t
Do ilustracyi na str. 42.)
Pewna w dow a po- oficerze, który dowodził oddziałami antybolszewickiemi a nareszcie sam poległ od kuli bolszewickiej, przysięgła straszną zemstę czerwonej armii. Zorganizo wała konny oddział powstańczy, składający się z przeszło dwóch tysięcy ludzi a sama sto
jąc na czele tegóż oddziału pod nazwiskie ii
„atamana Marusia". Oddział ten w alczył z bol
szewikami na południowym froncie, kosztował on bolszewików wiele trudu i krwi. Oddział ten składał się z ludzi zdecydowanych na w szys tk j karność panowała w nim nadzwyczajna a nie posłuszeństwo karała „Marusia1' śmiercią wł snoręcznie. Prow adzono walkę z krasnogwar- dyjcami na życie i śmierć a słysząc tylko sło
wa „Marusia", pierzchali krasnogwardyjcy re strachu przed strasznym atamanem-kobietą,
W ojska bolszewickie (próbowały kilkakro
tn e rozbić jej oddział, udało się im to dopiero w gubernii połtawskiej, gdzie cztery czerwone pułki otoczyły powstańców, odcinając im dra
gę odwrotu. Jedna część zdołała zbiedz, sa.na zaś „Marusia" ze swym sztabem dostała się d>i niewoli.
P o dostaniu się do niewoli rozstrzelaną z >
stadła „Marusia". „Krasnogw ardyjcy", któr:y mieli rozstrzelać „Marusię", trzy razy rozmy ;1«
nie chybili. Nawet bolszewik nie miał odwa/i skierować śmiercionośnej kuli w obnażoną pie-ś pięknej kobiety. Dopiero ustawiony w ukryciu karabin m aszynow y położył kres życiu atama
na „Marusi", uwalniając w ten sposób bolsze
w ików od jednego z najzawz;iętszych i na w szystko zdecydowanych nieprzyjaciół.
P IO T R K R O PO TK IN .
N A S Z E B O G A C T W A .
i.
* Ludzkość odbiegła już daleko od swej za
mierzchłej epoki, w której człowiek posiłkując się niezgrabnemi narzędziami, czerpał środki do życia z przypadkowych zdobyczy myślistwa ’ dziciom swym pozostawiał jako jedyne dzie
dzictwo — schronisko w grocie skalnej, liche sprzęty kamienne i... Przyrodę, niezmierzoną, nieznaną, okrutną Przyrod ę, z którą czeka je twarda walka o nędzny byt.
podczas tego okresu, pełnego niepokojów, trwającego tysiące i setki tysięcy lat, rodzaj
ludzki zdołał jednak nagromadzić niesłychane skarby. W ykarczow ał olbrzymie przestrzenie, osu szył błota, poprzecinał puszcze leśne, prze p row adził drogi); bujdował, robił wynalazki i spostrzeżenia, uczył się, stworzył narzędzia niezmiernie skomplikowane, wydarł Przyro
dzie jej taljemnice, ujarzmił parę; tak dalece, że diziś człowiek cywilizowany^ przychodząc na świat, ma już na swe usługi cały niezmierny zasób bogactw nagromadzonych przez setki pokoleń. Zasób ten pozwala rrru teraz, jedynie dzięki w łasnej pracy, połączonej z pracą in
nych, zdobyw ać t^kie bogactwa, o których nic m arzyła nawet wschodnia wyobraźnia w baj
kach „ z Tysiąca i jednej nocy“ .
Powierzchnia ziemi, w części oczyszczona z lasów, przystosowana jest do uprawy wszech stronnej i celowej, do wydawania plonów buj- t:ych, wielokroć razy przew yższających obe
cne potrzeby ludzkości. Technika i środki upra
w y są zbadane.
Na dziewiczych łanach stepów amerykań
skich stu ludzi przy pomocy udoskonalonych narzędzi i maszyn może wyprodukować w cią
gu kilku miesięcy tyle zboża, ile go potrzeba dla w yżyw ien ia dziesięciu tysięcy ludzi w cią
gu całego roku. Odzie chodzi człow iekow i o po dwojenie, potrojenie lub o stokrotne pomno
żenie swych zbiorów, tam on sam stwarza g le
bę, daje każdej roślinie w łaściw e dla niej w a runki, i otrzymuje bajeczne plony.
