(G w ara podhalańska).
Roz beł taki bziedny sew cyk, pijak to ta ón nie beł, choć ta nie bez tygo, zeby ta roz za jakiś cas w ódki nie w yp siuł;
110 i wzion i um er.
Tak, jak jus ta sew cykow a dusycka w ysła z tego sm iternego ciała, tak nie
w iele-m yślęcy, idzie do nieba. A ze to śtuk drogi, tak se ta sew cykow a dusycka sła i sła, jaze jom nóżki ozbolały, a sia
dać nie b y ła na chm urach kady, bo beła pogoda.
T ak jus tak idzie i idzie, nóżki juz ji popuchły, bo to sew cyk, jako zw ycajnie, mioł kiepskie buty.
Tak patrzy, a tu takie piekne w rota, całe ze złota i ze śry b ła: a to b y ły nie
bieskie w rota.
Tak sew cyk ow a dusa zacena do tych w rót kołatać.
— Kogo tam P an Bóg prow adzom ? — pyta się św ięty P ieter, co to zaw d y p rzy tych w rotach stoi i dusycki do nieba pu- sco.
Tak sew cykow a dusycka, ze to sew cyk beł nobozny, tak pedo:
— Niech bedzie pokw olony!
— Na wieki! —• rzece św. P ie ter — A któż ta?
— Jo, bziedny sew cyk.
— A to ty, coś dzisiok pom er!
— A juści — pado m ówi sew cyk.
— A m oześ ty złodzij? krodeś skóry?
godoj.
— Nie krodem , jak św iatłość wieku- istom oglóndać zycę, ino to, co z pod no
ża padło.
— A po drugie — m ówi św. P ie te r — nic pusce cie, bo P on Bóg z P anem Je
zusem i P rzenajśw iętsom Panienkom i w szy stkiem y Św iętym i, pośli na spacyr.
Jak Pon Bóg przyńdom ze spacyru, to cie pusce.
— Kiej me straśnie nogi bolom, a niema kaj spocyw ać.
T ak św ięty P ie te r zlitow oł się nad tom sew cykow om dusyckom , bo obocył, ze mo kiepskie buty, tak pow iado m ówi:
— Jus cie pusce, bo mi cie zol, ale po- cózes takie kiepskie b uty wzion na dró-gO r przeciezes sew c
— A bo to św ięty P ie ter nie wiedzom, ze sew c zaw dy w kiepskich butach, abo i bez b utów chodzi?
— To tam u w os kiepskie je urzondzy- nie! — pado m ów i św ięty P ieter.
O tw ar w ro ta i pado do sew cykow y dusycki:
87
— No, w łaź, siądź se tu za drzw iam y i siedź cicho. Mos tam niebieskie sm aty, to się przeobiec: przecie takiego ober
w ańca tu trzym oł nie bede.
A tam za temi drzw iam y b y ły takie oblecenia niebieskie, takie biołe, co jesce bielse niz łabędziow e pierze. T ak ta sew - cykow a dusa przeoblekła się, i tak ji było dobrze, co jesce lepsi, jak kiej sie na św iat narodziła.
Tak p a trz y po tem niebie, a tarę takie cudności, a w syćko sie tak miniło, tak ta tęca, tak cosik pochnioło, ze lepsi jak na polu ną wiesne. T ak sew cykow a dusa se tak m yśli:
— Bedzie mi tu dobrze, zeby me ino ostaw ili!
No i p a trz y na obykoło, a tam takie stojom stołki różne, i b eła strasn o m oc tych niebieskich stołków . Ale nolepsi spo- doboł sie ty sew cow y dusycce jeden sto
łek taki. wielgi, cały w yrobiony ze złota, śrybła i nabijany takem y sw icuńcem y k a
mieniami kiej śkło, a p rz y tem wielgiem stołku stał taki m ały stołecek.
Okropnie ty dusycce sie zachciało na tem stołku siadać, ale się św iętego P ietra bała. Ale za jakiś cas jus i strachu prze- póm niała na ten stołek patrzęcy, no i sia
dła na tem stołku.
A tu patrzy , ze z tygo sto łk a wsyćko na ziemi w idać (bo to beł stołek P ana Boga).
W idzi het całum zimie, jak ludzie o- rzom, pasom bydło, jak ptoki latajom, jak sie baby kłócom, Ż ydy hanglujom, het w syćko! A b y ła tam rzycka, a w ty rzy cce p ra ła baba chusty, ale nie swoje, ino ludzkie.
Tak sew cy k o w a dusa p a trz y na te ba
bę, bo b eła znajoma, a ta baba bierze dw ie kosiule i niesie do krzoków i scho
w ała — ukradła.
T ak się ta dusycka straśnie ozgniw ała i zacena do ty b ab y w rz escy ć : „Nie k ra dnij"! — ale kiej tam ! baba nie sły sała bo g rz y sn y niebieskiego głosu nie słysy, a po drugie, ze było daleko ty babie do nieba.
Tak w ty złości, niewiele m yślęcy, ta dusycka łap za ten stołecek m ały i w te babe!
88
W to ocymgnienie w ro ta zaskrzypiały {niby te niebieskie), tak sew cy kow a dusa sie schow ała w ten kącik za drzw iam y.
I przysed Pon Bóg ze szpacyru, 1 Pon Jezus, i Panienka P rzenajśw iętso, i w sys- Święci, i jamiołowie — okropna sie łona zrobieła.
Jam iołow ie zaceni grać tak pieknie, co jas sew cykow a dusycka od radości mgla- ła.
P od ten trakt, Pon Bóg se usiedli na tem stołku, co to na niem sew cykow a dusa siedziała, i padajom :
— Dejcie mi ta stołecek pod nogi!
Tak jam iołowe dalej sukać stołecka, a tu nie m a nikaj.
Jak wzieni sukać, tak znaleźli sew cy- kowom dusycke za temi drzw iam y.
Tak dopiro pytajom sie:
— Co ty tu robis?
A ta dusycka z w ielgem strachem pado mówi, ze jom tu św ięty P ie ter puścił.
T ak jom zaprow adzili do P an a Boga, i jus się w ięcy nie bała.
A P an Bóg zaraz, ze to w syćko w ie
dzom, tak padajom :
— Kajś podzioł mój stołecek?
I X
-, -, , ,
• i
. N,
( f i 1- \ 0 *
Sit *4 V
V
89 Tak sew cyk ow a dusycka dopiero m ó
wi, co i jak beło, ze tem stołeckiem cisła na te babe.
Tak P on Bóg tak pedzieli:
— Kiej cie jus św ięty P ie ter puścił, to se tu siedź, ale b y ci sie cyściec przydol.
Widzis, nie trz a się zaroz tak gniwać, choć co złego widzis. Jo żebym się chcioł
tak cięgiem gniewać, tobym juz nie miot na cem siedzieć, ty ła złego ludzie robiom!
Bo P on Bóg som dobrzy: choć co złe
go widzom , to cekajom. — Mozę, pada- jom, się zły popraw i.
A jak sie popraw i, to sie w sy scy w nie
bie ciesom, jam iołow ie zaroz grajom pie
knie od ty radości.
SA A vw N >vA A A A A A A A /^V A A A /V W W >A A /V N A /\A A /V V N A /W y>A ^V vV V V \£yV V V V V V V W
JAN PTO S: