• Nie Znaleziono Wyników

Rozdział 5. Służba cywilna w okresie Polski Ludowej: lata 1945–1989 [przypis 5.1]

8.3. Służba cywilna pod rządami ustawy z 1998 r

Wprowadzenie zasady otwartego i konkurencyjnego naboru na wszystkie stanowiska w służbie cywilnej było zjawiskiem bezprecedensowym. W założeniu miało ono radykalnie zmienić sytuację w administracji rządowej. Jak głosiło rządowe uzasadnienie (druk sejmowy nr 450), celem, który przyświecał wprowadzeniu nowych regulacji, było

stworzenie służby cywilnej nie tylko jako korpusu urzędniczego, lecz także przejrzystego systemu wartości, norm, procedur i instytucji opartego na zasadach fachowości,

rzetelności, bezstronności oraz neutralności politycznej, wyposażonego w środki

gwarantujące realizację założonych zadań (przypis 341 Rydlewski 2001: 36 ). Ustawa o służbie cywilnej z 1998 r. stała się podstawą procesu tworzenia profesjonalnej i politycznie neutralnej służby cywilnej. Po raz pierwszy w polskiej administracji, a zarazem po raz pierwszy w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, wdrożono obligatoryjny otwarty, jawny i konkurencyjny system zatrudniania na stanowiskach urzędniczych (przypis 342

Sprawozdanie Szefa 2000: 3 ) [przypis 8.52]. Zgodnie z założeniami ustawodawcy

podstawowym mechanizmem rekrutacji na wyższe stanowiska w służbie cywilnej stać się miał konkurs, służący wyborowi najlepszych urzędników na podstawie kryteriów

merytorycznych. Wprowadzenie procedur konkursowych przyczynić się miało do ograniczenia klientelizmu politycznego w administracji [przypis 8.53]. Mimo że przyjęte rozwiązania normatywne w zakresie kształtowania i zasad działania służby cywilnej zbliżały nasz kraj do standardów obowiązujących w państwach o ugruntowanej

demokracji, praktyka wyglądała jednak inaczej. Rozwiązania te miały bowiem w istotnej mierze charakter pozorny.

Niewątpliwie rząd Jerzego Buzka był świadom, że stworzenie profesjonalnej i politycznie neutralnej służby cywilnej stanowi warunek konieczny pomyślnego rozwoju państwa.

Jednak wskazuje się, że nawet w początkowym okresie po wprowadzeniu ustawy o służbie cywilnej była ona łamana dla osiągnięcia krótkoterminowych zysków politycznych.

Wykorzystywano w tym celu wspomniany art. 144 ustawy, dopuszczający w okresie pięciu lat od jej wejścia w życie, w wypadku braku odpowiednich kandydatów spośród

urzędników służby cywilnej, powołanie na wyższe stanowisko osoby spoza korpusu urzędniczego.

Str. 138

Interpretacja owego zapisu jako formalnego przyzwolenia na całkowitą dowolność przy obsadzaniu wyższych stanowisk stała się furtką dla klientelizmu politycznego, czego przykład stanowiło m.in. powołanie wiosną 2001 r. bez przeprowadzania postępowań konkursowych dyrektorów generalnych w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej oraz w Komitecie Badań Naukowych (przypis 343 Burnetko 2003: 34–35 ). W opinii Rady Służby Cywilnej, wyrażonej w uchwale nr 44 z dnia 6 czerwca 2001 r., art. 144 miał charakter przepisu przejściowego i szczególnego. Nie mógł zatem być uznany za podstawę zmiany trybu obsadzania stanowisk w służbie cywilnej. Musiał natomiast być interpretowany łącznie z art. 41, stanowiącym, iż obsadzanie wyższych stanowisk w służbie cywilnej następuje w drodze konkursu (przypis 344 Burnetko 2003: 35 ).

