• Nie Znaleziono Wyników

Tytułowa postać powieści Zyty Oryszyn jest wariatką, a wariatka w dyskur-sie feministycznym i w pisarstwie kobiet to metafora antypatriarchalnej, antysystemowej rebelii49. Tak odczytały tę figurę autorki klasycznej mono-grafii o pisarkach wiktoriańskich, Sandra Gilbert i Susan Gubar50, a literatu-ra wieku XX pliteratu-rawidłowość tę potwierdziła. Napisana w roku 1980, wydana w podziemnej oficynie Przedświt w roku 1984, Madam Frankensztajn stanowi środkową część tryptyku, na który składają się jeszcze Czarna iluminacja (powstała w 1974, wydana w 1981 przez Niezależną Oficynę Wydawniczą NOWA) i Historia choroby, historia żałoby (napisana w 1980, pierwodruk w 1990 w wydawnictwie PoMOST). Ten ostatni tekst – bardziej długie opo-wiadanie niż powieść – autorka włączyła jako jeden z rozdziałów do naj-nowszej swojej książki Ocalenie Atlantydy, która w roku 2013 przyniosła jej dwa znaczące laury: szczecińską Nagrodę Gryfii i Nagrodę Literacką Gdyni w dziedzinie prozy. Nawiasem mówiąc, fabuły wymienionych utworów rozgrywają się w większości w Wałbrzychu i jego okolicach, pseudonimo-wanym przez Oryszyn jako Leśny Brzeg, co jest czytelnym nawiązaniem do niemieckiej nazwy miasta Waldenburg (w Ocaleniu przywoływanej jako Waldburg; również inne niemieckie nazwy własne pojawiają się tu w for-mach lekko zniekształconych). Jeśli fakt ten połączyć z sukcesem tzw. trylo-gii wałbrzyskiej Joanny Bator (Piaskowa Góra, 2009; Chmurdalia, 2010; Ciemno,

–––––––––

49 Za pomocą takiego klucza odczytuje też prozę Oryszyn Arleta Galant: „Podstawą dla światów przedstawionych przez Oryszyn są życiorysy kobiet nieprzystające do męskich sce-nerii ówczesnej rzeczywistości”. Zob. A. Galant, Wariatki na prowincji. Pisarstwo Zyty Oryszyn.

W: eadem, Prowincje literatury. Polska proza kobiet po roku 1956. Szczecin 2013, s. 30.

50 S. Gilbert, S. Gubar, The Madwoman In the Attic. The Woman Writer and the Nineteenth – Century Literary Imagination. New Haven–London 1979. Zob. też: R. Felski, Literature after Femi-nism. The University of Chicago Press 2003, s. 64-71; Kraskowska, Kilka uwag na temat powieści kobiecej.

prawie noc, 2012) oraz niesłabnącą popularnością prozy Olgi Tokarczuk, w której o Wałbrzychu też się niejednokrotnie wspomina, to trzeba będzie uznać, że dolnośląskie miasto ma wyjątkowe szczęście do znakomitych pisarek51.

