• Nie Znaleziono Wyników

Guliwer. Kwartalnik o książce dla dziecka, 2006, nr 2 (76)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Guliwer. Kwartalnik o książce dla dziecka, 2006, nr 2 (76)"

Copied!
99
0
0

Pełen tekst

(1)

2 / 2 0 0 6

Cena 1 5 , 0 0 zł

I S S N 0 8 6 7 - 7 1 1 5 I N D E X 3 8 0 0 7 5 VAT 0"/.,nakład 1 500 szt.

W io la K u b a c z k o /la t8

(2)

kwiecień - maj - czerwiec 2006

GULIWER 2 (76)

KWARTALNIK O KSIĄŻCE DLA DZIECKA

W numerze:

• Podróże „Guliwera” 3

WPISANE W KULTURĘ

• Karolina Jędrych: Pomysł na Alicję (raz jeszcze o Alicji w Krainie Czarów) S

• Alicja Ungeheuer-Gołąb: Poetyckie zabawy Joanny Pollakówny 10

• Danuta Mucha: Słoneczko-zapomniana powieść dla młodzieży Jadwigi Chrząszczewskiej 14

• Anna Zielińska: Chęciński - pisarz dla młodszej dziatwy 16

• Zofia Adamczykowa: Zadziwienie światem - o dziecięcych tekstach księdza

Jana Twardowskiego 20

RADOŚĆ CZYTANIA

• Maria Kulik: Boimy się zasnąć - książki, które pomagają rozwiać wieczorne lęki 27

• Danuta Mucha: Gucio zaczarowany - opowieść fantastyczno-przyrodnicza Zofii Urbanowskiej 30

• Zofia Adamczykowa: O dużym i małym, czyli o bajce Leszka Kołakowskiego 33

• Hanna Diduszko: O stworzeniu świata i niepozornym człowieczku... 37

• Bernadetta Zynis: Wielkie zadowolenie 39

ROZMOWA GULIWERA

• Wirtualna Bromba. Z Iwoną Hardej - autorką serwisu bromba.pl rozmawia Aneta Satława 43 NA LADACH KSIĘGARSKICH

• Joanna Gut: O pierwszej szkolnej miłości (P. Beręsewicz: Jak zakochałem Kaśkę Kwiatek) 4S

• Mrav: Trudne tematy na wesoło! (I. Abedi: Oto Lola!) 47

• Mrav: Czego pragnie syryjski chomik? (D. Reiche: Fredi. Dzikie życie chomika) 48

• Mrav: Piękne życie i pełne codziennych spraw (S. Morgenstern: Ernest i tajemnicze listy) 48

• Stanisława Niedziela: U dobrej czarownicy Agaty (M. Jarocka: Przygody czarownicy Agaty) 49

• Stanisława Niedziela: Wilk z kanadyjskiej puszczy (E. Vincent: Dziewczyna i wilk) S0

• Barbara Pytlos: Puchatek, no i ja (A. A. Milne: Gdziekolwiek jestem - jest i Miś Puchatek,

no i ja ) SI

• Barbara Pytlos: Imię to nie fraszka (E. Waśniowska: Imię to nie fraszka) S3

• Agnieszka Sobich: A w Patafiinie bardzo (J. Nawrot: A w Patafiinie bardzo) 54

(3)

• Agnieszka Sobich: Liliana Fabisińska - Amor z ulicy Rozkosznej i Amor i porywacze duchów (L. Fabisińska: Am or z ulicy Rozkosznej, Am or i porywacze duchów) S

• Anna Horodecka: Papież bliski dzieciom (J. Majewska: Opowiem ci o Janie Pawle II) 59

• Grażyna Lewandowicz-Nosal: Spory i Malutek (A. Onichimowska: Daleko czy blisko) 60

• Justyna Zgódka: Krok w dorosłość (B. Ostrowicka: Zła dziewczyna) 61

• Grażyna Lewandowicz-Nosal: Muzyczna zgraja (I. Klebańska: Muzyczna zgraja) 63 Z LITERATURY FACHOWEJ

• Krystyna Heska-Kwaśniewicz: Książka o niegrzecznych dzieciach 64

• gral: Bibliografia 1901-1917 66

• Alicja Baluch: Na pograniczu Biblii, baśni i światopoglądu naukowego 67

• Joanna Wysiecka: Wędrówka po „równinach” pisarstwa wielkiej realistki 70 Z RÓŻNYCH SZUFLAD

• Hanna Dymel-Trzebiatowska: Dziecięcy Nobel jedzie do Ameryki 74

• Urszula Jaksik: „Dzieci dzieciom” w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Bytomiu 75

• Maria Kulik: Bolońskie przysmaki 76

• Agnieszka Sobich: 20. Targi Książki Edukacyjnej „Edukacja XXI” w Warszawie 79

• V Poznańskie Spotkania Targowe. Z Olchą Sikorską - komisarzem targów rozmawia

Aneta Satława 80

MIĘDZY DZIECKIEM A KSIĄŻKĄ

• Piotr Tomasz Nowakowski: Kolorowe pisma dla młodzieży, czyli apoteoza wygody,

przyjemności i wolności od trudu 82

• Ewa Gajcy: Spotkania z książką 85

• Ewa Gajcy, Joanna Sambor-Biczyk: Potter w bibliotece - zabawa czytelnicza 88 BIOGRAMY

• Wioletta Bojda: Joanna Fabicka 90

• Z książką na walizkach. Opolskie spotkania pisarzy z młodymi czytelnikami 92

• Regulamin nagrody literackiej im. Kornela Makuszyńskiego 93

• Protokół z posiedzenia jury konkursu Dziecięcy Bestseller Roku 2005 93

ABSTRACT 96

(4)

PODRÓŻE „GULIWERA”

Trudno jest nie dostrzec ogromnej roli, ja ką we współczesnej kulturze od­

grywają biblioteki. Zauważa się wielkie książnice naukowe; jedynie spogląda się na biblioteki mijane w przelocie między domem a zakładem pracy, czasami tylko wspomina się miejsca, kojarzone z dzieciństwem; owymi kącikami zabaw z książką, kredką, ołówkiem. I ów niezapomniany dreszcz podczas udziału w kon­

kursie czytelniczym, literackim, plastycznym.

Świat kultury książki zawsze był atrakcyjny. I to od czasów najdawniejszych.

Książka bowiem daje przyjemność, satysfakcję, inspirację do działań, pociechę w trudnych chwilach, kształtuje naszą erudycję, wiedzę, etykę. W spółtworzy piękny i stabilny system wartości. Ktoś - by odwołać się do słów jednego z wiel­

kich krytyków współczesnej literatury - rzekł, iż poznanie świata zawsze koja­

rzy się ze spotkaniami w bibliotece, tak ja k się to dzieje u Czesława Miłosza w Dolinie Issy, czy u Stanisława Lema w Solaris.

W szak odwoływanie się do zbiorowej mądrości, przekazywanej i wzboga­

canej przez pokolenia, jest rozwiązaniem stosowanym w sytuacjach kryzyso­

wych.

Jakże jednak odległy jest świat wielkiej, potencjalnej i niezgłębionej kultury od dnia codziennego jej depozytariuszy. Codzienność bibliotek - zwłaszcza małych - jest trudna. Mimo ogromnej liczby czytelników bibliotek publicznych, w bardzo wielu mamy trudną sytuację lokalową. Mimo niezwykle bujnej, orygi­

nalnej i niekonwencjonalnej działalności popularyzującej książki i licznego gro­

na czytelników, wciąż jeszcze brakuje samorządowych pieniędzy na zakup no­

wości, które w szak podnoszą atrakcyjność i autorytet środowiska. Mimo znacz­

nego wzbogacenia bibliotek o nowoczesne komputery, systemy informatyczne wciąż jeszcze borykamy się z problemami podstawowymi, takimi ja k sam o­

dzielność instytucjonalna czy powoływanie bibliotek powiatowych, których rola jest nie do przecenienia.

W szystko to sprawia, iż praca w bibliotece nie jest szarym, bezbarwnym i mało ważnym zajęciem. To dziedzina, w której stykają się najrozmaitsze ocze­

kiwania czytelników, ich emocje, potrzeby, wyobrażenia - z realnością wynika­

ją cą z najrozmaitszych uwarunkowań. Nie zawsze możliwych do spełnienia.

Dlatego też w Tygodniu Bibliotek proszę przyjąć od Redakcji „Guliwera” , wszystkich czytelników oraz osób współtworzących wielki krąg przyjaciół ksią­

(5)

żek przede wszystkim podziękowanie za wielki trud i zaangażowanie w tworze­

niu kultury. Tej wielkiej, objawiającej się w oryginalnej kreacji, i tej małej, bier­

nej, będącej choćby jedynie kontemplacją dokonań innych.

Ale też proszę przyjąć życzenia wielu satysfakcji z pracy zawodowej, jak też z życia osobistego. Owego doskonałego sprzężenia między człowiekiem i instytucją.

Jan Malicki

(6)

WPISANE W KULTURĘ

Karolina Jędrych

POMYSŁ NA ALICJĘ (RAZ JESZCZE O ALICJI W KRAINIE CZARÓW)

Dla Artura Rackhama. Obyś nadal inspirował innych, jak zainspirowałeś mnie.

