L u d zie chełpią się ze sw oich zalet, zdol
ności i stan o w isk a i ze w szystkiego, co ich w ynosi ponad in n y ch i co ich czyni ja k o b j' bogatym i. I ta k ludzie nizkiego u m y słu i nie w yrobieni m oralnie, w ynoszą się ze sw ych bo
gactw . G dy zaś ju ż sam w yraz »bogaty« w sk a
zuje, że posiadanie dóbr doczesnych czyni n a tym świecie czemś podobnem , czem je st Bóg dla w szyst
k ieg o stw orzenia, źródłem wszechdobrym , stąd to bogactw7o, dla biednych rzecz niedościgniona, w zbudza w nich ta k i resp ek t, i stą d p ogarda n a świecie dla ubóstw a. J e s t coś straszliw ie nizkiego i krzyw dzącego B oga w tej pow sze
chnej czci złota; u chrześcijan, k tó ry ch w iara uczy to, co je s t w górze, szukać, je st k u lt złota dowodem zupełnego b ra k u pojęcia o tem, co to je s t być chrześcijaninem ; a je d n a k je st w nich bardzo często ta h an ieb n a nam iętność chciwości i łakom ienie się n a cudze. W szakże bogactw o bez cnoty i m ądrości, to najw iększa nędza ducha, i tacy bogacze są najw iększego politow ania godni, tem bardziej, że im zapo
w iedziano w E w an g elii: Biada! — Dalej szczycą się ludzie ze sw ego stanow iska, k tó re ich wy
nosi ponad tłum y. D ostojeństw o, g d y je s t
po-łączone z nauką i cnotą, zapewne jest czemś czcigodnem, przecież nie jest jeszcze czemś naj czci godniej szem: bowiem cnota, chociaż na najniższem stanowisku, jest o wiele czcigo
dniejszą, aniżeli największe dostojeństwo. » Wielki i sędzia i m ożny jest w uczciwości, a z nich nie
ma większego nad tego, który się boi Boga*, mówi Ekklezyastyk. (r. 10, w. 27.) Potem zaszczyt przynoszą wyższe talenta i zdolności, stano
wiące bogactwo duchowe. Wszakże wartość ich zależy od tego, ile są na dobre i na poży
tek ludzkości użyte. Lepsze jest nad zdolności umysłowe uzdolnienie moralne, jak pobożność i świętość. Nad tę niemasz już nic wyższego na świecie. Przecież i pobożność i świętość może zepsuć pycha, i zniszczyć jak robak niszczy drzewo. Pozorna świętość jest czemś obmierzłem Bogu i ludziom, wszak tę powierzchowną
ale w Panu, ja k o m ów i św. P aw eł: Kto się prze
chwala, niech się w P anu przechwala. Albowiem, nie który sam siebie zaleca, ten jest doświadczony, ale którego Bóg zaleca. (II Kor. r. 10, w. 18) Bóg rozlał n a ludzi ro zm aite swe dary, gdyż praw em J e g o tw orów je s t piękno w harm onii, jedność w rozm aitości; różnie m iędzy ludzi podzielił sw e dary, ażeby jed n i d ru g ich potrzebow ali, i m iłość w szystkich ludzi łączyła, ja k dusza ożyw iająca ciało łączy w szystkie członki jeg o razem , iż je d n e d ru g im służą. N a to podobień
stw o społeczności chrześcijańskiej do ciała, w w ykonyw aniu w szystkich członków wspólnej posługi, św. Paw eł zw raca aż dw ak ro ć uw agę i kładzie n a to nacisk. A tu p o trzeb n a bardzo je s t pokora, w ym agająca zró w n an ia zacniej
szych z podlejszem i członkam i, n a zasadzie, że wszyscy razem stanow im y je d n o ciało społe
czne, w któ rem żaden osobnik n iem a być dla siebie, zatem w inien się zbyć w szelkiej pryw aty.
