• Nie Znaleziono Wyników

Sampel pierwszy:

W dokumencie biali Czerwono (Stron 187-200)

Sąsiedzi za kurtyną ze słonej wody

1. Sampel pierwszy:

Między potopem polskim a Końcem Świata

W Mazurku Dąbrowskiego, polskim hymnie narodowym, padają słowa: „dla Ojczyzny ratowania wrócim się przez morze”. Któż spośród dostojnych uczestników uroczysto-ści państwowych pochyla się obecnie nad genezą enigmatycznego zwrotu. Wyjąwszy może pracowników Departamentu Komunikacji Społecznej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, którzy doprowadzili do wydania poradnika Hymn Polski, zawierającego dokładne instrukcje, jak wykonywać mazurek z rewerencją i bez uchybień żadnego rodzaju29. Jednak wciąż prawdopodobne jest, że w trzeciej zwrotce śpiewającym wymknie się błąd: „rzucim się przez morze”30. Tak jak podpisanemu, gdy w szkole podstawowej musiał poprawić się z hymnu państwowego. Podejrzanego frazeologizmu nie znajdziemy w kanonizującym współczesną wersję załączniku do Ustawy z dnia 31 stycznia 1980 r. o godle, barwach i hymnie Rzeczypospolitej Polskiej (z późniejszymi zmianami)31. Nie ma go także w tekście pierwotnym. Być może mamy do czynienia ze zniekształconą ekstrapolacją frazy z  herbarza Wacława Potockiego, gdzie potomek dobrego duńskiego rodu niczym łabędź „puszcza się przez morze” w sarmackie strony32. Najpewniej jednak to dość pokrętna struktura logiczna i budowa gramatyczna strof hymnu sprawiły, że wyobraźnia dała się wypro-wadzić na manowce i spontanicznie dodaje niedorzeczny przekaz. Wojsko hetmana

29 Hymn Polski, oprac. P. Rey, M. Gańska, Warszawa 2017.

30 Powszechność takich omyłek potwierdza rządowe opracowanie: „Błędem jest też śpiewanie w zwrotce poświę-conej hetmanowi Stefanowi Czarnieckiemu wrócił się/ rzucił się/ rzucim się przez morze. W treści naszego hymnu ten wers brzmi: wrócim się przez morze. Podobnie jak hetman Polacy mają wracać się do Ojczyzny, gdy nastanie taka potrzeba”. Ibidem, s. 8.

31 Dz.u. 1980 nr 7 poz. 18. Internetowy System Aktów Prawnych: http://isap.sejm.gov.pl (dostęp 14.03.2016).

32 zob. W. Potocki, Poczet herbów szlachty Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego: „Któregokolwiek z polskich historyków księgę / Otworzę, bez trudności języka zasięgę, / Jako łabędź, który tu głośno u nas słynie, / Między herby sarmackie z Daniej przypłynie. / Piotr imieniem, Gwilhelmów syn, dobrego rodu,/

Sławy pragnąc, lepszego nie trzeba dowodu, / Kiedy dla niej z ojczyzny, choć tam był w faworze, / Między obce narody puścił się przez morze”. Tekst w oryginalnym wydaniu z 1696 roku dostępny w bazie „Polona”:

https://polona.pl/item/11723783/191 (dostęp 1.02.2016).

Czarnieckiego nie „rzucało się” ani morza nie pokonało nijakim mitologicznym cudem. zawróciło z Danii do Polski drogą lądową przez Szlezwik i Meklemburgię33. Wybicki być może miał na myśli przerzucenie, tyle że nie dragonów do lub z Danii, lecz legionów „z ziemi włoskiej do Polski” przez Adriatyk i Dalmację – tak to przy-najmniej przed laty odszyfrowywała Dioniza Wawrzykowska-Wierciochowa34.

