• Nie Znaleziono Wyników

Zaklynte wojsko*

W dokumencie Kalendarz Góralski na Rok 1938 (Stron 103-108)

(N arzecze podhalańskie).

W B abiejgorze spi w ojsko zaklynte. S ta ­ ło sie roz, ze jedyn siedlok z M utnego w ióz na przedoj do Ż yw ca zboze. Kie tak idzie z w ozym , zrazu jeden oficyrz w o- jyński p rzy seł przed niego i p ytoł sie go, z a kielo by mu przedoł w sy stk o to zboze. Ale mu nie chcioł dać telo, kielo pytoł, bo siedlok p ytoł muoc. W te d y po- w iedzioł siedlokowi pficyrz, ze dziekol- w iek pudzie z tym zbozym, tak w iy n cy i tak nie dostanie.

I skutecnie uchodziół sie ty n chłop w se- lidzie z tym zbozym, ale tak było, jako m u tyn oficyrz powiedzioł. W raco ł sie tak

tom istom drogom do dómu, a na tym istym mićścu, dzie piyrw i, zaś stoł tyn oficyrz, a zboze od siedloka kupiół. Len go pytoł, cy b y mu go nie zaw ióz tam, dzie un byw o. Siedlok przyślubiół i zbo­

ze dowióz do jednej w ielkiej pajty, w któ­

rej na ziym i spało m noho w ojska. Oficyrz siedlakow i powiedzioł, zeb y sie w arow oł dachtorem u śnich sie dotknóć cego. Ale kie siedlok b y ł niepozorny, stom piół jedne­

mu na noge. T y n sie przebudziół, ze jesce niy. T ak siedlok ze strach ym w y se ł z paj­

ty, a pojechoł dali. Kie sie obeźroł, juz nie

było tam nic. , ^

0 wilkach, wilhołbacti i czarownicy lagnie.

ciem nością zimowej nocy.

Kopiec ów, to w zemi w ykop ana izdeb­

szono w szystkich znaczniejszych sąsia­

dów i sąsiadki, a państw o m łodzi dobrze się nauwijali, nim tej ceremonii zaprosin

stało się zadość. B ieda tylko b y ła z ty m : błocie zatopił. Dopiero pastusi, chodząc za czajczym i jajkami, w trz y dni go od­ lepiankę skleciła, ogrodziw szy całą posia­

dłość chróstem , dziwne zioła i k w iaty

I Górze, złego rozkazów słuchać. Ale cóż, I kiedy W acho, choć mu Jagna bardziej niż I Magda do serca przypadła, w ielce w ygo­

li dy m iłujący, w ziął tam tą, bo m iała w edle swej m iary srodze w ielką pierzynę! P o- 1 stanow iła ted y W aw rzynicha zemstę, a w 1 noc, poprzedzającą w esele, długie ze zły- 1 mi odbyw ała narody, i za raz ze rw ała I się w ichura, sypnął śnieg, a zam ieć b y ła 1 taka, że w eselnicy, choć dzień biały, z 1 ledwością do kościoła zajechali, kilkakro­

tnie w padając z końmi i saniami do ro- 1 wu.

P od osłoną jednak strzechy w ciepłej izbie prędko zapomniano o niew ygodach I podróży. Gdy po sutym i tłusty m jadle zaczęły k rąży ć półkw aterki z w ódką i

pi-I

sołych o krzyków ; gdy już naw et ociężała

z tęgości Sobocina, ująw szy w pół sąsiad­

kę Józw ow ą, rów nież w sobie podufałą kobietę, jęła z nią okręcać takie mlyńce, że aż od tego pędu świece na szynkwasie pogasły; gdy sta ry Sobota z ojcem mło­

dej, M aciejem Kukawką, nalew ając sobie coraz now e półkw aterki, doszli już do ze­

nitu w ynurzeń przyjaźni, a jeden drugie­

mu w szystko, • niby z tej przyjaźni, poda­

row ał, prócz gruntu i b ab y — drzw i ze dw oru do sieni ro z w arły się z łoskotem, a po chwili ow iana tum anem śniegu w pa­

dła do izby, ro ztrącając stojących przy drzw iach, Jagna W aw rzonow a. W krasnej chuście na głowie, w granatow ym kaba­

cie z czerw onym i obszyw kam i, z tw arzą 103

wem, już w esołości nie było m iary, bo i żydkow ie, w ym arzłszy na saniach, z w ię­

kszym anim uszem jęli się sw ych instru­

mentów. To też naw et (en i ów z pow aż­

nych gospodarzów , zarzuciw szy połę od sukm any na rękę, brał spod ściany niby opierającą się sasiadkę i puszczał się w tany, aż za d ry leciały, a w elniaki na ta ­ necznicy tylko furkały w pow ietrzu. Nie trzeb a dodaw ać, że i pan m łody nie za sy ­ piał gruszek w pop:ele, a welon panny młodej, jak biały obłok, unosił się nad tańczącym i. Do taktu oberka pochylały się naw et płomienie łojówek i kaganków .

Gdy tak zabaw a w re, a karczm a trz ę ­ sie się od łom otu podkutych butów i w

e-ow ianą m roźnym pe-ow ietrzem , w yglądała na podziw młodo i pięknie. S tał Sobota, jak w ry ty w podłogę, gębę ro z w arł z wielkiego dziwu, i zdało mu się, że daw ne lata. w róciły, Najpierw opam iętała się So­

bocina, puściła więc z rąk Józw ow ą i po- skoczyła ku Jagnie W aw rzonow ej.

