• Nie Znaleziono Wyników

Mierzenie kryzysu

W dokumencie Piotr Kowzan DŁUG (Stron 132-138)

Po czym poznać, że jest lub był kryzys? Co, zdaniem rozmówców, jest miarą kryzysu? I jak dowiedzieli się, że jest kryzys? Być może wiele osób mieszkających w Polsce wskazywałoby na dyskursywny charakter tego zjawiska wraz z mediami jako podmiotem upowszechniającym samo słowo „kryzys” poprzez epatowanie nim w tytułach. Nawet jeżeli nie odbiega to zasadniczo od prawdy o sytuacji w Polsce, to ciekawe jest, że żaden z moich rozmówców na Islandii nie wskazywał mediów jako dominującego czynnika sprawczego. Problemem pozostaje ontologiczny

status tego zjawiska. Gdzie trzeba patrzeć, żeby zobaczyć, jak następuje przełom, zmiana społeczna i radykalne przeorientowanie życia, skoro – z punktu widzenia zewnętrznego obserwatora – życie codzienne na Islandii (mimo wszystkich różnic wynikających z położenia geograficznego) wygląda dość zwyczajnie?

Kryzys przede wszystkim miał dla wielu rozmówców wymiar osobisty, ponieważ rozchwiały się miary liczenia wartości ich zobowiązań:

Mi4: [K]iedy przyszedł kryzys, mieliśmy wtedy nasze kredyty w relacji do walut obcych.

I wartość waluty [tj. korony] spadła. A wtedy kredyty podwoiły się.

Ki4: Więcej niż podwoiły.

Mi4: Więcej niż podwoiły. A sedno w tym, że wszystkie uwarunkowania, które braliśmy pod uwagę, planując, zmieniły się.

Czasami trudno było stwierdzić, czy dla rozmówców kryzys trwał nadal czy była to tylko chwila:

Mi12: I potem, po kryzysie, to, co się stało z powodu naszego finansowania indeksowanego w walutach obcych [czyli którego aktualna wielkość zależała od wartości walut obcych], wartość długu więcej niż podwoiła się od czasu, gdy wzięliśmy kredyt.

Tu kryzys równoznaczny jest z tzw. krachem finansowym, czyli momentem, w którym wszystko się zmienia, a gospodarka upada. Wiele osób w Islandii przestało być w stanie obsługiwać swoje zadłużenie, czego przykładem jest sytuacja opisana krótko: „Myśmy nawet we dwójkę tyle nie zarabiali, ile musieliśmy spłacać” (Km13). Problemy ze spłatą zadłużenia nie są niczym nowym, także na Islandii (Garðarsdóttir, Dittmar, Jónsdóttir, 2007; Niemi-Kiesiläinen, Henrikson, 2005). Nowością było to, że ludzie nie mogli sprzedać swoich mieszkań i domów, żeby się ratować.

Ki4: W kryzysie, od półtora roku, rynek nieruchomości i ceny nieruchomości, tj. domów, spadły. I nie można nic sprzedać, choćby się chciało. Nawet jeśli po sprzedaniu wciąż będzie się dłużnym część jego wartości, może jedną dziesiątą lub coś koło tego. Nie możesz sprzedać, bo nic się nie sprzedaje. Jesteś przykuty...

Mi4: Nikt nie kupuje.

Ki4: Nikt nie kupuje, więc jesteś przykuty.

O zakupie nieruchomości do celów mieszkaniowych mówi się często jak o inwestycji prowadzonej przez zasobną korporację (Halawa, 2015). Inwestycja to wysyłanie zasobów w przyszłość (Davies, 2012). Nawet jeżeli te wysyłane w przyszłość zasoby zostały wcześniej pożyczone z banków, to sytuacja kryzysowa jest tym „czasem w przyszłości”, gdy zadłużeni chcieliby „wyjść z inwestycji”. Jak się okazało nie ma takiej przyszłości, kiedy można by wyjść.