I podczas, gd y dawniej m yśliwy, by wy^
karmić swoją rodzinę, potrzebował przynaj
mniej ze sto kilometrów kwadratowych aiemi, d:;ś człowiek cyw ilizow any, z daleko mniej- s im trudem i większą pewnością utrzyma sie
bie i liczną rodzinę z uprawiania roślin na po
wierzchni dziesięć tysięcy razy mniejszej.
Naw et wahania klimatu nie stanowią dziś już przeszkody. G dy brak jest słońca, człowiek je zastępuje ciepłem sztucznem, zanim zdoła rów nież w ynaleźć światło, potrzebne dla p rzy
spieszenia wzrostu roślin. P r z y pomocy rur i szkła z ciepłą wodą udaje mu się pomnożyć pion dziesięciokrotnie w porówfiajniu z tym ; j ki zebrał dawniej na tej samej przestrzeni.
Cuda, jakich dokonano w przemyśle, są je
szcze bardziej zdumiewające. P r z y pomocy tych zwinnych istot, miaszyn współczesnych
— owocu pracy trzech lub czterech pokoleń w ynalazców, których-imiona pozostały niezna ne — stu ludzi dostarcza odzienia dla dziesię
ciu tysięcy ludzi na dwa lata. W dobrze urzą
dzonej kopalni w ęgla stu ludzi w yd ob yw a co roku opał dla dziesięciu tysięcy rodzin, miesz ■ kających w zimnym klimacie.
I jakkolwiek zarówno w przemyśle, w r o l
nictwie, jak w ogóle w całokształcie naszej or- ganizacyi społecznej, praca naszych przodków daie korzyści jedynie niewielkiej garstce ludzi, ten? mniej jednak m ożem y twierdzić z pewno
ścią, że już dziś nawet ludzkość, posługując się tylko takimi niewolnikami z żelaza i stali, tj.
maszynami, jakie dzięki wynalazkom dotych
czasowym posiada, mogłaby pędzić ży w o t w y godny a nawet zbytkowny.
Tak, jesteśmy bogaci, nieskończenie bogat
si, niż przypuszczamy. Bogaci tem, co już po
siadamy; bogatsi jeszcze tem, co stw orzyć mo
żem y przy pomocy istniejących narzędzi. Nie
skończenie zaś bogaci tem,. co moglibyśmy w y dobyć z naszej > ziemi, z przemysłu, z nasze;
w iedzy i umiejętności techniznych, gdyby one skierowane były ku stworzeniu dobrobytu dla
wszystkich ludzi.
II.
Społeczeństwa cyw ilizow ane są tedy nie
zmiernie bogate. Dlaczegóż dokoła siebie w i
dzimy tyle nędzy? Poco ta straszna, ogłupia
jąca praca tylu rzesz ludzkich? Skąd ta niepe
wność jutra, trapiąca, pracojwników, najlepiej nawet płatnych? A w szystko to pośród niezli
czonych bogactw, odziedziczonych po przeszło
ści, i w obliczu potężnych sił wytw órczych, które m ogłyby zapewnić dobrobyt wszystkim luaziom wzamian za kilka godzin ich dziennej pracy.
Odpowiedź na te pytania dali nam socyali- ści, odpowiedź, którą powtarzają nam co- dzień, popierając ją argumentami, zaczerpnię>- tymi ze wszystkich dziedzin * wiedzy,
Dzieje się tak dlatego, że wszystko, co jest niezbędne dla produkcyi: ziemia bogactwa mi
neralne, narzędzia i maszyny, środki komuni- kacyi, pokarm, mieszkanie, wykształcenie, wie
dzę — w szystko to zagarnięte zostało przez jednostki w ciągu długich dziejów Jupiestwa, wędrówek, .wojen, ciemnoty i ucisku, które przeżyła- ludzkość, zanim nauczyła się ujarz
miać siły przyrody. Dzieje się tak dlatego, że « korzystając z domniemanych praw, nabytych w przeszłości, jednostki te przywłaszczają so
bie dziś dwie trzecie ow oców pracy ludzkiej, kfcóre trwonią w sposób nierozumny, wprost gorszący, dlatego, że pozbaw iw szy ogół ludno
ści środków do życia pozwalają pracować czło
w iekow i tylko pod warunkiem, że lwią część jego pracy do nich należeć będzie; dlatego, że nie pozwalają mu w ytw arzać tego, co jest nie
— 45 —
zbędne dla niego lub m ogłoby być potrzebni;
dia innych, lecz zmuszają go do w ytwarzania tego, co- zapewnia im samym największe zyski.
