2 / 2 0 0 6
Cena 1 5 , 0 0 zł
I S S N 0 8 6 7 - 7 1 1 5 I N D E X 3 8 0 0 7 5 VAT 0"/.,nakład 1 500 szt.
W io la K u b a c z k o /la t8
kwiecień - maj - czerwiec 2006
GULIWER 2 (76)
KWARTALNIK O KSIĄŻCE DLA DZIECKA
W numerze:
• Podróże „Guliwera” 3
WPISANE W KULTURĘ
• Karolina Jędrych: Pomysł na Alicję (raz jeszcze o Alicji w Krainie Czarów) S
• Alicja Ungeheuer-Gołąb: Poetyckie zabawy Joanny Pollakówny 10
• Danuta Mucha: Słoneczko-zapomniana powieść dla młodzieży Jadwigi Chrząszczewskiej 14
• Anna Zielińska: Chęciński - pisarz dla młodszej dziatwy 16
• Zofia Adamczykowa: Zadziwienie światem - o dziecięcych tekstach księdza
Jana Twardowskiego 20
RADOŚĆ CZYTANIA
• Maria Kulik: Boimy się zasnąć - książki, które pomagają rozwiać wieczorne lęki 27
• Danuta Mucha: Gucio zaczarowany - opowieść fantastyczno-przyrodnicza Zofii Urbanowskiej 30
• Zofia Adamczykowa: O dużym i małym, czyli o bajce Leszka Kołakowskiego 33
• Hanna Diduszko: O stworzeniu świata i niepozornym człowieczku... 37
• Bernadetta Zynis: Wielkie zadowolenie 39
ROZMOWA GULIWERA
• Wirtualna Bromba. Z Iwoną Hardej - autorką serwisu bromba.pl rozmawia Aneta Satława 43 NA LADACH KSIĘGARSKICH
• Joanna Gut: O pierwszej szkolnej miłości (P. Beręsewicz: Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek) 4S
• Mrav: Trudne tematy na wesoło! (I. Abedi: Oto Lola!) 47
• Mrav: Czego pragnie syryjski chomik? (D. Reiche: Fredi. Dzikie życie chomika) 48
• Mrav: Piękne życie i pełne codziennych spraw (S. Morgenstern: Ernest i tajemnicze listy) 48
• Stanisława Niedziela: U dobrej czarownicy Agaty (M. Jarocka: Przygody czarownicy Agaty) 49
• Stanisława Niedziela: Wilk z kanadyjskiej puszczy (E. Vincent: Dziewczyna i wilk) S0
• Barbara Pytlos: Puchatek, no i ja (A. A. Milne: Gdziekolwiek jestem - jest i Miś Puchatek,
no i ja ) SI
• Barbara Pytlos: Imię to nie fraszka (E. Waśniowska: Imię to nie fraszka) S3
• Agnieszka Sobich: A w Patafiinie bardzo (J. Nawrot: A w Patafiinie bardzo) 54
• Agnieszka Sobich: Liliana Fabisińska - Amor z ulicy Rozkosznej i Amor i porywacze duchów (L. Fabisińska: Am or z ulicy Rozkosznej, Am or i porywacze duchów) S
• Anna Horodecka: Papież bliski dzieciom (J. Majewska: Opowiem ci o Janie Pawle II) 59
• Grażyna Lewandowicz-Nosal: Spory i Malutek (A. Onichimowska: Daleko czy blisko) 60
• Justyna Zgódka: Krok w dorosłość (B. Ostrowicka: Zła dziewczyna) 61
• Grażyna Lewandowicz-Nosal: Muzyczna zgraja (I. Klebańska: Muzyczna zgraja) 63 Z LITERATURY FACHOWEJ
• Krystyna Heska-Kwaśniewicz: Książka o niegrzecznych dzieciach 64
• gral: Bibliografia 1901-1917 66
• Alicja Baluch: Na pograniczu Biblii, baśni i światopoglądu naukowego 67
• Joanna Wysiecka: Wędrówka po „równinach” pisarstwa wielkiej realistki 70 Z RÓŻNYCH SZUFLAD
• Hanna Dymel-Trzebiatowska: Dziecięcy Nobel jedzie do Ameryki 74
• Urszula Jaksik: „Dzieci dzieciom” w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Bytomiu 75
• Maria Kulik: Bolońskie przysmaki 76
• Agnieszka Sobich: 20. Targi Książki Edukacyjnej „Edukacja XXI” w Warszawie 79
• V Poznańskie Spotkania Targowe. Z Olchą Sikorską - komisarzem targów rozmawia
Aneta Satława 80
MIĘDZY DZIECKIEM A KSIĄŻKĄ
• Piotr Tomasz Nowakowski: Kolorowe pisma dla młodzieży, czyli apoteoza wygody,
przyjemności i wolności od trudu 82
• Ewa Gajcy: Spotkania z książką 85
• Ewa Gajcy, Joanna Sambor-Biczyk: Potter w bibliotece - zabawa czytelnicza 88 BIOGRAMY
• Wioletta Bojda: Joanna Fabicka 90
• Z książką na walizkach. Opolskie spotkania pisarzy z młodymi czytelnikami 92
• Regulamin nagrody literackiej im. Kornela Makuszyńskiego 93
• Protokół z posiedzenia jury konkursu Dziecięcy Bestseller Roku 2005 93
ABSTRACT 96
PODRÓŻE „GULIWERA”
Trudno jest nie dostrzec ogromnej roli, ja ką we współczesnej kulturze od
grywają biblioteki. Zauważa się wielkie książnice naukowe; jedynie spogląda się na biblioteki mijane w przelocie między domem a zakładem pracy, czasami tylko wspomina się miejsca, kojarzone z dzieciństwem; owymi kącikami zabaw z książką, kredką, ołówkiem. I ów niezapomniany dreszcz podczas udziału w kon
kursie czytelniczym, literackim, plastycznym.
Świat kultury książki zawsze był atrakcyjny. I to od czasów najdawniejszych.
Książka bowiem daje przyjemność, satysfakcję, inspirację do działań, pociechę w trudnych chwilach, kształtuje naszą erudycję, wiedzę, etykę. W spółtworzy piękny i stabilny system wartości. Ktoś - by odwołać się do słów jednego z wiel
kich krytyków współczesnej literatury - rzekł, iż poznanie świata zawsze koja
rzy się ze spotkaniami w bibliotece, tak ja k się to dzieje u Czesława Miłosza w Dolinie Issy, czy u Stanisława Lema w Solaris.
W szak odwoływanie się do zbiorowej mądrości, przekazywanej i wzboga
canej przez pokolenia, jest rozwiązaniem stosowanym w sytuacjach kryzyso
wych.
Jakże jednak odległy jest świat wielkiej, potencjalnej i niezgłębionej kultury od dnia codziennego jej depozytariuszy. Codzienność bibliotek - zwłaszcza małych - jest trudna. Mimo ogromnej liczby czytelników bibliotek publicznych, w bardzo wielu mamy trudną sytuację lokalową. Mimo niezwykle bujnej, orygi
nalnej i niekonwencjonalnej działalności popularyzującej książki i licznego gro
na czytelników, wciąż jeszcze brakuje samorządowych pieniędzy na zakup no
wości, które w szak podnoszą atrakcyjność i autorytet środowiska. Mimo znacz
nego wzbogacenia bibliotek o nowoczesne komputery, systemy informatyczne wciąż jeszcze borykamy się z problemami podstawowymi, takimi ja k sam o
dzielność instytucjonalna czy powoływanie bibliotek powiatowych, których rola jest nie do przecenienia.
W szystko to sprawia, iż praca w bibliotece nie jest szarym, bezbarwnym i mało ważnym zajęciem. To dziedzina, w której stykają się najrozmaitsze ocze
kiwania czytelników, ich emocje, potrzeby, wyobrażenia - z realnością wynika
ją cą z najrozmaitszych uwarunkowań. Nie zawsze możliwych do spełnienia.
Dlatego też w Tygodniu Bibliotek proszę przyjąć od Redakcji „Guliwera” , wszystkich czytelników oraz osób współtworzących wielki krąg przyjaciół ksią
żek przede wszystkim podziękowanie za wielki trud i zaangażowanie w tworze
niu kultury. Tej wielkiej, objawiającej się w oryginalnej kreacji, i tej małej, bier
nej, będącej choćby jedynie kontemplacją dokonań innych.
Ale też proszę przyjąć życzenia wielu satysfakcji z pracy zawodowej, jak też z życia osobistego. Owego doskonałego sprzężenia między człowiekiem i instytucją.
Jan Malicki
WPISANE W KULTURĘ
Karolina Jędrych
POMYSŁ NA ALICJĘ (RAZ JESZCZE O ALICJI W KRAINIE CZARÓW)
Dla Artura Rackhama. Obyś nadal inspirował innych, jak zainspirowałeś mnie.