W latach 80. proza Oryszyn była ewenementem w polskiej literaturze drugoobiegowej. Jeżeli w wydawnictwach podziemnych ukazywały się książki kobiecego autorstwa, były to przeważnie osobiste narracje dokumen-tujące różne doświadczenia totalitaryzmu, np. Nadzieja w beznadziejności Na-dieżdy Mandelsztam, W domu niewoli Beaty Obertyńskiej, Wszystko, co naj-ważniejsze Oli Watowej – by wspomnieć tylko najgłośniejsze pozycje z tej kategorii. Inga Iwasiów wymienia jednak całą listę utworów prozatorskich kobiet wydanych w wydawnictwach niezależnych w latach 80.: Jakoś się żyje Renaty Zwoźniakowskiej, Rozwałka Anny Markowej, Jeszcze jeden mazur dzi-siaj Krystyny Jagiełło, Biały jamnik Wisławy Trojanowskiej, Mikołajek w szkole PRL Maryny Miklaszewskiej, Czarna iluminacja i Madam Frankensztajn Zyty Oryszyn, Guma do żucia Doroty Terakowskiej, Sublokatorka i Okna Hanny Krall, Rozpad Iwony Smolki, Sen gorseciarki, Sen o potędze, Wojna Krystyny Kofty, Skrawek czasu Idy Fink, Ciemnia Bogusławy Latawiec i Agitka Anny Bojarskiej. Jej zdaniem: „[…] drugoobiegowa proza kobieca brzmi politycz-nie i podmiotowo, upolitycz-nieważniając mit wycofania autorek na pozycje szafarek herbacianego naparu, korektorek, redaktorek – pomocniczego personelu opozycji”52. Twórczość ta pozostawała wszakże na dalekich peryferiach drugiego obiegu i prawie nigdy – jako wyjątki wskazać można książki Krall i Bojarskiej – nie docierała do podziemnego mainstreamu. Zyta Oryszyn, po-dobnie jak Anka Kowalska, udzielała się czynnie w antykomunistycznej opozycji lat 80. głównie jako dziennikarka i publicystka, za co w roku 2011 prezydent Komorowski odznaczył ją Krzyżem Kawalerskim Orderu Odro-dzenia Polski. Jednak owo „brzmienie polityczne i podmiotowe”, o którym pisze Iwasiów, najwyraźniej dało się słyszeć nie w jej tekstach „uniwersal-nie” opozycyjnych, ale właśnie w powieściach o silnym nacechowaniu

ko-–––––––––

51 Na marginesie warto wspomnieć w tym miejscu o powieści produkcyjnej autorstwa Ni-ny Rydzewskiej pt. Ludzie z węgla (1950-1953). Jest to trzytomowa epopeja o losach polskich górników we Francji i ich reemigracji do Polski w roku 1945. Ostatnia część powieści rozgrywa się w Wałbrzychu, a dla jej napisania Rydzewska zatrudniła się jako sortowaczka w wałbrzy-skiej kopalni Biały Kamień w roku 1947. Choć Ludzie z węgla realizują podstawowe wytyczne gatunku, to jednak w wielu momentach zaznacza się w nich międzywojenna tradycja prozy środowiskowej, w którą Rydzewska – rozpoznawana podówczas głównie jako poetka z kręgu Kwadrygi – wpisała się pod koniec lat 30. powieścią o tematyce kaszubskiej pt. Akwamaryna (1937).

52 I. Iwasiów, Powieść w obiegach. Lata osiemdziesiąte i kontynuacje. W: Prywatne/publiczne. Ga-tunki pisarstwa kobiecego. Red. I. Iwasiów. Szczecin 2008, s. 158-159.

biecym. Jestem przekonana, że temu nacechowaniu proza Oryszyn za-wdzięcza swój dzisiejszy sukces, gdyż nadało jej ono walor ponadczasowo-ści, przy silnym zarazem zakorzenieniu w konkretnym historycznym chro-notopie.

Czas akcji Madam Frankensztajn obejmuje okres od Wigilii do kwietnia któregoś roku w gierkowskich latach 70., raczej pod koniec dekady, gdyż istnieje już wówczas podziemna prasa i ruch wydawniczy oraz kolportaż bibuły. Pierwsza scena powieści przedstawia kluczowe dla egzystencji w PRL doświadczenie kolejkowe:

Sklep wyglądał, jakby przeszedł przez niego pijany Priapus: cytryny, rodzynki, pomarańcze. Na posadzce błoto. Na zapleczu karpie. Zwarty tłum przed oszklonymi drzwiami, w niemej, groźnej adoracji. Napięte mięśnie. Łokcie go-towe do szturmu w tej samej minucie, kiedy zostanie zdjęta kartka z napisem:

przyjęcie towaru.

To, że towar przyjęto, poczułam na pękających żebrach. Zanim zdążyłam przyjąć jakąkolwiek obronną postawę, stojąca przy mnie, w czerwonym berecie stojąca, właściwie na moim miejscu stojąca kobieta zrobiła taki ruch biodrora-mieniem, że zostałam wypluta z kolejki jak wybity ząb. Sprawdziłam guziki. Nie dostanę się do środka – pomyślałam. Nie kupię karpia – pomyślałam. Rozma-załam łzę na policzku. Nie pójdę do domu – pomyślałam. Zaczaję się na tę w czerwonym berecie – pomyślałam. Mam w torebce żyletkę, szkoda, że nie je-stem mężczyzną – pomyślałam. Zgwałciłabym kurwę i jeszcze bym ją żyletką – pomyślałam. Kurwę – pomyślałam53.