Opinie respondentów różnią się w tej kwestii. Owszem, przypominam sobie, że [w owym czasie] w niektórych urzędach centralnych procedury konkursowe [przy obsadzaniu wyższych stanowisk] nie były stosowane – wspominał jeden z polityków, członek rządzącej wówczas koalicji – Ale uważam, że było to usprawiedliwione, po pierwsze, faktem, że liczba urzędników była [w tamtym okresie] ograniczona, a po drugie, wcale tak wielu specjalistów nie było zainteresowanych objęciem funkcji kierowniczych [w służbie cywilnej]. Tu chodziło o ludzi z odpowiednimi kwalifikacjami. A uruchomienie całej

procedury [konkursowej] zabrałoby tyle czasu, że na pewno zdążyliby się zniechęcić. Inni uczestnicy badań fokusowych argumentowali jednak, że takie praktyki podważały

zasadniczą ideę, która przyświecała przyjęciu tej ustawy, oraz że obawa przed wzięciem udziału w konkursie w istocie dyskwalifikowała takiego kandydata. Równocześnie

zwracano uwagę, że wygranie konkursu nie oznacza jeszcze objęcia stanowiska. Zechciej o tym łaskawie pamiętać. Otóż ja jestem przykładem – i dobrze o tym wiesz, Staszku – otóż ja jestem przykładem osoby, która wygrała konkurs i nie objęła stanowiska, ponieważ pan minister, pan minister nie życzył sobie ze mną współpracować. Odpowiedź brzmiała:

Ja rozumiem, ja rozumiem. To jest smutne. Ale mimo wszystko to były jednostkowe przypadki. To nie może być argument przeciwko samej idei konkursu.

Kolejna rozmówczyni zwróciła uwagę, że praca w administracji rządowej nie była na tyle atrakcyjna finansowo, żeby zatrzymać odpływ wykwalifikowanych urzędników. I nadal nie jest. To chciałabym podkreślić – nadal nie jest. Ja się spotkałam osobiście z przypadkiem rezygnacji [z pracy w ministerstwie] młodej, zdolnej, świetnie wykształconej osoby, zresztą absolwenta KSAP. I wiem, że to nie był odosobniony przypadek. Ta osoba odeszła po przepracowaniu pięciu lat, bo do tego zobowiązywała ją ustawa. Odeszła do sektora prywatnego, do firmy konsultingowej [przypis 8.54] [gwar, głosy w dyskusji]. […] Nie twierdzę bynajmniej, że to jest argument za rezygnacją z procedury konkursowej.

Str. 139

Nie to miałam na myśli. Starajmy się spojrzeć na to wszystko obiektywnie. […] Musimy się zgodzić, że na początku [obowiązywania ustawy z 1998 r.] faktycznie brakowało

mianowanych urzędników. Dlatego wprowadzono przepisy przejściowe. Ale te przepisy nie uprawniały do rezygnacji z procedury konkursowej, a tak się działo, prawda? Tak się działo. I niejednokrotnie następowały nominacje polityczne, zgodzicie się państwo,

zgodzicie się panowie? Inny z uczestników dyskusji stwierdził: To jest w jakimś sensie, w jakiejś części oczywiście prawda – brak specjalistów czy w tamtym [początkowym] okresie rzeczywiście brak urzędników. Ale przecież nie o to chodzi. […] Każdy nowy minister, każdy wojewoda mówi: „Nie da się realizować polityki naszego rządu z tymi ludźmi [tymi, którzy objęli wyższe stanowiska w służbie cywilnej za czasów poprzedniego gabinetu]. My potrzebujemy fachowców, a to nie są fachowcy, tylko polityczni nominanci. Więc musimy ich zastąpić właściwymi ludźmi”. Ale co to znaczy właściwymi? Często to po prostu znaczy swoimi. Swoimi ludźmi. I przychodzi następna ekipa i mówi to samo. […] Jeżeli te

stanowiska [wyższe stanowiska w służbie cywilnej] byłyby obsadzane w konkursie, to wtedy ten argument nie miałby racji bytu. Wygrał konkurs – ma kompetencje. Jego kompetencje były weryfikowane. […] Jak to się raz zaczęło [wymiana osób na wyższych stanowiskach w służbie cywilnej po zmianie rządu], to trudno z tym skończyć, co, niestety, widzimy z dzisiejszej perspektywy. Każdy nowy rząd ma argument: „Bo to są polityczni nominanci”.