T. D. 1 O becnie zw ią zki pisarz - ryso w n ik zaczynają przeradzać się w spółki autor tekstu - ilustrator. I doprawdy nie w iado­

mo, kto w spółce takiej odgrywa w iększą rolę... Ilustracje Toniego Di Terlizzii do Kro­

nik Spiderwick - najnowszego cyklu fanta- styczno-baśniowego dla dzieci i m łodzie­

ży - są naprawdę godne tego, by zadedy­

kować je wielkiemu Rockhamowi. Podczas czytania sam ej książki odniosłam nato­

miast wrażenie, że tekst je st jedynie do­

datkiem do nich. Być może to w ina w y­

dawcy, który tak dziwnie poporcjował po­

wieść, nie dając czytelnikowi szansy na to, by opowieść go wciągnęła. Tych pięć ksią­

żeczek rozmiaru kieszonkowego nie zapeł­

niłoby nawet czw artego tomu H a rry ’ego Pottera (piąty jest jeszcze g ru b s z y .). Ale cóż - przeważyły względy finansowe.

Zastanawia mnie tylko jedno - czy nie lepiej byłoby w obec tego wydać komiks?

Z w ła szcza , że n a zw isko ilu s tra to ra na okładce pojawia się przed nazwiskiem au­

torki treści.

Niedawno jeszcze można było zoba­

czyć w kinach film Lem ony Snicket: Seria N iefortunnych Zdarzeń, oparty na m oty­

w ach książek w łaśnie Lem ony Snicketa (nikt tak naprawdę nie wie, kim jest tajem­

niczy autor). Jego książki s ą kroniką nie­

fortunnych wypadków, jakie przydarzyły się - i ciągle jeszcze się przydarzają, w Pol­

sce niedawno w yszedł dziesiąty tom ik - sympatycznym sierotom Boudelaire. Tekst nie jest tu jedynie dodatkiem do obrazków.

Jest miejscam i przewrotnie dydaktyczny, a humor tych książek bywa wisielczy. Nie­

mniej tu również mamy spółkę pisarz - ilu­

strator. Rysunki Bretta Helquista będą już za w sze k o ja rz o n e z o w ą „n ie fo rtu n n ą ” serią, podobnie ja k z A licją kojarzone są ryciny Tenniela.

Jednakże to, że ryciny te tak mocno w ryły się w naszą św iadom ość, nie zna­

czy wcale, że ilustracje innych autorów są nie do przyjęcia czy wręcz - że nie powin-

Frank Adams

(7)

Angel Dominguez

no się takowych tworzyć. Każdy czytelnik czyta inaczej i inaczej widzi opisane sytu­

acje. Nie każdemu może odpowiadać wi­

zja Tenniela - wśród rysowników znalazło się tych osób prawie dwieście2. Wśród nich zasadniczo wyróżnić możemy dwie grupy:

a) tych, którzy ilustrują Alicję w „Tennie- lowskim” duchu, czyli ich rysunki są nowymi wersjami rycin Tenniela;

b) tych, którzy proponują nowe rozwią­

zania.

W ilustracjach (w nawiasie daty uka­

zyw ania się wydań z rysunkam i danego autora) Bessie Pease Guttm ann (1907), Mabel Lucie Attwell (1910), Gwynedd Hud­

son (1922), Marii Kirk (1904), A. E. Jack­

sona (1914), Ralpha Steadmana (1986), Grega Hildebrandta (1990), a nawet wiel­

kiego A rtura Rackhama (1907) w yraźnie zaznaczył się wpływ Johna Tenniela. Róż­

ne s ą co prawda techniki w ykonania ilu­

stracji - nie mamy już do czynienia z czar­

David Frankland

no-białymi rycinami, a pięknymi, wieloko­

lorowymi obrazami - jednak świat przed­

stawiony, bohaterowie go zaludniający, są podobni do tych pierwszych, tak skrytyko­

wanych przez Stillera.

Nie znaczy to, że światy każdego z ilu­

stratorów s ą jednakowe. Niektórzy z nich, ja k Attwell, Guttmann czy Folkard wyraź­

nie zm ierzają w stronę baśniow ości. Ich rysunki s ą baśniowo-realistyczne, nie zo­

stało w nich nic z karykatury czy groteski.

S ą pięknym i ilustracjam i, dużo lepszymi nawet niż ryciny Tenniela, ale - czy od­

dają ducha oryginału?

Główna bohaterka na każdej z tych ilu­

stracji wygląda odrobinę inaczej i zdecy­

dowanie bardziej przypomina małą dziew­

czynkę niż Alicja Tenniela. Wydaje się bar­

dziej odpow iadać w izerunkow i ciekawej św ia ta , d o b rze w y c h o w a n e j i b ystre j - w żadnym razie nie głupiutkiej - dziewczyn­

ki. Niektórzy z ilustratorów „ubierali” Alicję

(8)

Philip Gough Jourcin

zgodnie z panującą w określonych latach modą, inni pozostali pod wpływem Tenniela na tyle, że nie mogli obejść się bez sukie- neczki z bufiastymi rękawkami i fartuszka, które stały się już swoistym znakiem roz­

poznawczym Alicji.

Spośród wszystkich tych ilustracji w y­

różniają się niepokojące, a jakże piękne rysunki Rackhama. C ały św iat snu Alicji jest utrzymany w ciemnej tonacji, nie znaj­

dziemy w nim błękitnego nieba czy zielo­

nej trawy. W szystko to sprawiałoby nieco przytłaczające wrażenie, gdyby nie niezwy­

kle lekka kreska rysownika, jej - że się tak wyrażę - realistyczna miękkość. Każde za­

łamanie materiału, trawa, sęk w podłodze czy w łosy Alicji - wszystko dopracowane w najmniejszych szczegółach. I sama Ali­

cja w wydaniu Rackhama jest bardzo ładną dziewczynką. Z frontyspisu spogląda na nas uważnie, wcale nie speszona, lekko tylko zarumieniona, z założonym i za ple­

cy rękami. Uskakuje przed ciskanymi w do­

mu Księżnej talerzami, trochę sztywno sie­

dzi przy zastawionym filiżankam i stole - nie ma tak nadąsanej miny, ja k Alicja Ten- niela.

Na tle innych ilustracji wyróżniają się jeszcze prace Ralpha Steadmana. To już zupełnie nowy, choć nawiązujący do rycin Tenniela, pomysł na Alicję. Szczerze mó­

wiąc, w szystkie postacie w yglądają, ja k drugi ojciec Koraliny3. Biały Królik sprawia wrażenie, jakby wracał do domu po zbyt długiej nocy w jakimś pubie, Kot z Cheshire - jakby pożyczył niedawno nargile od Pana Gąsienicy i zrobił z nich w iadom y użytek.

W szyscy oni s ą jakby nie do końca stwo­

rzeni, jakby masa, z której zostali ulepie­

ni, nie została w odpowiedni sposób ufor­

mowana, a twórca porzucił ich w trakcie pracy.

To jednak tylko pozory. Rysunki (czar­

n o -b ia łe ) s ą d o p ra c o w a n e w k a ż d y m s z c z e g ó le . W izja ryso w n ika je s t lekko makabryczna i przypomina mi ten strasz­

ny, a jednak śmieszny, żart Carrolla na te­

mat śmierci:

[...] Och, gdybym nawet spadła z dachu, nie pisnęłabym ani słówkiem!

(Co najprawdopodobniej okazałoby się zgodne z prawdą)4.

Sama bohaterka ubrana jest oczywi­

ście w w iadom ą sukienkę i w iadom y far­

(9)

Greg Hildebrandt tuszek, a le ... Nie je s t ju ż sie d m io le tn ią dziewczynką, co w idać wyraźnie na rysun­

ku przedstawiającym Alicję jako królow ą Po drugiej stronie lustra.

Może to je s t w łaśnie najwłaściw sza droga ilustrowania Alicji? Skoro nie jest to baśń, po cóż u m ie s z c z a ć w książkach Carrolla kolorowe obrazki, po cóż aż tak dookreślać ten świat, nie pozostaw iając miejsca na inwencję czytelnika? A może książek w ogóle nie powinno się ilustro­

wać? Bettelheim wyraża następującą opi­

nię (co prawda tylko w odniesieniu do czy­

telnika dziecięcego i baśni, ale sądzę, że można to przełożyć na całą literaturę):

[...] ilustrowanie baśni, mimo że ilustracje są bardzo łubiane zarówno przez dorosłych, ja k przez dzieci, nie je s t ze względu na istotne potrzeby

dzieci rzeczą najlepszą. Ilustracje nie stanowią pomocy, lecz rozpraszają. [...]

Ilustracje pozbawiają opowieść w znacznej mierze znaczenia

osobistego, które mogłaby ona mieć dla dziecka wówczas, gdyby pozostawiono mu swobodę snucia własnych

wyobrażeń wizualnych, nie narzucając wyobrażeń ilustratoraS.

A może warto byłoby znaleźć jakiś zło­

ty środek? Bo w końcu

[ . ] ja ki może być pożytek z książki [ . ] w której nie ma ani ilustracji, ani konwersacji6.

Może wystarczy tylko kilka kresek, po­

ciągnięć pędzlem, by stworzyć cały świat?

Moja pięcioletnia siostra uwielbia (nie znałam jeszcze dziecka, które by tego nie lubiło) wszelkiego rodzaju zabawy plastycz­

ne. Plastelina, kredki, farbki, czasem na­

w et ołówek i ściana. Ludzie przez nią na­

rysow ani s ą kartoflopodobnym i istotam i o pajęczych odnóżach i nieprzeciętnie du­

żych oczach. Jeden taki kartofel może być nią, drugi mamą, słowem - może z tych kartofli sporządzić całą naszą ósemkę i dla

(10)

Dusan Kr llay

niej zawsze postacie te będą się od siebie różniły.

