• Nie Znaleziono Wyników

PRZECIĄGNIĘTA STRUNA

W dokumencie Śląski Kalendarz Robotniczy na Rok 1922 (Stron 105-109)

Dla miłości niema kasty, iak dla snu niema zepsutego łóżka. W yszedłem Huksć miłości i zgubiłem samego siebie

Ż ydow skie przysłowie-Każdy człowiek powinien w e wszystkich o - kolicznościach życia, cokolwiek go tylko spot­

ka, trzymać się swej kasty, swej rasy lub sw e­

go plemienia. Biały powinien się trzymać bia­

łych, czarny — czarn ych!"— C zaśem ' natrafia się na jakąś przeszkodę^ to. prą wda, ale .i tak

powinno wszystko iść zwyczajem utartym. 1 słuchajcie tylko historyi człowieka, który dob wolnie porzucił drogi, jakiemi kroczyło jego dzienne towarzystwo, i ciężko za to odpol

tował.

Najpierw wiedział za dużo, potem za wi w id zia ł. Zanadto interesował się życiem ind skich tubylców; teraz już zaprzestał tege.

164

■ * *

-f u ż w środku miasta te iy ulica Artliri Nath’a, kończąca się murem, zaopatrzonym w zakratowane okienko. Na początku ulicy stoi wielka stajnia, poibbu stronach widać mury bez okien. Suchet Singli i Gaur Chand, właściciele do mów na prawo i na lewo, nie chcą aby ich żony i córki patrzyły daleko w świat.

G dyby Durga Cheran b ył tego samego mniemania, byłby dziś zadowolonym człow ie­

kiem a Bisesa mogła być panią na własnych śmieciach.

Z jej to właśnie izdebki w ychodziło zakrato­

wane okno na wązką ulicę, w której tylko kro­

w y tarzały się w niebieskawem błocie. Była w dow a a mogła mieć około piętnastu lat; dniem i nocą modliła się do bogów o zesłanie kochan­

ka Samotne życie nie .podobało się jej.

Jednego dnia zaszedł na ulicę Amir Nath czło­

wiek nazwiskiem Trejago. W ędrując po mieście bez planu, zabłąkał się a ż tu; minął już krow y i potknął się właśnie na kupce nagromadzonej paszy.

Potem zauważył, że znajduje się w uKczce bez wyjścia i posłyszą? łagodny śmiech, rozle­

gający się za zakratowanem okienkiem. Śmiech brzmiał tak jakoś uprzejmie, dyskretnie i jakby zapraszająco, że Trejago przystąpił do okna a wiedząc, że w podobnych razach najlepiej pro­

wadzą do celu stare śpiewy z „Tysiąca i jednej nocy*', zaczął słodką zwrotkę „Śpiewu miło­

snego Har Dyala1'.

Ciy n n że człow iek prosto stać W obliczu bezchmurnego słońca ? Lub zakochan> i atrzeć w twa: z Swe. ukochane) bez końca?

N o g i mi drżą,, ja kocham cie, Serco tw ą piękność opiewa, C zy umiesz, droga, ganić mie Ze piękność twa mnie olśni-. wa?

Za kratą dał się słyszeć słaby chrzęst poru­

szonego naramiennika kobiecego, potem ktpś śpiewał delikatnym głosem:

Z ab.ano mi kochan ka, W ysłano go daleko, Ja płaczę, * e Uaeh tonę, F o tw a rzy łay mi cieką.

Łucznicy weźcie laki, U(.brójcie się w swe miecz*...

Nagle urwano... Trejago w chwilę potem opu­

ścił ulicę Amir Nath zadając sobie pytanie, kto mógł mu tak pięknie odpowiadać dalszą strofą pieśni Har Dyala.

Gdy następnego dnia jechał do urzędu, rzu­

ciła-mu jakaś stara kobieta pakiet do powozu.

W- pakiecie była połowa złamanego kolczyka, szkarfatany kwiat dyaku, kilka ździebeł bhusy (paszy bydlęcej) i jedenaście ziaren kardamano- wych. W szystko razem oznaczało list, nie Ust grubijański* który go mógł ^kompromitować, lecz niewinny list miłosny.

