• Nie Znaleziono Wyników

Nojwytrzymalsy papier

W dokumencie Kalendarz Góralski na Rok 1938 (Stron 116-124)

114

Dziś uceni ludzie te stare pism a odcytu- jom, kied sie dzie po telik tysiącak roków odgrzebie przypadkiem ruiny starego m ia­

sta, abo grób jaki, Ale tez niejednemu ży ­ w ot cały zeseł na tem nim odcyfrow ol segień, co tam stoi napisane. A dobrze, ze choć lem takie pismo m iały stare narody, w tóre juz downo w y m arły , abo sie z in­

nymi pom iesały, bo kieby nie to, to by my dziś o nik mało, abo tez cołkiem nic nie wiedzieli. W ielgo b y to prze nos sko­

da była bo to przecie nasi praojcow ie i od nik wielo w ecy pochodzili, o w tó ry k se myślimy, ze p o w stały lem tak od siebie, abo lćm nasem przycynieniem . Ej, b y ły to mądre narody. Takie wielgie budynki i m iasta popostaw iać, abo i pomniki, co p rz etrw a ły i pore tysiency roków. To byli inżynierow ie: w Babilonii, Egipcie, Me­

ksyku, w Grecji i Rzym ie. A potem te na­

rody um iały pono robić i takie w ecy, ja­

kich m y i dziś nie dokózemy.

To sytko, widzicie, w iem y z ich pisma i z inksyk pam iątek, jakie po nik zostały.

W iem y n. p. ta c y C hińcycy na wielosto roków przed Chr. mieli kanony, znali juz kompas i umieli robić papier. Egipcjanie pono znali proch, w torego używ ali do roz- strzelow ania skał, do budow ania okrutnyk kanałów i jezior, z w to ry k w oda bez cały rok była rozprow adzono po polak, aby mogły rodzić. Mieli oni tez swój kalen- dorz i wiedzieli, kiedy bedzie zaćmienie słonka a po dziew tórzy powiadajom , ze i światło mieli podobne do dzisiejsego elek- trycnego. Fenicjanie zaś umieli robić śkło i piekne sukna cerw one, w e w tó re sie lem królowie odziewali, bo b y ły na w oge tak drogie, jak sam o złoto.

Nie m yślem tu taki papier, co wielo strzym ie na sobie, to by nie było ani tak nic nowgo. W7idzim y kielo tego musi dziś zcierpieć choć lem taki now inow y papier.

Co tam ludzie nieroz brzydkiego popisom na swoik bliźnik, kielo nacyganiom . Nie­

roz som i wielgie p ra w o ty z tego. A po­

tem złe książki, co to serzom niewiare, bezbożnictw o i rozpustę. Takik jest ma­

ło? P ap ier to sytko strzym ie, lem ci, co to pisom i ci co cytajom bedom sie kiesik zodpow iadać.

Ale tak jak ku złemu, tak i ku dobremu móc papieru uzyć. Som nowinki i książki, z w to ry k sie wielo dobrego m oże kozdy z nos dow iedzieć i naucyć. Tu juz papier służy cłow iekow i ku dobremu. T rza lem w iedzieć odróżnić dobre od złego.

Od casu, kiedy sie ludzie naucyli my­

śleć i porozum iew ać ze sobom p rzy po­

m ocy gw ary, od w te d y tez ozmyślali i śpekulowali, jak b y tu swoje myśli w cemsi odtw orzyć, coby i taki se ik móg odcytać, co daleko jest a jesce w iency ci, co sie dziepro narodzom , p rzy słe pokole­

nia. T oby dopiero b y ła prze nie pamiątka!

