• Nie Znaleziono Wyników

Kwestionowanie podstaw i potrzeba rozumienia systemów

W dokumencie Piotr Kowzan DŁUG (Stron 149-153)

Uruchomiło się w ten sposób dość powszechne przyglądanie się różnym instytucjom, koncepcjom oraz wszelkim czarnym skrzynkom, czyli zespołom relacji między zróżnicowanymi bytami, które to relacje (w ramach jednego ich zespołu) po utrwaleniu można traktować jako jeden byt (zob. Afeltowicz, 2012, s. 96). Symbolem tej nowej przenikliwości było prowadzenie znaczącej części działań organizacji WikiLeaks z Islandii (Fernández-Delgado, Balanza, 2012).

Oprócz zwątpienia, pojawiało się także zapotrzebowanie na wyjaśnienie funkcjonowania porządku politycznego na świecie. Przykładowo:

Mi1: Nie jestem pewien, czy demokracja per se jest tak ważna, jak była 200 lat temu, ponieważ świat bardzo się zmienił. Stał się dużo bardziej zintegrowany. I nie myślę tutaj tylko o UE lub ONZ czy o wszystkich tych międzynarodowych organizacjach, o których słyszy się jako o aktorach niepaństwowych [oryg. non-state actors]. Nie wydaje mi się, żeby ludzie cenili demokrację tak, jak dawniej. Myślę, że biorą ją za coś oczywistego. To jest po prostu coś, co myślimy, mamy i jest wykorzystywane przez polityków, którzy chcieliby, żeby głosujący coś zobaczył, co uczyniłoby polityka ważnym. Demokracja to koncepcja. To coś, na czym opieramy swoje życie. Ale nie mówię, że to źle. Sądzę tylko, że powinno to wyewoluować w kierunku czegoś innego. Ale nie wiem czego. Nie jestem pewien, czy powinno być to coś, gdzie ludzie decydują bardziej, tak jak jest to w referendum. […] Musimy mieć ludzi biorących udział. […] [którzy zostaną]

poinformowani przez państwo o sytuacji – jakie są wyznaczone cele na przyszłość, jakie są cele krajów sąsiednich. Jakie są cele UE, jakie NATO, Rosji, Iranu. Ludzie powinni zostać wychowani do – nie chcę użyć słów „światowy obywatel” [global citizen], ponieważ są przewartościowane, ale ludzie powinni wiedzieć, że są częścią zintegrowanego świata.

To nie jest tak, że żyjemy...

P.K.: ...na wyspie [śmiech]

Mi1: Na wyspie.

Wyrażaną przez rozmówcę opinię, że obowiązkiem państwa jest informowanie o aktualnych celach różnych aktorów politycznych można rozumieć jako skutek dostrzeżenia wspomnianych karłów-celebrytów kierujących kukłami. Wcześniej być może wystarczało ludziom opisanie budowy takiej maszyny, jak UE lub sąsiednie państwo. Kryzys unaocznił konieczność zrozumienia, jakiej ideologii służą w danym momencie potężne i jak gdyby dobrze znane maszyny i urządzenia. Islandczycy byli zdumieni, jak bardzo połączeni są ze światem poprzez różnego typu psujące się maszyny rynku finansowego. Izolacja wynikająca z życia na wyspie nie chroni przed globalnymi zawirowaniami. Przemieszczający się kapitał powiązał razem losy zarówno małych, jak i wielkich instytucji. Agresywnie inwestujące i w zasadzie pozbawione nadzoru islandzkie banki oferowały niezwykle korzystne warunki depozytariuszom (w Wielkiej Brytanii i w Holandii), wśród około 400 tysięcy których znalazły się organizacje pozarządowe (np. angielska Liga Ochrony Kotów zainwestowała ponad 11 milionów funtów), uniwersytety (m.in. Oxford – 30 milionów i Cambridge – 11) oraz instytucje publiczne (samorządy, różne szczeble i oddziały policji, szpitale), które uwolnione spod jednorocznego budżetowania dysponowały nadwyżkami środków i ulokowały je tam, gdzie oprocentowanie lokat było najwyższe (Boyes, 2009, s 127). Islandczycy w dwóch referendach (2010, 2011) odrzucili warunki, na jakich spłacać mają dług wobec zagranicznych wierzycieli, po czym sprawa trafiła do Sądu Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu. Decydując w demokratyczny sposób o swojej przyszłości, Islandczycy decydowali więc też o losie tych powiązanych z nimi organizacji.

