81
rB
W s e l i n f e c o . J
□Jan P toś:
0 królu Macieju i mądrym gaździe Suloku.
(Z anegdot góralskich na Spiszu, w żdziarskiej gw arze.) B ył w U hrach roz w ielgi król i mocny,
w ołoł się M atjasz, po nasem u Maciej. F aj
ny to by ł król i spraw odliw y, jakiego nie było nigda, ani przedtem , ani potem. A juz chłopski noród w om na cuda rod wi- dzioł, i jacy naseł kopkę casu, rucoł sytko i seł m iendzy chłopów. W androw oł tak po całej krainie przew lecony to za hajdu
ka, to za chłopa a m ało-w ielo to i za dzia
da. Lem niekiedy jechoł se jako król w pieknem odzieniu, na koniu a za nim ker- del panów. Ale ani w te d y sie nie w agow oł przyblizyć ku ludu. W stępow ał do chałup, ozpraw ioł z gazdam i, w y p y to w o ł sie s y t
ko, onacył: a kied trz a było, to i poradziół i spónióg. A bieda b y ła tem u panowi, na którego sie chłopstw o skarżyło. Ej, w e ra w om powiem, ze bieda! Na takiego pana to on juz mioł m ark potem na długo!
Nie bars ta ten król panów rod widzioł, bo mu cięgiem głow ę susyli: jeden o u- rząd, inksy o m ajątek a jesce inksy o pen
sjom. Nijak sie im nimóg ognać. P rośb ów w se mieli dość.
Roz sie zdarzyło, że sie król tez tak wcioł pizejechać po krainie i trochę z gazdam i poospraw iać. Jedzie se, jedzie na pięknym koniu, obziero sie naokoło po lasach, po polach — bo b y ła w iosna — a za 111111 ciżba panów . P anow ie, po sta remu, ten o to pyto, tam ten o drugie, kozdy o swoje. Król ich zbyw o, jak może, ale oni dociepiajom i dociepiajom, jaz to króla poceno godnie m ierzieć. A byli juz na Spisu. Jak tak jadom od Lubow ńie ku Gniozdom, p a trz y król a tu p rzy drodze orze stary, siw y chłop porom w ołów , pod jarzec. Kied sie w p a trzó ł lepi, poznoł gaz
dę. B ył to W a w rze k Sulok, ćo z królem bez długie roki na w ojnę chodzowoł. U ra- dowoł sie król, ze W aw rzek jesce żyje i
dobrze w sile sie trzym o. Stanół i zaw w ołoł:
— Dej Boże scenście, gospodorzu!
— Dej Boże zdrow ie! — odpowiado gazda. Poznoł doraz króla i zatrzymoł w oły. Doł im po kapce siana i przyseł królow i rękę pobośkać.
Król poźroł lepi na chłopa, m rógnół zna- conco, bo sie dobrze znali i pyto:
— Jakże ta W aw rzku, jesce daleko?
— Ej, ik Miłość, juz ta niedaleko, bo jacy na rogi — odpowiado Sulok.
Król pokiwoł głow om i zaś:
— No, a kieloz jesce z trzy c eć dwa?
— Lem dw anac — na to W aw rzek.
Królowi sie figle zaśw ieciły w ocak i znow u do Suloka:
— A umioł byś ty te w o ły dobrze po
doić?
— Jesce jak, ik M iłość! — zaśm ioł sie chłop.
—No, to ik ta podój, ale dobrze! — pa- do król. P odoł chłopu rękę i rusół dali a panow ie za nim. Ale nijak sie im nie mo
gło w głow ie pom ieścić to królew skie z chłopem godanie, bo nic ś niego w yrozu
m ieć nie mogli. A okrutnie by byli radzi wiedzieć. P od ziew tó ry śm ielsy sie ku królow i przyblizow oł i p ytoł: — Królu, pow iedz nom — ale król ani słyseć. — Nie pow iem i niepowiem . — Ale panowie zaś sw oje i swoje. Król, coby juz ś nimi mioł pokój, roz pado : — Telo mi susycie głow ę o wselinieco. Jak zgadniecie o cem jek z tym gazdom godoł, to w om juz po wóli urobiem, ale Boże zachowoj, cobyś- cie sie gazdy śli pytać, bo w te d y wom nic nie dom!
I mioł od nik doraz pokój. Bez calom drogę ku P eśtu ozm yślali i ozmyślali. Ale sytko darmo, nic nie zgadli Kied sie
nało-85 mali głow y, uradzili, coby potajom ki je
chać za chłopem. Niek im powie.