No i podarzyło sie. W ym yśloł wtosi kiedysi litery i pocon je dłubać jedna przy drugiej, to w drzew ie, to w kamieniu, to w glinie. Tak pow stało pismo. Ale Bozez mój, co to było za pismo! L itery nie były takie, jakie znom y dziś. Kie kto wcioł na­

pisać n p. „Król jest m ądry", to wydłuboł cłeka z koronom na głow ie a p rz y nim gada. God w te d y znacół telo, co mądry, chytry. Kied zaś w cioł pedzieć, ze głupi, to w ydłuboł p rzy nim som ara, kied, ze ch rab ry wojownik to króla zrobiół z okru- tnom szablom a u jego nóg kupę pobityk nieprzyjaciół, itd. i td. Takiego pism a uży­

wali ludzie w Egipcie juz na dw a i trzy tysionce roków przed Ch. W Asyrii i Ba­

bilonii juz zaś mieli inkse pismo. Tam pi­

sali tak, ze tłocyli w m okryk cegłak, na to zrobionyk, m ałym i klinkami rozm aite li­

te ry a potem te cegły wypolali w piecak abo na słonku. Rząd takik cegieł, to była u nik książka. Inacy pisali w Chinak, ina- cy w M eksyku a jesce inacy w Grecji i Rzymie. Jaz dosło do takiego pisma, jak tero z m y momy. Ale co to stoło ludzi tro p y i kielo ty sięcy roków przęsło.

N A D Z IE J A .

115

N a polanie ścihła praca ciho na saiasie,

ino miesionc, ja k o baca swe owiecki pasie.

ś n iy g sia bieli, hań na grani, owce j u z w dolinie,

idzie ju h a s — kierdel za nim ido cez dziedzine.

H ej owiecki! U sw yk ludzi nie beccie żałośnie,

błyśnie słonko, gro ń sie zbudzi w yńdziem w now ej wiośnie.

7. H.

W iersze od Adolfa Fierli.

Na sałasie rosa,

słoneczko w nij skrzi sie — kąpie sie słoneczko

na zielonej misie.

NA S A Ł A S I E .

Na zielonej misie, — na górskim sałasie — pociorzy sie rosa w strzybnozłotej krasie.

W iela kropel rosy na zielonej misie, — tela na sałasie

słóńc gore a skrzi sie.

G O R O L S K O .

Joch je gorol, ty ś je gorol, oba m y gorole —

jo spię w sianie, ty w e słomie, oba w e stodole.

Joch je gorol, tyś je gorol, Joch je gorol, tyś je gorol,

oba m y od gróni — oba m y od perci —

ty ś od siwka, jo od szym la, ty ś je silny, joch je mocny,

oba m y od kóni. cóż sie nóm boć śm ierci?

G O R O L K A .

Ż yw otek je pociorkam i sk y rs posioty —

pasie na nim sie słoneczko szczyrozłote.

M iynią m aszle sie w e w łosach by ta tęcza —

Olza m odro po nich spływ o i sie w dzięczy.

Z ościyra sie łóni lito naszyciam i —

kw itnie na nij cało łąka z bław atam i.

Lica zdrow e, kiej ty zorze sie rum iynią —

piw óńka sie na nich szw arno rozmalinio.

ŻARTY I FIGLE.

116

1. Miendzy kumotrami.

Kumoter Stefon: — C ytoł jek dziesik w nowinak, ze zeniaty chłop w se dłuży ży ­ je jak niezeniaty. Bez co ty z to ? —

Kum oterek S ym ek: —• Je, to sie lem tak widzi, bo zeniatem u ten cas strańie po­

mału u c ie k o . . .

2. Janicek (zadysany): — S tryku, s try ­ ku? na tem w asem polu, coście to jarzec zasioli, jek teroz widzioł telo w ron, jaz było corno.

S try k : — A to coześ ik nie odegnoł? — Janicek: — Ne, bo jek se m yśloł, ze to som w ase . . .

3. Fajniejsy cłek.

— Ja ta nie jest zodny pijok, jak som jest inkse ludzie — chw olół sie Im rys od D yrdów tow arzy som p rz y poharku piw a

— bo jo se w ypijem lem w tedy, kied jest prze mnie jako wielgo sław ność i pam ien- tno chwila.

— No, a kiedyż to m os takom pam ien- tnom chwile abo wielgom sław no ść? — pyto sie go jeden z tow arzy sy .

Im rys: — Ne, dy w se w tedy, kied mom co wypić.

4. Zgodliwy baca.

— Takie zgodne stodło jak jo ze sw o­

jom Jagatom , to chebal nie nojdziecie w e świecie, co byście tak sukali — odpow ia- do na w eselu sta ry baca M orys. M y sie wom za ty k trzy ceć i seść roków, co m y dowjedna, ani roz nie bili, ani nie wadzili...

