• Nie Znaleziono Wyników

G łupim ludziom się w ydaje, że pokora przez to, że każe uznać sw oją podłość, m a coś w spólnego z podłością, i d lateg o pow odu po­

k o ra ich odpycha od siebie. P o trzeb a więc pokazać, że p o k o ra um ie najlepiej p rzestrzegać godności, będąc z n ią w najściślejszym sojuszu, kiedy przeciw nie pycha w łaśnie prow adzi do za­

tracenia godności.

P ysznego bow iem człow ieka nic nie k o ­ sztuje, żeby się płaszczyć p rzed wyżej postaw io­

nym, a czyni to w tym celu, aby się n ad innych wynieść. W łaściw ością ludzi pysznych jest, że się płaszczą przed w yższym i a g ard zą niżej stojącym i i depcą ich. L udzie zwykle, słabe m ający pojęcie o praw dziw ej, istotnej i w ew nę­

trznej godności i przenosząc nad nią godność zew nętrzną, stąd dalecy od pokory, kiedy są na przełożeństw ie, lubią, aby się przed nim i ko- rzono, to znaczy przed nim i się płaszczono, więc tak ich ja k o swoje k re a tu ry , so b ie podobnych

w ynoszą i w indują w górę, i tern się tłom aczy to zjaw isko nie rzadkie, że co podlejsze do­

staje się na wierzch, a ci co m ają rzetelną w a r­

tość, n ie są naprzód posuw ani. M iłujący bowiem cnotę, zatem pokorni, zadow alając się tern, czem są i czem Bóg ich uczynił, n ie p ra g n ą tego, co ludzie m ogą z nich uczynić, zatem w olą pozostaw ać n a dole, bo nie lu b ią pchać się naprzód i do góry, nie pozw ala im n a to w łasne poczucie godności.

Z teg o wszakże, że tak się często dzieje na tym nędznym świecie, gdzie dobra w idzialne przenoszone są nad niew idzialne, nie godzi się teg o zjaw iska uogólniać, z teg o sądzić grzesznie, że w szystko, co je s t n a w ierzchu, już je st podłem , zaś w szystko, co stoi n a dole, zacnem .

Znaczyłoby to zapom inać, że rozum i dobra w ola chce m ieć pierw sze m iejsce w rządzących św iatem w obsadzaniu stanow isk, i że także Bóg św iatem rządzi i k ieru je losam i ludzkim i, i we w szystkiem zam ierza to, co najlepsze.

K to b y ta k pesym istyczne m iał w yobrażenie o rządach w świecie, dla tak ieg o szatan w ydałby się panem św iata, a n ie ten, k tó ry św ia t kocha ja k o sw oją własność.

J e s t godność w ew nętrzna, godność czło­

w ieka, n a obraz Boży stw orzonego, i je s t wyższa n ad n ią godność chrześcijanina, ja k o członka m istycznego ciała C hrystusa. Oprócz tej we­

w nętrznej je s t n ad to godność zew nętrzna, g o ­ dność od ludzi daw ana, k tó ra daje stanow isko, ja k ie k to w społeczeństw ie zajmuje.

- 27 —

Is to tn ą je s t zaś godność w ew nętrzna, i p o ­ w in n a być p o d staw ą zew nętrznej, społeczeńskiej godności. D la te g o się bow iem te godności h ierarch iczn e najw ięcej czci, że się je uw aża ja k o w yraz isto tn ej i w ew nętrznej w artości.

Jed n ak o w o ż k to n a te zew nętrzne godności w szystką w agę kładzie, a za nic albo m ało sobie waży oną is to tn ą godność, ten pokazuje, że je s t człow iekiem pow ierzchow nym . K to zaś nie um ie uczuć i uszanow ać w ludziach tego, co im je s t od B oga dane, ten zdradza, że nie czci w sam ym sobie tego, co je s t naj- czcigodniejszem , a czci ty lk o to, co od ludzi pochodzi i w yraźnie zdradza sw oją pychę wraz z płytkością um ysłu.

Porządek Boski w ym aga, aby ludzie n a rozm aitych stopniach byli postaw ieni, aby jedni byli postaw ieni wysoko, a drudzy nizko, jedni byli przełożonym i a drudzy podw ładnym i. T en porządek, k tó reg o żadna m oc ludzka nie zmieni, należy uw ażać ja k o w yraz woli Bożej i wedle niego należy czcić ludzi, i czcić w nich Boga.

Od tak ich pojęć dalekiem je st społeczeństw o now ożytne, dla teg o że przez d u ch a rew olucyi zer­

w ało z K ościołem i od w iary odbiegło, i św ia­

tłością jej ju ż nie je s t oświecone. Socyalizm chciałby rządu św iata B ogu zaprzeczyć, a sobie go przywłaszczyć. — C hcąc zaprow adzić rów ność w szystkich a znieść różnice, ja k ic h porządek Boży w ym aga, odziera ludzi z godności, k tó rą m ają z B oga i z rozporządzenia J e g o i tem sam em zniżają człow ieka do sta n u zwierzęcia.

W m iejsce uniw ersalizm u, gdzie dostateczne je s t miejsce dla każdej indyw idualności, rewo- lucya, znosząc Boży porządek, postaw iła zasadę indyw idualizm u. S tą d ta now ożytnego społe­

czeństw a, socyalizm u zwłaszcza przesada w tro ­ szczeniu się o klasy najniższe i kładzenie cię­

żarów praw ie że niem ożliw ych n a klasy posia­

dające; stąd rozp ętan ie indyw idualności aż do anarchii, w czem znika cześć i uszanow anie dla wszelkiej p o w ag i; stąd rozprzężenie m oralne, w sk u tek k tó reg o porządek społeczny m usi być u trzym yw any przez policyę i groźby arm at, d la­

tego, że b rak n ie więzi w ew nętrznej.

