Dla miłości niema kasty, iak dla snu niema zepsutego łóżka. W yszedłem Huksć miłości i zgubiłem samego siebie
Ż ydow skie przysłowie-Każdy człowiek powinien w e wszystkich o - kolicznościach życia, cokolwiek go tylko spot
ka, trzymać się swej kasty, swej rasy lub sw e
go plemienia. Biały powinien się trzymać bia
łych, czarny — czarn ych!"— C zaśem ' natrafia się na jakąś przeszkodę^ to. prą wda, ale .i tak
powinno wszystko iść zwyczajem utartym. 1 słuchajcie tylko historyi człowieka, który dob wolnie porzucił drogi, jakiemi kroczyło jego dzienne towarzystwo, i ciężko za to odpol
tował.
Najpierw wiedział za dużo, potem za wi w id zia ł. Zanadto interesował się życiem ind skich tubylców; teraz już zaprzestał tege.
—
164
■ * *-f u ż w środku miasta te iy ulica Artliri Nath’a, kończąca się murem, zaopatrzonym w zakratowane okienko. Na początku ulicy stoi wielka stajnia, poibbu stronach widać mury bez okien. Suchet Singli i Gaur Chand, właściciele do mów na prawo i na lewo, nie chcą aby ich żony i córki patrzyły daleko w świat.
G dyby Durga Cheran b ył tego samego mniemania, byłby dziś zadowolonym człow ie
kiem a Bisesa mogła być panią na własnych śmieciach.
Z jej to właśnie izdebki w ychodziło zakrato
wane okno na wązką ulicę, w której tylko kro
w y tarzały się w niebieskawem błocie. Była w dow a a mogła mieć około piętnastu lat; dniem i nocą modliła się do bogów o zesłanie kochan
ka Samotne życie nie .podobało się jej.
Jednego dnia zaszedł na ulicę Amir Nath czło
wiek nazwiskiem Trejago. W ędrując po mieście bez planu, zabłąkał się a ż tu; minął już krow y i potknął się właśnie na kupce nagromadzonej paszy.
Potem zauważył, że znajduje się w uKczce bez wyjścia i posłyszą? łagodny śmiech, rozle
gający się za zakratowanem okienkiem. Śmiech brzmiał tak jakoś uprzejmie, dyskretnie i jakby zapraszająco, że Trejago przystąpił do okna a wiedząc, że w podobnych razach najlepiej pro
wadzą do celu stare śpiewy z „Tysiąca i jednej nocy*', zaczął słodką zwrotkę „Śpiewu miło
snego Har Dyala1'.
Ciy n n że człow iek prosto stać W obliczu bezchmurnego słońca ? Lub zakochan> i atrzeć w twa: z Swe. ukochane) bez końca?
N o g i mi drżą,, ja kocham cie, Serco tw ą piękność opiewa, C zy umiesz, droga, ganić mie Ze piękność twa mnie olśni-. wa?
Za kratą dał się słyszeć słaby chrzęst poru
szonego naramiennika kobiecego, potem ktpś śpiewał delikatnym głosem:
Z ab.ano mi kochan ka, W ysłano go daleko, Ja płaczę, * e Uaeh tonę, F o tw a rzy łay mi cieką.
Łucznicy weźcie laki, U(.brójcie się w swe miecz*...
Nagle urwano... Trejago w chwilę potem opu
ścił ulicę Amir Nath zadając sobie pytanie, kto mógł mu tak pięknie odpowiadać dalszą strofą pieśni Har Dyala.
Gdy następnego dnia jechał do urzędu, rzu
ciła-mu jakaś stara kobieta pakiet do powozu.
W- pakiecie była połowa złamanego kolczyka, szkarfatany kwiat dyaku, kilka ździebeł bhusy (paszy bydlęcej) i jedenaście ziaren kardamano- wych. W szystko razem oznaczało list, nie Ust grubijański* który go mógł ^kompromitować, lecz niewinny list miłosny.
