• Nie Znaleziono Wyników

PAPIEROWE SZCZĘŚCIE

W dokumencie Zwrot, R. 53 (2001), Nry 1-12 (Stron 146-150)

S potkanie dwojga ludzi - kobiety i m ężczyzny - je s t te m a te m nośnym p o d każdą szerokością geograficzną. Tak przynajm niej w ynika ze sztuki, jak ą w ybrała do realizacji S cena P olska T eatru C ieszyńskiego. P rem iera

„Papierowych kwiatów“ chilijskiego d ram atopisarza E gona W olffa w prze­

kładzie E lżbiety K om arnickiej m iała m iejsce w p ierw szą sobotę now ego trzeciego tysiąclecia (6.1.2001).

Jest to sztuka m ałoobsadow a. D ialog kobiety i m ężczyzny. E w a w pusz­

cza do m ieszkania b ezd o m n e g o - Sztokfisza. N ie, nie je st to gest sam a­

rytański. O n a m a w tym swój interes. P oczątkow o w ydaje się, poniew aż pom ógł jej w nieść do d o m u bagaże, że tylko do tego był jej potrzebny. Ale dlaczego w obec tego daje m u talerz zupy? Z am iast zap łaty za p o m oc? O n też ociąga się z o p u szczen iem gościnnego m ieszkania. I je m u te n d ach nad głową je st n a rękę. Tak jak b y od p o cz ątk u m iał zap lanow ane p o zo ­ stanie tutaj.

W m iarę upływ u kolejnych słów i zd ań co raz w yraźniej w idać, ja k myl­

ne są pierw sze w rażenia w idzów słuchających p rzez czw artą, niew idzial­

ną ścianę pokoju tego dialogu scenicznego. D o b rz e sytuow ana kobieta (ch o d zi do pracy, m a m ieszkanie p ełn e bibelotów ) o ustabilizow anej sy­

tuacji rodzinnej (jest m ężatk ą) okazuje się o so b ą sam o tn ą (m ąż daw no odszedł) i sprag n io n ą ciepła i m iłości do tego stopnia, że nie p o gardzi n a­

wet kim ś z ulicy, byle ją przytulił. I to jej w ystarcza. Z aś b ru d n y i o b d ar­

ty początkow o m ężczyzna, k tó ry znalazł się n a ulicy, niew ażne w tym wy­

padku, z jakiego pow odu, kiedy pow oli o d słan ia swoje w nętrze, odkryw a kolejne karty, okazuje się arty stą, p o etą, filozofem . O sobow ością skom ­ plikow aną do tego stopnia, a je d n o cz eśn ie ta k ró ż n ą o d swej p a rtn e rk i w sposobie m yślenia, że p o ro z u m ie n ie pom iędzy nim i je st niem ożliw e.

D ialog powoli zam ien ia się w m on o lo g i to on, m ężczyzna, dom inuje.

„Papierowe kw iaty“ zrealizow ał w Scenie Polskiej Z bigniew N ajm oła, przeryw niki m uzyczne są dziełem K rzysztofa M aciejow skiego. A u to rk a scenografii i kostium ów B arb ara G uzik um ieściła b o h ateró w spektaklu

w pokoju n a poddaszu, co sugeruje duże okno nad ich głowami, gdzie do­

m inują beże i jasn e brązy, a łatw e w m anipulacji elem enty um eblow ania tego p om ieszczenia pozw alają, by dow olnie je przestaw iać i ogrywać. N a sznurku w iszą słom iane ozd o b y p a n i dom u, w kącie stoi klatka z żywym kanarkiem , je d n a k now y lo k ato r m orduje kanarka, niszczy słom iane pa­

m iątki i w prow adza w łasny p o rz ąd ek przedm iotów , pokój ozdabiają teraz papierow e ptaki i kw iaty (sz tu k a o rigam i au to rstw a R om ana W irtha), ni­

by ubogi tro n królew ski w ygląda drew niany „fotel“ zbity z dw óch krzeseł.