W 1999 r. dokonano 20 zmian na stanowiskach dyrektorów generalnych urzędów, z czego 12 miało miejsce w okresie obowiązywania ustawy o służbie cywilnej z 1996 r., tj. do 30 czerwca 1999 r. [przypis 8.55]. W siedmiu przypadkach zmiany dokonane zostały na wniosek właściwego ministra lub wojewody uzasadniony niedającą się usunąć

niemożnością dalszej współpracy z dotychczasowym dyrektorem generalnym, w czterech – rezygnacją osób zajmujących do tej pory te stanowiska, zaś w jednym – powołaniem dotychczasowego dyrektora na kierownicze stanowisko państwowe. Natomiast od chwili

wejścia w życie przepisów nowej ustawy, tj. w okresie od 1 lipca do 31 grudnia 1999 r., Szef Służby Cywilnej zgodnie ze swymi uprawnieniami odwołał osiem osób ze stanowisk dyrektorów generalnych urzędów [przypis 8.56], przy czym w trzech przypadkach

odwołania nastąpiły na wniosek właściwego ministra, uzasadniony niedającą się usunąć niemożnością dalszej współpracy z dotychczasowym dyrektorem generalnym, w trzech – rezygnacją osób zajmujących do tej pory te stanowiska, w jednym – likwidacją stanowiska dyrektora generalnego, zaś w jednym – rażącym naruszeniem przez dyrektora

generalnego zasady neutralności politycznej.

Str. 140

Z osobami niebędącymi urzędnikami służby cywilnej, zajmującymi stanowiska dyrektorów generalnych na podstawie art. 93 ustawy o służbie cywilnej z 1996 r. rozwiązano umowę o pracę, natomiast urzędnikom służby cywilnej wyznaczono inne stanowiska w służbie cywilnej (przypis 345 S prawozdanie Szefa 2000: 8–10, 31 ; zob. tabela Z.9) [przypis 8. 57 ].

W 2000 r. w drodze konkursu obsadzono zaledwie 21 wyższych stanowisk w służbie cywilnej [przypis 8.58], za to w roku następnym w procedurze konkursowej obsadzonych zostało już 121 stanowisk [przypis 8.59] (przypis 346 Sprawozdanie Szefa 2001: 17–18 i zał. 6; przypis 347 Sprawozdanie Szefa 2002: 12–13 i zał. 14 ; zob. tabela Z.9).

Str. 141

Mimo że skróceniu uległ czas prowadzenia postępowań konkursowych, które początkowo trwały około dwóch–trzech miesięcy i nie zawsze udawało się je rozpocząć odpowiednio wcześnie przed powstaniem wakatu, zagrożeniem pozostało jednak opóźnianie procedur z przyczyn nierzeczowych. Po pierwsze, z uwagi na fakt, że niekiedy dyrektor generalny danego urzędu na prośbę ministra bądź wojewody nie zgłaszał wakatu, co faktycznie pozwalało na obsadzenie na danym stanowisku wskazanego urzędnika w charakterze pełniącego obowiązki, w konsekwencji czego Szef Służby Cywilnej nie mógł ogłosić

konkursu. Po drugie, ze względu na stosowaną przez niektóre urzędy taktykę świadomego przedłużania stanów pełnienia obowiązków dyrektorów przez pracowników do tego

wyznaczonych. Po trzecie, w związku z sytuacją, gdy dyrektorzy generalni urzędów zgłaszali wakaty, lecz Szef Służby Cywilnej nie był w stanie ustalić z danym ministrem lub wojewodą wymagań, jakie powinien spełniać kandydat na określone stanowisko, co stanowiło warunek ogłoszenia konkursu [przypis 8.60]. Po czwarte zaś, z powodu opóźniania realizacji decyzji konkursowych poprzez wyrażony przez politycznego przełożonego sprzeciw wobec kandydatury wyłonionej w drodze konkursu (przypis 348 Sprawozdanie Szefa 2001: 5–7 ; por. przypis 349 B urnetko 2003: 36–37 ). Zatem już w

pierwszym okresie obowiązywania ustawy dały się zaobserwować działania służące podporządkowaniu służby cywilnej polityce.