Aby zaś m o g ła się u trzy m ać społeczna h arm o nia, i w niej b rzm iała chw ała Boża, żaden nie pow inien się w yryw ać i w ysuw ać naprzód, tak aby n a n ieg o zw racano uw agę, gdyż przezto spraw i w społeczeństw ie z am ęt i psuje spo
łeczne dobro, o czem dobrze m oże n as pouczyć h isto ry a naszego narodu. W śpiew ie ta k i zowie się tu rb a to r chori. O tem m ówi M ickiewicz:
D obry m istrz w takim tylko chórze śpiew ać lubi, G dzie czuje, że głos w łasny w h arm o n ii gubi.
i to jeszcze:
M uzyk zm ięsza o rkiestrę najlepiej dobraną, Je źli grając, sta ra się, żeby go słuchano.
— 41 — słowy: Wszelka dolina będzie napełniona a wszelka góra i pagórek poniżon będzie. (Ł uk. r. 3, w. 6.)
podźw ignienie k las d o tąd upośledzonych i przy- w iedzenie w szystkich do wspólności dóbr i po
słu g społecznych1).
Id e a dem okracyi zasadza się n a rów ności tego co je st w spólnem w szystkim ludziom , ja k o tem co je s t isto tn em przy zachow aniu w szystkich różnic, ale uw ażanych ja k o coś przy
padkow ego. W tak im pojęciu jej ju ż nie bę
dzie w ażyć sam o urodzenie i stanow isko, tylko będzie ważyć człowiek, osobistość, jeg o cha
ra k te r, je g o zasługa, nadew szystko będzie w a
żyć cnota i wiedza, św iatło i c z y n ; każdy też odtąd człowiek m a przedew szystkiem ważyć w sobie to, co m u je s t istotnem , i co go ró w na i łączy z w szystkim i ludźm i. T o pojęcie m iał ju ż p o g a n in T erencyusz, k tó ry mówił o s o b ie : człow iekiem jestem i nie sądzę, iżby nadto, co je s t ludzkiego we m nie było. I po
trzeba było aż 18 wieków , ażeby ta praw da, przez społeczeństw o ludzkie była p o jętą i weszła w k rew i życie społeczeństw . T a k to głęboko w duszy ludzkiej tkw iło pogaństw o, że m yśl chrześcijańska m usiała przez w ieki cale z w olna d ro g ę sobie torow ać i przychodzić do urzeczy
w istnienia.
A i dziś jeszcze ta klasa, k tó ra w w iekach średnich przew odziła i stą d była uprzyw ilejo
w aną, nie może i nie chce się pogodzić z tym
*) J est różn ego rodzaju dem okracya. J e s t dem okra- cya radykalnego kierunku, ta najgorsza, niechrześcijań
ska, żyd ow ska. I jest jej p od ob na d em okracya socyali- styczna, i jest dem okracya narodow a, i je st dem okracya chrześcijańska, lecz jeszcze w początkach.
— 43 —
now ym porządkiem rzeczy, i nie chcąc się roz
stać z sw oim w ygodnem stanow iskiem , woli p ozostaw ać w tyle za postępem pow szechnym .
L udzie tej k lasy są podobnym i w tem do żydów, k tó rzy nie chcąc się rozstać z swoim stary m zakonem litery , nie przyjęli N ow ego zakonu ducha, i stą d są anom alią w ludzkości idącej ciągle nap rzó d w rozw oju m yśli C h ry stu
sowej, tym sposobem sam i w ydają n a siebie w y
rok, że należą do um arły ch .1)
T o przecież nie odnosi się do w szystkich w tej klasie, g dyż id ea dem okracyi i tam prze
n ik a i zw olna przeobrażenie spraw ia.
T lom acząc isto tę dem okracyi, uw ażam także za stosow ne nie pom inąć i tej uw agi, że u nas w Polsce ta k je s t zakorzenionym arystokra- tyzm, że z dem okracyą tw orzyć się zaczyna now a ary sto k racy a w ydobyw ająca się z klas średnich i n a w e t z najniższych.