Może w łaśnie ta k należy ilustrow ać Alicję? W końcu je st snem, sen to barw­

ne plamy, szybko zmieniające się obrazy, nieuporządkowane. Takie w łaśnie „dzie­

cięce” s ą ilustracje Reynalda C onnolly’ego i Salvadora Dali. W pierwszym przypad­

ku Alicja w ogóle nie przypom ina człowie­

ka, je s t d z iw n ie z d e fo rm o w a n a , ś w ia t wokół niej też. Ale taki właśnie je st W on- derland. Obrazki drugiego autora są nie­

zwykle radosne, kolorowe, przypom inają dziecięce „m azaje” . W yłania się z nich rze­

czyw istość dziwna, senna i w esoła, peł­

na hum oru. P o n a d to k o n k re ty z a c je te p o zo sta w ia ją m nóstw o m iejsca dla w y­

obraźni, nie ustalają, co czytelnik ma w i­

dzieć w trakcie czytania. I pasują, przede wszystkim pasują, s ą adekwatne do obu opow ieści Carrolla.

Mallory

1 T. Di Terlizzii, H. Black: Kroniki Spiderwick.

Sekret Lucindy. Księga trzecia z pięciu. Przeł.

Z. Naczyńska. Warszawa 2005, s. 3.

2 Zob. R. Stiller: Wielebny w Krainie Czarów, [w:] L. Carroll: Przygody Alicji wKrainie Czarów.

Alice’s Adventures in Wonderland. Przeł., wstę­

pem i przypisami opatrzył R. Stiller. Warszawa 1990, s. 17.

3 „Istota obróciła głowę, oczy z czarnych gu­

zików spojrzały wprost na nią. W pozbawionej warg twarzy otwarły się usta, wciąż jeszcze zlepione czymś białym [...]”. (N. Gaiman: Koralina. Przeł.

P. Braiter. Il. D. McKean. Warszawa 2003, s. 118).

4 L. Carroll: Przygody Alicji w Krainie Cza­

rów. O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra. Przeł. i wstępem opatrzył M. Słomczyński.

Il. J. Tenniel. Warszawa 1975, s. 15.

5 B. Bettelheim: Cudowne i pożyteczne.

O znaczeniach i wartościach baśni. Przeł., wpro­

wadzeniem, objaśnieniami i posłowiem opatrzyła D. Danek. Warszawa 1996, s. 104.

T L. Carroll: Przygody Alicji w Krainie Cza­

rów. O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra, s. 13.

(11)

Alicja Ungeheuer-Gołąb

POETYCKIE ZABAWY JOANNY POLLAKÓWNY

Niektóre teksty dla dzieci przenika at­

mosfera zabawy. N iekiedy staje się ona cechą niezbywalną utworu i decyduje o je ­ go istnieniu1. Na „zabawowość” literatury dla dzieci zwracali uwagę Kornel Czukow- ski2, Jerzy C ieślikow ski3, A licja Baluch4.

Cieślikowski zauważył, że wiele gier i za­

baw posiada b o g a ty w a lo r s ło w n y np.:

Ślepa babka, Wilk i gęsi (owce)S. Pewne teksty towarzyszące grom i zabawom ode­

rwały się od nich i funkcjonują samodziel­

nie w folklorze dziecięcym. Niekiedy stają się one inspiracją dla poetów. W typologii Ryszarda Waksmunda znajdujemy je jako wiersze do gier i zabaw6, ale nie s ą to już

„praw dziw e” folklorystyczne form ułki. Im bliżej czasów współczesnych, teksty tracą ludyczne przesłanie i nabierają cech auto­

telicznych.

Zabawa potocznie przyjm owana jest przez ludzi jako czynność mało poważna i płocha. W ydaje się jednak, że to pozór.

Jak twierdzi Johan Huizinga, ekspertami od zabawy s ą dzieci, a one traktują zaba­

w ę i zabaw ki bardzo pow ażnie7. Można przypuszczać, że lekceważenie przez do­

rosłych aktywności zabawowej je st zwią­

zane ze stosunkiem do dziecka w ogóle, który zmienił się dopiero w XX wieku. Wa­

lor za b a w y nie za w s z e św ia d c z y w ię c o tym, że sam wiersz należy przyjmować w sposób ludyczny. Trafnie zauw aża A li­

cja Baluch, że „wartości ludyczne w litera­

turze osobnej p ro w a d zą od zabaw y do medytacji”8. W rozwoju literatury dla dzie­

ci widać wyraźnie, ja k teksty o prowenien­

cji ludowej inspirują utwory poetyckie. Ale

także w jednostkowym odbiorze zauważyć można podobny scenariusz, sytuacja za­

bawy pochłania dziecko, a w takim stanie łatwo się zatracić, co jest typowe także dla aktu medytacji.

W 1972 roku ukazał się tom ik Joanny Pollakówny pt. Kółko graniaste, adresowa­

ny do dzieci. Zawarte w nim utwory inspi­

rowane s ą folklorem dziecięcym. Poetka wykorzystuje motywy zabaw i gier dziecię­

cych, ja k kółko graniaste, ojciec Wirgiliusz, berek, stoi Różyczka czy po prostu zaba­

w a piłką. Proste, prawie jarm arczne sko­

jarzenia dają tytuły zabaw, które stają się zaczątkiem wiersza. I to je s t jed e n krąg

(12)

te m a tyczn y utw orów Pollakówny. Drugi tw orzą starannie wybrane z dziecięcej iko- n osfery p rze d m io ty (piłka, lokom otyw a, szybowiec), rośliny (lwie paszcze, trawa, mech, drzew a, liście), zja w iska (burza, wiosna, jesień, rosa), zachowania (malo­

wanie, sadzenie roślin, wykonywanie domu z tekturowego pudełka). W rezultacie lek­

tura w ie rszy Joanny P ollaków ny oddaje typ o w ą aurę dzieciństw a z podw órkow ą zabawą, spacerami w jesiennych liściach, obserw acjam i przyrody, robieniem domu d la lalek, z a c h w y te m nad lo k o m o ty w ą i drzewem pełnym ptaków. Dziecięce od­

krywanie świata to główny czynnik spaja­

ją cy poszczególne obrazy. Każdy z utwo­

rów stanowi pew ną cząstkę, które w zbio­

rze układają się w całość, w św iat dziec­

ka, które się bawi.

Wiersze inspirowane zabaw ą spełniają pozornie tylko funkcje ludyczne, w rzeczy­

wistości jednak niosą głęboki liryzm i me­

taforykę. Wiersz Kółko graniaste przenosi odbiorcę w św iat abstrakcyjnej i nonsen­

sownej fo rm y graniastego koła. Dopiero w słowach zamienionych w wiersz odczy­

tać można awangardowy urok dziecięce­

go zawołania: „Kółko graniaste! Czworo- kanciaste!” , które nieraz słychać na podwó­

rzach i skwerach.

Kółko graniaste, czworokanciaste...

Kropka długa, spiczasta spod pióra mi wyrasta, okrągły czworokąt dokąd toczy się? Dokąd?

R. W aksmund zauważa, że „w utwo­

rach dla dzieci zabaw a może m ieć cha­

rakter totalny [...] bądź epizodyczny, ale nie zawiera na ogół żadnych ukrytych zna­

czeń”10.

Z a b a w a w R ó życzkę p o d o b n ie ja k Kółko graniaste je st oparta na strukturze

„koła” . Zajęcia, w których ośrodkiem rucho­

wym było koło, cieszyły się dużą popular­

nością w grupach dziecięcych. Cieślikow­

ski twierdzi nawet, że koło miało swój sens magiczny11. Ten przestrzenny walor tekstu dla dzieci wykorzystuje w ramach krytyki archetypow o-m itograficznej A. B aluch12.

Dostrzega go również, ale w planie w yra­

żania poetyckiego, Joanna P ollaków na w wierszu Stoi różyczka.

Stoi różyczka w czerwonym wieńcu13, my dookoła w tańcu, w tańcu!

Tekst e ksp o n u je pon a d to sto su n e k dziecka do zabawy i jego w niej rolę.

Kogo wybierzesz, kto zgadnie?

Wyglądasz dzisiaj tak ładnie!

Chyba masz nową sukienkę, włosy błyszczące i miękkie.

U tw ory P ollaków ny p rze n ikn ię te s ą zabaw ą upoetycznioną. W w ierszu Piłka poetka rozwija motyw zabawy piłką zupeł­

nie inaczej niż Stanisław Jachowicz w dy­

daktycznych utworach14.

Piłka skacząca o ścianę o ścianę z klaśnięciem z kucnięciem nie, nie przestanę aż sama upadnie...

(13)

Oj! Tak było ładnie,

dwadzieścia razy o ścianę...

i wypadła mi z rąk.

Poetycki opis dziecięcej zabawy piłką nabiera tu cech awangardowego wiersza w wyniku zastosowania powtórzeń i rymów dokładnych, które użyte są w innej funkcji niż podkreślanie melodii wiersza. Ostatni wers zmienia odbiór utworu z zabawowe­

go na refleksyjny:

Piłka skacząca do rąk wracająca ja k oswojony ptak.

/P iłka/

W trącone metafory, porównania, po­

wtórzenia nadają specyficzny kształt więk­

szości utworów zawartych w tomiku. Trud­

na rytmizacja w iersza Ptasie drzewa po­

woduje, że odbiorca poszukuje w nim ukry­

tej m elodii. G dy ją odna jd zie w postaci n ie d o k ła d n y c h rym ó w (k łó tn i - g łu p i), w iersz nabiera niezwykłego poetyckiego uroku.

Zabawy, w których dziecko w ykorzy­

stuje kwiaty, liście i pędy roślin, są tak stare ja k dzieciństwo, szczególnie jeśli przebie­

gało w ogrodzie. Tekst o lwich paszczach jest kolejną cząstką życia dziecka, jeszcze jed n ą zabaw ą obok gier, tańców w kręgu, spacerów i marzeń.