Tożsamość narratorki wyłania się stopniowo w retrospektywnych dy-gresjach, które ją komplikują i upłynniają, i z których trzeba ją mozolnie rekonstruować. Swoją biografię streszcza ona w zdaniu: „Prawie całe życie spędziłam w małych, śmierdzących pomieszczeniach”. Jako dziecko w cza-sie wojny ukrywała się w Bieszczadach w wydrążonym w ziemi schronie;

Sowieci aresztowali jej ojca i zesłali do łagru. Po wojnie wraz z przybraną matką zamieszkała w poniemieckim Leśnym Brzegu, gdzie przypadła jej kozetka w kuchni. Następnie „[p]ięć lat studiów w Warszawie, w służbówce bez okna. Pięć lat z Emerykiem w wynajętej na Saskiej Kępie łazience z ok-nem” (MF, 104) i powrót do leśnoborskiej kuchni. W fikcyjnym życiorysie odbijają się fragmenty biografii samej autorki, co tym bardziej czyni z Ma-dam Frankensztajn powieść kobiecą.

Początków opowiedzianej tu historii trzeba szukać we wcześniejszej o lat kilka Czarnej iluminacji, która jest powieścią o dziewczyńskim dojrzewaniu

–––––––––

53 Z. Oryszyn, Madam Frankensztajn. W: eadem, Historia choroby, historia żałoby. Warszawa 1992, s. 103. Pozostałe cytaty z tego wydania oznaczam numerem strony w tekście głównym i skrótami: CI – Czarna iluminacja, MF – Madam Frankensztajn.

w stalinowskiej i popaździernikowej Polsce. Jej nastoletnia bohaterka i zara-zem narratorka poddana zostaje w warszawskiej szkole komunistycznej indoktrynacji, której bezkrytycznie ulega, stając się zetempowską aktywist-ką, „Stalinjugend”. W domu natomiast ojciec, ciężko doświadczony przeży-ciami wojennymi na Wschodzie, uprawia sztukę codziennego oporu, co kończy się aresztowaniem go w następstwie donosu pod zarzutem szpiego-stwa oraz odesłaniem narratorki do dziadków w Leśnym Brzegu. Jej dalsze perypetie wynikają głównie z przewrotu światopoglądowego, którego do-świadcza wskutek wydarzeń z Października ’56, i z którym nie potrafi sobie poradzić. Rozpoznajemy jej sylwetkę w tytułowej obłąkanej z Madam Fran-kensztajn, ale nie jest to do końca oczywiste. Z chwilowej pewności, uzyska-nej na podstawie lekturowej konkretyzacji, wytrąca bowiem – przynajmniej mnie wytrącił – epizod z Polką przebywająca we Włoszech i wynajmującą swoje warszawskie mieszkanie lokatorom, jak się okaże, działaczom opozy-cyjnym: „Wariatka zbierała kawałki białego marmuru, podrygując śmiesz-nie, bo była na bosaka i rozżarzony piasek parzył ją w stopy […]. Zbierała, podrygiwała i klęła po polsku” (MF, 171). Czy to ta sama postać w dwóch różnych momentach swojego życia, czy może pamięć tej, która ją wspomina, albo tej, która wspomina wspominającą, w zawodności swojej plącze sytua-cje i osoby? Fragmentaryczna, zsubiektywizowana i rozspójniona narracja Oryszyn nie ułatwia zadania odbiorcy próbującemu rekonstruować dzieje poszczególnych bohaterek i – mniej licznych, drugoplanowych – bohaterów.

To proza, o jakiej mawia się, iż jest „gęsta”. Maksymalna kondensacja zda-rzeń relacjonowanych z punktu widzenia postaci i w formie pierwszooso-bowego monologu zaciera granice i powiązania przyczynowo-skutkowe między nimi, zmuszając do lektury powolnej i czujnej. Tu liczy się każde słowo.

