KOŁAKOWSKIEGO
Od czasu do czasu pojawia się na ryn
ku księgarskim książka dla niedorosłego odbiorcy, która jest prawdziwym rarytasem wydawniczym. Głównie z powodu zaska
kującego czytelników autorstwa. W roku 2002 z pew nością tego typu książką dla dzieci była „odkryta” w Nowym Jorku i w y
dana w Polsce po ponad stu latach od jej pow stania (1896) obszerna baśń naszej
w ielkiej rodaczki, w ielostronnie uzdolnio
nej artystki, Heleny Modrzejewskiej pt. Titi, Nunu i Klembolo czyli przygody dwóch li
liowych chłopczyków i psa o sześciu no g a c h 1 . Sądzę, że w roku 200S za ta k ą książkę można uznać powiastkę dla ma
łych dzieci Leszka Kołakowskiego pt. Kto z was chciałby rozweselić pechowego no
sorożca?2
Nie jest to wprawdzie pierwsza bajka tego autora, ale pierwsza wydana w pięk
nej edycji książki dziecięcej. Przypomnij
my, że Leszek Kołakowski obdarzył czy
telników w latach sześćdziesiątych pozycją 13 bajek z królestw a Lailonii dla dużych i małych, która w późniejszych wydaniach z lat dziewięćdziesiątych została poszerzo
na o czternastą przypowieść pt. Wielki głód, zatrzym aną wcześniej przez cenzurę. Edy
cję z końca minionego stulecia uzupełniają nadto Cztery bajki o identyczności, Legen
da o cesarzu K enedym : now a dyskusja antropologiczna oraz Ogólna teoria nie- uprawiania ogrodu3. W arto zw rócić uwa
gę na adresata w p isa n e g o w ty tu ł tych bajek: „duzi i mali”. A więc zapewne doro
śli (na pierwszym miejscu!) oraz dzieci (na m ie js c u d ru g im ). Ci d ru d z y m o g ą się
w praw dzie „zanurzyć” w fabule utw orów i ulec magii wykreowanego świata bajko
wego, ale zapewne nie zrozum ieją do koń
ca aluzji i podtekstów. Nie sposób jednak
że nie dostrzec pewnej dwuznaczności tak sformułowanego tytułu, zwłaszcza jeśli wie
my, że autor je st filozofem. A może okre
ślenie „dla dużych i małych” wcale nie od
nosi się do dorosłych i dzieci, a chodzi tu raczej o nasze miejsce w świecie i indywi
dualny w ym iar człowieczeństwa?
Bajka - jak wiadomo - jest gatunkiem alegorycznym (korzysta z pewnego rodzaju
„m aski”) i w takiej konwencji odbiorca ją odczytuje. Od jego w iedzy i kompetencji zależy zatem dostrzeżenie sensów ukry
tych, a w ię c ja k o ś ć o d bioru. Nie ulega wątpliwości, że taki mechanizm musi to
warzyszyć percepcji bajek Kołakowskiego, które s ą przypow ieściam i filozoficznym i, nasyconymi nadto elementami polityczny
mi, w mniejszym stopniu społeczno-oby
czajowymi. Zapewne - poza osobą autora - także z tego powodu czujność cenzury była wyjątkowa.
G enezę i losy prezentow anej tu ba
jeczki - tym razem przeznaczonej dla dzie
ci, o czym św iadczy jej szata edytorska i graficzna (choć nie jest to do końca je d noznaczne, ponieważ dobra książeczka dla dzieci z reguły jest wieloadresowa!) - w y
jaśnia sam autor, pisząc:
Książeczka niniejsza została napisana w 1966 r. dla mojej córki i została złożona w wydawnictwie, które zamierzało ją ogłosić. Jednakże czujna cenzura naszej PRL-owskiej ojczyzny nie dopuściła do tego, by utwór, który groził tak złowrogimi skutkami dla całej ludzkości, został ogłoszony.
Skonfiskowany tekst leżał więc gdzieś w archiwum, póki ktoś (autor nie wie, kto mianowicie) nie odkrył go po latach, by wydać w tak zwanym drugim obiegu.
Po kilkunastu latach wraca do zwykłego obiegu dzięki życzliwości Muchomorów.
Taka adnotacja na okładce książki jest jej doskonałą rekom endacją. Nie chodzi tu o fakt tworzenia tekstu z m yślą o w ła
snym dziecku (d zie cia ch ) bądź w nuku, gdyż nie je s t to w literaturze dziecięcej zjawisko niezwykłe, a raczej dość typowe.