Trejago w pierwszej dhwi^ nie w iele z tfcgo rozumiał. Anglicy nie umieją tłómaczyć takich symbolicznych listów. Ale gd y rozłożył w swem biurze całą zawartość pakietu, udało mu się powoli rozwiązać zagadkę.
Złamany kolczyk oznacza w Indyach w do
wę, bo przy śmierci męża łamie się kolczyk żon. Trejago zrozumiał więc, co ma tu powie
dzieć mały odłamek szkła. Kwiat dyaku można różnie tłómaczyć, stosownie do okoliczności.
Mógł on znaczyć „Ż yczę sobię“ — „pisz“ —- ,.przyjdź" — „pisz“ albo „niebezpieczeństwo".
Ziarna kardanronu oznaczały zazdrość; Jeżeli jednak jakiś przedmiot jest w takim liście w większej ilości, traci on znaczenie symboliczne a podaje tylko liczbę do oznaczenia czasu, albo jeżeli znajdzie się w nim kadzidło lub szafran, także i miejsca
List brzm iał w ięc: w dow a — ż y c z y sobie __pana — o godzinie jedenastej. — Źdźbła bhu
sy naprowadziły Trejaga na ślad. Zrozumiał, że te źdźbła dotyczą kupy paszy, na której się potknął — i że list pochodzi od^csoby za kratą, którą należało uważać za wdowę.
W ob ec tego Ust teraz brzmiał tak: wdowa z ulicy, gdzie leży kupa paszy, ż y c z y sobie, abyś przyszedł o godzinie jedenastej.
Trejago rzucił cały ten symboliczny list w kąt i roześmiał się. Wiedział, że na wscho
dzie niema zwyczaju, aby ktoś o jedenastej przed południfem udawał się pod okna ukocha nej. Dlatego dopiero wieczorem o jedenastej te
go samgo dnia poszedł na ulicę Amir Nath o- dziaw szy się w burkę*) która zarówno męż
czyznom a k i kobk-totr może służyć za okry
cie. Zaledwie w mieście wydzwoniono oznaczo
ną godz:nę. rozległ się za kratą „ś r k w miło^n*
Har Dyala".
Ktoś zaczynał śpiewać od tego właśnie wier
*) Burka — płasiez w guicie rzymskiej togi
ioi
-f>ża, którym kochanka Har Dyala w yraża tęs
knotę za mającym wrócić kochankiem. W ory ginale pieśń ta rzeczywiście jest zachw ycają
ca. Brzmi mniej więcej tak:
Z p jdda3*a .tęskno . wracao. moje oczy, Pativ.ę na północ „czy. pro .cień nie błyśnie, Ten slaby odblask tw ej tw a rzy iroczej...
W róć drogi do mnie, bo umrę z tęsknoty!. . N ietknięte-leż* pieśeidełek stosy, Wielbłądy w iankiem u stóp moich leżę, Tam płat zą jeńcy, trwożni o swe lo sy ..
W róć drogi do muie, bo umie z tęsknoty..
Macocha bije, nie umiem się bronie, 0 przyjdź, mój dr< gi, zsnim pęknie serce, Smutek mym chlebem, łzy gornkim napojem, Przyjdź d ro g i! umrę w poaiew ierze!
Pieśń dobiegała końca. Trejago przystąpił <ło kraty i
szepną'-- Jestem.
Bisesa ukazała swą cudną twarz...
* * *
Od tej nocy* rozpoczęło się jakieś inne życie dl i 'Irejagat T e r a z jeszcze nieraz pyta sam siebie, czy to nie był sen, Ciężką kratę w yjęła z tnurt: Bisesa, lub jej zaufana stara służąca, ta właśnie, która rzuciła symboliczny list dio powozu Trejaga. Okno otwierało się do wnę- rza i w murze był tylko kw adratow y otwór, przez który zręczny człowiek mógł przeleźć.