T. D. 1 O becnie zw ią zki pisarz - ryso w n ik zaczynają przeradzać się w spółki autor tekstu - ilustrator. I doprawdy nie w iado
mo, kto w spółce takiej odgrywa w iększą rolę... Ilustracje Toniego Di Terlizzii do Kro
nik Spiderwick - najnowszego cyklu fanta- styczno-baśniowego dla dzieci i m łodzie
ży - są naprawdę godne tego, by zadedy
kować je wielkiemu Rockhamowi. Podczas czytania sam ej książki odniosłam nato
miast wrażenie, że tekst je st jedynie do
datkiem do nich. Być może to w ina w y
dawcy, który tak dziwnie poporcjował po
wieść, nie dając czytelnikowi szansy na to, by opowieść go wciągnęła. Tych pięć ksią
żeczek rozmiaru kieszonkowego nie zapeł
niłoby nawet czw artego tomu H a rry ’ego Pottera (piąty jest jeszcze g ru b s z y .). Ale cóż - przeważyły względy finansowe.
Zastanawia mnie tylko jedno - czy nie lepiej byłoby w obec tego wydać komiks?
Z w ła szcza , że n a zw isko ilu s tra to ra na okładce pojawia się przed nazwiskiem au
torki treści.
Niedawno jeszcze można było zoba
czyć w kinach film Lem ony Snicket: Seria N iefortunnych Zdarzeń, oparty na m oty
w ach książek w łaśnie Lem ony Snicketa (nikt tak naprawdę nie wie, kim jest tajem
niczy autor). Jego książki s ą kroniką nie
fortunnych wypadków, jakie przydarzyły się - i ciągle jeszcze się przydarzają, w Pol
sce niedawno w yszedł dziesiąty tom ik - sympatycznym sierotom Boudelaire. Tekst nie jest tu jedynie dodatkiem do obrazków.
Jest miejscam i przewrotnie dydaktyczny, a humor tych książek bywa wisielczy. Nie
mniej tu również mamy spółkę pisarz - ilu
strator. Rysunki Bretta Helquista będą już za w sze k o ja rz o n e z o w ą „n ie fo rtu n n ą ” serią, podobnie ja k z A licją kojarzone są ryciny Tenniela.
Jednakże to, że ryciny te tak mocno w ryły się w naszą św iadom ość, nie zna
czy wcale, że ilustracje innych autorów są nie do przyjęcia czy wręcz - że nie powin-
Frank Adams
Angel Dominguez
no się takowych tworzyć. Każdy czytelnik czyta inaczej i inaczej widzi opisane sytu
acje. Nie każdemu może odpowiadać wi
zja Tenniela - wśród rysowników znalazło się tych osób prawie dwieście2. Wśród nich zasadniczo wyróżnić możemy dwie grupy:
a) tych, którzy ilustrują Alicję w „Tennie- lowskim” duchu, czyli ich rysunki są nowymi wersjami rycin Tenniela;
b) tych, którzy proponują nowe rozwią
zania.
W ilustracjach (w nawiasie daty uka
zyw ania się wydań z rysunkam i danego autora) Bessie Pease Guttm ann (1907), Mabel Lucie Attwell (1910), Gwynedd Hud
son (1922), Marii Kirk (1904), A. E. Jack
sona (1914), Ralpha Steadmana (1986), Grega Hildebrandta (1990), a nawet wiel
kiego A rtura Rackhama (1907) w yraźnie zaznaczył się wpływ Johna Tenniela. Róż
ne s ą co prawda techniki w ykonania ilu
stracji - nie mamy już do czynienia z czar
David Frankland
no-białymi rycinami, a pięknymi, wieloko
lorowymi obrazami - jednak świat przed
stawiony, bohaterowie go zaludniający, są podobni do tych pierwszych, tak skrytyko
wanych przez Stillera.
Nie znaczy to, że światy każdego z ilu
stratorów s ą jednakowe. Niektórzy z nich, ja k Attwell, Guttmann czy Folkard wyraź
nie zm ierzają w stronę baśniow ości. Ich rysunki s ą baśniowo-realistyczne, nie zo
stało w nich nic z karykatury czy groteski.
S ą pięknym i ilustracjam i, dużo lepszymi nawet niż ryciny Tenniela, ale - czy od
dają ducha oryginału?
Główna bohaterka na każdej z tych ilu
stracji wygląda odrobinę inaczej i zdecy
dowanie bardziej przypomina małą dziew
czynkę niż Alicja Tenniela. Wydaje się bar
dziej odpow iadać w izerunkow i ciekawej św ia ta , d o b rze w y c h o w a n e j i b ystre j - w żadnym razie nie głupiutkiej - dziewczyn
ki. Niektórzy z ilustratorów „ubierali” Alicję
Philip Gough Jourcin
zgodnie z panującą w określonych latach modą, inni pozostali pod wpływem Tenniela na tyle, że nie mogli obejść się bez sukie- neczki z bufiastymi rękawkami i fartuszka, które stały się już swoistym znakiem roz
poznawczym Alicji.
Spośród wszystkich tych ilustracji w y
różniają się niepokojące, a jakże piękne rysunki Rackhama. C ały św iat snu Alicji jest utrzymany w ciemnej tonacji, nie znaj
dziemy w nim błękitnego nieba czy zielo
nej trawy. W szystko to sprawiałoby nieco przytłaczające wrażenie, gdyby nie niezwy
kle lekka kreska rysownika, jej - że się tak wyrażę - realistyczna miękkość. Każde za
łamanie materiału, trawa, sęk w podłodze czy w łosy Alicji - wszystko dopracowane w najmniejszych szczegółach. I sama Ali
cja w wydaniu Rackhama jest bardzo ładną dziewczynką. Z frontyspisu spogląda na nas uważnie, wcale nie speszona, lekko tylko zarumieniona, z założonym i za ple
cy rękami. Uskakuje przed ciskanymi w do
mu Księżnej talerzami, trochę sztywno sie
dzi przy zastawionym filiżankam i stole - nie ma tak nadąsanej miny, ja k Alicja Ten- niela.
Na tle innych ilustracji wyróżniają się jeszcze prace Ralpha Steadmana. To już zupełnie nowy, choć nawiązujący do rycin Tenniela, pomysł na Alicję. Szczerze mó
wiąc, w szystkie postacie w yglądają, ja k drugi ojciec Koraliny3. Biały Królik sprawia wrażenie, jakby wracał do domu po zbyt długiej nocy w jakimś pubie, Kot z Cheshire - jakby pożyczył niedawno nargile od Pana Gąsienicy i zrobił z nich w iadom y użytek.
W szyscy oni s ą jakby nie do końca stwo
rzeni, jakby masa, z której zostali ulepie
ni, nie została w odpowiedni sposób ufor
mowana, a twórca porzucił ich w trakcie pracy.
To jednak tylko pozory. Rysunki (czar
n o -b ia łe ) s ą d o p ra c o w a n e w k a ż d y m s z c z e g ó le . W izja ryso w n ika je s t lekko makabryczna i przypomina mi ten strasz
ny, a jednak śmieszny, żart Carrolla na te
mat śmierci:
[...] Och, gdybym nawet spadła z dachu, nie pisnęłabym ani słówkiem!
(Co najprawdopodobniej okazałoby się zgodne z prawdą)4.
Sama bohaterka ubrana jest oczywi
ście w w iadom ą sukienkę i w iadom y far
Greg Hildebrandt tuszek, a le ... Nie je s t ju ż sie d m io le tn ią dziewczynką, co w idać wyraźnie na rysun
ku przedstawiającym Alicję jako królow ą Po drugiej stronie lustra.
Może to je s t w łaśnie najwłaściw sza droga ilustrowania Alicji? Skoro nie jest to baśń, po cóż u m ie s z c z a ć w książkach Carrolla kolorowe obrazki, po cóż aż tak dookreślać ten świat, nie pozostaw iając miejsca na inwencję czytelnika? A może książek w ogóle nie powinno się ilustro
wać? Bettelheim wyraża następującą opi
nię (co prawda tylko w odniesieniu do czy
telnika dziecięcego i baśni, ale sądzę, że można to przełożyć na całą literaturę):
[...] ilustrowanie baśni, mimo że ilustracje są bardzo łubiane zarówno przez dorosłych, ja k przez dzieci, nie je s t ze względu na istotne potrzeby
dzieci rzeczą najlepszą. Ilustracje nie stanowią pomocy, lecz rozpraszają. [...]
Ilustracje pozbawiają opowieść w znacznej mierze znaczenia
osobistego, które mogłaby ona mieć dla dziecka wówczas, gdyby pozostawiono mu swobodę snucia własnych
wyobrażeń wizualnych, nie narzucając wyobrażeń ilustratoraS.
A może warto byłoby znaleźć jakiś zło
ty środek? Bo w końcu
[ . ] ja ki może być pożytek z książki [ . ] w której nie ma ani ilustracji, ani konwersacji6.
Może wystarczy tylko kilka kresek, po
ciągnięć pędzlem, by stworzyć cały świat?
Moja pięcioletnia siostra uwielbia (nie znałam jeszcze dziecka, które by tego nie lubiło) wszelkiego rodzaju zabawy plastycz
ne. Plastelina, kredki, farbki, czasem na
w et ołówek i ściana. Ludzie przez nią na
rysow ani s ą kartoflopodobnym i istotam i o pajęczych odnóżach i nieprzeciętnie du
żych oczach. Jeden taki kartofel może być nią, drugi mamą, słowem - może z tych kartofli sporządzić całą naszą ósemkę i dla
Dusan Kr llay
niej zawsze postacie te będą się od siebie różniły.