Ale któż nie chciałby poznać powodów, ja k ie z a trw o ż y ły c e n z u rę w y d a w n ic z ą (w przypadku te kstó w Leszka K ołakow skiego nie po raz pierwszy).
Fabuła tej bajeczki zwierzęcej jest dość prosta. Bohaterem je st nosorożec, zw ie
rzę tyleż potężne, co silne, przy tym uzbro
jone w niebezpieczny róg, który może siać zniszczenie. Mam y zatem do czynienia z bohaterem egzotycznym, ale z reguły nie budzącym sympatii, w dodatku mało fre- kwencyjnym w literaturze dla dzieci. Uka
zany nosorożec jest jednak sympatyczny, budzi współczucie, ponieważ jest odmień
cem. Nie potrafi pogodzić się z własnym dla naszego bohatera. Próba wzniesienia się w powietrze na zbudowanych „manu- fakturowo” skrzydłach z prześcieradeł też kończy się fiaskiem , w rezultacie czego z was chciałby rozweselić pechowego no
sorożca?
O czym zatem jest ta dziecięca ksią
żeczka wybitnego filozofa? O człowieczym
losie? O ludzkim dążeniu do tego, aby wznieść się ponad przeciętność i osiągnąć wyższe cele? O sile i ułudzie m arzenia? przekraczania własnych ograniczeń tkwią
cych w nas sam ych? A m oże o tym, że w yko rzystu ją c cechy nam przyrodzone, możemy osiągnąć dostatecznie dużo, by
leby w to w ierzyć i działać solidarnie? Tę refleksyjną opow ieść o niepowodzeniach zw ie rzę ce g o bohatera zam yka bow iem
Wróbel fruwa, ty masz róg!
Spróbuj tylko, a zobaczysz, Co byś rogiem zrobić mógł!
Takich i tym podobnych pytań może nasunąć się znacznie więcej przy próbie interpretacji tekstu. W szystkie one pro
wadzą nas w obszary filozofii. Ale czy poza w arstw ą ontologiczną bajka zawiera pod
tekst polityczny? Wydaje się, że podejrzli
w ość cenzury w większym stopniu skiero
wana była na osobę autora niż na sam tekst.
Czyżby dostrzeżono w tej bajce agitację za rewolucją i zm ianą systemu politycznego?
Z pewnością samolot i morze, które są przy
wołane w bajce, m ogą kojarzyć się z dwie
ma drogam i prow adzącym i do w olnego świata, a niepokorne dążenie zwierzęcego bohatera do nieosiągalnych w ręcz zmian mogło niepokoić, ale trzeba by założyć wy
jątkowo inteligentnego dziecięcego odbior
cę, który potrafiłby dotrzeć do tak głęboko ukrytych sensów. No tak, ale pozostaje jesz
cze dorosły pośrednik, który małemu od tekst dziecięcy musi respektować cechy immanentne literatury „czwartej”. Zwłasz
cza winien być „czysty” w warstwie dydak
tycznej, przy czym dydaktyzm nie może być zbyt wyrazisty lub nachalny. W prezen
tow anej bajce kategoria ta realizuje się nowocześnie, wymaga bowiem od czytel
nika wysiłku intelektualnego i sam odziel
nego o d c z y ta n ia se n só w . U czy d zie ci w głównej mierze empatii oraz tolerancji, ale uwagi o wymowie wychowawczej po
ja w ia ją się też jakby mimochodem i skie ślizgawce? Czy spadł z drzewa? Czy może rozbił sobie pupę, zjeżdżając po poręczy dziecka-odbiorcy, a nadto aktywizuje jego myślenie i wyobraźnię.
Autor w różnych warstwach tekstu re
s p e k tu je poetykę d zie c ię c e g o o d bioru.
Narrację prowadzi potoczyście, ja kb y w q uasi-dialogu z dziećm i, np.: Kto z was chciałby rozw eselić pechowego nosoroż
ca? Ty, Agnieszko? Albo ty, Tadziu? A m o
że ty, Justynko? Spójrzcie, przyjrzyjcie się uważnie, ja k nosorożec posmutniał. Odn
ie-sienia do odbiorcy pojawiają się w języku narracji konsekw entnie, np.: N osorożec więc, j a k w iecie, nie um iał fruwać; w id z i
cie, ja k się puszy; w id z ic ie , ja k się gra
m oli itp. (podkr. - Z. A.). Takie zwroty peł
nią w tekście funkcję fatyczną i tw orzą bli
ski kontakt między nadawcą i czytelnikiem.