Trejago załatwiał mechanicznie swe czyn
ności urzędowe, albo brał na siebie ubranie sa
lonowe i bawił panie kolonii, nie mogąc się po
zbyć myśli, jak długo chciałyby z nim mówić 1 znać go, gdyby wiedziały o jego stosunku do biednej, pięknej Bisesy. W ieczorem, gd y cisza pokryła całe miasto, okryw ał się burką i w y chodził na ulicę. Potem skręcał nagle z jednej ulicy na ulicę Amir Nath, skradał się między śpiącemi krowami i murami’ i był już u Bisesy, słuchając ciężkich równomiernych (oddechów starych bab, śpiących przed drzwiam i małej, pustej izdebki, którą Durga Charan dał swej siostrzenicy. Kto to był Durga Charan, o to Trejago nigdy nie pytał; zostało zawsze taje
mnicą dla niego i to, dlaczego go nie odkryto i nie... zasztyletowano; tajemnicą zostało dla niego tak długo, aż miłość jego minęła a Bi
sesa....
Lecz o tem później.
Bisesa była dla niego źródłem nigdy nie ga snącego zachwytu. Siedząc w izdebce odciętej od świata, bez troski, z ezystem sumieniem,
miała najdziwaczniejsze pojęcia o świecie; jej naiwne wynurzenia bawiły g o niemniej jaK u- siłowania wym ówienia swym delikatnym, śpie
wnym giosiKiem jego imienia „Krzysztof". Nie mogąc na we w ym ów ić pierwszej zgłoski, róśo- wenn rączkami robiła rożne gesty i miny, jak- gayb y ciiciała sobie pomódz w wypowiedzeniu jego imienia, klękała przed nim i pytaia go, zupełnie tak jakby to uczyniła mieszkanka Eu- ropy, czy 011 ją rzeczyiwiście i bardzo kocha.
Un zas przysięgał, że ją kocha więcej, niż ja
kąkolwiek kóbietę na ziemi. 1 mówił prawdę.
Miłość ta gorąca trwała już przeszio mier siąc, gdy okoliczności zmusiły raz Trejaga „od- uać się w służbę" jednej z pań towarzystwa.
Rzecz taka jest w indyjskich miastach kolo
nialnych na porządku dziennym, lrejago to
w arzyszył „swej. pani" wszędzie, bawił ją pod
czas muzyki w parku, nawet wyjeżdża! z nią tu i owdzie. Nie przyszło mu jednak na myśl, że to mu będzie przeszkodą w jego dotychczaso
wym samotnem życiu.
Ale ponieważ „służba" trwała za długo, za
częto o niej opowiadać, jak cf czemś mezwykłeni przebąkiwano o „jakimś stosunku" a wieść ta przechodząc z ust do ust, doszła do uszu zau
fanej starej sługi Bisesy — ta zaś opowiedzia
ła jej o wszystkiem. Zmartwienie biednej B i
sesy było tak wielkie, że zaniedbywała swoje codzie,nne obowiązki a żona Durga Charana biia ją za to niemiłosiernie.
„Zalecanki" Trejaga nie trw ały jeszcze ty
godnia a Bisesa robiła mu już w yrzuty. Nie umiała udawać, powiedziała wszystko odrazu.
Trejago śmiał się z tego, Bisesa zaś tupaia swemi malutkiemi, kształtnerni nóżkami.
To c o opowiadają ło namiętności wsiCho|- dnicli ludów, jest bezprzecznie przesadzonem;
je f jednak w tem „coś", a jeżeli Europejczyk spotka się z tern „czem ś", to wstrząsa nini ta namiętność 'nie mniej niż w naszem życiu euro.- pejskiem.
W najwyższym rozdrażnieniu groziła Bi
sesa, gdy pierw szy szał gniewu minął, że od
bierze sobie życie, jeżeli Trejago nie porzuci ob
cej mamsahib*), która śmie im życie mącić.