Motyw choroby psychicznej przewija się zresztą przez tę prozę usta-wicznie. W zakładzie dla umysłowo chorych przebywa pod koniec życia ojciec narratorki. Dotknięta jest nią leśnobrzeska repatriantka ze wschodu, o której jej siostra opowiada, iż „[j]ak się tylko trochu zdenerwuji, to zaraz jej mózg skacze”, a także Profesor, filolog klasyczny i wyznawca stalinowskiej utopii, który nie może pogodzić się z jej kompromitacją: „Jemu w głowie, ale, coś runęło – stukali się sąsiedzi w czoło. Madam54 Polewańska dodawa-ła. – Człowiek dziękuje Bogu, że zlikwidowali kult jednostki, a jemu w

gło-–––––––––

54 Forma grzecznościowa „madam” pojawia się w prozie Zyty Oryszyn w związku z wał-brzyskimi realiami językowymi. Po wojnie mianowicie pojawiła się w tym mieście duża grupa polskich reemigrantów z Francji, głównie rodzin górniczych. Forma „madam” używana była wobec kobiet z tej grupy przez przedstawicieli innych wałbrzyskich społeczności napływo-wych w sposób ironiczny. Taki też wydźwięk ma przezwisko Madam Frankensztajn.

wie runięcie idei” (CI, 43). Madam Polewańska wszakże pomaga Profeso-rowi w zakupach i sprzątaniu mieszkania, kierując się względami humani-tarnymi:

To przez mamunię. To ona nauczyła mnie religijnego stosunku do pomyleńców.

Może oni niewinni, że się tak pomylili. Może wszystkiemu winien ustrój. Sami marksiści przecież nauczają – byt określa świadomość. Aż dziw bierze, że wszy-scy obywatele Polski Ludowej nie są, jeden w drugiego, stuknięci na umyśle (CI, 40).

W Madam Frankensztajn przypadki narratorki – nietożsamej z narratorką Czarnej iluminacji – krzyżują się z tragicznym losem tytułowej postaci, który trzeba scalać z rozsypanych, ułamkowych wspomnień różnych osób. Szkol-na działaczka zetempowska, potem autorka szalonych tez antykonsumpcyj-nych („Teza pierwsza – przestać jeść. Teza druga – przestać myśleć i mówić.

Teza trzecia – nie pracować, milczeć i nie kochać, śmierć posługuje się miło-ścią, zamazuje ścieżki do bytu”; MF,133) spisywanych na karteczkach i przyklejanych w Warszawie na przystanku naprzeciw gmachu Komitetu Centralnego PZPR oraz innych miejscach symbolizujących władzę ludu, wreszcie bezdomna kloszardka i żebraczka znaleziona w stanie wycieńcze-nia na jednym z leśnobrzeskich śmietników – tyle mniej więcej można usta-lić na podstawie tych szczątkowych danych. Streszczanie fabuł Oryszyn – eliptycznych, asoscjacyjnych, prawdziwie féminine – jest zadaniem przy-prawiającym o zawrót głowy, tyle się tutaj zdarzeń i ich wersji spiętrza, na-kłada na siebie, wyklucza, a są to przeważnie zdarzenia traumatyczne, tra-giczne, makabryczne lub po prostu przykre. Podarujmy więc sobie tę czynność i poprzestańmy na tym, co najważniejsze.

Madam w końcu popełnia samobójstwo, wieszając się w stajni miejsco-wego koniarza55, który się nią opiekował; samobójstw zresztą w prozie Ory-szyn jest mniej więcej tyle, co obłędów. Madam Frankensztajn to jakby kobie-cy odpowiednik Małej apokalipsy Tadeusza Konwickiego, choć np. Arleta Galant woli widzieć w Madam, „pokracznej damie ze śmietnika”, „figurze kobiecego peerelowskiego doświadczenia” odpowiedź na Pana Cogito –

„ironistę-moralistę, w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nauczy-ciela niezłomności i narodowej, politycznej, opozycyjnej wspólnoty”56.

Iro-–––––––––

55 To także jeden z licznych szczegółów w powieściach Oryszyn naprowadzających na realia wałbrzyskie – w Książu pod Wałbrzychem znajduje się znana i posiadająca wspaniałą tradycję stadnina koni (właściwie Stado Ogierów Książ, przy którym działa również stadnina klaczy).