Może w łaśnie ta k należy ilustrow ać Alicję? W końcu je st snem, sen to barw
ne plamy, szybko zmieniające się obrazy, nieuporządkowane. Takie w łaśnie „dzie
cięce” s ą ilustracje Reynalda C onnolly’ego i Salvadora Dali. W pierwszym przypad
ku Alicja w ogóle nie przypom ina człowie
ka, je s t d z iw n ie z d e fo rm o w a n a , ś w ia t wokół niej też. Ale taki właśnie je st W on- derland. Obrazki drugiego autora są nie
zwykle radosne, kolorowe, przypom inają dziecięce „m azaje” . W yłania się z nich rze
czyw istość dziwna, senna i w esoła, peł
na hum oru. P o n a d to k o n k re ty z a c je te p o zo sta w ia ją m nóstw o m iejsca dla w y
obraźni, nie ustalają, co czytelnik ma w i
dzieć w trakcie czytania. I pasują, przede wszystkim pasują, s ą adekwatne do obu opow ieści Carrolla.
Mallory
1 T. Di Terlizzii, H. Black: Kroniki Spiderwick.
Sekret Lucindy. Księga trzecia z pięciu. Przeł.
Z. Naczyńska. Warszawa 2005, s. 3.
2 Zob. R. Stiller: Wielebny w Krainie Czarów, [w:] L. Carroll: Przygody Alicji wKrainie Czarów.
Alice’s Adventures in Wonderland. Przeł., wstę
pem i przypisami opatrzył R. Stiller. Warszawa 1990, s. 17.
3 „Istota obróciła głowę, oczy z czarnych gu
zików spojrzały wprost na nią. W pozbawionej warg twarzy otwarły się usta, wciąż jeszcze zlepione czymś białym [...]”. (N. Gaiman: Koralina. Przeł.
P. Braiter. Il. D. McKean. Warszawa 2003, s. 118).
4 L. Carroll: Przygody Alicji w Krainie Cza
rów. O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra. Przeł. i wstępem opatrzył M. Słomczyński.
Il. J. Tenniel. Warszawa 1975, s. 15.
5 B. Bettelheim: Cudowne i pożyteczne.
O znaczeniach i wartościach baśni. Przeł., wpro
wadzeniem, objaśnieniami i posłowiem opatrzyła D. Danek. Warszawa 1996, s. 104.
T L. Carroll: Przygody Alicji w Krainie Cza
rów. O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra, s. 13.
Alicja Ungeheuer-Gołąb
POETYCKIE ZABAWY JOANNY POLLAKÓWNY
Niektóre teksty dla dzieci przenika at
mosfera zabawy. N iekiedy staje się ona cechą niezbywalną utworu i decyduje o je go istnieniu1. Na „zabawowość” literatury dla dzieci zwracali uwagę Kornel Czukow- ski2, Jerzy C ieślikow ski3, A licja Baluch4.
Cieślikowski zauważył, że wiele gier i za
baw posiada b o g a ty w a lo r s ło w n y np.:
Ślepa babka, Wilk i gęsi (owce)S. Pewne teksty towarzyszące grom i zabawom ode
rwały się od nich i funkcjonują samodziel
nie w folklorze dziecięcym. Niekiedy stają się one inspiracją dla poetów. W typologii Ryszarda Waksmunda znajdujemy je jako wiersze do gier i zabaw6, ale nie s ą to już
„praw dziw e” folklorystyczne form ułki. Im bliżej czasów współczesnych, teksty tracą ludyczne przesłanie i nabierają cech auto
telicznych.
Zabawa potocznie przyjm owana jest przez ludzi jako czynność mało poważna i płocha. W ydaje się jednak, że to pozór.
Jak twierdzi Johan Huizinga, ekspertami od zabawy s ą dzieci, a one traktują zaba
w ę i zabaw ki bardzo pow ażnie7. Można przypuszczać, że lekceważenie przez do
rosłych aktywności zabawowej je st zwią
zane ze stosunkiem do dziecka w ogóle, który zmienił się dopiero w XX wieku. Wa
lor za b a w y nie za w s z e św ia d c z y w ię c o tym, że sam wiersz należy przyjmować w sposób ludyczny. Trafnie zauw aża A li
cja Baluch, że „wartości ludyczne w litera
turze osobnej p ro w a d zą od zabaw y do medytacji”8. W rozwoju literatury dla dzie
ci widać wyraźnie, ja k teksty o prowenien
cji ludowej inspirują utwory poetyckie. Ale
także w jednostkowym odbiorze zauważyć można podobny scenariusz, sytuacja za
bawy pochłania dziecko, a w takim stanie łatwo się zatracić, co jest typowe także dla aktu medytacji.
W 1972 roku ukazał się tom ik Joanny Pollakówny pt. Kółko graniaste, adresowa
ny do dzieci. Zawarte w nim utwory inspi
rowane s ą folklorem dziecięcym. Poetka wykorzystuje motywy zabaw i gier dziecię
cych, ja k kółko graniaste, ojciec Wirgiliusz, berek, stoi Różyczka czy po prostu zaba
w a piłką. Proste, prawie jarm arczne sko
jarzenia dają tytuły zabaw, które stają się zaczątkiem wiersza. I to je s t jed e n krąg
te m a tyczn y utw orów Pollakówny. Drugi tw orzą starannie wybrane z dziecięcej iko- n osfery p rze d m io ty (piłka, lokom otyw a, szybowiec), rośliny (lwie paszcze, trawa, mech, drzew a, liście), zja w iska (burza, wiosna, jesień, rosa), zachowania (malo
wanie, sadzenie roślin, wykonywanie domu z tekturowego pudełka). W rezultacie lek
tura w ie rszy Joanny P ollaków ny oddaje typ o w ą aurę dzieciństw a z podw órkow ą zabawą, spacerami w jesiennych liściach, obserw acjam i przyrody, robieniem domu d la lalek, z a c h w y te m nad lo k o m o ty w ą i drzewem pełnym ptaków. Dziecięce od
krywanie świata to główny czynnik spaja
ją cy poszczególne obrazy. Każdy z utwo
rów stanowi pew ną cząstkę, które w zbio
rze układają się w całość, w św iat dziec
ka, które się bawi.
Wiersze inspirowane zabaw ą spełniają pozornie tylko funkcje ludyczne, w rzeczy
wistości jednak niosą głęboki liryzm i me
taforykę. Wiersz Kółko graniaste przenosi odbiorcę w św iat abstrakcyjnej i nonsen
sownej fo rm y graniastego koła. Dopiero w słowach zamienionych w wiersz odczy
tać można awangardowy urok dziecięce
go zawołania: „Kółko graniaste! Czworo- kanciaste!” , które nieraz słychać na podwó
rzach i skwerach.
Kółko graniaste, czworokanciaste...
Kropka długa, spiczasta spod pióra mi wyrasta, okrągły czworokąt dokąd toczy się? Dokąd?
R. W aksmund zauważa, że „w utwo
rach dla dzieci zabaw a może m ieć cha
rakter totalny [...] bądź epizodyczny, ale nie zawiera na ogół żadnych ukrytych zna
czeń”10.
Z a b a w a w R ó życzkę p o d o b n ie ja k Kółko graniaste je st oparta na strukturze
„koła” . Zajęcia, w których ośrodkiem rucho
wym było koło, cieszyły się dużą popular
nością w grupach dziecięcych. Cieślikow
ski twierdzi nawet, że koło miało swój sens magiczny11. Ten przestrzenny walor tekstu dla dzieci wykorzystuje w ramach krytyki archetypow o-m itograficznej A. B aluch12.
Dostrzega go również, ale w planie w yra
żania poetyckiego, Joanna P ollaków na w wierszu Stoi różyczka.
Stoi różyczka w czerwonym wieńcu13, my dookoła w tańcu, w tańcu!
Tekst e ksp o n u je pon a d to sto su n e k dziecka do zabawy i jego w niej rolę.
Kogo wybierzesz, kto zgadnie?
Wyglądasz dzisiaj tak ładnie!
Chyba masz nową sukienkę, włosy błyszczące i miękkie.
U tw ory P ollaków ny p rze n ikn ię te s ą zabaw ą upoetycznioną. W w ierszu Piłka poetka rozwija motyw zabawy piłką zupeł
nie inaczej niż Stanisław Jachowicz w dy
daktycznych utworach14.
Piłka skacząca o ścianę o ścianę z klaśnięciem z kucnięciem nie, nie przestanę aż sama upadnie...
Oj! Tak było ładnie,
dwadzieścia razy o ścianę...
i wypadła mi z rąk.
Poetycki opis dziecięcej zabawy piłką nabiera tu cech awangardowego wiersza w wyniku zastosowania powtórzeń i rymów dokładnych, które użyte są w innej funkcji niż podkreślanie melodii wiersza. Ostatni wers zmienia odbiór utworu z zabawowe
go na refleksyjny:
Piłka skacząca do rąk wracająca ja k oswojony ptak.
/P iłka/
W trącone metafory, porównania, po
wtórzenia nadają specyficzny kształt więk
szości utworów zawartych w tomiku. Trud
na rytmizacja w iersza Ptasie drzewa po
woduje, że odbiorca poszukuje w nim ukry
tej m elodii. G dy ją odna jd zie w postaci n ie d o k ła d n y c h rym ó w (k łó tn i - g łu p i), w iersz nabiera niezwykłego poetyckiego uroku.