Nadto - rzecz znamienna - odsyłają ma
W literaturze dziecięcej niezwykle istot
na je st też kategoria komizmu, która w y tu bajce o nosorożcu znajdziemy wprawdzie kilka zabawnych sytuacji, w których to po
tężne zwierzę próbuje wznieść się w powie
trze, ale los pechowego i smutnego zwie
rzęcia budzi raczej współczucie niż rozba
wienie. Elem enty kom izm otwórcze - i to d o ść w yra fin o w a n e - m ożna natom iast dostrzec w warstwie języka. Zabawne są zwroty maleńkiego wróbelka skierowane do ogromnego nosorożca: Mój maleńki, dlacze
go się martwisz?', Słuchaj, m ó j maleńki.
Oczywiście, idąc tropem dociekliwej cen
zury, można by je odczytać niekoniecznie w konwencji humorystycznej. Bo też duży
nosorożec tak naprawdę jest przyziemny, ograniczony w swoim istnieniu i tym samym w z b u d z a ją c y w s p ó łc z u c ie , a w ię c je s t
„m a ły” . Mimo m arzeń i podejm ow anych prób latania nie jest w sta n ie wybić się po
nad przeciętność i w konsekwencji jest ska
zany na swój smutny los, który go ograni związku frazeologicznego „nie posiadać się z oburzenia”, przy którym pojawia się w na
w ia s ie b e z p o ś re d n i z w ro t do a d re sa ta o charakterze wręcz abstrakcyjnym: widzi
cie, ja k się nie posiadają. Ponieważ chodzi tu o rybaków, w yław iających nosorożca z morza, nie sposób się nie uśmiechnąć.
Wesołe i zabawne, choć zarazem niezwy
kle poetyckie, s ą też niektóre obrazy przy
wołane w wierszyku puentującym tę epicką opow ieść o pechowym nosorożcu, który notabene posiada w ydźwięk optym istycz
ny (nie ma rzeczy niemożliwych), np.:
dzo staranną i piękną szatą edytorsko-gra- ficzną. Jest barwna, przyciąga uwagę nie ty lk o k o lo re m , a le te ż z ró ż n ic o w a n ą czcionką, która miejscami osiąga rozmia
ry, umożliwiające starszym przedszkolakom sam odzielne odczytanie w yra zó w i fraz.
W ydaw ca nie oszczędzał ani na twardej okładce, ani na jakości papieru, dzięki cze
mu barwy są nasycone i wyraziste, ale też stonowane - nie ma tu kolorów jaskrawych.
Ilustracje Doroty Łoskot-Cichockiej podą
żają bowiem za treścią, która nie jest zbyt optymistyczna. Są profesjonalne. Uwzględ
niają poetykę dziecięcego odbioru, a więc s ą czytelne, choć nierzadko operują skró
tem plastycznym. A przede wszystkim - co uważam za niezmiernie istotną cechę ilu
stracji dla dzieci - są „otwarte” na wyobraź
nię i emocje małego odbiorcy, a przy tym s ą dowcipne (na przykład nosorożce przy stoliku z koktajlem, dżdżownice wychylają
ce się z ziemi itp. ).
Na koniec warto zauważyć, że nie jest Leszek Kołakowski ani pierwszym, ani je dynym autorem, który - wychodząc z ram pow ażnego pisarstw a - zabaw ia siebie i czytelników bajką i przypowieścią (tu w y
padnie odwołać się także do jego Opowie
ści biblijnych czy Rozmów z diabłem). Gdy
by szukać tekstów pokrewnych, można by przywołać na przykład aforystyczne bajki Oskara W ilde’a. Ale to już osobny problem, w dodatku znacznie przekraczający adres dziecięcy, toteż nie sposób go tu rozwijać.
1 Por. rec.: Z. Adamczykowa: Nieznana baśń He
leny Modrzejewskiej. „Guliwer” 2004, nr 1, s. 40-45.
2 Leszek Kołakowski: Kto z was chciałby roz
weselić pechowego nosorożca? Ilustrowała Do
rota Łoskot-Cichocka, „Muchomor”, Warszawa 2005, s. nlb.
3 L. Kołakowski: 13 bajek z królestwa Lailonii dla dużych i małych oraz inne bajki. Prószyński i S-ka, Warszawa 1998.
4 L. Kołakowski: O śmiechu, w: Mini wykłady o maxisprawach, „Znak”, Kraków 1999, s. 36-37.
Hanna Diduszko
0 STWORZENIU ŚWIATA 1 NIEPOZORNYM
CZŁOWIECZKU...