W tej odpowiedzi streszcza się cały socyalizm.
Istotnie, 'spojrzym y na którykolwiek kraj c y wilizowany. Lasy, które go ongi pokrywały, zostały przerzedzone, Wota osuszone, klimat u zd row ion y uczyniono go w ygodną siedzibą ludzką. Gleba, rodząca ongi jeno dzikie zielska dziś w ydaje bogaty plon. Skalne urwiska, zw i
sające ongi nad dolinami południa, pocięto w tarasy, na których wspina się krzew winny, o złocistych gronach. Dzikie rośliny, dające nie
gdyś ow oc cierpki, lub korzeń niejadalny, sto- pniowem pielęgnowaniem przekształcono w ja
rzyn y soczyste, w drzew a rodzące ow oc do
skonały.
Tysiące dróg bitych i żelaznych krzyżują się na powierzchni ziftni; lokom otywa g w iż
dże w dzikich w ąwozach Alp, Kaukazu, Hirrra,- Ipjów. Rzeki uczyniono spławnemi; brzegi zgruntowane i uregulowane starannie ułatwiają dostęp statkom; poi±y sztuczne, z wielkim tru
dem wznoszone i od burz zabezpieczone, daią schronienie okrętom. W skałach przewiercono głębokie tunele, cafe labirynty korytarze pod
ziemnych ciągną się na wielokilometrowych przestrzeniach tam, gdzie znajduje się w ęgiel kamienny lub rudy mineralne. Na wszystkich skrzyżowaniach dróg powstały ogromne mia
sta a w ich murach kryją się w szystkie skarby ptzemysłu. w ied zy i sztuki.
Całe pokolenia ludzi, zrodzonych i zmarłych w nędzy, uciskanych i poniewieranych przez swych panów, upadlających pod1 brzemieniam pracy, przekazały to olbrzymie dziedzictwo stuleciu naszemu.
P rzez lat tysiące miliony ludzi nracow "fo nad trzebieniem puszcz leśnych, osuszaniem bagnisk. torowaniem dróg. otamowaniem rzek.
Każda piędź tej ziemi, którą dziś uprawiamy w Europie, przepojona jest potem wielu pokoleń i ras; każda droga ma swoją historyę, m ówią
ca o przymusie pańszczyźnianym, o pracy nadludzkiej, o cierpieniach ludu. Każda wiorsta kolei żelaznej, 'każdy łokieć tunelu w zię ły nale
żną im daninę krwi ludzkiej.
We-iścia do kopalni zachowały do dziś jesz
cze na swych ścianach w yraźne ślady zaciosów które ręka pierwszego górnika żłobiła w opo
ce. A w korytarzach podziemnych ile jest słu
pów, wspierających skltepienia, tyle moiżnaby ustawić nagrobków dla kopaczy, zabitych w sile wieku przez gazy trujące, usuwanie się zie
mi, lub w y le w y w o d y ; a w iem y dobrze, ile każdy taki nagrobek kosztow ał nędzy, niedoli i łez rodzinę, która żyła z lichego zarobku, po
grzebanego pod gruzami człowieka.
Miasta dzisiejsze, powiązane ze sobą siecią kolei żelaznych i dróg wodnych, są to jakby ż y w e organizmy, liczące setki lat życia za so
bą. Spróbujcie kopać ziemię, na której stoją, a znajdziecie uwarstwione jedne na drugich fun
damenty ulic, domów, teatrów, gmachów pu- bliczych. Zajrzyjcie do ich dziejów a dowiecie się, jak, dzięki współdziałaniu wszystkich mie
szkańców, zwolna dźw igały się, rozw ijały i ro
sły, zanim dosięgły stanu obecnego.
I dziś jeszcze wartość każdego domu, każ
dej fabryki, każdego sklepu stworzona jest przez nagromadzoną pracę milionów pracowni
ków, spoczywajcych snem wiecznym pod zie
mią, utrzymuje się zaś ta wartość na pewnym poziomie jedynie dzięki wysiłkom całych zastę
pów ludzi zamieszkujących dany punkt globu ziemskiego. K ażdy atom tego, co nazyw am y bogactwem narodu, nabiera swej wartości je
dynie przez sam fakt, że stanowi cząstkę skła
dową tej olbrzymiej całości. Bo i czemże b y ły b y np. londyńskie doki lub wielkie m agazyny Paryża, gd yby nie znajdowały się w tych wiel- kicjhi ogniskach handlu |wtszetehśjwia!towego?