Zabawy, w których dziecko w ykorzy
stuje kwiaty, liście i pędy roślin, są tak stare ja k dzieciństwo, szczególnie jeśli przebie
gało w ogrodzie. Tekst o lwich paszczach jest kolejną cząstką życia dziecka, jeszcze jed n ą zabaw ą obok gier, tańców w kręgu, spacerów i marzeń.
Tu maciejka, tu trawa i chaszcze a tutaj - lwie paszcze.
/Lwie paszcze/
Temat przyrody kontynuuje Pollaków- na w wierszu Prace wiosenne, w którym podmiot wypowiada przesłanie bliskie każ
demu człowiekowi.
Chciałabym mieć wszystko:
kwiaty, trawę soczystą, duże, cieniste drzewa, chłodny las,
żeby szumiał i śpiewał...
/Prace wiosenne/
Zw iązek z naturą przedstawiony jest też w lirycznych m iniaturach, które przy
pom inają refleksyjną poezję Józefa Rataj
czaka (Trawa zimą, M ech zimą, Co to?, P rzed świtem).
Co robi mech pod śniegiem?
- Nie wiem.
Pewnie na palce się wspina, patrzy, czy jeszcze je s t zima?
Czy wiosna się zaczyna ? /Mech zimą/
T akie p o e ty c k ie „d r o b ia z g i” m a ją szczególne znaczenie. Przenika je reflek
sja i spokój, mimo iż rozpoczynają się od pytań: „O czym trawie śni się, gdy spad
nie śnieg?” , „Czy to w iatr czy to ptak do pokoju w padł?’, „Co robi mech pod śnie
giem?” . Podmiot liryczny zamyśla się nad otaczającym św iatem . Nie zaw sze daje odpowiedź na postawione pytanie i często dziecko musi samo jej sobie udzielić. Pro
blemy stawiane wprost ujaw niają bezpo
średni stosunek do odbiorcy. Dziecko jest tu tra kto w a n e serio, je s t kim ś w ażnym i wiele wartym. Relacja ta przenosi się na jego działania, a w ięc i zabawę, która na
gle z typowo ludycznej staje się zabaw ą poetycką. Autorka kontynuuje liryczną nutę w w ierszach Pan Jesienny, P rz y ogniu, L okom otyw a. W utw orze Pan J e s ie n n y bytuje aura złotej, ciepłej jesieni, spaceru w szeleszczących liściach, spokoju. Je
sienny Pan nie je st prostą personifikacją jesiennych atrybutów, raczej tylko im to
warzyszy. Podmiot liryczny wiersza wyru
sza razem z nim na spacer wśród miedzia
nych liści.
Zdaniem R. W aksmunda osobny typ w ierszy nawiązuje do modelu zabaw dy
daktycznych. To utwory, których tematem są kreacje dziecięce, czyli „twory material
ne i plastyczne, sprawiające dzieciom ra
d o ś ć z a ró w n o w a k c ie tw o rz e n ia , ja k i w użyciu (zabawie)”15. Do takich tekstów należą Dom z pudełka i Malowanie. Jak zauw aża badacz, „p o d m io t liryczn y nie ogranicza się tu bynajmniej do opisu czyn
ności dziecka zmagającego się z różnora
kim tworzywem (plan treści), ale usiłuje im dorównać siłą kreacji poetyckiej (w planie wyrażania), traktowanej jako działanie ana
logiczne i w pełni spolegliw e”16. Dziecko w zabawie to dziecko, które tworzy, nie wie jeszcze, czemu służy jego ekspresja ani jaki tak naprawdę będzie jej wynik. Urodę tego zjawiska objawia poetka w lirycznym obrazie malującego dziecka:
Co będzie na tym obrazie?
Na razie
kładę kolory i linie.
Niebieska rzeka płynie zwinnie, wtem żółte słońce wpada do rzeki i zaraz las wyrasta zielony, wielki.
Czerwony mak ma niebo błękitne nad głową.
Spojrzę -
i słońce zachodzi złoto i fioletowo, a kiedy żółty kolor z czerwonym połączę,
pomarańczowe kule rozsypię na łące.
[...]
/Malowanie/
1 Por. J. Cieślikowski, Zabawa jako struktura pewnych tekstów literackich dla dzieci, [w:] tegoż, Literatura osobna, wybór R. Waksmund, „Nasza Księgarnia”, Warszawa 1985, s. 64-70.
2 K. Czukowski, Od dwóch do pięciu, „Nasza Księgarnia”, Warszawa 1962.
3 Tamże oraz J. Cieślikowski, Wielka zaba
wa, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1985.
4 A. Baluch, Ceremonie literackie, a więc ob
razy, zabawy i wzorce w utworach dla dzieci, Wydawnictwo Edukacyjne, Kraków 1996; Od lu- dus do agora, Wydawnictwo Naukowe Akademii Pedagogicznej, Kraków 2003.
5 J. Cieślikowski, Wielka zabawa, s. 8-69.
PYTALI K
N A S Z A KSIĘGAR NIA ______________________ - * . - T M —
T R. Waksmund, Wstęp do: Poezja dla dzie
ci. Antologia form i tematów, Wydawnictwo Uni
wersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1987, s. 26.
7 J. Huizinga, Homo ludens. Zabawa jako źródło kultury, „Czytelnik”, Warszawa 1985.
8 A. Baluch, Odludus.., s. 77.
9 J. Pollakówna, Kółko graniaste, Biuro Wy
dawnicze „RUCH”, Warszawa 1972. Ten i pozo
stałe cytaty pochodzą z tego tomu. Pozycja nie ma numerowanych stron.
10 R. Waksmund, Od literatury dla dzieci do literatury dziecięcej, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2000, s. 327.
11 J. Cieślikowski, Wielka zabawa, s. 60.
12 Wspomniana wcześniej teoria o istnieniu wzorców zabawowych stanowiących wewnętrzne reguły dzieła zakłada odwoływanie się do natural
nych form dziecięcej zabawy, jak koło, wąż, łańcu
szek. Por. A. Baluch, Od lu d u s ., s. 77-78.
13 Znane są też zapisy: w mirtowym wieńcu - por. A. Baluch, tamże, oraz w liliowym wieńcu - por. J. Cieślikowski, Wielka zabawa, s. 61.
14 Motyw piłki znany jest z twórczości Stani
sława Jachowicza:
Piłka się raz z chłopców śmiała, Że wyżej od nich skakała, Urażeni żarty temi,
Nie podnieśli piłki z ziemi;
Błąd poznała nieboraczka, I ze wstydu spiekła raczka.
Por. T. Rojek, Kałamarz z bajkami. Opowieść o Stanisławie Jachowiczu, „Nasza Księgarnia”, Warszawa 1979, s. 277.
15 R. Waksmund, Wstęp do: Antologia..., s. 27.
16 Tamże.
Danuta Mucha
SŁONECZKO -
ZAPOMNIANA POWIEŚĆ DLA MŁODZIEŻY
JADWIGI CHRZĄSZCZEWSKIEJ
Minęło ponad 70 lat od śmierci popu
larnej niegdyś pisarki dla dzieci i młodzie
ży Jadwigi Chrząszczewskiej (ok. 1 8 7 0 - 193S), znanej także ze swej działalności pedagogiczno-oświatowej na łamach cza
sopism w arszawskich. Była ona również propagatorką freblowskich zasad wycho
wania przedszkolnego, które praktycznie realizowała w prowadzonym przez siebie przedszkolu i szkole. Była redaktorką an
tologii poetyckich i prozatorskich dla dzie
ci oraz w spółautorką (obok Janiny Pora- z iń s k ie j) e le m e n ta rz y m a ją c y c h w ie le wznowień. Na organizowanych przez sie
bie kursach pedagogicznych Chrząszczew- ska prowadziła potajemne wykłady z histo
rii i lite ra tu ry polskiej, n arażając się na prześladow ania w ładz rosyjskich. S w oją działalność nauczycielską, wychowawczą, edytorską i literacką traktowała ja ko służ
bę dla dobra kraju, ja ko pracę dla lepszej przyszłości1.
Spośród licznych książek dla dzieci i młodzieży2 należy wyróżnić powieść Sło
neczko (189S), nagrodzoną na konkursie zorganizowanym przez redakcję tygodni
ka „Przyjaciel dzieci”. Ta powieść dla m ło
dzieży (podtytuł) jednej z najzasłużeńszych współczesnych autorek na polu piśm ien
nictwa dla dzieci3 należała na przełomie XIX i X X wieku do ulubionych lektur m łodzie
żowych. W naszych czasach je st ju ż zu
pełnie zapomniana. Ale czy słusznie?
Powieść (i twórczość) Jadwigi Chrząsz
czewskiej wyrosły na glebie pozytywistycz
nego programu edukacji młodzieży, propa
gującego w artości godne naśladow ania również w naszych czasach: um iłowanie pracy, patriotyzm, sumienność, wytrwałość, życiowy praktycyzm, oszczędność, pociąg do nauki itp. Nosicielką tych ideałów jest w powieści obyczajowej Chrząszczewskiej uboga dziewczyna, Karusia, zawsze goto
wa do niesienia pomocy i pociechy wszyst
kim cierpiącym i nieszczęśliwym ludziom.