Ewę gra Ew a C zern ek -B aty ck a , now y członek zespołu aktorskiego Sce­

ny Polskiej, z n a n a ju ż w idzow i zao lziańskiem u z wcześniejszych gościn­

nych występów. W roli S ztokfisza w ystępuje Szym on K uśm ider, gość z K rakow a. N ie są rów norzędnym i p a rtn e ra m i. Tak ja k o soba m ężczyzny góruje w d ram acie n ad o so b ą kobiety, ta k też a k to r z K rakow a przewyż­

sza swą grą aktorkę z B ielska-B iałej. Jej gra je st bard zo nierów na, m a m o­

m enty dobre, zw łaszcza kiedy em ocje jej Ew y sięgają zenitu, ale często jakby zastanaw iała się, k tóre słowo zaakcentow ać, jak b y dop iero przy­

m ierzała się do tekstu i próbow ała, ja k a in to n acja w ybrzm i najlepiej. Nie zawsze um ie znaleźć ze swoją b o h a te rk ą w spólny język. Sztokfisz Szym ona K uśm idra do zn aje w trakcie spektaklu w iększych p rzeobrażeń niż jeg o p artn erk a, ale nie gubi się. K onsekw entny w rysunku po staci ak­

to r prow adzi swego b o h a te ra od początkow ego o n ieśm ielenia pod maską b ru taln o ści p o p rz ez delik atn o ść i czułość okazyw aną je d n a k bardziej swym kw iatom z p a p ie ru niż kobiecie, u której znalazł d ach nad głową, aż po pew ność siebie w trakcie w ypow iadania swych głęboko przem yśla­

nych m onologów św iadczących o bogatych p o k ład ac h intelektualnych i rów nie bogatych d o św iad czen iach życiowych. I dla tych kilku myśli, i dla tego ak to ra w arto „Papierow e kw iaty“ obejrzeć.

M nie je d n a k rów nież gnębi p ew na myśl, myśl, k tó ra nie daw ała mi spo­

koju przy oglądaniu spektaklu. P rze z całe lata m ów iono w tym teatrze 0 tym , że trze b a grać sztuki o takiej ilość p o staci scenicznych, by ja k naj­

lepiej w ykorzystać siły zespołu aktorskiego. R zadko sięgano po sztuki ma- łoobsadow e. „Papierow e kw iaty“ należą do tych wyjątków. N iech tak bę­

dzie. A le kiedy n a w idow ni zasiad ają praw ie wszyscy aktorzy tego teatru po to, by na scenie podziw iać w p re m ie rze tego te a tru gościnne występy ludzi z innych teatrów , to coś, jak iś głos w ew nętrzny podpow iada mi, że nie wszystko je st w p o rząd k u . C oś tu nie gra. A właściwie ktoś tu nie gra.

1 w pada m i do głowy myśl wywrotow a: Z ró b m y kropkę za pięćdziesięcio­

leciem Sceny Polskiej, zam iast etató w niech są występy gościnne, zam iast

rocznych um ów um ow y n a k o n k re tn ą sztukę. P o co p atrz eć ciągle n a te sam e tw arze, m oże zaoszczędzi się w te n sp osób pieniądze i p rzezn aczy na sprow adzenie „gw iazd“?! A le gdzie tu p atrio ty zm , przyw iązanie do N aszej M ałej O jczyzny i k u ltu ry rodzim ej? A co z „naszym i“, m ają zo­

stać n a b ruku? - m yślę zaraz p o tem i strofuję sam ą siebie za te w cześ­

niejsze herezje. N a m oje szczęście to nie m oje zm artw ienie. N ie c h o los Sceny Polskiej głowa boli now ego d y rek to ra te a tru K a ro la Suszkę, w raca­

jąceg o n o tab en e do tego przybytku M uzy p o kilku latac h przerw y tym ra­

zem jak o w ładza najw yższa, b o któ ry ż z dyrektorów zn a te n te a tr lepiej niż on.

C ZESŁA W A R U D N IK

W dokumencie Zwrot, R. 53 (2001), Nry 1-12 (Stron 146-150)