56 A. Galant, Dywersje Zyty Oryszyn. W: Pisarstwo kobiet między dwoma dwudziestoleciami, s. 338. Warto w tym miejscu wspomnieć, iż kobiecą odpowiedzią na Pana Cogito stał się tom poetycki Izabeli Filipiak pt. Madame Intuita z roku 2002.

nia jest u Oryszyn wszechobecna i wespół ze zmysłem karykatury, groteski oraz tragikomedii, a także z poetyckością tej prozy, inkrustowanej wierszo-wanymi fragmentami i zmetaforyzowanej, pozwala odbiorcy znieść owo nagromadzenie potworności, jakie zafundowały bohaterkom i bohaterom ich dwudziestowieczne polskie losy – wojny, zsyłki, przesiedlenia, więzie-nia, tortury, inwigilacje, głód, utratę bliskich i utratę miewięzie-nia, nędzę, niedo-statek, strach. W finale powieści narratorka wraca z Warszawy do Leśnego Brzegu, by schronić się przed ubeckimi represjami – tak jak kiedyś wróciła tu Madam Frankensztajn. I też niewiele jej, rozdzielonej przez to z bliskim mężczyzną, brakuje do popadnięcia w obłęd. Jej ostatni monolog to zarazem skarga i groźba rzucana „ONYM” – oprawcom i inwigilatorom czyniącym z polskich żywotów koszmar:

Ja z pomylonym językiem, z pomyloną mową […]. Ja, opętana, patrząca w otę-pieniu na poranki siwe od dymów kopalń i wiosennych mgieł przemykających pomiędzy domami, ja, paląca papierosa za papierosem, ściskająca głowę rękami.

Ja, niespokojna nocami – moje sny rozpełzły się cicho, jak pająki po ścianie.

Ja, rdzewiejąca w bezruchu do krwi, butwiejąca w niecierpliwym czekaniu. […]

spotwornieję w Madam Frankensztajn; żeby nią być niekoniecznie trzeba wra-stać w śmietniki, można sobie żyć cichutko w normalnym mieszkaniu, w nor-malnym obozie dla zdrowych umysłowo. Tylko oczy będę miała coraz większe, żeby ich lepiej obserwować i uszy coraz większe, żeby ich coraz lepiej słyszeć, i zęby moje też wyrosną, a będą nimi karteluszki, które zapisuję na wypadek, gdyby po rodzaju ludzkim miały pozostać tylko białe bielutkie papiery… (MF, 178).

W pierwszym w życiu wywiadzie, udzielonym w roku 2013, gdy Ocale-nie Atlantydy przywróciło ją czytelniczemu, tym razem już oficjalnemu obie-gowi, Zyta Oryszyn powiedziała: „Madam Frankensztajn to mogłabym być ja. Może moje pisanie mnie ratowało przed staniem się nią”57.

Postscriptum

Miarą sukcesu rynkowego Marii Nurowskiej są zapełnione jej książkami półki w księgarniach, miarą jej rangi pisarskiej – stała obecność w czytelni-czym obiegu od połowy lat 70., publikowanie w najlepszych wydawnic-twach polskich58, liczne tłumaczenia na języki obce (głównie niemiecki),

–––––––––

57 K. Sulej, Zyta Oryszyn: Chciałam wytłumaczyć, o czym napisałam swoją ostatnią książkę –

„Ocalenie Atlantydy”. http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,126802,13882678,Zyta_

Oryszyn__Chcialam_wytlumaczyc__o_czym_napisalam.html (data dostępu: 08.11.2013).

58 M.in. w PIW-ie, w Czytelniku, Niezależnej Oficynie Wydawniczej NOWA, Pulsie, Zna-ku, Wydawnictwie Literackim, ostatnio w W.A.B.