G dy n. p. ty tu ł w ielm ożnego z początku przysługiw ał tylko wojewodom , to dzisiaj już k a żdy szlachcic jeduow ioskow y każe się ty tu ło w ać:
J a śn ie Panie! Może d lateg o m y tyle m am y tych jasności, że aż się ćm i od nich, że nam brak
wyższego światła.
Ba, n a w e t ju ż nasze służące, pisząc listy do siebie, ty tu łu ją się wielm ożnem i, gdyż przy
k ład idzie z góry. T a k ie przesadne tytułow anie się, będące w zw yczaju u Chińczyków,
nie-*) Tem się m oże także tło m a czy ć ta jakaś sym patya naszych panów do żydów , która każe im zaw sze po ich stronie staw ać. D o sy ć w skazać na warszaw skie »Słow o«.
p ra k ty k o w an e u żadnego z europejskich n aro dów, może tylko świadczyć o niższej naszej k u l
turze.
A ry sto k raty zm ta k się bow iem m ocno zrósł z naszą duszą, że n iem a nadziei, aby się znalazł ktoś, k tó ry b y m iał odw agę i chęć zabrać się do w ykorzenienia teg o nierozum nego zwyczaju, nie znajdzie się n a to a n i odw agi ni chęci, gdyż n ig d y n a to nie pozw oli próżność w raz z leni
stw em , k tó rą za głów ną naszą w adę uw ażał Z y g m u n t K rasiński. T a k tedy wlec się będziem y zawsze za innym i kroczącym i naprzód n arodam i i nie będziem y im dorów nyw ać w k u ltu rz e .1) A toli p o k o ra d alek ą je s t od pospolitow ania się, bo idzie zaw sze razem z godnością i w ielko
dusznością. L udzie sfery arystokratycznej dla
tego nie chcą się zbliżać do ludzi in n y ch klas, poniew aż boją się spospolitow ania, przecież nie wiedzą, n a czem to spospolitow anie polega.
L ęk ając się spospolitow ania sw ego rodu, nie uw ażają za niegodne, co zdarza się często, po
zostaw ać w grzechu. J a k a w tem przew rotność i ja k i w tem b rak ośw iaty, to tru d n e do pojęcia.
W każdym praw ym człow ieku, czczącym w sobie obraz Boży, je s t ta po trzeb a nie
pospolitości. W rodzona nam do niej dążność w gruncie rzeczy je s t dążnością n aszą do anielstw a, iż ja k św. Paw eł się w yraził
ka-*) W yjm ujem y stąd ku ltu rę m oralną, b o w tej k u ltu rze, ja k o spadku katolickiej tradycyi, pew nie sto im y -wyżej od schizm atyckich i protestanckich narodów, a pod w zg lę
dem idei przodujem y ludom słow iańskim .
— 45 — głosił N ietzsche, lecz w znaczeniu chrześcijaństw a, którego zadaniem je st ludzi podnieść do Bo
L o g ik a p o stęp u każe nam się tedy spo
dziewać, że n astę p n ie w zniesie się człowiek de- m okracyi n a stanow isko anielskie, w którem je s t zw iązek z św iatem niew idzialnym duchów , g d y pozna duchem i wyzwoli w swojej organi- zacyi uw ięzionego anioła. My Polacy m am y m ieć w tem pierw szeństw o, g d y w zyw a nas do tego n asza ro m an ty czn a poezya.
A k ied y nareszcie nasz św ia t now ożytny przyjdzie do poznania, czem je s t obraz Boga w naszej duszy, że m usi się w nim odbijać Bó
stwo, n aten czas rozbudzi się potrzeba chrześci
jaństw a, i w tedy ta k d ługo b łąk ająca się ludzkość po ty lu bolesnych dośw iadczeniach w róci do je dnego Kościoła, M atk i chrześcijańskich naro dów i w jed y n ie praw dziw ej, zbaw iającej religii znajdzie pokój i ukojenie, dokona dzieła swego uspołecznienia, i ta m yśl niezaw odna, z logiki dziejów się w ysnuw ająca, k aże n am w ierzyć w zw ycięstw o ducha, połączenie się je g o z d u chem Bożym, w pogodzenie się w iedzy z wiarą.