Za te cechy jest powszechnie lubiana i po
dziwiana. Mieszkańcy wsi żmudzkiej nazy
w ają ją Sautyle co znaczy Słoneczko. Jej żywy i dynamiczny charakter, a szczegól
nie bezinteresowna chęć służenia bliźnim, udziela się Annie Łowejkównie, dumnej pa
nience ze dworu, znudzonej bezczynnością i brakiem jakiegokolwiek zajęcia.
Ale oto i ona czuje potrzebę zm iany trybu życia. Widząc, że młode wieśniaczki podziwiają i naśladują Karusię, Anna pyta:
- W czemże ona taka dobra ? - 1 panienka się pyta? W pracy, w lekach, w pomaganiu drugim. Nikomu nigdy nic nie odmówi.
- A wie panienka, ja k ją tu ludzie na całą okolicę zowią?
- No jak?
- Sautyle.
- Cóż to znaczy?
- , , Słoneczko” podobnoR.
Pod wpływem dobroczynnych promie
ni tego słoneczka budzą się w panience ze dw oru szla ch e tn e uczucia. Z aczyna je j im ponować pracowitość i pogodne uspo
sobienie Karusi. Powoli Anna zmienia swój monotonny tryb życia i czuje potrzebę za
jęcia się pracą fizyczną. W yjeżdża nawet do miasta, gdzie nauczyła się wyplatania z wikliny koszyków. Po powrocie i ona bę
dzie uczyć młode dziew częta tej sztuki.
Autorka tak o niej pisze: Nie darmo przez długie miesiące pracowała w mieście w ko
szykami, nie darmo zgrubiały je j delikatne paluszki. Nauczyła się kochać i pracować!
Więc od tych dwóch św iateł ja kie w je j du
szy rozbłysły, promienieją oczy, promienieje czoło dziewczyny, a światło spływa od niej na ludzi (s. 1S6-1S7).
Te dwie bohaterki powieści Chrząsz
czew skiej s ą w istocie bardzo do siebie podobne. Je dnak z tą różnicą, że A nnę poznajemy na etapie dojrzewania do ide
ału, a Karusię - w fazie rozkwitu ideału.
Obydwie postacie silnie oddziałują na w y
obraźnię czytelnika, chociaż może go nie
co nużyć czy nawet irytować moralizator
stwo i dydaktyzm [Każda z was na tę na
zw ę z a s łu ż y ć m o ż e ! W ka ż d y m do m u m oże za św iecić Słoneczko (s. 94)]. Nie należy je d n ak zapominać, że je s t to po
wieść tendencyjna, jakich wiele powstawa
ło w epoce pozytywistycznej. W szczegól
ności ciśnie się na usta nadal poczytna K się żn iczka (1886) Zofii U rbanow skiej.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że Chrząsz- czew ska św iadom ie naw iązyw ała do tej edukacyjnej powieści. Jej tytułowa boha
terka, Helena Orecka, też przecież prze
chodzi p o d o b n ą m etam orfozę ja k A nna Łow ejków na, w której ja k iś dziw ny p rz e wrót dokonywał się w duszy, struny dotąd milczące grać poczynały. Coś gasło... i coś się budziło (s. 114).
P owieść C hrząszczew skiej spotkała się z ż yczliw ą o ce n ą ów czesnej krytyki.
Polecił ją młodym czytelnikom popularny periodyk warszawski „Tygodnik Ilustrowa
ny” w dziale „W ydawnictwa Gwiazdkowe”
ja ko lekturę świąteczną. Ukrywający się pod inicjałami M. D., po zaprezentowaniu za rysu fa b u la rn e g o p isa ł z za ch w yte m o powieści: Tyle z niej wieje ciepła, tyle ser
d e c z n e g o u czu cia , tyle ż yw ych p ra w d m oralnych! W ytw ornej tre ści odpow iada też piękna forma i bardzo ozdobne wyda
nie. Niezbyt staranna korekta stanowi je dyny dysonans w tej harm oniiS.
P ojaw ienie się S łoneczka na rynku księgarskim zauważył też recenzent mie
sięcznika naukowo-literackiego „Ateneum”.
Powieść C hrząszczewskiej nazwał reali
stycznym opow iadaniem z życia, odzna
czającym się wielką pasją, po czym zrefe
rował jej fabułę, aby na zakończenie na
stępująco podsumować swe impresje czy
telnicze: S erdeczne ciepło p rzenikające całą osnowę, doskonała niekiedy charak
te rystyka (szcze g ó ln ie d z ie c i i m łodych dziew cząt), w iele trafnie pochw yconych rysów obyczajowych, wreszcie piękne i po etyczne obrazy natury - oto główne zalety tej ujmującej powiastki6. Wydaje się zatem, iż nadszedł czas na wznowienie tej powie
ści, która m oże przypom nieć m łodzieży ideały ich przodków oraz zachęcić do na
śladowania nieco naiwnych i w yidealizo
wanych bohaterek, kierujących się prze
cież w swym życiu altruistycznymi norma
mi postępowania.
1 S. Kossuthówna: Autorka „Z biegiem Wi
sły". Wspomnienie pośmiertne, „Iskry” 193S, nr 29, s. 4SS.
2 Zob. Bibliografia literatury polskiej „Nowy Korbut”, t. 13, Literatura pozytywizmu i Młodej Polski. Opracował zespół pod kierownictwem Z. Szweykowskiego i J. Maciejewskiego, Warsza
wa 1970, s. 371-372.
3 Polskie książki dla dzieci i młodzieży. Kata
log historyczny rozumowany. Praca zbiorowa, Kraków 1931, s. 6S.
4 J. Chrząszczewska: Słoneczko. Powieść dla młodzieży. Ilustrował T. Jaroszyński, Warsza
wa 1896, s. 60.
5 M. D.: Wydawnictwa Gwiazdkowe, „Tygo
dnik Ilustrowany” 1895, nr 51, s. 469.
T W. G.: Jadwiga Chrząszczewska, „ Sło
neczko”, „Ateneum” 1896, t. I, s. 136.
Anna Zielińska
CHĘCIŃSKI - PISARZ DLA MŁODSZEJ DZIATWY
Najpierw będą po mnie płakać, potem wspominać, a potem zapomną
Nemer Ibn El Barud W ielu polskich artystów znanych jest na całym świecie, wielu pozostaje zapo
mnianych, o innych mówi się przy okazji różnych jubileuszy. Poniew aż w grudniu mija 180. rocznica urodzin Jana Konstan
tego Chęcińskiego chciałabym przypomnieć sylwetkę tego aktora, reżysera, nauczycie
la, dramatopisarza, tłumacza i autora licz
nych książek dla dzieci i młodzieży.
Jan K onstanty Chęciński swoją róż
n o ro d n ą tw ó rc z o ś c ią z d o b y ł s o b ie trwałe miejsce w na
szej kulturze, szkoda tylko, że dzisiaj nie
wielu o nim pamię
ta.
Jan K onstanty C h ę c iń s k i u ro d z ił się 22 grudnia 1826 roku w W arszawie.
Był synem prawnika Jana N epom ucena C hęcińskiego i je g o pierwszej żony Marianny z Dobrowolskich.
Ojciec rozwodził się trzykrotnie i dla syna
z pierwszego małżeństwa nie miał nigdy w ie le serca. C h ło p ie c w y c h o w y w a ł się w różnych domach, pod opieką kolejnych rodzin ojcowskich. Od roku 1836 mieszkał w G oślubiu nad B zu rą u drugiej z kolei macochy - Urszuli z Borzęckich W incen- towej Garczyńskiej. W latach 1837-1840 uczęszczał do gimnazjum w Lesznie W iel
kopolskim, a je s ie n ią 1844 roku rozpoczął naukę śpiew u u m istrza Jana Ludw ika O uattriniego1.
W krótce zaczął w ystępow ać w drob
nych rolach w warszawskim Teatrze W iel
kim. Dwa lata później 1 X 1846 uzyskał etat chórzysty. Śpiewakiem dobrym nie był, ale w ystępow ał czasam i w dobrych par
tiach basowych (miał głos basowy basse- taille) np. w operach Jawnuta S. Moniusz
ki (rola Cygana), czy Makbet G. Verdiego (rola Doktora).
Jednocześnie kształcił się w warszaw
skiej Szkole Dramatycznej (1846-1850), gdzie był uczniem Jana Seweryna Jasiń
skiego i Jana W alerego Królikow skiego.
W cześnie zdołał wyróżnić się wśród grona kolegów , ku ltu ra lite ra cka , w ra żliw o ść, ogromna praca i nieprzeciętna inteligencja roko w a ły w nim n ie p osp o lite g o artystę.
W roku 1850 dzięki przychylnej opinii swo
ich nauczycieli, został wpisany na listę ar
ty s tó w d ra m a ty c z n y c h . W tym sam ym roku 17 marca na scenie Teatru Rozma
itości od b ył się d e b iut m łodego aktora.
W ystąpił w roli Sędzimira w komedii Sta
nisława Bogusławskiego Lw y i lwice.