Tu maciejka, tu trawa i chaszcze a tutaj - lwie paszcze.

/Lwie paszcze/

Temat przyrody kontynuuje Pollaków- na w wierszu Prace wiosenne, w którym podmiot wypowiada przesłanie bliskie każ­

demu człowiekowi.

Chciałabym mieć wszystko:

kwiaty, trawę soczystą, duże, cieniste drzewa, chłodny las,

żeby szumiał i śpiewał...

/Prace wiosenne/

Zw iązek z naturą przedstawiony jest też w lirycznych m iniaturach, które przy­

pom inają refleksyjną poezję Józefa Rataj­

czaka (Trawa zimą, M ech zimą, Co to?, P rzed świtem).

Co robi mech pod śniegiem?

- Nie wiem.

Pewnie na palce się wspina, patrzy, czy jeszcze je s t zima?

Czy wiosna się zaczyna ? /Mech zimą/

T akie p o e ty c k ie „d r o b ia z g i” m a ją szczególne znaczenie. Przenika je reflek­

sja i spokój, mimo iż rozpoczynają się od pytań: „O czym trawie śni się, gdy spad­

nie śnieg?” , „Czy to w iatr czy to ptak do pokoju w padł?’, „Co robi mech pod śnie­

giem?” . Podmiot liryczny zamyśla się nad otaczającym św iatem . Nie zaw sze daje odpowiedź na postawione pytanie i często dziecko musi samo jej sobie udzielić. Pro­

blemy stawiane wprost ujaw niają bezpo­

średni stosunek do odbiorcy. Dziecko jest tu tra kto w a n e serio, je s t kim ś w ażnym i wiele wartym. Relacja ta przenosi się na jego działania, a w ięc i zabawę, która na­

gle z typowo ludycznej staje się zabaw ą poetycką. Autorka kontynuuje liryczną nutę w w ierszach Pan Jesienny, P rz y ogniu, L okom otyw a. W utw orze Pan J e s ie n n y bytuje aura złotej, ciepłej jesieni, spaceru w szeleszczących liściach, spokoju. Je­

sienny Pan nie je st prostą personifikacją jesiennych atrybutów, raczej tylko im to­

warzyszy. Podmiot liryczny wiersza wyru­

sza razem z nim na spacer wśród miedzia­

nych liści.

Zdaniem R. W aksmunda osobny typ w ierszy nawiązuje do modelu zabaw dy­

daktycznych. To utwory, których tematem są kreacje dziecięce, czyli „twory material­

(14)

ne i plastyczne, sprawiające dzieciom ra­

d o ś ć z a ró w n o w a k c ie tw o rz e n ia , ja k i w użyciu (zabawie)”15. Do takich tekstów należą Dom z pudełka i Malowanie. Jak zauw aża badacz, „p o d m io t liryczn y nie ogranicza się tu bynajmniej do opisu czyn­

ności dziecka zmagającego się z różnora­

kim tworzywem (plan treści), ale usiłuje im dorównać siłą kreacji poetyckiej (w planie wyrażania), traktowanej jako działanie ana­

logiczne i w pełni spolegliw e”16. Dziecko w zabawie to dziecko, które tworzy, nie wie jeszcze, czemu służy jego ekspresja ani jaki tak naprawdę będzie jej wynik. Urodę tego zjawiska objawia poetka w lirycznym obrazie malującego dziecka:

Co będzie na tym obrazie?

Na razie

kładę kolory i linie.

Niebieska rzeka płynie zwinnie, wtem żółte słońce wpada do rzeki i zaraz las wyrasta zielony, wielki.

Czerwony mak ma niebo błękitne nad głową.

Spojrzę -

i słońce zachodzi złoto i fioletowo, a kiedy żółty kolor z czerwonym połączę,

pomarańczowe kule rozsypię na łące.

[...]

/Malowanie/

1 Por. J. Cieślikowski, Zabawa jako struktura pewnych tekstów literackich dla dzieci, [w:] tegoż, Literatura osobna, wybór R. Waksmund, „Nasza Księgarnia”, Warszawa 1985, s. 64-70.

2 K. Czukowski, Od dwóch do pięciu, „Nasza Księgarnia”, Warszawa 1962.

3 Tamże oraz J. Cieślikowski, Wielka zaba­

wa, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1985.

4 A. Baluch, Ceremonie literackie, a więc ob­

razy, zabawy i wzorce w utworach dla dzieci, Wydawnictwo Edukacyjne, Kraków 1996; Od lu- dus do agora, Wydawnictwo Naukowe Akademii Pedagogicznej, Kraków 2003.

5 J. Cieślikowski, Wielka zabawa, s. 8-69.

PYTALI K

N A S Z A KSIĘGAR NIA ______________________ - * . - T M

T R. Waksmund, Wstęp do: Poezja dla dzie­

ci. Antologia form i tematów, Wydawnictwo Uni­

wersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1987, s. 26.

7 J. Huizinga, Homo ludens. Zabawa jako źródło kultury, „Czytelnik”, Warszawa 1985.

8 A. Baluch, Odludus.., s. 77.

9 J. Pollakówna, Kółko graniaste, Biuro Wy­

dawnicze „RUCH”, Warszawa 1972. Ten i pozo­

stałe cytaty pochodzą z tego tomu. Pozycja nie ma numerowanych stron.

10 R. Waksmund, Od literatury dla dzieci do literatury dziecięcej, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2000, s. 327.

11 J. Cieślikowski, Wielka zabawa, s. 60.

12 Wspomniana wcześniej teoria o istnieniu wzorców zabawowych stanowiących wewnętrzne reguły dzieła zakłada odwoływanie się do natural­

nych form dziecięcej zabawy, jak koło, wąż, łańcu­

szek. Por. A. Baluch, Od lu d u s ., s. 77-78.

13 Znane są też zapisy: w mirtowym wieńcu - por. A. Baluch, tamże, oraz w liliowym wieńcu - por. J. Cieślikowski, Wielka zabawa, s. 61.

14 Motyw piłki znany jest z twórczości Stani­

sława Jachowicza:

Piłka się raz z chłopców śmiała, Że wyżej od nich skakała, Urażeni żarty temi,

(15)

Nie podnieśli piłki z ziemi;

Błąd poznała nieboraczka, I ze wstydu spiekła raczka.

Por. T. Rojek, Kałamarz z bajkami. Opowieść o Stanisławie Jachowiczu, „Nasza Księgarnia”, Warszawa 1979, s. 277.

15 R. Waksmund, Wstęp do: Antologia..., s. 27.

16 Tamże.

Danuta Mucha

SŁONECZKO -

ZAPOMNIANA POWIEŚĆ DLA MŁODZIEŻY

JADWIGI CHRZĄSZCZEWSKIEJ

Minęło ponad 70 lat od śmierci popu­

larnej niegdyś pisarki dla dzieci i młodzie­

ży Jadwigi Chrząszczewskiej (ok. 1 8 7 0 - 193S), znanej także ze swej działalności pedagogiczno-oświatowej na łamach cza­

sopism w arszawskich. Była ona również propagatorką freblowskich zasad wycho­

wania przedszkolnego, które praktycznie realizowała w prowadzonym przez siebie przedszkolu i szkole. Była redaktorką an­

tologii poetyckich i prozatorskich dla dzie­

ci oraz w spółautorką (obok Janiny Pora- z iń s k ie j) e le m e n ta rz y m a ją c y c h w ie le wznowień. Na organizowanych przez sie­

bie kursach pedagogicznych Chrząszczew- ska prowadziła potajemne wykłady z histo­

rii i lite ra tu ry polskiej, n arażając się na prześladow ania w ładz rosyjskich. S w oją działalność nauczycielską, wychowawczą, edytorską i literacką traktowała ja ko służ­

bę dla dobra kraju, ja ko pracę dla lepszej przyszłości1.

Spośród licznych książek dla dzieci i młodzieży2 należy wyróżnić powieść Sło­

neczko (189S), nagrodzoną na konkursie zorganizowanym przez redakcję tygodni­

ka „Przyjaciel dzieci”. Ta powieść dla m ło­

dzieży (podtytuł) jednej z najzasłużeńszych współczesnych autorek na polu piśm ien­

nictwa dla dzieci3 należała na przełomie XIX i X X wieku do ulubionych lektur m łodzie­

żowych. W naszych czasach je st ju ż zu­

pełnie zapomniana. Ale czy słusznie?

Powieść (i twórczość) Jadwigi Chrząsz­

czewskiej wyrosły na glebie pozytywistycz­

nego programu edukacji młodzieży, propa­

gującego w artości godne naśladow ania również w naszych czasach: um iłowanie pracy, patriotyzm, sumienność, wytrwałość, życiowy praktycyzm, oszczędność, pociąg do nauki itp. Nosicielką tych ideałów jest w powieści obyczajowej Chrząszczewskiej uboga dziewczyna, Karusia, zawsze goto­

wa do niesienia pomocy i pociechy wszyst­

kim cierpiącym i nieszczęśliwym ludziom.

Za te cechy jest powszechnie lubiana i po­

dziwiana. Mieszkańcy wsi żmudzkiej nazy­

w ają ją Sautyle co znaczy Słoneczko. Jej żywy i dynamiczny charakter, a szczegól­

nie bezinteresowna chęć służenia bliźnim, udziela się Annie Łowejkównie, dumnej pa­

nience ze dworu, znudzonej bezczynnością i brakiem jakiegokolwiek zajęcia.