Wielu respondentów wyraziło pogląd, że w procesie obsadzania wyższych stanowisk istotny udział miały przesłanki polityczne, przy czym część osób starała się usprawiedliwić takie działania koniecznością szybkiego odsunięcia od wysokich stanowisk urzędników o komunistycznym rodowodzie.

Str. 142

Jednak podczas gdy niektórzy respondenci, głównie osoby sympatyzujące z

„Solidarnością”, interpretowały tę sytuację w kategoriach obiektywnej konieczności usunięcia komunistycznych sabotażystów, inni argumentowali, że to, co się działo po dojściu AWS do władzy, ilustruje tezę, że każda partia polityczna zaczyna od czystek na kluczowych pozycjach w służbie cywilnej, niezależnie od deklarowanego „etosu”. Taka była praktyka każdego kolejnego rządu, chociaż trzeba przyznać, że w różnym stopniu.

Jeden z byłych ministrów tłumaczył rzecz w następujący sposób: Chciałem

współpracować z dyrektorem [generalnym], któremu mogłem zaufać. Dobra współpraca między ministrem i dyrektorem ma zasadniczy wpływ na efektywność działania. […] Nie widziałem możliwości współpracy z panem X [dotychczasowym dyrektorem generalnym], wobec czego zawnioskowałem o jego odwołanie. To jest oczywiste. Taką możliwość dawała ustawa.

Inny respondent argumentował jednak, że praktyka zatrudniania w charakterze pełniących obowiązki osób zaufanych politycznie, osób, które w wielu wypadkach nie miały

wcześniejszego doświadczenia [pracy] w administracji, no, w praktyce paraliżowała pracę urzędów na parę miesięcy. Kolejny rozmówca stwierdził: Mogę powiedzieć z perspektywy mojego dość długiego doświadczenia w administracji, że jeśli dyrektorem generalnym zostawał człowiek z politycznego nadania, to częściej zatrudniał [wybrane osoby] w charakterze pełniących obowiązki. Stosowanie tego rodzaju praktyk już w początkowym okresie obowiązywania ustawy znajduje potwierdzenie w relacji kolejnego rozmówcy, dyrektora departamentu w jednym z ministerstw. W zasadzie, w zasadzie od samego początku takim sposobem na unikanie konkursów [na wyższe stanowiska] było

powierzenie obowiązków. Te obowiązki, obowiązki dyrektora departamentu czy nawet zastępcy, pełniła osoba wskazana przez pana ministra, zaakceptowana przez pana ministra X, tu, w naszym przypadku. Natomiast, powiedzmy, w przypadku departamentu Y, ten departament podlegał ministrowi Z [rozmówca ma na myśli stanowisko

wiceministra], no, wtedy decyzja [o obsadzie wyższego stanowiska] zapadała w

porozumieniu z ministrem Z. […] Myślę, że w innych ministerstwach, czy, powiedzmy, w

województwach, w urzędach wojewódzkich, działało to na podobnej zasadzie. Tylko że tam decydował wojewoda. […] Dyrektor [generalny] nie zgłaszał wakatu. I już. I tyle. I to pełnienie obowiązków mogło potem trwać i trwać, tak? To chyba nie było w ogóle

uregulowane. […] Jak już miało dojść do ogłoszenia tego konkursu, to się nie dało uzgodnić wymagań [na stanowisko]. Pan minister się nie spieszył specjalnie. A Szef Służby Cywilnej, bo wtedy konkursy na wyższe stanowiska były organizowane przez Szefa, no więc Szef Służby Cywilnej nie mógł przeprowadzić konkursu, dopóki nie

zostaną określone wymagania. Tak mówiła ustawa. No i klincz. […] No i takie sytuacje się zdarzały, się zdarzały. Pytanie jak często, tak? […] Później to już była powszechna

praktyka. Jak lewica doszła drugi raz do władzy, to już to wszystko poszło, to już nie było hamulców.

Szef Służby Cywilnej ostrzegał, że niska świadomość osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe i ich doradców politycznych w zakresie współpracy ze służbą cywilną stanowi zagrożenie dla jej rozwoju. „Spotykane są próby wchodzenia w kompetencje dyrektorów generalnych, wywierania na nich presji, a także ingerencji doradców politycznych w organizację i zarządzanie pracą urzędów” (przypis 350 Sprawozdanie Szefa 2000: 5 ).