Niejako z dnia na dzień mieszkańcy wyspy musieli zacząć uczyć się rozumienia systemów, w jakich przyszło im żyć, a które są ze sobą wzajemnie powiązane. Trudno jest stwierdzić, na ile ich wcześniej nie rozumieli, a na ile w wyniku kryzysu powiązania między systemami krystalizowały się na nowo – na podobieństwo deleuzjańskiego kłącza (Mendel, Szkudlarek, 2013) – w nieznanej już mieszkańcom konfiguracji. W dyskusjach na temat edukacji na świecie ten problem zakodowany jest w postaci koncepcji „systems literacy”, co tłumaczyć można jako umiejętność czytania systemów (Sweeney, 2012; Zimmerman, 2009). Kryzys finansowy spowodował, że wielu ludzi poczuło się bezradnymi wobec złożoności sytuacji, o której – mimo to – współdecydowali:

Mi3: Była duża dyskusja na temat dzieci podczas kryzysu. Małe dzieci nie w pełni rozumieją to, co się teraz dzieje. Nagle ich rodzin nie stać na wysyłanie ich na zajęcia sportowe i takie rzeczy. Ale ona [Ki3] ma syna, który ma prawie 14 lat, więc nie musimy radzić sobie z 5-cio latkiem, który nie wie, co się dzieje. Jesteśmy więc szczęściarzami z wielu powodów [...] Słyszeliśmy o ludziach, którzy mieli wielkie trudności z wytłumaczeniem tego komuś, kto ma 6 czy 7 lat. To znaczy, jest to szczególnie trudne, gdy ty sam ledwo rozumiesz ten cały kryzys. To jak to wtedy wytłumaczyć dziecku?”

W tym fragmencie widać, że kryzys nie jest sprawą tylko dorosłych. Jego skutki dotknąć mogą każdego i to od wczesnych lat. Wyraźnie problemy stwarza wyjaśnianie kwestii ekonomicznych dzieciom przedszkolnym i początkującym w szkole (5-7 lat). I nie są to standardowo podejmowane w ramach edukacji finansowej tematy typu: co to jest pieniądz i jak oszczędzać, co krytykowałem w innej pracy (Kowzan, 2013), tu wytłumaczenia wymaga strata, bezrobocie, zależność od wierzycieli oraz łaskawość prawodawców, zmieniających prawa chroniące zadłużonych. A przede wszystkim wytłumaczyć trzeba zubożenie – spośród wszystkich krajów dotkniętych kryzysem bieda wśród dzieci na Islandii wzrosła w latach 2008-2012 najbardziej (UNICEF, 2014). Są to tematy, przy których kwestie ekonomiczne schodzą się z emocjonalnymi i sama wiedza o tym, jak jest i dlaczego jest, jak jest, wcale nie musi dawać gwarancji, że dotknięci kryzysem ludzie poradzą sobie w nowej sytuacji. Ten problem braku emocjonalnej gotowości na wiedzę w obrazowy sposób próbował wytłumaczyć mi jeden z rozmówców:

Mi5: Weźmy jakiś przykład: Rząd robi wiele rzeczy i masz je na stronie Iceland.is, gdzie próbuje się zebrać całą informację o tym, co można zrobić [będąc zadłużonym]. I jak wiele osób czyta tę stronę i korzysta z rzeczy, które teraz można robić? W rzeczywistości niewiele. A to [co tam jest] mogłoby pomóc wielu osobom. Ale ludzie nie starają się znaleźć, co mogą zrobić i jak to zrobić, ponieważ mają niskie poczucie własnej wartości oraz dlatego, że negatywne emocje odbierają im siłę. To nie jest więc tak, że da się usiąść i powiedzieć, że takie jest rozwiązanie. Musimy pomóc ludziom pracować z tym rozwiązaniem.

Zdaniem rozmówcy, sama wiedza, tj. bez indywidualnego wsparcia dla zadłużonych, nie jest wystarczająco pomocna. Nadmierne zadłużenie nie jest zaledwie niepowodzeniem w sferze finansów, lecz – jak wskazuje rozmówca – dewastuje poczucie własnej godności zadłużonych.

I to nawet w trakcie kryzysu, kiedy ludzie są w stanie dojrzeć innych w podobnej sytuacji oraz mają możliwość wskazania winnych wśród polityczno-gospodarczych elit. Skutki są zapewne bardziej dotkliwe, gdy problem zadłużenia nie jest w danym kraju kwestią publiczną, a jedynie prywatną. Z pewnością lepiej poradzą sobie z zadłużeniem osoby, które będą w stanie abstrahować od kwestii winy i podejdą do rozwiązywania swoich problemów jak do łamigłówki, koncentrując się na możliwej przyszłości, zamiast na możliwych wariantach przeszłości.

Koncentracja na przyszłości nie jest jednak ani jedynym, ani powszechnym podejściem (Zimbardo, Boyd, 2009), choć akurat stosunek moich rozmówców do sytuacji zadłużenia wydaje się bardziej uporządkowany niż innych - do wywiadów zgłaszały się lub zgadzały się na wywiad osoby, które kwestie obezwładniającej emocjonalności miały już jakoś uregulowane. Warto jednak pamiętać, że nie wszyscy zgadzali się na wywiad. Były też osoby, które wydawały mi się

zbyt roztrzęsione, żeby w ogóle proponować im rozmowę. Podczas kryzysu jest więc sporo uniemożliwiających działanie emocji, które rozmówca sklasyfikował jako negatywne i stanowią one jak gdyby czarną materię świata społecznego w czasie kryzysu. Wiadomo o ich istnieniu ze źródeł wtórnych (opinie wyrażane w mediach, raporty dotyczące określonych form przemocy lub zachorowań), lecz w prowadzonych w obcym języku wywiadach nie dają się one uchwycić w pełni.