Ale oto i ona czuje potrzebę zm iany trybu życia. Widząc, że młode wieśniaczki podziwiają i naśladują Karusię, Anna pyta:

- W czemże ona taka dobra ? - 1 panienka się pyta? W pracy, w lekach, w pomaganiu drugim. Nikomu nigdy nic nie odmówi.

- A wie panienka, ja k ją tu ludzie na całą okolicę zowią?

- No jak?

- Sautyle.

- Cóż to znaczy?

- , , Słoneczko” podobnoR.

Pod wpływem dobroczynnych promie­

ni tego słoneczka budzą się w panience ze dw oru szla ch e tn e uczucia. Z aczyna je j im ponować pracowitość i pogodne uspo­

(16)

sobienie Karusi. Powoli Anna zmienia swój monotonny tryb życia i czuje potrzebę za­

jęcia się pracą fizyczną. W yjeżdża nawet do miasta, gdzie nauczyła się wyplatania z wikliny koszyków. Po powrocie i ona bę­

dzie uczyć młode dziew częta tej sztuki.

Autorka tak o niej pisze: Nie darmo przez długie miesiące pracowała w mieście w ko­

szykami, nie darmo zgrubiały je j delikatne paluszki. Nauczyła się kochać i pracować!

Więc od tych dwóch św iateł ja kie w je j du­

szy rozbłysły, promienieją oczy, promienieje czoło dziewczyny, a światło spływa od niej na ludzi (s. 1S6-1S7).

Te dwie bohaterki powieści Chrząsz­

czew skiej s ą w istocie bardzo do siebie podobne. Je dnak z tą różnicą, że A nnę poznajemy na etapie dojrzewania do ide­

ału, a Karusię - w fazie rozkwitu ideału.

Obydwie postacie silnie oddziałują na w y­

obraźnię czytelnika, chociaż może go nie­

co nużyć czy nawet irytować moralizator­

stwo i dydaktyzm [Każda z was na tę na­

zw ę z a s łu ż y ć m o ż e ! W ka ż d y m do m u m oże za św iecić Słoneczko (s. 94)]. Nie należy je d n ak zapominać, że je s t to po­

wieść tendencyjna, jakich wiele powstawa­

ło w epoce pozytywistycznej. W szczegól­

ności ciśnie się na usta nadal poczytna K się żn iczka (1886) Zofii U rbanow skiej.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że Chrząsz- czew ska św iadom ie naw iązyw ała do tej edukacyjnej powieści. Jej tytułowa boha­

terka, Helena Orecka, też przecież prze­

chodzi p o d o b n ą m etam orfozę ja k A nna Łow ejków na, w której ja k iś dziw ny p rz e ­ wrót dokonywał się w duszy, struny dotąd milczące grać poczynały. Coś gasło... i coś się budziło (s. 114).

P owieść C hrząszczew skiej spotkała się z ż yczliw ą o ce n ą ów czesnej krytyki.

Polecił ją młodym czytelnikom popularny periodyk warszawski „Tygodnik Ilustrowa­

ny” w dziale „W ydawnictwa Gwiazdkowe”

ja ko lekturę świąteczną. Ukrywający się pod inicjałami M. D., po zaprezentowaniu za rysu fa b u la rn e g o p isa ł z za ch w yte m o powieści: Tyle z niej wieje ciepła, tyle ser­

d e c z n e g o u czu cia , tyle ż yw ych p ra w d m oralnych! W ytw ornej tre ści odpow iada też piękna forma i bardzo ozdobne wyda­

nie. Niezbyt staranna korekta stanowi je ­ dyny dysonans w tej harm oniiS.

P ojaw ienie się S łoneczka na rynku księgarskim zauważył też recenzent mie­

sięcznika naukowo-literackiego „Ateneum”.

Powieść C hrząszczewskiej nazwał reali­

stycznym opow iadaniem z życia, odzna­

czającym się wielką pasją, po czym zrefe­

rował jej fabułę, aby na zakończenie na­

stępująco podsumować swe impresje czy­

telnicze: S erdeczne ciepło p rzenikające całą osnowę, doskonała niekiedy charak­

te rystyka (szcze g ó ln ie d z ie c i i m łodych dziew cząt), w iele trafnie pochw yconych rysów obyczajowych, wreszcie piękne i po ­ etyczne obrazy natury - oto główne zalety tej ujmującej powiastki6. Wydaje się zatem, iż nadszedł czas na wznowienie tej powie­

ści, która m oże przypom nieć m łodzieży ideały ich przodków oraz zachęcić do na­

śladowania nieco naiwnych i w yidealizo­

wanych bohaterek, kierujących się prze­

cież w swym życiu altruistycznymi norma­

mi postępowania.

1 S. Kossuthówna: Autorka „Z biegiem Wi­

sły". Wspomnienie pośmiertne, „Iskry” 193S, nr 29, s. 4SS.

2 Zob. Bibliografia literatury polskiej „Nowy Korbut”, t. 13, Literatura pozytywizmu i Młodej Polski. Opracował zespół pod kierownictwem Z. Szweykowskiego i J. Maciejewskiego, Warsza­

wa 1970, s. 371-372.

3 Polskie książki dla dzieci i młodzieży. Kata­

log historyczny rozumowany. Praca zbiorowa, Kraków 1931, s. 6S.

(17)

4 J. Chrząszczewska: Słoneczko. Powieść dla młodzieży. Ilustrował T. Jaroszyński, Warsza­

wa 1896, s. 60.

5 M. D.: Wydawnictwa Gwiazdkowe, „Tygo­

dnik Ilustrowany” 1895, nr 51, s. 469.

T W. G.: Jadwiga Chrząszczewska, „ Sło­

neczko”, „Ateneum” 1896, t. I, s. 136.

Anna Zielińska

CHĘCIŃSKI - PISARZ DLA MŁODSZEJ DZIATWY

Najpierw będą po mnie płakać, potem wspominać, a potem zapomną

Nemer Ibn El Barud W ielu polskich artystów znanych jest na całym świecie, wielu pozostaje zapo­

mnianych, o innych mówi się przy okazji różnych jubileuszy. Poniew aż w grudniu mija 180. rocznica urodzin Jana Konstan­

tego Chęcińskiego chciałabym przypomnieć sylwetkę tego aktora, reżysera, nauczycie­

la, dramatopisarza, tłumacza i autora licz­

nych książek dla dzieci i młodzieży.

Jan K onstanty Chęciński swoją róż­

n o ro d n ą tw ó rc z o ­ ś c ią z d o b y ł s o b ie trwałe miejsce w na­

szej kulturze, szkoda tylko, że dzisiaj nie­

wielu o nim pamię­

ta.

Jan K onstanty C h ę c iń s k i u ro d z ił się 22 grudnia 1826 roku w W arszawie.

Był synem prawnika Jana N epom ucena C hęcińskiego i je g o pierwszej żony Marianny z Dobrowolskich.

Ojciec rozwodził się trzykrotnie i dla syna

z pierwszego małżeństwa nie miał nigdy w ie le serca. C h ło p ie c w y c h o w y w a ł się w różnych domach, pod opieką kolejnych rodzin ojcowskich. Od roku 1836 mieszkał w G oślubiu nad B zu rą u drugiej z kolei macochy - Urszuli z Borzęckich W incen- towej Garczyńskiej. W latach 1837-1840 uczęszczał do gimnazjum w Lesznie W iel­

kopolskim, a je s ie n ią 1844 roku rozpoczął naukę śpiew u u m istrza Jana Ludw ika O uattriniego1.

W krótce zaczął w ystępow ać w drob­

nych rolach w warszawskim Teatrze W iel­

kim. Dwa lata później 1 X 1846 uzyskał etat chórzysty. Śpiewakiem dobrym nie był, ale w ystępow ał czasam i w dobrych par­

tiach basowych (miał głos basowy basse- taille) np. w operach Jawnuta S. Moniusz­

ki (rola Cygana), czy Makbet G. Verdiego (rola Doktora).

Jednocześnie kształcił się w warszaw­

skiej Szkole Dramatycznej (1846-1850), gdzie był uczniem Jana Seweryna Jasiń­

skiego i Jana W alerego Królikow skiego.

W cześnie zdołał wyróżnić się wśród grona kolegów , ku ltu ra lite ra cka , w ra żliw o ść, ogromna praca i nieprzeciętna inteligencja roko w a ły w nim n ie p osp o lite g o artystę.

W roku 1850 dzięki przychylnej opinii swo­

ich nauczycieli, został wpisany na listę ar­

ty s tó w d ra m a ty c z n y c h . W tym sam ym roku 17 marca na scenie Teatru Rozma­

itości od b ył się d e b iut m łodego aktora.

W ystąpił w roli Sędzimira w komedii Sta­

nisława Bogusławskiego Lw y i lwice.

Nie był wprawdzie geniuszem scenicznym, ale obdarzony dobrą pamięcią, łatwo uczył się roli i grał dość często. [ . ] Zdając sobie sprawę, że nie je s t wielki, chce być pożyteczny

w małych rolach i często zostaje przywołany przez publiczność2.

Według Józefa Kotarbińskiego3:

Jan Konstanty Chęciński (22. 12.

1826-30. 12. 1874)

(18)

...Tłem jego zdolności aktorskich, podobnie ja k w dramatopisarstwie, była retoryka, deklamacja. Brakło

Chęcińskiemu silniejszego daru wizji i plastyki, dlatego nie zawsze umiał narzucić widzom swą kreację, ale miał na scenie pewną sumę form

szlachetnych i poprawnych,

a w niektórych rolach życie i ruchliwość4.