Str. 143

Mimo że członkowie gabinetów politycznych formalnie nie powinni podejmować decyzji ani wydawać poleceń służbowych pracownikom ministerstwa, bowiem – jak podkreślają specjaliści – doradczej roli gabinetu nie należy mieszać z odpowiedzialnością decyzyjną, w praktyce w latach 1998–2001 dochodziło do przypadków nadużywania roli gabinetu politycznego, polegających na przejmowaniu przez członków gabinetu funkcji koordynacji, kierownictwa lub kontroli w stosunku do administracji ministerialnej (przypis 351 Kulesza, Barbasiewicz 2007: 40–42) [przypis 8.61].

Odnosząc się do nieprawidłowości w procesie obsadzania wyższych stanowisk w służbie cywilnej, Szef Służby wskazywał, że „mechanizmy, które w systemie służby cywilnej zostały zaplanowane dla zrównoważenia potrzeby sprawnego, świadomego kierowania nawą państwową przez sferę polityczną z potrzebą neutralnego, profesjonalnego i

rzetelnego funkcjonowania służby cywilnej są wykorzystywane przeciw tej równowadze z intencją uzyskania przewagi na tym polu przez sferę polityczną”.

Str. 144

Już w początkowym okresie obowiązywania ustawy z 1998 r. pojawiło się zagrożenie

„nadużywania mechanizmów właściwych dla służby cywilnej przeciw konstytucyjnemu celowi, dla którego zostały ustanowione” (przypis 352 Sprawozdanie Szefa 2001: 7 ).

Respondenci różnili się w ocenach przebiegu procesu naboru do służby cywilnej. Opinia części rozmówców bliska była stanowisku Szefa Służby Cywilnej, którego zdaniem

„ogłaszanie wolnych miejsc pracy w administracji rządowej w takim systemie, jaki został przyjęty, zdecydowanie poprawiło jakość kadr przychodzących do administracji, wywołało zainteresowanie, umożliwiło pewnego rodzaju konkurencję kandydatów” [przypis 8.62]

(przypis 353 Sprawozdanie Szefa 2001: 3 ). Jak podkreślał respondent zajmujący w okresie rządów AWS kierownicze stanowisko w jednym z urzędów, Wprowadzenie otwartości i konkurencyjności [naboru jako zasad ustawowych], wzmocnienie tych zasad poprzez właśnie wpisanie ich do ustawy to była zmiana jakościowa. Każdy ma prawo do informacji o wolnych stanowiskach [w służbie cywilnej]. Wpuszczamy świeże powietrze.

[…] Wybieramy najlepszych kandydatów, tworzymy profesjonalny korpus. Uważam, że w tym początkowym okresie [po przyjęciu ustawy z 1998 r.] podchodzono do tego poważnie.

Charakterystyczna jest opinia wyrażona przez inną z rozmówczyń: Mnie się wydaje, że to sformalizowanie naboru, publikowanie ogłoszeń w Biuletynie [Służby Cywilnej], czy nawet wywieszenie w urzędzie, ale w miejscu widocznym, ogólnie dostępnym, że to już nie szło pocztą pantoflową, to już się tak nie dało, że dowiaduje się tylko ten, co się miał

dowiedzieć. Czy określenie konkretnych wymagań na dane stanowisko. No, jak ktoś nie spełnia, no to nie można go zatrudnić, po prostu, nie może przystąpić do naboru, nie zostanie dopuszczony. Więc to sformalizowanie spowodowało, że to już nie było takie proste, żeby zatrudnić kogoś z polecenia. Poza tym więcej osób się dowiadywało [o prowadzonym naborze], więcej się zgłaszało, było z kogo wybierać. Z tym że, no, jakby te próby ciągle jednak gdzieś tam jakieś były, żeby kogoś spróbować…, że z polecenia. Ale to już było utrudnione.

Padały jednak opinie, że proces naboru do urzędów nie był wolny od nieprawidłowości.