— Ne jakoż to m ożne, dy to pono w kozdej famelii sie urtefi, ze sie chłop z ba­

bom pogadujom, abo i jedno drugie chlu- śnie? — dziwi sie sta ry Jam róz, rów ie­

śnik M orysów .

— Ne tak — ciągnie dali M orys — do­

raz po ślubie m y sie z babom dogodali, ze jo bedem na gazdostw ie i chałupie i w chałupie rozkazow oł lem w ty k hrubsyk w acak a ona w ty k drobniejsyk.

— Ne i, ne i? — pytajom sie zacieka­

wieni weselnicy.

— Ne i pado — pado spokojnie M orys

— bez tyk trzy ceć i seść roków nie było

u nos zodnyk hrubsyk w ecy lem same drobne a jo sie do nik nie mięsom, bo byk wzion w kufę, a trz a mi to tego? . . .

5. Tez prowda.

P raco d aw ca do robotnika: — T ak w y w cecie Kuba ra d sy w yp łote na miesiąc, nie na tydzień? a cemuz tak?

Kuba: — E bo, prosem ik pieknie, po­

tem sie bedem prol z babom roz na mie- sią a nie śty ry ra z y jak doteroz . . .

6. Przed sądem.

Sędzia: — I w y sie nie hańbicie, we w y sy k 70 rokach ukraść auto? —

O skarżony: — Kied, wiedzom , w tedy aut jesce nie było, jak mie było dwa- c e ć . . .

7. Przezorno świekra.

— Jo ta — kum otro — ku nasym mło­

dym teroz m ało chodzujem, a kied aj idem, to lem w tedy, kied wiem, ze masło ro b ili. . .

K um otra : — To tak straśnie rad a mo- cie św ieże m asło? —

— Ale nie, dy m asła mom i dom a dość, ale kied mi w se kazujom doraz m asło ro­

b ić . . .

8

.

Dobry uceń.

M ały Jendruś do sw ego uczytela:

— P on rechtor, a kiedy zaś przydom do nos? Juz tak downo u nos nie b y li. . .

U czytel: A coz, cy odkozali tata abo m am a po m nie? —

Jen dru ś: — Nie, ale w co ra tatuś godali do m am y, ze b y dali i dw aceć korun, kie­

b y im mioł w to kufę p o b ić . . . 9. M ądro odpowiedź.

W jednej nasej góralskiej dziedzinie u- m ar chłop, w tórem u było 104 roki. P rz y ­ chodzi do tej dziedziny jakisik tu ry sta i pyto sie piesego gazdy, w torego śretnół:

— To tu ten 104-rocny chłop um ar?

A kieloz ik, co w y bocycie, takik 100-roc- nyk sie tu w dziedzinie juz narodziło?

P oskroboł sie chłop roz i drugi za u- chem i pado turyście: Ne, wiedzom, co jo

117

bocem, to śie tii unós w se lem sam e m ałe dzieci rodziły . . .

10. W sklepie.

Kupiec: — No, gazdo, kontentny jeście z tego kabota, coście se u mnie kupiół? — G azda: — Je dy ta, je dy ta. Konten­

tny. Nosi go teroz juz cw o rty mój syn, nojm łodsy, bo co go desc poloł, to go w se m niejsy syn m usioł oblekać, tak sie za każdy roz k u r ó ł. . .

11. W ce go wypróbować.

Idzie dziod bez dziedzine i w ce w ejść do chałupy, ale nimoze, bo pies p rzy w ro- tkak dóraz zem baini do niego. Ale zbocył to bez okno gazda i w oło:

—■ P ociez dziadku, pociez, nie bójcie s i e . . .

Dziadek: — Dyć w cem , ale cy mie ten pies nie ukąsi? . . .

G azda: — Ne, dy lem pocie, jo b y to tez rod w cioł wiedzieć, bom go lem w co- ra k u p ió ł. . .

12. Sykow ny.

M ały F ranuś do stry k a:

— S tryku, kied mi docie korune, to w om powiem, co na w os sklepikorz przed ludźmi godoł.

S try k : — Na, tu mos a powiedz!