Grał najczęściej role wymagające doj­

rzałości, spokoju i umiejętności recytator­

skich. Ogółem w ystąpił w ponad dwustu rolach (bardzo często zastępował chorych aktorów), a do najlepszych należą: Melville w Marii Stuart F. Schillera, Ojciec Laurenty w R om eo i Julia W. Szekspira, Mateusz w Chatce w lesie Syrokomli, Generał w Pani Kasztelanowej J. Korzeniowskiego, Helio- dor w Marcowym kawalerze J. Blizińskie- go, Czesław w Odludki i poeta A. Fredry czy Rejent w Zemście A. Fredry.

Bez porównania większe sukcesy niż jako aktor osiągnął jako reżyser i kierow­

nik literacki warszawskich teatrów. Według M. Rulikowskiego5 b ył pierwszym w Polsce now oczesnym reżyserem posiadającym istotną kulturę literacką6. Funkcję reżysera w Teatrze Rozmaitości w W arszawie peł­

nił trzykrotnie: od 24 V 1860 przez kilka miesięcy, od 18 V 1868 do 7 VIII 1872 i od 30 IX 1873 do końca życia.

Mimo wielu zarzutów ze strony kryty­

ków, cenzury a nawet kolegów aktorów, udało się Chęcińskiem u w ystaw ić, obok wielu marnych sztuk, szereg cennych dzieł obcych: F. Schillera Z bójcy (1868) i Don Carlos (1874), W. Szekspira Hamlet (1871), Otello (1873), Romeo i Julia (1870), Kupiec w enecki (1869), P o skro m ie n ie z ło ś n ic y (1873), Moliera Świętoszek (1874), Musseta Kaprysy Marianny (1874) i polskich A. Fre­

dry Śluby panieńskie, J. Słowackiego Ma­

ria Stuart (1872), J. Korzeniowskiego Prze­

zorna mam a (1873), J. Blizińskiego M ar­

cowy kawaler (1873), J. Narzymskiego Po­

zytywni (1874), M. Bałuckiego Radcy pana radcy (1869).

Jako reżyser, gdy chodziło o stronę materialną widowiska, był rutynistą za to jako informator miewał błyski prawdziwie twórczych pomysłów, które aktorowi rozświetlają charaktery przedstawionych osób7.

W doborze repertuaru pomagała Chę­

cińskiem u Helena M odrzejew ska8, którą sprowadził do Warszawy.

Po latach Henryk Sienkiewicz napisał o działalności teatralnej Chęcińskiego:

Nie był wprawdzie geniuszem scenicznym, ale pierwszy rzut oka odkrywał w nim jednego z tych prawdziwie pożytecznych i rozumnych współpracowników, bez których nie może się obejść żadna scena, a którzy radą z wrodzonym smakiem

artystycznym podnoszą skalę sceny, kształcą gust publiczności i na nowe, szlachetniejsze, wprowadzają teatr narodowy toryW.

Chęciński był nie tylko aktorem i reży­

serem, był również nauczycielem. W okre­

sie od 6 V 1864 do 13 I 1868 w ykładał w warszawskiej Szkole Dramatycznej, a po jej zamknięciu prywatnie przekazywał mło­

dym swoją bogatą wiedzę i doświadczenie.

Uczniami jego byli między innymi Ro­

m ana Popiel, Jan Tatarkiew icz i Lucjan Kwieciński.

P racę aktora, reżysera i pedagoga utrudniała ciężka sytuacja materialna. Sy­

tuacja ta znacznie się pogorszyła, kiedy to 27 marca 18S0 roku poślubił Felicję So- b ie s k ą (c ó rk ę A n d rz e ja S o b ie s k ie g o , p ie rw s z e g o s k rz y p k a o rk ie s try Teatru W ielkiego) i szybko doczekał się gromadki dzieci. Aby utrzym ać liczną rodzinę, zm u­

szony był do podejm owania dodatkowych zajęć zarobkowych. Przez wiele lat pra­

(19)

cował jako sufler opery włoskiej, udzielał lekcji gry na fortepianie, uczył języka w ło­

skiego w Instytucie Muzycznym, a w y d a - ny podręcznik Kurs ję zyka włoskiego od 18S9 roku uważany był nawet przez długi czas za najlepszy. Tłum aczył utwory dra­

matyczne i teksty operowe. Próbował rów­

nież swych sił w dziennikarstwie. W latach 18S6-18S7 był współredaktorem - „Roz­

rywek dla młodocianego w ieku”, w latach 1 8 6 1 -1 8 6 7 w spółpracow ał z „P rzyjacie­

lem D zieci” , a w 1867 był w spółredakto­

rem „Kuriera W arszaw skiego”.

Oprócz dorobku artystycznego, reży­

serskiego i pedagogicznego Chęciński po­

zostawił po sobie pokaźny dorobek literac­

ki. Godna uwagi i oryginalna jest jego twór­

czość dramatyczna. Swoją działalność na tym polu rozpoczął je d n oa któ w ką Poeta napisaną i w ystaw ioną w roku 18S1. Inne jego utwory to: Rozwód, czyli dwie mężat­

ki - komedia w dwóch aktach wydana i w y­

stawiona w 18S2 r., A nioł i czart - powiast­

ka wydana w 18S6 r., Jałmużna - gawęda z podania ludow ego w ydana w 18S7 r., Szlachectwo duszy - komedia napisana w ie rsze m w trzech aktach, w ysta w io n a i w yd a n a w 18S9 r., P oem ata m nie jsze i strofy ulotne - wydane w 1860 r., Porządni ludzie - komedia w pięciu aktach wierszem w yd a n a i w ysta w io n a w 1861 r., P rz e d obiadem ip o obiedzie - przysłowie drama­

tyczne w jednym akcie wystaw ione i w y­

dane w 1862 r., Ciekawość pierw szy sto­

pień do piekła - przysłowie dramatyczne w je d n y m a k c ie w y d a n e i w y s ta w io n e w 1864 r., Poświęcenie - komedia w trzech aktach w ydana i w ystaw iona w 1866 r., Cicha woda brzegi rwie - przysłowie dra­

matyczne w jednym akcie wydane i wysta­

wione w 1867 r., W niełasce - przysłowie dramatyczne napisane wierszem w jednym akcie, wydane i wystawione w 1873 r., Kry­

tycy - kom edia w pięciu aktach wydana i wystawiona w 187S r.

Dokonał wielu przekładów np. w roku 1869 przełożył kom edię w p ię c iu aktach P rz y ja c ie l k o b ie t A le k s a n d ra D um asa (syna). To jem u rów nież zaw dzięczam y przekład 40 librett operowych na język pol­

ski, a przede w szystkim libretta do oper Stanisława Moniuszki: Paria (18S9), Ver- bum nobile (1860), Straszny dw ór (1863), Beata (1872).

Duże zasługi ma C hęciński również jako pisarz dla dzieci. Pisał dla dzieci wiele i bardzo wiele, pisał serdecznie, ciepło, zro­

zum iale, po prostu, a je d n a k zajm ująco.

Im ię też je g o wielką cieszyło się m iędzy dziećmi sympatią10.

Jego najpopularniejsze prace to:

- M alow anki. K siążeczka obrazkow a dla grzecznych dzieci, które osiągnę­

ły w latach 1874-1908 dziewięć w y­

dań i rekordowy nakład 22 27S, - Dzień grzecznego Władzia w ry m o -

w anych u stępach z d o daniem ró ż ­ nych wierszyków, z 12 drzeworytami ry s u n k u J. K ossaka, dw a w ydania 1867 i 1886.

W „Słówku od autora” czytam y: [...]

Pisząc obecną książeczkę miałem na m y­

śli nie tylko drobną, ale i starszą dziatwę.

Gdzie liczniejsza rodzina, tam często star­

sze dzieci w chwilach wolnych od innych zajęć czytają powiastki młodszym; niechże ich tru d y w ynagrodzą tym, że znajdą tu wiele rzeczy i dla siebie i dla swojego po­

ję cia [,..]11.

- Robinson dla m łodszej dziatwy, czyli na jcie ka w sze p rz y g o d y R obinsona Kruzoe, ozdobione 4 rysunkami, dwa wydania 1873 i 1893,

- Zabawka dla m łodszej dziatwy w ob­

razkach i wierszykach, trzy wydania, ostatnie 1890,

(20)

Przyjaciele dzieci (1887), sparafrazo­

wane z włoskiego Opowiadania histo­

ryczne, trzy wydania 1869-1899, 90 pow iastek dla dzieci, pięć wydań do 1896, przekład z francuskiego, R obinson szw ajcarski, pięć w ydań 1871-1908, przekład z francuskiego, oraz przetłum aczone z francuskiego utwory kanonika Schmidta Cuda, W akacje na wsi. Pow ieść naukowa dla dzieci, wydana w 1874, przekład utworu A. Castillona,

Powieść dla młodszej dziatwy, wyda­

na w 1874, przekład utworu M. Edge- worth,

Pogadanki braci z siostrami spisane ku zabawie młodych czytelników, wyda­

ne w 1875, przekład utworu L. Biarta, W yb ó r w ierszyków , w B ib lio te czce Młodzieży Szkolnej nr 35 z 1908 r.

Ilustracja J. Kossaka do powiastek J. Chęcińskiego Dzień grzecznego Władzia

W ierszowane utwory Chęcińskiego dla dzieci odznaczały się ładną formą, uczyły współczucia, wyróżniały się wśród ówcze­

snych utworów dziecięcych i przez długie lata były poczytne. Szkoda, że dzisiaj nie­

wielu z nas je zna.