Jak uradzili, tak zrobili. W ybrało sie ik pore i jadom. P rzyjechali, obzierajom sie po polu. O tu jest! Uwidzieli Suloka, sa- dziół grule. Poscenścili pieknie, przybliży
li sie. Zagadujom to o tem, to o tam tem , jaz naroz:
— Pow iedz-ze nom, coś to w ted y z królem godoł, kied m y tu ś nim byli!
Sulok sie uśm iechnół do siebie i doraz z m iejsca powiado:
— Nie powiem, niech wom król powie.
— Ale panow ie nie dali sie odbyć — za- płacym y ci, kied nom powieś. — Chłop ozm yślowoł, niby uw azuje, cy mo, cy ni- mo a naostatku m ówi: — Kied juz tak końcem w cecie w iedzieć, to coz jus z wami robić: powiem wom, ale dajcie dut- ki tu, bo panom ta nie w ierzy ć; T rzy sto talarów , inacy ani słow a nie powiem. — B yła to kupa pinienztw a i prze panów, ale co mieli robić, w yjeni i dali. Chłop za- garnół, schow oł i powiado:
— P ierse mie król pyto, „jak jesce dale
ko!" — Pedzioł jek, ze juz jacy na rogi.
Bo iście jus jacy na rogi wołom dowi-
•dzem, dali nie.
Dopiero sie panom rozjaśniło pod cop- kami. Lem -ze im tez m arkotnie było, ze to sami nimogli zgodnonć. W cieli to pilno skońcyć i pytajom sie:
— A co było dalse i co miało znacyć?
— G azda im na to: — za trz y sto talarów jek w om dość powiedzioł. W iency nie po
wiem, chebal, ze docie 500.
P anow ie lapili jan cykrystow ać i skokać do W aw rzk a: — toś m ało dostoł stary kujonie, jesce w ces w iency! P arz, co ci nie przyło zym y, ale na kufę!
Ale W aw rzek nie był chłop bojacny, ani lem nie m rógnół: — len sie mie woźcie rusyć — powiado — a uwidzicie, co wom król zrobi! Docie 500 talarów , to wom jes
ce powiem a kied nie, to nie. Jo niedbom.
P anów doraz godnie popuściło, ucisyli sie trochę poradzili miendzy sobom, po
tem poskładali sie natyk 500 talarów, dali i — godoj!
Sulok schow oł piniondze, dzie móg i juz godo:
— P otem sie mie król pyto, ze „kieloz jesce z trzy cećd w a!" —■ Pedziołjek, ze lem dw anac, bo telo mi jesce iście ostało z moich 32 zembów. Mało.
P anó w mogło potargać od złości, ze to takie proste a oni nie zgadli. Źle poźreli na chłopa i co b y to ostatnie dopedzioł.
Ale on dzie tam, ani słyseć. — Kied do- rucicie ku tym 800 jesce 200 talarów , to hej, kied nie, to idźcie z Bogiem!
Do panów złość w jechała, ze lemlem nie skocyli na chłopa, ale przecie sie spa- mieniali i po chwili uzbierali i ty k 200 ta larów i dali.
Gazda juz nimioł dzie piniendzy scho
w ać, telo ik było; w zion kosyk, w y su ł grule, nasuł talaró w i obraco sie ku p a
nom: — Pieknie w os panow ie p rzepytu- jem, doraz wom i to trzecie dopowiem, ale skorzej odniesiem se te piniondze du domu. To bedzie iste; doraz sie w rócem .
Panow ie widzieli, ze stary m gazdom nie poradzom io juz i na to przystali, lem coby był to juz b y ł sytkiem u koniec. I chłop w artk o odeseł. — Ej, dali b y oni W aw rzkow i, kieby sie nie byli boli króla.
Nakleni, naterem tetow ali, jak pogani; ale gazda juz by ł tu. Duskiem obróciół. S ta- nół se przezornie za w orkiem gruli.
—• No, teroz wom to juz m ozem dope- dzieć. Król sie mnie naostatku spy toł: „a umioł byś ty te w o ły dobrze podoić?" — Jo pedzioł, ze hej.
— Noi, noi? — pytajom sie panowie.
— Noi, — jek w os juz i podojół! — w artko dokońcół W aw rzek Sulok i pocon pilno dali grule sadzić.
86
Zebrał i zilustrował Antoni Piotrowski.