Dziwny, pokraczny człowieczek w sta
romodnym kapeluszu, siedzący na krzeseł
ku przygląda się brodatemu Panu Bogu,
który z zadowoloną miną wysnuwa z siebie (a ściślej - ze swojej dłoni) lekko przerażo
nego k o t a . Taki obrazek widnieje na okład
ce książki „Stworzenie” , autorstwa młode
go belgijskiego twórcy - Barta Moeyaerta, nagradzanego i tłumaczonego na wiele ję zyków powieściopisarza, autora sztuk te
atralnych i scenariuszy film owych, także poety i tłumacza. Jego osiągnięciem, jako osoby piszącej dla dzieci, je st trzykrotna nominacja do Międzynarodowej Nagrody im. H. Ch. Andersena. Książka „Stworze
nie” została w ydana u nas w 2005 roku przez w arszaw ską oficynę Hokus-Pokus i trzeba podkreślić, że jest to edycja bardzo staranna pod względem jakości.
Historia powstania tej niezwykłej, choć krótkiej, książeczki jest również niezwyczaj
na. Otóż do Barta Moeyaerta zw rócił się z niecodzienną propozycją dyrektor znako
mitego Holenderskiego Zespołu Instrumen
tów Dętych (Het Nederlands Blazers En
semble) prosząc, by pisarz opowiedział coś
na kształt własnej wersji Genesis. Miałby to uczynić podczas wykonywania oratorium Haydna „Die Schopfung” (w opracowaniu na instrumenty dęte). Pomysł spodobał się Moeyaertowi, a wkrótce okazało się, że i pu
bliczność jest zachwycona tym niecodzien
nym przedsięwzięciem. Po dwóch zakoń
czonych sukcesem koncertach odbyło się wspólne tournee orkiestry i pisarza: orkie
stra grała oratorium Haydna, Moeyaert - o p o w ia d a ł. Dyrektor Het Nederlands Bla- zers Ensemble zapragnął uwiecznić całość na płycie CD, a pisarz zapragnął wydać swój tekst w postaci książki, koniecznie z ilustra
cjam i W olfa E rlbrucha, który z e n tu z ja której przez lata przyzwyczajano młodego czytelnika. Nie ma tu ani patosu, ani dy
daktyzm u. Brak patosu i dydaktyzm u to w literaturze religijnej dla dzieci prawdziwa rzadkość i - u nas - potrafili się bez tych cech obejść tylko twórcy najwybitniejsi (np.
ksiądz Twardowski, ksiądz M aliński czy Joanna Kulmowa). Mamy tu postać Boga i pewne na jego temat wyobrażenie: jest on przede wszystkim radosny, pełen pogody, ja k dziecko lubi psoty, męczy się pracą, mamrocze przez s e n . Czytelne, proste ilu
stracje W olfa Erlbrucha ukazują Go jako wesołego, sympatycznego staruszka. Ten plastyczny wizerunek jest nieco spokrew
niony z postacią Pana Boga dobrze znaną z rysunków francuskiego twórcy Jeana Ef- fel’a . Można też uznać „Stworzenie”, głów
nie zresztą za sprawą tychże ilustracji (ich autor stosuje tu prostą kreskę, plamy o przy
gaszonych barwach i technikę kolażu) za książkę o charakterze ro z ry w k o w y m . Pan Bóg jest tu często nieodparcie zabawny, gdy
na przykład, uwieszony na gałęzi, buja się z błogą miną, pomachując dużymi, bosymi stopami, czy też wysnuwa ze swoich nie
proporcjonalnie ogromnych dłoni rybę i ko
zę o lekko zdębiałej m in ie . A l e . No wła
ny człow ieczek (narrator a jednocześnie autor i, zapewne, każdy z czytelników - i to niezależnie od w ie k u .) , którego Moeyaert uczynił świadkiem Boskiego dzieła stworze
nia, to rzeczywisty główny bohater całej tej historii. Niezgrabny, postawiony w niewy
obrażalnie trudnej sytuacji, by jakoś uchwy
cić, czym je s t Nic, z któ re g o p o w sta ło W s z y s tk o . No i ów wątły, nagi (poza ka
peluszem) a zatem - bezbronny człeczyna próbuje sprostać temu, czemu teoretycznie sprostać się nie da. Ma poczucie, że wy
obrażenie sobie Początku i opisanie Stwo
rzenia jest zadaniem nad wszelki wyraz trud
nym, ale zaczyna się z uwagą przyglądać poczynaniom Pana Boga, bo przekonuje go 1 daje mu siłę - wyraźnie wyczuwalny w Ni
cości - potencjał dobra ( . n i c się nie zmie
niało, nic pozostawało niczym. Gdy je d n ak pytałem Boga, ja k się czuje albo czy wy
godnie mu się siedzi na krzesełku, podnosił k c iu k i k iw a ł głow ą. - B ardzo dobrze - mówił. Wszystko było dobre. Chociaż je sz
cze nie było niczego). Ów potencjał dobra, obok chuchrowatego osobnika w niekształt
nym kapeluszu, staje się ważnym bohate
rem historii opowiedzianej przez Moeyaer- ta. Ulubione słowo Boga to Dobre. Człeczy
na - narrator (autor? Każdy z nas?) zga
dza się, i owszem, że wszystko jest Dobre,
tylko nie on sam (On je s t kochany i je s t wszystkim, a ja jestem zły i jestem prawie niczym), bo to, co wokół powstaje jest obfi
te, zachwycające, ale i chaotyczne (Spójrz, ja k rośnie, puszcza pąki i kwitnie, na wie
trze [...] - miałem na myśli to, że wszystko je s t bez ładu i składu), może dlatego, że Człowieczek czuje się zawieszony gdzieś, nie wiadomo Gdzie. Nie zna swojego miej
sca. Odnajduje je, gdy Bóg to miejsce mu wyznacza (R ękam i zakreślił okrąg w okół mnie i nagle zrozumiałem, gdzie jestem ).