Trudna sytuacja Chęcińskiego, człowie­

ka pozbawionego m acierzyńskiej opieki, przyjemnego dzieciństwa, chronicznie cho­

rego, a jednak czułego i wrażliwego, pogor­

szyła się w ostatnich latach jego życia. W ro­

ku 1872 zmarła mu żona, pozostawiając pod je g o o p ie k ą ośm ioro dzieci. W dwa lata później, dotknięty epidem ią tyfusu, zmarł w nocy z 30 na 31 grudnia 1874 roku.

Mimo choroby nadal grał, choć w y ­ m agało to dużego w ysiłku. Jego ostatni w ystęp przypadł na dwa tygodnie przed śm iercią - 12 grudnia w ystąpił w roli Kar- tagińczyka Bom ilkara w kom edii Augiera Flecista.

W 50 lat po śmierci Chęcińskiego Eu­

geniusz Land w Życiu Teatralnym z 4 stycz­

nia 1925 napisał:

Człowiek kryształowej czystości, ale kwaśny wskutek zbyt wielu zaiste trosk codziennych, popędliwy, przeczulony i nieobdarzony praktycznością.

Prekursor, a może nawet pierwszy bojownik komedji społecznej, która rozwinie się nieco później w dobie pozytywizmu.

Jak tylu innych przed nim i po nim ów Pegaz wjarzmie wyrywał się z skrzeczącej rzeczywistości w świat ideału, był jednym z najpracowitszych szarych pracowników na polu teatru 1 literatury, z rzędu tych, którzy budują kulturę społeczną;

2 stycznia 1875 roku tłumy ludu zgro­

m adziły się przed kościołem Przem ienie­

nia Pańskiego (ul. Kapucyńska 4). W k o - ściele b rzm iały sm ętne śpiew y choralne, m igotały płom yki świec, smutno było, cicho

(21)

i poważnie: na środku kościoła na katafal­

ku stała otoczona rzędam i świec trumna, na żółtaw ej blasze której czytałeś napis:

Jan ChęcińskP2.

Został pochowany na Cmentarzu Po­

wązkowskim (kwatera 2, rząd 1).

1 Quattrini Jan Ludwik (1822-1803), włoski dyrygent, od 1843 r. osiadł w Polsce, w latach 184S-1891 prowadził w Warszawie szkołę ope­

rową i był dyrygentem opery warszawskiej.

2 E. Land: Jan Chęciński, „Życie Teatru” 192S, rocznik 3.

3 Kotarbiński Józef (1849-1928), aktor, reży­

ser, krytyk literacki i teatralny.

4 J. Kotarbiński: Aktorzy i aktorki. Warsza- wa-Płock 1924, s. 78-79.

5 Rulikowski Mieczysław (1881-19S1), histo­

ryk teatru, teoretyk nauki o książce, bibliograf.

6 Słownik biograficzny teatru polskiego 176S- 1939, Warszawa 1973, s. 86.

7 Polski słownik biograficzny, T . III. 1937. s. 289.

8 Modrzejewska Helena, właściwie Jadwiga Helena Misel (1840-1909) wybitna polska aktorka.

W H. Sienkiewicz: Jan Chęciński. „Gazeta Pol­

ska” 187S, nr 2.

10 H. Sienkiewicz: Dzieła t. 40, Warszawa 19S1, s. 100.

11 J. Dunin: Książeczki dla grzecznych i nie­

grzecznych dzieci. Wrocław 1991, s. 61.

12 H. Sienkiewicz: Dzieła t. 40, Warszawa 19S1, s. 100.

Zofia Adamczykowa

ZADZIWIENIE ŚWIATEM - O DZIECIĘCYCH TEKSTACH KSIĘDZA JANA

TWARDOWSKIEGO

Ksiądz poeta w yznaje w jednym z w y­

wiadów: N ajchętniej piszę dla dzieci. To moja ulubiona i najważniejsza tw órczość1.

Jego utwory, adresowane w głównej mie­

rze do młodych odbiorców, ukazywały się w w ielu to m ika ch , m iędzy innym i: Dwa

osiołki, Kasztan dla milionera, K ubek z je d ­ nym uchem, N ajnow szy zeszyt w kratkę, P atyki i patyczki, Ksiądz Jan Twardowski - dzieciom. Ponadto były i są chętnie prze­

drukowywane w rozmaitych zbiorach (nie tylko dla dzieci!), weszły do podręczników szkolnych ja ko m ateriał do edukacji lite­

rackiej uczniów, a sentencjonalne cytaty z tej poezji zasiliły ju ż ję zyk potoczny (np.:

„Kiedy je st nam dobrze - to niedobrze” - 0 biedronce', „Śpieszm y się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” - Ś pieszm y się).

Użyte powyżej stwierdzenie „w głów­

nej mierze dla młodych odbiorców” nie jest przypadkowe. Pozostaje bowiem pytanie, czy tak naprawdę można dokonać jedno­

znacznego podziału utworów poety na te dla dzieci i dla dorosłych. Przy wielu tek­

stach w yd a je się to w rę c z niem ożliw e.

W obec ogromnej prostoty języka i środków wyrazu adres czytelniczy często się zacie­

ra, a o d c z y ta n ie z a s k a k u ją c y c h p u e n t 1 sensów, nierzadko ukrytych, przekracza poziom dziecięcej percepcji, co pozwala mówić o dwuadresowości utworów. Poeta nie unika też w dziecięcych prostych w ier­

szykach tematyki trudnej, dość długo trak­

towanej w tej literaturze jako tabu: kalec­

twa, cierpienia, umierania. Można by więc

(22)

w odniesieniu do bogatej tw órczości ks.

Tw ardow skiego p rzyw o ła ć stw ierdzenie francuskojęzycznego poety belgijskiego, Maurice Careme’a, który wyrażał pogląd, że nie ma osobnej poezji dla dzieci i doro­

słych, tak ja k nie ma dla nich osobnej cze­

kolady. Jeśli coś jest dobre, korzystają z te­

go na równi i mali, i dorośli2. Ksiądz po­

eta bez wątpienia potwierdza to stanowi­

sko swym pisarstwem, choć deklaruje, że najchętniej pisze dla dzieci.

Nie sposób też dokonać klasyfikacji gatunkowej utworów ks. Jana Twardowskie­

go. Z reguły cechuje je synkretyzm rodza- jowo-gatunkowy, tak znamienny dla całej literatury „czwartej”, czyli dziecięcej. Prze­

nikają się tu elementy homilii, zakorzenio­

ne w retoryce (pytania, porównania, analo­

gie, powtórzenia), form y nawiązujące do spontanicznej twórczości dzieci (rymowan­

ki, przezywanki, w ywołanki, zam awianki) oraz takie, jakie dorośli tw orzą dla dzieci (baśnie, opowiastki, rozmówki, historyjki, anegdoty i dowcipne aforyzmy). S ą to za­

zwyczaj teksty ponadrodzajowe i ponadga- tunkowe: proza przechodzi w wiersz i od­

wrotnie; mikrokazanie nagle wywołuje na­

strój liryczny i przeradza się w poezję; są tu cytaty z Pisma św. i modlitwy, a obok nich słowny folklor dzieci, aluzje literackie, żarty i zabaw ne parafrazy w rodzaju: „koniec i bomba, nie kochał - w ięc trąba” ; „Moja wina, moje winy, obskubały mnie dziewczy­

ny”; „Blisko baldachimu i księdza, a w do­

mu chuda jędza” itp. Znajdujemy teksty li­

ryczne, epickie, dydaktyczne, rozważania nabożeństwa Drogi Krzyżowej, jasełka oraz m ikrokazania i w iersze dotyczące św iąt kościelnych, Anioła Stróża i postaci św ię­

tych. Prosty, zdawałoby się, opisowy tekst nagle zaskakuje puentą, która prowadzi czytelnika w obszary egzystencjalne, etycz­

ne, filozoficzne bądź metafizyczne. „Wier­

sze rwane prosto z krzaka” zaw ierają też pełno pozornych paradoksów: liryzm i żart, powaga i humor, patos i trywialność, cier­

pienie i uśmiech, obraz człowieka uświęco­

nego wiarą i miłością a zarazem grzeszne­

go i w ątpiącego. Bo też taka je s t nasza ziem ska w ędrów ka, pełna sprzeczności w n ie u sta n n ym p o s z u k iw a n iu d ro g i do drugiego człowieka id o Boga. Składają się na nią proste radości i rozterki, nadzieja i niepewność, wiara, miłość i zwątpienie.

Dziecięcość stanowi niezwykle ważną kategorię w całej twórczości ks. Twardow­

skiego, nie tylko w tej, której przypisany został dziecięcy adres czytelniczy. Bo dzie- cięcość dla poety - podobnie ja k dla Ja­

nusza Korczaka - to nie naiwność, lecz głę­

bia. P oeta w s w o is ty s p o só b n o b ilitu je dziecko i nieustannie przyjmuje jego per­

spektywę w widzeniu świata, próbując za­

chować nieskażoną wrażliwość i wyobraź­

nię dzieciństwa. Traktuje dziecko poważ­

nie, podmiotowo, a nierzadko je wręcz sa- kralizuje (w iersze: Szukam , N iew idom a dziewczynka). Także w lirykach przezna­

czonych dla dorosłych widoczna jest fascy­

nacja dziecięcym pojmowaniem wiary oraz prostotą w rozumieniu Boga i świata (np.

Dzieciństwo wiary). Toteż pojawia się nie pozbawiona racji hipoteza, że adresatem większości wierszy ks. Twardowskiego dla dorosłych jest ukryte w dorosłym dziecko, a poeta poprzez sw oją lirykę próbuje opóź­

nić obumieranie dziecka w dorosłym3.