Warto dlatego wyjaśnić, kto i  w  jakich okolicznościach miałby prześcignąć naród wybrany w przejściu cało przez słone wody. Morze Bałtyckie nie musiało się cudownie rozstąpić. Forsowano zaledwie przypominającą rzekę cieśninę Als (Alssund), mającą w okolicach Sønderborga około pół kilometra szerokości; trwa-ło to okotrwa-ło kwadransa. „Bytrwa-ło pływać jako na Pragę z Warszawy” – trafnie w tym przypadku, wbrew swej barokowej skłonności do bajania i koloryzowania, zauwa-żył pamiętnikarz Jan Pasek35. Jednakże dalej w tym samym passusie inicjuje histo-ryczno-patriotyczną legendę, sugerując zaiste desperacki sposób przeprawy: „[…]

przeżegnawszy się, Wojewoda wprzód w wodę, pułki za nimi […], kożdy za koł-mierz zatchnąwszy pistolety, a ładownice uwiązawszy u szyje […]. Szwedzi widząc, że choć dopiero z wody, a przecie strzelba nie zamokła, ale strzela i zabija, w nogi […]36”. Na pewno działo się to w 1658 roku, w połowie grudnia. Polscy żołnierze z Półwyspu Jutlandzkiego na wysepkę Als przepłynęli wygodnie siedząc w niewiel-kich łodziach, konie ciągnęli za nimi w wodzie bez siodeł. Pół wieku temu uwierzy-telnił tę wersję Adam Kersten, przeanalizowawszy, między innymi, rozprawki star-szych kolegów historyków, gdański druk ulotny, notatki Raimondo Montecuccolego i korespondencję Czarnieckiego37. zimowa już pogoda nie pozwalała na pokonanie cieśniny wpław; temperatura wody wynosiła 2–4 stopnie. Wyraziście ujął to prawie rówieśnik Paska, inny barokowy pamiętnikarz Jakub łoś: „[…] wpław przy barkach puścili się przez kanał tak szeroki, że go ledwie z dobrej fuzyjej mógł przestrze-lić, w tak ciężki mróz, że konie w wodzie od zimna niepływały, ale jako deszczki na plask przeciągane były […]”38.

33 zob. mapka przemarszu: A. Kersten, Stefan Czarniecki 1599–1665, Warszawa 1963, s. 381.

34 D. Wawrzykowska-Wierciochowa, Mazurek Dąbrowskiego, Warszawa 1977, s. 104. Nabyty przeze mnie w anty-kwariacie egzemplarz tej wydanej przez MON monografii zawiera pieczątkę biblioteki w jednostce wojskowej nr 2920 – 34. Batalion łączności w Żaganiu.

35 J. Pasek, Pamiętniki, oprac. R. Pollak, Warszawa 1955, s. 76.

36 Ibidem, s. 76 i 78. Bogaty komentarz badacza literatury staropolskiej: D. Chemperek, Polakkerne i Danmark i årene 1658–1659. De litterære og kulturhistoriske aspekter ved Jan Chryzostom Paseks Memoirer, „Transfigura-tion. Nordisk Tidsskrift for Kunst & Kristendom” 2002, 4. årgang, nr 2.

37 zob. A. Kersten, Stefan Czarniecki, s. 388–391.

38 J. łoś, Pamiętniki Łosia towarzysza chorągwi pancernej Wład. Margrabi Myszkowskiego, Kraków 1858, s. 35.

W  północnoeuropejskie strony wyborowa polska jazda pod dowództwem hetmana Stefana Czarnieckiego, razem z  oddziałami wysłanymi przez cesarza Leopolda I Habsburga i Wielkiego Elektora protestanckiej Brandenburgii (Bran-denburg-Preußen), pośpieszyła w sukurs Fryderykowi III Oldenburgowi. Duńska armia nie poradziła sobie z błyskawiczną ofensywą Szwedów. Prymarna wykład-nia głosi, że Polacy przyczynili się do udaremniewykład-nia szwedzkiej okupacji w Danii.

zasłużeni polscy dwudziestowieczni historycy w  syntezie politycznych dziejów Danii przedstawili ten czyn w  kategoriach bohaterstwa i  wiekopomnej zasługi:

„[…] nadciągnęły z południa wojska cesarskie pod wodzą Montecucculego, pru-sko-brandenburskie dowodzone przez elektora Fryderyka Wilhelma, wreszcie kor-pus polski pod dowództwem Stefana Czarnieckiego. Rychło odebrały one Szwe-dom prawie całą Jutlandię oraz wyspę Als, przy czym przy zdobywaniu tej wyspy odznaczyły się oddziały polskie, które potem zdobyły samodzielnie dawną siedzibę królów duńskich – zamek w Koldyndze”39. Wprawdzie Adam Kersten doprecyzo-wywał sumiennie, że w kulisach tych chwalebnych wydarzeń miała miejsce fala gra-bieży i przestępstw, co należy do „faktów dziś znanych i dowiedzionych”40. Jednak jest to sformułowanie wynikające z oczytania i uporządkowania warsztatu histo-riografa (debiutującego w latach 50. wieku XX), biografa Stefana Czarnieckiego.

Polskim punktem zaczepienia w komunikacji kulturowej z Duńczykami pozostaje zagadkowy wers z hymnu: jeśli deszyfrowany, to poprzez legendowe marginalia.

Na tyle jednak esencjonalne, przemawiające do wyobraźni, że sekretarka marszałka Piłsudskiego poświęciła im poważny wiersz. W latach 30. odwiedziwszy Danię, Kazimiera Iłłakowiczówna pisała41:

[…] Gdy Szwed lud siecze i pali okręty od Polski w sukurs Czarniecki tam pchnięty

do dalekiej Danji…

Tam więc dragony polskie i husarja

walczą z okrzykiem: „Naprzód, Jezus Maria!”

w dalekiej Danji…

39 W. Czapliński, K. Górski, Historia Danii, Wrocław 1965, s. 207. W bardzo podobnym tonie jest utrzymane odczytanie poświęconej Czarnieckiemu zwrotki w poradniku MSWiA: „Podobnie jak podczas potopu wojska Czarnieckiego walczyły o wyzwolenie Danii i niosły zwycięstwo innym, tak Legiony Polskie we Włoszech walczyły o wolną Polskę poza granicami kraju”. Hymn Polski, s. 20.

40 A. Kersten, Stefan Czarniecki, s. 383–384.

41 K. Iłłakowiczówna, Za Polskę i Danję, „Polacy w Danji” 1933, nr 5–6, s. 50–51.

Bijąc na lądzie, nie doznali szkody…

Gdy koniec ziemi – nie trza bać się wody w dalekiej Danji…

Wyspa, półwysep… Bo to nam pierwszyzna?!

Wbród poszedł Pasek. Przejdzie i pan Tryzna w dalekiej Danji… […]

Odszukanie prześwitu między sąsiedzkimi kulturami zaczyna się od ustalenia różnicy w zaangażowaniu w kwestię, w jaki stopniu, a także jak przykładnie Polacy przyczyniali się do wyprowadzenia Duńczyków z tarapatów.

Co w Polsce nazywamy Potopem Szwedzkim, ze skandynawskiej perspekty-wy było jednym z elementów składoperspekty-wych tak zwanej drugiej wojny północnej, szer-szej kampanii wojowniczego szwedzkiego króla Karola X Gustawa. używający okre-ślenia svenskekrigene (wojny szwedzkie) Skandynawowie zaliczają tę kampanię do znacznie dłuższej sekwencji wydarzeń: konfliktu będącego efektem rozpadu unii w Kalmarze i trwającego od 1563 roku (siedmioletniej wojny północnej) po wojny epoki napoleońskiej, początki XIX wieku. Ażeby dalej mówić o Duńczykach i Pola-kach, trzeba najpierw – tylko na pozór odchodząc od tematu – nadwyżkę uwagi po-święcić Szwedom42. znów w istotnej mierze za sprawą wczesnoszkolnej socjalizacji w tradycjach kulturowych i polskiej wyobraźni zapisała się rozbieżność w podejściu do nordyckich sąsiadów: obciążani historycznymi przewinami są Szwedzi, Duńczy-cy na ich tle wypadają „nieobco”. PolaDuńczy-cy zapamiętali z kampanii Karola X Gustawa przede wszystkim rękę podniesioną na Jasną Górę przez „lutrów” w komicznych plu-drach, ograbienie zamku w Warszawie i niezrealizowany plan rozprawienia się z Ko-lumną zygmunta, „nieprawego” Wazy katolika, gwałty i rabunki po zagrodach wiej-skich43. Jak z wyczuwalną antypatią do bitnych przybyszów wyjaśniał Janusz Tazbir:

„Szwedzcy okupanci stolicy ufundowali nagrodę dla kogoś, kto zorganizuje wywóz

42 Niezależnie od integracji skandynawskiej, kulturowo wiążącego charakteru idei Norden (sąsiedztwa nor-dyckiego), jakiekolwiek nakładanie się czy zazębianie zagadnień duńskich i szwedzkich nie jest w Danii przyjmowane ani rozumiane na gruncie akademickim (problematyzacji prac naukowych, o ile nie dotyczą wprost relacji duńsko-szwedzkich) oraz szeroko pojętych stosunków oficjalnych. Dobrym tego przykładem jest korespondencyjne upomnienie, z jakim spotkali się powojenny poseł RP w Danii Stanisław Kelles-Krauz i jego małżonka, tłumaczka duńskiej literatury pięknej na polski: „Elsa Beskow jest autorką szwedzką, zatem o udostępnieniu jej twórczości polskim dzieciom należy pertraktować wyłącznie z odnośnymi instytucjami w Szwecji”. List w Rigsarkivet: 10278, Fælleskomiteen for Polenshjælpen, Korrespondance 1946-47.

43 Obronę Częstochowy szczegółowo omówił Tadeusz [Marian] Nowak, historyk wojskowości: T. Nowak, Obrona Klasztoru Jasnogórskiego w roku 1655, Warszawa 1957.

Kolumny zygmunta do Sztokholmu. Na szczęście nikt spośród mieszczan warszaw-skich nie okazał się tak dalece chciwym (i podłym zarazem), aby się na ową gratyfi-kację połakomić”44.

Wszystko to znajduje poświadczenie w zasobach frazeologicznych języka pol-skiego. utrwaliły się w nich pogłosy pieśni dziadowskich. Jedną z nich przywołał Sta-nisław Szczotka; pieśń ta podnosi bezbożność Szwedów: „Od niezbędnych herety-ków / zginęło dość katoliherety-ków. / Matkom piersi odrzynali / I na ziemię psom ciskali”45. Mawiamy: „zły jak Szwed”, „brudny jak Szwed”, „(kiedy?) kiedy będą Szwedy”, „po szwedzku coś uczynić”, czyli nieszczerze, bądź „złe Szwedy narobiły Polsce biedy” – to ostatnie powiedzenie legitymizuje szlachecką koncepcję przypisującą Szwedom odpowiedzialność za upadek Rzeczpospolitej i rozbiory46. Nałóżmy na to zarówno toponimy lub miejsca zwyczajowo przez lokalną ludność łączone ze Skandynawami (szwedzkie mogiłki, wały, szańce), jak i bogate zasoby podań ludowych i legend histo-rycznych zrodzonych w czasach polsko-szwedzkich zmagań, pochodzących z Pomo-rza, Północnego Mazowsza (łomża i Kolno), Wielkopolski (Międzychód, Słupca), Częstochowy i Świętokrzyskiego47. Dołączmy perswazyjne oddziaływanie przez lata obowiązkowych szkolnych lektur: drugiego tomu trylogii Henryka Sienkiewicza, eu-rosarmaty, jak wyrozumiale określiła noblistę Ewa Kosowska, czy wydanych po raz pierwszy w 1901 roku Szwedów w Warszawie48. Obie książki zostały przy tym unie-śmiertelnione (i zamienione w „bryki”) przeniesieniem na ekran kinowy: „eurosaga”