filmowe, telewizyjne, radiowe i teatralne adaptacje utworów. Od 1975 ro- ku, kiedy to ukazał się jej debiutancki zbiór opowiadań pt. Nie strzelać do organisty, nagrodzony w konkursie Spółdzielni Wydawniczej „Czytel-nik”, stale rośnie powodzenie autorki wśród publiczności literackiej, pod-czas gdy uznanie krytyki literackiej stale spada. Tego rodzaju rozbieżne trajektorie często występują w przypadku twórczości, w odniesieniu do której znajdują zastosowanie dwie kategorie: kobiecość i popularność. Ów mechanizm często działa także wtedy, gdy w ocenę pisarstwa kobiecego angażuje się krytyka feministyczna, czego świadectwem może być fakt, iż dla autorki Postscriptum – podobnie zresztą jak dla Krystyny Kofty – za-brakło miejsca w przewodniku Pisarki polskie od średniowiecza do współczes-ności Borkowskiej, Czermińskiej i Phillips. Niechęć tych kręgów wzbudziły zwłaszcza Panny i wdowy – saga, która w roku 1993 zyskała status bestsel-lera, lokując się na pierwszym miejscu w grudniowym rankingu „Gazety o Książkach”59.

Najostrzejszy spór o Nurowską rozegrał się na łamach „Ex Librisu” – dodatku do „Życia Warszawy”, który ukazywał się w latach 1990-1996. Zai-nicjowała go w grudniu 1993 roku Grażyna Borkowska tekstem pt. Replika kiczu czyli Zapolska dzisiaj, w którym w niezwykle ostrych słowach oceniła negatywnie twórczość autorki Panien i wdów, sytuując ją w ogólnym kontek-ście polskiej prozy kobiecej XIX i XX wieku oraz porównując z pisarstwem Gabrieli Zapolskiej. Tekst Borkowskiej jest dwudzielny i dwugłosowy:

w pierwszej części przemawia w nim badaczka literatury, w drugiej – kry-tyczka o zacięciu pamfletowym. Wyjściowa teza brzmi następująco:

Polska proza kobieca wobec oczekiwań społecznych i wobec tradycji narracyjnej zachowuje postawę pojednawczą. Pisarki dziewiętnastowieczne […] proponują czytelniczkom nowy sposób życia, dbając jednak o to, by był on niesprzeczny z interesem ogólnym. […] Ten rys pojednawczy utrzymuje się także w prozie następnego stulecia. […] polska proza feministyczna nigdy nie cierpiała na

„phallofobię”. Była z definicji wolna od nienawiści skierowanej w stronę świata mężczyzn. Zasady polskiej rywalizacji opierały się nie na idei rywalizacji, lecz na pragnieniu współuczestnictwa. […] polski wariant prozy kobiecej różni się od wzorców europejskich, angielskich, nastawionych na krytykę instytucji patriar-chalnych, i francuskich, zdominowanych przez problematykę miłości, swobody erotycznej. W wariancie rodzimym próbuje się legitymizować roszczeniowe po-stawy kobiet ich udziałem w życiu zbiorowości. […] tzw. problematyka kobieca wyzwala w prozie polskiej łańcuch obligacji i skojarzeń – z aktualną sytuacją, z położeniem politycznym, z aspiracjami rewolucyjnymi, z symboliką

chrześci-–––––––––

59 Nr 20 z 15 XII 1993. Podaję za: P. Czapliński, M. Leciński, E. Szybowicz, B. Warkocki¸

Kalendarium życia literackiego 1976-2000. Wydarzenia, dyskusje, bilanse. Kraków 2003, s. 400.

jańską i romantyczną. Ekspresja kobiecości dokonuje się zwykle na szerokim tle i w ścisłym związku z ważnymi wydarzeniami60.

W tym kontekście, zdaniem Borkowskiej, w negatywny sposób wyróżnia się proza Gabrieli Zapolskiej (chwalonej wszakże za dorobek dramatopisar-ski) i – zwłaszcza – powielająca i zwielokrotniająca jej wady twórczość Marii Nurowskiej. Są to bowiem przykłady literackiego kiczu, który wiąże się

„z komercyjnym zdyskontowaniem wymienionych wartości”. W kiczowatej prozie kobiecej „[h]istoryczny kontekst zmienia się w atrapę”, „sfera ero-tyczna ociera się o zwierzęcość”, a siłą porządkującą staje się stereotyp: niski i wysoki, patriotyczny i pornograficzny. Obie inkryminowane w tekście Borkowskiej pisarki „instynktownie wyczuwają, że nie ma co marzyć o prawdziwym sukcesie komercyjnym bez dwu kwestii – żydowskiej i ro-syjskiej”. Jednak w przypadku Nurowskiej jej „[f]ilosemityzm […] pojawia się nagle jak grypa”, czyli w Postcriptum właśnie, i jest przejawem pisarskiej nieuczciwości. Ten ostatni zarzut formułuje krytyczka konkretnie pod adre-sem powieści Listy miłości, w której Nurowska „bez istotnej potrzeby dys-kontuje […] w romansowo-burdelowej opowieści tragiczne wydarzenia hi-storyczne – getto, zagładę Żydów, wreszcie ich udział w tworzeniu powojennej władzy”.

