(N arzecze podhalańskie).
W B abiejgorze spi w ojsko zaklynte. S ta ło sie roz, ze jedyn siedlok z M utnego w ióz na przedoj do Ż yw ca zboze. Kie tak idzie z w ozym , zrazu jeden oficyrz w o- jyński p rzy seł przed niego i p ytoł sie go, z a kielo by mu przedoł w sy stk o to zboze. Ale mu nie chcioł dać telo, kielo pytoł, bo siedlok p ytoł muoc. W te d y po- w iedzioł siedlokowi pficyrz, ze dziekol- w iek pudzie z tym zbozym, tak w iy n cy i tak nie dostanie.
I skutecnie uchodziół sie ty n chłop w se- lidzie z tym zbozym, ale tak było, jako m u tyn oficyrz powiedzioł. W raco ł sie tak
tom istom drogom do dómu, a na tym istym mićścu, dzie piyrw i, zaś stoł tyn oficyrz, a zboze od siedloka kupiół. Len go pytoł, cy b y mu go nie zaw ióz tam, dzie un byw o. Siedlok przyślubiół i zbo
ze dowióz do jednej w ielkiej pajty, w któ
rej na ziym i spało m noho w ojska. Oficyrz siedlakow i powiedzioł, zeb y sie w arow oł dachtorem u śnich sie dotknóć cego. Ale kie siedlok b y ł niepozorny, stom piół jedne
mu na noge. T y n sie przebudziół, ze jesce niy. T ak siedlok ze strach ym w y se ł z paj
ty, a pojechoł dali. Kie sie obeźroł, juz nie
było tam nic. , ^
0 wilkach, wilhołbacti i czarownicy lagnie.
ciem nością zimowej nocy.Kopiec ów, to w zemi w ykop ana izdeb
szono w szystkich znaczniejszych sąsia
dów i sąsiadki, a państw o m łodzi dobrze się nauwijali, nim tej ceremonii zaprosin
stało się zadość. B ieda tylko b y ła z ty m : błocie zatopił. Dopiero pastusi, chodząc za czajczym i jajkami, w trz y dni go od lepiankę skleciła, ogrodziw szy całą posia
dłość chróstem , dziwne zioła i k w iaty
I Górze, złego rozkazów słuchać. Ale cóż, I kiedy W acho, choć mu Jagna bardziej niż I Magda do serca przypadła, w ielce w ygo
li dy m iłujący, w ziął tam tą, bo m iała w edle swej m iary srodze w ielką pierzynę! P o- 1 stanow iła ted y W aw rzynicha zemstę, a w 1 noc, poprzedzającą w esele, długie ze zły- 1 mi odbyw ała narody, i za raz ze rw ała I się w ichura, sypnął śnieg, a zam ieć b y ła 1 taka, że w eselnicy, choć dzień biały, z 1 ledwością do kościoła zajechali, kilkakro
tnie w padając z końmi i saniami do ro- 1 wu.
P od osłoną jednak strzechy w ciepłej izbie prędko zapomniano o niew ygodach I podróży. Gdy po sutym i tłusty m jadle zaczęły k rąży ć półkw aterki z w ódką i
pi-I
sołych o krzyków ; gdy już naw et ociężałaz tęgości Sobocina, ująw szy w pół sąsiad
kę Józw ow ą, rów nież w sobie podufałą kobietę, jęła z nią okręcać takie mlyńce, że aż od tego pędu świece na szynkwasie pogasły; gdy sta ry Sobota z ojcem mło
dej, M aciejem Kukawką, nalew ając sobie coraz now e półkw aterki, doszli już do ze
nitu w ynurzeń przyjaźni, a jeden drugie
mu w szystko, • niby z tej przyjaźni, poda
row ał, prócz gruntu i b ab y — drzw i ze dw oru do sieni ro z w arły się z łoskotem, a po chwili ow iana tum anem śniegu w pa
dła do izby, ro ztrącając stojących przy drzw iach, Jagna W aw rzonow a. W krasnej chuście na głowie, w granatow ym kaba
cie z czerw onym i obszyw kam i, z tw arzą 103
wem, już w esołości nie było m iary, bo i żydkow ie, w ym arzłszy na saniach, z w ię
kszym anim uszem jęli się sw ych instru
mentów. To też naw et (en i ów z pow aż
nych gospodarzów , zarzuciw szy połę od sukm any na rękę, brał spod ściany niby opierającą się sasiadkę i puszczał się w tany, aż za d ry leciały, a w elniaki na ta necznicy tylko furkały w pow ietrzu. Nie trzeb a dodaw ać, że i pan m łody nie za sy piał gruszek w pop:ele, a welon panny młodej, jak biały obłok, unosił się nad tańczącym i. Do taktu oberka pochylały się naw et płomienie łojówek i kaganków .
Gdy tak zabaw a w re, a karczm a trz ę sie się od łom otu podkutych butów i w
e-ow ianą m roźnym pe-ow ietrzem , w yglądała na podziw młodo i pięknie. S tał Sobota, jak w ry ty w podłogę, gębę ro z w arł z wielkiego dziwu, i zdało mu się, że daw ne lata. w róciły, Najpierw opam iętała się So
bocina, puściła więc z rąk Józw ow ą i po- skoczyła ku Jagnie W aw rzonow ej.
