• Nie Znaleziono Wyników

Najw iększa pobudka do pokory — stanow isko w obec nieskończoności

Ci ludzie! wiele rozumieją o sobie i nie poczuwają się do pokory, którzy się zamykają w ciasnem kółku własnego »ja«, swej rodziny i sw ego najbliższego otoczenia. Nie wychodząc z niego i nie widząc szerszych widnokręgów, nie znajdują też nic, z czemby się mogli porównać i przez co by się nauczyli skromniej o sobie myśleć. Gdyby szerszy mieli pogląd na świat, ileżby napotykali uczonych i wielkich my­

ślą, coby im kazali bardzo nizko o swojej wiedzy i o swoim rozumie myśleć. Gdyby po­

znali świat więcej z wewnątrz, ileż takźeby się znalazło tam serc wzniosłych i szlachetnych i dusz bohaterskich, wobec których wykazałaby się im ich moralna nicość. A dalej, czem jest jednostka ludzka wobec całej ludzkości, wziętej w jej teraźniejszości, przeszłości i przyszłości?

Ledwie tyle, co jedna kropla wody w morzu.

Czemże znowu jest ten cały świat ludzki wobec niewidzialnego anielskiego świata, gdzie wobec jednego z tych wysokich duchów najpotężniejszy

um ysł ludzki je s t ja k o b y um ysł niem ow lęcia wobec um ysłu dojrzałego człow ieka? A czemże w reszcie są w szystkie św iaty, św iat n a tu ry , św iat ludzki i św iat anielski w obec nieskończo­

nej isto ty B oga? — N ad n am i rozwieszony je s t p rzestw ó r nieba, zasiany niezliczonem i gw iazdam i. W iem y, co m ów i o nich astro n o ­ mia, o wielkości ty ch gw iazd i słońc, o m ilio­

nowej odległości jed n y ch od d ru g ich i widok ten daje n am jak iś obraz nieskończoności — przecież to w szystko je s t skończonością, bo co jest, określone je st liczbą. W szakże ja k o obraz wznosi nas do nieskończoności. D lateg o N ew ­ to n n a w idok nieskończoności i ogrom u tego św iata tak ie pow ziął w yobrażenie o Bogu, że n a w spom nienie im ienia B oga zaw sze zdejmo­

w ał czapkę z głow y. K a n t ze w szystkiego dw ie rzeczy widział ja k o najwyższej naszej u w ag i go d n e: niebo gw iaździste i lu d zk ą myśl.

W obec w szystkich ty c h św iatów człow iek wy­

dać się m usi m arn y m proszkiem , ale w nim j e s t myśl, k tó ra go czyni n ad te św iaty bez m iary wyższym, gdyż m yślą sw oją on te św iaty zdolny objąć, i nad te św iaty się wznieść aż do pojęcia nieskończonej Isto ty . W ted y ta myśl, gdy jej tow arzyszy relig ijn e uczucie, czyni go w ielkim ; lecz g d y ta k się nie wznosi, a tylko tem co ziem skie i m a rn e je s t zajętą, je s t ona m arn ą i on sam m arn ą i nędzną istotą. J a k Bóg nieskończenie w szystek św iat przewyższa, m ówi nam Pism o św.: Wszystkie światy, mówi Izajasz P rorok, są jako kropla u wiadra, a jako ziarnko na szalach przed nim poczytane są.

— 89 —

m iotów rzeczy stw orzonych, w nioskow aniem o przy m io tach Boskich, gdyż B óg nieskończenie inaczej jest, niż są te rzeczy stw orzone.

O bok praw dy ta k w ielkiej, czem tedy w n a ­ szej istocie jesteśm y w obec isto ty Boga! praw da ta m usi przyw ieść n as do przepaścistej pokory.

Z objaw ienia d a n a je s t n a m d ru g a praw da, k tó ra n as podnosi, g d y ta m ta pierw sza przed N im schyla, a tą jest, że ten B óg w swojej istności nieskończonej stw orzył nas do najści­

ślejszego ze S obą zw iązku.