W obronie Nurowskiej odezwały się przede wszystkim jej oddane czy-telniczki. Ich najgorętszy sprzeciw wywołało pomawianie pisarki o nieucz-ciwość, jako argument najcięższej wagi pojawiło się zaś doświadczenie wła-sne. Autorka jednego z listów (nazwisko i adres do wiadomości Redakcji) stwierdzała: „Pani Borkowska napisała, że Listy miłości to książka zła, cy-niczna, wulgarna i przekłamana, czyli całe moje życie jest złe, cyniczne i wulgarne […]. Ta książka jest dla mnie prawdą mojego życia od początku do końca. Przeżyłam getto dzięki temu, że poszłam do takiego burdelu, jaki opisuje Maria Nurowska”61. Po stronie Grażyny Borkowskiej opowiedzieli się głównie profesjonalni odbiorcy literatury – Piotr Szewc, Henryk Dasko i Ewa Paczoska62, podkreślający zasadniczą różnicę między lekturą sponta-niczną i emocjonalną a ocenianiem rzeczywistych wartości literackich.

–––––––––

60 G. Borkowska, Replika kiczu czyli Zapolska dzisiaj. „Ex Libris” 1991, nr 13, s. 1, 9 (dalsze cytaty z artykułu w tej samej lokalizacji). Dziś, po przeszło dwudziestu latach intensywnych badań nad pisarstwem kobiet, stworzony wówczas przez Borkowską obraz polskiej prozy kobiecej jawi się jako nadmiernie jednowymiarowy.

61 List do redakcji, „Ex Libris” 1991, nr 14, s. 9.

62 P. Szewc, Wokół „Repliki kiczu”. „Ex Libris” 1992, nr 15, s. 5; E. Paczoska, Replika kiczu czyli w salonie piękności. „Ex Libris” 1992, nr 16, s. 4 oraz w tym samym miejscu: H. Dasko, Laury i pompony.

Maria Nurowska nie ukrywała i nie ukrywa, że nade wszystko pragnie być autorką popularną. Już w roku 1988, a więc zanim krzywa jej poczytno-ści zaczęła w widoczny sposób się podnosić, w wywiadzie udzielonym za-przyjaźnionej z nią Helenie Zaworskiej otwarcie stwierdziła, że traktuje swoje pisarstwo jako źródło utrzymania, więc nie stać jej na długotrwałą pracę nad jedną książką ani też na tworzenie dzieł ambitnych: „Zawsze chcę sprzedać to, co przeżywam, na tym polega mój zawód. Myślę, że nie powin-no to być zarzutem. […] Tak się stało, że jestem pisarką zawodową, utrzy-muję się z pióra, co jest bardzo trudne”. Była to odpowiedź na poruszoną przez Zaworską kwestię rozziewu pomiędzy „możliwościami pisarskimi,

Maria Nurowska nie ukrywała i nie ukrywa, że nade wszystko pragnie być autorką popularną. Już w roku 1988, a więc zanim krzywa jej poczytno-ści zaczęła w widoczny sposób się podnosić, w wywiadzie udzielonym za-przyjaźnionej z nią Helenie Zaworskiej otwarcie stwierdziła, że traktuje swoje pisarstwo jako źródło utrzymania, więc nie stać jej na długotrwałą pracę nad jedną książką ani też na tworzenie dzieł ambitnych: „Zawsze chcę sprzedać to, co przeżywam, na tym polega mój zawód. Myślę, że nie powin-no to być zarzutem. […] Tak się stało, że jestem pisarką zawodową, utrzy-muję się z pióra, co jest bardzo trudne”. Była to odpowiedź na poruszoną przez Zaworską kwestię rozziewu pomiędzy „możliwościami pisarskimi,