Czem b y ły b y nasze kopalnie, nasze fabryki war sztaty okrętowe i drogi żelazne bez tego mnó
stwa towarów , przewożonych codziennie lą
dem i morzem?
Miliony istot ludzkich pracowały na to, b y stw orzyć całą tę cyw ilizacyę, z której dziś tak tasteśirnr dumni. Tnne miliony rozsiane po wszystkich zakądkach kuli ziemskiej, pracują na to. b y ja utrzymać — bez nich w ciągu lat pięćdziesięciu pozostałyby z niej jeno gruzy.
Niema nic — nawet myśli, nawet w yn alaz
ku, który nie b y łb y faktem zbiorowym, zrodzo
nym z przeszłości i teraźniejszości. Tysiące w y nalazców, znanych lub nieznanych częstokroć, zmarłych w nędzy, przygotow ały grunt do w y
— 46 —
nalezienia każdej z tych machin, w których człowiek podziwia swój geniusz. Tysiące pisa
rzy, poetów, uczonych pracowały na to, b y zbii
Zapewne geniusz takiego Segnina, Mayera lub O rove‘g o*) przyczyn ił się bardziej doi po- tysiące maszyn parowych przekształcały cie
pło w pracę mechaniczną, tę zaś — w dźwięk szeniem kotła parow ego w parowozie przez wprowadzenie rur, które zw ięk szyły powierzchnie no-i-^e^ania i umo
żliw iły szybkie w ytw arzan ie pary (18291 W nance znany jako jeden z ojców teoryi o rów n ow aż-ości rur-h i oinpłi (1839), którą sform ował na podstawie sp ostr^żeń nad pracą pary wodnej w lok om otyw ie (ilość zużyte ero ciepła odpowiada ilości w ykonanei pracy mechanicznej
Robert Julian M a ^ oerłoMl w roku 1842 r o *p rawę pod tytułem: „U w a g i nad siłami m artwej p rz y ro d y ", w którei z doświadczeń nad rozszerzaniem sie gazów w y prowadził wniosek, że pomiędzy ilością wykonanej pracy mechanicznej, a ilością zużytego ciepła zachodzi stosunek równoważności. Wniosek ten, stwierdzony na wszystkich polach w ied zy przyrodniczej, stal sie podwalina dla nauki
0 zachowania energii. ,
Wiliam Robert Grove, fizyk angielski, z zawodu prawnik n»Ieżał do rzędu badaczdw, którzy w drugiej połowie X I X wieku tak zwane ,,siły przyrody1-, jak ruch,, ciepło, światło usiłowali sprowadzić do wspólnego mianownika 1 tym sposobem p rzygotow ali grunt, na którym rozwinęła sie, nowożytna w iedza fizyczno-chemiczna.
Myśliciele osiemnastego wieku przeczuli tę teoryę i nawet przepowiedzieli ją, ale została malenie rozwinąć cały przemysł współczesny.
f.Jyby W a tto w i*) nie udało się znaleźć w mia
steczku angielskim! Soho pracowników zdol
nych do wykonania w metalu jego teoretycz
nych konstrukcyi, do udoskonalenia w szyst
kich części nowej maszyny, do uczynienia wre szcie z pary uwięzionej w doskonale zbudowa
nym mechanizmie, motoru, uleglejszego niż koń, wygodniejszego niż woda, słowem do zrobienia pary duszą wspófazesnego prze
mysłu.
Każda, maszyna posiada podobną historyę:
szereg długich nocy bezsennych i walk z nędzą rozczarowań i uniesień radości, ulepszeń czę
ściowych, dokonanych r r z e z kilka poVoleń b e z imiennych pracowników, którzy do pierwo- tnego wynalazku dodawali jakieś nic nazna
czające szczególiki, bęz których jednak "aib^r- dziei płodna idea musi pozostać jałową. Można- b v nawet powiedzieć, że każdy now y w yn ala zek jest newnego rodzaiu synteza — Wynikiem tysiąca innych wynalazków, które zostały do
konane noprzednio na niezmierzrmem polu tech niki i przemysłu.
W iedza i przemysł, teorya i praktyka, w y nalazki i ich zastosowanje praktyczne, wiodące do nowych wynalazków, praca umysłowa 1 konywujacych sie w teraźniejszość'.