Rozmówcy podkreślali, że nie udało się wyeliminować nacisków na zatrudnianie osób z polecenia, sam sposób prowadzenia naboru pozwalał zaś na zatrudnienie wskazanej osoby. Ustawa nie precyzowała metod, jakie powinny być stosowane celem wyłonienia najlepszego kandydata na wolne stanowisko, pozostawiając w tym względzie swobodę dyrektorowi generalnemu. Z badań Urzędu Służby Cywilnej wynika, że najczęściej stosowaną metodą selekcji była rozmowa kwalifikacyjna.

Str. 145

W 2001 r. przeszło ją 92 procent ubiegających się o pracę, przy czym w 55 procentach przypadków była ona jedyną zastosowaną metodą (przypis 354 Sprawozdanie Szefa 2002: zał. 12). Tymczasem ocena kandydata na podstawie rozmowy z natury rzeczy ma charakter subiektywny. Praktyka zdawkowego dokumentowania procesu naboru

dodatkowo utrudniała ewentualną kontrolę. [Po wejściu w życie ustawy z 1998 r.] dalej były naciski, żeby dać robotę temu czy tamtemu. Tego się nie da tak łatwo wyeliminować, szczególnie jak presja idzie z góry. No, ja rozumiem, że, powiedzmy, dyrektor chce

ściągnąć do departamentu jakiegoś specjalistę, wcześniej razem pracowali, wie, co gość potrafi i tak dalej. Ok, rozumiem. Zresztą taki gość sam się obroni [podczas naboru]. No ale nie może być tak, że się przyjmuje jakiegoś matoła, żeby załatwić jakieś swoje zobowiązania czy długi. Przecież właśnie po to wprowadzono te procedury, żeby tak się nie działo. […] Tak jak teraz [wywiad przeprowadzony został w 2008 r.]: był termin na złożenie dokumentów, osoby, które spełniały wymagania [na stanowisko] dostawały informację, że mają się zgłosić w takim i takim terminie do dalszego etapu. […]

[Kandydaci] albo przystępowali do sprawdzianu, na przykład w formie testu, albo na przykład dostawali jakieś zadanie do wykonania, a potem była rozmowa kwalifikacyjna. To już zależnie od stanowiska [na które prowadzony był nabór], zależnie od departamentu.

To mogła być sama rozmowa. No i to był właśnie czasem problem. Każdy może mieć inne wrażenie po rozmowie. Szczególnie jak wie, jakie ma mieć. […] Nie prowadziło się takiej szczegółowej dokumentacji. […] Także, no właśnie, teoretycznie to wszystko miało służyć wyłonieniu najlepszego kandydata. Tyle że żaden przepis tego nie zagwarantuje.

Podobnie w ocenie innej z rozmówczyń problem polegał na tym, że Rozmowa

kwalifikacyjna jest oczywiście potrzebna, ja nie kwestionuję rozmowy jako metody [wyboru najlepszego kandydata na stanowisko], tyle że jako narzędzie uzupełniające. To jest bardzo dobre narzędzie uzupełniające. W momencie, kiedy mamy dwóch czy, powiedzmy, trzech kandydatów, których poziom kompetencji jest porównywalny, tak? Przeszli

sprawdzian, chodzi o to, żeby dawał obraz, no, rzeczywistych kompetencji, tego co rzeczywiście umieją, jak to się ma do wymagań na to stanowisko, do przyszłych obowiązków. […] Jeżeli, powiedzmy, uzyskali podobne wyniki, wtedy rozmowa, bezpośredni kontakt, kiedy można dopytać o to czy tamto, wtedy rzeczywiście taka rozmowa może pomóc rozstrzygnąć. Tak się to odbywa. Natomiast kiedy rozmowa ma być jedyną metodą, no to wiesz… Ja właśnie w pierwszym podejściu odpadłam na

rozmowie, muszę ci się przyznać. A nie miałam wrażenia, że mi nie poszło. […] Udało się dopiero za drugim razem, dosłownie trzy miesiące później, był nabór ogłoszony na

stanowisko specjalisty, z tym że właśnie do oddziału X. Ale właśnie – pierwszym etapem był sprawdzian, nie tyle nawet test wiedzy, co jakby wiedzy w praktyce, zastosowania, takie pytania bardziej specjalistyczne, związane właśnie z przyszłymi obowiązkami, już nie pamiętam tak dokładnie. Za to bardzo dobrze pamiętam, w co byłam ubrana [śmiech]. […]