Jeżeli nie ma jej natychmiast, gdy się tego potrzebuje, to tak, jak gdyby nie było jej wcale, bo wartość długów znacząco przekroczy wartość nieruchomości i wtedy nie wiadomo, po co wykonywać jakiekolwiek działania. Taka ekstremalna sytuacja tej akurat rozmówczyni kojarzyła się z „przykuciem” do miejsca, ponieważ traciła dla niej sens próba sprzedaży mieszkania, więc – w jej oglądzie świata – należało w nim trwać. Ta sama sytuacja innym zadłużonym kojarzyła się z uwolnieniem od miejsca i wszelkich zobowiązań, a znaczenie traciły także lata wysiłków związanych ze spłacaniem rat kredytu. Jednym z postulatów różnych ruchów społecznych starających się reprezentować osoby zadłużone było zablokowanie wzrostu długów ponad wartość nieruchomości. Bez tego, gdy minął czas koniecznego wyjścia z inwestycji, dłużnikom przestawało opłacać się spłacanie długów, bo te przerastały ich potencjał = nie mieli już więc nic do stracenia. Mówił o tym mój rozmówca, będący częścią ruchu społecznego

Mi11: Naszym czwartym celem czy żądaniem jest to, aby kredyty, jeżeli dochodzi do nieuiszczania należności, jeżeli musi dojść do przejęcia nieruchomości, to można wówczas zająć tylko nieruchomość, która była zabezpieczeniem kredytu. Ponieważ tak, jak to jest teraz, wiele kredytów przekracza wartość nieruchomości. Mówimy więc, że wierzyciel powinien móc zająć tylko samą nieruchomość i nic więcej.

Realizacja takiego postulatu oznaczałaby wzięcie odpowiedzialności wierzycieli za sytuację dłużników, a taki jest też kierunek zmian w Europie (EC, 2014). Z kolei amerykański ruch Occupy, który zasadniczo okazał się ruchem dłużników, jest dużo bardziej radykalny i domaga się zniesienia długów, a jego pokłosiem są oddolnie przeprowadzane abolicje (Ross, 2013).

Opisany przez rozmówców zastój na rynku nieruchomości, tak charakterystyczny dla kryzysów finansowych, nie dotyczył samych tylko nieruchomości. W podobnym tonie brzmi wypowiedź opisująca próby ratowania wymarzonego biznesu:

Km13: Mógł to ktoś uratować z dużym kapitałem. Ale nie ktoś, kto żyje na kredytach i próbuje po prostu... To znaczy, w zasadzie udało mi się w jakiś sposób trochę to odbudować. Już coraz więcej miałam klientów. Coraz więcej osób przychodziło, chwaliło.

Natomiast, no przyszedł kryzys i sprzedaż spadła o 80%. […] I nie działo się nic. Po prostu już nie miałam nawet na czynsz, żeby zapłacić czynsz.

Zdanie „I nie działo się nic” jest dość charakterystyczne dla wypowiedzi opisujących kryzys.

Mniej zdarzeń oznacza, że przynajmniej niektórym ludziom czas zaczął płynąć wtedy wolniej.

Upływał on, przynajmniej częściowo, na oczekiwaniu. W ten sposób z mających poczucie wpływu aktorów życia społecznego niektórzy dłużnicy przeistoczyli się w świadków tego, co się (nie)dzieje. Ważnym aspektem tego oczekiwania było spodziewanie się zwolnień z pracy. Szok, jakim w Islandii było bezrobocie, najlepiej tłumaczy fragment:

Mi3: Nigdy nie mieliśmy na Islandii, przenigdy nie widzieliśmy 10-procentowego

bezrobocia, tak jak widzimy teraz. Zwykle było tutaj w okolicach 1%. To było normalne.

Ale 10%...?!

Ki3: 1,2.

Mi3: Tak, między jeden a dwa. Nawet podczas ostatniego kryzysu, który miał miejsce w 1968 roku, kiedy upadło rybołówstwo śledzia, nie mieliśmy takiego [jak teraz]

bezrobocia. I prawdopodobnie nawet w latach 1940-tych, ponieważ wtedy mieliśmy żołnierzy brytyjskich, którzy tu przyjechali i mnóstwo było pracy od nich. Budowali lotniska i takie rzeczy. I wielu Islandczyków dostało przez to pracę. Co więcej, byliśmy wystarczająco daleko od kryzysu w 1929 roku, Wielkiego Kryzysu. Nie uderzyło to w Islandię tak, jak w inne kraje. Teraz więc widzimy z pewnością najgłębszy i najgorszy kryzys w historii Islandii.