Potop – z rozmachem – przez Jerzego Hoffmana we współpracy z prozaikiem Wojcie-chem Żukrowskim i uczonym Adamem Kerstenem w 1974 roku, a baśniowo-przy-godowa opowieść Walerego Przyborowskiego – z miernym efektem artystycznym – przez Włodzimierza Gołaszewskiego w 1991 roku.

zaliczeni do „Miemców”, celem pomniejszenia wartości grupy poprzez przypi-sanie do jednego ludu germańskiego, Szwedzi są w ramotce Przyborowskiego podręcz-nikową figurą obcego. Brakiem inteligencji, nieporadnością mogą irytować teraźniej-szych zwolenników poprawności politycznej: żołnierze Karola Gustawa szablonowo

„przekręcają nasze poczciwe, szlacheckie nazwiska”, podczas gdy „króla

jegomo-44 zob. J. Tazbir, Sarmacki stereotyp Szweda, „Mówią wieki” 1995, nr 3, s. 25–27.

45 St. Szczotka, Udział chłopów w walce z Potopem Szwedzkim, Lwów 1939, s. 31.

46 Por. K. Ślaski, Tysiąclecie polsko-skandynawskich stosunków kulturalnych, s. 211.

47 Reprezentatywny wybór i opracowanie z myślą o zwykłych czytelnikach. A. Koprowska-Głowacka, Legendy i opowieści z czasów wojen polsko-szwedzkich, Gdańsk 2012.

48 E. Kosowska, Eurosarmatyzm – pęknięcie aksjologiczne czy coincidentia oppositorum?, w: eadem, Eurosarmata.

O postawach i wyborach Henryka Sienkiewicza, Katowice 2013, s. 232. Por. P. Kowalski, Matura, Sienkiewicz i wychowanie patriotyczne, łomża 2007.

ścia” Jana Kazimierza polscy bohaterowie traktują z wyolbrzymioną nabożnością49. Ma jednak ta książka i określone zalety: wątek sensacyjny (młodociani druhowie dzięki patriotycznemu mentorowi poznają sekrety ciągnących się pod miastem lo-chów), a  także dające do myślenia przeciwstawienie aktywnego warszawskiego mieszczaństwa gnuśnej szlachcie – to prosty lud stolicy powstał pierwszy do walki o wolność50. Film Gołaszewskiego schematy kulturowe doprowadza tymczasem naj-prostszą drogą do absurdu i groteskowości: Szwedzi długą bronią podkasują zakon-nicom habity, kwestie po polsku wypowiadają językiem Kalego, w mundurach po-ruszają się jak teatralne kukiełki i nadużywają alkoholu. Mimo że reżyser na pewno tego nie zamyślił, filmowa tandeta konserwuje ramy obrazu „zamorskiego Szweda”

w Polsce. Scena, w której Bożena Dykiel jako dziarska mieszczka wylewa skandy-nawskiemu żołdakowi na głowę pomyje z beczki, bynajmniej nie psują tego konser-wowania zepsutej opinii.

Potrzebny międzykulturowy balans w spojrzenie na Potop wprowadzają skan-dynawscy badacze. Kristian Gerner i Klas-Göran Karlsson przyznają: „Szwedzi ja-wili się Polakom jako rabusie i mordercy, bo rzeczywiście wojska Szwecji nie za-chowywały się dobrze, tymczasem szwedzkie źródła widzą w Polakach jezuickich intrygantów (jesuitiska ränksmidare)”51. Szwedzi za krytykowanie Potopu rewanżują się dezawuowaniem kontrreformacji, ale współcześnie najczęściej wciąż żywotnym wyrażeniem polsk riksdag – chaos i awantura jak w polskim sejmie. W tym świetle nie powinno wydać się niczym niezwykłym, że Emanuel Swedenborg ciżbę oraz mętlik, „zbyt wiele niewczesnych i niesfornych myśli”, porównał w Drömboken do jazdy polskiej; gdy żyjący na przełomie XVII i XVIII wieku szwedzki filozof i mi-styk w swoich wizjach roi Polaków, to przyjmują oni kształt „wałęsających się hu-sarzów”52. Tymczasem mitograf Jan Parandowski o tym szwendaniu się na Północy marzył zupełnie inaczej: gdybyż Jan Pasek zakrzątnął się lepiej wśród białogłów,

„może dziś zjawiłby się na «Batorym» jakiś Duńczyk o jego nazwisku, dumny ze swego wojowniczego przodka”53.