Nie był wprawdzie geniuszem scenicznym, ale obdarzony dobrą pamięcią, łatwo uczył się roli i grał dość często. [ . ] Zdając sobie sprawę, że nie je s t wielki, chce być pożyteczny
w małych rolach i często zostaje przywołany przez publiczność2.
Według Józefa Kotarbińskiego3:
Jan Konstanty Chęciński (22. 12.
1826-30. 12. 1874)
...Tłem jego zdolności aktorskich, podobnie ja k w dramatopisarstwie, była retoryka, deklamacja. Brakło
Chęcińskiemu silniejszego daru wizji i plastyki, dlatego nie zawsze umiał narzucić widzom swą kreację, ale miał na scenie pewną sumę form
szlachetnych i poprawnych,
a w niektórych rolach życie i ruchliwość4.
Grał najczęściej role wymagające doj
rzałości, spokoju i umiejętności recytator
skich. Ogółem w ystąpił w ponad dwustu rolach (bardzo często zastępował chorych aktorów), a do najlepszych należą: Melville w Marii Stuart F. Schillera, Ojciec Laurenty w R om eo i Julia W. Szekspira, Mateusz w Chatce w lesie Syrokomli, Generał w Pani Kasztelanowej J. Korzeniowskiego, Helio- dor w Marcowym kawalerze J. Blizińskie- go, Czesław w Odludki i poeta A. Fredry czy Rejent w Zemście A. Fredry.
Bez porównania większe sukcesy niż jako aktor osiągnął jako reżyser i kierow
nik literacki warszawskich teatrów. Według M. Rulikowskiego5 b ył pierwszym w Polsce now oczesnym reżyserem posiadającym istotną kulturę literacką6. Funkcję reżysera w Teatrze Rozmaitości w W arszawie peł
nił trzykrotnie: od 24 V 1860 przez kilka miesięcy, od 18 V 1868 do 7 VIII 1872 i od 30 IX 1873 do końca życia.
Mimo wielu zarzutów ze strony kryty
ków, cenzury a nawet kolegów aktorów, udało się Chęcińskiem u w ystaw ić, obok wielu marnych sztuk, szereg cennych dzieł obcych: F. Schillera Z bójcy (1868) i Don Carlos (1874), W. Szekspira Hamlet (1871), Otello (1873), Romeo i Julia (1870), Kupiec w enecki (1869), P o skro m ie n ie z ło ś n ic y (1873), Moliera Świętoszek (1874), Musseta Kaprysy Marianny (1874) i polskich A. Fre
dry Śluby panieńskie, J. Słowackiego Ma
ria Stuart (1872), J. Korzeniowskiego Prze
zorna mam a (1873), J. Blizińskiego M ar
cowy kawaler (1873), J. Narzymskiego Po
zytywni (1874), M. Bałuckiego Radcy pana radcy (1869).
Jako reżyser, gdy chodziło o stronę materialną widowiska, był rutynistą za to jako informator miewał błyski prawdziwie twórczych pomysłów, które aktorowi rozświetlają charaktery przedstawionych osób7.
W doborze repertuaru pomagała Chę
cińskiem u Helena M odrzejew ska8, którą sprowadził do Warszawy.
Po latach Henryk Sienkiewicz napisał o działalności teatralnej Chęcińskiego:
Nie był wprawdzie geniuszem scenicznym, ale pierwszy rzut oka odkrywał w nim jednego z tych prawdziwie pożytecznych i rozumnych współpracowników, bez których nie może się obejść żadna scena, a którzy radą z wrodzonym smakiem
artystycznym podnoszą skalę sceny, kształcą gust publiczności i na nowe, szlachetniejsze, wprowadzają teatr narodowy toryW.
Chęciński był nie tylko aktorem i reży
serem, był również nauczycielem. W okre
sie od 6 V 1864 do 13 I 1868 w ykładał w warszawskiej Szkole Dramatycznej, a po jej zamknięciu prywatnie przekazywał mło
dym swoją bogatą wiedzę i doświadczenie.
Uczniami jego byli między innymi Ro
m ana Popiel, Jan Tatarkiew icz i Lucjan Kwieciński.
P racę aktora, reżysera i pedagoga utrudniała ciężka sytuacja materialna. Sy
tuacja ta znacznie się pogorszyła, kiedy to 27 marca 18S0 roku poślubił Felicję So- b ie s k ą (c ó rk ę A n d rz e ja S o b ie s k ie g o , p ie rw s z e g o s k rz y p k a o rk ie s try Teatru W ielkiego) i szybko doczekał się gromadki dzieci. Aby utrzym ać liczną rodzinę, zm u
szony był do podejm owania dodatkowych zajęć zarobkowych. Przez wiele lat pra
cował jako sufler opery włoskiej, udzielał lekcji gry na fortepianie, uczył języka w ło
skiego w Instytucie Muzycznym, a w y d a - ny podręcznik Kurs ję zyka włoskiego od 18S9 roku uważany był nawet przez długi czas za najlepszy. Tłum aczył utwory dra
matyczne i teksty operowe. Próbował rów
nież swych sił w dziennikarstwie. W latach 18S6-18S7 był współredaktorem - „Roz
rywek dla młodocianego w ieku”, w latach 1 8 6 1 -1 8 6 7 w spółpracow ał z „P rzyjacie
lem D zieci” , a w 1867 był w spółredakto
rem „Kuriera W arszaw skiego”.
Oprócz dorobku artystycznego, reży
serskiego i pedagogicznego Chęciński po
zostawił po sobie pokaźny dorobek literac
ki. Godna uwagi i oryginalna jest jego twór
czość dramatyczna. Swoją działalność na tym polu rozpoczął je d n oa któ w ką Poeta napisaną i w ystaw ioną w roku 18S1. Inne jego utwory to: Rozwód, czyli dwie mężat
ki - komedia w dwóch aktach wydana i w y
stawiona w 18S2 r., A nioł i czart - powiast
ka wydana w 18S6 r., Jałmużna - gawęda z podania ludow ego w ydana w 18S7 r., Szlachectwo duszy - komedia napisana w ie rsze m w trzech aktach, w ysta w io n a i w yd a n a w 18S9 r., P oem ata m nie jsze i strofy ulotne - wydane w 1860 r., Porządni ludzie - komedia w pięciu aktach wierszem w yd a n a i w ysta w io n a w 1861 r., P rz e d obiadem ip o obiedzie - przysłowie drama
tyczne w jednym akcie wystaw ione i w y
dane w 1862 r., Ciekawość pierw szy sto
pień do piekła - przysłowie dramatyczne w je d n y m a k c ie w y d a n e i w y s ta w io n e w 1864 r., Poświęcenie - komedia w trzech aktach w ydana i w ystaw iona w 1866 r., Cicha woda brzegi rwie - przysłowie dra
matyczne w jednym akcie wydane i wysta
wione w 1867 r., W niełasce - przysłowie dramatyczne napisane wierszem w jednym akcie, wydane i wystawione w 1873 r., Kry
tycy - kom edia w pięciu aktach wydana i wystawiona w 187S r.
Dokonał wielu przekładów np. w roku 1869 przełożył kom edię w p ię c iu aktach P rz y ja c ie l k o b ie t A le k s a n d ra D um asa (syna). To jem u rów nież zaw dzięczam y przekład 40 librett operowych na język pol
ski, a przede w szystkim libretta do oper Stanisława Moniuszki: Paria (18S9), Ver- bum nobile (1860), Straszny dw ór (1863), Beata (1872).
Duże zasługi ma C hęciński również jako pisarz dla dzieci. Pisał dla dzieci wiele i bardzo wiele, pisał serdecznie, ciepło, zro
zum iale, po prostu, a je d n a k zajm ująco.
Im ię też je g o wielką cieszyło się m iędzy dziećmi sympatią10.
Jego najpopularniejsze prace to:
- M alow anki. K siążeczka obrazkow a dla grzecznych dzieci, które osiągnę
ły w latach 1874-1908 dziewięć w y
dań i rekordowy nakład 22 27S, - Dzień grzecznego Władzia w ry m o -
w anych u stępach z d o daniem ró ż nych wierszyków, z 12 drzeworytami ry s u n k u J. K ossaka, dw a w ydania 1867 i 1886.
W „Słówku od autora” czytam y: [...]
Pisząc obecną książeczkę miałem na m y
śli nie tylko drobną, ale i starszą dziatwę.
Gdzie liczniejsza rodzina, tam często star
sze dzieci w chwilach wolnych od innych zajęć czytają powiastki młodszym; niechże ich tru d y w ynagrodzą tym, że znajdą tu wiele rzeczy i dla siebie i dla swojego po
ję cia [,..]11.
- Robinson dla m łodszej dziatwy, czyli na jcie ka w sze p rz y g o d y R obinsona Kruzoe, ozdobione 4 rysunkami, dwa wydania 1873 i 1893,
- Zabawka dla m łodszej dziatwy w ob
razkach i wierszykach, trzy wydania, ostatnie 1890,
Przyjaciele dzieci (1887), sparafrazo
wane z włoskiego Opowiadania histo
ryczne, trzy wydania 1869-1899, 90 pow iastek dla dzieci, pięć wydań do 1896, przekład z francuskiego, R obinson szw ajcarski, pięć w ydań 1871-1908, przekład z francuskiego, oraz przetłum aczone z francuskiego utwory kanonika Schmidta Cuda, W akacje na wsi. Pow ieść naukowa dla dzieci, wydana w 1874, przekład utworu A. Castillona,
Powieść dla młodszej dziatwy, wyda
na w 1874, przekład utworu M. Edge- worth,
Pogadanki braci z siostrami spisane ku zabawie młodych czytelników, wyda
ne w 1875, przekład utworu L. Biarta, W yb ó r w ierszyków , w B ib lio te czce Młodzieży Szkolnej nr 35 z 1908 r.