Sama możliwość pozostania bez pracy była szokująca. Dlatego z jednej strony ludzie bali się, że zostaną zwolnieni, a z drugiej, wiele zadłużonych, lecz pracujących osób mówiło o sobie jako o „szczęściarzach” właśnie przez wzgląd na pracę.

Km6: Znam ludzi, którzy są w znacznie gorszej sytuacji. Po prostu uważam siebie za szczęściarę, bo mam stabilną pracę i mój mąż ma stabilną pracę. […] Kiedy nastąpiło pierwsze uderzenie kryzysu i pierwsze zwolnienia przyszły po trzech miesiącach, to wiele osób straciło pracę i znam jeden przypadek, gdy ojciec [rodziny] zabił się z tego powodu.

Zatrudnienie stało się niepewne. Nowe na Islandii ryzyko utraty pracy stało się dominującą obawą w czasie kryzysu, ponieważ to od utrzymania źródeł zarobkowania zależało przetrwanie tych zadłużonych ludzi, którzy jeszcze byli w stanie obsługiwać swoje zadłużenie. A to, że utrata miejsc pracy następowała w dość regularny, przypominający falę sposób, powodowało, że ludzie nasłuchiwali wieści, które mogłyby taką falę wywołać. Kryzys uruchomił liczenie się z perspektywą zwolnień i utraty dwóch dochodów w rodzinie, przez co każdy plan spłaty kredytów zaczynał wyglądać podejrzanie:

Mm14: Tak że też nie jest tak źle. Jeszcze mnie na to [spłatę kredytów] stać. Ale wiadomo, że przychodzi moment, że... Jeśli stracę pracę, jeśli moja żona straci pracę, to wtedy no...

Wtedy tak do końca nie wiadomo, bo wtedy wszyscy mają kredyty. I w tym momencie jest bardzo trudno sprzedać cokolwiek. Tak że wiesz, na początku jak bierzesz kredyt, to wydaje ci się „No dobra, jak nie będzie mnie stać, to po prostu to sprzedam. Najwyżej stracę odrobinę.” […] Ale w tym momencie jest bardzo trudno sprzedać cokolwiek.

Sytuacja niepewności i liczenia się z czarnymi scenariuszami wydarzeń była na Islandii czymś nowym dla wielu osób, choć nie dla migrantów z Europy Środkowo-Wschodniej. Miara, jaką przykładali do kryzysu na Islandii może nie zawsze była precyzyjna (moi rozmówcy nie podpierali argumentów liczbami), lecz na pewno miała szerszy zakres, który uwzględniał także ich doświadczenie kryzysu gospodarczego lat 1980-tych. Przykładowo:

Mm6: Dla mnie kryzys byłby wtedy, gdyby powiedzieliby „Hej, przepraszamy, ale nie mamy pieniędzy na zasiłki dla bezrobotnych”

Doświadczenie bezrobocia nie jest dla migrantów czymś nowym w ich życiu, ale kryzysem byłoby całkowite zniknięcie zabezpieczeń społecznych, czyli upadek państwa. Interesujące jest już samo to, że w ogóle taki wariant znajduje się na ich skali. Przyznać trzeba, że atmosfera pierwszych miesięcy kryzysu sprzyjała robieniu analogii do kryzysu podaży, charakterystycznego dla upadających państw dawnego bloku wschodniego. Oto fragment opisujący pierwsze problemy z podażą na Islandii:

Mm15: Przeważnie jak ktoś wysyłał kontener [do Islandii], to tylko potem trzeba [było]

opłatę tydzień, dwa [później zrobić]. Ale oni [eksporterzy] już wtedy jakoś się troszeczkę bali i oni raczej woleli pieniądze [najpierw], a wtedy oni dopiero wysyłają. A że hurtownie nie miały pieniędzy, to ciężko z tym było. Były nawet takie pogłoski, że na Islandii może paliwa zabraknąć, bo nie mają za co go kupić. Także już wszyscy obserwowali tylko te zapasy, o ile ubywa benzyny. Czy przypłynie jednak statek z tą ropą czy nie.