Wśród tych, którzy uniknęli zatopienia długami, daje się z kolei usłyszeć niechęć do traktowania kryzysu w kategoriach losu, czyli nie chcą oni przyjąć perspektywy myślenia o teraźniejszości zdominowanej fatalizmem, a więc - według kategoryzacji Zimbardo i Boyda (2009) - perspektywy charakteryzującej się poczuciem braku kontroli nad życiem i sterowania nim przez los i inne siły wyższe.

Mi7: Jak mówiłem, wynajmujemy, więc nie będziemy mieli długów mieszkaniowych i jestem z tego powodu dość szczęśliwy. Tak, budzę się co rano i nie oblewa mnie pot, bo nie jestem dłużny bankowi 10 milionów więcej dzisiaj niż wczoraj. I nie czekam, kiedy mnie wyrzucą. Ale ludzie wciąż mi mówią „Jesteś szczęściarzem”. A ja odpowiadam: 'Nie, nie, nie. Nie jestem szczęściarzem. To była po prostu świadoma decyzja, którą podjąłem.' To nie ma nic wspólnego ze szczęściem. To ma za to wiele wspólnego z próbą zrozumienia tego, co się dzieje.

Niektórzy podejmowali decyzje lepsze niż inni, a ponieważ robili to świadomie, to w czasie kryzysu nie akceptowali deterministycznego myślenia o świecie. Wchodzili przez to w konflikt z osobami myślącymi fatalistycznie, które przyjęły taką perspektywę może nawet dopiero po tym, jak kryzys spustoszył ich finanse i poczucie wpływu na rzeczywistość (według Zimbardo i Boyda [2009], kryzys finansowy może wywoływać postawę fatalistyczną, zob. też Zielińska, 2015). Nie jest więc tak, że wobec kryzysu wszyscy mieszkańcy stają się równi. Byli nawet ludzie, których ekonomiczna sytuacja – z różnych względów – poprawiła się w czasie kryzysu. Więcej konsekwencji niesie jednak inna nierówność. Dla wielu kryzys jest katastrofą, której nie sposób było przewidzieć przy pomocy dostępnego im oprzyrządowania (także intelektualnego). Jak wynika z przytoczonego fragmentu wypowiedzi, byli też jednak i tacy, którym nadejście kryzysu wpisywało się w obraz świata. Skoro dla jednych był to pewien koniec marzeń o posiadaniu własności, a dla innych – ożywczy początek po latach życia w iluzji, to te dwie grupy ludzi różnią się w swoich oczekiwaniach co do tego, co powinno nastąpić po kryzysie. Tę nieprzystawalność światów wyobrażonych z pewną bezradnością opisuje rozmówca, którego kryzys zasadniczo nie zaskoczył:

Mi7: Interesująco jest widzieć, co z tego wszystkiego wyszło, ale również interesujące jest postrzeganie tego wszystkiego. Wielu ludzi wciąż wypowiada się, jak gdyby nic się nie stało.

Trudno jest stwierdzić, na jakim typie wypowiedzi zależy rozmówcy, ale najprawdopodobniej oczekiwał zmiany fundamentalnej. W takiej optyce kryzys postrzegany jest jako wydarzenie, po którym nic nie jest już takie, jakie było. Po wydarzeniu tej skali można oczekiwać, że ludzie odegrają rolę świadków, bo z tego, że w czasie kryzysu jest inaczej niż było dawniej, wynika coś – dla rozmówcy – konkretnego. Nie do końca wiadomo, co wynika, bo – jak widać z przedstawionej dotąd analizy fragmentów wypowiedzi – obszarów dotkniętych kryzysem i przez swój pryzmat pozwalających go zrozumieć jest wiele. Za Alanem Badiou można przyjąć, że rozmówcy chodzi o to, że kryzys jest momentem prawdy, rozumianej jako zarówno dziura w dotychczasowej wiedzy, jak i najmniejsza część sytuacji (Badiou, 2010). Samo nazywanie tego, co działo się na Islandii, czego domagał się rozmówca, byłoby już ogłaszaniem prawdy, dzięki czemu rosłyby szanse na zerwanie ze status quo. Ubolewanie rozmówcy nad przechodzeniem wydarzenia do porządku dziennego w języku teorii Badiou wskazywałoby na brak „wierności wydarzeniu”. To z kolei przyczyniałoby się do zamykania okna rewolucyjnych możliwości danych przez kryzys. Można więc powiedzieć, że bez zaangażowanych, mówiących publicznie ludzi, w przyszłości nie będzie nawet wiadomo, czy kryzys na Islandii w ogóle miał miejsce.

W dokumencie Piotr Kowzan DŁUG (Stron 149-153)