Ilustracja J. Kossaka do powiastek J. Chęcińskiego Dzień grzecznego Władzia
W ierszowane utwory Chęcińskiego dla dzieci odznaczały się ładną formą, uczyły współczucia, wyróżniały się wśród ówcze
snych utworów dziecięcych i przez długie lata były poczytne. Szkoda, że dzisiaj nie
wielu z nas je zna.
Trudna sytuacja Chęcińskiego, człowie
ka pozbawionego m acierzyńskiej opieki, przyjemnego dzieciństwa, chronicznie cho
rego, a jednak czułego i wrażliwego, pogor
szyła się w ostatnich latach jego życia. W ro
ku 1872 zmarła mu żona, pozostawiając pod je g o o p ie k ą ośm ioro dzieci. W dwa lata później, dotknięty epidem ią tyfusu, zmarł w nocy z 30 na 31 grudnia 1874 roku.
Mimo choroby nadal grał, choć w y m agało to dużego w ysiłku. Jego ostatni w ystęp przypadł na dwa tygodnie przed śm iercią - 12 grudnia w ystąpił w roli Kar- tagińczyka Bom ilkara w kom edii Augiera Flecista.
W 50 lat po śmierci Chęcińskiego Eu
geniusz Land w Życiu Teatralnym z 4 stycz
nia 1925 napisał:
Człowiek kryształowej czystości, ale kwaśny wskutek zbyt wielu zaiste trosk codziennych, popędliwy, przeczulony i nieobdarzony praktycznością.
Prekursor, a może nawet pierwszy bojownik komedji społecznej, która rozwinie się nieco później w dobie pozytywizmu.
Jak tylu innych przed nim i po nim ów Pegaz wjarzmie wyrywał się z skrzeczącej rzeczywistości w świat ideału, był jednym z najpracowitszych szarych pracowników na polu teatru 1 literatury, z rzędu tych, którzy budują kulturę społeczną;
2 stycznia 1875 roku tłumy ludu zgro
m adziły się przed kościołem Przem ienie
nia Pańskiego (ul. Kapucyńska 4). W k o - ściele b rzm iały sm ętne śpiew y choralne, m igotały płom yki świec, smutno było, cicho
i poważnie: na środku kościoła na katafal
ku stała otoczona rzędam i świec trumna, na żółtaw ej blasze której czytałeś napis:
Jan ChęcińskP2.
Został pochowany na Cmentarzu Po
wązkowskim (kwatera 2, rząd 1).
1 Quattrini Jan Ludwik (1822-1803), włoski dyrygent, od 1843 r. osiadł w Polsce, w latach 184S-1891 prowadził w Warszawie szkołę ope
rową i był dyrygentem opery warszawskiej.
2 E. Land: Jan Chęciński, „Życie Teatru” 192S, rocznik 3.
3 Kotarbiński Józef (1849-1928), aktor, reży
ser, krytyk literacki i teatralny.
4 J. Kotarbiński: Aktorzy i aktorki. Warsza- wa-Płock 1924, s. 78-79.
5 Rulikowski Mieczysław (1881-19S1), histo
ryk teatru, teoretyk nauki o książce, bibliograf.
6 Słownik biograficzny teatru polskiego 176S- 1939, Warszawa 1973, s. 86.
7 Polski słownik biograficzny, T . III. 1937. s. 289.
8 Modrzejewska Helena, właściwie Jadwiga Helena Misel (1840-1909) wybitna polska aktorka.
W H. Sienkiewicz: Jan Chęciński. „Gazeta Pol
ska” 187S, nr 2.
10 H. Sienkiewicz: Dzieła t. 40, Warszawa 19S1, s. 100.
11 J. Dunin: Książeczki dla grzecznych i nie
grzecznych dzieci. Wrocław 1991, s. 61.
12 H. Sienkiewicz: Dzieła t. 40, Warszawa 19S1, s. 100.
Zofia Adamczykowa
ZADZIWIENIE ŚWIATEM - O DZIECIĘCYCH TEKSTACH KSIĘDZA JANA
TWARDOWSKIEGO
Ksiądz poeta w yznaje w jednym z w y
wiadów: N ajchętniej piszę dla dzieci. To moja ulubiona i najważniejsza tw órczość1.
Jego utwory, adresowane w głównej mie
rze do młodych odbiorców, ukazywały się w w ielu to m ika ch , m iędzy innym i: Dwa
osiołki, Kasztan dla milionera, K ubek z je d nym uchem, N ajnow szy zeszyt w kratkę, P atyki i patyczki, Ksiądz Jan Twardowski - dzieciom. Ponadto były i są chętnie prze
drukowywane w rozmaitych zbiorach (nie tylko dla dzieci!), weszły do podręczników szkolnych ja ko m ateriał do edukacji lite
rackiej uczniów, a sentencjonalne cytaty z tej poezji zasiliły ju ż ję zyk potoczny (np.:
„Kiedy je st nam dobrze - to niedobrze” - 0 biedronce', „Śpieszm y się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” - Ś pieszm y się).
Użyte powyżej stwierdzenie „w głów
nej mierze dla młodych odbiorców” nie jest przypadkowe. Pozostaje bowiem pytanie, czy tak naprawdę można dokonać jedno
znacznego podziału utworów poety na te dla dzieci i dla dorosłych. Przy wielu tek
stach w yd a je się to w rę c z niem ożliw e.
W obec ogromnej prostoty języka i środków wyrazu adres czytelniczy często się zacie
ra, a o d c z y ta n ie z a s k a k u ją c y c h p u e n t 1 sensów, nierzadko ukrytych, przekracza poziom dziecięcej percepcji, co pozwala mówić o dwuadresowości utworów. Poeta nie unika też w dziecięcych prostych w ier
szykach tematyki trudnej, dość długo trak
towanej w tej literaturze jako tabu: kalec
twa, cierpienia, umierania. Można by więc
w odniesieniu do bogatej tw órczości ks.
Tw ardow skiego p rzyw o ła ć stw ierdzenie francuskojęzycznego poety belgijskiego, Maurice Careme’a, który wyrażał pogląd, że nie ma osobnej poezji dla dzieci i doro
słych, tak ja k nie ma dla nich osobnej cze
kolady. Jeśli coś jest dobre, korzystają z te
go na równi i mali, i dorośli2. Ksiądz po
eta bez wątpienia potwierdza to stanowi
sko swym pisarstwem, choć deklaruje, że najchętniej pisze dla dzieci.
Nie sposób też dokonać klasyfikacji gatunkowej utworów ks. Jana Twardowskie
go. Z reguły cechuje je synkretyzm rodza- jowo-gatunkowy, tak znamienny dla całej literatury „czwartej”, czyli dziecięcej. Prze
nikają się tu elementy homilii, zakorzenio
ne w retoryce (pytania, porównania, analo
gie, powtórzenia), form y nawiązujące do spontanicznej twórczości dzieci (rymowan
ki, przezywanki, w ywołanki, zam awianki) oraz takie, jakie dorośli tw orzą dla dzieci (baśnie, opowiastki, rozmówki, historyjki, anegdoty i dowcipne aforyzmy). S ą to za
zwyczaj teksty ponadrodzajowe i ponadga- tunkowe: proza przechodzi w wiersz i od
wrotnie; mikrokazanie nagle wywołuje na
strój liryczny i przeradza się w poezję; są tu cytaty z Pisma św. i modlitwy, a obok nich słowny folklor dzieci, aluzje literackie, żarty i zabaw ne parafrazy w rodzaju: „koniec i bomba, nie kochał - w ięc trąba” ; „Moja wina, moje winy, obskubały mnie dziewczy
ny”; „Blisko baldachimu i księdza, a w do
mu chuda jędza” itp. Znajdujemy teksty li
ryczne, epickie, dydaktyczne, rozważania nabożeństwa Drogi Krzyżowej, jasełka oraz m ikrokazania i w iersze dotyczące św iąt kościelnych, Anioła Stróża i postaci św ię
tych. Prosty, zdawałoby się, opisowy tekst nagle zaskakuje puentą, która prowadzi czytelnika w obszary egzystencjalne, etycz
ne, filozoficzne bądź metafizyczne. „Wier
sze rwane prosto z krzaka” zaw ierają też pełno pozornych paradoksów: liryzm i żart, powaga i humor, patos i trywialność, cier
pienie i uśmiech, obraz człowieka uświęco
nego wiarą i miłością a zarazem grzeszne
go i w ątpiącego. Bo też taka je s t nasza ziem ska w ędrów ka, pełna sprzeczności w n ie u sta n n ym p o s z u k iw a n iu d ro g i do drugiego człowieka id o Boga. Składają się na nią proste radości i rozterki, nadzieja i niepewność, wiara, miłość i zwątpienie.