49 W. Przyborowski, Szwedzi w Warszawie, Warszawa 1960, s. 152–154. Posiadany przeze mnie egzemplarz (wydanie VI) komitet rodzicielski i rada pedagogiczna ofiarowały Heniowi z IVa w nagrodę za bardzo dobre wyniki w nauce i wzorowe sprawowanie.

50 Por. M. Bednarczuk, Walery Przyborowski a polska historiografia i edukacja historyczna po 1945 roku, w: Walery Przyborowski i Józef Brandt, red. K. Stępnik, M. Gabryś, Lublin 2007.

51 K. Gerner, K. Göran-Karlsson, Sverige och Polen i historiskt perspektiv. Bortom stereotyper, w: Sverige och Polen.

Nationer och stereotyper, red. Barbara Törnquist-Plewa, Lund 2000, s. 21.

52 E. Swedenborg, Dziennik snów, przeł. M. Kalinowski, Poznań 1996, s. 42.

53 J. Parandowski, Wycieczka do Kopenhagi, w: idem, Podróże literackie, Wrocław 1968, s. 225.

Wbrew złudzeniu, które może narzucać współczesność, Skandynawia nie była i nie jest monolitem politycznym. Jak obszernie objaśniono w pierwszym rozdziale tej książki, w dziedzinie kultury Skandynawia tworzy wspólnotę skonstruowaną, do-mkniętą dopiero przez dwudziestowieczną retorykę nordycką. W XVII stuleciu kul-minowała rywalizacja między Szwecją i Danią, mocarstwem wstępującym w regionie i mocarstwem sukcesywnie słabnącym. Okoliczność duńsko-polskiego „aliażu” prze-ciwko wspólnemu wrogowi i „zbliżenia” przeprze-ciwko szybko modernizującej się pod panowaniem Wazów, coraz bardziej walecznej Szwecji, wtarła się u nas w schematy.

W 2012 roku Włodzimierz Kalicki próbował podważyć schematy i zafascyno-wać czytelników „Gazety Wyborczej” (dodatku pod nazwą „Ale Historia”) odkry-ciem, że tytuł słynnego obrazu batalistycznego Józefa Brandta wprowadza odbior-ców malarstwa w błąd. zajrzawszy do pamiętnika Jakuba łosia i skonfrontowawszy podstawowe dane tekstowe i wizualne z geografią Półwyspu Jutlandzkiego i oko-lic Sønderborga, Kai oko-licki stwierdził, że Czarniecki pod Koldyngą przedstawia z pew-nością desant na wyspę Als, nie zaś odbijanie zamku w Kolding (Koldinghus) z rąk szwedzkich po odwrocie na Jutlandię54. z perspektywy stanu badań historii sztu-ki Kalicsztu-ki wyważył jednak drzwi otwarte; utrwalony wieloletnią tradycją tytuł mie-szane uczucia u specjalistów wywołuje równie długo55. Dlatego Ewa Micke-Bro-niarek, kuratorka wystawy Józef Brandt 1841–1915, zorganizowanej przez Muzeum Narodowe latem 2018 roku (w ramach obchodów setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości), zaproponowała, by słynne płótno zacząć tytułować znowu Czarniecki w Danii56. Tak bowiem zostało oficjalnie przedstawione w Towarzystwie zachęty Sztuk Pięknych w 1870 roku. Katalog wystawy, będący zarazem naukowym kompendium twórczości Brandta, przypomina, że podczas pierwszych europejskich pokazów (w 1870 i 1871 roku) sam artysta używał wydłużonego tytułu: Przeprawa polskiej kawalerii pod wojewodą Stefanem Czarnieckim przez zatokę na wyspie Jütland, podczas gdy austriacka piechota szturmuje twierdzę Kolding57. Sądząc po takiej peryfra-zie, Brandt świadom był wyboru tematu (desant na Als), ale nie odczuwał potrze-by zaznajomienia się z krajobrazami południowej Danii; pomyślał o zatoce i wyspie (z nazwą zapisaną po niemiecku) zamiast, zgodnie z rzeczywistą topografią, o cie-śninie i półwyspie.