A w ięc jakiem prawem może ktoś przyw ła
Faktem atoli jest, że w ciągu długiego szere
gu w ieków, które przeżyła ludzkość, w szystko to, co służy człow iekow i do ćwiczenia i roz
wijania 5 ego sił w ytw órczych , skupiało się i nagromadzało w ręku jednostek. B y ć może, kiedyś opowiemy, w jaki sposób się to odbyło.
Obecnie chodzi nam tylko o stw ierd zen i sa
mego faktu i o przyjrzenie się dalszym jego wynikom.
\ DzSś Ziemia), zawdzięczlaljąca swą wartość wyłącznie potrzebom w ciąż wzrastającej lu
dności, należy do nielicznych jednostek, które mogą nie dopuszczać i rzeczyw iście nie dopu
szczają reszty ludności do ziemi, lub też nie po zwalają uprawiać je} stosownie do potrzeb bie
żących. Kopalnie, które przedstawiają skrysta
lizowaną pracę wielu pokoleń i których w a r
tość także zależną jest jedynie od1 potrzeb prze
mysłu i gęstości zaludnienia, rów nież są w ła snością jednostek; te zaś ograniczają ilość w y dożywianego węgla* tub całkiem zawieszała działalność kopalni, jeżeli dla swych kapitałów znajdufią korzystniejsze ulokowanie. I nar/ d/ ' pracy są również własnością prywatna: nawet maszyna, która nosi na sobie najoczywistsze ślady'ułepszert, dokonanych na jej p ierw o-^ n - rze przez trz y ookolenia pracowników. nawet taka maszyna ma swego właściciela ; i gdyby Wnukowie wynalazcy, k tórzy przed1 stu laty zbudował olerwsza maszynę koronkarska, zja
wili s?e dziś w którejkolwiek z fabryk B a zyle i łub Nottinghamu i uoomnleTi s?e O swe prawa, krzyknlefóby na nich: ..Tdżcic precz! fa m aszy
na nie do was należy!’* ? rozstrzelałoby ich.
gdyby chcieli ia sobie przyw łaszczyć,
Kotele żelazne, które bez ludności ^ s t o zamieszkałej, bez przemysłu i handlu b y łyb y tylko bezużytecznem nagromadzeniem żela
stwa. należą do garstki akcyonaryuszów. nie wiedzących m oże nawet, gdzie leża te dro^i.
któremł napływała do ich kieszeni zyski w ięk
sze niż dochody niejednego króla średniowie
cznego. A gd yby dzieci tych, którzy tysiącami ginęB, wznosząc nasypy i kopiąc tunele, pew- nęgo dnia zgrom adziły się i przyszły, zgłodnia
łe i lacfimanaml okryte, upomnieć si* o cłileb
III. u akcyonaryuszów, to pow itałyby je bagnety i armaty, stojące na straży „praw zdobyt/oh“ . Dzięki takiej potworne! organizacyi społecz
nej syn robotnika, skoro wchodzi w życie i chce pracować, nie znajdzie nigdzie ani szmata ziemi, którą m ógłby uprawiać, ani warsztatu, którym by się m ógł posługiwać, ani kopalni, którąby miał praw o eksploatować, jeżeli nie zgodzi się oddawać jakiemuś „panu lwiej czę
ści ow ocó w swej pracy. Musi sprzedawać swą pracę wzamian za lichą i niepewną strawę.
Ojciec jego i dziad pracowali na tem polu, bu
dowali tę fabrykę, udoskonalali m aszyny; sterali w pracy wszystkie swe siły — a cóż nad to człowiek dać jest w stanie? A jednak on, ich syn i wnuk, przychodzi na świat uboższy, niż najnędzniejszy przedstawiciel dzikiego plemie
nia. Jeżeli mu pozwolą uprawiać ziemię, to ty l
ko pod warunkiem, że czwartą część ow oców swe(j pracy odda właścicielom ziemi i druęą czwartą część rządowi i pośrednikom. I ten po
datek, który pobiera od niego Państwo, kapita
lista, właściciel ziemi, pośrednik z dnienY k a ż
dym rość będzie i rzadko kiedy pozwoli rmi wprow adzić do sw ego gospodarstwa jakiekoT- wiekbadż ulepszenie. Jeżeli zaś zaprasrnie od
dać się pracy przem ysłowej, to pozwolą mu pra cować — i to nie zaw sze zresztą — tylko pod warunkiem! że otrzym yw ać bedWfe trzecia cześć lub1 połowę ow ocó w swei pracy reszta z&ś należeć będzie do tego, kto uznany jest przez prawo jako właściciel narzędzi pracy.