Cały b y t stw orzony je s t jak o b y cień wobec rzeczy istniejącej. Cień zależny je s t od przed­

m iotu, k tó ry w sw oich zarysach oddaje, i ginie, g d y przedm iot się usunie, ta k je s t z naszem jestestw em , k tó re nie m a w sobie istnienia, tylko T ego, k tó ry istnieje sam przez się, je s t jakoby nikłem cieniem, bo słabem w yobrażeniem . — Z tego to pow odu H e n ry k Suso określił Boga jak o nic (nihilum), w tem znaczeniu, że jest niczem z tego, co tu ta j je st stw orzonem ; w tem nihilum je s t najgłębszy g r u n t w szystkiego, co jest z niego; ja k o z n a tu ry Bóstw a pochodzą trzy Boskie osoby i tak że w edle nich stw orzone w szystkie jestestw a; w tem n ihilum kiedyś się zanurzyć zachw yceniem , to je s t szczęśliwością wieczną; do tego g ru n tu zatem m a dążyć w szystka m yśl ludzka, aby tam znaleść p raw d ę wszech­

rzeczy. D zisiejsza n a u k a tam nie sięga, do tego g ru n tu wszechrzeczy nie w nika, stąd to b rak wszelkiej wiedzy niew zruszonej podstaw y.

T a k ą je s t pierw sza tajem nica b y tu św iata w obec b y tu Boga, skończoności w obec nieskoń­

— 9T — Twoje po wszystkiej ziemi. Albowiem wyniosła się wielmożność Twoja nad niebiosa. Albowiem oglądam niebiosa Tiooje, dzieła palców Two­

ich: księżyc i gwiazdy, któreś Ty ufundował.

wciąż te słow a: P anie, k to ty jesteś, a k to ja ?

— N a tak iem sam em rozm yślaniu, k to je s t Bóg a k to on, noc przepędził św. F ran ciszek Sera­

ficki w gościnie w Asyżu, porzuciw szy łóżko, gd y m yślał, że g o spodarz jego zasnął; — lecz ten chciał przek o n ać się, czy F ran ciszek jest św iętym , w ięc czuwał, i tą m odlitw ą ta k był zbu­

dow any, że porzucił sw oje bogactw a i pierwszy p rzy stał do św. F ran ciszk a. Był nim B ernard, za­

m ożny m ieszkaniec Asyżu, najpierw szy towarzysz św iętego zakonodaw cy. I sam P an Jezu s takiej m odlitw y nauczył św. K ata rz y n ę S eneńską, mó­

w iąc raz do n ie j: j>Córko moja, m yśl często o tem, co J a jestem , a co ty jesteś. J a jestem , to co jest, a ty jesteś to, co nie jest. Bo stw orzenie nie jest, g d y je s t niczem bez tego, od którego m a byt.

K tóż dziś um ie się ta k modlić, w takiem tonąc m yślnem zachw yceniu? — Bo n ik t nie m yśli o sto su n k u skończoności do nieskończo­

ności, n ik t nie pyta, czem je st Bóg, a czem je s t stw orzenie w obec niestw orzonego. T a k bardzo w szystkich zap rząta św iat i co n a nim je s t i się n a nim dzieje, że o B ogu i sw oim do N ieg o sto su n k u nie chcą myśleć. Ale tak nie m oże pozostać, bo gdy zab rak n ie dusz św iętych i bosko w zniosłych, św iat roztoczy się w ze­

psuciu i zginie.

J e s t w nas rozległa wiedza, w y g im n asty ­ k ow any um ysł, sz tu k a w ysłow ienia się, jest znajom ość rzeczy św iata, natężo n a p raca około społecznego dobra; lecz to w szystko nie wiele znaczy, bo m yśl dzisiejsza b łąk ając po obsza­

— 93 —

rach skończoności, nie strzela ja k wieża św iątyni dziś w niebo, i w ru ch u obw odow ym zginął nam z o ka p u n k t środkow y w szechbytu. O. G ra- try, sław ny O rato ry an in , pokorę pojm ow ał jako sto su n ek do ideału. K to bow iem nosi w duszy swojej ideał, ten m usi być pokornym , i tem bardziej staw ać się pokornym , im bardziej się do ideału s ta ra przybliżyć; gdyż ideał będąc ja k nieskończonym więc niedoścignionym , będzie m u coraz lepiej pokazyw ać, ja k bardzo i zawsze je s t on od ideału oddalonym . D lateg o to w d ą ­ żeniu do cnoty n ig d y nie m ożna sobie zakreślać granicy, gdyż celem cnoty je st dobro najw yż­

sze, n ig d y niedoścignione. Z atem ta m zawsze je st pycha, gdzie nie m asz ideału, i gdzie skoń- czoność duchow i w ystarcza, a ta k je s t w m iło­

śn ik ach m arn eg o św iata i siebie, w pysze wi­

dzących sw ą wielkość.