• Nie Znaleziono Wyników

Mimo w szystkiego co m ó w io n o , smoio- w iec okrył bulw ary, które stały się czyste- m i i wygodnemi jak trotoary; nie tyle n a ­ w e t może co te śliskiemi, ale taki j e s t los w szy stk ich ulep szeń , że m u szą mieć p rz e ­ ciw ników .

PEtNO j e s t ludzi w P ary żu n azyw ających się artystam i, aby przecież czemś byli i u- kryć mogli że niczem są w istocie.

N iektórzy istotnie u w ażają się za artystów , gdyż mają chęć być n ie in ija k gdyby chęć mo­ gła za samą rzecz być p rzyjęta.

W Paryżu skoro kto byle co robi, choćby też n ajm niejszą zajm uje się sztuką, zaraz mianuje się artystą, w y w ie s z a szyld przed sw ym magazynem.... /.ogrom nym napisem.

D latego też w w ielkim mieście są artyści kraw cy, artyści fry z y e ry , artyści malarze szyldów ; artyści obuwia. Następnie idą

130

ści posługacze publiczni (czyszczący su k n ie i obuw ie na ulicach) arty ści robiący p o rtre ­ ty z papieru nożyczkam i, aity sci g iający p o ulicach na klarnetach, arty ści ta ń c z ą c y ,śp ie ­ w ający bez końca.. A w szy scy ci ludzie zo- w ią się artystam i. C zęsto w rogu ulicy czło w iek obdarty, p rzy b liża się do ciebie i szep ­

cze do ucha:

— Zechciej Pan w esprzeć biednego a rty ­

stę b ez zatru d n ien ia.... nieszczęściem ściga­ nego... który bardzo będzie w dzięczny.

M acając się po kieszeni, m ów isz do tego człow ieka.

- Jesteś pan artystą.... a w ja k im

rodza-ju i ,

_ W ielem n ap isał d zieł do te atró w ale w s k u te k intryg nie zo stały p rz y ję te .

TSTie w c h o d z is z głębiej, z o sta w ia sz a rty stę d aw szy mu jałm u żn ę.

In n ą ra ż ą staje przed tobą jegom ość ty tu ­ łu jący się a rty stą m alarzem ; p ro je k tu je ci

zrobienie p o rtretu w ciąg u godziny za u m ia r­ k o w a n ą cenę (dziesięciu fran k ó w ) zap e­ w n ie że cię trafi; zrobi cię o lejnem i albo wo- dnem i farbam i, ja k zechcesz; co do niego spo strzeg asz że ju z pił w ino.

Nie potrzeb u jesz p o rtretu , ale jegom ość ten m ów i że ma rodzinę, w iele dzieci a m a­ ło dla nich chleba. N ieszczęśliw i to ludzie w Paryżu, k tó rz y m ało m ają chleba a zaw

-131

sze wiele dzieci. R ozczulasz się; prosisz a rty sty aby p okazał jaki portret; ale niema- ją c ich nigdy przy sobie, ma zaw sze w ym ó w ­ ki na pogotowiu.

Pozw alasz się odmalować; artysta bierze się do dzieła; prosi cię o godzinę czasu, u- p ły w a cztery; niecierpliwisz cię, patrzysz na obraz, spostrzegaszxięźyc, w p o śró d którego ten malarz, który p ierw szy ch zasad "ry su n ­ k ó w linearnych nie zna, usiłuje zrobić oczy, nos, nie wiedząc j a k w z ią ś ć się do tego. D a­ jesz artyście dziesięć franków , mówiąc mu że dłużej nie w y trz y m a sz ; on cię zapew nia że zupełnie byłbyś trafiony; ale w y p ra sz a sz go aby się w raz z p o rtretem oddalił, spokojny że nie będziesz poznany.