Trejago w pierwszej dhwi^ nie w iele z tfcgo rozumiał. Anglicy nie umieją tłómaczyć takich symbolicznych listów. Ale gd y rozłożył w swem biurze całą zawartość pakietu, udało mu się powoli rozwiązać zagadkę.

Złamany kolczyk oznacza w Indyach w do­

wę, bo przy śmierci męża łamie się kolczyk żon. Trejago zrozumiał więc, co ma tu powie­

dzieć mały odłamek szkła. Kwiat dyaku można różnie tłómaczyć, stosownie do okoliczności.

Mógł on znaczyć „Ż yczę sobię“ — „pisz“ —- ,.przyjdź" — „pisz“ albo „niebezpieczeństwo".

Ziarna kardanronu oznaczały zazdrość; Jeżeli jednak jakiś przedmiot jest w takim liście w większej ilości, traci on znaczenie symboliczne a podaje tylko liczbę do oznaczenia czasu, albo jeżeli znajdzie się w nim kadzidło lub szafran, także i miejsca

List brzm iał w ięc: w dow a — ż y c z y sobie __pana — o godzinie jedenastej. — Źdźbła bhu­

sy naprowadziły Trejaga na ślad. Zrozumiał, że te źdźbła dotyczą kupy paszy, na której się potknął — i że list pochodzi od^csoby za kratą, którą należało uważać za wdowę.

W ob ec tego Ust teraz brzmiał tak: wdowa z ulicy, gdzie leży kupa paszy, ż y c z y sobie, abyś przyszedł o godzinie jedenastej.

Trejago rzucił cały ten symboliczny list w kąt i roześmiał się. Wiedział, że na wscho­

dzie niema zwyczaju, aby ktoś o jedenastej przed południfem udawał się pod okna ukocha nej. Dlatego dopiero wieczorem o jedenastej te­

go samgo dnia poszedł na ulicę Amir Nath o- dziaw szy się w burkę*) która zarówno męż­

czyznom a k i kobk-totr może służyć za okry­

cie. Zaledwie w mieście wydzwoniono oznaczo­

ną godz:nę. rozległ się za kratą „ś r k w miło^n*

Har Dyala".

Ktoś zaczynał śpiewać od tego właśnie wier

*) Burka — płasiez w guicie rzymskiej togi

ioi

-f>ża, którym kochanka Har Dyala w yraża tęs­

knotę za mającym wrócić kochankiem. W ory ­ ginale pieśń ta rzeczywiście jest zachw ycają­

ca. Brzmi mniej więcej tak:

Z p jdda3*a .tęskno . wracao. moje oczy, Pativ.ę na północ „czy. pro .cień nie błyśnie, Ten slaby odblask tw ej tw a rzy iroczej...

W róć drogi do mnie, bo umrę z tęsknoty!. . N ietknięte-leż* pieśeidełek stosy, Wielbłądy w iankiem u stóp moich leżę, Tam płat zą jeńcy, trwożni o swe lo sy ..

W róć drogi do muie, bo umie z tęsknoty..

Macocha bije, nie umiem się bronie, 0 przyjdź, mój dr< gi, zsnim pęknie serce, Smutek mym chlebem, łzy gornkim napojem, Przyjdź d ro g i! umrę w poaiew ierze!

Pieśń dobiegała końca. Trejago przystąpił <ło kraty i

szepną'-- Jestem.

Bisesa ukazała swą cudną twarz...

* * *

Od tej nocy* rozpoczęło się jakieś inne życie dl i 'Irejagat T e r a z jeszcze nieraz pyta sam siebie, czy to nie był sen, Ciężką kratę w yjęła z tnurt: Bisesa, lub jej zaufana stara służąca, ta właśnie, która rzuciła symboliczny list dio powozu Trejaga. Okno otwierało się do wnę- rza i w murze był tylko kw adratow y otwór, przez który zręczny człowiek mógł przeleźć.