Dopiero potem była rozmowa. […] I ja się w sumie potem bardzo cieszyłam, że był ten

sprawdzian, mimo że to był straszny stres. Ale nikt mi nie mógł potem zarzucić, że dostałam pracę po znajomości. Bo za pierwszym razem [respondentka ma na myśli poprzedni nabór, w którym wzięła udział] chodziły słuchy, że babka, którą przyjęli, była protegowaną naczelnika wydziału Y. […].

Str. 146

Moim zdaniem rozmowa nie powinna być jedyną metodą [stosowaną w procesie

rekrutacji], bo na pewno nie jest to metoda całkowicie obiektywna. Kolejny z respondentów zwrócił uwagę, iż teraz to jest przestrzegane, bo wszystkie oferty pracy muszą być od razu zamieszczane w BIP-ie [Biuletynie Informacji Publicznej], w bazie elektronicznej, można wszystko łatwo sprawdzić, ale na początku był obowiązek zamieszczania ogłoszeń w Biuletynie Służby Cywilnej, on dwa razy w miesiącu wychodził, a na początku to nie wiem nawet, czy nie raz. Tak że ogłoszenie, oprócz tego, że było wywieszone w urzędzie, to miało być też publikowane w Biuletynie. Z tym że, no, nie zawsze to było tak skrupulatnie przestrzegane. Teraz pytanie, na ile to wynikało z niewiedzy [z niedoinformowania, że przepisy ustawy z 1998 r. nakładają taki obowiązek], a na ile może z celowego nawet ukrywania, że jest prowadzony nabór, żeby po cichu zatrudnić, kogo się chciało. Albo i musiało.

Postępowania kwalifikacyjne i mianowania w latach 1999–2001 [przypis 8.63]

Przygotowany w 1999 r. program rozwoju służby cywilnej zakładał, że w 2000 r. status urzędnika nadany zostanie 2800 osobom, w 2001 r. – 2200 osobom, zaś w 2002 r. – 2500 osobom. Przyjęto, iż docelowo liczba urzędników służby cywilnej sięgnie ok. 16000

(przypis 355 Sprawozdanie Szefa 2000: 14 ). W 1999 r. po raz pierwszy przygotowano postępowanie kwalifikacyjne dla pracowników służby cywilnej ubiegających się o mianowanie na podstawie przepisów ustawy o służbie cywilnej z 1998 r. Zgłoszenia do postępowania złożyło 361 osób, z których 285 spełniło warunki określone w ustawie i mogło wziąć udział w postępowaniu. Równocześnie wnioski o mianowanie złożyło 212 absolwentów KSAP z ośmiu dotychczasowych promocji (przypis 356 Sprawozdanie Szefa 2000: 26, 30). Do przeprowadzonego w styczniu 2000 r. postępowania kwalifikacyjnego przystąpiło ostatecznie 240 osób. W marcu 2000 r. mianowanie z rąk Szefa Służby Cywilnej otrzymało 43 pracowników służby cywilnej, którzy uzyskali pozytywny wynik w

(przypis 355 Sprawozdanie Szefa 2000: 14 ). W 1999 r. po raz pierwszy przygotowano postępowanie kwalifikacyjne dla pracowników służby cywilnej ubiegających się o mianowanie na podstawie przepisów ustawy o służbie cywilnej z 1998 r. Zgłoszenia do postępowania złożyło 361 osób, z których 285 spełniło warunki określone w ustawie i mogło wziąć udział w postępowaniu. Równocześnie wnioski o mianowanie złożyło 212 absolwentów KSAP z ośmiu dotychczasowych promocji (przypis 356 Sprawozdanie Szefa 2000: 26, 30). Do przeprowadzonego w styczniu 2000 r. postępowania kwalifikacyjnego przystąpiło ostatecznie 240 osób. W marcu 2000 r. mianowanie z rąk Szefa Służby Cywilnej otrzymało 43 pracowników służby cywilnej, którzy uzyskali pozytywny wynik w