Dziecko - zgodnie z prawami rozwo­

jowym i - postrzega św iat realny za po­

m ocą mikroobserwacji i ulega ciągłej nim fascynacji. Nieustanny zachwyt, zdum ie­

nie i z a d ziw ie n ie św iatem je s t źródłem spontanicznej radości dziecka. Toteż po­

eta - z jednej strony znawca psychiki dzie­

cięcej, z drugiej zaś miłośnik natury i przy­

rody - patrzy na św iat oczym a dziecka,

(23)

dostrzega „po d zie cię ce m u ” k a żd ą naj­

mniejszą choćby żyw ą istotę i roślinę, roz­

poznaje jej cechy dystynktywne, odsłania niepowtarzalne piękno i nie przestaje się dziwić. Niczym dziecko pochyla się z za­

d z iw ie n ie m nad b ie d ro n k ą , m ró w ką , trzmielem, żuczkiem, kijanką, wiewiórką, kawką, derkaczem , kosem, p sią trawką, bławatkiem i przylaszczką. Można by z tej poezji zbudować obszerny zielnik i równie bogaty atlas grzybów , kwiatów, ptaków, z w ie rzą t polnych i leśnych. Sam poeta wyznaje: „Świat dany nam je st w sposób rzeczywisty, a nie tylko wyobrażeniowy. Nie is tn ie je ja k o p o m y ś le n ie c zy p o e ty c k a rzecz. Jest zbiorem rzeczy egzystujących.

I dlatego lubię nazywać po imieniu drze­

wa, kwiaty, kam ienie. Daleki je ste m od operowania, tak powszechnego dziś, zna­

kami: ptak, zwierzę, ryba, liść, kwiat. W i­

dzę bowiem dzięcioła, kosa, bociana, sło­

nia, pstrąga, ślaz, borsuka, wrotycz, ma­

k o lą g w ę - k o n k re tn y , nie a n o n im o w y św iat”4.

Tak „w ym yślona” poetyka je st nośni­

kiem treści dydaktycznych, ale nie tylko o walory edukacyjne w tych wierszach cho­

dzi. Poeta-kapłan odsłania bowiem przed małym odbiorcą bogactwo i barwy świata jako dzieło Wszechmocnego. Odkrywając Boga w naturze, a więc w dziele stworze­

nia, w zbudza podziw dla Jego wielkości, mądrości i dobroci. Ta szczególna „dziecię­

ca” teofania przemawia z równą siłą zarów­

no do dziecka, jak i do odbiorcy dorosłego, który w kontakcie z poezją księdza Twar­

dowskiego nieustannie ulega dziecięcemu zadziwieniu i wzruszeniu.

Poeta, wieloletni kapłan-wychowawca, doskonale zna i rozumie dziecko, jego po­

trzeby, oczekiwania i upodobania, a także dziecięce przywary, takie ja k skłonność do psot i kłótni, do przechwalania się, bałaga- niarstwo i inne. Znajomość dziecka ułatwia mu nawiązanie z nim kontaktu. Służą temu liczne sfunkcjonalizowane zabiegi, między innymi wprowadzenie do twórczości boha­

tera dziecięcego, z którym młody odbiorca może się identyfikować. Częstym chwytem - zwłaszcza w mikrokazaniach - s ą odnie­

sienia dorosłego nadawcy (kapłana) do wła­

snych dośw iadczeń i przeżyć, z których zwierza się dzieciom, uwiarygodniając opo­

wiadane im zdarzenia i demitologizując tym samym dorosłego. Funkcji fatycznej służą też bezpośrednie pytania i zwroty do czy­

telnika, podejmowanie z nim quasi-dialogu oraz posługiw anie się językiem dziecka.

C zęstokroć podm iot m ów iący (narrator) utożsamia się z dziecięcym czytelnikiem, stosując relację w pierwszej osobie liczby mnogiej, np.: „Jeżeli w czasie wakacji po­

tkniem y się o kamień, potłuczem y się - krzyczymy, jakby ktoś nas ze skóry obdzie­

rał, że boli” (Czternaście przystanków ze

(24)

zbiorku Najnowszy zeszyt w kratkę). Nawią­

zaniu kontaktu z małym odbiorcą służą też frazeologizm y potoczne („nudny ja k flaki z olejem”; „głupie cielę”; „trąba”; „dał się na­

bić w butelkę” ; „m ówić trzy po trzy” ; „figa z makiem”) oraz leksyka z żargonu uczniow­

skiego („wie, że nie mówi się skarżyć, tylko:

kablować. Nie mówi się podsłuchiwać, ale:

radarować” - Skarżypyta z tomiku Kubek z jednym uchem).

Chętnie sięga poeta do folkloru dzie­

ci, co stanowi doskonałą płaszczyznę po­

ro zu m ie n ia m ię d zy d o ro słym n a d a w cą i małym odbiorcą. Dziecięce rymowanki, wywołanki i zamawianki (np. „biedronecz- ko, leć do nieba - przynieś mi kaw ałek chleba”) pojawiają się w tekstach na pra­

wach cytatów, a ulubioną strukturą tekstów poetyckich ks. Twardowskiego dla dzieci (i nie tylko dla nich) jest prosta forma wy- liczankowa, wzorowana na dziecięcych py­

taniach, nagrom adzeniach lub odw ołują­

ca się do gier i zabaw. Przywołajmy w tym miejscu fragm ent takiego tekstu:

Do świętego Franciszka5

Święty Franciszku patronie zoologów i ornitologów

dlaczego żubr jęczy jeleń beczy

lis skomli wiewiórka pryska kos gwiżdże [...]

człowiek mówi śpiewa i wyje tylko motyle mają wielkie oczy i wciąż jeszcze tyle przeraźliwego milczenia

które nie odpowiada na pytania

W ciąg prostych pytań dziecięcych, tw orzących strukturę w yliczankow ą tego tekstu, wpisany jest niepokój i smutek eg­

zystencjalny. To dość charakterystyczna

cecha poetyki ks. Twardowskiego, który często puentuje swoje liryki albo refleksyj­

nie i filozoficznie, albo zaskakująco zabaw­

nie, rozładowując w ten sposób napięcie em ocjonalne.

Hum or je s t bowiem w yrazistą cechą wierszy autora Kasztana dla milionera. Po­

eta dostrzega elem enty zabaw ne nawet w przyrodzie, gdy zauważa: „Pasikonik ma oczy na przednich nogach, koliber leci ty­

łem, kowalik chodzi do góry ogonem. A ja lubię humor dyskretnego uśmiechu, który rodzi się na przykład z zestawienia rzeczy nieoczekiwanych”6. Rozumie przy tym, że dziecko lubi i powinno się śmiać. Komizm spełnia w tekstach poety zarówno funkcję ludyczną, ja k i dydaktyczną, neutralizuje powagę słów kapłana i równoważy patos liryzmu. Stwarza przy tym doskonałą płasz­

czyznę porozumienia między nadawcą i od­

biorcą, a więc buduje między nimi kontakt.

Sam poeta deklarował: „Chcę pisać języ­

kiem nie dowcipnym, ale uśmiechniętym”7.

Wydaje się jednak, że pisał i jednym, i dru­

gim. Dorosły nadawca z upodobaniem bo­

wiem przytacza zabawne sytuacje i wypo­

wiedzi swoich bohaterów (sam przy tym się bawiąc) i tworzy równocześnie zręczne żarty językowe, co w yw ołuje nie tylko reakcję uśmiechu, ale i śmiech serdeczny.

Elem enty kom izm otw órcze w silniej­

szym stopniu dostrzec można w mikroka- zaniach. Przewaga relacji epickiej umożli­

wia bowiem wprowadzenie komizmu sytu­

acyjnego i komizmu postaci. Zabawna jest na przykład relacja o księdzu francuskim, który odprawiał Mszę św. po polsku: „Wszy­

scy byli zachw yceni, bo m ów ił wyraźnie i zrobił tylko trzy błędy. Zamiast: Oto Bara­

nek Boży - powiedział: Oto Owiec Boży.

Zamiast: Dzieciątko Boże - dziewczątko Boże, a na zakończenie zapytał: - Kiedy mogę jeszcze raz mszyć?” (Jeszcze o św.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Poeta za ­ wsze bardzo żywo i emocjonalnie reagował na to, co dzieje się w świecie otaczającym, rejestrował zachodzące w nim zmiany, za ­ w sze też, nawet w

pięcie staje się zbyt silne i czytelnik chce je zredukować - jest właśnie częścią twórcze­.. go procesu, czymś najbardziej osobistym 1 powodującym, że każdy odbiorca

ników w stolicy Tatr: na jp ierw wszyscy ludzie bardzo się nudzą; odliczam y dwie godziny na obiad, jedną na kolację, zostaje jeszcze dw a­.. naście godzin na siedzenie w

Wydaje się też, że ta opowieść-baśń jest też napisana dla tatusiów, bo słowo klucz wypowiedziane przez Pyzatą zdaje się wskazywać też innego odbiorcę. Pokazuje,

je się bowiem zaledwie na jednej książeczce dla dzieci, która wydaje się na tyle ciekawa, że można na jej podstawie pokusić się o - choćby częściową -

w ie mają różne cele - nie któ rzy w ypraw iają się po skarb, inni po je dynku ją się z diabłem , jeszcze inni walczą o miłość.. Niechciany wyjazd ma zatem

Język psi, właściwie przełożony przez człowieka, może się też stać źródłem in­.. formacji,

By jednak tak się działo, konieczne jest przekonanie każdego autora,... Autor preferujący etykę staje się dogmatykiem, w yznawcą jedynie słusznej drogi, nigdy nie