Trejago załatwiał mechanicznie swe czyn­

ności urzędowe, albo brał na siebie ubranie sa­

lonowe i bawił panie kolonii, nie mogąc się po­

zbyć myśli, jak długo chciałyby z nim mówić 1 znać go, gdyby wiedziały o jego stosunku do biednej, pięknej Bisesy. W ieczorem, gd y cisza pokryła całe miasto, okryw ał się burką i w y ­ chodził na ulicę. Potem skręcał nagle z jednej ulicy na ulicę Amir Nath, skradał się między śpiącemi krowami i murami’ i był już u Bisesy, słuchając ciężkich równomiernych (oddechów starych bab, śpiących przed drzwiam i małej, pustej izdebki, którą Durga Charan dał swej siostrzenicy. Kto to był Durga Charan, o to Trejago nigdy nie pytał; zostało zawsze taje­

mnicą dla niego i to, dlaczego go nie odkryto i nie... zasztyletowano; tajemnicą zostało dla niego tak długo, aż miłość jego minęła a Bi­

sesa....

Lecz o tem później.

Bisesa była dla niego źródłem nigdy nie ga ­ snącego zachwytu. Siedząc w izdebce odciętej od świata, bez troski, z ezystem sumieniem,

miała najdziwaczniejsze pojęcia o świecie; jej naiwne wynurzenia bawiły g o niemniej jaK u- siłowania wym ówienia swym delikatnym, śpie­

wnym giosiKiem jego imienia „Krzysztof". Nie mogąc na we w ym ów ić pierwszej zgłoski, róśo- wenn rączkami robiła rożne gesty i miny, jak- gayb y ciiciała sobie pomódz w wypowiedzeniu jego imienia, klękała przed nim i pytaia go, zupełnie tak jakby to uczyniła mieszkanka Eu- ropy, czy 011 ją rzeczyiwiście i bardzo kocha.

Un zas przysięgał, że ją kocha więcej, niż ja­

kąkolwiek kóbietę na ziemi. 1 mówił prawdę.

Miłość ta gorąca trwała już przeszio mier siąc, gdy okoliczności zmusiły raz Trejaga „od- uać się w służbę" jednej z pań towarzystwa.

Rzecz taka jest w indyjskich miastach kolo­

nialnych na porządku dziennym, lrejago to­

w arzyszył „swej. pani" wszędzie, bawił ją pod­

czas muzyki w parku, nawet wyjeżdża! z nią tu i owdzie. Nie przyszło mu jednak na myśl, że to mu będzie przeszkodą w jego dotychczaso­

wym samotnem życiu.

Ale ponieważ „służba" trwała za długo, za­

częto o niej opowiadać, jak cf czemś mezwykłeni przebąkiwano o „jakimś stosunku" a wieść ta przechodząc z ust do ust, doszła do uszu zau­

fanej starej sługi Bisesy — ta zaś opowiedzia­

ła jej o wszystkiem. Zmartwienie biednej B i­

sesy było tak wielkie, że zaniedbywała swoje codzie,nne obowiązki a żona Durga Charana biia ją za to niemiłosiernie.

„Zalecanki" Trejaga nie trw ały jeszcze ty­

godnia a Bisesa robiła mu już w yrzuty. Nie umiała udawać, powiedziała wszystko odrazu.

Trejago śmiał się z tego, Bisesa zaś tupaia swemi malutkiemi, kształtnerni nóżkami.

To c o opowiadają ło namiętności wsiCho|- dnicli ludów, jest bezprzecznie przesadzonem;

je f jednak w tem „coś", a jeżeli Europejczyk spotka się z tern „czem ś", to wstrząsa nini ta namiętność 'nie mniej niż w naszem życiu euro.- pejskiem.

W najwyższym rozdrażnieniu groziła Bi­

sesa, gdy pierw szy szał gniewu minął, że od­

bierze sobie życie, jeżeli Trejago nie porzuci ob­

cej mamsahib*), która śmie im życie mącić.

