Cała atmosfera jest dużo gorsza niż była przedtem. Nawet w tak nietypowym przypadku jak mój, gdy podczas kryzysu sytuacja finansowa poprawia się, trudniej żyje się tu na Islandii. Potrafię wyobrazić sobie ludzi, którzy są naprawdę w złej sytuacji, bo tracą pracę i wszystko. Ale z socjologicznego punktu widzenia jest bardzo interesująco. Weźmy ideę spójności społecznej Durkheima.

Tuż po kryzysie ludzie mówili, że będzie więcej samobójstw i więcej zachorowań, takich ogólnych problemów indywidualnych. Te oczekiwania nie ziściły się. W rzeczywistości samobójstwa stały się mniej częste w miesiącu, który nastąpił po wybuchu kryzysu w stosunku do miesiąca poprzedniego i w stosunku do tego, co zwykle. Myślę, że tak się stało, bo w obliczu niedoli ludzie stają się bardziej zwarci, więc czują się lepiej, walcząc razem i razem odczuwając gniew. Ale teraz to się rozpada. Teraz mamy pokój. Teraz nie wiem nic o skali samobójstw [badania potwierdzają, że Islandia nie doświadczyła problemów w tym zakresie (Karanikolos et al., 2013)], ale wiem, że na oddziale psychiatrycznym jest dużo więcej wizyt, a ich ilość rośnie.

Nagromadzenie gniewu i skierowanie go w przeprowadzenie tzw. rewolucji garnków i patelni (Hardarson, Kristinsson, 2010) powodowało, że wszyscy byli potrzebni, bo duże liczby robią wrażenie (Giugni, McAdam, Tilly, 1999). Masy ludzi na placach i na ulicach próbowały udowodnić, że ich żądania są żądaniami prawie wszystkich obywateli (tzn. wszystkich, oprócz konkretnej grupy tych, przeciwko którym odbywały się protesty), że są demokratyczne, więc liczył się każdy. Poza tym, długotrwałe okupacje miejsc publicznych, szczególnie w srogim islandzkim klimacie, powodują, że ludzie troszczą się o siebie wzajemnie, choćby przygotowując dla innych posiłki. W języku antropologii protestujących chroniło przed nowo-narzuconymi ciężarami długów to, że byli wówczas w stanie „communitas”, czyli poczucia równości i wolności od zwyczajnych ograniczeń (Mendel, Szkudlarek, 2013). Dopiero gdy gniew przestał narastać, a zaczął być kanalizowany w różnych długotrwałych procedurach (wyborczych, referendalnych, legislacyjnych itp.), niektórzy pozostawieni sobie ludzie (którym dano pokój i którzy dali pokój) zaczęli odnajdywać się w nowej sytuacji jako ludzie przegrani, o których Sloterdijk pisze, że

„napotykamy [ich] w pół drogi między wczorajszymi wyzyskiwanymi a dzisiejszymi i jutrzejszymi zbędnymi” (Sloterdijk, 2011, s.49). W krajach, w których gniew stale gromadzi się, problemem byłaby zapewne rosnąca liczba osób gotowych do przemocy, a na Islandii problemem, któremu od początku zdecydowano się przeciwdziałać, stały się samobójstwa.

Zdaniem niektórych migrantów Islandczycy byli kulturowo przystosowani, by przeciwdziałać tej formie izolacji. Tak o powodach tego, że za bardzo nie przejmuje się swoimi długami opowiada jeden z nich:

Mm15: Taki luz. Dlatego człowiek się nie przejmuje. Wtedy gdy kryzys nastał, to była duża

groźba samobójstw. I nawet w każdym szpitalu powstawały oddziały z psychologami, którzy za darmo przyjmowali ludzi […], co stracili duże pieniądze, na przykład, urosły im długi. Żeby porozmawiać, żeby się nie przejmowali. Że jednak będzie dobrze. Oni tak zawsze poklepują się po ramieniu: 'Zawsze będzie dobrze'. Dlatego nie ma co się przejmować.

Okazuje się, że ludzi w finansowych tarapatach podtrzymywać na duchu może drobny i powszechny gest poklepywania po plecach i jeszcze bardziej powszechnie wypowiadane zdanie-zaklęcie „Wszystko będzie dobrze” (isl. þetta reddast), do którego nawiązywałem już wcześniej.

Jednocześnie, co wydaje się dziwne, o takim wsparciu społecznym nie słychać w innych wywiadach z Islandczykami. Być może dlatego, że dla Islandczyków było ono oczywiste i dlatego niewystarczające. A dla migrantów ono oczywiste nie było, choć pewnie pojawienie się takich doświadczeń zależy od znajomości języka i poziomu uspołecznienia danej osoby. Wypowiedź ta jest symptomatyczna dla myślenia o kryzysie także pod innym względem – zbiera wszystkich poszkodowanych w jedną, podobną sobie masę ludzi, „co stracili duże pieniądze, na przykład urosły im długi” (Mm15). Radzenie sobie z poczuciem straty (dużych pieniędzy) ma jednak inny charakter niż stygmatyzacja pojawiająca się wraz z długiem. W pierwszym przypadku upływ czasu raczej sprzyja odnajdywaniu się w nowej pozycji w świecie, podczas gdy w drugim – problemy z czasem narastają, choćby przez wzgląd na kumulowanie się negatywnych efektów etykietowania dłużników w dyskursie publicznym. Zamazywanie różnic indywidualnych skutków kryzysu w tym przypadku ściera się z ich eksponowaniem przez innych rozmówców.

W dokumencie Piotr Kowzan DŁUG (Stron 160-166)