Oburzamy się na. feudalnego barona, który zabierał rolnikowi czwarta część jego zbiorów-.
N azyw am y te czasy epoką barbarzyństwa.
Jeżeli jednak form y zmieniły się. to treść 't o srnków ludzkich pozostała ta sama. I dziś pod nazwą wolnej um owy robotnik przyimuie w ła ściwe zobowiązanie feudalne, nigdzie bowiem nie znajdzie warunków dogodniejtzych. W obec teov, że w szystko stało się czyiiąS własnością, musi on ulec lub zginąć z głodto!
Wyn<kiem takiego porządku rzeczy jest to, że cafa nasza produkeya rozwija się jakby na w-pak. Przedsiębiorca głuchy jest na potrzeby społeczeństwa; jedynym jego celem jest zw ię
kszenie własnych zysków . Stąd — bezustanne wahania się w przem yśle; powracające w ciąż
- 48 — przesilenia: z których każde w yrzuca setki ty
sięcy robotników na bruk.
Poniew aż robotnicy za swą nędzną płacę nie są w stanie kupować tych bogactw, które sami w ytw orzyli, tedy przemysł szuka r y ik ó w zbytu daleko pozia granicami kraju, wśród warstw posiadających innych narodów Na Wschodzie, w Afryce, mniejsza o to gdzie — w Egipcie, Tonkinie, Kongo _ europejczyk zmu
szony jest w obecnych warunkach szukać jak- naMiczniejszych odbiorców _ niewolników.
W szędzie jednak spotyka spółzawodników, wszystkie narody podążają w tym samym kie
runku. Stąd nieustające w ojny o pierwszeństwo na rynkach wszechświatowych: w ojny o posia- diosci na Wschodzie, w ojny o panowanie na morteu,1 wbjny celnej, fcyojnjy prtze)ciwko tym, co się buntują! Huk armat nie ustaje, pokolenia cafe zostają w pień w ycięte, państwa europej
skie przeznaczają na uzbrojenia połowę s vych budżetów — a w iem y dobrze, co to są podofn i czem są one dla w arstw ubogich.
W ykształcenie iiest przywilejem nielicznej mniejszości. Bo i czyż można mówić o jakiem- kolwiek bądź Wykształceniu, jeżeli dziecko ro
botnika zmuszone byw a w trzynastym roku ż y cia pracować w kopalni lub pomagać ojcu w pracy rolnej. C zy ż można mówić o jakiejś nau
ce robotnikowi, 'który wraca wieczorem do do
mu zmordloiwany całodzienną pracą ciężką a prawie zawsze ogłupiającą. Społeczeństwa roz padają się na dwa w rogie obozy, ą w tych w a runkach wolność staje się czczem słowem.
Radykalny liberał domaga się rozszerzenia swobód politycznych, przekonywa ąię jednak niebawem, że podmuchy wolności budzą do ż y cia czynnego klasę robotniczą — i w ted y zmie
nią sw e przekonania, zwraca się do praw w y jątkowych. rzuca się w objęcia rządu pięści.
Dla obrony przyw ilejów potrzeba utrzym y
wać olbrzymi aparat sądów1 i więzień, żandar
mów. dozorców i katów, aparat, 'który z kolei sam stafie się źródłem całego systematu szpie
gostwa, oszustw, zepsucia i przekupstwa.
Nadto system ten powstrzymuje rozw ój u- czuć społecznych. K ażdy zrozumie łacno, że ro
dzaj ludzki musi zginąć, jak zanikają niektóre gatunki zwierząt, żyjących z rabunku i niewol
nictwa, jeżeli w e wzajemnych stosunkach jego przedstawicieli nie będzie prawości, poczucia godności, sympatyi i gotowości do niesienia pomocy. Cechy te wszakże nie są korzystne dla klas panujących, to też w ysilają się one na stworzenie całej nauki, z gruntu fałszyw ej, któ- raby dowiodła nieużyteczności tych cech wo- góle.
Słyszeliśm y już nieraz piękne słówka j po
Słyszeliśm y już nieraz piękne słówka j po