F.: — No godoł, żeście se tez u niego juz dziś kupili packę ta b a k u . . .

13. Nie wierzy.

M łody parobcok przychodzi do sklepu z bicyklam i, rod by se kupiuł jaki. Kupiec skoce koło niego i ukazuje, chwoli. P a- robcyk se jeden w y b ro ł i powiado: — W iedzom , ten mi sie b ars sykuje, akurat prze mnie, ale jo im go nimozem doraz teroz zapłacić, zapłacem jaz za dw a mie­

siące.

Kupiec: — Ale nie szkodzi i tak dobrze, cemu nie?

P .: — A kiedyż se bedem móg bicykiel zabrać?

K.: — Ne, tez lem za dw a miesionce . . . 14. Mądry sędzia.

— T ak w y K otarba skarżycie W alka Unycke, ze w as nazw oł stary m som arem,

— a jest to choć p row d a? —

— P ro w d a, jak tu stojem , panie sudca!

— No to co tu potem jesce w cecie u sądu, kied powiadocie, ze to je prow da?...

15. Cyie dzieci? (ze Serbie).

Ozeniół sie w dow iec, w tó ry mioł pore dzieci z wdow om , w to ro tez m iała pore.

P otem zaś sie im narodziło pore. Kied sie tak roz te sytkie dzieci społecnie bawiom

■Warzenie „±<ątyG-y“„

na dworze oboje ojcowie uslysą krzyk.

Baba powiado do chłopa:

— Idze poźryj, co tam te dzieci robiom.

Chłop po chwili w raco i pado:

— Ale wies, moje i tw oje dzieci sp rały nase dzieci a jo ik sproł sytkie, to ta be- dom na chwile cicho . . .

11Ś

16. Przed sondetn.

Sendzia: — T ak w y padocie, żeście ten perścionek naseł? . . . No, dobrze, cemu żeście go nie oddoł, kiedeście przecie w ie- dzioł komu patrzy.

Złodziej: — Ale wiedzom, jo go wcioł oddać, ale w środku w nim stoło napisane

„Na zaw se T w ój“ — to przecie zaś taki nie bedem ze byk se go nie zo c h a b ió ł. . .

17. Stryku płać.

— S tryku, a docie mi zaś korune, kied nie zgadniecie tej zagadki, w to rom wom powiem? — pyto sie m ały F ranuś sw ego stryka.

S try k : — Idze zaś ty filozofie, idze, jo wiem, ze ci nie te zagadki chodzi, ale w se lem o korune. Ale godoj, uw idzem y cy sie zaś podarzy te korune dostać.

F ranuś: — To w yciągnijcie juz korune

z duchandzioka, co byk widzioł ze mocie i połuzcie tu na stole.

S try k : — Tu jest, godoj.

F ranu ś: — Pow iecie mi, co mo naso kotka takiego, co nimo zodne inkse zw ie­

rze na św iecie?

S try k : — ? ? E, idź, widzi mi sie, ze nie zgadnem zaś . . .

F ranu ś: — No, kocienta stryk u!

18. Dokładny.

Sendzia: —• No to sie przecie przyzn a­

jecie do tego, ze ście ruciół som siadowi Polew ce d w a pohary z winem do łba? . . .

O skarżony: — Hej, panie sendzia, przy- znajem, ale ten drugi lem przeto, ze pier- sy go nie tra f ió ł. . .

19. W e skole.

U czytel: — A kielo to mo pies zem bów ? Żak: — Na pełnom kufę! —

20. Nagrobek złej babie.

Tu spocyw o na w iecność mo najdrogso zona, Jo mom pokój docesny, w iecny niek mo ona.

Orawianie.

119

O P I S Ś W I N I .

(opracow anie szkolne Zeflika M ądrali).

(G w ara śląska).

. . . Świnia, jako że mo ś ty ry szłapy, to należy do zw ierząt. Świnia zaczyno się łod przodku dwiem a dziurkam i łobtocony- mi mięsem, co sie nazyw o ryjok. Ryjok jest świni bardzo potrzebny, bo go w szan dy w rożo, aby coś w yw óniać, a co zaś w yw ónio, to zaroz pakuje do pyska.