Sytuacja ta pokazuje także, jak w kryzysie zanika kredyt (nawet kupiecki, czyli odroczony termin płatności za towar) i pewnie nie tylko w interesach ludzie zaczynają zachowywać się tak, jak gdyby mieli do czynienia z nieprzewidywalnymi obcymi, a nie ze stroną, z którą są powiązani trwałymi relacjami. Zmiana jest może drobna, bo towary koniec końców przypływają, ale to, że są, przestało być oczywiste. A to, wraz ze wzrostem ich cen, uruchomiło poszukiwania innych wzorów zachowań, dających choćby potencjalnie więcej niezależności. Przykładowo:

Mi3: Coś, czego ludzie nigdy nie spodziewali się zobaczyć, to litr benzyny po 200 koron [wówczas ok. 5 złotych]. Ale my dość często zostajemy w domu. Nie musimy jechać do pracy ani nic w tym rodzaju. My więc...

Ki3: Ludzie jeżdżą rowerami. […]

Mi3: To kolejna rzecz, której wyczekuję, kiedy dotrę do Norwegii – koniec z prowadzeniem samochodu. Mój boże, to będzie piękne. Ze względu na ubezpieczenie ibenzynę, benzynę i wszystko. To drogie na Islandii, ale to piekło w Norwegii.

Pogarszające się warunki do prowadzenia dawnego stylu życia wymuszały nową organizację życia, do k tórej – jak się wydaje – niektórzy chcieli zostać zmuszeni. To właściwie dzięki kryzysowi nie musieli jeździć samochodami do pracy, a cenowe „piekło w Norwegii”, które miało stać się nowym standardem życia rozmówców, witali z niejaką egzaltacją: „Mój boże, to będzie piękne”. Można powiedzieć, że kryzys powodował, że Islandia traciła część swojej wyjątkowości i upodabniała się – przynajmniej cenowo – do innych krajów nordyckich (wcześniej ceny na Islandii były nieco wyższe). Turystyka, z fenomenu raczej śladowego, stała się tam jedną

z podstawowych gałęzi gospodarki (Jóhannesson, Huijbens, 2010). Interesujące jest to, że za każdym razem, gdy kryzys wymusza na ludziach jakieś ograniczenia konsumpcji, to wyrosła z biedy kultura islandzka pełna jest gotowych alternatyw. Przykładowo:

Mi3: Nie kupiliśmy mocnego alkoholu ze sklepu monopolowego od 2008 roku. Pijemy tylko bimber. Bimber zawsze kosztuje 1500 koron za litr . Nie zmieniło się to od 1986 roku.

W przeciwieństwie do większości krajów Europy kontynentalnej, na Islandii pędzenie bimbru jest częścią kultury młodzieżowej. Nie tyle kojarzy się więc jego picie i pędzenie z marginesem społecznym, co z powrotem do czasów młodości (Orford, 2010). Nie wszyscy rozmówcy opisywali szczegółowo swoje strategie radzenia sobie w trakcie kryzysu, niektórzy byli zdawkowi:

P.K.: Jak kryzys wpłynął na Twoje życie?

Mi9: Kupuję mniej.

Nie udało się ustalić, co kryje się za tym „mniej”, a okazało się to interesujące, bo strategię taką przyjęła osoba, która w czasie kryzysu zaczęła zarabiać więcej:

„Inflacja jest całkiem wysoka, szczególnie dla dóbr niezbędnych, takich jak jedzenie. Ale nam w zasadzie starcza pieniędzy, ponieważ zacząłem pracę. Jest nam lepiej niż przed kryzysem” (Mi9)

Niezależnie od tego, czy redukcja zakupów dotyczy ich ilości (np. mniej jedzenia) czy jakości (np.