Dziecięcość stanowi niezwykle ważną kategorię w całej twórczości ks. Twardow
skiego, nie tylko w tej, której przypisany został dziecięcy adres czytelniczy. Bo dzie- cięcość dla poety - podobnie ja k dla Ja
nusza Korczaka - to nie naiwność, lecz głę
bia. P oeta w s w o is ty s p o só b n o b ilitu je dziecko i nieustannie przyjmuje jego per
spektywę w widzeniu świata, próbując za
chować nieskażoną wrażliwość i wyobraź
nię dzieciństwa. Traktuje dziecko poważ
nie, podmiotowo, a nierzadko je wręcz sa- kralizuje (w iersze: Szukam , N iew idom a dziewczynka). Także w lirykach przezna
czonych dla dorosłych widoczna jest fascy
nacja dziecięcym pojmowaniem wiary oraz prostotą w rozumieniu Boga i świata (np.
Dzieciństwo wiary). Toteż pojawia się nie pozbawiona racji hipoteza, że adresatem większości wierszy ks. Twardowskiego dla dorosłych jest ukryte w dorosłym dziecko, a poeta poprzez sw oją lirykę próbuje opóź
nić obumieranie dziecka w dorosłym3.
Dziecko - zgodnie z prawami rozwo
jowym i - postrzega św iat realny za po
m ocą mikroobserwacji i ulega ciągłej nim fascynacji. Nieustanny zachwyt, zdum ie
nie i z a d ziw ie n ie św iatem je s t źródłem spontanicznej radości dziecka. Toteż po
eta - z jednej strony znawca psychiki dzie
cięcej, z drugiej zaś miłośnik natury i przy
rody - patrzy na św iat oczym a dziecka,
dostrzega „po d zie cię ce m u ” k a żd ą naj
mniejszą choćby żyw ą istotę i roślinę, roz
poznaje jej cechy dystynktywne, odsłania niepowtarzalne piękno i nie przestaje się dziwić. Niczym dziecko pochyla się z za
d z iw ie n ie m nad b ie d ro n k ą , m ró w ką , trzmielem, żuczkiem, kijanką, wiewiórką, kawką, derkaczem , kosem, p sią trawką, bławatkiem i przylaszczką. Można by z tej poezji zbudować obszerny zielnik i równie bogaty atlas grzybów , kwiatów, ptaków, z w ie rzą t polnych i leśnych. Sam poeta wyznaje: „Świat dany nam je st w sposób rzeczywisty, a nie tylko wyobrażeniowy. Nie is tn ie je ja k o p o m y ś le n ie c zy p o e ty c k a rzecz. Jest zbiorem rzeczy egzystujących.
I dlatego lubię nazywać po imieniu drze
wa, kwiaty, kam ienie. Daleki je ste m od operowania, tak powszechnego dziś, zna
kami: ptak, zwierzę, ryba, liść, kwiat. W i
dzę bowiem dzięcioła, kosa, bociana, sło
nia, pstrąga, ślaz, borsuka, wrotycz, ma
k o lą g w ę - k o n k re tn y , nie a n o n im o w y św iat”4.
Tak „w ym yślona” poetyka je st nośni
kiem treści dydaktycznych, ale nie tylko o walory edukacyjne w tych wierszach cho
dzi. Poeta-kapłan odsłania bowiem przed małym odbiorcą bogactwo i barwy świata jako dzieło Wszechmocnego. Odkrywając Boga w naturze, a więc w dziele stworze
nia, w zbudza podziw dla Jego wielkości, mądrości i dobroci. Ta szczególna „dziecię
ca” teofania przemawia z równą siłą zarów
no do dziecka, jak i do odbiorcy dorosłego, który w kontakcie z poezją księdza Twar
dowskiego nieustannie ulega dziecięcemu zadziwieniu i wzruszeniu.
Poeta, wieloletni kapłan-wychowawca, doskonale zna i rozumie dziecko, jego po
trzeby, oczekiwania i upodobania, a także dziecięce przywary, takie ja k skłonność do psot i kłótni, do przechwalania się, bałaga- niarstwo i inne. Znajomość dziecka ułatwia mu nawiązanie z nim kontaktu. Służą temu liczne sfunkcjonalizowane zabiegi, między innymi wprowadzenie do twórczości boha
tera dziecięcego, z którym młody odbiorca może się identyfikować. Częstym chwytem - zwłaszcza w mikrokazaniach - s ą odnie
sienia dorosłego nadawcy (kapłana) do wła
snych dośw iadczeń i przeżyć, z których zwierza się dzieciom, uwiarygodniając opo
wiadane im zdarzenia i demitologizując tym samym dorosłego. Funkcji fatycznej służą też bezpośrednie pytania i zwroty do czy
telnika, podejmowanie z nim quasi-dialogu oraz posługiw anie się językiem dziecka.
C zęstokroć podm iot m ów iący (narrator) utożsamia się z dziecięcym czytelnikiem, stosując relację w pierwszej osobie liczby mnogiej, np.: „Jeżeli w czasie wakacji po
tkniem y się o kamień, potłuczem y się - krzyczymy, jakby ktoś nas ze skóry obdzie
rał, że boli” (Czternaście przystanków ze
zbiorku Najnowszy zeszyt w kratkę). Nawią
zaniu kontaktu z małym odbiorcą służą też frazeologizm y potoczne („nudny ja k flaki z olejem”; „głupie cielę”; „trąba”; „dał się na
bić w butelkę” ; „m ówić trzy po trzy” ; „figa z makiem”) oraz leksyka z żargonu uczniow
skiego („wie, że nie mówi się skarżyć, tylko:
kablować. Nie mówi się podsłuchiwać, ale:
radarować” - Skarżypyta z tomiku Kubek z jednym uchem).
Chętnie sięga poeta do folkloru dzie
ci, co stanowi doskonałą płaszczyznę po
ro zu m ie n ia m ię d zy d o ro słym n a d a w cą i małym odbiorcą. Dziecięce rymowanki, wywołanki i zamawianki (np. „biedronecz- ko, leć do nieba - przynieś mi kaw ałek chleba”) pojawiają się w tekstach na pra
wach cytatów, a ulubioną strukturą tekstów poetyckich ks. Twardowskiego dla dzieci (i nie tylko dla nich) jest prosta forma wy- liczankowa, wzorowana na dziecięcych py
taniach, nagrom adzeniach lub odw ołują
ca się do gier i zabaw. Przywołajmy w tym miejscu fragm ent takiego tekstu:
Do świętego Franciszka5
Święty Franciszku patronie zoologów i ornitologów
dlaczego żubr jęczy jeleń beczy
lis skomli wiewiórka pryska kos gwiżdże [...]
człowiek mówi śpiewa i wyje tylko motyle mają wielkie oczy i wciąż jeszcze tyle przeraźliwego milczenia
które nie odpowiada na pytania
W ciąg prostych pytań dziecięcych, tw orzących strukturę w yliczankow ą tego tekstu, wpisany jest niepokój i smutek eg
zystencjalny. To dość charakterystyczna
cecha poetyki ks. Twardowskiego, który często puentuje swoje liryki albo refleksyj
nie i filozoficznie, albo zaskakująco zabaw
nie, rozładowując w ten sposób napięcie em ocjonalne.
Hum or je s t bowiem w yrazistą cechą wierszy autora Kasztana dla milionera. Po
eta dostrzega elem enty zabaw ne nawet w przyrodzie, gdy zauważa: „Pasikonik ma oczy na przednich nogach, koliber leci ty
łem, kowalik chodzi do góry ogonem. A ja lubię humor dyskretnego uśmiechu, który rodzi się na przykład z zestawienia rzeczy nieoczekiwanych”6. Rozumie przy tym, że dziecko lubi i powinno się śmiać. Komizm spełnia w tekstach poety zarówno funkcję ludyczną, ja k i dydaktyczną, neutralizuje powagę słów kapłana i równoważy patos liryzmu. Stwarza przy tym doskonałą płasz
czyznę porozumienia między nadawcą i od
biorcą, a więc buduje między nimi kontakt.
Sam poeta deklarował: „Chcę pisać języ
kiem nie dowcipnym, ale uśmiechniętym”7.
Wydaje się jednak, że pisał i jednym, i dru
gim. Dorosły nadawca z upodobaniem bo
wiem przytacza zabawne sytuacje i wypo
wiedzi swoich bohaterów (sam przy tym się bawiąc) i tworzy równocześnie zręczne żarty językowe, co w yw ołuje nie tylko reakcję uśmiechu, ale i śmiech serdeczny.
Elem enty kom izm otw órcze w silniej
szym stopniu dostrzec można w mikroka- zaniach. Przewaga relacji epickiej umożli
wia bowiem wprowadzenie komizmu sytu
acyjnego i komizmu postaci. Zabawna jest na przykład relacja o księdzu francuskim, który odprawiał Mszę św. po polsku: „Wszy
scy byli zachw yceni, bo m ów ił wyraźnie i zrobił tylko trzy błędy. Zamiast: Oto Bara
nek Boży - powiedział: Oto Owiec Boży.
Zamiast: Dzieciątko Boże - dziewczątko Boże, a na zakończenie zapytał: - Kiedy mogę jeszcze raz mszyć?” (Jeszcze o św.