Zaczyna rozumieć, gdzie jest, ale ciągle nie pojmuje, po c o . Ija k ą rolę ma odegrać m iędzy słońcem a księżycem i gwiazdami.
Przeżywa wątpliwości. Stawia trudne pyta
nia. Tak trudne, że zaczynają go przerażać (. dlaczego najpierw stw orzyłeś światło, a dopiero później Słońce? Czy nie powinno być na odwrót? A lbo jednocześnie? I czy nie wydaje ci się, że trudziłeś się na dar
mo? I czy teraz tego nie żałujesz? [ . ] moja ślina była jadem ). Obawia się nawet, że on sam j e s t . pomyłką. A Bóg się śmieje, ale nie z Małego, Nieporadnego Człowieczka, tylko dlatego, że przepełnia go radość i cie
szy go wszelkie stworzenie, które pełzało, latało albo pływało, chodziło lub wspinało się, a czasami umiało robić jeszcze coś in
nego albo różne rzeczy jednocześnie. Tak czy inaczej Człeczyna patrzy na Boskie dzie
ło stworzenia nie rozumiejąc jego sensu. Po
trzebuje wskazówek i uzyskuje je, zaczyna też rozumieć, że tylko uważna obserwacja pozwoli na uchwycenie porządku (Pokazał m i tę i tamtą stronę. Różniły się od siebie, ale gdy się uważnie patrzyło, to było widać, że się uzupełniały. ) W końcu Człowieczek w niekształtnym kapeluszu zostaje ze stwo
rzoną przez Boga kobietą, która była pięk
na i naga [ . ] , i niemal biło od niej światło.
Bóg zasypia i rozkosznie mamrocze przez s e n . Jest utrudzony. Pragnie odpoczyn
ku. Dlatego nie stworzył tego dnia nic. Ale teraz je st to boskie Nic i je st ono innego rodzaju niż to, które było na Początku (Nic ju ż było na początku, ale to nie było boskie n ic ). T eraz C z ło w ie c z e k w k a p e lu s z u i olśniewająco piękna, naga kobieta patrzą na pogrążonego we śnie Boga. Czy poradzą sobie z tym boskim Nic? Czy coś zrozu
mieją? Czy znajdą odpowiedź na dręczące pytania?
Książka M oeyaerta je s t też opow ie
ś c ią o Tajem nicy i o tym, że można, ja k niepozorny C złow ieczek - narrator, być jej św iadkiem i może nie powinno się jej w barbarzyńskim akcie poznawania dziu
raw ić na sito, bo w szystko przecież je st Dobre. R ów nież ona. D zieci lu b ią kon
takt z Tajem nicą, dlatego sądzę, że po
lu b ią też tę zaskakująco mądrą, ale i nie
pokojącą książkę. Pozwala ona małemu czytelnikow i i tow arzyszącej mu w lektu
rze dorosłej osobie na dziwne, niejasne, czasem w yw o łu ją ce uśm iech d o ś w ia d czenie obcow ania z prawdą, do której się tęskni i której istnienia z całego serca się p r a g n ie .
Bart Moeyaert: Stworzenie, il. Wolf Erl- bruch. Tłumaczenie Jadwiga Jędras, Łukasz Żebrowski, Wydawnictwo „Hokus-Pokus”, War
szawa 2005.
Bernadetta Zynis