W tak iem zrów naniu została zatraconą w zajem na cześć jed n y ch ludzi do drugich, p o ­ niew aż godność ludzka została zapoznaną.

J a k więc je s t w państw ie, nie lepiej je s t w rodzinie, bo i tu w ładza nie je s t we czci, i słabym je s t rząd. O dkąd w kobiecie rozbudzono p ragnienie, aby się stała we w szystkiem rów ną mężczyźnie, z zapoznaniem p raw a harm onii, za­

sadniczych różnic w sto su n k ach społecznych, już ona ja k o żona nie uznaje w ładzy męża, ślu ­

bow ane m u posłuszeństw o, rzecz ta k św ięta, ju ż jest uw ażanem ja k o czcza form a; mąż także abdykując ze sw ego p raw a do rządu jak o głow a rodziny, w m oralnej swej niem ocy po­

zw ala żonie nad sobą brać górę, i ta k w yw raca się porządek w rodzinie. Z atem idzie, że dzieci tak że nienauczone czci dla rodziców, nic ich sobie nie ważą, ta k sam o sw ych nauczy­

cieli; niew drożone do posłuszeństw a, rządzą się

sam ow olą, a nie w yćw iczone w karności, nie- um iejąc znosić najm niejszej przykrości ani prze­

ciw ności zwalczać, za lad a co odbierają sobie życie, k tó re g o nie nauczono ich cenić, i stąd sm u tn e zjaw isko ta k częstych sam obójstw u dzieci. T o sam o trzeb a pow iedzieć o sługach w zględem sw ego p ań stw a. Pracodaw cy nie w zbudzając ju ż w n ich należnego szacunku i nie um iejąc ich do siebie przyw iązać, m uszą znosić sługi, z k tó ry c h nie m ogą być zadowo- lonem i, i tak że sługi, sk u tk iem duch a czasu, często objaw iają p reten sy e w ygórow ane. T a k to społeczne życie wszędzie zakw aszone, bo zatrute, je s t nieznośnem i nieszczęśliwem , i spo­

łeczeństw u dzisiejszem u zagraża ruina. Źródło te g o w szystkiego złego leży w ięc w zasadzie indyw idualizm u, w b ra k u h arm o n ii m iędzy za­

sadą indyw idualizm u a zasadą uspołecznienia, g d y zgoła ludzie zatracili zm ysł boskiej i m o ­ ralnej harm onii.

J e s t to s k u te k osłabienia ducha chrześci­

jań sk ieg o ; g d y się zapoznało godność synostw a Bożego, nie zna się też ju ż tej godności czło­

wieka, k tó ra daje m u obraz i podobieńsw o Boże.

T u ta j w ielkie m a zadanie k ap łan , ja k o słu g a Kościoła będąc postaw ionym w raz z nim stró ­ żem p orządku m oralnego. W szakże k u tem u m usi on n ajpierw um ieć strzedz w łasnej go­

dności kapłańskiej. N ie ste ty nieraz u k a p ła ­ nów okazuje się tu b ra k potrzebnej rów no­

w agi. Bo albo bacząc jed y n ie na sw ą godność kapłańską, tra k to w a n ie m sw oich p arafian z góry

— 29 —

odstręczają od siebie m aluczkich, albo też, co jeszcze je st gorszem , nie pom ni n a swój stan i chcąc być ludźm i ja k drudzy, pospolitują się, p rzestaw ając i przyjaźniąc się z ludźm i św iatow ym i, bez potrzeby biorąc udział w ich zabaw ach. Przez to najbardziej n arażają swój sta n duchow ny n a poniew ierkę i spraw iają nieobli­

czalne w duszach szkody, dając powód do lekcew ażenia w iary św., odstręczają od Kościoła i oddalają ludzi od zbawienia.

N ie um iejący strzedz swojej czci, p o tem dziw ią się, że im ludzie należytej czci nie od­

dają. O tem m am y zdanie E k k lezy asty k a, k tó ry m ów i: Grzeszącego •przeciw duszy swojej kto uspraw iedliw i? a kto uczci nie czczącego duszy swojej? (Ps. 16, w. 32.)

W szystko to dzieje się, że n ie m ając pokory, niem a się też praw dziw ego poznania swojej go­

dności, czy ludzkiej, czy chrześcijańskiej, czy kapłańskiej. D ośw iadczenie stw ierdza, że je ­ dynie pok o rn y p osiada d e lik a tn e poczucie swojej godności i um ie j ą zachow ać, a im jest cno­

tliw szy, tem też bardziej godność sw oją czuje, gdy przeciw nie nie znający, n a czem godność praw dziw a zależy, ja k nie um ie jej czcić, ta k też nie um ie jej zachow ać, bo albo się płaszczy, albo też n a d ę ty się nasraża. D obrze to znał K rasiński, k tó ry w »R essurrecturis«

m ó w i:

»A podłość i pych a to je d n a k ie śmieci, K tó re w o tch łań w pycha lad a dziejów wiew.«

— 31 —

Pam iętajm y zatem o tem , że w każdym pysz­

n ym je st podia dusza, choćby się człowiek żadnym czynem podłym przed św iatem nie splam ił. Ile zatem w kim pychy, tyle w nim je st podłości, a ile je st pokory, tyle jest zacności.

Nauka siódm a.