54 W. Kalicki, Sławny obraz Józefa Brandta „Czarniecki pod Koldyngą” przedstawia inną bitwę, „Gazeta Wyborcza – Ale Historia” 2012, 28 maja. Por. J. łoś, Pamiętniki, s. 33–47.

55 zob. Józef Brandt 1841–1915, red. nauk. E. Micke-Broniarek, Warszawa 2018, t. 2, s. 73–74.

56 Ibidem, t. 2, s. 76.

57 zob. ibidem, s. 75.

Józef Brandt, Czarniecki pod Koldyngą W zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie

Podobne wątpliwości nastręczają dzieła Juliusza Kossaka. Oprócz obrazu Czar-niecki pod Płockiem w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie, mamy bowiem przechowywaną w Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku akwarelę, na której przedstawiony w identyczny sposób na identycznym tle hetman ma już znajdować się pod Koldyngą (czy też Kołdyngą). Gród spod ręki Juliusza Kossaka nie przypomina zresztą ani Płocka na Mazowszu, ani Kolding, miasteczka w średniowieczu będącego rezydencją duńskich władców. Nieznający geografii obu miast w detalach mistrz po-luzował wodze fantazji. Należałoby tu odnotować, że na zamku w Kolding, odbudo-wanym na przełomie XIX i XX wieku po pożarze w 1808 roku wznieconym przez hiszpańskich najemników biorących udział w  wojnach napoleońskich, działa mu-zeum (Museet på Koldinghus) pod patronatem księżniczki Benedykty. Ekspozycja stała odznacza się autotematyzmem, dotyczy w dużej mierze odbudowy. Polski czyn w Kolding uwzględniono śladowo, w ramach obowiązkowego rysu historycznego58.

58 Emigracyjny „Głos Polaka” w 1984 roku wspomniał specjalną wizytę złożoną w Kolding w 1935 roku przez przedstawicieli związku polskiego z Nakskov. Polacy w strojach ludowych i z towarzyszeniem muzyki przepara-dowali przez środek miasteczka do ruin zamku. Powodem zlotu duńskiej Polonii i uroczystości w Kolding wraz ze spotkaniem z miejscowymi władzami było uczczenie śmierci Józefa Piłsudskiego. Ale w tym wspomnieniu nie znajdziemy żadnego nawiązania do kulturowej otoczki potopu („wojen szwedzkich”). Autorka albo zwyczajnie o tym zapomniała, albo uznała za zbędne, nadto oczywiste. Podkreśla zaś to, że na rok śmierci marszałka przypadł jeden z największych zlotów (landdstævne) organizacji w Nakskov. zob. A. Slawecki, Et tilbageblik. Zlot i Kolding 1935, „Głos Polaka. Kvartals Informatiom for Forening af Polakker i Danmark” 1984, nr 2.