Trejago chciał ją objaśnić i wykazać je'j, że nie

* ) Memżahib - p »a i, »ik lb — pan.

106 —

rozumie tych rzeczy według europejskich po­

jęć. Bisesa wyprostow ała się i rzefcfa:

— Nie! Ja nie wiem o tem. Ale o jednem wiem: nie dobrze się stało, żem cię sahib w ię­

cej ceniła, niż własne serce. T y Jesteś Europę}- - czykiem, ja zaś tylko czarną Indyanką, w do­

wą po czarnym lndyaninie. — Potem mówiła z płaczem dalej:

Ale na moją duszę i na duszę mej matki, ja cię kocham. I niech cię potem nie boli to, co mi się stanie.

Trejago starał się ją uspokoić, przemawia­

jąc do jej rozumu; gniew jej jednak nie ustąpił.

Jednego tylko żądała: w szystkie stosunki między nimi muszą ustać, on musi ją natych­

miast opuścić.

1 poszedł.

Ody się wysunął przez otw ór w oknie, po­

całowała go dwa razy w czoło — on poszedł pogrążony w myślach — prawie oszalały.

Tydzień i trzy jeszcze potem tygodnie mi­

nęły bez żadnej wieści o Bisesie. Trejago m y­

ślał, że gniew je już przeszedł i poszedł po raz piaty w trzech tygodniach na ulicę Amir Nath w nadziei, że nie będzie darmo pukał do zakra­

towanego okna. Nadzieja jego spełniła się.

B yła właśnie pełnia; strumień światła ob­

lewał ulicę i kratę, którą wyciągnięto gd y zapu kal. Z ciemności w yciągnęła Bisesa swe ra­

miona na światło; obie ręce były odcięte aż po kostki; a rany jeszcze nie zagojone.

I gdy Bisesa z płaczem nachyliła swą słod­

ką twarz, zachrząkał ktoś w izbie głosem, po­

dobnym do głosu dzikiego zw ierza a coś ostre­

go — nóż — miecz lub dzida — w yleciało w stronę odzianego w burkę Trejaga. Pocisk chy­

bił — nie trafił go w pierś, przeciął mu jednak muskuł w biodrze i zranił tak, że całe życie lek­

ko 'kulał.

Krata zasunęła się znowu, a potem nie było i znaku z tego, co się' działo wewnątrz izdebki, nie było nic widać, prócz jasnych smug księ­

życow ych pełzających p)o murze,.. Pozatem ciemność w ciasnej uliczce.

Jak oszalały Trejago syczał i tarzał się z bólu wśród zimnych murów. Z brzaskiem dnia znalazł się przy rzecze — odrzucił burkę i wrócił do domu.

Co i dlaczego się tak stało czy Bisesa w rozpaczy sama w szystko odkryła, czy ktoś od­

krył tajemnicę i ją potem męczył, aż wyznała prawdę; czy Durga Charan dowiedział się o jego osobie i co się stało z Bisesą — o tem nie wie Trejago do dziś. M yśl o ty nr straszynym tajemniczym wypadku prześladuje go najczę­

ściej w nocy i nie daje mu spać do rana.-S zcze­

gólnie dziwnem wydaje mu się to, że nie wie, gdzie jest przód domu Durga Charana. Może prowadzi do jakiegoś, wielu domom wspólnego przedsionka, rrroże jest za jedną z bram ulicy.

Trejago nie umie nic o tem powiedzieć. Bise-s y __tej małej, biednej Bisesy -r- nie może znaleźć. Zginęła dla niego w labiryncie miasta;

oprócz tego zakratowane okienko zostało za­

murowane.

Mimo wseysitkijego jest Treiago mile w i­

dzianym w angielskiem tow arzystw ie i uchodzi za porządnego człowieka. Nic na nim zauwa­

żyć się nie da, prócz lekkiej sztywności w pra­

wej nodze. Ale to tylko wskutek nadw yręże­

nia nogi podczas.... jazdy konnej.

1

07

W dokumencie Śląski Kalendarz Robotniczy na Rok 1922 (Stron 105-109)