A w oczach pijanego S oboty w ydało się, że kopę siana w iatr w ieje po izbie w p ro st na Jagnę; chciał w ołać: „Ustąp s ię !“ ale naw et Jagna, w y rw a w sz y z za pasa moczone w czarach witki, jęła nimi oganiać po izbie tańczących. P ie rw sz a do
stała uderzenie rózgą Sobocina, i w jednej chwili zam ieniona w w ilczycę, poczęła, skomląc, uciekać z izby, gubiąc po dro
104
szych plemion słow iańskich, mieszkają
cych u brzegów O dry, zw ano niegdyś W ilkami. Miał w ilcze zęby w herbie Ste
fan B atory, z czego, jak przypuszcza Wój
cicki, poszło p rzy słow ie: „P okazać komuś zęb y “. Nie jedno bowiem pismo tego dzielnego króla, opatrzone pieczęcią z wilczym i kłami, nabaw iało większego strachu, niż cała paszcza prawdziwego wilka. „W ilk ozionął“ mówi inne przysło niegdyś popularności tego szkodnika, dziś tylko już zrzadka na K resach spotyka
już całkiem jest pełen skruchy w następu
jącej legendzie.
P rz y k rą i ciężką b y w a zima dla k aż
dego stw orzenia. Krótkie dni słabo i rz ad ko rozw esela pogodne a cieple słońca ob
licze, które, jak ten śpioch, podniósłszy zaledw ie głow ę od horyzontu, usłanego miękkimi sm ugam i lasów, znów się do snu zabiera. Noce za to, zw łaszcza księżyco
we, pełne są tajem niczych uroków . Zie
m ia p o k ry ta śniegiem b ły szczy w p ro mieniach m iesiąca m iliardam i b ry lan to w y ch blasków , urągając ludzkiej nędzy, albo może daje tym poznać, że jeszcze
zimna ludzisków! „Pod Twoją obronę"
odm aw ia podróżny, gdy w śród zawianego śniegiem pola ujrzy pod figurą Matki Bo- kiej skurczone od mrozu i głodu wilczy
ska, które, nim jutrzenka rozproszy nocne cienie, a ludzie ku czci Królowej Niebios zapalą grom nice, ślepiami swymi świecą P rzen ajśw iętszej Panience. Tak co rok to pow tarzają w każdą noc wigilijną do Grom nicznej. A zeb raw szy się w większe grom ady, w y ją m iłosierdzia proszącym głosem, że N ajśw iętsza Panienka, która za w szelkim stw orzeniem umie wstawiać się przed tronem Najw yższego, w kilka
105
wielkie a nieznane skarby k ryje w sw ym łonie. W pow ietrzu cisza, a m gła w ieczor
na, zamieniona w drobny pyłek, p rz y sła nia nieco dalsze rozłogi. M isterne w itki brzozy, kolczasta choinka w piękny deseń ułożone igiełki św ierka, w szystko w mia
rę, jak ów sre b rz y sty pyłek, opada, po
k ry w a się odśw iętną a w spaniałą szatą o- kiści.
„Idzie luty — spraw iaj chłopie, b u ty “ — zda się przypom inać m roźny pow iew w ia tru, a zima, k tó ra pod koniec stycznia po
częła opadać na siłach, znów w zm ogła się znacznie. To też „Pod Tw oją obronę ucie
kam y s ię !“ — szepczą usta pokulonych od
niedziel po ow ym święcie, zaw sze koniec zimy w yprosi.
sje sjs
*
Dla pięknego W ilna wilk w yśw iadczy!
ponoć ongiś bezw iedną a w ażną usługę, pierw szą bow iem m yśl w ystaw ienia zam
ku w ileńskiego pow ziął Gedymin, biorąc asum pt ze snu, k tó ry miał, spoczyw ając w śród borów , k tóre niegdyś ten gród sta
ro ży tn y n ieprzebytym pasm em otaczały.
Na górze, dziś Zam kow ą zwanej, ukazał się księciu w e śnie wilk zak uty w zbro
ję, a zw ierz ten, jako rycerskie godło, nasunął m yśl uczynienia gó ry obronną.
106
To też zamek wileński nieraz potem wilcze zęby K rzyżactw u pokazyw ał.
Słowem, po koniu i psie, wilk z po
śród wszelkiego zw ierza najw iększą w życiu naszych przodków ongi o dgry w ał rolę, a choć słusznie szkodnikiem zw an,
przynosił często korzyść, u przątając np.
pobojowiska, zw łaszcza gdy nie było cza
su na grzebanie poległych. Chronił on tym sposobem niejednokrotnie całe okolice od zarazy, nie będzie w ięc od rzeczy, gdy mu się tych kilka w spom nień poświęci.
K a r o l B e r g e r
NA GRÓNIU...
Ognie zab łysły na gróniu.
B acza w y gryw o na trąbie,
Dzwonki owiec głośno dzw onią . . . I pieśń płynie w dal!
Zeszli się juhasi młodzi, Do tańca się w net puścili.
Jurek w tańcu rej to w o d z i.
H e j!. . . a bacza gra!
Grejże baczo, grej wiesioło . . . Niech se potańcują m ło d z i! ...
Hej! juhasi, tańczcie w koło!
A ty baczo grej!
Aż echa za g rały w lesie, T ak wiesioło jest na g ro n iu !..
W doliny w iatr śpiew y n ie s ie , Hej! aż serce d r ż y ! . . .
■“