Korygowanie dziejów polskiego malarstwa jest oczywiście zadaniem dla hi-storyków sztuki. Badaczowi kultury społecznej trzeba natomiast spostrzec, że duń-ski krajobraz, mimo śladu w tekście Józefa Wybickiego, pozostał dla Polaków na tyle egzotyczny, że może być odbierany jako na wpół fantastyczny, funkcjonować na luźnych prawach terra incognita. Różnice między Sønderborgiem i Kolding bądź zamkiem Koldinghus i Ostrowem Tumskim w Płocku są dla przeciętnego Polaka całkiem przeźroczyste; tym bardziej czynienie malarzom zarzutu z deficytów re-alizmu mija się z celem59. Ilekroć okazuję swym studentom reprodukcje dziełek Brandta czy Kossaka, tylekroć muszę wyprowadzać ich z błędu, że Kołdynga nie leży w  Niemczech, lecz jest duńskim miasteczkiem, wyzwolonym przez jazdę konną Czarnieckiego. Sytuowanie Kołdyngi gdzieś między łabą a Renem wynika

59 z polonistycznego punktu widzenia dzieło Brandta można odczytywać jako przypis do Paskowych pamięt-ników: „Epizod z grudnia 1658 roku, kiedy wojska polskie zdobyły duńską twierdzę Koldinghus zajętą przez Szwedów, otrzymał rozbudowaną kompozycję, zapowiadającą zwycięzki dramat”. A. Adamek-Świechowska, Józefa Brandta i Walerego Przyborowskiego powroty do przeszłości w kontekście Trylogii Henryka Sienkiewicza, w: Walery Przyborowski i Józef Brandt, s. 189.

Muzeum Narodowe w Warszawie [Wikipedia Commons]

zapewne z naiwnego skojarzenia z utrwalonymi spolszczonymi nazwami takimi jak

„Tybinga” czy „Getynga”. W konsekwencji zepchnięcia w polskich oczach Duńczy-ków przez Szwedów na boczny plan, Duńczycy, w przeciwieństwie do łajdackich, cuchnących śledziami poddanych Wazów, nie dorobili się w tradycji polskiej statusu prawdziwego obcego.

Duńczycy nie nastąpili na dumę Polaków, podczas gdy Szwedzi wywiezione z Polski łupy wojenne od czasu do czasu wypożyczają na wystawy poświęcone do-brym wzajemnym kontaktom. Na przykład w 2002 roku na zamku Królewskim, którego wiele cennych elementów pierwotnego wyposażenia przetrwało Powstanie Warszawskie, gdyż od stuleci przebywają po drugiej stronie Bałtyku, urządzono wystawę Orzeł i Trzy Korony. Sąsiedztwo polsko-szwedzkie nad Bałtykiem w epoce nowożytnej60. Cenny fryz przedstawiający wjazd Konstancji Habsburżanki do Kra-kowa, w Szwecji nazywany Warszawa Rullen (rulonem z Warszawy), który do Pol-ski przywiózł ze sobą Olof Palme w ramach wizyty państwowej w 1974 roku jako protokolarny upominek, otrzymał oficjalny status „daru Królestwa Szwecji”. „Rolka sztokholmska” – pod taką nazwą skarb ten jest znany dziś w Polsce – została ponow-nie udostępniona odwiedzającym zamek Królewski w Warszawie podczas krótkiej

Duńczycy nie nastąpili na dumę Polaków, podczas gdy Szwedzi wywiezione z Polski łupy wojenne od czasu do czasu wypożyczają na wystawy poświęcone do-brym wzajemnym kontaktom. Na przykład w 2002 roku na zamku Królewskim, którego wiele cennych elementów pierwotnego wyposażenia przetrwało Powstanie Warszawskie, gdyż od stuleci przebywają po drugiej stronie Bałtyku, urządzono wystawę Orzeł i Trzy Korony. Sąsiedztwo polsko-szwedzkie nad Bałtykiem w epoce nowożytnej60. Cenny fryz przedstawiający wjazd Konstancji Habsburżanki do Kra-kowa, w Szwecji nazywany Warszawa Rullen (rulonem z Warszawy), który do Pol-ski przywiózł ze sobą Olof Palme w ramach wizyty państwowej w 1974 roku jako protokolarny upominek, otrzymał oficjalny status „daru Królestwa Szwecji”. „Rolka sztokholmska” – pod taką nazwą skarb ten jest znany dziś w Polsce – została ponow-nie udostępniona odwiedzającym zamek Królewski w Warszawie podczas krótkiej

W dokumencie biali Czerwono (Stron 187-200)