Trejago chciał ją objaśnić i wykazać je'j, że nie
* ) Memżahib - p »a i, »ik lb — pan.
106 —
rozumie tych rzeczy według europejskich po
jęć. Bisesa wyprostow ała się i rzefcfa:
— Nie! Ja nie wiem o tem. Ale o jednem wiem: nie dobrze się stało, żem cię sahib w ię
cej ceniła, niż własne serce. T y Jesteś Europę}- - czykiem, ja zaś tylko czarną Indyanką, w do
wą po czarnym lndyaninie. — Potem mówiła z płaczem dalej:
Ale na moją duszę i na duszę mej matki, ja cię kocham. I niech cię potem nie boli to, co mi się stanie.
Trejago starał się ją uspokoić, przemawia
jąc do jej rozumu; gniew jej jednak nie ustąpił.
Jednego tylko żądała: w szystkie stosunki między nimi muszą ustać, on musi ją natych
miast opuścić.
1 poszedł.
Ody się wysunął przez otw ór w oknie, po
całowała go dwa razy w czoło — on poszedł pogrążony w myślach — prawie oszalały.
Tydzień i trzy jeszcze potem tygodnie mi
nęły bez żadnej wieści o Bisesie. Trejago m y
ślał, że gniew je już przeszedł i poszedł po raz piaty w trzech tygodniach na ulicę Amir Nath w nadziei, że nie będzie darmo pukał do zakra
towanego okna. Nadzieja jego spełniła się.
B yła właśnie pełnia; strumień światła ob
lewał ulicę i kratę, którą wyciągnięto gd y zapu kal. Z ciemności w yciągnęła Bisesa swe ra
miona na światło; obie ręce były odcięte aż po kostki; a rany jeszcze nie zagojone.
I gdy Bisesa z płaczem nachyliła swą słod
ką twarz, zachrząkał ktoś w izbie głosem, po
dobnym do głosu dzikiego zw ierza a coś ostre
go — nóż — miecz lub dzida — w yleciało w stronę odzianego w burkę Trejaga. Pocisk chy
bił — nie trafił go w pierś, przeciął mu jednak muskuł w biodrze i zranił tak, że całe życie lek
ko 'kulał.
Krata zasunęła się znowu, a potem nie było i znaku z tego, co się' działo wewnątrz izdebki, nie było nic widać, prócz jasnych smug księ
życow ych pełzających p)o murze,.. Pozatem ciemność w ciasnej uliczce.
Jak oszalały Trejago syczał i tarzał się z bólu wśród zimnych murów. Z brzaskiem dnia znalazł się przy rzecze — odrzucił burkę i wrócił do domu.
Co i dlaczego się tak stało czy Bisesa w rozpaczy sama w szystko odkryła, czy ktoś od
krył tajemnicę i ją potem męczył, aż wyznała prawdę; czy Durga Charan dowiedział się o jego osobie i co się stało z Bisesą — o tem nie wie Trejago do dziś. M yśl o ty nr straszynym tajemniczym wypadku prześladuje go najczę
ściej w nocy i nie daje mu spać do rana.-S zcze
gólnie dziwnem wydaje mu się to, że nie wie, gdzie jest przód domu Durga Charana. Może prowadzi do jakiegoś, wielu domom wspólnego przedsionka, rrroże jest za jedną z bram ulicy.
Trejago nie umie nic o tem powiedzieć. Bise-s y __tej małej, biednej Bisesy -r- nie może znaleźć. Zginęła dla niego w labiryncie miasta;
oprócz tego zakratowane okienko zostało za
murowane.
Mimo wseysitkijego jest Treiago mile w i
dzianym w angielskiem tow arzystw ie i uchodzi za porządnego człowieka. Nic na nim zauwa
żyć się nie da, prócz lekkiej sztywności w pra
wej nodze. Ale to tylko wskutek nadw yręże
nia nogi podczas.... jazdy konnej.
—