tańsze odpowiedniki dotychczas kupowanych produktów), to warto zauważyć, że takie zachowanie, jeśli zwielokrotnione, pogłębia kryzys gospodarki, której siła wynikała z ogromnego popytu wewnętrznego. Powstrzymywanie się ludności od zakupów samo w sobie może wywoływać kryzysy we współczesnym kapitalizmie, czego anegdotycznym potwierdzeniem jest słynna fraza przypisywana prezydentowi Stanów Zjednoczonych po ataku terrorystycznym w 2001 roku: „Keep shopping” (Murse, 2010). Ograniczenie zakupów samo w sobie nie oznacza pogorszenia jakości życia rozmówców. Doskonałym tego przykładem jest fragment mówiący o odtowarowieniu rozrywki:

Ki10: Moim pierwszym priorytetem jest dobrze się czuć i dobrze żyć z moją rodziną.

Cieszę się moimi dziećmi. Można robić mnóstwo rzeczy, które nie kosztują wiele. Jeśli nie baseny, to wyjście na spacer. Po prostu cieszymy się sobą. Taniec w domu – to tyle radości. Mam małe dzieci.

Ten przykład pokazuje, że zadłużone rodziny poszukują usług publicznych, najchętniej darmowych i mogą przyczyniać się do przyrostu dóbr wspólnych w mieście lub wycofują się do

domów. Ze wspomnianych w wypowiedzi basenów można korzystać w Reykjaviku za symboliczną opłatą. W sumie w Reykjaviku jest blisko 30 tys. m2 basenów, z czego większość na otwartym powietrzu (Ragnarsson, 2005), więc miasto uchodzi za basenową stolicę świata. Nie do końca może być jednak jasne, jak bardzo wywrotowe są priorytety rozmówczyni dla islandzkiego społeczeństwa. Regułą jest w nim oddawanie dzieci do wszechobecnych przedszkoli (Gupta, Smith, Verner, 2006) i łączenie pracy z przyjemnościami podczas licznych przerw.

Wzrost znaczenia mieszkań jako centrów rozrywki łączy się nie tylko z życiem rodzinnym, ale też z cenami alkoholu, których większość stanowią podatki poszukującego dochodów państwa.

Mi3: Jest teraz wiele barów, które kupują bimber i po prostu wlewają go do butelek po wódce. Tak robią. Lub mieszają z wódką pół na pół i sprzedają. A to dlatego, że bary również mają problemy z kupowaniem alkoholu od państwa i potem z koniecznością podnoszenia cen klientom. [...] Zauważyliśmy rozwój pewnej [tendencji] od maja 2009 roku do teraz, że coraz więcej wysiłku policji w nocy idzie w kierunku imprez domowych.

To znaczy, gdy ktoś narzeka na swoich sąsiadów. Ilość takich interwencji wzrosła prawie o 100%, ponieważ ludzi nie stać już na to, żeby chodzić do barów i zostają w domach, pijąc. [...] Mamy więc mnóstwo tego rodzaju spraw, które zmieniły się z powodu recesji.

Z powyższych przykładów widać, że kryzys na Islandii nie był więc dla osób zadłużonych zmianą tylko na poziomie dyskursu. Poza stresem związanym z nagłą zmianą w sytuacji ekonomicznej rodzin, zmieniać zaczęły się wzorce zachowań, lecz skala tych zmian także dla samych mieszkańców Islandii nie była oczywista. Dopiero zagregowane dane, tak jak w przypadku policyjnych interwencji, odsłaniały nowe sposoby bycia z innymi ludźmi oraz „odklejanie się”

mieszkańców od oficjalnej ekonomii. Symbolem zmian wywołanych kryzysem może być bimber podawany w butelkach po wódce. Na poziomie wizualnym, zmiana sytuacji jest niedostrzegalna, a jednak trzeba było szeregu nieformalnych uzgodnień (producenci bimbru-jego dystrybutorzy-właściciele barów-barmani), złamania wcześniej ważnych dla społeczeństwa norm (lojalność wobec państwa i klienta), żeby na poziomie wizualnym obyło się bez zmian stylu życia.

W dokumencie Piotr Kowzan DŁUG (Stron 132-138)