P y sk świni skłodo sie ze zem sków , dłu­

giego języka i tego co tam w rożo. Języ k w łazi prosto do żołądka, k iery przyjm uje w szystko i jest bardzo, srogi, bo każdo Świnia mo wielki ap ety t i żre cięgiem i lo tego sie nazyw o świnią, jak każdy inkszy, k iery łonacy to samo. W szystko żarcie przem iynio sie u świni w p rzesw u rzt i krupnioki, żymloki abo leberka, kiere są skiż tego, bo Świnia żre w szystko, co znojdzie na drodze sw ego żyw ota.

Świnia kończy sie na zadku m ałym o- gonkiem, kierym mele na w szstkie stro ­ ny, bo cego inksego śnim robić nie p ora­

dzi. Cało Świnia stoi na śtyrech patykach, kiere sie n azyw ają nogami. Nogi sięgają od w ierzchu aż na spodek do samej ziemi.

Skiż tego Świnia stoi.

Świnia łoblepiono jest m arasem , pod kierym znajduje sie skóra, kierom Świnia jest łotocona, ab y sie nie łozleciała.

Chłopem od świni jest wieprzek, kiery nigdy nie wie, cemu żyje az go zakatru­

pią.

Dziecko łod świni nazyw o sie prosie.

M ordercą łod świni je m asorz, kiery jom łozonacy. Łod chwoli, łod kierej masorz Świnia zabije to łona juz nie żyje. Ło.

czyszczony zadek łod świni nazyw o sie szynka, kiero każdy rod spuszczo z ape­

tytem , jak mo na to. Inksze kąski od świ­

ni sprzedow o m asorz na mięso, z kierego robi sie nie długo milionerem. Do strze- w ów łod świni w rażo m asorz mięso i in­

ne łodpadki — co sie potym nazyw o kieł­

G azdow skie budowy we Zdiaru.

120

basa. Lepsze koński zjodo m asorz som, lo tego m asorz w o ży tela co pietnoście urzędników do kupy. Świniów jest u nos za tyła. Św inia łoglondać m ożna w szla­

mie i chlywie, na pastw isku i na szpacy- rze, na w si i w mieście. Nasz kraj jest bardzo bogaty w świnie i m ógłby dużo świń w y sy ła ć do inkszych krajów , ino św i­

nie nie chcom bo im jest u nos dobrze. Izby, w kierych m ieszkają świnie, nigdy sie nie schrónio i dlo tego sie chlyw ikam i n azy ­ wają. Głos łod świnie podobny jest do

m laskającego abo chrapiącego człowieka, a w te d y m y nie w iem y, kiery drugiego przedrzyźnio.

Są rozm ańte św inie: jak kiery jest pra- gliw y i łakom y, to padają na niego świnią.

Jak sie dziecko łobćko abo łopaprze, to m am ulka padają, pożądni ludzie, że to już ober Świnia. Jak k iery nie wie czem jest i nosi m antel na łobu ramionach i sprzedo sie za pore złotych to ty ż padają, że Świ­

nia i tak jest.

Karlik z „Kocyndra“.

<3-ćLzie gazda,'? Szru.:Ł£a;j.

21. U doktora.

D októr: — A coz ten w as chłopiec w se sie tak jonko?

M atka: — O nie, lem kied godo!

22. Przy polowaniu.

Pon: — A cy tu na ty k polak jest wielo zajonców ?

Chł.: — O okrutnie wielo! Jo ik w idziof z dwaceć.

Pon: — Ale idze! A kiedy?

Chł.: — Tego roku lem dwa, ale łoń- skiego i przedłońskiego jesce osiemnac.

23. W domu biół sie . . . W domu biół sie hrabia z popem, W to z nik jest ucciw sym chłopem.

Pies z w ieprzkiem g ryz sie pod gankiem, W to z nik jest lepszym barankiem.

G ryzła se kotka ze świniom, W to z nik dom a jest gazdyniom.

25. Chytry.

U czytel: — Jak umze król, to cem zo­

stanie jego syn?

Żak: — Sierotom ostanie.

" —■

Książnica Cieszyńska

C L j i m o J t ^ s

W dokumencie Kalendarz Góralski na Rok 1938 (Stron 116-124)