Często je sz c z e w chodzi do ciebie czło­ w iek rozm am any; w w ielu miejscach ma spodnie rozdarte, surdut d z iu ra w y , p ołata­ ny, bez guzików, w sz y s tk o to n ie w strz y m u ­ j e go mówić ci, z tonem p e w n ej pretensyi:

Jestem zw olennikiem sztuk, arty stą z u sp o ­ sobienia, profesorem z potrzeby.... uczę w ie­ lu przedm iotów ... łaciny, greckiego, pisma świętego, filozofii.... retoryki... Masz Pan dzieci, w szystkiego tego mógłbym ich uczyć.

Przypom inasz sobie podobną ju ż anegdo­ tę i spieszysz się dać artyście 5 fran k ó w na spodnie: aby nie b y ł zm uszony pokazyw ać je sz c ze co innego s w y m uczniom.

132

Między p raw rłziw em i artystam i j e s t w ie ­ lu w Paryżu któ rzy ubiegają się za fryzurą, za p o sta w ą oryginalną; j e s t to słabość któ ­ rą m ożna wybaczyć talentow i. Ale w ogóle n a jw ięk sz e talenta nie chcą się p o w ie rz c h o ­ w n o ścią odznaczać.

Z resztą nikt od a rty s ty sw o b o d n iejsz y m n ie j e s t w Paryżu: robi co mu się spodoba, ubiera j a k mu się zdaje, p racu je kiedy chce, w łó c zy się podług woli: p ro sz o n y na objad późno przychodzi, na schadzce czekać na sie- biekaże; w z g ro m a d ze n iu ,m ó w i co mu do gło­ w y p rz y jd z ie . P rzebaczają mu w sz y s tk o ze w zględu że ma talent.

N iek tó rzy tego n a d u ży w ają. Jeden da ci dziesięć schadzek, a na żad n ą nie przyjdzie; drugi powie że je s t słabym aby cię nie przy- jąć.

Ten pokazuje obejście i ton wielkiego P a ­ na, ja k b y nie znano jego pochodzenia, tam ten tw ierd zi że j e s t odnowicielem, purytanem ; na ulicy nie ukłoni się c zło w iek o w i k tó re ­ m u nie poszło szczęśliwie.

W Paryżu artyści m alarze, w ielkie m ają­ cy p ra c o w n ie,p rzy jm u ją w nicłi wielu innych a rty s tó w każdego rodzaju.

Nic nie ma okazalszego nad podobne ze­ branie: w id zisz tam k o m p o z y to ró w słucha­ jący ch opow iadania m alarza; poetę p iszące­ go w iersze, które w nim w z b u d ziło piękne

dzieło lub obraz rzeźbiarza; grających w i m - p erjała z drugim artystą; młodego ucznia mającego przerobić w zór, i w tym celu za ­ wijającego rę k a w y sukni którą zdjął z sie­ bie. Z tej strony m łody student nowej szkołj- ubiera się w w ielki szal obwijając głowę serwetą, p rzebiera się w turka; potem siadłszy z załoźonemi na k rzy ż nogami,pali ogromną fajkę, p uszczając dym nosem.

Dalej aktor pierw szego teatru tańczy z sław nym skrzypkiem , gdy tym czasem mło­ dy kom ik z innego teatru zdaje się im to w a ­ rz y szy ć trz y m a ją c w ustach k aw ałek pie­ czeni a ręce m ając na lasce oparte ja k b y grał na klarnecie

Rzeźbiarz śpiew a n o w y komplet. Litograf trąbi w róg ja k gdyby był na polowaniu; au to r w odew ilu ró żu je się, czerni śpiewając w y ją tk i z opery; gdy tym czasem dw óch uczniów z k o n serw a to ry u m pow tarzają miłosny duet. Tu deklam ują, rysują, dalej tańczą, m ustrują się, o p o w ia d ają historyjki, nowiny; w szędzie pełno śmiechu, radości, ż a rtó w , głupstw, dow cipów , a zawsze) zu­ pełna swoboda.

Oto masz w n ętrze p ra w d ziw e g o artysty w Paryżu gdyż z aw sze takim j e s t j a k ą jego pracownia.

G

ryzetki

Paryża uwielbiają teatra i akto­