A w oczach pijanego S oboty w ydało się, że kopę siana w iatr w ieje po izbie w p ro st na Jagnę; chciał w ołać: „Ustąp s ię !“ ale naw et Jagna, w y rw a w sz y z za pasa moczone w czarach witki, jęła nimi oganiać po izbie tańczących. P ie rw sz a do­

stała uderzenie rózgą Sobocina, i w jednej chwili zam ieniona w w ilczycę, poczęła, skomląc, uciekać z izby, gubiąc po dro­

104

szych plemion słow iańskich, mieszkają­

cych u brzegów O dry, zw ano niegdyś W ilkami. Miał w ilcze zęby w herbie Ste­

fan B atory, z czego, jak przypuszcza Wój­

cicki, poszło p rzy słow ie: „P okazać komuś zęb y “. Nie jedno bowiem pismo tego dzielnego króla, opatrzone pieczęcią z wilczym i kłami, nabaw iało większego strachu, niż cała paszcza prawdziwego wilka. „W ilk ozionął“ mówi inne przysło­ niegdyś popularności tego szkodnika, dziś tylko już zrzadka na K resach spotyka­

już całkiem jest pełen skruchy w następu­

jącej legendzie.

P rz y k rą i ciężką b y w a zima dla k aż­

dego stw orzenia. Krótkie dni słabo i rz ad ­ ko rozw esela pogodne a cieple słońca ob­

licze, które, jak ten śpioch, podniósłszy zaledw ie głow ę od horyzontu, usłanego miękkimi sm ugam i lasów, znów się do snu zabiera. Noce za to, zw łaszcza księżyco­

we, pełne są tajem niczych uroków . Zie­

m ia p o k ry ta śniegiem b ły szczy w p ro ­ mieniach m iesiąca m iliardam i b ry lan to ­ w y ch blasków , urągając ludzkiej nędzy, albo może daje tym poznać, że jeszcze

zimna ludzisków! „Pod Twoją obronę"

odm aw ia podróżny, gdy w śród zawianego śniegiem pola ujrzy pod figurą Matki Bo- kiej skurczone od mrozu i głodu wilczy­

ska, które, nim jutrzenka rozproszy nocne cienie, a ludzie ku czci Królowej Niebios zapalą grom nice, ślepiami swymi świecą P rzen ajśw iętszej Panience. Tak co rok to pow tarzają w każdą noc wigilijną do Grom nicznej. A zeb raw szy się w większe grom ady, w y ją m iłosierdzia proszącym głosem, że N ajśw iętsza Panienka, która za w szelkim stw orzeniem umie wstawiać się przed tronem Najw yższego, w kilka

105

wielkie a nieznane skarby k ryje w sw ym łonie. W pow ietrzu cisza, a m gła w ieczor­

na, zamieniona w drobny pyłek, p rz y sła ­ nia nieco dalsze rozłogi. M isterne w itki brzozy, kolczasta choinka w piękny deseń ułożone igiełki św ierka, w szystko w mia­

rę, jak ów sre b rz y sty pyłek, opada, po­

k ry w a się odśw iętną a w spaniałą szatą o- kiści.

„Idzie luty — spraw iaj chłopie, b u ty “ — zda się przypom inać m roźny pow iew w ia ­ tru, a zima, k tó ra pod koniec stycznia po­

częła opadać na siłach, znów w zm ogła się znacznie. To też „Pod Tw oją obronę ucie­

kam y s ię !“ — szepczą usta pokulonych od

niedziel po ow ym święcie, zaw sze koniec zimy w yprosi.

sje sjs

*

Dla pięknego W ilna wilk w yśw iadczy!

ponoć ongiś bezw iedną a w ażną usługę, pierw szą bow iem m yśl w ystaw ienia zam­

ku w ileńskiego pow ziął Gedymin, biorąc asum pt ze snu, k tó ry miał, spoczyw ając w śród borów , k tóre niegdyś ten gród sta­

ro ży tn y n ieprzebytym pasm em otaczały.

Na górze, dziś Zam kow ą zwanej, ukazał się księciu w e śnie wilk zak uty w zbro­

ję, a zw ierz ten, jako rycerskie godło, nasunął m yśl uczynienia gó ry obronną.

106

To też zamek wileński nieraz potem wilcze zęby K rzyżactw u pokazyw ał.

Słowem, po koniu i psie, wilk z po­

śród wszelkiego zw ierza najw iększą w życiu naszych przodków ongi o dgry w ał rolę, a choć słusznie szkodnikiem zw an,

przynosił często korzyść, u przątając np.

pobojowiska, zw łaszcza gdy nie było cza­

su na grzebanie poległych. Chronił on tym sposobem niejednokrotnie całe okolice od zarazy, nie będzie w ięc od rzeczy, gdy mu się tych kilka w spom nień poświęci.

K a r o l B e r g e r

NA GRÓNIU...

Ognie zab łysły na gróniu.

B acza w y gryw o na trąbie,

Dzwonki owiec głośno dzw onią . . . I pieśń płynie w dal!

Zeszli się juhasi młodzi, Do tańca się w net puścili.

Jurek w tańcu rej to w o d z i.

H e j!. . . a bacza gra!

Grejże baczo, grej wiesioło . . . Niech se potańcują m ło d z i! ...

Hej! juhasi, tańczcie w koło!

A ty baczo grej!

Aż echa za g rały w lesie, T ak wiesioło jest na g ro n iu !..

W doliny w iatr śpiew y n ie s ie , Hej! aż serce d r ż y ! . . .

■“

W dokumencie Kalendarz Góralski na Rok 1938 (Stron 103-108)